Sunday, October 28, 2007

Nowe forum

Od kilku dni zachodzą pewne zmiany na moim forum. Zaczęło się od tego, że portal fora.pl który bezpłatnie umożliwia założenie własnego fora, mimo obietnicy, że nie będzie używał irytujących reklam typy pop up, skaczących natrętnie do oczu czytającym, zaczął je zamieszczać. Wywiązała się na forum dyskusja na ich temat i doszliśmy do wniosku, że najlepiej będzie wykupić jakiś serwer i przenieść na niego forum. Oczywiście łatwiej to powiedzieć, niż zrobić, bo ja nie chciałem stracić wcześniej zamieszczonych postów, a jak je przenieś nie miałem pojęcia. Myślałem, że jedynym sposobem byłoby ręczne przepisywanie wszystkich, co zajęłoby mi pewnie resztę mojego ziemskiego życia. Taka opcja nie wchodziła więc w grę.

Na szczęście okazało się jednak, że mam prawdziwych przyjaciół wśród członków forum i czytelników mojej stronki. NoHuman i PiotrossS, moi dwaj „wirtualni” przyjaciele nie tracili czasu na gadanie i planowanie, co by tu można zrobić, ale po prostu zabrali się do roboty. Zwłaszcza NoHuman, czyli tak naprawdę Marcin, od paru dni, nie śpiąc i nie jedząc pracuje nad nowym forum wykonując niesamowitą pracę. Potrafił on nie tylko wymyślić, jak przenieść stare posty, ale także przeniósł na forum wszystkie moje felietony, jakie napisałem przez ostatnie cztery lata. Prawdziwy geniusz w moich oczach, bo dla mnie takie coś graniczy z magią. Ja po prostu naprawdę bardzo niewiele wiem o tym jak działa Internet i gdy widzę co potrafią zrobić ludzie (czy też nie-ludzie ;) ) tacy jak NoHuman, to aż otwiera mi się buzia ze zdumienia.

PiotrossS, czyli Piotr, mój drugi współautor nowego forum i przyjaciel poznany przez Internet zajmuje się bardziej graficzną stroną forum. Jest on autorem wystroju starego forum i zapewne będzie jeszcze pracował nad nowym. Ale te sprawy wymagają czasu. Marcin pracuje, Piotr się uczy i nie mogą rzucić wszystkich swoich obowiązków, żeby się tylko zajmować forum jakiegoś zamorskiego Hioba. Dlatego proszę wszystkich o odrobinę cierpliwości. Wszystkie niedociągnięcia, które zawsze na początku występują, na pewno będą usunięte. Forum będzie coraz piękniejsze i coraz łatwiejsze w obsłudze. Z czasem być może nawet zastąpi wszystkie moje inne blogi i stronki. Na forum łatwiej komentować felietony, łatwiej dyskutować na ważne dla nas tematy łatwiej tworzyć nasze małe wirtualne społeczeństwo.

A ja w tym tekście chciałem jeszcze raz serdecznie podziękować wszystkim, którzy mi pomagają w mojej przygodzie z Internetem. Tym, którzy udzielali mi rad, tym, którzy zachęcali mnie do założenia swej strony, i tym wreszcie, którzy sami zakasali rękawy i niezmiernie mi pomogli. Było tych osób wiele w ciągu paru lat mojej przygody z Netem. „Wicus”, który założył i prowadził mi moją pierwszą stronkę www.hiob.prv.pl, „Inka”, która uczyła mnie podstaw języka html i radziła jak założyć stronę www.polonus.alleluja.pl i NoHuman i PiotrossS, czyli Marcin i Piotr, którzy pomagają mi teraz. Wszystkie te osoby robiły to i robią dalej całkowicie społecznie, z miłości do Boga i z niezasłużonej w żaden sposób przyjaźni do mnie. A są to naprawdę godziny, setki godzin pracy. Dziękuję Wam bardzo, przyjaciele i zapewniam o mej głębokiej wdzięczności i mych modlitwach za Was.

Za tydzień, czy dwa pewne adresy, takie jak www.polon.us, www.hiob.us, czy www.katolik.us będą przekierowane na inne strony, ale to musi chwilę potrwać. Gdy tak się stanie, zawiadomię Was o tych zmianach. Na razie jednak warto zapamiętać główny adres forum, czyli www.polonus.livenet.pl i odwiedzać go często. Tam znajdziecie wszystko: I moje nowe felietony, i archiwum starych i możliwość komentowania i opis mojej podróży dookoła USA i zdjęcia, jakie robię podczas tej podróży. A więc zapraszam serdecznie i do spotkania na forum!

