Saturday, March 31, 2012

A może to jednak praca na całe życie?

Minął kolejny tydzień w nowej pracy. Praktycznie pierwszy cały "normalny" tydzień w nowej pracy. I jestem dziś znacznie bardziej optymistycznie nastawiony, niż byłem tydzień temu.

Przede wszystkim lepiej się czuję fizycznie. Okazuje się, że wystarczą dwa tygodnie treningu, by była odczuwalna różnica w naszych możliwościach dotyczących wykonywania ciężkiej fizycznej pracy. A jeżeli widać różnicę po tak krótkim czasie, z pewnością za parę miesięcy będzie jeszcze lepiej.

Drugą optymistyczną wiadomością jest to, że rozmawiając z moimi nowymi kolegami w firmie zobaczyłem, że wielu z nich pracuje tam po kilkanaście lat. Oni nie traktują tej pracy jako czegoś tymczasowego, do czasu, aż znajdą coś lepszego. Wręcz odwrotnie. Uważają, że to jest najlepsza praca, jaką kiedykolwiek mieli w życiu. A są to kierowcy z wieloletnim doświadczeniem, mogący wybierać gdzie i dla kogo chcieliby pracować.

Jest też sporo nowych kierowców w tej formie i mam wrażenie, że wielu nowych bardzo szybko odchodzi, ale ci, którzy przetrwają, zostają na lata.

Jakie są zalety tej pracy, w porównaniu do pracy polegającej na wożeniu "normalnych" ładunków? Jest ich sporo, ale najłatwiej je ukazać pokazując wady tej ostatniej pracy. "Normalny" kierowca w takiej firmie jak US Xpress teoretycznie może przejechać do trzech tysięcy mil tygodniowo i otrzymując, powiedzmy, 35 centów na milę, brutto zarobi tysiąc dolarów tygodniowo. Tyle teoria, ale...

W teorii nie ma różnicy między teorią a praktyką, ale w praktyce jest. A praktyka jest taka, że nie każdy ładunek się wiezie cały dzień. Nie każdy się wiezie na odległość 1000 km. Nie zawsze też zaraz czeka kolejny. Nie zawsze jest możliwość natychmiastowego rozładunku. Czyli w praktyce kierowca nie jest w stanie przejechać średnio więcej, niż 2000-2500 mil tygodniowo. I to tylko wtedy, gdy cały czas jest w drodze. Gdy chce przyjechać na parę dni do domu, przejedzie jeszcze mniej mil. Zarabia więc w skali roku 35-40 tysięcy dolarów, a w domu jest gościem. Zalety? Są i zalety. Nie musi rozładowywać ręcznie ładunku, a w wielu miejscach po prostu odpina naczepę i zabiera pustą. Jak ją tylko znajdzie.

Kierowca "dedykowany", pracujący tak jak ja, ma zawsze czekający na siebie kolejny ładunek. A ponieważ połowa jego pensji jest za rozładunki, nie jest aż tak istotne ile przejedzie mil. Nie ma żadnego problemu, by tygodniowo rozładować trzy naczepy i przy okazji przejechać 1500 mil. Czasami są to cztery naczepy, a mil może być nawet 2000. Zatem taki kierowca zarabia tygodniowo co najmniej 1000 dolarów, a może zarobić i 1500. Jeden z tych, którzy pracują tam ponad dziesięc lat zdradził mi, że w ubiegłym roku zarobił brutto 68 tysięcy dolarów. I do tego każdy weekend w roku spędził we własnym domu.

Jest oczywiste, że nowy kierowca zawsze zarobi mniej. Ma niższą stawkę za milę, nie ma takiego doświadczenia, więc wolniej rozładowuje i nie ma od początku dobrych układów z dyspozytorem. Z pewnością są lepsze i gorsze ładunki i ci, którzy pracują tam od lat zawsze otrzymają te lepsze - tak to już w życiu jest. Ale i ci nowi szybko stają się "starymi" kierowcami, jeżeli wytrzymają kilka miesięcy, a jak ktoś ma takie wąsy, akcent i nazwisko jak ja, to dyspozytor od razu go zauważy i człowiek przestaje być częścią bezosobowego tłumu.

