Friday, December 13, 2013

Nowe ciężarówki pełne elektroniki.

Dziś dowiedziałem się, że nowe ciężarówki w naszej firmie będą miały automatyczne skrzynie biegów. Nadal będą to samochody Volvo VN300, ale będzie więcej elektroniki, wspomagającej kierowcę w jego pracy.

Tempomaty będą "mądre", czyli same będą utrzymywały odległość za jadącym przed nami pojazdem i same będą hamowały, nawet, gdy są wyłączone, by uniknąć wypadku. Elektronika także będzie pilnowała, by nie wyjeżdżać ze swego pasa, a kagańce w nowych autach będą ustawione na 65 mph niezależnie od tego, czy jedziemy "na nogę", czy "na tempomat".

Jak mi się te zmiany podobają? Nie podobają mi się wcale. Po pierwsze do tej pory miałem bardzo niedobre doświadczenia z automatami. Mam nadzieję, że te volvowskie będą pracowały lepiej, zobaczymy. Jednak mimo wszystko wolę sam sobie zmieniać biegi.

Po drugie - inteligentny tempomat. W wielu sytuacjach jest naprawdę upierdliwym gadżetem. Czy zwiększa bezpieczeństwo kierowcy? Pewnie tak, ale...

Wyobraźmy sobie taką sytuację, z którą kierowcy spotykają się każdego dnia. Samochód osobowy wyprzedza ciężarówkę kilkadziesiąt metrów przed zjazdem z autostrady, hamuje i zjeżdża. Ja jestem w stanie ocenić, że mogę bez zwalniania kontynuować jazdę, bo wiem, że on zaraz zjedzie, ale tempomat tego nie "widzi", on mi gwałtownie zacznie hamować cały zestaw, sądząc, że to konieczne, by uniknąć wypadku.

Inna sytuacja: Podjazd pod stromą górę. Wyprzedza mnie zestaw jadący niemalże z taką samą prędkością, może jedną - dwie mile jedzie szybciej. Zaraz po wyprzedzeniu mnie zjeżdża na mój pas, jest blisko - i mój tempomat hamuje mnie na tym stromym podjeździe. Tracę moment, prędkość, muszę zredukować bieg, czy dwa i wyjeżdżam na górę dwa razy wolniej.

Trzecia sytuacja - jadę 65 mph, niewielki ruch, ładna pogoda  i nie zwracam na nic uwagi, bo nic się na szosie nie dzieje. Dojeżdżam do innego zestawu, jadącego 62 mph. Moja ciężarówka zwalnia stopniowo, aż zaczyna też jechać 62, utrzymując bezpieczny, duży odstęp między naszymi zestawami. Ja mogę nawet tego nie zauważyć, że już nie jadę 65, tracąc cenny czas.

Czwarta sytuacja: Jadę 65, zbliżam się do innej ciężarówki, która jedzie 62, ale trzymam nogę na gazie i zbliżam się do niej, bo chcę ją wyprzedzić. Muszę jednak bardzo wcześnie zjechać na lewy pas, bo kontynuowanie takiej jazdy na prawym pasie spowoduje, że mi się same hamulce włączą. Oczywiście bezpieczniej jest wcześniej wjechać na lwy pas, po to takie ustawienia tego ustrojstwa, tylko, że nerwowi i bardzo się spieszący kierowcy osobowych aut wyprzedzają wtedy z prawe, wskakując między moją ciężarówkę, a tę, którą zacząłem wyprzedzać, czasem "pozdrawiając" mnie środkowym paluchem swojej dłoni.

Myślę jednak, że te wszystkie elektroniczne zabawki są nie do uniknięcia, więc trzeba się z tym pogodzić i nauczyć się z tym żyć. A w dzisiejszych czasach, gdy telefony, komputery, gps-y i inne zabawki rozpraszają nas czasem w czasie jazdy, takie elektroniczne narzędzia wspomagające kierowcę mogą mu czasem uratować życie. Niektóre zresztą są bardzo fajne, np. "ostrzegacz" zmiany pasa - urządzenie, które daje nam jakoś znać, że opuszczamy nasz pas ruchu, albo, że zbliżamy się niebezpiecznie do jadącego obok nas pojazdu.

Za parę miesięcy będzie możliwość przetestowania nowych ciężarówek i wtedy zobaczymy jak to w praktyce jest. Jak zwykle w takich sytuacjach diabeł tkwi w szczegółach. Takie zabawki wymagają tuningu, regulacji i w zależności od ustawień mogą mniej, lub bardziej irytować, lub pomagać, więc dopiero w przyszłym roku przekonam się jak to naprawdę działa. Jednak nie jestem zbyt wielkim optymistą - te urządzenia, które były zainstalowane w ciężarówkach US Xpress bardziej przeszkadzały niż pomagały w naszej codziennej ciężkiej pracy.

