Wednesday, December 31, 2008

In vitro

Ostatnio dużo się mówi w Polsce o zabiegach „in vitro”. Katolicki polityk, Jarosław Gowin, jest sponsorem ustawy regulującej te sprawy, a i biskupi w Polsce napisali ostatnio list do wiernych wyjaśniający naukę Kościoła w kwestii zapłodnienia in vitro. Reakcją na to były pełne oburzenia głosy pracy, że „biskupi mieszają się do polityki” . Mówił o tym 30. grudnia Paweł Wdówik w swojej audycji w Radiu Józef. Można też znaleźć pełne oburzenia głosy internautów, którzy wypisywali na różnych blogach i forach opinie, że „nie będzie nam kler dyktował warunków. Niech się zajmą noszeniem słowa bożego, a nie dyskutują o czymś, o czym pojęcia nie mają. I jeszcze ludziom chcą zabrać szczęście, jakim jest dziecko”, czy „Nie rozumiem komu przeszkadzają "dodatkowe" dzieci, które bez in vitro nigdy by się nie urodziły. Pan Bóg kocha wszystkie dzieci, także te narodzone dzięki in vitro czy np. ze związków pozamałżeńskch. To tylko osoby uzurpujące sobie prawo do reprezentowania Pana Boga na ziemi chcą nas kontrolować, definiować nam sposób w jaki mamy się rodzić, żyć i umierać”.

Domyślam się, że są to głosy osób uważających się za katolików. Świadczą one jednoznacznie o tym, że bardzo wielu katolików nie rozumie na czym polega zło takiego zabiegu. A jak nie rozumieją, to nic dziwnego, że się buntują. Dlatego chciałbym trochę pomóc im zrozumieć dlaczego taki zabieg jest niemoralny.

Oczywiście zachęcam do uważnego przeczytania listu biskupów. Zachęcam też do przeczytania instrukcji "Dignitas personae" dotyczącej niektórych problemów bioetycznych" wydanej przez Kongregację Doktryny Wiary, gdzie także (Część II, punkt 14.) jest wyjaśnione dlaczego zapłodnienie in vitro jest nieetyczne. Można też posłuchać wywiadu z profesorem Andrzejem Szostkiem, etykiem z KULu, w którym także znajdziemy odpowiedzi na pytania związane z zapłodnieniem in vitro.

A ja sam od paru dni dyskutuję na ten temat na forum "katolika" i poniżej jest kilka z moich wypowiedzi w tamtej dyskusji:

Swan napisał:

Wiem, ze żaden z przeciwników in vitro tego nie przyzna, ale tak na prawdę atak na tą metodę zapłodnienia związany jest z koniecznością pewnej konsekwencji. Ponieważ KK z uporem maniaka gada, ze życie zaczyna się od zapłodnienia, to ciężko teraz w przypadku in vitro od tego odejść.


To, że życie zaczyna się w momencie zapłodnienia gada "z uporem maniaka" nauka, nie Kościół.
Cytat:

I dla KK jest bez znaczenia jak bardzo cierpią ludzie nie mogący mieć dzieci w sposób klasyczny, dla KK znaczenie ma zapłodniona komórka.


Oczywiście, że człowiek cierpiący ma znaczenie dla Kościoła. Ale trudno, by Kościół nauczał, że jest moralne dopuszczalne morderstwo jednego człowieka tylko dlatego, że jest ma ly i niemy, by zaspokoić zachciankę, albo nawet utulić ból innego człowieka, który ma większą siłę przebicia i głośniej krzyczy o swoich prawach.
Cytat:

Ma to znaczenie ponieważ wcześniej KK ogłosił, że zapłodniona komórka to człowiek. Bzdurą jest to, ale KK za chińskiego boga nie jest w stanie się do tego przyznać.


Jeszcze raz powtórzę: To nie Kościół, ale nauka. Jak coś jest żywe, rośnie, rozwija się i ma DNA człowieka, to wybacz, ale z naukowej, nie teologicznej definicji jest człowiekiem. Jeżeli już, to właśnie teologowie spekulowali nieraz kiedy człowiek otrzymuje od Boga nieśmiertelną duszę. To nauka, nie Kościół. rozwiała wszelkie wątpliwości. Ale nawet, gdy nikt nie był pewien, czy to życie ma już duszę, czy nie, Kościół i tak uczył, że jest niemoralne zabicie tego życia. Oto fragment dokumentu znanego jako "Didache" i pochodzącego z pierwszego wieku:

II 1. A oto dalsze zalecenia nauki: 2. Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie uwodź młodych chłopców, nie uprawiaj rozpusty, nie kradnij, nie zajmuj się magią ani czarami, nie zabijaj dzieci przez poronienie ani nie przyprawiaj ich o śmierć już po urodzeniu, nie pożądaj własności twego bliźniego. 3. Nie przysięgaj fałszywie, nie składaj fałszywego świadectwa, nie złorzecz, nie pamiętaj uraz. 4. Nie bądź nieszczery w myślach ani w słowie, gdyż nieszczerość jest pułapką śmierci. 5. Niech twe słowa nie będą ani kłamliwe, ani próżne, lecz odpowiadające czynom. 6. Nie bądź chciwy ani zachłanny, ani obłudny, ani niegodziwy, ani zarozumiały. Nie snuj złych zamysłów przeciw bliźniemu twemu. 7. Nie miej w nienawiści żadnego człowieka, lecz jednych napominaj, módl się za nich, a innych jeszcze kochaj ponad własne życie.

