Sunday, January 25, 2009

Katolickie getto

Na moim forum znowu zaczęła się gorąca dyskusja na temat Intronizacji Chrystusa Króla i Szymona Hołowni. Nie bardzo wiem zresztą co ma Intronizacja wspólnego z Hołownią, ale jakoś tak wyszło, że wyszliśmy od jednego, a doszliśmy do drugiego. Zostawmy więc na moment sprawę Intronizacji, a zastanówmy się nad Hołownią.

Od lat zastanawia mnie jak dotrzeć z Ewangelią do tych osób, którym nie po drodze do kościoła. Jak ewangelizować tych, którzy nie są ewangelizacją w ogóle zainteresowani. Albo nawet jak dotrzeć do tych, którzy szukają Jezusa, ale są „obcy”. Nie są jednymi z nas. I nie zastanawia mnie to tylko teoretycznie, ale w praktyce staram się jakoś to wprowadzać w moim życiu. Na przykład przez pisanie blogów. Dzięki takiemu blogowi dotarłem nawet kiedyś do pewnej zagubionej dziewczyny. Pisałem już kiedyś o tym, ale powtórzę tę historię, bo ilustruje ona doskonale to, co chciałbym przekazać.

Skontaktowała się ona ze mną przez gg. To był zresztą do końca jedyny nasz kontakt i ona zawsze używała nowego numeru. Powiedziała, że jest satanistą i zaczęła obrażać „wszystkie moje świętości”. Akurat jechałem swym truckiem, ale zatrzymałem się i zaczęliśmy rozmawiać. Nie będę opisywał całej naszej, trwającej zresztą, z długimi przerwami, wielomiesięcznej konwersacji. Powiem tylko tyle, że bardzo serio podszedłem do jej problemu, bo wyczułem instynktownie, że ona szukała Boga. Mimo, że sama bardzo długo nie chciała się do tego przyznać. Nikt jednak nie pisze do „nawiedzonego truckera” bez powodu (oczywiście poza tymi, co koniecznie chcą wiedzieć co wiozę i ile moje Volvo ma koni). Zwłaszcza nikt tak głęboko zanurzony w satanizm jak ona. Nie raz jeszcze zjeżdżałem na pobocze swoją ciężarówką, by prowadzić z nią długie dyskusje.

W końcu i ona zaczęła się zmieniać. Coraz mniej obrażała Kościół, Boga, czy mnie, coraz więcej pytała, coraz bardziej się „oswajała” z ideą kochającego Boga. Bo ona przecież szukała tylko miłości. W końcu doszło do tego, że zdecydowała się pójść na pieszą pielgrzymkę do Częstochowy. I co? I jak tylko wróciła, napisała do mnie takie mniej-więcej słowa:

„Wiesz, ja pieprzę takie chrześcijaństwo. (prawdę mówiąc wyraziła się troszkę dosadniej). Nikt mnie tam nie chce. Nie umiem się ubrać, nie umiem śpiewać, nie umiem się zachować, wszyscy szli razem, zgraną paczką, a ja kilkadziesiąt metrów za nimi, wściekła, że się dałam nabrać. Wszyscy tylko mieli do mnie pretensje, a ja wszystkim przeszkadzałam. Wracam do swoich satanistów, tam przynajmniej jestem u siebie!”

Tak się skończyła wielomiesięczna praca, pełna modlitw, poświęceń i trudu. Każdą przeszkodę mogliśmy pokonać, ale nie udało nam się pokonać najgorszej przeszkody: „chrześcijan” nie widzących innego człowieka. I to chrześcijan z tych „dobrych”, wydawałoby się. Nie każdy w końcu chodzi na piesze pielgrzymki. Po tych można by się spodziewać, że jest to sam kwiat chrześcijaństwa, prawda?