Friday, October 04, 2013

Stachanowiec hiob.

   Mija trzeci tydzień pracy według nowego scenariusza. Zarówno w drugim tygodniu, jak i przed paroma dniami, wyjechałem w poniedziałek do Georgii, w moją zwykłą trasę. Taka wyprawa powinna zająć, według mojego pracodawcy, nieco ponad 1000 minut, czyli mówiąc normalnie 16 godzin i 45 minut. Jak wiecie nam nie wolno jechać po tym, jak mija 14 godzina od rozpoczęcia pracy, więc teoretycznie wracając na bazę powinienem się zatrzymać w hotelu i dokończyć jazdę następnego dnia.

  Oczywiście nikt nie chce iść spać do hotelu trzy godziny od domu, więc i ja starałem się jak najproduktywniej pracować i w obydwu przypadkach udało mi się to doskonale. W jeden dzień zakończyłem pracę po 775 minutach, w tym tygodniu wyrobiłem się w 764 minuty.  W obydwu przypadkach nie przekroczyłem też limitu 11 godzin jazdy i bezpiecznie, choć bez wielkiego marginesu, dojechałem na bazę. A moja wydajność w tych dniach wyniosła ponad 130%, co dodatkowo przełożyło się na to, że zamiast 19 zarabiałem 25 dolarów na godzinę.

   Istniało niebezpieczeństwo, że mi braknie kilkunastu minut, by dojechać na bazę, ale jeśli taka sytuacja przydarzy się już niedaleko firmy, to dyspozytor wysyła innego kierowcę, by dowiózł mnie i trucka na miejsce. Co prawda ja jeszcze w takiej sytuacji nie byłem, ale byłem w roli tego, który ratował innych. Niedawno np. kierowca musiał zaparkować swe auto pół godziny od bazy, bo ładując towar w mleczarni zeszło mu dłużej, niż było to planowane i potem brakło mu czasu, by dojechać do terminalu.

  Ponieważ w obydwa te dni powróciłem na bazę, w dniu następnym miałem niejako extra dzień. Zamiast wracać z hotelu i ewentualnie dokończyć dzień rozwożąc lokalnie towary, mogłem zrobić kolejną, dłuższą trasę i tak też się stało. Pojechałem do sklepów nad oceanem, w Południowej Karolinie. Tak więc, mimo, że pracuję teraz tylko cztery dni w tygodniu, jak na razie udaje mi się zarobić niewiele mniej, niż wtedy, gdy pracowałem pięć dni, a do tego mam taką pracę, która mi bardziej odpowiada.

  Jedyny problem, jakiego nadal nie udało mi się rozwiązać, to spanie w dzień.  Dziś na przykład położyłem się przed południem, licząc na to, że się solidnie wyśpię do wieczora, ale po czterech godzinach się zupełnie rozbudziłem i nie mogłem więcej usnąć. A teraz jest 21, ja za pół godziny wychodzę do pracy, ruszam do Tennessee i wiem, że nad ranem mi się zaczną kleić oczy. Zapewne tak, jak w poprzednie tygodnie, zrobię sobie godzinną przerwę w czasie jazdy, by się przytulić do kierownicy i uciąć komara. Wiem bowiem z  własnego doświadczenia, że taka drzemka lepsza jest od kawy, otwierania okna, bicia się po głowie, biegów dookoła auta, czy jakiegokolwiek innego sposobu na pokonanie senności. Gdy organizm domaga się snu, trzeba mu ten sen dać. Choćby odrobinę - nawet 15 minut jest lepsze niż dzbanek kawy.

Kończę, bo czas się zbierać. Do usłyszenia w trasie. Kamera będzie włączona, mikrofon także, zatem zapraszam na wspólną podróż w dzisiejszy, sobotni poranek. Obraz z kamery oczywiście jst widoczny na naszym forum, www.katolik.us na dole strony. Zapraszam.

Monday, September 23, 2013

Już tydzień po zmianie szychty.

Już minął tydzień od zmiany szychty i jak na razie mi się podoba. Miałem być w poniedziałek w Georgii, ale wysłali mnie do Nashville. Piątek, to moja zwykła trasa do Nashville, a do tego w środę pojechałem w zastępstwie za innego kierowcę do jakiegoś sklepu w Północnej Karolinie, gdyż miał drobną stłuczkę i nie mógł kontynuować jazdy.