I to jest oczywiste, bo nawet, jeżeli nie mamy pewności, to ciągle nie mamy prawa "zabić na wszelki wypadek".

Cytat:
300 lat KK przyznawał się do heliocentryzmu.


Co za totalny nonsens. To Kościół stworzył podstawy nowoczesnej nauki. To dzięki temu, że Biblia uczy, że Bóg wszystko urządził według miary i liczby, i wagi (Mdr 11,20b) w ogóle był możliwy rozwój nauki. Nie jest przypadkiem, że na Księżycu jest kilkadziesiąt kraterów nazwanych na cześć naukowców-jezuitów. Zamiast powtarzać bzdury postaraj się poznać historię. Jak znasz angielski, polecam na przykład ten cykl audycji: The Catholic Church: Builder of Civilization I to nauka uznawała, że Ziemia jest środkiem wszechświata, dopóki nie odkryła, że jest inaczej. Kościół nigdy nie uczył ani tak, ani inaczej, bo nie jest rolą Kościoła uczenie astronomii.

Zygmunt napisał:
Sytuacje sa rozne i rodzina, ktora znam skorzystala z in vitro i jakos nie pasuje tu okreslenie moralnie niegodziwe do sytuacji w jakiej sie znalezli, a juz kiedy popatrze na te sliczne pelne pokory twarzczki to wydaje mi sie, ze wdziecznosc Panu Bogu powinna wyplywac z serc za to, ze dal nam uczonych ludzi, ktorzy moga pomoc rozwiazac problem bezdzietnosci.


A ponieważ nie widzisz twarzyczek tych wszystkich dzieci, które zamordowano w trakcie (czy w konsekwencji) zabiegu in vitro, to Cię już serce nie boli? A może tak zamiast ulegać tanim uczuciom zacząłbyś używać rozumku? Spróbuj, to naprawdę nie boli.

Cytat:
Poprostu nie moge pojac stanowiska Kosciola, tak jak Mikolaj Kopernik nie byl w stanie pojac owczesnie panujacej ciemnoty w wyzszych swerach kleru kiedy pracowal na dzielem "O obrotach swer niebieskich".


Pytanie: Czyto prawda, że przeciętny robotnik w CCCP nie może sobie pozwolić na kupno moskwicza? Odpowiedź: A u was murzynów biją.

Murzynów u nas ostatnio wybierają na prezydentów i nawet ogłaszają mesjaszami mającymi zbawić Amerykę. Ale logika tej odpowiedzi ze starego dowcipu jest taka, jak Twoja argumentacja. Przede wszystkim Kościół jest tak samo omylny w sprawach nauki jak ja i ty. To w sprawach moralności i wiary ma dar nieomylności. A sprawa in vitro dotyczy moralności, nie nauki. Kościół nie wypowiada się czy jest to możliwe, skuteczne itd. Kościół mówi, że to niemoralne. A co do "ciemnoty kleru", to akurat takie uogólnienie ma tyle samo sensu, co mówienie, że Polacy to brudasy i pijacy. Niektórzy na pewno, ale wielu nie wyobraża sobie wyjścia z domu bez wzięcia prysznica. Wielu też nie pije wcale. Więc i kler był taki. Najwybitniejsi naukowcy w historii nauki wywodzą się z kleru, choć byli i inni. Tylko, ze to nie ma nic do rzeczy w tej sprawie.

thorwald napisał:
hiob napisał:

To, że życie zaczyna się w momencie zapłodnienia gada "z uporem maniaka" nauka, nie Kościół.


Tyle, że Kościół mówi o człowieku.
Nauka o życiu.


Ależ to nauka określa, że ludzki embrion jest człowiekiem. Kościół nie zabrania zabijania życia. To wegetarianie i inni nawiedzeni, nie biskupi i nie Watykan. Dopiero jak nauka stwierdza, że dane życie jest człowiekiem, Kościół mówi, że nie mamy prawa w nie ingerować.

Cytat:
I dla ścisłości - zaczyna się "nowe" życie, bo żyje i komórka jajowa i plemnik. Komórki macicy też żyją. Nawet jeżeli są to komórki nowotworowe, to też jest to życie.
Spór toczy się wokół dylematu czy to nowe życie - zygota - jest człowiekiem czy też człowiek to coś więcej.
Tu nie ma ani zgody ani jasności.


Jeśli chodzi o komórkę jajową i plemnik, to akurat jest zgoda i jasność. Nie jest to jeszcze człowiek. Także komórka rakowa nie jest człowiekiem. Usunięcie jej, zabicie nie tylko nie zabija człowieka, ale wręcz przeciwnie, ratuje jego życie.

Poza tym... gdy nie ma jasności to co? To na wszelki wypadek zabijmy? Co to za logika? Jak nie ma jasności to nam absolutnie nie wolno zabić, bo możemy zabić człowieka. Nikt nie wysadza w powietrze starego budynku, gdy nie ma pewności, że tam nikogo nie ma, prawda?