Thursday, October 25, 2007

Orędzie z Medjugorie 25 X 2007

„Drogie dzieci! Bóg posłał mnie do was z miłości, abym was poprowadziła na drogę zbawienia. Wielu z was otworzyło serca i przyjęło moje orędzia, a wielu zagubiło się na tej drodze i nigdy z całego serca nie poznali Boga miłości. Dlatego wzywam was, bądźcie miłością i światłem, tam gdzie panuje ciemność i grzech. Jestem z wami i wszystkich was błogosławię. Dziękuję wam, że odpowiedzieliście na moje wezwanie.”

Saturday, October 13, 2007

Święty Michale Archaniele, broń nas w walce…

Dzisiaj jest 13. października, dzień, w którym obchodzimy parę ważnych rocznic związanych z naszą wiarą. Pierwsza z nich to 90. rocznica cudu słońca podczas objawień w Fatimie. Ja jednak nie o tym chciałem napisać, ale o innej rocznicy. Tradycja nam mówi bowiem, że dokładnie trzydzieści trzy lata wcześniej, 13. października 1884. roku miało miejsce inne niezwykłe wydarzenie.

Chciałbym tu od razu zaznaczyć, że opis tego wydarzenia, aczkolwiek wszechobecny w Internecie i znany od lat z wielu książek, pochodzi z tradycji przez małe „t”. Nie jest on oficjalnym nauczaniem Kościoła, więc nikt nie ma obowiązku wierzyć, że tak naprawdę się wydarzyło. Jednak przekaz tej tradycji jest tak popularny, tak wszechobecny i tak jednobrzmiący, że wydaje się, że musi podawać on rzeczywisty przebieg wydarzeń i oddawać faktyczny stan tego, co wydarzyło się przed 123 laty.

A oto sam opis tego wydarzenia:

Trzynastego października 1884 roku papież Leon XIII po zakończonej mszy świętej nagle zatrzymał się i z przerażeniem i w wielkim zdumieniu patrzył w jakiś odległy punkt. Po krótkim okresie czasu powrócił do rzeczywistości, szybko udał się do swego gabinetu i po kilkunastu minutach wezwał sekretarza Kongregacji do spraw Kultu Bożego i wręczył mu tekst modlitwy, która miała być od tego czasu odmawiana po zakończeniu każdej mszy świętej w całym Kościele Powszechnym. Modlitwa ta brzmi tak:

„Święty Michale Archaniele, broń nas w walce, a przeciw niegodziwości i zasadzkom złego ducha bądź nam obroną. Niech go Bóg poskromić raczy, pokornie prosimy, a Ty, Książę wojska niebieskiego, szatana i inne złe duchy, które na zgubę dusz ludzkich po tym świecie krążą, Mocą Bożą strąć do piekła. Amen.”

Do tej pory opis zawiera same fakty. Spekulacje zaczynają się od momentu próby ustalenia co faktycznie zobaczył i usłyszał papież Leon XIII w czasie swej wizji. Najprawdopodobniej Leon XIII zobaczył spotkanie Boga z szatanem i szatan miał powiedzieć, że gdyby tylko miał sto lat czasu i większą moc, zniszczyłby Kościół. Na co Bóg dał mu odpowiedź, że otrzyma taką możliwość i że wiek XX będzie czasem próby.

Można by, rzecz jasna, odrzucić takie spekulacje jako zupełnie bezsensowne i nielogiczne, bo niby czemu miałby Bóg poddawać próbie swój Kościół? Czemu to miałby narażać Go na możliwość unicestwienia? Czemu niby miałby ulegać prośbom szatana? Jednak sama Biblia nas uczy, że nie jest to wcale sytuacja sprzeczna z tym, czego nas nasza wiara uczy.

Mamy bowiem w samej Biblii przykład poddania takiej próbie indywidualnej osoby, właśnie na prośbę Złego. Chodzi oczywiście o Hioba. Tam także szatan próbował swej mocy i Bóg dopuścił taką próbę. Wiele może być przyczyn, dla których takie próby są dla nas pożyteczne, a być może nawet konieczne, ale według mojej opinii najważniejsza jest konieczność rzeczywistego poznania ile jest nasza wiara warta.