Wyjazd ten miał być jednodniowy i taki był, ale nie wiele brakowało... W drodze powrotnej miałem bowiem odebrać z firmy Campbell naczepę załadowaną zupkami w puszkach, ale towar nie był gotowy. Czekałem trzy godziny i gdy później dojeżdżałem na bazę, moja elektroniczna karta drogowa pokazywała, że mi zostały cztery minuty jazdy. 

W sumie tydzień ten wyszedł też finansowo bardzo dobrze, gorzej było z moją formą. Jeszcze się nie przestawiłem na nocne jeżdżenie i koło świtu strasznie mnie morzy sen, a swoją półgodzinną przerwę, która nas od paru miesięcy obowiązuje, wykorzystuję na krótką drzemkę na kierownicy.

Do tego w wolne dni, jak dzisiaj, staram się spać w dzień i czuwać w nocy, by przyzwyczaić organizm do nowej rzeczywistości. Teraz jest 4 rano, gdy to piszę, planuję iść spać koło 9, a do pracy idę na 23. Mam nadzieję, że wreszcie uda mi się przespać cały dzień, bo jak na razie największy problem mam z tym, że mimo zmęczenia po nocnej jeździe, sen w dzień jest płytki i co chwilę się budzę, a po kilku godzinach już nie mogę więcej zasnąć.

Friday, September 06, 2013

Nowa zmiana, powrót kamery live i spełnione marzenie Country Daro.

Nowa szychta w mojej pracy.


W naszej firmie co pół roku wybieramy sobie godziny pracy, dni, w które pracujemy i rodzaj pracy - czy chcemy jeździć lokalnie, czy dalej. Oczywiście większość tych możliwości to jedynie pewne ogólne zarysy tego, co się będzie robić. Na przykład do tej pory moja zmiana była określona jako praca lokalna, ale często jeździłem do miejscowości oddalonych nawet o 300-400 km. Jednak zawsze wracałem w ten sam dzień na bazę, a jeśli była potrzeba dłuższej trasy, pytano mnie, a ja mogłem odmówić.

Przed jesiennymi wyborami tras miałem takie wstępne życzenia:

1. Wolna niedziela;
2. Czterodniowy tydzień pracy i
3. Dłuższe wyjazdy. 

Szanse na spełnienie wszystkich oczekiwań nie były wielkie, bo w naszym oddziale firmy jest niemal stu kierowców, a ja jestem dziesiąty, ale od końca. Zatem 90% z nich wybierało przede mną. Jednak udało mi się uzyskać niemal wszystko, choć nie bez pewnej ceny, jaką muszę za to zapłacić.

1. Wolna niedziela tak, ale z pewnym zastrzeżeniem. Będę pracował w sobotę do późna i pewnie będę kończył pracę w niedzielę nad ranem. Przypuszczam, że gdzieś około 5-6 rano zjadę w niedzielę na bazę i będę miał wolne do poniedziałku do wieczora.

2. Tu mam to, co chciałem - trzy dni w tygodniu wolne, a nawet trochę więcej. Niedziela od rana do poniedziałku do 23 i od środy rano do piątku do 22.

3. Dwa wyjazdy w tygodniu, w poniedziałek do południowej Georgii, w piątek do Tennessee. Obydwie trasy wymagają pozostania w drodze na noc, ale to nie będzie spanie w trucku, tylko noc w hotelu. Po powrocie z Georgii prawdopodobnie będzie jeszcze jakaś lokalna praca, bo zostanie mi wystarczająca ilość godzin, by popracować, a po powrocie z Tennessee od razu do domu.

Jakie są ujemne strony tej szychty? Przede wszystkim pora, o której zaczynam pracę. Dlatego nikt jej wcześniej nie wziął. Trzeba ruszyć w drogę około północy, pracuje się do 10 - 12 w dzień, potem trzeba iść spać, by o 20, czy 22 ruszyć w dalszą drogę. Problem polega na tym, że spaniem w dzień różnie bywa, a jeśli się nie wyśpimy, to nad ranem oczy się same zamykają. Drugi problem to utrata 20-25% zarobków, w porównaniu do tej zmiany, którą mam teraz. Ale to wynika z tego, że mam więcej wolnego czasu, a jeśli bym chciał dorobić trochę, można się zgłosić w wolne dni i często dostaje się dodatkową pracę.

Powrót kamery live.  