GTO napisał:
Jeszcze nie widziałem żeby biskup tak kłamał...
Cytat:
Przyczyną niepłodności jest „kultura antykoncepcyjna”, rozwiązłość i zbyt późne decydowanie się na dziecko. Dlatego zamiast in vitro należy promować rezygnację z takich zachowań oraz leczenie – stwierdził w rozmowie z KAI abp Henryk Hoser.
http://www.tvn24.pl/-1,1579447,0,1,kosciol-przyczyna-nieplodnosci-jest-kultura-antykoncepcyjna,wiadomosc.html
A podobno to szatan posługuje się kłamstwem...

I na czym niby to kłamstwo polega? Późne decydowanie się na dziecko jest niewątpliwie przyczyną trudności w zajściu w ciążę. "Kultura antykoncepcyjna" powoduje też zwiększoną ilość niechcianych ciąż i aborcji, w konsekwencji czego także późniejszych problemów z ciążą. Biskup być może użył skrótu myślowego, ale na pewno nie skłamał. Polecam Humanae Vitae.

thorwald napisał:
Radzio8927 napisał:
Nie ma zgodności. Być może, ale powiedz mi (pytam ponieważ nie mam pojęcia) kiedy według nauki zaczyna się człowiek a kończy prymitywne komórkowe życie? Jest odpowiedź na to pytanie?


To jest granica umowna.
Dla nas ludzi wierzących taką granica jest moment (a właściwie czas), kiedy ciało otrzymuje Bożego ducha i duszę.
Ale kiedy to następuje?
Nie wiadomo.
Prawdopodobnie nie przy samym poczęciu, ale nieco później.
Tak przynajmniej logika by wskazywała.


Moja wypowiedź z innego wątku, ale akurat tu pasuje jak ulał:

"Nawet, gdybyśmy przyjęli Twój tok rozumowania za prawidłowy, to ciągle nie wiemy w którym momencie "człowiek staje się człowiekiem". A jeżeli nie wiemy, jeżeli nie mamy pewności na 100%, to nie wolno nam tego człowieka zabić. Tak, jak niemoralne jest strzelenie w lesie na polowaniu w stronę ruszających się krzaków, bo tam niekoniecznie jest inny myśliwy, ale może być np. jeleń, jak niemoralne jest przejechanie po płaszczu leżącym na drodze, pod którym coś leży (choć nie wiemy, czy to pijak, czy worek ziemniaków), tak niemoralne jest zabicie żywego organizmu, gdy nie wiemy na 100%, czy to jest, czy nie jest człowiek.

Powiesz. że Ty wiesz na 100%? Cóż, ten na polowaniu także "wiedział", że to jeleń. Ale zabił człowieka. Prawda jest taka, że nie możesz mieć pewności. Kryterium "posiadania świadomości" jest bzdurą. Świadomości nie posiada dziecko w 9. miesiącu ciąży. Nikt z nas nie pamięta naszego porodu. Czy zatem uznać, że wolno zabijać dzieci mające 9 miesięcy? Do niedawna takie morderstwa były legalne i stosowane w praktyce w USA i jak mesjasz Burak obejmie urząd to ponownie staną się legalne. I trudno im odmówić logiki, skoro sami ustalają definicję "człowieczeństwa człowieka".

Na całym świecie prawa o ochronie zwierząt karzą tak samo za zniszczenie jajka chronionego gatunku ptaków, czy żółwi, jak za zabicie dorosłego osobnika. Nie rozumiem czemu nagle gdy chodzi o człowieka nie można zobaczyć tego, że zabicie zygoty także jest zabiciem człowieka. Jak organizm żyje i jak ma 46 chromosomów, jak ma DNA gatunku homo sapiens, to jest człowiekiem, nikim innym. Jest to po prostu fakt. A fakty powinno się przyjmować do wiadomości, a nie dyskutować nad nimi.

Każdy z nas zna "Zakład Pascala" w odniesieniu do wiary. Można go napisać także w odniesieniu do aborcji. Też mamy cztery możliwości: Albo w momencie poczęcia jest człowiek, albo nie. A my albo to uznajemy, wiemy, albo nie. I gdy jest to człowiek, a my to wiemy, zabicie go jest morderstwem. Gdy nie jest to człowiek, ale my myślimy, że jest, zabicie go także z moralnego punktu widzenia jest morderstwem. To tak samo niemoralne, jak strzelenie w krzaki na polowaniu, gdy wiemy, że tam jest inny myśliwy. Nawet, jak de facto był tam tylko jeleń. Trzecia sytuacja: Gdy życie jest człowiekiem, a my "wiemy", że nie jest, to nieumyślnie zabijamy człowieka. Nieumyślne spowodowanie śmierci jednak także jest niemoralne i karane przez prawo. I jedynie w przypadku, gdyby nowopowstałe życie nie było człowiekiem, a my wiedzielibyśmy z całą pewnością, że tak jest, mielibyśmy moralne prawo do zabicia go."

Problem oczywiście polega na tym, że tej pewności mieć nie możemy, a więc nigdy nie jest moralne zabicie poczętego życia.

thorwald napisał:
mickin
Cytat:
No jak to "nie wiadomo"?
Przecież sam sobie odpowiedziałeś-"nieco później"!...
cokolwiek by to nie znaczyło....


"Nieco później" to jest określenie na tyle nieprecyzyjne, że można równie dobrze powiedzieć, że "nie wiemy" czy jesli wolisz "dokładnie nie wiemy".
Z pewnością możemy powiedzieć, że nie przed poczęciem, bo nie ma w co wstepować.
Czy przy poczęciu czy później, jest to kwestia otwarta. Czy ktoś zna na 100% pewna odpowiedź? Wątpliwe.


