Jedną z zasadniczych różnic między nauczaniem Kościoła Katolickiego a wieloma innymi kościołami chrześcijańskimi jest nauka o gwarancji zbawienia. Wiele z nich uważa i uczy tak swych wiernych, że gdy człowiek raz uwierzy, że Jezus jest Panem i naszym Zbawicielem, odda Mu swe życie, zostaje zbawiony i nie może już tego zbawienia utracić.
Marcin Luter miał wiele problemów i jednym z nich była trudność uwierzenia, że Bóg odpuścił mu wszystkie grzechy w sakramencie spowiedzi. Odchodząc od konfesjonału był gotowy zawrócić i zacząć spowiedź od początku. Cały czas zmagał się z tym, że jest grzesznikiem, niegodnym spotkania z Jezusem, czy to sakramentalnie, czy też, w przypadku śmierci, osobiście.
Ja go w pewnym sensie rozumiem, też mam zawsze wątpliwości czy zamknąłem drzwi i sprawdzam po kilka razy. Ale spowiedź to co innego, tu potrzebna jest nam nadzieja i zaufanie. Do drzwi natomiast potrzebujemy tylko dobrych zamków.
Luter wybrnął ze swego problemu wymyślając zupełnie nową ekonomię zbawienia. Nie polegającą na odmianie naszych serc, ale na „legalnej fikcji”. Co prawda, mówił, jesteśmy jak kupa gnoju, ale przyjmując Jezusa za swego Zbawiciela, okrywa on nas swą świętością jak śnieg i Ojciec patrząc na nas widzi tylko Syna, a nie nasze grzechy.
Kalwin posunął się jeszcze dalej twierdząc, że jak człowiek raz osiągnął zbawienie, może nawet wymordować swoją rodzinę, nie będzie to miało żadnego wpływu na miejsce w którym spędzi wieczność. Takim „standartowym” wersetem, na którym oni bazowali jest ten:
Jeżeli więc ustami swoimi wyznasz, że Jezus jest Panem, i w sercu swoim uwierzysz, że Bóg Go wskrzesił z martwych - osiągniesz zbawienie. (Rz 10,9)
Są też inne, pozornie potwierdzające taką naukę, jak choćby ten fragment Listu do Hebrajczyków:
Mamy więc, bracia, pewność, iż wejdziemy do Miejsca Świętego przez krew Jezusa. (Hbr 10,19)
Nie można jednak bazować swej teologii na wersetach. Nasza nauka musi być zakorzeniona w całej Tradycji, całym depozycie wiary. Żaden poszczególny werset nie może być wyciągnięty z kontekstu, aby stać się podstawą jakiejś doktryny. Zwłaszcza w tak ważnej dziedzinie jak nasze zbawienie. Protestanci bardzo często właśnie tak podchodzą do Biblii: Albo ten werset, albo tamten. Albo mamy gwarancję, albo możemy ją utracić. Albo osiągamy zbawienie z wiary, albo przez uczynki. Katolicka interpretacja jest inna: I to i to. I przez wiarę i przez uczynki. I mamy gwarancję i możemy ją utracić.
Każdy z nas chciałby być pewien zbawienia. Nic w tym złego. Te wersety potwierdzają pozornie, że taką pewność możemy mieć. Jest jednak mały problem. Ani nie można takiej interpretacji pogodzić z innymi wersetami Biblii, ani też nawet sam Święty Paweł tej pewności nie miał:
Mnie zaś najmniej zależy na tym, czy będąc osądzony przez was, czy przez jakikolwiek trybunał ludzki Co więcej, nawet sam siebie nie sądzę. Sumienie nie wyrzuca mi wprawdzie niczego, ale to mnie jeszcze nie usprawiedliwia. Pan jest moim sędzią. (1 Kor 4,3-4)
Innym wersetem podawanym często jako dowód, że nie można utracić raz uzyskanego zbawienia są te słowa Świętego Pawła:
I jestem pewien, że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani Zwierzchności, ani rzeczy teraźniejsze, ani przyszłe, ani moce, ani co wysokie, ani co głębokie, ani jakiekolwiek inne stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym. (Rz 8,38-39)
Nikt jednak nie zauważa, że wśród tych rzeczy wymienionych przez apostoła nie ma grzechu. Nic zewnętrznego więc nie pozbawi mnie odczuwania Bożej Miłości, ale nie znaczy to wcale, że ja sam nie mogę się od niej, przez mój grzech, odciąć.
Do napisania tych słów skłoniły mnie słowa Ewangelii z ostatniej niedzieli. Przypowieść o królu rozliczającym się ze swymi sługami. Jeden z nich był winien królowi olbrzymią sumę pieniędzy. Niemożliwą wprost to oddania przez prostego człowieka. Sprawiedliwy król chciał go wtrącić do więzienia, ale dłużnik zaczął błagać o litość. Król okazał się być także miłosiernym i darował mu i karę i dług. Niemniej jednak gdy doszło do niego, że ten, który otrzymał tak wiele, nie przebaczył swemu współsłudze drobnego długu, kazał go ponownie zatrzymać i przywrócił mu poprzednią karę.
Żeby nie było wątpliwości sam Jezus mówi, że Królestwo Niebieskie jest do tego podobne. Bóg jest miłosierny, ale Miłosierdzie Boże będzie udzielone tym, którzy także są miłosierni dla innych. Raz uzyskane zbawienie możemy utracić, gdy okażemy się takimi sługami, jak ten z przypowieści. Ani ten, ani wiele innych wersetów w Biblii nie pozostawiają co do tego żadnej wątpliwości.
