Sunday, February 26, 2006

Poszedł Szymon Piotr i wyciągnął na brzeg sieć pełną wielkich ryb w liczbie stu pięćdziesięciu trzech. J 21, 11a

Pisałem parę miesięcy temu o fragmencie Ewangelii Św. Jana mówiącym o rozmowie zmartwychwstałego Jezusa z Piotrem. Jak pamiętacie może, było to przy jeziorze. Piotr łowił całą noc, bez sukcesu. Pan powiedział mu, by zarzucił sieci po prawej stronie i Piotr złowił 153 wielkie ryby. Pisałem wtedy o tym, jakich słów, tłumaczonych jako „kochać, miłować” używali Jezus i Piotr. Nie pisałem nic o liczbie 153, bo nie miałem pojęcia, dlaczego akurat tyle ich było.

Teoretycznie mógłby to być przypadek, ale w Biblii nie ma przypadków. Zwłaszcza w Ewangelii Janowej. Jan każdy szczegół zamieszcza w jakimś celu. Jeżeli nie wiemy w jakim, nie znaczy to wcale, że jest on bez znaczenia. Znaczy to tylko, że my go po prostu nie rozumiemy. Tak było właśnie ze mną. Nie rozumiałem tej liczby, bo tez w całej Biblii nie ma jej użytej, poza tym tekstem, ani raz. Jest co prawda raz wymieniona liczba 153 600, ale nie widziałem żadnego związku z tą liczbą, a rybami złowionymi przez Piotra. Teraz jednak chyba już widzę.

Nasz Pan podczas rozmowy z Piotrem powtórzył trzykrotnie: „Paś baranki moje”. Piotr nie był jednak pasterzem, był rybakiem. Jezus, gdy go powołał na swego apostola, zapowiedział mu: Będziesz łowił ludzi. Tymczasem z pozabiblijnych przekazów wiemy, że Arystoteles, znany filozof żyjący w IV wieku przed Chrystusem uważał, że na świecie występują 153 gatunki ryb. Wydaje mi się więc, że to z tego właśnie wynika ta liczba. Reprezentuje ona po prostu wszystkie ryby. Piotr symbolicznie łapiąc przy pomocy innych apostołów 153 ryby, zostaje „rybakiem wszystkich ludzi”. Warto jednak także zwrócić uwagę na fakt, że udaje mu się to dopiero wtedy, gdy Pan mu to nakazuje. Gdy sam chciał tego dokonać, nie złowił nawet malej płotki.
Czas chyba wrócić do tej liczby 153 tysiące 600. Zobaczmy werset, gdzie ta liczba występuje:


Policzył więc Salomon wszystkich mężczyzn obcoplemieńców, zamieszkałych w ziemi Izraela, według spisu jego ojca Dawida. Znalazło się ich sto pięćdziesiąt trzy tysiące sześciuset.
(2 Krn 2,16)

Dla mnie potwierdza to powyższą interpretację. Chyba nawet można by powiedzieć, że gdyby Święty Jan nie znał Arystotelesa i jego przekonań o istnieniu 153 gatunków ryb, ten werset byłby wystarczający do zrozumienia symboliki tej liczby. Znowu mowa o obcoplemieńcach, czyli cudzoziemcach, gojach. Święty Piotr symbolicznie złowił ich wszystkich.

W poprzednim felietonie pisałem o Księdze Ezekiela. Jest w niej taki znany fragment o źródle wypływającym spod ołtarza. Spod progu świątyni wypływa potok, staje się coraz głębszy. To proroctwo było zawsze odczytywane przez chrześcijan jako zapowiedz Kościoła. To woda i krew wypływająca z boku Jezusa na Krzyżu, z boku Baranka złożonego na ołtarzu za nasze grzechy staje się wodą żywą, wodą chrztu ożywiającego i Eucharystią, pokarmem dającym życie wieczne. Ale dalszy fragment tego proroctwa mówi także i o rybach i o rybakach:


A On rzekł do mnie: Woda ta płynie na obszar wschodni, wzdłuż stepów, i rozlewa się w wodach słonych, i wtedy wody jego stają się zdrowe. Wszystkie też istoty żyjące, od których tam się roi, dokądkolwiek potok wpłynie, pozostają przy życiu: będą tam też niezliczone ryby, bo dokądkolwiek dotrą te wody, wszystko będzie uzdrowione. Będą nad nimi stać rybacy począwszy od Engaddi aż do En-Eglaim, będzie to miejsce na zakładanie sieci i będą tam ryby równe rybom z wielkiego morza, w niezliczonej ilości.
(Ez 47, 8-10)

Katechizm Kościoła Katolickiego w paragrafie 129. przypomina: „Według starożytnego powiedzenia, "Nowy Testament jest ukryty w Starym, natomiast Stary znajduje wyjaśnienie w Nowym" – Novum in Vetere latet et in Novo Vetus patet”. A felieton na temat rozmowy Jezusa z Piotrem znajduje się tutaj: Paś baranki moje. (J 21,15b)

Grzeszących upominać, nieumiejętnych pouczać, wątpiącym dobrze radzić...

Często różni ludzie pytają mnie listownie, albo osobiście na czatach, po co to robię. Po co piszę o homoseksualizmie, o antykoncepcji czy o aborcji. Może nawet lepszym określeniem byłoby: „zarzucają mi to”. Kto mi dał prawo do wtrącania się w życie innych osób i mówienia im, co jest grzechem, a co nie. Dlaczego nie zajmę się swoją osobą, zamiast pouczać innych, co mają robić.

Oczywiście takie zarzuty słyszę głownie od tych, którzy nie czują się zbyt komfortowo słuchając tego, co mam im do powiedzenia. I bardzo dobrze. W końcu właśnie po to o tym mówię, żeby ludzie przestali odczuwać swój komfort psychiczny, fałszywe poczucie bezpieczeństwa. Z tego samego powodu zamieściłem link do zdjęć dzieci zabitych podczas aborcji. Uważam, że morderstwo należy nazywać morderstwem, a nie używać eufemizmów, takich jak „prawo kobiety do wyboru”, czy „rozwiązanie problemu niepożądanej ciąży”. A jedno zdjęcie jest warte tysiąc słów.

Grzech można popełnić nie tylko wtedy, gdy się coś złego robi. Grzeszyć można namawiając do złego, zmuszając innych do jakiegoś grzesznego czynu, wywierając presję, udzielając błędnej rady, czy po prostu przymykając oczy i odwracając głowę w inną stronę. Przecież na każdej mszy spowiadamy się Bogu Wszechmogącemu, że zgrzeszyliśmy „myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem”. Po angielsku to „zaniedbanie” jest chyba nawet bardziej jeszcze widoczne, spowiadam się bowiem, że : I have sinned through my own fault in my thoughts and in my words, in what I have done, and in what I have failed to do.

“I have fail to do” znaczy tyle, co “zawalić w robieniu czegoś” czyli po prostu nie zrobić czegoś. Takie jest znaczenie tego „zaniedbania”. Nie zrobić dobra, które moglibyśmy uczynić. Wszystko, co robimy sprzecznego z wolą Boga, jest grzechem. Jeżeli wolą Boga jest to, żebyśmy czynili dobro, to gdy tego nie czynimy, grzeszymy. Grzech zaniedbania. Ale czynienie dobra,to nie tylko karmienie głodnych i odziewanie ubogich. Mamy przecież prócz ciała także i duszę. Przypomnijmy sobie „uczynki miłosierne”, jakie każdy z nas powinien czynić. Zwłaszcza jest to ważne w zbliżającym się okresie Wielkiego Postu.

Mamy:


„Uczynki miłosierne co do ciała”

1. Głodnych nakarmić.
2. Spragnionych napoić.
3. Nagich przyodziać.
4. Podróżnych w dom przyjąć.
5. Więźniów pocieszać.
6. Chorych nawiedzać.
7. Umarłych grzebać.

Ale mamy też:

„Uczynki miłosierne co do duszy”

1. Grzeszących upominać.
2. Nieumiejętnych pouczać.
3. Wątpiącym dobrze radzić.
4. Strapionych pocieszać.
5. Krzywdy cierpliwie znosić.
6. Urazy chętnie darować.
7. Modlić się za żywych i umarłych.


Nie można powiedzieć, że pierwsze są ważne, a drugie nie. Ważne są wszystkie. Te „duchowe” nawet ważniejsze. Ciała mamy bowiem tylko na czas naszej ziemskiej tułaczki. Te, które otrzymamy na końcu świata będą bowiem inne, perfekcyjne. Dusze nasze natomiast są nieśmiertelne i to właśnie w duszy jest nasze zrozumienie rzeczy i nasza tożsamość. Gdy umieramy pod koniec naszej ziemskiej wędrówki, umiera tylko nasze ciało, nasza dusza wraz z naszą pamięcią, naszym „ja” spotyka naszego Boga. Skąd to wiem? Biblia i Kościół uczą, że po śmierci czeka nas sąd. Z tego wynika jednoznacznie że musimy sobie zdawać sprawę kim jesteśmy i pamiętać cale swoje życie.