Kościół nas uczy, że w momencie poczęcia, więc gdzie tu wątpliwości? Fakt, że teologowie, nawet tacy wybitni jak sw. Tomasz spekulowali na ten temat, ale teraz już spekulacji nie ma. Zresztą wystarczy trochę pomedytować nad Wcieleniem naszego Pana. Był on niewątpliwie Bogiem przed poczęciem i nigdy nie przestał nim być. A więc w momencie poczęcia, gdy miał już ciało, to co to było? Bóg wcielony, ale nie będący człowiekiem? Nonsens. Jezus musiał w momencie Wcielenia, w momencie poczęcia otrzymać ludzką duszę.

Katechizm:

466 Herezja nestoriańska widziała w Chrystusie osobę ludzką połączoną z Osobą Boską Syna Bożego. Przeciwstawiając się tej herezji, św. Cyryl Aleksandryjski i trzeci sobór powszechny w Efezie w 431 r. wyznali, że "Słowo, jednocząc się przez unię hipostatyczną z ciałem ożywianym duszą rozumną, stało się człowiekiem". Człowieczeństwo Chrystusa nie ma innego podmiotu niż Boska Osoba Syna Bożego, który przyjął je i uczynił swoim od chwili swego poczęcia. Na tej podstawie Sobór Efeski ogłosił w 431 r., że Maryja stała się prawdziwie Matką Bożą przez ludzkie poczęcie Syna Bożego w swoim łonie: "(Nazywa się Ją Matką Bożą) nie dlatego, że Słowo Boże wzięło od Niej swoją Boską naturę, ale dlatego że narodziło się z Niej święte ciało obdarzone duszą rozumną, z którym Słowo zjednoczone hipostatycznie narodziło się, jak się mówi, według ciała".

1711 Osoba ludzka, obdarzona duszą duchową, rozumem i wolą, od chwili swego poczęcia jest zwrócona do Boga i przeznaczona do szczęścia wiecznego. Swoją doskonałość osiąga w "poszukiwaniu i umiłowaniu tego, co prawdziwe i dobre"

2270 Życie ludzkie od chwili poczęcia powinno być szanowane i chronione w sposób absolutny. Już od pierwszej chwili swego istnienia istota ludzka powinna mieć przyznane prawa osoby, wśród nich nienaruszalne prawo każdej niewinnej istoty do życia.

2274 Ponieważ embrion powinien być uważany za osobę od chwili poczęcia, powinno się bronić jego integralności, troszczyć się o niego i leczyć go w miarę możliwości jak każdą inną istotę ludzką.


Cytat:
Niektórzy przyjmuja, że w "momencie" poczęcia.
Ale poczęcie to nie jest "moment", ale kilkuetapowy proces, trwający, mówiąc językiem fizyki, przez okres t większy od zera.
Są poza tym przypadki, kiedy możemy powiedzieć, że nie przy poczęciu.
Np. bliźnięta jednojajowe. Czy zygota miałaby 2 dusze w jednym ciele(taki stan to przecież opętanie) czy też dusza dzieliłaby się na dwoje, tak jak komórka?


To jest raczej proste. Przed podziałem na dwa organizmy, mamy jednego człowieka. A w momencie powstania bliźniaka, Bóg mu daje duszę. Gdzie tu problem? Także rozważania w której "milisekundzie" poczęcia dziecko otrzymuje duszę przypominają rozważania typu "ile diabłów się mieści na czubku igły". My nie musimy wcale wiedzieć w którym momencie człowiek zaistniał. To Bóg musi wiedzieć (i wie). Nam wystarczy naukowa informacja, ze następuje to w momencie połączenia plemnika z komórką jajową, a czy to jest parę tysięcznych części sekundy wcześniej, czy później, to nie ma żadnego znaczenia.

Cytat:
Pogląd, że dusza wstępuje w ciało nieco później, wtedy, gdy jest już jakaś pewność, że to ciało da jej mozliwość rozwoju nie jest wcale rzadki i występuje w różnych religiach i filozofiach.


W innych religiach i filozofiach nie jest też wcale rzadki pogląd, że bogowie mieszkają na Olimpie.

Cytat:
Ja miałem na myśli jakąś elementarną logikę.
Czy Bóg, który jest Miłością, tworzyłby istoty ludzkie po to, aby 50% z nich za chwilę unicestwić. A przecież statystycznie co 2 zygota ginie przed implantacją. Czy się mylę?
Czy to nie przeczyłoby jakiejś podstawowej logice miłości? Zresztą nawet nie logice miłości, logice zwykłego działania.
Jaka jest Twoja opinia w tej sprawie?


Moim zdaniem "logika miłości" nam mówi, że to są osoby ludzkie. Bo przecież nawet, gdy nie dorosną, to zawsze jest lepiej istnieć, niż nie istnieć. I zawsze lepiej istnieć jako człowiek, niż jako nieożywiona materia, bez wolnej woli i nieśmiertelnej duszy. A Bóg zawsze wybiera to, co lepsze. I nie wiemy, co się dzieje z takimi osobami, ale możemy zaufać miłosierdziu Bożemu. Na pewno nie są to "dusze potępione", skoro nie popełniły żadnego grzechu, więc z pewnością Bóg i im przygotował coś wspaniałego (choć niekoniecznie takie niebo, jakie nas czeka).

