Friday, May 25, 2007

Orędzie z Medjugorie, 25 V 2007

„Drogie dzieci! Wraz ze mną proście Ducha Świętego, by prowadził was przy poszukiwaniu woli Bożej na drodze waszej świętości. A wy, którzy jesteście daleko od modlitwy nawróćcie się i w ciszy swego serca szukajcie zbawienia swej duszy i karmcie ją modlitwą. Każdego z osobna błogosławię swym matczynym błogosławieństwem. Dziękuję wam, że odpowiedzieliście na moje wezwanie.”

Zapraszam w podróż dookoła USA

Być może niektórzy z Was się dziwią, gdzie ja jestem i co robię, gdy nie piszę na swoim forum. Faktem jest, że ostatnio nie przybywa tak wiele tekstów jak dawniej, ale ma to i taką przyczynę, że nie chcę się powtarzać i pisać o tym samym po kilka razy. Klikając na spis treści, zaglądając do archiwum, można odszukać moje stare teksty, które nic nie straciły na aktualności. Zachęcam do tego serdecznie.

A ja, gdy nie pracuję i nie piszę tutaj, to robię zdjęcia i dokumentuję moją podróż dookoła USA. Potem ten opis ze zdjęciami zamieszczam na kilku forach dla kierowców i miłośników ciężarówek. Jednak niedawno przypomniałem sobie, że i ja mam swoje forum, więc nic nie stoi na przeszkodzie, abym i na nim zamieszczał opis moich podróży. Dzięki temu każdy z odwiedzających to forum będzie mi mógł towarzyszyć w mojej pracy. Będzie mi na pewno bardzo miło z tego powodu.

Oczywiście zdjęcia z opisem podróży ukazują się tam z parodniowym opóźnieniem. Ale przypominam, że na samym dole strony www.polon.us jest transmitowany obraz z kamery zainstalowanej w mojej ciężarówce i przez tę kamerę można oglądać widoki przez okno mojego auta na żywo. Kamera zazwyczaj jest włączona około 19 polskiego czasu, na godzinkę, czy dwie. Czasem nawet można w niej zobaczyć i moją skromną osobę, za co z góry wszystkich przepraszam. ;)

Link do Forum z opisem mojej podróży jest TUTAJ. Proszę więc zapiąć pasy i ruszamy w drogę!

Friday, May 18, 2007

Katolickie badziewiarstwo

Znowu otrzymałem jeden z tych wpisów do księgi gości, które zamiast konstruktywnie krytykować, zajmują się krytykanctwem. Z samego wpisu można wywnioskować, że autor, który nie ma na tyle cywilnej odwagi, żeby się podpisać, choćby tylko imieniem, insynuuje mi różne rzeczy zupełnie mijające się z prawdą. To pokazuje jak bardzo niektórzy nienawidzą Kościół. Aż ich ta nienawiść zaślepia. Jest tak przesączony propagandą antykatolicką, że nawet nie zadaje sobie on trudu przeczytania tego, co ja piszę, on wie lepiej co mógł napisać ktoś, kto dumnie głosi, że jest katolikiem. Pisze on:

"wszedzie to katolickie badziewiarstwo z Maryja na czele odkupicielka i zbawicielką i pewnie niedługo stworzycielka ... "

Tylko… gdzie ja napisałem, że Maryja jest odkupicielką, albo zbawicielską? Bardzo bym prosił o przypomnienie mi, bo sam nie mogę znaleźć. Co więcej, ponieważ jestem przekonany, że tylko Jezus nas zbawił i odkupił, to na pewno nie napisałbym, że Maryja jest zbawicielską. Niezależnie od tego, jak bardzo Ją kocham. Wiem też, że i Ona na pewno nie czułaby się zaszczycona przymiotnikami nie mówiącymi o Niej prawdy. A wracając do listu tego biednego brata pisze on dalej co mnie i innych katolików z pewnością, jego zdaniem, czeka:

"Kiedy Pan przyjdzie to spali Was ..."