Jest taki piękny fragment księgi Ezekiela, gdzie to sam Bóg tłumaczy prorokowi nie tylko, że powinien upominać grzeszników, ale także, że gdy tego nie uczyni, będzie odpowiedzialny za jego potępienie:


Jeśli go (bezbożnego) nie upomnisz, aby go odwieść od jego bezbożnej drogi i ocalić mu życie, to bezbożny ów umrze z powodu swego grzechu, natomiast Ja ciebie uczynię odpowiedzialnym za jego krew. Ale jeślibyś upomniał bezbożnego, a on by nie odwrócił się od swej bezbożności i od swej bezbożnej drogi, to chociaż on umrze z powodu swojego grzechu, ty jednak ocalisz samego siebie.
(Ez 3,18b-19)

Gdy błądzący nasz brat nie odwróci się od swych grzechów, zostanie potępiony. Jednak gdy my go nie upomnimy, będziemy współodpowiedzialni za jego grzech. To są niezwykle ważne słowa. Zastanówmy się nad nimi. Często bowiem czy to ze wstydu, z niemożności przełamania nieśmiałości, czy też dlatego, że nie chcemy zranić czyichś uczuć, przemilczamy swoje uwagi. Mimo, że doskonale wiemy, że to, co nasz kolega, czy koleżanka robią, jest poważnym grzechem. Tymczasem z powyższego fragmentu księgi Ezekiela wyraźnie wynika, że musimy przemóc naszą nieśmiałość i nasz wstyd. Starając się być wrażliwym na czyjeś uczucia, narażamy jego i naszą duszę na potępienie.

Mimo, że te słowa Boga skierowane do proroka odkryłem dopiero niedawno, to nie ma to jednak żadnego znaczenia. Bóg musiał wcześniej skierować podobne słowa do mego serca. Być może podświadomie zapadły one w moje serce, bo przecież czytałem Ezekiela wielokrotnie. Inaczej jakbym przemógł swój wstyd, strach i nieśmiałość? Jestem przekonany, że cała ta witryna jest wynikiem mojej odpowiedzi na wołanie Boga. Nie potrafię bowiem sam inaczej wytłumaczyć jej istnienia.

Saturday, February 25, 2006

Orędzie z Medjugorie z 25. lutego 2006r.

„Drogie dzieci! W okresie Wielkopostnej łaski, wzywam was, byście otworzyli swe serca na dary, które Bóg pragnie wam dać. Nie zamykajcie się, ale przez modlitwę i wyrzeczenia powiedzcie Bogu "Tak", a On obdarzy was obficie. Tak jak na wiosnę, ziemia otwiera się na ziarno i wydaje plon stukrotny, tak i Ojciec wasz Niebieski, obdarzy was obficie. Dziatki, jestem z wami i kocham was delikatną miłością. Dziękuję wam, że odpowiedzieliście na moje wezwanie.”

Zamiast swojego komentarza wkleję ostatni post ze stronki ojca Barnaby. Przypomina on nam o przykazaniach kościelnych i zwraca uwagę na ten o potrzebie postów. Oto on:


„Przed nami Wielki Post. Pomyślałem, że warto przypomnieć sobie o Przykazaniach Kościelnych szczególnie o IV-tym. Chyba każdemu z trudem przychodzi post, choć coś w nas mówi, że słusznością jest ta praktyka. Jeżeli uważamy to za słuszne,a wewnątrz powstaje naturalny bunt, to módlmy się o łaskę postu. Poszcząc zrozumiemy głębszy sens postu. W centrum jednak zawsze ma być nasz radykalny wybór Jezusa, jako jedynego Pana i Zbawiciela.


NOWE SFORMUŁOWANIA PRZYKAZAŃ KOŚCIELNYCH
zaaprobowane przez Stolicę Apostolską
- przekazane na 318. Zebraniu Plenarnym Konferencji Episkopatu Polski

1. W niedziele i święta nakazane uczestniczyć we Mszy świętej i powstrzymać się od prac niekoniecznych.
2. Przynajmniej raz w roku przystąpić do sakramentu pokuty.
3. Przynajmniej raz w roku, w okresie wielkanocnym, przyjąć Komunię Świętą.
4. Zachowywać nakazane posty i wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych, a w okresach pokuty powstrzymywać się od udziału w zabawach.
5. Troszczyć się o potrzeby wspólnoty Kościoła.

Wykładnia dla IV przykazania

Wszyscy wierni zobowiązani są czynić pokutę. Dla wyrażenia tej pokutnej formy pobożności chrześcijańskiej Kościół ustanowił dni i okresy pokuty. W tym czasie chrześcijanin powinien szczególnie praktykować czyny pokutne służące nawróceniu serca, co jest istotą pokuty w Kościele. Powstrzymywanie się od zabaw pomaga w opanowaniu instynktów i sprzyja wolności serca.

- Czynami pokutnymi są: modlitwa, jałmużna, uczynki pobożności i miłości, umartwienie przez wierniejsze pełnienie obowiązków, wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych i post.
- Czasem pokuty w Kościele są poszczególne piątki całego roku i czas wielkiego postu.
- Wstrzemięźliwość obowiązuje wszystkich, którzy ukończyli 14 rok życia we wszystkie piątki i Środę Popielcową.
- Post obowiązuje w Środę Popielcową i w Wielki Piątek wszystkich między 18 a 60 rokiem życia.
- Uzasadniona niemożliwość zachowania wstrzemięźliwości w piątek domaga się od chrześcijanina podjęcia innych form pokuty.
- Powstrzymywanie się od zabaw obowiązuje we wszystkie piątki i w czasie Wielkiego Postu.

Warszawa, 12 czerwca 2002 r.
+Piotr Libera Sekretarz Generalny KEP”

Thursday, February 23, 2006

Świątynia i Kościół

Czym jest Świątynia Jerozolimska? Jakie ma ona znaczenie dla nas, chrześcijan XXI wieku? A szczególnie katolików? Czy Świątynia będzie kiedykolwiek odbudowana? Chciałbym napisać na ten temat parę słów.

Pierwowzorem Świątyni była Arka Przymierza, którą zbudował Mojżesz według wzoru, jaki objawił mu Bóg. Podczas wędrówki po pustyni w Arce Przymierza umieszczono kamienne tablice z Bożymi Przykazaniami, laskę Aarona i mannę. Na tej podstawie, tak nawiasem mówiąc, od pierwszych wieków chrześcijaństwa Maryję nazywano Arką Przymierza. Ona bowiem także zawierała w sobie Słowo, które stało się Ciałem, prawdziwego Najwyższego Kapłana, którego w Arce symbolizowała laska Aarona i prawdziwy Chleb Życia, o którym mówił Jezus:


Jam jest chleb życia. Ojcowie wasi jedli mannę na pustyni i pomarli. To jest chleb, który z nieba zstępuje: kto go spożywa, nie umrze.
(J 6,48-50)

Dopóki Izraelici wędrowali, jasne jest, że musieli Arkę nosić ze sobą. Gdy jednak zdobyli Jerozolimę i ustanowili ją stolicą, król Dawid postanowił zbudować Bogu świątynię:

Gdy Dawid zamieszkał w swoim domu, rzekł do proroka Natana: Oto ja mieszkam w pałacu cedrowym, Arka zaś Przymierza Pańskiego pod zasłonami namiotu! (1 Krn 17,1)

Natan jednak otrzymał Słowo od Pana, że to syn Dawida, Salomon, ma mu zbudować Świątynię:


Kiedy wypełnią się twoje dni i spoczniesz obok swych przodków, wtedy wzbudzę po tobie potomka twojego, który wyjdzie z twoich wnętrzności, i utwierdzę jego królestwo. On zbuduje dom imieniu memu, a Ja utwierdzę tron jego królestwa na wieki.
(2 Sm 7, 12-13)

Oczywiście od razu widzimy tu proroctwo dotyczące Jezusa. Jak każde proroctwo Biblii, i to ma wielopoziomowe znaczenie. Pierwszy dotyczy Salomona, i rzeczywiście to on wybudował Świątynię, ale główne, ważniejsze znaczenie tego proroctwa, to to o prawdziwym Synu Dawida, Jezusie.