Cytat:
Hiobie,
Cytat:
Ależ to nauka określa, że ludzki embrion jest człowiekiem. Kościół nie zabrania zabijania życia.
Gdzie nauka określa, że embrion jest człowiekiem?
Z embrionu rozwija się człowiek. Tak się to formułuje. Tojest ujęcie dynamiczne w czasie.

Człowiek ma wiele stadiów rozwoju, od zygoty, przez embrion, płód, noworodka, dziecko, młodzieńca, człowieka w sile wieku do starca. Oczywiście nie są to koniecznie naukowe terminy, ale rozumiesz o czym mówię. Nasze życie to ciągłe rozwijanie się (czy też w moim przypadku już zwijanie), ale tak czy inaczej jest to pewna dynamika. Nie można powiedzieć, że moja teściowa, która ma pojutrze 80 urodziny przestanie być człowiekiem, prawda? Albo, że moja córeczka, która się urodziła w 24. tygodniu ciąży jeszcze nim nie była. To są etapy rozwoju człowieka. Jak żywy, rozwijający się organizm ma DNA gatunku homo sapiens, to zawsze jest, z naukowego punktu widzenia, człowiekiem.

Można oczywiście filozoficznie, czy prawnie rozgraniczyć "osobę" ludzką od biologicznego rozumienia gatunku homo sapiens. I tak bywało często w historii. Odmawiano statusu "osoby" Murzynom i kobietom w USA, Żydom i Cyganom w nazistowskich Niemczech, kalekom w Sparcie itd. I w taki sam sposób odmawia się statusu osoby embrionom. Ale to są działania polityczne, filozoficzne, ideologiczne, ale nie naukowe. Nauka uczy nas jednoznacznie, że zygota to jest homo sapiens. I to nowy osobnik, a nie "część brzucha" matki.

Cytat:
Bóg mówi "nie zabijaj", "nie morduj".
Czy mówi, aby nie zabijać tylko człowieka?
To przykazanie to bardziej ogólna zasada, odnosząca się do bezmyślnego, złośliwego niszczenia życia. Bezmyślnego, bo niszczenie życia (i jego odradzanie tak samo) należą do porządku świata, są codziennością.


Mylisz się. Przykazanie, które rzeczywiście brzmi "Nie morduj" zabrania właśnie tego: Mordowania człowieka. Słowo tam użyte nie może dotyczyć zabijania zwierząt. Nawet w polskim "morderstwo" jest zabiciem człowieka, nie pchły, myszy, czy nawet psa, albo delfina. Definicja ze strony SJP PWN:

*morderstwo «przestępstwo polegające na umyślnym pozbawieniu życia człowieka»

Piąte przykazanie, po hebrajsku לא תרצח׃ ס, czy też po grecku ου μοιχευσεις mówi: "Nie będziesz mordował". Bóg sam w Biblii nakazuje zarówno zabijać zwierzęta, jak i karać ludzi śmiercią, więc jest jasne, że to przykazanie mówi tylko o mordowaniu niewinnych ludzi.

Cytat:
Dziś wiadomo, że człowiek może powstać nie tylko z zygoty.
Są tzw. komórki totipotencjalne. Być może nawet wszystkie komórki mają zdolność odtworzenia macierzystego organizmu.
Czy taka komórka to tez czlowiek?


Dopóki są to potencjalne możliwości, to na pewno nie. Ale gdy w którymś momencie zaczyna się oddzielne, nowe ludzkie życie, to mamy do czynienia z nową osobą. I nie żądaj ode mnie jasnej odpowiedzi na takie pytanie. Nie wszystko jest czarno-białe i oddzielone wyraźną granicą. Ale, jak już pisałem wcześniej, jak nie wiemy na pewno, to nie wolno nam "zabić na wszelki wypadek". To zawsze jest niemoralne.

Cytat:
Usunięcie komórki rakowej ratuje życie człowieka, ale niszczy zycie komórki.
Komórka rakowa, jak każda żywa komórka tez ma swoja szczątkową świadomość (świadomośc samej siebie). Najlepszy dowód, że "nie chce grac w orkiestrze", jaka jest organizm i wybiera autonomię.
Jej samoswiadomość jest porównywalna ze świadomością zygoty.


Ale świadomość tu nie ma nic do rzeczy. Ja miałem w swoim życiu parę przypadków gdy nie miałem żadnej świadomości. Albo się schlałem jak świnia, albo zemdlałem. I co? Przestałem być człowiekiem? (pewnie jak się schlałem, to w pewnym sensie tak, ale tylko w pewnym sensie. Ciągle jakby mnie ktoś zabił. to "zabiłby bydlaka, ale odpowiadałby za człowieka").

Zygota nie dlatego jest człowiekiem, że ma (albo nie ma) jakąkolwiek świadomość, ale dlatego, że jest etapem rozwoju osoby ludzkiej. Jest po prostu maleńkim człowiekiem. Nic innego z niej nie wyrośnie i zarówno ja, jak i Ty, by;iśmy kiedyś zygotą. Gdyby ją wtedy ktoś zabił, nie prowadzilibyśmy teraz tej dyskusji, bo to nas by pozbawiono życia.

Cytat:
Jednak wracając juz bezpośrednio do in vitro, to metoda ta nie jest wcale obligatoryjnie zabijaniem. Przynajmniej wcale nie musi taka być.