To zapewne w ramach miłości bliźniego i interpretacji takich słów Biblii jak choćby te:

Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone. (Łk 6,37)

Dalej oskarża mnie on o bluźnierstwo, bo nazwałem Piotra Skałą. Hmm. Po pierwsze nie wiem, czemu miałoby to być bluźnierstwo, nawet jakby to nie była prawda, a po drugie to nie ja go tak nazwałem, ale sam Jezus. A On, jako Bóg, nie może bluźnić. Nie może też powiedzieć nieprawdy. Gdyby Jezus powiedział do mnie, że jestem psem, zaraz bym z radości zaczął szczekać i merdać ogonem. Taką moc ma Jego Słowo. Gdy więc Jezus powiedział Piotrowi: „Ty jesteś skałą”, to znaczy że jest on skałą. Koniec i kropka. Ale ten brat zachęca mnie do wgłębienia się w zawiłości greckiego języka. Pisze on:

"Udowadniasz że to Piotr jest skałą - bliżnisz. Nie ma czasu na polemikę ale zachecam do czytania greki - tam wyrsaznie pisze Petra i Petros."

Właśnie. Dlaczego Jezus powiedział: Otóż i Ja tobie powiadam: Ty jesteś Piotr [czyli Skała], i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą. (Mt 16,18) ?

Po grecku rzeczywiście brzmi to mniej więcej tak: „Ty jesteś Petros i na tej Petra zbuduję Kościół mój…” Antykatolicko nastawieni fundamentaliści chrześcijańscy interpretują to tak: „Ty jesteś Petros, mały kamyczek, a ja na skale, na Petra, czyli na sobie samym zbuduję swój Kościół”. Problem z taką interpretacją jest taki, że nie ma ona żadnego sensu. Cały kontekst wskazuje na to, że to właśnie na Piotrze Jezus buduje swój Kościół. Po to ich zabrał do Cezarei Filipowej, gdzie powiedział te słowa (kilka dni marszu przez pustynię), po to stanęli przed skałą, na której była zbudowana świątynia fałszywego bożka Pana, po to pytał ich za kogo Go uważają itd., itp. Wydaje się, że Jezus mógł powiedzieć:

"To tu, na tej skale stoi fałszywa świątynia, fałszywy kościół bożka Pana, piekielny kult, ale ja zmieniam twoje imię Szymonie na Skałę, bo właśnie na tobie ja zbuduję mój prawdziwy Kościół, prawdziwą Świątynię, której nigdy nie przemogą moce piekielne."

Dlatego też dał Piotrowi obietnicę, że co zwiąże na ziemi, będzie związane w Niebie i dal mu klucze, symbol urzędu, znak, że ta moc związywania i rozwiązywania nie jest dana tylko Piotrowi, ale także jego następcom. Jest to bowiem dar nie da osoby, ale dla stanowiska, a sam Kościół nie był dany jednemu pokoleniu chrześcijan, ale istnieć będzie aż do końca świata.

Pomijając jednak nawet te wszystkie argumenty wiemy także co innego. Mianowicie, że Jezus nie rozmawiał z Apostołami po grecku, ale po hebrajsku, albo aramejsku, który jest odmianą hebrajskiego. A w tych językach nie ma rozróżnienia „Petros-Petra”, jest tylko jedno słowo „Kefa”. Dlaczego więc w greckim tekście Ewangelii Mateusza jest to rozróżnienie? Bo w języku greckim, tak jak w polskim, są rodzaje rzeczowników. „Skała”, „Petra” jest rodzaju żeńskiego. Nie można więc tak nazwać Szymona, pierwszego wśród apostołów. Trzeba dać temu słowu męską końcówkę, „Petros”, żeby to było poprawne językowo i żeby go nie ośmieszało. Czy jednak możemy na pewno wiedzieć, że Szymon był nazywany przez Apostołów i Jezusa „Kefasem”, a nie „Petrosem”? Oczywiście, bo mówi nam to samo Pismo Święte:

I przyprowadził go do Jezusa. A Jezus wejrzawszy na niego rzekł: Ty jesteś Szymon, syn Jana, ty będziesz nazywał się Kefas - to znaczy: Piotr. (J 1,42)

Myślę o tym, co każdy z was mówi: Ja jestem Pawła, a ja Apollosa; ja jestem Kefasa, a ja Chrystusa. (1 Kor 1,12)

Czyż nie wolno nam brać z sobą niewiasty - siostry, podobnie jak to czynią pozostali apostołowie oraz bracia Pańscy i Kefas? (1 Kor 9,5)