W związku z tym, że będą dłuższe trasy, będzie też kamera.  Jeszcze nie wiem na 100% kiedy, ale wyglądana to, że transmisja będzie, według polskiego czasu, we wtorek rano do wczesnego popołudnia i podobnie w sobotę. Możliwe, że także uda się ją włączyć przed południem w środę i niedzielę, ale o tym przekonam się "w praniu". Nie będzie jednak kamery wieczorem polskiego czasu, bo wtedy będę smacznie spał.

Country Daro.


Na YouTube możecie znaleźć bardzo sympatyczną piosenkę country pod tytułem "Autobusowy song":




Już parę ładnych lat minęło,
Gdy pierwszy raz za kółkiem siadłem,
Lecz ot niedawno mnie coś tknęło,
spojrzałem w okno no i zbladłem. . .
Maszyna, mówię wam, marzenie,
Autobus przy niej marne licho,
to było coś jakby olśnienie,
od tamtej pory nucę cicho. . .

A mnie się marzy moi mili,
Truckera życie, wielkie auto,
i szosa gładka jak aksamit,
wciąż o tym myślę, w każdej chwili,
MAN albo SCANIA to jest wózek,
Trasa do Rzymu lub Madrytu,
Dobre resory, CB Radio,
co głupio patrzysz na mnie Józek? ? ?

Od 5.00 rano jeżdżę w koło,
sam diabeł tego nie wytrzyma,
ktoś z tyłu śmieje się wesoło,
elegant bukiet kwiatów trzyma,
ktoś gapi się w przednie lusterko,
przecież faceta nie znam wcale,
ta Pani ładne ma futerko,
siedzenie znowu tną wandale. . .

A mnie się marzy moi mili,
Truckera życie, wielkie auto,
i szosa gładka jak aksamit,
wciąż o tym myślę, w każdej chwili,
MAN albo SCANIA to jest wózek,
Trasa do Rzymu lub Madrytu,
Dobre resory, CB Radio,
no nie gap się już na mnie Józek! ! !

Setki przystanków znam na pamięć,
w korkach ulicznych stoję co dzień,
czy słońce czy zimowa zamieć,
autobus zawsze w szarym smrodzie,
niech kumple śmieją się i szydzą,
że niezły ze mnie jest marzyciel,
ja będę jeździł wielką bryką,
ja będę miał ciekawe życie! ! !

A mnie się marzy moi mili,
Truckera życie, wielkie auto,
i szosa gładka jak aksamit,
wciąż o tym myślę, w każdej chwili,
MAN albo SCANIA to jest wózek,
Trasa do Rzymu lub Madrytu,
Dobre resory, CB Radio,
no dobra możesz śmiać się Józek! ! !


Autorem słów do tej piosenki jest Country Daro z naszego forum. Darek kiedyś był prawdziwym truckerem, nawet woził gabaryty, ale potem zaczął jeździć autobusami. Pracował w krakowskim MPK i w Londynie kierując prawdziwym piętrusem. Jednak prawdziwy trucker nie wytrzyma w autobusie. Jazda dookoła komina to nie dla niego. Nie musi jeździć z Kazachstanu do Hiszpanii, czy z Karoliny do Oregonu, ale przynajmniej te kilkaset km od bazy trzeba wyskoczyć, by się poczuć prawdziwym szoferem. A zatem Daro porzucił kultowego piętrusa i wskoczył do ciągnika siodłowego i spełnia swoje marzenia z piosenki. Tak, tak, Józek, ten się śmieje, kto się śmieje ostatni. ;)

Pozdrawiam, Daro i good luck!



Wednesday, July 03, 2013

Nowa praca - podsumowanie.

Minęło pół roku w nowej pracy i czas na podsumowanie. Zrobiłem to w formie video na YT:   

http://www.youtube.com/watch?v=M5hRyrAk8JM

... ale i tu napiszę parę słów.

A zatem parę liczb.  Średni zarobek brutto to 1098 dolarów tygodniowo,  a za pół roku zarobiłem 27 500. Pracuję średnio po 11 godzin, mam wydajność 119%, dzięki czemu, mimo stawki godzinowej w wysokości $17,65 faktycznie na godzinę zarabiam $20,88. Przejeżdżam średnio 2650 km tygodniowo, więc za rok powinienem przejechać 140 tys km. Zatem, mimo, że to lokalna praca, to nie do końca, trochę mil się tu także nakręci na koła.