Jak już nie raz pisałem tutaj, łatwo jest być świętym, gdy wszystko idzie dobrze. Gdy jesteśmy zdrowi, piękni, bogaci, otoczeni kochającymi i kochanymi osobami, otoczeni świętymi osobami, to i nasza świętość i nasza miłość do Boga wydaje się być wielka i niezagrożona. Tylko ile ona jest tak naprawdę warta?

Nie ma żadnej zasługi w tym, że nie grzeszymy, jak nie mamy ani możliwości zgrzeszyć, ani żadnych pokus w tym kierunku. Prawdziwym bohaterstwem jest odrzucenie pokusy, odrzucenie możliwości zgrzeszenia, gdy taka możliwość jest realna i bardzo się wydaje w tym momencie atrakcyjna. Podobnie wielbienie Boga wtedy, gdy nasza dusza jest pełna wzniosłych uczuć, przepełniona miłością do Boga i świadomością Jego miłości do nas, jest wspaniałe, ale nie jest za bardzo naszą zasługą. Jednak gdy Bóg się przed nami ukryje, gdy nie odczuwamy Jego bliskości, gdy pogrążamy się w ciemności, gdy musimy się zmusić do tego, by Go wielbić, to wtedy dopiero nasze uwielbienie dla Niego zaczyna nabierać rzeczywistej wartości.

Jest taki fragment Apokalipsy Świętego Jana, który, mam wrażenie, odnosi się właśnie do tej próby, jaka miała miejsce w ostatnim stuleciu. Święty Jan mając swą wizję przed dwoma tysiącami lat usłyszał takie słowa:

Potem ujrzałem anioła, zstępującego z nieba, który miał klucz od Czeluści i wielki łańcuch w ręce. I pochwycił Smoka, Węża starodawnego, którym jest diabeł i szatan, i związał go na tysiąc lat. I wtrącił go do Czeluści, i zamknął, i pieczęć nad nim położył, by już nie zwodził narodów, aż tysiąc lat się dopełni. A potem ma być na krótki czas uwolniony. (Ap. 20,1-3)

Oczywiście próbując interpretować apokaliptyczne teksty niemal zawsze popełniamy błędy. Moja interpretacja więc także może być nieprawdziwa. Zaznaczam więc jeszcze raz, że to jest tylko moja opinia, nie oficjalne nauczanie Kościoła, ale być może właśnie XX wiek był tym okresem czasu, w którym szatan został „na krótki czas uwolniony”.

Zapyta ktoś w takim razie gdzie był ten okres, gdy szatan był związany? I co to za tysiąc lat? Otóż, moim zdaniem, szatan miał ograniczoną moc od czasów śmierci Pana Jezusa na Krzyżu i Jego zmartwychwstania. Właśnie to umożliwiło fakt, że grupka kilkudziesięciu chrześcijan, uczni Pana Jezusa, zastraszonych, prześladowanych, żyjących we wrogim sobie środowisku i ginących za wiarę była w stanie nawrócić cały świat i zmienić tak radykalnie naszą cywilizację i otaczającą nas rzeczywistość.

Nam czasem trudno sobie wyobrazić zadanie jakie stało przed uczniami Jezusa. Jesteśmy tak przyzwyczajeni do faktu, że nasz świat jest chrześcijański, tolerancyjny, politycznie poprawny, że nie bardzo uświadamiamy sobie w jakim świecie żyli oni dwa tysiące lat temu. Wtedy jednak nikogo nie szokowało to, że ludzi zabijano za głoszenie nauki Chrystusa. Rzeczywistość otaczająca uczni Jezusa nie miała nic wspólnego z wartościami głoszonymi przez chrześcijan. Ich nauka była radykalna, trudna do zrozumienia dla im współczesnych, wręcz nielogiczna z punktu widzenia ich światopoglądu. Fakt, że jednak udało się im zanieść naukę Jezusa na cały świat i nawrócić tyle narodów wskazuje wyraźnie, że szatan niewiele mógł zdziałać w tym okresie. Przynajmniej w dziedzinie zniszczenia Kościoła Chrystusowego.

Nie znaczy to wcale, że ludzie nie mieli wtedy wolnej woli, pokus, że szatan zupełnie przestał działać na ziemi. Myślę, że to związanie szatana dotyczyło tylko możliwości zniszczenia powstającego Kościoła. I właśnie w tym kontekście tym bardziej ma sens taka interpretacja wizji papieża Leona XIII, jaką przedstawiłem wcześniej. Po stuleciach nadzwyczajnej ochrony Kościoła przed zakusami Złego Bóg daje mu możliwość wypróbowania Kościoła, aby nam dać możliwość zobaczenia, jak mocna i na ile prawdziwa jest nasza wiara.