… i że ukazał się Kefasowi, a potem Dwunastu, (1 Kor 15,5)

Następnie, trzy lata później, udałem się do Jerozolimy dla zapoznania się z Kefasem, zatrzymując się u niego /tylko/ piętnaście dni. Spośród zaś innych, którzy należą do grona Apostołów, widziałem jedynie Jakuba, brata Pańskiego. (Ga 1,18-19)

… i uznawszy daną mi łaskę, Jakub, Kefas i Jan, uważani za filary, podali mnie i Barnabie prawicę na znak wspólnoty, byśmy szli do pogan, oni zaś do obrzezanych... (Ga 2,9)

A więc zarówno Jan, przytaczając słowa Jezusa, jak i Paweł, mówiąc o Piotrze pokazują nam, że nazywany był on przez braci i przyjaciól, a także przez samego Jezusa „Kefasem”, nie „Petrusem”. A więc cały argument fundamentalistów oparty jest na niczym.

Ale skoro Pismo Święte jest natchnionym, nieomylnym Słowem Bożym, to widocznie Duch Święty chciał, żeby te słowa przytoczył Mateusz po grecku? Hmm.. nie zupełnie, bo akurat Ewangelia Mateusza była najpierw napisana po hebrajsku, nie grecku. Nie zachowały się te oryginały do naszych czasów, ale mamy wiele pośrednich dowodów na to. Oto kilka fragmentów z „Historii Kościoła” Euzebiusza z Cezarei, napisanej na przełomie III i IV wieku. Język tłumaczenia jest trochę archaiczny, bo to wydanie sprzed niemal stu lat, ale tylko takim dysponuję:


"Otóż Mateusz Żydom najpierw naukę ustnie głosił, i dopiero gdy się wybierał do innych narodów, napisał swą Ewangelję w języku ojczystym, by dla tych, których opuszczał, pismem zastąpić to, co tracili przez nieobecność jego. Już też Marek i Łukasz byli wydali swe Ewangelję, a Jan, jak powiadają, dotąd tylko żywem się posługiwał słowem. Wreszcie i on chwycił za pióro, a to z następującego powodu: Trzy poprzednie Ewangelję już były powszechnie znane i w jego się również znalazły ręku. Uznał je, jak powiadają, i dał im świadectwo, że zawierają prawdę." (III, 24)

"…[Papiasz] o Mateuszu zaś mówi tak: „Mateusz spisał słowa Pańskie w języku hebrajskim, a każdy tłumaczył je sobie, jak umiał" (III, 39)

„Otóż Mateusz dla Hebrajczyków napisał i wydał Ewangelią w ich języku ojczystym, podczas gdy Piotr i Paweł w Rzymie ewangelję opowiadali i zakładali kościół. Po ich odejściu Marek, uczeń i tłumacz Piotrowy, przekazał nam również na piśmie to, co Piotr głosił; Łukasz zaś, towarzysz Pawła, w księdze swej złożył ewangelję, jak ją ten apostoł rozszerzał. Następnie Jan, uczeń Pański, który spoczywał na piersi Jego,3 także wydał Ewangelję za swego pobytu w Efezie". (V,8)

"Jednym z nich był Pantajnos, i wieść niesie, że dotarł do Indyj, gdzie go już przecie wyprzedziła Ewangelia Mateuszowa, którą podobno znalazł u niektórych mieszkańców, znających Chrystusa. Miał ją tam opowiadać Bartłomiej, jeden z apostołów, i zostawić im dzieło Mateuszowe w hebrajskim spisane języku, które się też aż do owych przechowało czasów. Pantajnos, po dokonaniu wielu czynów wspaniałych, stanął wreszcie na czele szkoły aleksandryjskiej, gdzie ustnie i piśmiennie objaśniał skarby nauk bożych." (V,10)

A więc dla ludzi żyjących parę wieków po Chrystusie było oczywiste, że Ewangelia Mateusza była najpierw napisana w ojczystym języku ewangelisty. Jednak ponieważ ówczesny Kościół nie używał tego języka, nie kopiowano hebrajskich oryginałów. W liturgii czytane były greckie teksty i te się zachowały, a hebrajskie w zawierusze dziejów zaginęły. Ale myślę, że możemy bez wielkiego błędu przyjąć, że to, co Mateusz napisał, to nie było „Ty jesteś Petros i na tej „Petra” zbuduję Kościół mój”, ale „Ty jesteś Kefas i na tym Kefas zbuduję…” itd.