Czy zatem jestem zadowolony? Tak, myślę, że tu mogę się zatrzymać na dłużej. Może nawet do emerytury. Jestem w domu niemal każdej nocy, jedynie trzy, czy cztery razy miałem wyjazd taki, że spałem w hotelu, mam nadzieję, że wkrótce, za rok, czy dwa, będę miał wolne niedziele, spróbuję też wybrać taką zmianę, by pracować jedynie cztery dni w tygodniu. To będzie się wiązać z mniejszymi zarobkami, ale po pierwsze moja stawka godzinowa wzrośnie jeszcze o 25%, a po drugie kierowcy pracujący po cztery dni w tygodniu mogą brać dodatkowe dni, jeżeli tylko mają na to ochotę.

W tej chwili pracuję pięć dni w tygodniu, od czwartku do poniedziałku, a moja zmiana zaczyna się o 15. Jednak taka szychta jest mi przydzielona jedynie na pół roku. Co sześć miesięcy kierowcy mogą sobie wybrać inną zmianę, zaczynając od tych, którzy mają najdłuższy staż.

Ja, ponieważ zacząłem niedawno, nie mam zbyt wielkiego wyboru, ale po mnie przyjęto jeszcze kilkunastu kierowców, więc jakiś wybór będzie. Tym bardziej, że tu jest dużo starszych kierowców, w wieku przedemerytalnym i oni sukcesywnie będą na emerytury odchodzić, a ja będę się przesuwał w górę listy.  Liczę więc na to, że już za rok uda się wybrać taką zmianę, która pozwoli mi mieć niedziele wolne.

Zobaczymy we wrześniu jak to będzie wyglądało, bo wtedy następne wybieranie szycht, a miesiąc wcześniej, w sierpniu, będę miał pierwszą podwyżkę, bo minie 9 miesięcy mojej pracy. Będzie ich  w sumie cztery, po 9, 18, 27 i 36 miesiącach, a zatem po trzech latach pracy kierowca ma już najwyższą stawkę obowiązującą w firmie, która u nas wynosi $21,90 na godzinę.  Dodatkowo co roku wszyscy mają jakieś małe podwyżki, wyrównanie inflacyjne, które wynosi ok. 3- 5%. Niby niewiele, ale zawsze coś.

Tak to wygląda w skrócie, a za pół roku zrobimy kolejne podsumowanie. W międzyczasie zapraszam na mój kanał na YouTube.

Maluszek - rejestracja i ubezpieczenie.

Samochodzik w końcu dotarł do mnie. Co więcej - nawet zdążył się już zepsuć. Ale cóż, taka już jest jego uroda.

Autko się psuje, ale też naprawy zwykle są proste, więc i mnie się udało pokonać trudności. Szczegóły na moim kanale na YouTube,  www.youtube.com/truckerhiob.

Były drobne problemy z rejestracją samochodziku. Trafiłem na urzędniczkę w wydziale komunikacji, która nie tylko miała już z osiemdziesiąt lat, ale do tego była generalnie nastawiona na nie. Wszystko było: "Nie da się, nie można, brakuje dokumentów", itd, itp. 

Rzeczywiście brakowało mi jednej rzeczy - inspekcji samochodu przez policjanta, sprawdzającego numery seryjne pojazdu i jakieś inne rzeczy. Taki inspektor musi obejrzeć każdy prywatnie sprowadzany pojazd i nie ma to nic wspólnego z inspekcją techniczną przeglądem samochodu. Na inspektora musiałem czekać tydzień, ale sam przegląd przeszedł bez problemów.

Wróciłem do wydziału komunikacji po tygodniu, mając już komplet dokumentów i tym razem trafiłem na bardzo miłą i pomocną urzędniczkę. Ciągle cały proces zajął niemal dwie godziny, bo ona sama nie bardzo wiedziała jak takie autko zarejestrować, ale starała się jak mogła, by rozwiązać wszystkie trudności. Wykonała kilka telefonów, zeskanowała i przefaksowała wszystkie dokumenty i po dwóch godzinach wyszedłem z nową tablicą i dowodem rejestracyjnym.

Pisałem wcześniej o problemach z ubezpieczeniem OC. Okazało się, że problemy te wyszły nam na zdrowie. Pierwsza firma w ogóle nam odmówiła, druga obiecała, za 150 dolarów miesięcznie, ale po paru dniach wyszły jakieś trudności, więc Grażynka znalazła trzecią, która ubezpieczyła mnie za... 40 dolarów miesięcznie.

To ubezpieczenie jest jednak tylko na mnie, a samochód w Krakowie był zarejestrowany na Victorię. To jednak także udało się rozwiązać w ten sposób, że przy samym okienku kupiłem fiacika od Victorii i został on zarejestrowany na moje nazwisko. Okazuje się więc, że wystarczy odrobina dobrej woli ze strony urzędniczki i można pokonać wszystkie trudności.