Ale jest to problem wielu grup. Ludzie w „Odnowie”, w „Neokatechumenacie”, czy innych tego typu grupach często się zamykają w sobie. Tworzą wspaniałe rodziny, ale zamknięte na zewnątrz. Dobrowolnie tworzą swoje własne getta, odgrodzone od świata wysokim murem. A gdy już wyjdą, to czasem robią to tak „subtelnie”, że skutek jest dokładnie przeciwny od zamierzonego. Hołownia w wywiadzie dla Przekroju powiedział:

„Kiedyś na moje spotkanie autorskie przyszły dwie miłe panie, chyba z Radia Maryja. Usiadły w pierwszym rzędzie i zaczęły się chwalić: Pan tu opowiada, że z młodzieżą trzeba delikatnie. Proszę pana, do nich nic nie dociera, więc my z koleżanką w ubiegłym roku w wielkim poście zrobiłyśmy im coś takiego, że oni już do końca życia będą pamiętać, że w piątek nie chodzi się na dyskoteki! Dociekałem, co takiego zrobiły: puściły gaz, strzelały śrutem, ale one dalej emocjonowały się, że dzisiejsza młodzież musi szanować piątek. Zapytałem więc z innej strony: Proszę pani, a co pani robiła 3 września, dokładnie o 17.30. Ona: Ale o co panu chodzi? A co się wtedy stało? Ja się urodziłem, to były moje urodziny, dlaczego pani na to nie zareagowała w żaden sposób? Ona na to: A kim pan dla mnie jest? No właśnie, a kim jest Jezus dla tych ludzi? Zanim zacznę na nich lecieć z policjantem, powinienem zapytać sumienia, co zrobiłem, żeby oni wiedzieli, kim jest Jezus. Moja wolność kończy się tam, gdzie ogranicza wolność drugiego. Nie chcę cię nawracać, chcę ci pokazać, czym jest wiara dla mnie. Nie mam ochoty wchodzić w sferę twojej wolności i zacząć ci w niej dłubać. Ty nie wchodź z butami w moją.”

Właśnie. Jak to rozumieć: „Nie chcę cię nawracać, chcę ci pokazać, czym jest wiara dla mnie. Nie mam ochoty wchodzić w sferę twojej wolności i zacząć ci w niej dłubać. Ty nie wchodź z butami w moją”? Nie ze wszystkim się z Hołownią zgadzam, ale trudno mu zarzucić, że się kryje ze swą wiarą. Wprost przeciwnie. On wychodzi z Ewangelią do świata. I robi to na tyle atrakcyjnie, że na pewno dociera do wielu, do których żaden ksiądz dotrzeć nie może. Co więcej, dostrzega, że wiarę można dyskretnie zaoferować bez narzucania jej, bez wpychania jej innym w gardło. Ale jeden Hołownia sprawy nie rozwiąże.

Ja mam od jakiegoś czasu na to swój własny pomysł. Połączenie forum o truckach z forum o wierze. Czy to działa? I tak i nie. Na pewno są osoby nigdy nie przekraczające granicy. Niektórzy wręcz od początku mówią: „Ja tu jestem tylko dla ciężarówek!”. Ale mija miesiąc, czy dwa, czasem ktoś ma zadanie z religii… i zagląda na drugą stronę. Czasem zostaje na dłużej. Nie działa więc uniwersalnie, ale co z tego? Zawsze chodzi tylko o jednego człowieka. Tym bardziej, że są także osoby przychodzące tylko podyskutować o wierze. Tym ciężarówki nie są do niczego potrzebne. Jednak sama idea forum, to dotarcie do chłopaków interesujących się motoryzacją i "dyskretne dawanie świadectwa wiary". Oferta. Na tyle, mam nadzieję, atrakcyjna, że może ją niektórzy kupią.

Nie każdy jednak ma takie możliwości i talent jak Hołownia. Nie każdy przemierza 18-kołowcem Amerykę, mając do tego ma odrobinkę wiedzy o Bogu i ślad talentu literackiego. A także wielką miłość do Jezusa, która, mam nadzieję, pokrywa braki teologiczne i literackie. Każdy jednak ma „coś”. Każdy ma jakiś talent. Każdy coś może zrobić. Jak pisałem niedawno, nikt z nas nie musi nawrócić całego świata. Wystarczy przekonać do Boga dwie osoby. I te pójdą dalej. Ale każdy z nas musi zmienić swoje nastawienie do wiary. Musimy, jak pierwsi chrześcijanie, wyjść. A więc wstańcie, chodźmy! Zróbmy pierwszy krok. Każdy z nas. Inaczej chrześcijaństwo stanie się jakąś „marginalną filozofią grupki nawiedzonych dziwaków”.