Nic dziwnego też, że ten argument jest podnoszony tylko w USA. Oczywiście brat, który się wpisał do księgi gości jest Polakiem, ale cały jego wpis jest typowym antykatolickim argumentem znanym mi aż za dobrze z mojej nowej ojczyzny. Wynika to z tego, że w angielskim rzeczowniki nie mają rodzaju i dlatego mamy tutaj takie imiona jak „Pat”, oznaczające i Patryka i Patrycję, czy „Chris” oznaczający zarówno Krystiana, czy Krzysztofa jak i Krystynę. Dla Amerykanina więc argument, że trzeba było zmienić Petrę na Petrosa jest trudno zrozumiały. Ale np. w języku francuskim niezrozumiałe są zarzuty amerykańskie, bo tam jest i w tłumaczeniu tak, jak było w oryginale: „Ty jesteś Pierre i na tym Pierre zbuduję swój Kościół”. Bo francuskie Pierre oznacza to samo co hebrajskie Kefa, imię męskie i skałę.


Dalej brat mój kontynuuje:

"Myslałem ze w tym wolnym kraju choc zeswiecczałym ale majacym biblijne korzenie ten smród inwizycji się nie pojawi - widac szatan ma wszedzie swoich emisariuszy."

Zostałem więc nazwany emisariuszem szatana… ciężki kaliber dział wytoczył on przeciw mnie. Cóż. Przypomnę tylko, że i Jezusa oskarżali, że przez Belzebuba, władcę złych duchów, wyrzuca złe duchy. A jeśli chodzi o Inkwizycję, to prawda o niej też jest troszkę inna, niż się powszechnie uważa i niż to chcieliby pokazać antykatoliccy "twórcy historii". Pisałem zresztą o tym w tym tekście. Dalej pisze on:

"Na protestantów „plujesz” ale z radia chrzescijanin korzystasz nadajac Słowo Boze audio - nie wstyd Ci ... Szkoda mojego pisania .... Nie pozdrawiam"

Aż mnie rozśmieszył swą zaciekłością i zacietrzewieniem. Nie pluję na protestantów. Nie wiem, na jakiej podstawie takie oskarżenie. Prosiłbym o konkrety. Mam wielu przyjaciół wśród protestantów, wiele się od nich nauczyłem, wiele im zawdzięczam. Fakt, że na mojej stronie jest link do radia założonego przez protestantów i nadającego katolickie tłumaczenie Biblii, "Tysiąclatkę". Wspaniała, ekumeniczna współpraca i nie wiem, czemu miałoby mi być wstyd z tego powodu.

A na koniec parę słów bezpośrednio do autora wpisu do księgi gości: Chciałbym Cię, bracie, serdecznie pozdrowić i zapewnić o swych modlitwach w Twojej intencji. Proszę Cię też o modlitwy za mnie. Niech wola Boża, jaka istnieje w stosunku do nas, stanie się faktem i niech nam się otworzą oczy, żeby zobaczyć prawdę. I niech Ci, bracie, nie będzie szkoda Twojego pisania, pisz jak najczęściej, ale postaraj się podać jakieś konkretne argumenty. Może wtedy razem dojdziemy do tego, gdzie leży prawda. Bo taką pisaniną, jaką popełniłeś, wyrządziłeś większą krzywdę swoim braciom, niż nam, katolikom. A ja Ci dziękuję za dostarczenie mi tematu do kolejnego felietoniku i możliwości wyjaśnienia naszej wiary, tego, w co my wierzymy. Bóg zapłać!

Sunday, May 06, 2007

Jak lepiej zrozumieć Boga i ludzi?

Parę tygodni temu odezwał się do mnie ktoś na gadu-gadu i chciał porozmawiać. Niestety, jechałem akurat samochodem i nie mogłem z nim rozmawiać, więc zachęciłem go do wpisu do księgi gości. I rzeczywiście, zamieścił on tam swój komentarz, podpisany "numer gg". Zeszło mi trochę z odpowiedzią, ale w końcu się na nią zdecydowałem. Choć nie bez pewnych oporów, bo trudno odpierać zarzuty, gdy się je nie do końca rozumie, albo gdy są one oparte na nieprawdziwym założeniu.