Wednesday, June 12, 2013

W życiu nic nie jest proste...

I zaczęły się problemy...

Samochód już jest w Charleston, przeszedł przez kontrolę celną, zapłaciłem cło, całe 17 dolarów i dzisiaj miał go ktoś przywieźć do Charlotte. Niestety nie był w stanie załadować autka na naczepę, bo przy rozstawie kół wynoszącym 114 cm autko wpada do dziury między pomostami, czy też rampami, na których się auta przewozi.

Myślałem więc, że wrócę do planu "B", czyli pojadę sam po niego, ale by to zrobić potrzebuję ubezpieczenie od odpowiedzialności cywilnej i tu wyskoczył kolejny problem. Firma, w której ubezpieczamy wszystkie nasze auta, Allstate, nie jest w stanie ubezpieczyć fiacika, bo nie ma takiego pojazdu w ich bazie danych i komputer "nie przyjmuje" takiego pojazdu.


Znalazłem inną firmę, Progressive, która ubezpiecza auta pochodzące "z szarej strefy" ("grey import vehicle"), ale i oni natrafili na problem polegający na tym, że nie znaleźli w swych danych takiego pojazdu. Muszą więc wysłać zapytanie o specjalny kod do wydziału komunikacji mojego stanu, a gdy dostaną odpowiedź, to po paru dniach będą w stanie ubezpieczyć ten pojazd.

Jest więc nadzieja, że koło niedzieli będę miał ubezpieczenie, jeśli nie wyskoczy coś niespodziewanego, ale to znaczy, że do tej pory nie będę mógł tym samochodem jeździć. Chyba, że uda mi się wykupić w Polsce ubezpieczenie, albo sprawdzić, czy to, które mamy, obowiązuje na terenie USA.

Tak czy inaczej jestem bardzo rozczarowany, bo już byłem pewien, że dziś wieczorem odbędzie się pierwsza próbna jazda, a tymczasem na razie kicha. :-( Trzeba się uzbroić w cierpliwość i pogodzić się z faktem, że być może dopiero w następny wtorek pojadę sam odebrać ten samochód.

Monday, June 03, 2013

Georgia Higway już w Ameryce.

Jak wiecie, kupiłem małego Fiata, który płynie do Stanów, albo raczej już tu jest - statek MS Georgia Highway wpłynął już do portu w Baltimore.  Za parę dni będzie w Charleston, a w połowie miesiąca samochód powinien być u mnie w Charlotte. Na pewno będą wtedy jakieś fotki i film na youtube.

Sunday, March 17, 2013

Nowa zmiana

W mojej nowej firmie każdy z kierowców ma "indywidualną szychtę", własny rozkład godzin pracy. Niektórzy pracują cztery dni w tygodniu, inni pięć - i każdy może w swoje wolne dni, w miarę zapotrzebowania, przyjść dodatkowo do pracy. Niektórzy mają wolne weekendy, inni pracują w niedziele i są też tacy, którzy jeżdżą na dłuższe, dwudniowe trasy, spędzając noc w hotelu.

To, jaką będziemy mieli zmianę decydujemy sami, według starszeństwa. Kierowca pracujący najdłużej w firmie wybiera pierwszy, a ten, który został przyjęty do pracy na końcu - bierze to, co zostało. Proces taki powtarza się co sześć miesięcy.

Gdy się tu zatrudniłem, nie miałem wyboru - otrzymałem pięciodniową, popołudniową zmianę. Zaczynałem o 15 i pracowałem od wtorku do soboty. Zmiana była bardzo dobra, bo były wolne niedziele, ale się skończyła i od ostatnich "wyborów" już jej nie mam.

Gdy ja mogłem wybierać, nie było już nic z wolnymi niedzielami. Miałem tylko pięć możliwości - cztery z nich to były czterodniowe tygodnie pracy, a tylko jedna była pięciodniowa, podobna do mojej dotychczasowej, praca od 15, z wolnymi wtorkiem i środą. Zdecydowałem się więc na tę zmianę.

Co prawda kusiło mnie, by wziąć czterodniową szychtę, bo fajnie jest mieć trzydniowy weekend, nawet, gdy wypada on w środku tygodnia, ale przynajmniej na razie nie bardzo mnie na to stać. Zaczynam od stosunkowo niewysokiej stawki i potrzebuję tych pięciu dni pracy. Gdy po trzech latach moja stawka dojdzie do maksymalnej wartości, czyli zamiast 17,30 za godzinę będę zarabiał 22 dolary, to wtedy będę sobie mógł odpuścić piąty dzień pracy.