Scott Hahn zapytany jakie było jego nastawienie do katolicyzmu, gdy pierwszy raz się nawrócił i został chrześcijaninem, (był wtedy nastolatkiem, w licealnym wieku), odpowiedział, że on w ogóle nie uważał katolików za chrześcijan. To właśnie koledzy-katolicy zwykle potrafili wypić najwięcej na imprezach, najbardziej klęli, najbardziej wulgarnie się zachowywali. Gandhi także podobno miał powiedzieć, że zostałby chrześcijaninem, gdyby chrześcijanie nimi byli. Może więc zacznijmy nimi być. Pamiętając ostatnie słowa Jezusa, jakie przekazał nam święty Mateusz: „Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody.[…] Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem.” (Mt 28, 19a-20a)

A co z „moją satanistą”? Usłyszałem potem od niej tylko jeszcze raz. Po wielu miesiącach odezwała się z Włoch, że wyjechała tam i wstąpiła do nowicjatu. Nic więcej o niej nie wiem, ale wierzę, że Duch Święty może pokonać nawet takie przeszkody, jakimi są chrześcijanie.Ja w każdym razie ciągle o niej pamietam w swoich modlitwach.

Orędzie z Medjugorie 25 I 2009

„Drogie dzieci! Również dziś wzywam was do modlitwy. Niech modlitwa będzie dla was niczym ziarno, które umieścicie w moim sercu, a ja je ofiaruję za was mojemu Synowi Jezusowi dla zbawienia waszych dusz. Dziatki, pragnę, by każdy z was rozmiłował się w życiu wiecznym, które jest waszą przyszłością i aby wszystkie ziemskie sprawy pomogły się wam zbliżyć do Boga Stworzyciela. Jestem z wami tak długo, bo jesteście na złej drodze. Dziatki, jedynie z moją pomocą otworzycie oczy. Wielu jest ludzi, którzy żyjąc moimi orędziami pojmują, że są na drodze świętości ku wieczności. Dziękuję wam, że odpowiedzieliście na moje wezwanie.”

Tuesday, January 20, 2009

Prezydenci

Jesteśmy teraz w Stanach Zjednoczonych w trakcie trwania niezwykłego tygodnia. Odchodzi prezydent Bush, władzę obejmuje prezydent Obama. Prezydent Bush odchodząc zdążył jeszcze zadeklarować dzień 18 stycznia Narodowym Dniem Świętości Ludzkiego Życia.

Pierwszym prezydentem, który taki dzień proklamował, był Ronald Reagan. Było to w 11. rocznicę legalizacji aborcji we wszystkich stanach, 22. stycznia 1984 roku. Później dzień ten został przesunięty na trzecią niedzielę stycznia. Następca Reagana, George Bush, kontynuował ten zwyczaj. Gdy Clinton doszedł do władzy, proklamacje się zakończyły i wznowił je po ośmiu latach George W Bush. Nie trzeba być prorokiem, by zgadnąć, że ta ostatnia proklamacja jest rzeczywiście ostatnia na pewien czas. Obama, jak Clinton, nie uważa bowiem ludzkiego życia za jakąkolwiek świętość.

A oto sam tekst deklaracji prezydenta, w moim nieudolnym tłumaczeniu:

Życie ludzkie jest darem od Stworzyciela i jest święte, niepowtarzalne i zasługujące na ochronę. W Narodowym Dniu Świętości Ludzkiego Życia nasz kraj uznaje, że każda osoba, włącznie z osobami jeszcze nienarodzonymi, ma specjalne miejsce i cel w tym świecie. Podkreślamy także nasze oddanie obronie najsłabszych spośród nas, oraz tych, którzy sami nie mogą w swej obronie przemawiać.

Podstawowym obowiązkiem rządu jest ochrona życia niewinnych. Moja Administracja była oddana budowie cywilizacji życia poprzez energiczne promowanie adopcji dzieci i praw nakazujących informowanie rodziców o zamierzonej aborcji ich nieletniej córki, sprzeciwiając się finansowaniu z budżetu państwa aborcjom poza granicami USA, zachęcają nastolatki do wstrzemięźliwości seksualnej i finansując programy pomocy kobietom w ciąży. W 2002 roku miałem zaszczyt podpisać prawo chroniące życie dzieci które przeżyły aborcję. W 2003 roku podpisałem prawo zakazujące okrutnej praktyki zabijania dzieci częściowo już narodzonych (partial birth abortion), pokazując nasze zaangażowanie w budowanie kultury życia w Ameryce. Jestem także dumny z faktu, że podpisałem w 2004 roku prawo zezwalające na oskarżenie osoby odpowiedzialnej za śmierć lub zranienie nienarodzonego dziecka o dodatkową zbrodnię, niezależnie od oskarżeń o szkody wyrządzone matce.