Żydzi musieli, według prawa, kilka razy w roku odwiedzać Świątynię. Musieli w niej składać ofiary. To było jedyne miejsce, gdzie mogli te ofiary składać. Najważniejszym świętem było Święto Paschy, gdzie na pamiątkę wyjścia z Egiptu musieli oni złożyć w ofierze baranka bez skazy i następnie go spożyć. Można to jednak było zrobić tylko w Świątyni, w Jerozolimie.

Po śmierci Salomona królestwo Izraela rozpadło się na królestwo Judy ze stolicą w Jerozolimie i Północne Królestwo, składające się z pozostałych plemion. Tylko małe plemię Beniamina, terytorialnie związane z Jerozolimą, zostało z Judą. Ważne jest, żeby to zapamiętać, zwłaszcza gdy czytamy księgi Proroków. Także, o czym bardzo mało ludzi wie, gdy czytamy listy Pawłowe. On bowiem dokładnie rozgranicza w swych listach „Izraelitów” od „Żydów”, wcale nie stosując tych słów zamiennie.

Salomon wybudował Świątynię około roku 950 przed Chrystusem. W roku 586 król Nabuchodonozor zdobył miasto, zburzył je i Świątynię zrównał z ziemią. Arkę Przymierza ukrył jednak prorok Jeremiasza, jak możemy o tym przeczytać w 2. Księdze Machabejskiej:

[…] przyszedłszy tam (na górę, na którą Mojżesz wstąpił )znalazł Jeremiasz pomieszczenie w postaci pieczary. Umieścił tam namiot, arkę i ołtarz kadzenia, a wejście zarzucił kamieniami. (2 Mch 2,4)

O Arce słuch zaginął. Dopiero Apokalipsa, Objawienie Świętego Jana wspomina Arkę, ale nie tą drewnianą skrzynię, obitą zlotem, ale prawdziwą Arkę, Maryję:


Potem Świątynia Boga w niebie się otwarła, i Arka Jego Przymierza ukazała się w Jego Świątyni, a nastąpiły błyskawice, głosy, gromy, trzęsienie ziemi i wielki grad. Potem wielki znak się ukazał na niebie: Niewiasta obleczona w słońce i księżyc pod jej stopami, a na jej głowie wieniec z gwiazd dwunastu.
(Ap 11,19-12,1)

Żydzi udali się na wygnanie. Król Cyrus w 537 roku wydal dekret zezwalający na powrót Żydów do Jerozolimy. Około 50 tysięcy Żydów wróciło do Izraela. Cyrus rozpoczął odbudowę Świątyni w 520. roku, a pięć lat później zostaje ona poświęcona. Druga Świątynia przetrwała do roku 168 przed Chrystusem, gdy Antioch IV Epifanes i sprofanował Świątynię. Jego rządu sprowokowały rewoltę Machabejusza i 4 lata później Juda Machabejusz oczyścił Świątynię.

W roku 63 przed Chrystusem Rzymianie zdobywają Jerozolimę. Król Herod Wielki w roku 19 zaczyna odbudowę Świątyni, zostaje ona poświęcona 9 lat potniej, ale jej budowa ciągle trwa, aż do roku 63 naszej ery.

Ta skrótowa i wyrywkowa lekcja historii ma na celu pokazanie, jak ważna była Świątynia dla Żydów. To był ONZ, Bruksela, Nowy Jork, Watykan, Oxford, Harvard i Waszyngton razem. To był Świat. Bez Świątyni nie mogli praktykować swej religii, a dla Żyda religia to była tożsamość narodowa. Świątynia jednak była także ośrodkiem władzy politycznej, myśli społeczno-religijnej i ośrodkiem ekonomicznym. Powiedzenie, że była całym światem, wcale nie jest więc tutaj przenośnią.

Żydzi na co dzień modlili się w synagogach. To tam spotykali się na cotygodniowych modlitwach. Synagogi mogły powstać w każdym miejscu. Wystarczyło 120 osób, aby założyć nową synagogę. Jednak synagoga była tylko miejscem modlitwy. Nie można było w niej składać ofiar. Ofiary mogły być składane tylko w Świątyni, gdy więc Świątynia była zbeszczeszczona, czy zburzona, walił się dla Żydów także cały świat.

Pan Jezus, gdy nauczał, został zapytany przez Żydów:


Jakim znakiem wykażesz się wobec nas, skoro takie rzeczy czynisz? Jezus dał im taką odpowiedź: Zburzcie tę świątynię, a Ja w trzech dniach wzniosę ją na nowo. Powiedzieli do Niego Żydzi: Czterdzieści sześć lat budowano tę świątynię, a Ty ją wzniesiesz w przeciągu trzech dni? On zaś mówił o świątyni swego ciała.
(Jn 2:18b-21)

Jezus także był Arcykapłanem i ofiarą bez skazy. W nim wypełniło się Prawo i Stare Przymierze. Gdy Jezus umarł na Krzyżu i zmartwychwstał, istnienie Świątyni stało się niepotrzebne. Jezus jest Nowym Jeruzalem.


A od drzewa figowego uczcie się przez podobieństwo! Kiedy już jego gałąź nabiera soków i wypuszcza liście, poznajecie, że blisko jest lato. Tak i wy, gdy ujrzycie, że to się dzieje, wiedzcie, że blisko jest, we drzwiach. Zaprawdę, powiadam wam: Nie przeminie to pokolenie, aż się to wszystko stanie. Niebo i ziemia przeminą, ale słowa moje nie przeminą. Lecz o dniu owym lub godzinie nikt nie wie, ani aniołowie w niebie, ani Syn, tylko Ojciec. Uważajcie, czuwajcie, bo nie wiecie, kiedy czas ten nadejdzie.
(Mk 13, 28-33)

Gdy w roku 70. rzymski generał Tytus zburzył ostatecznie drugą Świątynię, dla Żydów był to koniec świata. Pokolenie w biblijnym znaczeniu to 40 lat. Gdy Jezus mówił o tym, że wszystko to się stanie, co On przepowiedział, mówił właśnie także o zburzeniu Świątyni. Według historyków współczesnych tym wydarzeniom, zginęło wtedy ponad milion Żydów, przybyłych na święta do Jerozolimy. Nie zginął natomiast ani jeden chrześcijanin, gdyż wszyscy ukryli się w Pella, w górach. Oni doskonale rozumieli przepowiednię Jezusa.

Oczywiście słowa Jezusa także mówiły o końcu świata i Jego ponownym przyjściu. Ale, jak już wspominałem wcześniej, proroctwa biblijne zawsze maja wielowarstwowe znaczenie. Słowa proroków zawsze najpierw odnoszą się do im współczesnych, a później do ludzi w każdym pokoleniu, czytających ich słowa. Dlatego nie można podchodzić do tych słów, że albo dotyczyły wydarzeń roku 70., albo końca świata. Mówią one równocześnie o jednym i drugim.

Próby wzniesienia trzeciej Świątyni trwają od niemal 2 tysięcy lat. Pragnął tego Żydzi i pragnął tego chrześcijanie, zwłaszcza ci „ewangeliccy”. Najpoważniejsza próba odbudowy Świątyni miała miejsce w roku 363. Cesarz Rzymski Flawiusz Klaudiusz Juliusz, znany nam bardziej jako Juliusz Apostata, chciał, głównie żeby ukarać chrześcijan, odbudować Świątynię. Wydal odpowiedni dekret, dal pieniądze na ten cel i Żydzi z wielką ochotą i radością zabrali się za prace przy wznoszeniu Świątyni. Jednak szereg często niewytłumaczalnych zjawisk uniemożliwił to wydarzenie. Trzęsienia ziemi niszczyły prace budowlane, a ogień powstający z ziemi zabijał i palił robotników pracujących przy budowie. Prac, mimo olbrzymiego wysiłku, musiano zaniechać.

Od czasu powstania państwa Izrael w 1945. roku także powstają projekty odbudowy Świątyni, ale jak na razie nic nie wychodzi poza marzenia i mgliste projekty. Moim zdaniem zresztą nigdy Świątynia nie powstanie, bo nie można niczego zrobić wbrew woli Boga.

Trzecia Świątynia bowiem istnieje. Istnieje od roku 33. Jezus przecież powiedział, że Ją odbuduje w trzy dni. I zrobił tak, jak obiecał. W końcu jest Bogiem i nie potrafi kłamać. Wszystkie Jego obietnice muszą się wypełnić. Tak, jak prawdziwą Arką Przymierza jest Maryja, tak prawdziwą Świątynią jest Jezus i Kościół, który On założył.