Sam okres tysiąca lat, o którym mówi Apokalipsa jest oczywiście symboliczny. Kościół uczy, że chodzi tu o okres po zmartwychwstaniu Jezusa i teraz właśnie żyjemy w tym okresie. To, że trwa on już dwa tysiące lat nie ma tu żadnego znaczenia, bo nie chodzi o dosłowny czas, ale o nazwanie pewnego okresu, którego długość rzeczywistą zna tylko Bóg. Okres ten zakończy się bowiem powtórnym przyjściem Jezusa, a kiedy to nastąpi, wie tylko Bóg.

Zapyta ktoś w takim razie dlaczego, skoro „stulecie szatana” minęło, mamy tyle zła, skandali, problemów w Kościele? Odpowiedź na to jest bardzo prosta. Grzech ma swoje konsekwencje. Gdy podejmujemy jakieś decyzje, gdy przeprowadzamy jakieś działania, to skutki takiej działalności ciągną się za nami czasem bardzo długo. Gdy seminaria duchowne zamiast uczyć ortodoksyjnego chrześcijaństwa zaczynają eksperymentować, gdy zamiast głosić, że homoseksualizm jest grzechem i eliminować ze swego grona każdego, kto ma skłonności w tym kierunku, w ramach źle rozumianej tolerancji dopuszcza się do święceń braci o takich skłonnościach, to potem trzeba płacić za konsekwencje takich kroków. I nawet, jak zmieni się sposób postępowania w naborze kandydatów na seminarzystów, nawet jak zacznie się uczyć ponownie bardzo ortodoksyjnego katolicyzmu, to nie da się posłać do seminarium ponownie tych kapłanów, którzy zostali wyświęceni w latach siedemdziesiątych.

Być może więc Bóg dał szatanowi moc i czas, by ten próbował zniszczyć Kościół, dlatego, żeby okazało się, jaka to naprawdę jest nasza wiara. I jak widzimy to teraz wyraźnie, zwłaszcza ci, co mieszkają w zachodniej Europie, szatan uzyskał bardzo wiele. Jednak nawet gdy rzeczywiście zranił on Kościół bardzo, nie zdołał go unicestwić. Bóg nie siedział z założonymi rękami czekając na to, by szatan osiągnął sukces. Bóg dał nam wspaniałych papieży w XX wieku, wspaniałych świętych, którzy modlili się za nami i inspirowali nas, wspaniałych przewodników duchowych dla wielu narodów, jak choćby Padre Pio, kardynał Wyszyński, arcybiskup Fulton Sheen w USA i wielu, wielu innych na całym świecie. A widząc młodych kapłanów jacy w ostatnich latach opuszczają seminaria duchowne w Stanach raduje się wręcz człowiekowi serce, tak bardzo są wierni papieżowi, nauce Kościoła i ortodoksyjni w swych przekonaniach. A nawet zaczynają powracać do niemal już zapomnianego zwyczaju odmawiania po każdej mszy modlitwy do Świętego Michała.

Papież Jan Paweł II, gdy odwiedził 24 maja 1987 roku Sanktuarium św. Michała Archanioła na Górze Gargano we Włoszech, powiedział, że przybył tam, by "uczcić św. Michała Archanioła i błagać go o pomoc dzisiaj, kiedy tak trudno jest dawać autentyczne świadectwo chrześcijańskie, bez popadania w kompromisy i łatwe przystosowania... ta walka przeciwko złemu duchowi, która znamionuje św. Michała Archanioła, toczy się także dzisiaj, ponieważ zły duch żyje i działa w świecie".

Być może zatem warto byłoby nauczyć się tej modlitwy do Świętego Michała Archanioła i nawet, jak nie odmawiamy jej wspólnie po zakończonej mszy świętej, możemy po prostu odmówić ją prywatnie. Każdy z nas bowiem potrzebuje takiego sojusznika, jakim jest Święty Archanioł Michał. Walka o dusze toczy się wokół nas każdego dnia, w każdym momencie i choć wiemy z Apokalipsy Świętego Jana, że zwycięstwo jest po naszej stronie, to smutnym faktem jest także i to, że zanim je osiągniemy, przegrywamy cały szereg mniejszych potyczek. Ale nie jest to wcale konieczne i z pomocą Archanioła Michała możemy zacząć wygrywać te drobne potyczki i przybliżyć nasze zwycięstwo w walce z szatanem. Czego z całego serca sobie i Wam życzę.