Przede wszystkim nie wiem o którym artykule „numer gg” mówi. Zapewne chodzi mu o jeden z tekstów dotyczących homoseksualizmu. On sam przyznał w rozmowie na gg, że jest gejem. Ale zarzut, że mój tekst
„ma pewne braki, czy nawet błędy, ponad to jest wyjątkowo skrajny, posługuje się ogólnikowymi stwierdzeniami, stereotypami”, bez podania konkretów, niewiele pomaga. Wydawało mi się, że pisałem o problemie homoseksualizmu bardzo konkretnie. To właśnie on pisze tu bardzo ogólnikowo. Dalej czytam we wpisie do księgi gości:

„Autor zapomina ze jesteśmy przede wszystkim ludźmi a dopiero potem wypełniamy role narzucone nam przez społeczeństwo. A jako ludzie wszyscy jesteśmy równi. Moim skromnym zdaniem człowieka powinno się oceniać według tego co robi, jak się zachowuje w określonych sytuacjach, jakie na wartości, jak żyje, a dopiero potem czy jest gejem, liberałem, zwolennikiem aborcji. Nie uważam żeby bycie gejem zamykało drogę do bycia katolikiem i człowiekiem wierzącym w Boga.”

Cóż. Nie wiem, na jakiej podstawie „numer gg” uważa, że zapominam, że jest on człowiekiem. Cała motywacja z mojej strony, by pisać o homoseksualizmie wynika z faktu, że uważam każdego człowieka za brata. To, jakie role mamy w społeczeństwie, w ogóle nie było tematem moich rozważań. On w ogóle nie zrozumiał ani moich intencji, ani tego, co starałem się przekazać. Pisze on dalej, że „nie uważa, by bycie gejem zamykało drogę do bycia katolikiem i człowiekiem wierzącym w Boga”. I ja nigdy inaczej nie uważałem. Czym innym jest „bycie gejem”, czy też bycie złodziejem, dziwkarzem, pijakiem, mordercą, hipokrytą, czy jakimkolwiek grzesznikiem, a czym innym bycie katolikiem. Czymś zupełnie innym jest jeszcze nasza wiara.

Problem z homoseksualizmem polega na tym, że ludzie o takich skłonnościach utożsamiają się ze swymi skłonnościami. Mówią: „Jestem gejem”. Tego nie mogę zrozumieć, ani zaakceptować. Ja mam skłonności heteroseksualne, ale nie mówię o sobie „jestem dziwkarzem”. Podobają mi się piękne samochody, ale nie określam siebie „jestem złodziejem samochodów”. Denerwują mnie różni ludzie, czasem do tego stopnia, że miałbym ochotę ich dusić własnymi rękami, ale nie mówię o sobie „jestem mordercą”. Dlaczego? A jednej strony dlatego, że tak się nie mówi. Tak się nikt nie określa. Gdybym tak zaczął o sobie mówić, naraziłbym się na śmieszność. Po drugie nie robię tych rzeczy, na które mam ochotę. Nie kradnę samochodów, nie zdradzam żony, nie duszę ludzi, którzy mi działają na nerwy. Bóg dał mi rozum, sumienie, wolną wolę i całe życie dokonuję wyborów. Tym się różnię od zwierząt, że nie postępuję tak, jak nakazuje mi instynkt, uczucia, impuls, ale tak, jak uważam, że należy postępować. Uważam, że istnieje coś takiego, jak prawo naturalne, jak obiektywne standardy moralności i że muszą one pochodzić od Stwórcy. Jeżeli zaś istnieją, to muszę się im podporządkować. Stwórca objawił nam je najpierw poprzez Mojżesza i Proroków, a potem w pełni przez Swego Syna, Boga-Człowieka, Jezusa Chrystusa. Depozyt wiary, Tradycja Apostolska, został częściowo spisany i znany nam jest jako Nowy Testament. Ta Dobra Nowina jest nieomylnym Słowem Bożym,