Jezus i Kościół, to jedno. On jest Głową, a my Ciałem. Sam Jezus to powiedział Pawłowi, na drodze do Damaszku, gdy zapytał go:


A gdy upadł na ziemię, usłyszał głos, który mówił: Szawle, Szawle, dlaczego Mnie prześladujesz? Kto jesteś, Panie? - powiedział. A On: Ja jestem Jezus, którego ty prześladujesz.
(Dz 9,4-5)

Paweł prześladował Kościół, ale Jezus utożsamia się z Kościołem. Paweł pisze o Jezusie:


I wszystko poddał pod Jego stopy, a Jego samego ustanowił nade wszystko Głową dla Kościoła, który jest Jego Ciałem, Pełnią Tego, który napełnia wszystko wszelkimi sposobami.
(Ef 1,22-23)

[Chodzi o to], abyśmy już nie byli dziećmi, którymi miotają fale i porusza każdy powiew nauki, na skutek oszustwa ze strony ludzi i przebiegłości w sprowadzaniu na manowce fałszu. Natomiast żyjąc prawdziwie w miłości sprawmy, by wszystko rosło ku Temu, który jest Głową - ku Chrystusowi. Z Niego całe Ciało - zespalane i utrzymywane w łączności dzięki całej więzi umacniającej każdy z członków stosownie do jego miary - przyczynia sobie wzrostu dla budowania siebie w miłości.
(Ef 4, 14-16)

I On jest Głową Ciała - Kościoła. On jest Początkiem, Pierworodnym spośród umarłych, aby sam zyskał pierwszeństwo we wszystkim.
(Kol 1,18)

Ale Kościół to nie tylko Ciało Chrystusa, ale także Świątynia:


[…] wy również, niby żywe kamienie, jesteście budowani jako duchowa świątynia, by stanowić święte kapłaństwo, dla składania duchowych ofiar, przyjemnych Bogu przez Jezusa Chrystusa.
(1P 2,5)

Czyż nie wiecie, żeście świątynią Boga i że Duch Boży mieszka w was? Jeżeli ktoś zniszczy świątynię Boga, tego zniszczy Bóg. Świątynia Boga jest świętą, a wy nią jesteście.
(1 Kor 3,16-17)

Co wreszcie łączy świątynię Boga z bożkami? Bo my jesteśmy świątynią Boga żywego - według tego, co mówi Bóg: Zamieszkam z nimi i będę chodził wśród nich, i będę ich Bogiem, a oni będą moim ludem.
(2 Kor 6,16)

I jeszcze jeden, bardzo ważny cytat:


Chrystus bowiem wszedł nie do świątyni, zbudowanej rękami ludzkimi, będącej odbiciem prawdziwej /świątyni/, ale do samego nieba, aby teraz wstawiać się za nami przed obliczem Boga, nie po to, aby się często miał ofiarować jak arcykapłan, który co roku wchodzi do świątyni z krwią cudzą. Inaczej musiałby cierpieć wiele razy od stworzenia świata. A tymczasem raz jeden ukazał się teraz na końcu wieków na zgładzenie grzechów przez ofiarę z samego siebie. A jak postanowione ludziom raz umrzeć, a potem sąd, tak Chrystus raz jeden był ofiarowany dla zgładzenia grzechów wielu, drugi raz ukaże się nie w związku z grzechem, lecz dla zbawienia tych, którzy Go oczekują.
(Hbr 9, 24-28)

Ofiary z baranów i byków nie są już do niczego potrzebne. To tylko były archetypy ofiary doskonalej. Tą złożył Jezus, Baranek bez skazy, prawdziwy Bóg i prawdziwy Człowiek. Ofiara ta jest ponadczasowa i jest jedyna. Trwa na wieki w niebie, jak wiemy z wizji Jana opisanej w Apokalipsie. Kościół, sprawując ofiarę Mszy Świętej re-prezentuje tę ofiarę Jezusa, w bezkrwawy sposób. To nie jest ponowne Jego ofiarowanie, to jest ta sama ofiara. Podczas mszy przenosimy się do Wieczernika, pod Krzyż i do Nieba. Znajdujemy się więc także w Świątyni.

Żydzi nie uznając Jezusa za Mesjasza, nie rozumieją tego. Protestanci, zwłaszcza ci z kościołów niemających liturgii, nieodprawiających w żadnej formie pamiątki Wieczerzy Pańskiej także tego nie rozumieją. Ich domy modlitwy, ich zbory są synagogami. Nasz Kościół jest Świątynią. To jest kolosalna różnica gatunkowa. Oczywiście wspaniale, że mają domy modlitwy. Ich pastorzy mogliby nauczyć wielu księży, jak powinno się głosić kazania. Ale to dlatego, że kazania, to wszystko, co mają. Nie mówię, że to mało. Ale na pewno nie jest to wszystko.

Każdy powinien zrozumieć to powiązanie. To bardzo ważne, bo tylko dzięki mszy mamy Ciało i Krew Jezusa w Eucharystii: Prawdziwy pokarm życiowy, prawdziwą mannę. Tylko dzięki ofierze Jezusa mamy życie wieczne, i choć prawdą jest, że ta ofiara była jednorazowa i doskonała i nie ma potrzeby jej powtarzać, to jednak On sam nakazał nam:


Pan Jezus tej nocy, kiedy został wydany, wziął chleb i dzięki uczyniwszy połamał i rzekł: To jest Ciało moje za was [wydane]. Czyńcie to na moją pamiątkę! Podobnie, skończywszy wieczerzę, wziął kielich, mówiąc: Ten kielich jest Nowym Przymierzem we Krwi mojej. Czyńcie to, ile razy pić będziecie, na moją pamiątkę!
(1 Kor 11,23b-25)

Kościół Katolicki nie jest jedna z tysięcy „denominacji”. Nie jest organizacja założoną przez ludzi. Nie jest instytucją. Jest Świątynią Boga żywego, jest Jego Ciałem i Oblubienicą. Powiecie, że nie widać tego po ludziach z Nim związanych? Po niektórych zapewne nie. Ale po pierwsze jest ich znacznie mniej, niż wielu chciałoby widzieć, a po drugie jakie to ma znaczenie? Czy przy Świątyni Jerozolimskiej byli sami święci? Czy nie pamiętacie, kto jest matką Salomona, budowniczego pierwszej Świątyni? Nie wiecie dlaczego jego matka została nazwana w genealogii Jezusa „żoną Uriasza”? Przecież to Dawid, nie Uriasz był jego ojcem? Zresztą to jeden z tysięcy przykładów z Biblii.

Wszyscy jesteśmy grzesznikami i świętość Kościoła nie wynika z naszej doskonałości. Jezus przyszedł powołać grzeszników, nie sprawiedliwych. Sprawiedliwi, gdyby tacy byli, nie potrzebowaliby Zbawiciela. Ale wszyscy ludzie Zbawiciela potrzebują. Świętość Kościoła nie wynika wiec z naszej świętości, ale z Jego. To właśnie fakt, ze Kościół jest Ciałem Jezusa i Jego Oblubienicą, że jest Nowym Jeruzalem i Świątynią Ducha Świętego powoduje, że jest On Święty. To nie dlatego „bramy piekielne Go nie przemogą” (por. Mt 16, 18), że my tacy doskonali, wręcz przeciwnie. To mimo naszych grzechów tak się stanie, bo to jest naprawdę Jego Świątynia, Jego Ciało i Jego Oblubienica.

PS. Image Hosting by PicsPlace.to Na zdjęciu ja przy Ścianie Płaczu (hebr. הכותל המערבי, Kotel ha-Maarawi), zwanej też Murem Zachodnim, jedyną zachowaną do dnia dzisiejszego pozostałością Świątyni Jerozolimskiej. W chwili obecnej jest to najświętsze miejsce judaizmu. Zachowane mury są zbudowane z kamieni pozostałych ze zburzenia drugiej Świątyni. W Jerozolimie byłem jesienią 1999 roku z Narodową Pielgrzymką Polaków.

Ściana Płaczu, jak podaje Wikipedia, jest częścią Świątyni Jerozolimskiej (muru herodiańskiego), odbudowanej przez Heroda, a zniszczonej przez Rzymian. Nazwa pochodzi od żydowskiego święta opłakiwania zburzenia świątyni przez Rzymian, obchodzonego corocznie w sierpniu. Wierni zgodnie z tradycją wkładają między kamienie ściany karteczki z prośbami do Boga. Uczynił to także nasz papież, podczas swojej pielgrzymki do Ziemi Świętej, uczyniłem to i ja.


Image Hosting by PicsPlace.to

Wednesday, February 15, 2006

Marcus Grodi i „The Journej Home”.