Friday, October 12, 2007

Dlaczego Bóg Wszechwiedzący nie może być sam.

Muszę wrócić do tematu Wszechwiedzy i do próby zilustrowania dogmatu o Trójcy Świętej. Przyczyną tego jest fakt, że mój poprzedni tekst nie jest zbyt zrozumiały. Co prawda Wojtek w Księdze Gości pozytywnie wypowiedział się o moim komentarzu do wykładu profesora Zbigniewa Jacyny-Onyszkiewicza, ale poza nim wszystkie inne opinie z jakimi się spotkałem były negatywne. Z czego wnoszę, że nauczyciel (to znaczy ja) okazał się do kitu. Ponieważ jednak sprawa jest dość istotna, przynajmniej dla mnie, spróbuję jeszcze raz. Przypomnę jeszcze tylko na wstępie, że mówiąc o Wszechwiedzy mam na myśli wiedzę, która zawiera wszystko, co tylko można wiedzieć i poza którą nie istnieje żadna inna wiedza. A piszę to słowo z dużej litery dlatego, że jedyną Wszechwiedzą jaka w ogóle istnieje, jest Bóg.

Tym razem jednak nie zacznę od samej koncepcji Wszechwiedzy, ale właśnie od Pana Boga. Tak powinno być lepiej, bo wszystko powinniśmy zaczynać od Niego. Nie będzie to więc tekst mający przejść od abstrakcyjnej koncepcji do dowodu na to, że Bóg istnieje, ale raczej wyjdziemy już od stwierdzenia, że Bóg rzeczywiście istnieje i że jest On Bogiem Wszechwiedzącym, a z tego wyciągniemy wniosek, że jest także Bogiem Trójjedynym. Bogiem w Trzech Osobach.

Bóg, jak wiemy wszyscy z nauki religii, z samej definicji Boga, wie wszystko. Nie ma takiej wiedzy, jaka byłaby przed Nim ukryta. Nie może być takiej wiedzy, bo gdyby było cokolwiek ukryte przed Bogiem, nie byłby On Bogiem Wszechmogącym, Wszechwiedzącym i Wszechobecnym. Byłoby to tylko jakieś nasze ubogie, kalekie i fałszywe wyobrażenie o tym, kim jest Bóg. Jednak stwierdzenie, że Bóg wie wszystko to jeszcze za mało. Musimy dodać, że wiedza, jaką Bóg posiada jest największą wiedzą, jaką tylko można by sobie wyobrazić. Że nie może być nawet teoretycznie żadnej większej wiedzy. I takie założenie pozwoli nam wykazać, że Bóg nie może być samotnikiem.

Judaizm wierzy także we Wszechwiedzącego Boga-Stworzyciela Nieba i Ziemi. Także Islam uczy, że taki Bóg istnieje. Jednak obie te religie odrzucają Prawdę o Trójcy Świętej. Porównajmy jednak jaką wiedzę ma Bóg w Trójcy Jedyny, a jaką ma Bóg jednoosobowy. Otóż Bóg jakiego nam objawiło chrześcijaństwo ma pełniejszą wiedzę, bo Bóg Ojciec oprócz wszelkiej wiedzy podobnej do tej, jaką posiada Bóg w innych religiach, ma też wiedzę o swym Synu. Ta wiedza jest pełna, jest Wszechwiedzą, bo Syn jest także Wszechwiedzą, Wszechwiedzącym Bogiem, równym Ojcu. Skoro więc Bóg Ojciec wie wszystko o Synu, musimy dojść do jedynego logicznego wniosku, że ta wiedza jest także Wszechwiedzą, równą i identyczną z Wszechwiedzą Ojca i Syna. Wszechwiedza bowiem nie może być mniejsza, czy większa od innej Wszechwiedzy, gdyż wtedy jedna z nich nie byłaby Wszechwiedzą. A ponieważ pełna wiedza wie także o swoim istnieniu, (bo wie o wszystkim), to ma ona swą osobowość, świadomość swego istnienia, a więc także jest Osobą. Czyli wiedza Ojca o Synu jest Osobą i wiedza Syna o Ojcu jest Osobą. My tę Osobę nazywamy Duchem Świętym. Konsekwentnie dochodzimy do wniosku, że wszystkie relacje między Osobami w Trójcy Świętej są wzajemnie się przenikające i sobie równe: Wiedza Ducha o Synu wyraża się w Ojcu, Ducha o Ojcu w Synu, itd., itp.

