W piątek po południu spotkaliśmy się w Charlotte Convention Center o 19:00 na wieczorze muzyki sakralnej. Chór diecezji w Charlotte dał nam cudowny koncert, po czym spotkaliśmy się z Jimem Caviezel. Opowiadał nam on o swojej drodze do Boga, o swym nawróceniu. O tym, jaką rolę odegrała w jego życiu modlitwa różańcowa i o swych przeżyciach podczas kręcenia filmu „Pasja”. Opowiadał, jak miał dość po całodziennym wiszeniu na krzyżu, w listopadowych zimnych podmuchach wiatru, gdy podtrzymywała go w wytrwaniu tylko nadzieja, że za parę godzin koniec i nie będzie musiał już tego robić. Cóż, Mel Gibson nie był zadowolony z wyników tego dnia zdjęciowego, więc powtórzyli jeszcze raz. Rano osiem godzin nakładania charakteryzacji, potem godziny na krzyżu. Powtórzyli i trzeci. W sumie kręcenie sceny z krzyżem trwało… pięć miesięcy. Jim powiedział, że nigdy by przez to nie przeszedł, gdyby nie modlitwy, codzienna Eucharystia i jego wiara.
Podobnie ze sceną biczowania. Miał on pod charakteryzacją stalową blachę na plecach, a koło kamer ukryte dla naszego wzroku lustra, żeby widzieć, kiedy następuje uderzenie i krzyknąć w odpowiednim momencie. Tylko, że zaraz na początku kręcenia tej sceny został on uderzony poniżej blachy. Nie krzyknął. Powiedział, że ból był tak potworny, że przez dłuższy czas nie mógł wydobyć z siebie żadnego głosu, ani nawet oddychać. Po chwili jeszcze raz został naprawdę uderzony. Rany te zresztą posłużyły charakteryzatorom jako wzór przy ich pracy. Wspaniały aktor i wspaniały człowiek i niezapomniane z nim spotkanie.
Na zdjęciach ja rozmawiam z biskupem Peterem Jugisem i Jim Caviezel podczas swego wystąpienia. Jakość zdjęć jest marna, ale pstrykałem z daleka, zbyt daleko, żeby lampa błyskowa pomogła w uzyskaniu dobrego zdjęcia.
___
___
Po tym wspaniałym wieczorze podjechaliśmy do katedry, gdzie miała miejsce całonocna adoracja Najświętszego Sakramentu. Pomodliliśmy się, podziękowaliśmy Jezusowi za wszystkie dary otrzymane od Niego i pojechaliśmy do domu, żeby odpocząć przed sobotnim dniem.
Sobotnie wydarzenia zaczęły się procesją z kościoła Św. Piotra w centrum Charlotte do budynku Charlotte Convention Center. Było coś niesamowitego w tej tradycyjnej procesji, z dziewczynkami w sukienkach od pierwszej komunii rzucającymi kwiatki, z ludźmi klękającymi przez Jezusem ukrytym w Hostii niesionej przez naszego biskupa w centrum nowoczesnego, amerykańskiego miasta. Żeby lepiej zrozumieć surrealizm tej sytuacji przypomnę, że w Charlotte jest ponad 800 kościołów, ale tylko kilkanaście z nich to kościoły katolickie. W samym centrum miasta mieszka wielu bardzo bogatych ludzi. W sobotę o 7:30 rano wielu z nich biega dla zdrowia i zabawny był widok ich twarzy zdumionych widokiem Rycerzy Kolumba w swych strojach, dziewczynek rzucających kwiatki, klęczących ludzi i biskupa pod baldachimem z monstrancją w uniesionych rękach. Miejmy nadzieję, że i tu, w Nowym Świecie, na południu Stanów obraz tradycyjnego chrześcijaństwa nie będzie wkrótce nikogo dziwił.
___
___
Po porannej adoracji zaczął się długi dzień cudownych spotkań i przeżyć, ale o tym już napiszę w następnym felietonie.
No comments:
Post a Comment