Ale w praktyce jest. Ponieważ zapłodnienie in vitro jednej komórki daje bardzo małe szanse na sukces, to zapładnia się ich wiele, wybiera najmocniejsze i ciągle umiejscawia w organizmie matki kilka. I nawet wtedy tylko jeden zabieg na trzy kończy się sukcesem. Gdyby zaczęto od jedne zapłodnionej komórki jajowej, szanse na sukces byłyby minimalne.

Ale jest też zupełnie inny aspekt tego zabiegu. Z punktu widzenia moralności chrześcijańskiej każda próba tworzenia życia poza naturalnym aktem wewnątrz związku małżeńskiego jest niemoralna.


To tyle cytatów, kompletny wątek można znaleźć TUTAJ.

PS. A na koniec jeszcze jedna informacja. TPSA zaczęła blokować niektóre adresy, więc jak ktoś ma problem z otwarciem naszego forum, czyli strony www.katolik.us może wejść na www.polonus.az.pl/forum Podobnie zamiast www.hiob.us można napisać www.truckerhiob.blogspot.com a zamiast www.polon.us - www.polonus.alleluja.pl

Thursday, December 25, 2008

Orędzie z Medjugorie 25 XII 2008

„Drogie dzieci! Biegacie, pracujecie, gromadzicie, ale bez błogosławieństwa. Nie modlicie się! Dziś wzywam was, abyście zatrzymali się przed stajenką i pomyśleli o Jezusie, którego również dziś wam daję, aby was błogosławił i pomógł wam zrozumieć, że bez niego nie macie przyszłości. Dlatego, dziatki, oddajcie swoje życie w ręce Jezusa, aby was prowadził i strzegł od wszelkiego zła. Dziękuję wam, że odpowiedzieliście na moje wezwanie.”

W czasie ostatniego codziennego objawienia 12 września 1998 r. Matka Boża powiedziała Jakovowi Czolo, że odtąd będzie miał objawienia raz w roku 25 grudnia, na Boże Narodzenie. Tak się stało również w tym roku. Matka Boża objawiła się trzymając Dzieciątko Jezus na rękach. Objawienie zaczęło się o 9:48 i trwało 6 min.

Matka Boża przekazała następujące orędzie:


„Drogie dzieci! Dziś w szczególny sposób wzywam was, abyście się modlili o pokój. Bez Boga nie możecie ani mieć pokoju ani żyć w pokoju. Dlatego, dziatki, dziś, w tym dniu łaski otwórzcie wasze serca Królowi Pokoju, aby w was się narodził i obdarzył was swoim pokojem, a wy nieście pokój w tym niespokojnym świecie. Dziękuję wam, że odpowiedzieliście na moje wezwanie.”

Dlaczego Bóg stał się człowiekiem?

Czasami trudno nam sobie uświadomić dlaczego nieogarnięty Bóg, Bóg transcendentalny, przedwieczny, potężny i wszechmogący stał się jednym z nas? Dlaczego urodził się jako malutkie Dzieciątko, a gdy wyrósł przez trzy lata nauczał nas o Królestwie Bożym, a potem oddał za nas życie? Może ta opowiastka,którą już cytowałem tu parę lat temu, pomoże nam ten zdumiewający fakt zrozumieć. Nie ja jestem autorem tej historyjki, zasłyszałem ją gdzieś przed laty w chrześcijańskim radiu, ale uważam, że warto ją tu przytoczyć:

W mroźną, zimową noc pewien ojciec został sam w domu, gdy jego żona z dziećmi pojechali na Pasterkę. On sam był dobrym człowiekiem, ale uważał się za intelektualistę i wydawało mu się zupełnie nielogiczne, że Bóg mógł się stać człowiekiem. Nie rozumiał takiej koncepcji i odrzucał możliwość, że taki Bóg może istnieć.


Pogoda stawała się coraz gorsza, wiatr się wzmagał i trwała burza śnieżna. Nagle nie wiadomo skąd przyleciała gromada ptaszków i zwabione światłem w oknie domu zaczęły wpadać w szybę, szukając ratunku przed mrozem i śnieżycą. Musiały przylecieć z daleka, osłabione brakiem pokarmu, bo kilka z nich padło martwych na śnieg pod oknem i na parapet. Żal mu się ich zrobiło, więc postanowił je uratować.

Rodzina ta mieszkała na wsi, mieli swą farmę i w budynku gospodarczym było dużo miejsca, wiele ziaren i nasion i było tam ogrzewanie. Ojciec ubrał się więc, wyszedł na dwór, otworzył drzwi do stodoły i zaczął naganiać ptaszki. One jednak go nie rozumiały. Przestraszone, uciekały i umierały, usiłując szukając ratunku w zamkniętym oknie.

„Gdybym tylko mógł się stać jednym z nich” – pomyślał. „Mógłbym wtedy przemówić do nich zrozumiałym językiem, pokazać im drogę do zbawienia. Poszłyby za mną i odnalazły ratunek”. Gdy tylko to powiedział, doznał olśnienia. Upadł na kolana na śniegu i zaczął się modlić do Boga, w którego jeszcze przed godziną nie mógł uwierzyć. Nagle zrozumiał, dlaczego Bóg stal się człowiekiem. Szybko się przebrał i pojechał do kościoła i dołączył do swej rodziny witać wspólnie nowonarodzonego Boga, który jest Drogą, Prawdą i Życiem.