Ta wiara ma swoje konsekwencje. Nie muszę sam rozstrzygać, co jest dobrem, a co złem. Ja to wiem z całą pewnością, bo nieomylnie naucza mnie tego Kościół. Jeżeli Kościół uczy, że życie ludzkie jest święte od momentu poczęcia do momentu naturalnej śmierci, to mnie nie pozostaje nic innego, jak przyjąć tę naukę. Nie muszę kombinować, kiedy aborcja jest dopuszczalna, jakie zrobić wyjątki, jakie znaleźć kruczki prawne. Nie ma wyjątków. Nigdy nie jest dopuszczalna. Koniec dyskusji. Podobnie homoseksualizm. Skłonności do osób tej samej płci to nie jest jeszcze grzech. Tak, jak nie jest grzechem to, że mnie się podobają wszystkie dziewczyny. Ale tak, jak ja muszę żyć w czystości, tak musi postępować każdy inny człowiek. Oczywiście dla każdego oznacza to co innego. Dla kawalera, wdowca, kapłana, dla homoseksualisty, to życie w celibacie. Dla mężczyzny żonatego życie z tą, której obiecało się miłość i wierność aż do śmierci. Co oznacza właśnie to. Miłość i wierność. I grzech nieczystości z osobą tej samej płci nie jest „gorszy” niż grzech nieczystości z osobą płci przeciwnej. Grzech jest po prostu grzechem.

Każdy z nas grzeszy. Nie możemy powiedzieć, że jesteśmy lepsi, czy gorsi od innych. Nie wiemy, jakie oni mają problemy, jakie naciski, jak ich wychowano, jak ich szatan omamił. Nie uważam się więc wcale za lepszego od homoseksualistów. A Bóg nas nie będzie porównywał do nikogo. Rozliczy nas z tych talentów, jakie każdy z nas otrzymał, a nie jakie dostał nasz brat, czy siostra. I z pewnością będzie bardziej miłosierny dla tych, którzy otrzymali cięższe krzyże. A skłonności homoseksualne są bardzo ciężkim krzyżem. Nie dość, ze te osoby najczęściej miały bardzo trudne dzieciństwo: Rozbite domy, brak kochającego ojca, często do tego były wykorzystane seksualnie w bardzo młodym wieku przez kogoś, komu ufały, a kto je tak zawiódł, to jeszcze w konsekwencji mają skłonności, z którymi nie potrafią sobie poradzić. Nie dość, że otrzymują sprzeczne sygnały, z jednej strony od Kościoła, a z drugiej od liberalnej prasy, polityków i działaczy, to na domiar złego spotykają się z nienawiścią, czasem przemocą, wyzwiskami i to nieraz od osób głośno mówiących, że są chrześcijanami.

Szatanowi wszystko jedno z której strony nas zaatakuje. Geje są przekonani, że to, co robią nie jest grzechem, ale reszta społeczeństwa nie może się z tym pogodzić. Niewierność małżeńska z kolei jest raczej uważana za grzech nawet przez tych, którzy ją praktykują, ale prasa, autorzy scenariuszy filmowych, społeczeństwo ją, wydaje się, zaakceptowali. Zresztą trudno tu uogólniać. Tak czy inaczej konsekwencją jest to, że sam akt, sam grzech wydaje się być wszechobecny. Bo nam wystarczy pretekst, żeby zagłuszyć własne sumienie. Dużo łatwiej idzie nam dawanie ucha kudłatemu, niż Bogu.

Ja nie piszę w swych tekstach o tym, że ktoś jest gorszy, że kogoś powinniśmy nienawidzić. Wręcz przeciwnie. Jedyna motywacja, jaką się kieruję, to miłość. To, że piszę, że homoseksualizm jest grzechem nie wynika z tego, że nienawidzę homoseksualistów, ale z tego, że ich kocham. Ale miłość, ta prawdziwa, nie polega na tym, że się na wszystko pozwala. Moje dzieci, które bardzo gorąco kocham, mają bardzo wiele zakazów i obowiązków. Dlatego, że mam obowiązek wychować je na dobrych obywateli, ale także, a raczej przede wszystkim mam obowiązek wychować je tak, by osiągnęły zbawienie. Przekazać im wiarę, zrobić z nich prawdziwych chrześcijan.