Ponieważ taka wiedza jest pełniejszą, piękniejszą ilustracją Wszechwiedzy, musi być też prawdziwszą. Bóg samotny, Bóg, jakiego uczy nas Judaizm i Islam jest uboższy, a więc ta ilustracja prawdziwej istoty Boga jest uproszczona i sfałszowana. Tylko ilustracja Boga w Trójcy Jedynego ukazuje nam Boga naprawdę posiadającego największą wiedzę, jaka jest tylko możliwa do wyobrażenia i tylko taka ilustracja jest logicznie spójna.

Mówiąc o relacjach między Osobami Boskimi w Trójcy możemy łatwo dojść do kolejnego wniosku, mianowicie takiego, że Bóg jest miłością. Są bowiem tylko trzy rodzaje relacji między osobami: Albo wrogość, albo obojętność, albo przyjaźń. Ponieważ Bóg niczego nie robi połowicznie, bo z samej swej natury wszystko robi w sposób pełny, doskonały, nieograniczony, to relacja między Osobami Trójcy musi także być relacją pełną, największą z możliwych.

Największa wrogość to nienawiść prowadząca do unicestwienia nienawistnej nam osoby, a więc na pewno taką relację musimy odrzucić. Nie ilustruje ona w prawdziwy sposób tego, czym jest Bóg. Bóg jest dawcą życia, samym Życiem. Unicestwianie kogokolwiek jest sprzeczne z Jego naturą. Jeśli chodzi o obojętność, to zauważamy, że jedyna idealna obojętność to relacja do osoby nam zupełnie nie znanej. Musimy więc i taką możliwość odrzucić. Osoby Boskie znają się i to znają się w sposób pełny, doskonały, a więc nie są sobie obce i obojętne. Pozostaje zatem jako jedyna możliwość relacja przyjaźni, która w swej idealnej, najpełniejszej wersji jest miłością. Ale ponieważ relacje w Trójcy Świętej są Osobami, to wynika z tego, że Osoby Trójcy Świętej muszą być Miłością.

A więc relacja między Ojcem i synem wyraża się w Duchu i relacja ta jest Miłością. Czyli Duch Święty jest Miłością. Podobnie relacja Ducha i Ojca wyrażona w Osobie Syna jest Miłością i tak dalej. Dochodzimy więc do jedynego logicznego wniosku, że aby Bóg posiadał wiedzę, od której nie można sobie wyobrazić większej wiedzy, musi być Trójcą Świętą i musi być Miłością. Każdy inny model, każde inne wyobrażenie Boga Wszechmogącego byłoby uboższe, mniej pełne, a więc nie przedstawiałoby prawdziwego modelu Boga.

Innym wnioskiem jaki się tu nieodparcie nasuwa, to ten, że Bóg jest Prawdą. Bowiem Wszechwiedza musi być Prawdą. Skoro Wszechwiedza zawiera wszelką wiedzę, to z samej definicji jest Prawdą. Prawda to bowiem rzeczywista wiedza o jakimś fakcie, zjawisku, wydarzeniu itp. Mógłby co prawda ktoś powiedzieć, że czasem posiadamy wiedzę o czymś, co nie jest prawdziwe. Na przykład ucząc się historii mogą nam być przedstawione pewne wydarzenia w sposób zakłamany i wtedy posiadamy o nich wiedzę, która nie jest prawdziwa. Jednak sytuacja taka jest możliwa tylko w takim przypadku, gdy nasza wiedza jest cząstkowa. Gdy pewne fakty są przed nami ukryte, inne zniekształcone, wykrzywione.

Wszechwiedza z samej definicji musi posiadać pełną wiedzę o każdej rzeczy, więc nic nie jest przed Nią ukryte. Posiada ona także wiedzę o faktach przeinaczania historii, czy o innych kłamstwach, ale zna je właśnie jako kłamstwa, a więc sama nie jest kłamstwem. Inaczej mówiąc gdy ja na przykład znam fakt, że propaganda sowiecka obciążała odpowiedzialnością za zbrodnie katyńskie Niemców, to choć takie przeinaczanie historii z ich strony jest kłamstwem, moja wiedza o tym fakcie jest prawdziwa. Wszechwiedza więc znając wszystkie prawdziwe fakty, jakie tylko istnieją, także to o wszelkich kłamstwach, sama jest Prawdą. Nic więc dziwnego, że Biblia nas uczy, że Jezus jest Drogą, Prawdą i Życiem, (J 14,6) i że Bóg jest Miłością (1 J 4,8 i 16).