Ja teraz mam płacone średnio za 12,5 godziny dziennie. Faktycznie pracuję mniej, ale dla naszej kalkulacji nie ma to tutaj znaczenia.  Zatem mój tygodniowy zarobek brutto to około 1100 dolarów.  Gdy będę miał stawkę 22 na godzinę i będę pracował cztery dni w tygodniu, zarobię praktycznie tyle samo. Inna sprawa, czy wtedy nie będę chciał zarabiać więcej, ale na razie przynajmniej myślę, że wtedy będę mógł śmiało odpuścić sobie ten piąty dzień pracy.


Monday, February 11, 2013

Jeszcze trochę zdjęć

Lotus, Corvette, Volvo 240, Maserati na parkingu naszego kościoła i "kanciaki" z lat 80 - Chevrolet i Mercury:



Kenworth W900 z megasleeperem i Freightliner Century Class z całym mieszkaniem za kabiną:



Można i na trzech kółeczkach. Zwykle tak zaczynają dzieci, albo starsze, drobne panie jeżdżące na Gold Wingach i Harleyach mają ich trzykołowe wersje, ale jak widać i młode chłopaki na małych skuterkach też miewają trzy kółka. :lol:


Szukajcie, a znajdziecie...



Jeep zawsze dobrze wygląda, ale jak ma ponadwymiarowe koła prezentuje się znakomicie:

Fotki z drogi

Chyba trzeba dodać kilka fotek. To zdjęcia jeszcze z ubiegłego roku.  Stary Ford:



To, to sam nie wiem jak nazwać. W USA takie UFO to się rejestruje jako motocykl, ale trudno to nazwać motocyklem. Samochodem też za bardzo nie jest...




Na autostradach, gdy nie ma betonowych barierek między pasami ruchu, są napięte kable, stalowe liny. A to skutek bliskiego kontaktu z takim zabezpieczeniem




International:




Spotkania z przyrodą. Bawełna na krzaczku i wiewiórka na parkingu przy autostradzie:



Chyba się pali...:



Szkoda takich klasyków, ale ten pewnie będzie naprawiony:

Thursday, January 24, 2013

Minęły dwa miesiące

Minęły już dwa miesiące w nowej pracy. Skończył się próbny okres i jestem już pełnoprawnym i pełnoetatowym pracownikiem. Mogę też się pokusić o jakieś podsumowanie.

Koniec roku to zawsze okres wzmożonego ruchu w branży spożywczej. Święta i Nowy Rok sprzyjają zwiększonym zakupom, a w styczniu wszystko wraca do normy. Mogę więc porównać ile mieliśmy pracy przed i po Nowym Roku. Mogę też zobaczyć jaka mi wychodzi wydajność, a zatem czego mogę się spodziewać w przyszłości.

Jak już pisałem o tym, na początek dostałem stawkę 17,30 na godzinę. Podwyżki będą co 9 miesięcy, aż po trzech latach uzyskam maksymalną stawkę w firmie. Poza tym co roku wszyscy otrzymują podwyżki - zmieniają się nieznacznie stawki, by wyrównać wzrost kosztów życia. Nie są to wielkie sumy, ale zawsze te kilkadziesiąt centów pomoże wyrównać to, co zje inflacja.

Na razie jednak mam 17,30 i to za "komputerową godzinę". W praktyce zarabiam więcej, bo za cztery tygodnie, za które mi zapłacono w tym roku (pierwszy z tych czterech tygodni był w grudniu, ale czek otrzymałem już w styczniu) średnia stawka za godzinę pracy wyniosła 21 dolarów i 9 centów. Wynika to z faktu, że mam wydajność 122%.

Pierwszy tydzień w tym zestawieniu miał tylko cztery dni, bo w Boże Narodzenie nie pracowałem. Kolejne były już "normalne" i we wszystkich tych tygodniach średnio mi wychodziło, że pracuję po 10-11 godzin dziennie. Oczywiście były dni, gdy pracowałem dłużej, ale średnio wyszło mi kolejno 10,42;  10,12; 10,72 i 10,29.  A jak to się przekłada na zarobki? Jak nietrudno obliczyć, średnio zarobiłem nieco ponad tysiąc dolarów tygodniowo. Nie są to więc jakieś oszałamiające sumy, podobnie zarabiałem rozwożąc towar do sklepów Dollar Tree, ale...