Minął trzeci tydzień pracy. Ja jestem trzeci weekend z rodziną. Trzeci raz zaczynam w poniedziałek od rozładunku o rzut beretem od domu. Nie martwię się, że paliwo drożeje, że spedycja spóźnia się z zapłatą za przewóz towarów, że potrzebuję nowe opony i że mam wyciek oleju z silnika. I choć wiem, że niektórym to bardzo trudno zrozumieć, że "kierowca z takim doświadczeniem tyra rozładowując paczki jak młodzik" - to z mojego punktu widzenia wygląda to inaczej. Praca pięć dni, dwa dni w domu, trochę fizycznej aktywności, która i tak jest mi bardzo potrzebna, a na dodatek za tę fizyczną pracę naprawdę uczciwe wynagrodzenie.

Nie wiem oczywiście co mnie czeka w przyszłości, ale przyznam, że zaczynając tę pracę myślałem, że będzie to coś "na próbę", może na parę miesięcy, do czasu, aż znajdę coś lepszego. teraz coraz bardziej wydaje się jasne, że to może być praca na stałe i że niczego innego nie będę szukał. No chyba, że... Chyba, że mi się za chwilę coś odwidzi. ;-) Ale to tylko czas pokaże. :-D

Monday, March 26, 2012

Zaczynamy nowy tydzień

Dziś były trzy sklepy w Charlotte. zabrałem ze sobą Kubę, więc miałem tylko połowę roboty. I dziś to znacznie lepiej wyglądało. Myślę, że się przyzwyczaję. Tym bardziej, że weekend był w domku i wypocząłem i zregenerowałem siły.

Na naszym forum było dziś ponad 150 wirtualnych pasażerów. Chyba trzeba będzie zacząć robić jakieś ograniczenia, bo "czytacz" nie wyrabia.

Myślałem, że skończę rozładunek koło 17, ale byłem pusty już o 13. Wystarczająca ilość czasu, by wrócić na bazę w Savannah, ale wróciłem do domu. Zrobię sobie tu 10-godzinną przerwę i ruszam po północy na bazę, po kolejny ładunek.

Sunday, March 25, 2012

Zaczynamy jeszcze raz

Zaczynam nowego bloga. Co prawda prowadzę już bloga od dziesięciu lat, ale tamten głównie jest na tematy religijne. Tu jednak zacznę pisać na temat mojej pracy. Tak więc oddzielamy grubą krechą to, co widać poniżej i zaczynamy od początku.

Jest pewien dobry powód dlaczego to robię. Po dwudziestu pięciu latach pracy na własnym samochodzie zaczynam od nowa jako etatowy kierowca. I wiele osób pyta: Dlaczego?

No właśnie... Dlaczego? Szczerze mówiąc to ja sam nie jestem pewien. Może dlatego, że mogę? Może dlatego, że nas zawsze ciekawi co by było, gdyby....?

Stara ciężarówka miała już sześć lat i 830 tys mil przebiegu. I choć była w doskonałym stanie, to przecież nic nie jest wieczne. Najprawdopodobniej w ciągu dwóch lat czekałby ją remont silnika, a to jest wydatek rzędu 20 tysięcy dolarów. Ja nigdy nie trzymałem tak długo żadnego samochodu, zwykle wymieniałem auta po czterech latach i 600 tys mil przebiegu. Zatem był to już najwyższy czas, ale mogłem przecież kupić kolejne nowe auto.

Czemu zatem tego nie zrobiłem? Nowe auto to nowe raty. To jak wyrok, jak dobrowolne zaprzęgnięcie się do kieratu na cztery lata. I ja dziś nie jestem na to zdecydowany. Być może za kilka miesięcy zmienię zdanie. Nowy Kenworth T680 kusi... Ale na razie jeszcze nie mam na to ochoty.

Poza tym plany były inne. Miałem pracować rozwożąc nowe ciężarówki. Nic nie wyszło z tamtej pracy, przynajmniej na razie, więc zdecydowałem się na powrót do starej firmy, US Xpress.

Ja pracowałem w US Xpress ze swoim koniem przez kilka lat. Najpierw wożąc lotnicze ładunki, później "general freight", czyli wszystko, co się da. I teraz mógłbym też to robić, ale to nie tylko nie są wielkie pieniądze w takiej firmie, nawet, gdy nie muszę zaczynać od podstawowej stawki, bo zaliczono mi tamten staż pracy, to dodatkowo jest się w drodze po kilka tygodni.

Przez ostatnie pięć lat, w swojej firmie, byłem w drodze właśnie po kilka tygodni i powoli miałem tego dość. Teraz więc, gdy się nadarzyła okazja, by zacząć pracować tak, że na każdy weekend zjadę do domu, postanowiłem spróbować takiego chleba.