Mówiąc o świadectwach, chciałbym coś opowiedzieć o audycji radia EWTN, „The Journey Home”. Jest ona prowadzona od lat przez Marcusa Grodi, byłego pastora kościoła prezbiteriańskiego i założyciela organizacji The Coming Home Network International. Sama organizacja ma na celu niesienie pomocy zwiększającej się liczbie pastorów przychodzących do Kościoła Katolickiego. Dla nich taki krok jest szczególnie trudny, gdyż wiąże się z utratą możliwości zarobkowania i stąd pomysł tego apostolatu. Marcus Grodi sam był w podobnej sytuacji, gdy on zdecydował na przejście na katolicyzm, więc rozumie, jak trudna musi być taka decyzja.

Każdego tygodnia Marcus zaprasza do studia gościa, który opowiada o swojej drodze do Kościoła. W większości są to świadectwa byłych protestantów i członków innych chrześcijańskich denominacji, ale nie tylko. Są tam też byli wyznawcy judaizmu, mormoni, Świadkowie Jehowy, wyznawcy „New Age”, religii hinduskich, buddyści, poganie, ateiści, wielu katolików, którzy w pewnym okresie swego życia odeszli od Boga i stracili wiarę i wielu innych.

Zapraszam do wysłuchania tych audycji z kilku względów. Słuchanie tych świadectw nie tylko uczy nas, że nie my jedni mamy wątpliwości, ale uczy nas też, że Prawdę można odkryć, jak się jej szczerze i wytrwale szuka. Osoby, które są gośćmi Marcusa, bardzo często zostały wychowane w atmosferze niechęci do Kościoła Katolickiego, wśród wielu uprzedzeń w stosunku do „nierządnicy Babilonu”, jak czasem Kościół był nazywany w ich środowisku, a mimo to spostrzegły piękno tego Kościoła i zauważyły, że to wcale nie jest nierządnica, ale wprost przeciwnie: Nieskazitelna, Święta Oblubienica naszego Pana, Jezusa Chrystusa.

Nikt wychowany w takiej atmosferze nie podejmuje pochopnie decyzji o wstąpieniu do Kościoła Katolickiego. Wprost przeciwnie, całymi latami bronią się przed tą decyzją. Jest ona zawsze niezwykle trudna. Wręcz szukają pretekstu, żeby tego nie zrobić. Dlatego tak wspaniałe są ich świadectwa, bo uczą nas, że nie ma żadnej nauki w Kościele niezgodnej z nauką Biblii, żadnej doktryny nieprawdziwej, nielogicznej, sprzecznej i niepochodzącej od Jezusa i apostołów. Oni wiedzą, bo długo sami takiej szukali.

Audycje te są w języku angielskim, więc nie każdy będzie mógł ich wysłuchać, ale dla znających ten język, pragnących poznać lepiej naszą wiarę te audycje są naprawdę wspaniałym środkiem ewangelizującym. Nie tylko uczą, jak ważne jest poznanie Prawdy i jak wielką cenę niektórzy muszą płacić za jej przygarnięcie, ale uczą też tego, w co tak naprawdę wierzymy.

Audycje archiwalne, od roku 1997., blisko 400 godzinnych programów, można znaleźć TUTAJ. Można je wysłuchać bezpośrednio z Internetu, mając Real Player, albo można je ściągnąć do komputera i wysłuchać później. Ja dawniej, gdy nie miałem jeszcze komputera w aucie, nagrywałem sobie je na płytki CD. Audycje na żywo są w radiu i TV EWTN każdego poniedziałku o 20:00 czasu nowojorskiego, czyli w Polsce o 2 rano we wtorek. Są jednak kilkakrotnie powtarzane i trafiają szybko do archiwów. Szczegóły zawsze można znaleźć na stronie WWW.EWTN.COM.

Myślę, że napiszę wkrótce jeszcze o innych ciekawych audycjach radia EWTN. Coraz więcej osób w Polsce zna angielski, a słuchanie angielskojęzycznych programów jest doskonałym narzędziem pomagającym w szlifowaniu znajomości swojego języka. Gdy przy okazji można poszerzyć swą wiedzę o Bogu i dowiedzieć się wielu innych ciekawych rzeczy, to czemu nie skorzystać z tak wspanialej możliwości. Zapraszam.

Tuesday, February 14, 2006

Świadectwo Agaty

Dodałem dziś nowe świadectwo do mojej małej kolekcji. Agata podzieliła się swoją drogą do Pana. Jest to świadectwo może trochę inne bo jej droga na pewno jeszcze nie jest skończona. Tak naprawdę jednak każdy z nas jest jeszcze pielgrzymem. Nie każdy otrzymał takie same talenty i Bóg nie będzie nas porównywał do Matki Teresy z Kalkuty i Jana Pawła Wielkiego, ale rozliczy nas z tych darów, jakie od Niego otrzymaliśmy.

Świadectwo to ma jeszcze taką wartość, że potwierdza, jak wielką rolę ma ojciec w rodzinie. Córki bardzo często podświadomie szukają w swych partnerach kopii ojca. Gdy jest on alkoholikiem, bardzo często chłopak, którego wybierają także nim jest. Dlatego tak istotną rzeczą jest danie dobrego przykładu naszym córeczkom.

Proszę wszystkich o modlitwę w intencji Agaty. Wspomóżmy ją w ten sposób. Ona, tak jak my wszyscy, potrzebuje naszych modlitw, bo one naprawdę pomagają w wytrwaniu i w wyborach tego, co prawe, dobre i święte. Zachęcam też innych do podzielenia się swoimi zmaganiami, trudnościami, do opisania, jak przebiegała ich droga do Pana.

Zachęcam też każdego do bardziej osobistego kontaktu z Jezusem. On nie jest jakąś abstrakcyjną postacią historyczną, żyjącą 2000 lat temu. To nasz Stworzyciel, największy przyjaciel. Z utęsknieniem czeka na naszą z Nim rozmowę, na uznanie Go z a Tego, kim rzeczywiście jest: Naszego Pana i Zbawiciela. Prośmy Go o pomoc w każdej sytuacji, a On na pewno nam jej nie odmówi.

Świadectwo Agaty można znaleźć TUTAJ. Wszystkie świadectwa, łącznie z moim, są w MENU na stronie www.polon.us. po lewej stronie.

Sunday, February 12, 2006

New York Times i szacunek dla uczuć religijnych.

New York Times zamieścił we wtorkowym numerze w artykuł wstępny gratulujący sobie samym decyzji o powstrzymaniu się od reprodukcji rysunków Mahometa. Uzasadniali to właśnie tym, że czasem trzeba wziąć pod uwagę uczucia religijne innych osób i nie zawsze prawo do wolności słowa daje upoważnienie do zamieszczania każdego obrazu czy rysunku. Tym bardziej, napisali, że łatwo można było po prostu opowiedzieć, co się na tych rysunkach znajdowało. Brawo, New York Times. Szkoda tylko, że ci sami, tacy wrażliwi na uczucia innych, redaktorzy NY Timesa sami nie czytają tego, co wypisują we własnej gazecie.

Ten wstępny artykuł nie przeszkodził im zupełnie w zamieszczeniu już następnego dnia, w środowym wydaniu reprodukcji „dzieła” przedstawiającego ikonę Najświętszej Marii Panny wysmarowanej odchodami słonia. Może by tak troszkę obiektywizmu, drogi NY Timesie? Stosowania tych samych kryteriów w stosunku do Mahometan i chrześcijan? Czy też chrześcijanie są, waszym zdaniem, gorszą kategorią ludzi? Albo może New York Times tylko wtedy się wstrzymuje od kontrowersji, gdy się obawia czyjejś reakcji? Jak inaczej wytłumaczyć fakt, że nie chcieli obrazić uczuć religijnych Mahometan, a obrażanie uczuć religijnych katolików przychodzi im z niezwykłą łatwością?

Mógłby ktoś powiedzieć, że być może nie wiedzieli. Może nie ma tam w redakcji katolików i może naprawdę uważali, że ta ikona jest dziełem sztuki wartym rozpropagowania ze względów czysto artystycznych. Niestety, nie może to być prawdą. Obraz ten był w 1999. roku ośrodkiem zainteresowania wszystkich nowojorskich mediów, gdyż był wystawiony w brooklyńskim muzeum sztuki. Muzeum to jest dofinansowane z kieszeni podatników i ówczesny burmistrz Nowego Jorku, katolik, Rudolf Giuliani, chciał obciąć te dopłaty z kasy miejskie. Uważał, i słusznie, że tego typu „sztuka” nie powinna być dofinansowana przez podatników, mieszkańców Nowego Jorku, których wielu jest członkami Kościoła Katolickiego. Oczywiście nikogo nie dziwiło wtedy, że to właśnie ze strony liberalnej prasy, zwłaszcza New York Timesa, odzywały się glosy protestu przeciwko zamierzeniem Giulianiego.