Królowa Śniegu, wąska droga i przepis na dobre Święta

Ostatni tydzień był dla mnie niesamowitą karuzelą. Dwanaście dni temu dostałem towar do Laredo w Teksasie i ruszyłem w swoją ostatnią przed Świętami trasę. Zabrałem domowy chlebek, upieczony przez moją kochaną Grażynkę i w drogę.



Wiele czasu, łatwa droga. Myślałem, że w tydzień obrócę i spokojnie będę czekał na ten wspaniały, świąteczny dzień. Niestety w Laredo nie było żadnych ładunków powrotnych i jedyne, co mi się udało znaleźć to ładunek do Eugene w stanie Oregon. Ale to jest na drugim końcu świata, nad Pacyfikiem. Ciągle nic straconego, ciągle sporo czasu i sporo cebuli czeka w Oregon na przewiezienie do Atlanty i Charlotte. Ruszyłem więc na północny zachód. Jednak wkrótce wszystko się zaczęło walić. Królowa Śniegu chciała chyba, bym nie miał Świąt w tym roku. I nagle wszystko, co mogło się źle potoczyć, toczyło się źle.

Autostrada I-5 idzie wzdłuż wybrzeża Pacyfiku i na północ od Los Angeles przechodzi przez niezbyt wysoką przełęcz, Tejon Pass. To tylko 1250 metrów nad poziomem morza, a szerokość geograficzna tego miejsca jest taka jak Cypru, Krety, czy Casablanki, więc śnieg nie jest tam codziennym zjawiskiem, ale tego dnia spadło go akurat tyle, że drogę zamknięto zupełnie na 12 godzin.




Przespałem się więc wraz z tysiącami innych kierowców w pobliskim miasteczku, przestawiany przez lokalną policję kilka razy, a o świcie ruszyłem w dalszą drogę. Królowa śniegu ciągle jednak nie dawała za wygraną.

Na granicy Kalifornii i Oregonu znowu są góry i tam pada niemal zawsze. W lecie deszcz, w zimie śnieg. Jednak ponieważ służby drogowe się tego tam spodziewają, droga zwykle jest przejezdna, ale wymagane są łańcuchy na kołach. Więc zaczęła się moja przygoda z łańcuchami. Czterokrotnie musiałem zakładać je na ciężarówkę. Sześć kół: Cztery zewnętrzne opony ciągnika i po dwie opony naczepy. A jest to, uwierzcie mi, ciężka fizyczna praca. Na mrozie, w topniejącym śniegu kapiącym z naczepy za kołnierz, klęcząc w ciapie solno-śnieżnej mieszkanki i użerając się z durną materią, która w żaden sposób nie chce z nami kooperować. A po założeniu łańcuchów trzeba przejechać kilkaset metrów i zatrzymać się, naciągnąć je lepiej, poprawić, bo inaczej łatwo się je zgubi.




Wielu kierowców po prostu zatrzymało się na poboczu i czekało na lepszą pogodę, ale dla mnie taka opcja nie wchodziła w grę. Musiałem zdążyć na piątek do Eugene, by mieć jakąkolwiek szansę na zobaczenie rodziny w Święta. A przez te niespodziewane i wyjątkowo obfite opady śniegu podróż, która miała być spacerkiem stała się uciążliwą, wyczerpującą walką z pogodą i czasem. Czas, który miałem poświęcić na odpoczynek, na spanie, na pisanie życzeń świątecznych straciłem na walkę z łańcuchami i złą Królową Śniegu.

Do tego doszła dodatkowa trudność: Wczesna fala mrozów na Środkowym Zachodzie. Cebulę można wozić na naczepie każdego rodzaju. Nie jest zazwyczaj wymagana lodówka, jedynie otwory wentylacyjne. Gdy jednak ma być -20 stopni mrozu, to nawet mając piecyk w naczepie nie da się uratować cebuli przed zmarznięciem. Towar, na który liczyłem, uciekł i trzeba było szukać czegoś innego. Udało się po wielu godzinach szukania znaleźć ładunek do Joplin w Missouri na poniedziałek i obietnicę, że stamtąd będzie coś do Północnej Karoliny na środę. Dwie trudności z takim planem wynikały z faktu, że do Joplin jest z Oregonu 3400 km, a środa to już Wigilia Bożego Narodzenia. Ale nie było specjalnie wyjścia, trzeba było się cieszyć, że w ogóle coś jest. Głównie, że jest ciągle nadzieja, że Święta będą rodzinne.

W Oregon ciągle padało. To miasto nad samym oceanem i zwykle ocean wystarczająco łagodzi klimat, by tam były opady deszczu, ale w ostatnią sobotę sypało w najlepsze. Ja się załadowałem dopiero późnym popołudniem i nie mając wiele czasu do stracenia ruszyłem w ten śnieg. Musiałem jeszcze dwukrotnie zakładać tego dnia łańcuchy. W sumie sześć razy. Więcej w ten jeden dzień, niż w sumie w czasie moich poprzednich 30 lat za kierownicą. Ale już się nawet nie złościłem, nie denerwowałem. Zacząłem się wręcz śmiać. Cóż mi zresztą innego pozostawało?





Dalej już było nieźle, choć mróz trzymał, a pech się wcale nie skończył. W ostatnią niedzielę Adwentu byłem na mszy w Rawlins, w Wyoming i po Mszy zobaczyłem, że mam dziurawą oponę. Jednak mimo niedzieli udało się ją naprawić. Straciłem jednak kolejne godziny cennego czasu.