Co to za praca? Jest to usługa świadczona przez US Xpress sieci sklepów Dollar Tree. Są to sklepy z tanimi produktami. Wszystko tam po prostu kosztuje dolara. Mają kilka magazynów w USA, każdy obsługuje pobliskie stany. Ja zostałem przydzielony do magazynu w Savannah, w Georgii i będziemy rozwozić towary do sklepów na Florydzie, w Georgii, Południowej i Północnej Karolinie, w części Virginii i Tennessee.



Wady i zalety tej pracy? Zaletą podstawową jest obecność w każdy tydzień w domu. Po prostu w piątek bierze się ładunek w stronę rodzinnego miasta i dostarcza się go w poniedziałek. Przez weekend auto mogę trzymać koło domu. Firma się nie obawia, że towar zginie, bo i towar nie jest zbyt wartościowy. W sklepie "wszystko za dolara" nie sprzedaje się telewizorów, czy komputerów. Wadą natomiast jest to, że praca wymaga dużo fizycznej pracy.

Typowy ładunek to 2500-3000 pudełek, ważących w sumie do 20 ton. Rzadko kiedy jest ich mniej, niż 18. I wszystko jest na podłodze. Czasem mam w naczepie palety, ale i tak trzeba je rozładować ręcznie, bo sklepy nie mają ramp rozładunkowych. Te palety to najgorsza robota, bo zwykle na nich są kartony butelkami z wodą, a ten, kto ze mną wirtualnie podróżuje wie, że butelki tu mamy raczej spore. Taki karton zawiera sześć baniaczków z wodą, każdy o pojemności galona, czyli niemal czterech litrów. Cały karton waży więc blisko 25 kg, a to już jest co dźwigać.

Można jednak spojrzeć na to z innej strony. Od lat obiecuję sobie, że w końcu zacznę chodzić na siłownię, poćwiczę coś, bo praca kierowcy nie sprzyja aktywności fizycznej. Mięśnie zanikają, poza mięśniem piwnym, który dziwnie rośnie z każdym rokiem pracy za kierownicą tira. A teraz będę miał okazję do intensywnych ćwiczeń. Wśród kierowców, którzy wytrwali w tej pracy nie ma typowych otłuszczonych grubasów. Tacy albo szybko rezygnują, albo nabierają sylwetki supermana.



Ważne tylko, by nie umrzeć na początku. Rozładowałem dopiero dwie naczepy, pierwszą z kierowcą, który mnie przyuczał, drugą samodzielnie. I nie będę udawał bohatera: Było ciężko. Miałem serdecznie dość. Lały się ze mnie strumienie potu, a na drugi dzień nie mogłem wstać z łóżka. Dzisiaj, ponad dwa dni po skończeniu pracy, nadal mnie bolą ręce i nogi. Ale z czasem na pewno będzie lepiej.

Trzeba na to spojrzeć tak: Rozładowanie naczepy zajęło mi 6 godzin. Gdy się "wyrobię", z pewnością będę w stanie tego dokonać w 4-5 godzin. A ponieważ płacą za to 170 dolarów, to wychodzi, powiedzmy, 35 dolarów na godzinę. Ponad sto złotych. Całkiem nieźle, zwłaszcza, że w siłowni nie tylko nie płacą nic, ale wręcz przeciwnie: Sami chcą kasę. I choć prawdą jest, że np. moja żona zarabia więcej, to ona najpierw zainwestowała w wyższe studia i teraz pracuje lżej za większe pieniądze. A mnie się nie chciało uczyć, więc...

"Chodziło się na wagary, trzeba dziś dźwigać ciężary. Nie chciało się nosić teczki, trzeba ciągnąć dziś woreczki"

Dam sobie kilka miesięcy. Jak wytrwam. A potem zobaczymy. Albo się przyzwyczaję, albo poszukam innej pracy, może kupię znowu własną ciężarówkę. Na razie moja żona się cieszy, że jej mąż - zdechlak zamieni się w atletę. A w poniedziałek, ponieważ rozładunki w Charlotte, a Kuba akurat ma wolne, to zabiorę go ze sobą, by mi pomógł. W ramach zajęć motywujących do pilnej nauki. Jak zobaczy jak się zarabia na chleb będąc po maturze, bardzo szybko zacznie się przykładać do nauki.