New York Times na pewno pamięta całe to zamieszanie i, obawiam się, że wcale nie przypadkiem teraz zamieścili reprodukcję tego „dzieła”. Wiele prymitywnych ludów okazuje pogardę słabszym, a ukazuje szacunek silniejszym od siebie. Wiele indywidualnych osób robi podobnie. Mam wrażenie, że New York Times dokładnie tak samo postępuje. Zamieścili artykuł wstępny głośno mówiąc o szacunku dla uczuć religijnych ze strachu przed jakąś reakcją muzułmanów, równocześnie okazując pogardę chrześcijanom, którzy tylko nastawiają drugi policzek. Jest nie do pomyślenia, żeby w NY Timesie był zamieszczony jakikolwiek tekst, czy reprodukcja rysunku obraźliwa dla Żydów, ale nie mają oporów promując np. bluźnierczą książkę „Kod da Vinci”.

W Polsce także inne liberalne wydawnictwo zamieściło bluźnierczo zniekształconą ikonę Czarnej Madonny. Ale nie dziwmy się, kudłaty zawsze atakuje tam, gdzie jest jego prawdziwy wróg. Zawsze atakuje Kościół. Parę dni temu wpisał się do księgi gości Bartek, informując o akcji protestu przeciw obrażaniu naszych uczuć religijnych i bojkotowaniu firm reklamujących się w wydawnictwie, które zamieściło tą zniekształconą ikonę. O całej akcji można przeczytać tutaj: http://www.tolerancja.net Nie musimy palić żadnych flag, nie musimy stosować przemocy, ale zawsze możemy uderzyć tam, gdzie najbardziej boli: w portfele tych, co nas obrażają. To tak niewiele i takie łatwe. Po prostu nie finansujmy tych, którzy plują nam w twarz. I nawet jak to nie zmieni ich poglądów, zmieni ich politykę, gdyż dla nich najważniejszą rzeczą są przecież pieniądze.


PS. Wydawca "Machiny" przeprasza: Oświadczenie wydawcy.

Tuesday, February 07, 2006

Archanioł Michał nie odważył się rzucić wyroku bluźnierczego, ale powiedział: Pan niech cię skarci! (Jud 1,9)

Ci zaś, jak nierozumne zwierzęta, przeznaczone z natury na schwytanie i zagładę, wypowiadając bluźnierstwa na to, czego nie znają, podlegną właśnie takiej zagładzie jak one, otrzymując karę jako zapłatę za niesprawiedliwość. ( 2P 2,12-13a)

Wydaje mi się, że powinienem dodać parę słów do poprzedniego felietonu. Temat bowiem nie przestaje być aktualny. Nie wycofując się z niczego, co wcześniej napisałem, chciałbym zauważyć, że reakcja krajów muzułmańskich jest zupełnie nieadekwatna do tego, co się wydarzyło. Rysunki Mahometa, jakkolwiek nie byłyby one obraźliwe dla wyznawców Islamu, stały się tylko pretekstem dla fundamentalistów islamskich. Wystarczy zobaczyć te płonące duńskie flagi w tylu krajach na Bliskim Wschodzie. Skąd te flagi się tam wzięły? Zapewniam was, że parę miesięcy temu duńska flaga była nie do dostania na Bliskim Wschodzie. Nie trzyma się w sklepie towarów, które są niesprzedawalne, a żaden Arab nie ma przecież na liście cotygodniowych zakupów duńskiej flagi. A raczej nie miał. Teraz ma i teraz flagi są do nabycia, tylko w tym celu, żeby je palić i podburzać antyeuropejskie, antychrześcijańskie i antyżydowskie nastroje.

Organizacje terrorystyczne, ich polityczne zaplecze doskonale rozgrywa całą tą sytuację dla swych politycznych celów. Teraz cała arabska opina publiczna jest po ich stronie. Teraz widać, że trzeba kontynuować wojnę w Europie, bić niewiernych, skoro jest to kontynent zamieszkały przez ludzi bluźniących Allachowi. Teraz zresztą już nie ważne, co się stało przed czterema miesiącami, ważne jak to wykorzystać do swoich celów. Przypominają się praktyki stosowane w Pakistanie, gdzie obowiązuje prawo islamskie. Wystarczy zapytać chrześcijanina, czy wierzy, że Mahomet jest prorokiem, by po jego negatywnej odpowiedzi donieść na niego do władz i skazać go za bluźnierstwo. Przypomina się Staś Tarkowski i jego dzielna odpowiedź Mahdiemu z powieści „W pustyni i w puszczy”. Staś przecież nie szukał zwady z wyznawcami proroka, nawet darzył ich sympatią. Praktyki takie, jakich jesteśmy ostatnio świadkami, to nie obrona przed atakowaniem wiary, ale prowokacja, żeby znaleźć pretekst do zamieszek, do odebrania majątku bliźniego, do zwykłej rozróby. Wydarzenia na Bliskim Wschodzie są tego kolejnym przykładem.

Watykan potępił wczoraj zarówno nadużywanie wolności słowa i opublikowanie rysunków przedstawiających proroka Mahometa, jak i reakcję krajów arabskich. W oświadczeniu Watykanu czytamy między innymi:
„Wolność myśli i słowa, potwierdzona w Deklaracji Praw Człowieka, nie może zawierać prawa do obrażania religijnych uczuć wierzących. Ta zasada, rzecz jasna, obowiązuje dla każdej religii”. W dalszym ciągu oświadczenia czytamy: „protesty przybierające formy przemocy są równie niedopuszczalne”.

Znalazłem też informację PAP, podającą za brytyjskim „The Guardian”, że
„Czołowy irański dziennik, prawicowy "Hamszari" rozpisze międzynarodowy konkurs na najlepszy satyryczny rysunek ilustrujący hitlerowską zagładę Żydów. Właścicielem "Hamszari" jest rada miejska Teheranu.

Dziennikarz gazety Farid Mortazawi, odpowiedzialny za jej szatę graficzną, chce wystawić na próbę przytaczane na Zachodzie twierdzenia o wolności prasy, którymi uzasadniono opublikowanie w duńskiej prasie i niektórych innych europejskich gazetach rysunków proroka Mahometa uznanych przez społeczność muzułmańską za obraźliwe.

Zachodnie gazety zamieściły bluźniercze rysunki pod pretekstem wolności słowa, dlatego przekonajmy się, czy rzeczywiście ich czyny pójdą za słowami i czy ich przywiązanie do wolności słowa jest na tyle duże, iż przedrukują również rysunkowe karykatury holokaustu - cytuje Guardian Mortazawiego.”


Cóż, wygląda na to, że ci, co się pierwsi oburzyli, są dokładnie tacy sami, jak ci, którzy ich obrazili. Jeżeli nie gorsi. Przypominają się jakże mądre słowa, które wypowiedział Jezus w Kazaniu na Górze, i które powtarzamy w Modlitwie Pańskiej każdego dnia:


Przebacz nam nasze winy, jak i my przebaczamy tym, którzy przeciw nam zawinili; i nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie, ale nas zachowaj od złego! Jeśli bowiem przebaczycie ludziom ich przewinienia, i wam przebaczy Ojciec wasz niebieski. Lecz jeśli nie przebaczycie ludziom, i Ojciec wasz nie przebaczy wam waszych przewinień.
(Mt 6,12-15)

Może w takim razie ktoś zapytać o co mi chodzi. Mamy nastawiać drugi policzek, czy walczyć o swe prawa? Mamy jak baranki znosić cierpienia, czy bronić dobrego imienia naszego Boga aż do śmierci? Aż do oddania za Niego życia? Cóż, ta sprzeczność jest tylko pozorna. Tumiwisizm i miłość do Boga i bliźniego to nie jest wcale to samo. Wprost przeciwnie. Czym innym jest indyferentyzm, czy relatywizm, a czym innym ofiarowanie swego cierpienia, zdławienie naturalnej każdemu człowiekowi chęci zemsty, dla okazania miłości bliźniemu i posłuszeństwa przykazaniom bożym.

Można pokazać swe stanowisko bez stosowania przemocy. Można na przykład nastawić drugi policzek, modląc się za naszych prześladowców, bez popierania ich finansowo. Mówię tu o zachowaniu się chrześcijan wobec wydawnictw, „dzieł sztuki” czy filmów mających świętokradcze przesłanie wobec naszego Boga. Wystarczy przecież nie wydawać pieniędzy na bluźniercze filmy, książki czy czasopisma. To najczęściej wystarczy, by zaprzestali tworzenia swej „sztuki”. Poza tym wybaczać można swoje krzywdy. Nie jestem pewien, czy mamy prawo wybaczać, gdy ktoś obraża nie nas, ale Boga. Oczywiście, że obrażanie Boga obraża i nas, ale jest tu pewna różnica, gdy ktoś pisze obraźliwe słowa o mnie, czy nawet o moich najbliższych, a czym innym jest gdy pisze je o Bogu.