Ameryka jest państwem troskliwym i nasze wartości powinny nas prowadzić w ocenie zdobyczy nauki. W naszej gorliwości szukania nowych sposobów leczenia nigdy nie możemy porzucić naszych fundamentalnych zasad moralnych. Możemy osiągnąć poszukiwane przez nas wielkie cele z poszanowaniem daru życia.

Świętość życia jest wypisana w sercach wszystkich ludzi. W tym dniu i poprzez cały rok dążymy do budowania społeczeństwa w którym każde dziecko jest oczekiwane i chronione przez prawo. Także naszych rodaków zachęcamy do przyłączenia się do naszej godnej i szlachetnej sprawy. Historia nas uczy, że gdy walczymy o sprawę zakorzenioną w naszych najgłębszych przekonaniach i odwołującą się do najlepszych instynktów naszych obywateli, zwyciężymy.

Ja, George W Bush, Prezydent Stanów Zjednoczonych Ameryki, na mocy prawa danego mi przez konstytucję Stanów Zjednoczonych, proklamuję dzień 18 stycznia 2009 Narodowym Dniem Świętości Ludzkiego Życia. Wzywam wszystkich Amerykanów do świętowania tego dnia poprzez odpowiednie uroczystości i przez podkreślenie naszego oddania respektowaniu i ochronie życia i godności każdego człowieka.

George W Bush.

Niestety wszystko to, co osiągnął Bush w dziedzinie ochrony ludzkiego życia, zmarnuje Obama. Wśród priorytetów jego administracji jest nie tylko podpisanie Freedom of Choice Act, ustawy znoszącej wszelkie restrykcje w dziedzinie aborcji, łącznie z jakimikolwiek ograniczeniami w zabijaniu częściowo już narodzonych dzieci do dziewiątego miesiąca ciąży włącznie, ale także pomoc dla „przemysłu aborcyjnego” w wysokości półtora miliarda dolarów. To są także moje pieniądze z podatków które płacę. Ameryka powróci także do promowania aborcji w innych krajach, poprzez ONZ i inne organizacje, uzależniając swą pomoc od wprowadzania programów promujących cywilizację śmierci.

Administracja Busha kilka tygodni temu ogłosiła przepisy chroniące pracowników służby zdrowia odmawiających z powodów religijnych, czy moralnych współpracy przy zabiegach aborcji. Siedem stanów: Kalifornia, Connecticut, Illinois, Massachusetts, New Jersey, Oregon i Rhode Island wraz z Planned Parenthood i American Civil Liberties Union podały to rozporządzenie do sądu, twierdząc, że może ono ograniczyć „prawa kobiet do powszechnego dostępu do aborcji”. I administracja Obamy przypilnuje, by te prawa były ważniejsze, niż prawa osób, którym sumienie zabrania współuczestnictwa w morderstwie niewinnych. Nie wspominając o prawie nienarodzonego dziecka do życia. Prawo wchodzi w życie dzisiaj, ale nowy kongres już przedstawił projekt nowej ustawy zmieniającej te przepisy.

Podczas niedzielnych uroczystości inauguracyjnych przemawiał duchowny zaproszony przez prezydenta-elekta. Nie jest wielką niespodzianką, że Obama wybrał anglikańskiego biskupa nie ukrywającego, że jest homoseksualistą. Eugene Robinson, episkopalny biskup New Hampshire, powiedział, że czytając przemówienia jego poprzedników był zszokowany tym, jak „specyficznie i agresywnie chrześcijańskie były poprzednie inwokacje”. Hmmm. Całkiem nieźle, jak na chrześcijańskiego duchownego. I to na dodatek biskupa. Zapewnił, że jego inwokacja nie będzie w ogóle chrześcijańska. I „nie będzie cytował Biblii, ani niczego takiego”. Już wiemy zresztą, co powiedział w niedzielę. Oto jego słowa:

"O God of our many understandings, we pray that you will…"

Czyli „Boże naszych wyobrażeń…” A ja, naiwny, myślałem, że Bóg jest Kimś realnym, konkretnym, a nie zaledwie tym, co każdy z nas sobie wyobraża.