Co więc z tą pewnością? Cóż, należy ją prawidłowo rozumieć. Jak ja zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby spełnić warunki, jakie dał mi Bóg, mam nadzieję, graniczącą z pewnością, że zbawienie osiągnę. Bóg nie jest kłamcą ani oszustem. Jego obietnicom możemy wierzyć. Pewność biblijna oznacza, że obietnice Boże są ważne przez wieki, do końca świata. W przeciwieństwie do planów emerytalnych, książeczek systematycznego oszczędzania, czy ubezpieczeń na samochody, które także obiecują cuda,, a często okazują się gruszkami na wierzbie, obietnicy Jezusa możemy zaufać. Nie jest to jednak żaden „kruczek prawny”. Nie można uważać, że jak powiemy jakąś tajemną formułkę, jak dokonamy jakiegoś rytuału, to związaliśmy ręce Bogu i teraz możemy grzeszyć do woli, a On nam musi dać zbawienie.
Przecież wybór i tak jest nasz. To my przyjmujemy, albo odrzucamy Boga. Ale nie słowami. Słowa niewiele znaczą. Sam Jezus ostrzega:
Nie każdy, który Mi mówi: Panie, Panie!, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie. (Mt 7, 21)
To swym życiem, swoją postawą i czynami pokazujemy, czy przyjęliśmy Jezusa za swego Pana i Zbawiciela. Czynami także pokazujemy, czy Go nie odtrąciliśmy. Deklaracje słowne, aczkolwiek na pewno ważne, nie są tu wcale decydujące.
Mówiąc o tym kto zostanie zbawiony nie sposób pominąć słowa Modlitwy Pańskiej. Każdy z nas, od dziecka, codziennie ją odmawia. Recytujemy ją uroczyście na każdej mszy. Kończymy ją słowem „Amen”, co oznacza „Niech się tak stanie”, „taka jest prawda”. To „amen” to słowa przysięgi. Nawet w potocznej mowie, gdy chcemy zapewnić o czymś ,używamy sformułowania „jak amen w pacierzu”. A sama modlitwa, znana nam jako „Ojcze nasz” ma siedem próśb do naszego Ojca w Niebie. Sześć zwykłych i jedną warunkową. Na dodatek ta warunkowa prośba jest w pewnym sensie dla nas najważniejsza, bo dotyczy całej naszej przyszłości.
Mówimy: „I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”. Czyli, inaczej mówiąc, prosimy Boga o odpuszczenie naszych win pod warunkiem, że my odpuścimy innym. Idąc dalej tym tokiem rozumowania można wysnuć wniosek, że prosimy: Boże, jak ja nie odpuszczę innym tego, co mnie uczynili, wybieram sam dla siebie piekło. Potępienie”. Myślicie, że za daleko się posunąłem? Zobaczmy więc jak sam Jezus komentuje tę modlitwę:
Jeśli bowiem przebaczycie ludziom ich przewinienia, i wam przebaczy Ojciec wasz niebieski. Lecz jeśli nie przebaczycie ludziom, i Ojciec wasz nie przebaczy wam waszych przewinień. (Mt 6,14-15)
Trudno o prostszą naukę. Nie ma tu żadnej filozofii. Nie ma żadnych warunków. Mamy przebaczać naszym bliźnim. Bóg i tak ich osądzi. Nasze przebaczenie nie oznacza wcale, że sprawiedliwości nie stanie się zadość. A że może i im Bóg wybaczy, gdy Go poproszą o wybaczenie? Cóż, mam nadzieję, że tak się stanie. Nie są oni wcale gorsi ode mnie, więc mam nadzieję, że każdy, który poprosi otrzyma tę łaskę. Sąd należy do Boga i do niego należy prawo Łaski. A ja mam wybaczać współsłudze, żebym nie został wrzucony do więzienia, aż nie oddam całego swego długu. Obawiam się, że spędziłbym tam całą wieczność.
Piotr zbliżył się do Jezusa i zapytał: Panie, ile razy mam przebaczyć, jeśli mój brat wykroczy przeciwko mnie? Czy aż siedem razy? Jezus mu odrzekł: Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy. Dlatego podobne jest królestwo niebieskie do króla, który chciał rozliczyć się ze swymi sługami. Gdy zaczął się rozliczać, przyprowadzono mu jednego, który mu był winien dziesięć tysięcy talentów. Ponieważ nie miał z czego ich oddać, pan kazał sprzedać go razem z żoną, dziećmi i całym jego mieniem, aby tak dług odzyskać. Wtedy sługa upadł przed nim i prosił go: Panie, miej cierpliwość nade mną, a wszystko ci oddam. Pan ulitował się nad tym sługą, uwolnił go i dług mu darował. Lecz gdy sługa ów wyszedł, spotkał jednego ze współsług, który mu był winien sto denarów. Chwycił go i zaczął dusić, mówiąc: Oddaj, coś winien! Jego współsługa upadł przed nim i prosił go: Miej cierpliwość nade mną, a oddam tobie. On jednak nie chciał, lecz poszedł i wtrącił go do więzienia, dopóki nie odda długu. Współsłudzy jego widząc, co się działo, bardzo się zasmucili. Poszli i opowiedzieli swemu panu wszystko, co zaszło. Wtedy pan jego wezwał go przed siebie i rzekł mu: Sługo niegodziwy! Darowałem ci cały ten dług, ponieważ mnie prosiłeś. Czyż więc i ty nie powinieneś był ulitować się nad swoim współsługą, jak ja ulitowałem się nad tobą? I uniesiony gniewem pan jego kazał wydać go katom, dopóki mu całego długu nie odda. Podobnie uczyni wam Ojciec mój niebieski, jeżeli każdy z was nie przebaczy z serca swemu bratu. (Mt 18,21-35)
No comments:
Post a Comment