Prawo w Starym Testamencie mówiąc o zasadzie „oko za oko, ząb za ząb” nakazywało sprawiedliwą zemstę. Pokazywało, że takie działanie, jakie widzimy teraz na Bliskim Wschodzie, tysiące lat po napisaniu tych słów: palenie ambasad, przemoc, nawoływanie do świętej wojny za zamieszczenie paru rysunków, nie powinno mieć miejsca. Trudno tu mówić o jakimkolwiek poczuciu sprawiedliwości. Dopiero gdy taka zasada stanie się zrozumiała i powszechnie akceptowana, zasada zemsty proporcjonalnej do przewinienia, może Bóg objawić idealne rozwiązanie: prawo miłości. Zemsta należy do Boga, nie do nas, więc my nie powinniśmy stawiać oporu złemu.

Niestety, jak widać, to tylko teoria. Zemsta ludzi ciągle zbyt często przypomina vendettę, dżihad, mszczenie się bez opamiętania i bez żadnych proporcji w stosunku do wyrządzonych krzywd. Widać tu wyraźnie, że pewne czyny, nawet wydawałoby się niewielkie, mogą mieć olbrzymie i nieprzewidywalne konsekwencje. Ale z tego powinniśmy wyciągnąć nauczkę. Gdyby duńska prasa uszanowała uczucia religijne wyznawców Islamu, ani nie byłoby całej tej zadymy, ani nie dostarczyliby pretekstu fundamentalistom islamskim do rozpętania całego tego zamieszania. Dlatego tak ważne jest zawsze robić to, co się powinno. Gdyby wszyscy postępowali tak, jak wskazuje nam Kościół, nie byłoby w ogóle problemu.

Święty Jakub tak pisze i wolności słowa:


Tak samo język, mimo że jest małym organem, ma powód do wielkich przechwałek. Oto mały ogień, a jak wielki las podpala. Tak i język jest ogniem, sferą nieprawości. Język jest wśród wszystkich naszych członków tym, co bezcześci całe ciało i sam trawiony ogniem piekielnym rozpala krąg życia. Wszystkie bowiem gatunki zwierząt i ptaków, gadów i stworzeń morskich można ujarzmić i rzeczywiście ujarzmiła je natura ludzka. Języka natomiast nikt z ludzi nie potrafi okiełznać, to zło niestateczne, pełne zabójczego jadu. Przy jego pomocy wielbimy Boga i Ojca i nim przeklinamy ludzi, stworzonych na podobieństwo Boże. Z tych samych ust wychodzi błogosławieństwo i przekleństwo. Tak być nie może, bracia moi.
(Jk 3, 5-10)

Tak być nie może, bracia moi. Tak być nie może.

Saturday, February 04, 2006

Wolność słowa, karykatury Mahometa, „Kod Leonarda da Vinci”, hipokryzja i „letni chrześcijanie”

Wygląda na to, że wszyscy ostatnio mówią tylko o karykaturze Mahometa zamieszczonej przed czterema miesiącami w duńskiej gazecie. No, może przesadziłem troszeczkę, ale niewiele. Zajmują się tą sprawą dziennikarze, politycy, komentatorzy radiowi i dyskutują o niej zwykli ludzie. I to nie tylko na Bliskim Wschodzie, ale wręcz na całym świecie. Karykatury przedrukowało wiele innych czasopism i sprawa nie tylko nie cichnie, ale wręcz nabiera na sile.

Przypomnę, że według nauki Islamu nie można tworzyć wizerunków proroka Mahometa. Nie można go rysować nawet w pozytywnym świetle. A karykatury zamieszczone przez duńską prasę nie były wcale pozytywne. Ja jednak nie chcę pisać o prawach Islamu. Chciałbym napisać o tym co się wydarzyło w zupełnie innym kontekście.

Mamy tu, według mnie, do czynienia z dwoma różnymi zagadnieniami. Jedno to szacunek dla czyjejś religii, jego wierzeń i poglądów. Druga sprawa to ochrona wolności słowa i możliwości swobodnego wyrażania swoich poglądów. Te dwie idee czasem wydają się kolidować ze sobą. Nawet takie kraje jak Stany Zjednoczone, które są symbolem wolności słowa i w których Sąd Najwyższy uznał między innymi, że palenie amerykańskiej flagi jest aktem chronionym przez zapis konstytucyjny mówiący o wolności wyrażania swych poglądów, zabraniają prawnie i społecznie wyrażania poglądów rasistowskich i antysemickich. Czasem wręcz dochodzi do paradoksów i sprzeczności. Ustawienie krzyża przez Ku Klux Klan, jako symbol nienawiści rasowej, jest czynem chronionym prawnie. Ustawienie szopki jako symbolu świętowania narodzenia Boga, który jest Miłością, może być nielegalne, gdy jest na publicznym miejscu. Jak widać bardzo często punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Zwłaszcza od punktu siedzenia polityków, czy sędziów decydujących o tym, czy coś jest zgodne z konstytucją, czy nie.

Dochodzi do tego wszystkiego zupełnie mylne pojęcie tego, czym jest prawdziwa wolność. Większość ludzi, o czym już zresztą nie raz pisałem, uważa, że wolność zawsze jest „od czegoś”. Wolność od ograniczeń, zakazów, norm i przepisów. Prawdziwie wolny człowiek robi co chce. Ale takie zrozumienie pojęcia wolności jest zupełnie bezsensowne. To nie jest wolność, ale anarchia. A ta prowadzi tylko do ucisku jednej grupy przez inną. Prawdziwa wolność natomiast nikogo nie uciska, nikogo nie obraża, lecz jest jak powiew świeżego powietrza.

Słucham teraz w ciężarówce płyt z nagraniami historycznych felietonów z dziejów Polski, od Mieszka I do Jana Pawła II. Niedawno były one do nabycia w Polsce i dostałem taki komplet w prezencie od własnej mamy. Ta uproszczona i skondensowana historia Polski, (w końcu nie da się inaczej, gdy 1000 lat dziejów pragnie się zmieścić w 10 godzinach wykładu) doskonale ilustruje to, o czym właśnie powiedziałem. Taka „pseudowolność” pewnej grupy ludzi, którzy dla swych praw odmawiali w XVIII wieku zgody na konieczne reformy państwa doprowadziła bardzo szybko, w przeciągu dosłownie kilkudziesięciu lat do zupełnego rozpadu potężnego państwa i utraty jakichkolwiek praw dla wszystkich jego obywateli. Łącznie z tymi, którzy dla swej prywaty uniemożliwiali reformę państwa.

Prawdziwa wolność nie jest „od czegoś”, ale jest to możliwość czynienia tego, co jest prawe, dobre i pożyteczne. Tak zrozumiana wolność służy wszystkim i wszyscy na niej zyskują. Nie można zamykać ust dziennikarzom, to prawda. Ale także dziennikarze nie mogą wypisywać wszystkiego, na co im tylko przyjdzie ochota. Duńska gazeta zamieściła te rysunki, żeby „przetestować” jak daleko sięga wolność słowa. Hmmm. Przetestowali. Teraz wszyscy Duńczycy zapłacą za to, choćby przez fakt, że towary duńskie są bojkotowane na całym Bliskim Wschodzie.

Nie można w imię jakiejś abstrakcyjnej idei „wolności słowa” obrażać Boga i ludzi. Co to za wolność? Chyba każdy z nas oburza się, gdy słyszy o „Polish Jokes”, czy „Pollack Jokes”, prymitywnych dowcipach o Polakach w Ameryce. Wtedy nie mówimy o wolności słowa, ale o tym, że nie można obrażać bezkarnie jakiejś grupy etnicznej. Co, niestety, nie przeszkadza nam wcale, żeby pól godziny później opowiadać komuś: „Polak, Niemiec i Rusek…”, gdzie to oczywiście Polak jest jedyny mądry, a ci dwaj pozostali to zwykli głupcy i debile. Nawiasem mówiąc my sami opowiadamy często te same dowcipy, ale są one o milicjantach, czy też o blondynkach.

Wszyscy więc jesteśmy tu w jakimś stopniu winni. Niemal każdy z nas stosuje podwójne standardy i okazuje się hipokrytą. Zaczynając ode mnie. Jeszcze raz okazuje się, że nic tak naprawdę nie jest białe lub czarne. Ale nie znaczy to wcale, że tak musi być.