Kiedyś będę rozliczony z tego, co tu piszę. Dlatego muszę myśleć, a nie kierować się uczuciami. Muszę pisać prawdę. Mnie naprawdę bardzo żal ludzi o skłonnościach homoseksualnych. Tak, jak żal mi każdego człowieka uzależnionego od grzechu. Ale chorych trzeba leczyć, a nie wmawiać im, że są zdrowi. Nie pomożemy komuś, kto ma raka, mówiąc mu, żeby się nie martwił, bo to normalny, naturalny stan i 5% społeczeństwa też na to cierpi. Raka trzeba wyciąć, potraktować chemią, naświetlić, robić co się da, by się go pozbyć z organizmu. Nie zawsze się to udaje, prawda. Ale to nie znaczy, że nie powinniśmy próbować.

„Numer gg” kończy w ten sposób:

„Mam nadzieje ze autor potraktuje ja jako konstruktywna krytykę nie jego osoby której znać nie mogę, lecz jego poglądów, które moim zdaniem nie prowadza do szeroko rozumianego dobra, lecz do eskalacji antagonizmów społecznych.

pozdrawiam autora i życzę mu głębszego odczuwania bożej miłości, która pozwala lepiej zrozumieć nie tylko Boga. ale przede wszystkim ludzi

numer gg”

Cóż, ja inaczej rozumiem dobro, niż on. Dla mnie dobrem jest osiągnięcie zbawienia. Antagonizmy społeczne nic tu nie mają do rzeczy. Inaczej też rozumiem „miłość Bożą”. Dla mnie Krzyż jest jej symbolem. Jezus nie nauczał „ róbta co chceta”, ale powtarzał: „Idź i nie grzesz więcej”. Święty Paweł wyraźnie uczy:

Nie łudźcie się! Ani rozpustnicy, ani bałwochwalcy, ani cudzołożnicy, ani rozwięźli, ani mężczyźni współżyjący z sobą, ani złodzieje, ani chciwi, ani pijacy, ani oszczercy, ani zdziercy nie odziedziczą królestwa Bożego. (1 Kor 6, 9b-10)

I nie wiem, czemu „gg” życzy mi lepszego zrozumienia ludzi. Ja ludzi rozumiem doskonale. Zwłaszcza grzeszników. Jestem jednym z nich od niemal 50 lat. Ale to, że rozumiem dlaczego grzeszymy, nie zmienia faktu, że powinienem pisać tu, że grzech jest grzechem i że każdy, kto tego nie pojmie, naraża się na utratę zbawienia. I nie ma tu większego znaczenia, czy jest to rozpustnik, bałwochwalca, cudzołożnik, złodziej, pijak, oszczerca, czy mężczyzna współżyjący z innym mężczyzną. Nie łudźcie się, tacy nie odziedziczą Królestwa Bożego. Chyba, że…

Chyba, że przyznają, że są grzesznikami. Bo Miłosierdzie Boże jest nieograniczone, ale tylko ten kto wie, że jest chory, może się uleczyć. Jak ktoś sam się oszukuje i udaje, że nie ma problemu, związuje Lekarzowi ręce. Ale jeżeli ja naprawdę kocham swojego brata i widzę, że jest śmiertelnie chory, to jakże mu nie powiedzieć tego? Gdyby moje dziecko uzyskało diagnozę lekarską mówiącą, że ma raka, to jakże nie zacząć leczenia? Nawet, jak samo leczenie miałoby być trudne, bolesne i powodujące dyskomfort psychiczny? Ale jaka jest alternatywa? Zamilczeć? Fakt, że wtedy dziecko nie straciłoby dobrego samopoczucia. Na chwilę. Bo ciężka choroba, gdy ignorowana, musi spowodować śmierć. A ja naprawdę chciałbym z każdym z moich braci, z każdym człowiekiem, spotkać się z Niebie. Nawet, jakby droga tam wiodła przez niezbyt komfortowe tereny.

Wchodźcie przez ciasną bramę. Bo szeroka jest brama i przestronna ta droga, która prowadzi do zguby, a wielu jest takich, którzy przez nią wchodzą. Jakże ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do życia, a mało jest takich, którzy ją znajdują. (Mt 7, 13-14)