Mam nadzieję, że te parę przemyśleń nie zagmatwały jeszcze bardziej tego, co chciałem ukazać. Na pewno te wywody nie są proste, jednak na swą obronę muszę dodać, że Trójca Święta na zawsze pozostanie Tajemnicą dla ograniczonego ludzkiego rozumu. Nie da się ogarnąć Nieogarnionego i wytłumaczyć Tego, co przerasta nawet potencjalną możliwość rozumienia przez najwybitniejsze umysły ludzkie. Co gorsze mnie bardzo, bardzo daleko do wybitności. Nic więc dziwnego, że ta moja próba przedstawienia Trójcy Świętej jest tak ułomna. Mam jednak nadzieję, że być może komuś pomogłem w pewnym przybliżeniu zrozumienia istoty Tajemnicy Trójcy Świętej. Na pewno pomogłem sobie.

Friday, October 05, 2007

Wszechwiedza, czyli jak zilustrować dogmat o Trójjedynym Bogu

Pisałem kiedyś TUTAJ jak najlepiej zilustrować dogmat o Trójcy Świętej. Ponieważ takie ilustracje są jednak zawsze niezbyt doskonałe, na FORUM apologetyki zacząłem temat się tym zajmujący. W czasie dyskusji ktoś podał LINK do fragmentu książki profesora Zbigniewa Jacyny-Onyszkiewicza pokazującą w trochę inny sposób istotę Trójcy Świętej. Okazało się też, że profesor Jacyna-Onyszkiewicz mówił na ten temat w Radiu Maryja w Rozmowach Niedokończonych i audycję tę można przesłuchać ściągając ją na swój komputer korzystając z TEGO LINKU. A poniżej jest parę moich przemyśleń na temat tego, czego nauczyłem się z wykładu profesora Jacyny-Onyszkiewicza i które zamieściłem na forum apologetyki.

Tytułem wstępu muszę jednak napisać parę zdań. Bóg, jak wiemy, jest Istotą Wszechwiedzącą. Sumę wszelkiej wiedzy, jaka istnieje, nazwijmy Wszechwiedzą. Wszechwiedza taka musi mieć także wiedzę o sobie i żadna wiedza większa od Wszechwiedzy, ani istniejąca poza wszechwiedzą nie może, z samej definicji Wszechwiedzy, istnieć. Profesor Jacyna-Onyszkiewicz wykazuje, że taka Wszechwiedza to doskonała ilustracja Trójcy Świętej, ponieważ de facto muszą istnieć trzy równe sobie i identyczne Wszechwiedze. A oto mój post z forum:


„Właśnie… czemu akurat dokładnie trzy [Wszechwiedze], a nie jedna, dwie, albo cztery? Mnie jak zwykle brakuje czasu na wszystko, a więc na powrót do wykładu profesora, ale w sumie może teraz się zastanowię nad tym problemem. Zacznijmy więc logicznie myśleć.

Jeżeli mówimy o Wszechwiedzy, to nie może być, z definicji, z samego założenia, wiedzy większej od Wszechwiedzy. A jeżeli można by sobie wyobrazić jakąś wiedzę większą od Wszechwiedzy, to właśnie ona byłaby Wszechwiedzą i ta „mniejsza wszechwiedza” po prostu musiałaby się zawierać we Wszechwiedzy. Na razie to chyba jasne.

Skoro mamy jednak Wszechwiedzę, która ma także wiedzę o sobie samej, a więc mając świadomość ma właściwości osoby, to mamy Osobę Wszechwiedzącą, która jest Wszechwiedzą, a więc Mądrością i Miłością. (dlaczego Miłością profesor wyjaśnia w wykładzie, więc pomijam teraz tutaj ten aspekt).

Wyobraźmy sobie jednak, że istniałaby druga, czy inna Wszechwiedza, oczywiście równa pierwszej pod każdym względem, co wynika z samego założenia i definicji Wszechwiedzy. Czy takie założenie daje nam obraz większej Wszechwiedzy? Odpowiedź musi być „tak”, ponieważ taki model Wszechwiedzy daje nam dodatkowo relację między Pierwszą Wszechwiedzą a Drugą Wszechwiedzą. Relacja taka obejmuje także Wszechwiedzę, bo Wszechwiedza wie wszystko o sobie i o drugiej Wszechwiedzy, a skoro wie wszystko, to ta wiedza jest Wszechwiedzą. Czyli wynika z tego, że relacja taka także jest Wszechwiedzą.

