Mówiąc o ludziach zmieniających swą przynależność do danego kościoła, można zauważyć jeszcze jedną, bardzo ciekawą prawidłowość. Wszystkie spotkane przeze mnie osoby, które zostały katolikami przechodząc z innych chrześcijańskich zgromadzeń, bez jednego wyjątku, bardzo ciepło wyrażają się o swych wcześniejszych doświadczeniach. Podkreślają, że umożliwiły im one poznanie Jezusa, nauczyły ich szacunku i miłości do Biblii, pozwoliły poznać wielu wspaniałych, życzliwych chrześcijan. Dla wielu z nich przejście na katolicyzm było wielkim wyrzeczeniem. Często stracili tych przyjaciół, gdyż zaczęto uważać ich za kogoś, kto wstąpił do organizacji uważanej za kult. Nie zmieniło to jednak ani ich decyzji, ani pewności, że ta decyzja była słuszna, ani też radości z faktu, że odkryli w Kościele Katolickim pełnię prawdy. Zwłaszcza przekonanie o prawdziwej obecności Jezusa w Eucharystii jest dla nich skarbem, jakiego nie dadzą sobie już nigdy odebrać.
Zupełnie inne odczucia mają osoby opuszczające Kościół Katolicki. Bardzo wielu z nich nie tylko nie chce powiedzieć dobrego słowa na temat swych wcześniejszych doświadczeń, ale często wręcz uciekają się do oczywistych kłamstw. Posługując się nimi aktywnie zaczynają namawiać innych do opuszczenia Kościoła. Ja sam kilkakrotnie spotkałem się z pytaniem, dlaczego zabronione jest czytanie przez katolików Biblii, dlaczego oddajemy boską cześć zmarłym ludziom i obrazom itd., itp. Zawsze pytam wtedy, skąd takie wnioski? Przecież to nieprawda? Odpowiedzią jest zawsze to samo: „Członek naszej kongregacji, naszego kościoła, były katolik, nam to powiedział.” Czytałem nawet książkę będącą zbiorem świadectw księży, którzy opuścili Kościół i tam jeden po drugim oświadczali, że dopiero teraz, jak opuścili Kościół, poznali Biblię.
U nas zapewne wzbudza to uśmieszek politowania. Wiemy przecież, że kapłan, nawet jakby zapomniał swoje biblijne studia z seminarium, w trzyletnim cyklu czytań niemal całą Biblię usłyszy i przeczyta na codziennych mszach. Ale osoby, które swą znajomość o Kościele czerpią z takich wydawnictw i kłamliwych świadectw byłych katolików są często przekonane, że jest to prawda.
Marcus Grodi, prowadzący audycję „The Journey Home”, sam będący pastorem, zanim został katolikiem, niejednokrotnie podkreślał, że dla niego było szokiem, jak bardzo Biblia jest obecna na mszy. Nie tylko czytania i psalm, ale całe fragmenty liturgii są albo cytatami z Biblii. Także wiele wyobrażeń w niej użytych jest zapożyczonych z tekstów biblijnych. Nie mówiąc już o tym, że przez to, że ksiądz musi użyć tych czytań, jakie są na dany dzień przeznaczone, „przerobi” dokładnie całą Biblię. Wersety „wygodne” i „niewygodne”. Protestanci, zwłaszcza spośród tych niezależnych, bardzo często mają swe ulubione fragmenty Biblii, a inne nie są przez nich w ogóle dotykane. Ja, zanim miałem możliwość słuchania katolickiego radia w aucie, regularnie, przez kilka lat, słuchałem różnych rozgłośni „Evangelical Christians”. Nadal od czasu do czasu słucham swych byłych ulubionych pastorów. W sumie musiałem słyszeć kilkanaście tysięcy tych nauk, ale nigdy nie słyszałem ani jednej na temat rozdziału szóstego lub siedemnastego Ewangelii Jana, na temat Listu Św. Jakuba, czy też roli Najświętszej Maryi Panny opisanej czy to w 1. rozdziale Ewangelii Łukasza, czy epizodzie na weselu w Kanie Galilejskiej lub pod Krzyżem z Ewangelii Jana.
Uogólnienie to, jak każde, zapewne kogoś krzywdzi. Zawsze tak jest z uogólnieniami. Wiem, że niektóre z tradycyjnych protestanckich kościołów korzystają z rozkładu czytań Kościoła Katolickiego. Zwłaszcza kościoły Episkopalne, Anglikańskie. Niektóre z nich darzą dużym szacunkiem Matkę Jezusa. Ale spośród tych tysięcy odłamów chrześcijaństwa, naprawdę są to wyjątki.
Jaka jest tego przyczyna? Jaki możemy wyciągnąć wniosek z takiego zachowania się osób zmieniających swą przynależność? Moim zdaniem taki, że byli protestanci przechodzą na katolicyzm niemalże wbrew sobie. Często bronią się przed tym jak mogą, bo jest im dobrze w swym zborze. Jeżeli mamy do czynienia z pastorami, dochodzi dodatkowy problem utraty pracy i zmiany kariery zawodowej w wieku, w którym się naprawdę nie chce zaczynać wszystkiego od początku. Wszystko to jednak nie jest wystarczającą przyczyną, aby zrezygnować. Są to zazwyczaj ludzie bardzo uczciwi i oddani całkowicie Jezusowi. Odkrywszy raz, że Kościół Katolicki jest tym, który On założył, odkrywszy Jego prawdziwą obecność w Najświętszym sakramencie, muszą przejść na katolicyzm. Inaczej byliby hipokrytami, żyliby zakłamane życie. Na pewno jednak przejścia te nie są z błahych powodów i dla własnej wygody.
Osoby, które odbyły drogę przeciwną bardzo często, moim zdaniem, świadomie, lub nie, zaczynają oczerniać Kościół, żeby się usprawiedliwić i zagłuszyć głos sumienia. Gdzieś tam w głębi wiedzą, że opuścili prawdziwy Kościół Jezusa, choć nigdy się do tego nie przyznają. Gdy zaczną opowiadać na lewo i prawo, jaki to okropny kult, jak ma on niewiele wspólnego z chrześcijaństwem, jakie pogańskie praktyki prowadzi, sami zaczynają wierzyć w te bzdury i uspokajają swe sumienie. Oczywiście dotyczy to takich osób, jak ci byli księża, o których wcześniej wspominałem. Zresztą czytając o autorach takich rewelacji odkryłem, że często są to osoby, które miały poważne problemy dyscyplinarne, problemy z dochowaniem ślubu czystości, czy z gospodarnym zarządzaniem majątkiem Kościoła.
Trochę inaczej jest z osobami, które zmieniły Kościół Katolicki na inny z powodów, powiedzmy, terytorialnych i nieznających za dobrze doktryn Kościoła i różnicy między Nim, a innymi denominacjami. Takie osoby jednak ani nie były tak naprawdę chrześcijanami przedtem, ani teraz nimi nie są. Dla nich uczestnictwo w nabożeństwie jest raczej tylko społeczno-kulturalnym wydarzeniem i sami nie potrafią powiedzieć, dlaczego miałoby być ważne, do jakiego kościoła się należy.
No comments:
Post a Comment