Tutaj zacząłem od niskiej stawki, która mi wzrośnie z upływem czasu. Gdy po trzech latach będzie o 25% wyższa, to i zarobki będą odpowiednio wyższe. Po drugie teraz pracuję stosunkowo niedużo. Te 10, czy 11 godzin dziennie to jest faktyczny czas mojej pracy, od przekroczenia bramy firmy, do wyjścia do domu. Wożąc towar dla Dollar Tree nie tylko pracowałem więcej, ale też spędzałem w pracy więcej czasu nie pracując, czy też, mówiąc precyzyjniej, nie zarabiając pieniędzy.

Na przykład gdy przyjechałem na bazę w Savannah i towar nie był gotowy, to miałem "wolny czas". Gdy trzeba było podjechać do warsztatu, to także był to "czyn społeczny". Obsługa codzienna auta, tankowanie, mycie - to także było na zasadzie: Rob, bo masz obowiązek, ale za to nie płacimy". I same rozładunki - za te miałem płacone, ale nie zawsze były one odzwierciedlane w karcie drogowej jako czas pracy.

W aktualnej firmie jest inaczej. Tutaj mamy każdą czynność związaną z pracą przypisaną do pewnej ilości czasu, jaką ona powinna zająć. Na przykład od przyjścia do pracy do wyjazdy za bramę mamy zapłacone 45 minut za znalezienie na placu naszego auta, połączenie naszych gadżetów - gps-u, CB radia itp, inspekcję auta i przypięcie naczepy.  Podobnie u klienta - mamy zapłacone za czas, w jakim ustawiamy się pod rampą plus za każdą paletę, jaką klient musi sobie wyciągnąć z naczepy. Gdy jedynie zamieniamy naczepy, za to też otrzymujemy 30 minut, a gdy załadunek jest "na żywo" - godzinę. Gdy załadunek trwa dłużej, dzwonimy do dyspozytora, a po powrocie na bazę wypełniamy specjalną formę, gdzie wyjaśniamy dlaczego załadunek był dłuższy i firma nam płaci za dodatkowy czas.

Co jednak się dzieje, gdy przepinanie naczep trwa krócej niż pół godziny, albo załadunek mniej, niż 60 minut? Wtedy nam rośnie wydajność - z tego właśnie się biorą nasze dodatkowe pieniądze.

A jak wygląda sama praca? Zwykle ze dwa, lub trzy dni w tygodniu mam jakiś dłuższy wyjazd - cztery godzinki od bazy, obsługa klientów z jakimś mieście oddalonym o 300 km i powrót. Czasem w drodze powrotnej zabranie towaru z mleczarni, rzeźni, wytwórni zup, czy podobnego miejsca. Pozostałe dni jazda na miejscu, a więc trzy-czterokrotne powroty na bazę po kolejną naczepę i rozwożenie towaru po naszym mieście. Czasem jest coś pośredniego - wyjazd do miejsca oddalonego o 150-200 km, a po powrocie krótki kurs na miejscu. Trafił mi się także jeden wyjazd do Nashville, jakieś 750 km od bazy i to wiązało się z tym, że zostałem  tam na noc i spałem w hotelu.

Nie mam już ze sobą wirtualnych pasażerów, kamera live wyłączona, mam za to sporo czasu na słuchanie książek. Wspaniale leci czas, gdy się słucha ciekawych opowieści. "Przeczytałem" kilka książek znanych mi z dzieciństwa - przygody Tomka Wilmowskiego i  Pana Samochodzika, przypomniałem sobie powieść W Pustyni i w Puszczy Sienkiewicza, parę książek Cejrowskiego, wspomnienia obozowe Gustawa Herlinga Grudzińskiego i kilka innych. Zdumiewające jak wiele można "przeczytać", gdy się ma tyle czasu, ile mają kierowcy w swej pracy i gdy im pasażerowie nie zawracają głowy.

Jak na razie więc jestem z nowej pracy bardzo zadowolony i nie planuję żadnych zmian. Nie kupuję nowej ciężarówki, a gdy patrzę na zasolone pojazdy zjeżdżające na naszą bazę, z resztkami śniegu przylepionymi do podwozia naczep, cieszę się, że mam wreszcie pierwszą od wielu lat zimę, w czasie której nie tylko nie obawiam się zlej pogody, ale wręcz jej oczekuję, bo zapowiedź opadów śniegu powoduje jedynie to, że my mamy więcej pracy - a śnieg i tak u nas raczej nie spadnie.

Koniec sprawozdania z nowej pracy. Za parę tygodni może znowu coś napiszę, a wcześniej dodam jakieś zdjęcia z drogi. Mam tu spore zaległości, ale po prostu brakuje mi czasu. Postaram się jednak zmobilizować w ten weekend i coś tu zamieścić.