Mamy więc model Wszechwiedzy obejmujący Trzy Wszechwiedze. Model lepszy, pełniejszy niż model jednej, samotnej Wszechwiedzy, bo obejmujący większą wiedzę, a więc tylko taki model można nazwać Wszechwiedzą. Nasuwa się jednak logiczne pytanie: Jeżeli dwie Wszechwiedze plus relacja między nimi dają nam pełniejszy model Wszechwiedzy, to czy wprowadzenie czwartej Wszechwiedzy nie da nam modelu jeszcze pełniejszego? Nie da nam nowych relacji, a więc zwiększonej wiedzy? Jeżeli tak, to będzie to jeszcze prawdziwszy model, prawda?

Teoretycznie można by tak przypuszczać, ale przyjmując taki tok rozumowania dochodzimy do paradoksu. Mianowicie wprowadzenie czwartej Wszechwiedzy powoduje dodatkowe relacje między Wszechwiedzami i to znacznie zwiększoną ich ilość. Relacja między Pierwszą i Drugą, Pierwszą i Trzecią, Pierwszą i Czwartą, Pierwszą i z grupą Wszechwiedz, np. Trzecią i Czwartą itd. Jeżeli każda z tych relacji jest Wszechwiedzą, to tworzy się nieskończony ciąg Wszechwiedz, pączkując kolejnymi relacjami i Wszechwiedzami.

Zachodzi też pytanie, czy relacja między, powiedzmy, Wszechwiedzą Pierwszą a Drugą, a Wszechwiedzą Pierwszą a grupą Wszechwiedz jest taka sama, czy mniejsza? Z założenia musi być taka sama, żeby była Wszechwiedzą, jednak relacja z jedną Wszechwiedzą jest chyba tylko częścią Wszechwiedzy w takim modelu. Skoro bowiem relacja z grupą Wszechwiedz jest Wszechwiedzą, to relacja z jedną Wszechwiedzą zawiera się w relacji z grupą Wszechwiedz, a więc jest mniejszą wiedzą od Wszechwiedzy i mamy tu problem, logiczną sprzeczność.

Wprowadzenie Czwartej Wszechwiedzy do modelu nie wyjaśnia więc niczego, nie pokazuje nam rzeczywistości większej, pełniejszej, czy prawdziwszej, ale pokazuje paradoksalną sytuację, logicznie błędną i niemożliwą do spełnienia. Jedynie model Trzech wszechwiedz jest logicznie spójny i rzeczywiście ilustrujący prawdziwy obraz Wszechwiedzy.

Wracając więc do tematu, czyli pytania: „Jak zilustrować dogmat o Trójcy Świętej”, to model Wszechwiedzy rzeczywiście bardzo dobrze i logicznie go pokazuje: Suma wszelkiej wiedzy, jaka tylko istnieje, jest Wszechwiedzą. Wszechwiedza by była pełna musi obejmować także wiedzę o samej sobie, a więc musi być Osobą, Wszechwiedza musi posiadać samoświadomość i intelekt.

Oczywiście taką Wszechwiedzę nazywamy Bogiem, gdyż tylko On jest Wszechwiedzący. Z przyczyn wyżej wyjaśnionych Bóg jednak nie może być samotnikiem, bo gdy mamy Drugą Wszechwiedzę, równą i identyczną z Pierwszą, dochodzi nam relacja między tymi Osobami. Wszechwiedza w takim modelu jest większa, pełniejsza, a więc to właśnie taki obraz Wszechwiedzy jest jedynie prawdziwy. Druga Wszechwiedza, Druga Osoba to Syn Boży i relacja między Bogiem Ojcem a Synem Bożym wyraża się w Trzeciej Wszechwiedzy, równej Pierwszej i Drugiej, w Duchu Świętym. Relacja między Duchem Świętym a Ojcem wyraża się w Synu, a relacja między synem, a Duchem w Ojcu. Mamy piękny model Miłości Doskonałej i doskonałą ilustrację Wszechwiedzącego Boga.”


To tyle moich przemyśleń. Dyskusja na temat jak najlepiej zilustrować istotę Trójcy Świętej zapewne potrwa jeszcze jakiś czas na Forum apologetyki, a ja także być może powrócę do tego tematu. A gdyby ktoś chciał podzielić się swoimi przemyśleniami na ten temat, zapraszam na forum, czy to forum apologetyki, do którego link jest na początku tego tekstu, czy też moje, do którego link jest obok na tej stronie.