Nawet więc gdy nie wiemy, gdzie dokładnie przebiega ta granica między prawdziwą wolnością słowa a koniecznością uszanowania poglądów i wierzeń innych osób, powinniśmy przynajmniej zawsze wiedzieć jakich kryteriów się trzymamy. Wtedy można nam będzie zarzucić błądzenie, ale nie hipokryzję. Gdy nie lubimy „Polish Jokes”, nie opowiadajmy dowcipów o murzynach, cyganach, Niemcach i „Ruskach”. Gdy nie lubimy, gdy ktoś wyśmiewa naszego Boga, nie wyszydzajmy symboli religijnych innych wyznań.

Jest jeszcze jedna ważna nauka z całej tej sytuacji. Być może najważniejsza. Reakcja wyznawców Islamu na te rysunki. Bojkot towarów duńskich przez Arabów, odwołania ambasadorów krajów arabskich z Europy, protesty zwykłych ludzi na ulicach miast bliskowschodnich i protesty europejskich mieszkańców arabskiego pochodzenia.

Obrażanie uczuć religijnych, czy obrażanie narodów, są częścią naszego codziennego życia. Oczywiście nie wszystkie narody i nie wszystkie religie są traktowane jednakowo. Pomijając o jakieś marginalne publikacje, jak blogi na Internecie, czy wydawnictwa ultra-ekstremalnych partii politycznych, nikt nie wyszydza Żydów i nie robi już publicznie uwag rasistowskich. Tego typu poglądy są politycznie niepoprawne i żadna poważna gazeta nie zezwoli na publikację takich materiałów. Większość też nie zezwala na publikację materiałów mogących obrażać Muzułmanów, ale tu, jak widzimy, są wyjątki. Niemniej jednak publicysta France Soir, który przedrukował te karykatury Mahometa, pobiera już zasiłek dla bezrobotnych i szuka swej nowej pracy.

Przypomina się od razu sytuacja w Stanach, gdy kilkanaście lat temu znany dziennikarz sportowy, Jimmy „the Greek” Snyder powiedział, z okazji święta Marcina Lutra Kinga, że „murzyni są lepszymi sportowcami, bo w okresie niewolnictwa właściciele dobierali największego niewolnika i największą niewolnicę, żeby wyhodować jak największe dzieci”. Oczywiście w tym stwierdzeniu było wiele prawdy historycznej. Tak naprawdę było i zapewne jest to częściowo przyczyną tego, że wielu murzynów ma okazałą fizyczną posturę. Samo zagadnienie przyczyn takiego, a nie innego wyglądu sportowców o czarnym kolorze skóry jest co prawda dużo bardziej skomplikowane, ale nie o tym teraz piszę. Piszę o tym, że Jimmy the Greek na skutek protestu murzyńskich organizacji stracił natychmiast pracę, przynoszącą mu zarobki w wysokości setek tysięcy dolarów. Musiał pożegnać się ze swą posadą, bo Murzyni są zbyt znaczącą siłą polityczną w Stanach i uwagi im nieprzychylne, obraźliwe w ich oczach, nawet jak są historycznie prawdziwe po prostu nie są tolerowane. Prawo o wolności słowa najwyraźniej nie dotyczy krytyki tej grupy etnicznej.

Równocześnie od jakiegoś czasu na liście bestsellerów królują takie wydawnictwa jak „Kod Leonarda da Vinci”, a film oparty na tej książce wchodzi już wkrótce na ekrany kin. Nie mam niestety żadnych złudzeń co do tego, że także on odniesie finansowy sukces. Tak wielkie działanie propagujące to „dzieło” towarzyszy i książce i filmowi w amerykańskich mediach, że trudno sobie wręcz wyobrazić, aby mogły one odnieść finansową klapę. Darmowa i nieustająca i długotrwała reklama musi przynieść owoce. Tymczasem książka ta nie tylko jest jednym ciągiem łgarstw, przekłamań, wypaczeń prawdy historycznej i rozmieniania się z tą prawdą, ale jest też bluźnierstwem. Jest obrażaniem naszego Boga i naszej wiary w stopniu dużo większym, niż rysunek Mahometa mógłby obrazić wyznawców Islamu. Co gorsze, wśród czytelników książki i przyszłych widzów filmu będą miliony chrześcijan, niewidzących nic złego w tym wydawnictwie. Tysiące katolików w Polsce także tę książkę przeczytało i, obawiam się, film także będzie w Polsce rozpowszechniany.

Jeżeli nie warto dla wiary umrzeć, oddać za nią życia, z pewnością nie warto dla niej żyć. Jesteśmy pokoleniem „letnich” chrześcijan, a pamiętamy, co o takich nasz Pan miał do powiedzenia:


Aniołowi Kościoła w Laodycei napisz: To mówi Amen, Świadek wierny i prawdomówny, Początek stworzenia Bożego: Znam twoje czyny, że ani zimny, ani gorący nie jesteś. Obyś był zimny albo gorący! A tak, skoro jesteś letni i ani gorący, ani zimny, chcę cię wyrzucić z mych ust. Ty bowiem mówisz: Jestem bogaty, i wzbogaciłem się, i niczego mi nie potrzeba, a nie wiesz, że to ty jesteś nieszczęsny i godzien litości, i biedny i ślepy, i nagi.
(Ap 3,14-17)

Inne narody, rasy ludzkie, wyznawcy innych religii są w stanie walczyć piórem, czynem (choćby solidarnie bojkotując pewne towary czy filmy) i nawet orężem, broniąc swej wiary, swego Boga i swego dobrego imienia, a my w imię jakieś chorej tolerancji spuszczamy po sobie uszy i pozwalamy sobie na to, że inni chodzą po nas jak tylko chcą. Nawet takie rzeczy, jak sławetne „dzieła sztuki” typu krucyfiks zanurzony w urynie, czy ikona Matki Boskiej wysmarowana słoniowymi odchodami uznawane są przez niektórych za „dzieło sztuki”, a nieliczne i słabe protesty katolików wyśmiewane i krytykowane, jako glosy ludzi nietolerancyjnych, prostych i ciemniaków. Kraje muzułmańskie jakoś nie robią przedruków karykatur proroka, nie wydają „Szatańskich wersetów”. Czemu my, naród katolicki w 90, podobno, procentach, kupujemy wydawnictwa szkalujące Boga i oglądamy filmy Go obrażające?

Nie chcę być źle zrozumiany, nie namawiam do żadnej formy przemocy. W przeciwieństwie do Islamu, gdzie za męczennika uważa się kogoś, kto zginął w czasie walki z „niewiernymi” my powinniśmy nastawiać drugi policzek i chęcią i miłością oddać swe życie za wiarę. Nasi męczennicy oddawali dobrowolnie swe życie za wiarę, w obronie tej wiary, nie w akcie zniszczenia życia bliźniego. Wierzymy, że wszyscy ludzie są dziećmi tego samego Boga. Ale nie znaczy to wcale, że mamy milczeć, jak nasz Bóg, Bóg Jedyny i Bóg Prawdziwy, jest obrażany. Nie znaczy to wcale, że powinniśmy popierać naszymi pieniędzmi wydawców takich szmatławców, jak „Kod Leonarda da Vinci”, czy gazet typu „Nie” i „Kłamstwa i mity”. Nie znaczy to, że możemy chodzić na filmy takie jak ten na podstawie książki Browna, czy inne „dzieła” Hollywoodzkie, jak „Ostanie kuszenie Chrystusa” czy wiele innych, jemu podobnych.

Szukając materiałów do napisania tego tekstu trafiłem na stronie Andrzeja Solaka, www.krzyzowiec.prv.pl , na interesującą recenzję książek Dana Browna, „Anioły i demony” i „Kod Leonarda da Vinci”. Zachęcam każdego do przeczytania i przypominam, że zwłaszcza ta druga książka nie tylko jest zupełnie bezwartościowa z historycznego punktu widzenia, o czym wyraźnie mówi autor tej recenzji, ale także jest bluźniercza. Gdyby istniał jeszcze Indeks ksiąg zakazanych, „Kod” na pewno by się na nim znalazł. Indeksu już nie ma, ale przyczyny, dla których katolik nie powinien tej książki czytać są. Samą recenzję natomiast można znaleźć TUTAJ.

PS. Przed sekundą usłyszałem w „Wiadomościach” w TV Polonia, że „Rzeczpospolita” przedrukowała dwie z tych karykatur Mahometa, a MSZ przeprosiło niemal natychmiast w imieniu polskiego rządu wyznawców Islamu. Na Bliskim Wschodzie protesty przeciw tym przedrukom wydają się nabierać na sile.