Dojechałem do Joplin, rozładowałem się, zabrałem kolejny ładunek z okolic Kansas City i nawet udało się dobrać jeszcze jakiś dodatkowy towar z Kentucky. W Kentucky jednak Królowa Śniegu jeszcze raz pokazała, że chce, by to do niej należało ostatnie słowo.

Gdy ruszyłem w drogę, zaczęło padać. Zwykły, wydawałoby się, deszcz, ale termometr pokazywał minus dwa stopnie. I kto nie skojarzył tych faktów, szybko zakończył jazdę, bo droga momentalnie zamieniła się w lodowisko.




Znowu kierowcy się zatrzymywali, ale dla mnie nie była to możliwa opcja. Musiałem jechać. Nie przekraczając więc 20 km/godzinę ostrożnie posuwałem się na południe, gdzie po kilkudziesięciu kilometrach ociepliło się na tyle, że deszcz przestał marznąć. I dalej nie było już żadnych przeszkód mojej podróży.




Piszę o tym, by się jakoś wytłumaczyć. Otrzymałem dziesiątki, a może nawet setki życzeń od Was wszystkich. Gadu gadu, email, skype, prywatne wiadomości na forum i życzenia w nowym wątku, jaki ktoś na forum założył. Nie odpowiedziałem nikomu. Naprawdę nie miałem czasu. Ale chciałbym Wam tutaj i teraz wszystkim serdecznie podziękować i za życzenia i za modlitwy w intencji mojego szczęśliwego powrotu do domu.

Jednak dzień Bożego Narodzenia jest dopiero dzisiaj, więc nie jest jeszcze wcale za późno na życzenia. Życzę więc Wam wszystkim wiele dobrego. Zdrowia i miłości w rodzinie. Prawdziwej miłości, a nie fałszywego „ciepełka”, które szybko wymarza i odchodzi w przeszłość i o którym mówił Paweł Wdówik we wtorkowej audycji „Bądź zimny, bądź gorący” w Radiu Józef. Nie dajmy się Królowej Śniegu, ani żadnemu innemu wcieleniu kudłatego. Jezus nam przyniósł prawdziwą Miłość. Życzę Wam wielu Bożych błogosławieństw. I wiele sił na pokonywanie trudności, jakie nas czekają. Bo czekają one każdego z nas. Ale z Nim, z nowonarodzonym Synem Bożym, pokonamy każdą trudność.

Pan Franek Kucharczak napisał mi w liście z życzeniami bardzo mądre słowa:


„Z okazji urodzin Pana Jezusa życzę Ci szerokiej drogi tylko dla samochodu. Poza tym życzę drogi wąskiej, czyli tej, po której świadomie idziesz. Ona prowadzi najpierw do stajenki a potem do nieba. Pamiętasz ten tekst o Tobie w MGN? Nazwałem go "kierowany kierowca". Tak sobie myślę, że Maryja niczego nie zakładała - przyjęła Jezusa. Tylko tyle - a On wywrócił świat na właściwą stronę. Ona całe życie pozwalała sobą kierować. Życzę, żebyś chodził z Panem Jezusem i jeździł z Panem Jezusem. A jak trzeba, to i siedział z Panem Jezusem.”

Cóż, jeśli chodzi o to, czy ja już chodzę po wąskiej drodze, to chyba pan Kucharczak mnie ocenia zbyt optymistycznie. Pewnie ocenia po sobie. Ja tam jestem bardzo szybki w uciekaniu do drogi szerokiej i łatwej. Ale łatwo zapamiętać, że to ta wąska prowadzi do nieba. I pewnie dlatego pierwsze święto, jakie mamy w liturgicznym kalendarzu po Bożym Narodzeniu w naszym Kościele to Świętego Szczepana, który oddał za wiarę w Jezusa swe życie.

Jednak dziś ciągle mamy radosny dzień Narodzin Pana Jezusa, więc przytoczę jeszcze jeden świąteczny przepis, jaki podał nam na forum misjonarz w Hiszpanii, ksiądz, którego znamy pod pseudonimem „xsa”:


PRZEPIS NA DOBRE ŚWIĘTA. Składniki: 50 dag modlitwy, 1 kg wiary w Pana Jezusa, 20 dag oczekiwania, 20 dag radości, 12 dag życzliwości, 1 spowiedź, 1 dag miłości oczyszczonej, 2 łyżki ofiarności. Przepis: Modlitwę wymieszać z miłością oczyszczoną i wiarą, zrobić zagłębienie i wlać życzliwość. Zagnieść ciasto i rozwałkować na grubość około 3 mm. Wycinać kształty jakie kto potrafi i lubi. Ciastka piec w nagrzanym miłością, dobrocią i ciepłem piekarniku - przez około 10 minut. Po paru dniach można je dowolnie ozdabiać dobrymi uczynkami.

Przepis trudny, ale każdy z nas powinien go spróbować. Może na początku nam wyjdzie zakalec, ale jak będziemy wytrwale próbować, za którymś razem na pewno nam wyjdzie coś wspaniałego. Zwłaszcza, gdy je przyozdobimy dobrymi uczynkami. Czego i Wam życzę. Wszystkiego dobrego! Wesołych, radosnych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku!

Piotr Jaskiernia z rodziną.