"Bless us with anger – at discrimination, at home and abroad, against refugees and immigrants, women, people of color, gay, lesbian, bisexual and transgender people."

Błogosław nas gniewem– na dyskryminację, u nas i poza granicami, uchodźców i imigrantów, kobiet, ludzi o innym kolorze skóry, gejów, lesbijek, biseksualistów i transwestytów.

"Bless us with patience – and the knowledge that none of what ails us will be “fixed” anytime soon, and the understanding that our new president is a human being, not a messiah."

Hehe, „Błogosław nas cierpliwością […] byśmy zrozumieli, że nasz nowy prezydent jest człowiekiem, nie mesjaszem.” To będzie trudne, bo on już został ogłoszony mesjaszem przez media i za takiego jest przez wielu uważany. Czyżby to był jeden z „Bogów naszych wyobrażeń”?

"Bless us with freedom from mere tolerance – replacing it with a genuine respect and warm embrace of our differences, and an understanding that in our diversity, we are stronger."

Błogosław nas wolnością od zaledwie tolerancji, zamieniając ją na prawdziwy respekt i ciepłe przygarnięcie naszych różnic i na zrozumienie, że w naszej wielorakości jesteśmy mocniejsi.

Interesujące słowa w ustach aktywnego i nie ukrywającego tego faktu geja. A może ja nie tylko nie chcę być przez niego „ciepło przygarnięty”, ale i od tolerowania go jestem daleko? Zgadzam się z nim, że Bóg nas powinien ochronić od „zaledwie tolerancji”. Tolerancja to okropna rzecz. Ale na pewno nie powinniśmy jej zamieniać na akceptację tego, co jest niemoralne i grzeszne. Od tego, Boże, nas chroń. Pełny teks inwokacji można znaleźć TUTAJ. Nawiasem mówiąc po raz pierwszy od lat ani katolicki ksiądz, ani rabin nie zostali zaproszeni na żadną z inauguracyjnych uroczystości Obamy. Ale wiedząc jakiego księdza by Obama zapraszał to zapewne lepiej, że nie zaprosił żadnego.

Dzisiaj główne uroczystości inauguracyjne. Podobno ma być parę milionów ludzi. Bilety wstępu na inaugurację osiągają cenę 20 tysięcy dolarów. Histeria Ameryki sięga zenitu. Wczoraj było święto Martina Lutera Kinga. Dziś, zaledwie 40 lat po jego zamordowaniu, Murzyn został prezydentem USA. Niesamowite. Wielki dzień dla demokracji i wielki dzień dla Ameryki. Tylko szkoda, że człowiek, który mógł to osiągnąć dzięki ruchowi obrony praw człowieka, za który ML King oddał życie, sam tak aktywnie i agresywnie przeciw prawom najsłabszych występuje. Czyżby nie wiedział, że celem założycielki organizacji Planned Parenthood była właśnie eliminacja jak największej ilości kolorowych dzieci? I że się jej to udało, bo spośród niemal 50 milionów zamordowanych nienarodzonych dzieci we ostatnich 36 latach nieproporcjonalnie dużo jest właśnie Murzynów.

W czwartek jest 36. rocznica legalizacji aborcji w USA. W czwartek będzie w Waszyngtonie wielki marsz „pro life”. W najbliższą niedzielę podobny w San Francisco. Ale jak ktoś nie ogląda telewizji katolickiej EWTN, to nie będzie nawet o tym słyszał. Główne sieci telewizyjne konsekwentnie i solidarnie bojkotują od lat to wydarzenie. Bo co to za news? Że sto tysięcy ludzi przemaszerowało w proteście przeciw zabijaniu niewinnych? To żadna wiadomość godna przekazania. Co innego, jakby setka aktywistów gejowskich protestowała przeciw ich urojonej dyskryminacji. To byłaby wiadomość na pierwsze strony dzienników. Ale pisać o chrześcijanach? A kogo to obchodzi?

Zobaczymy co przyniosą najbliższe dni. Ale nie spodziewam się niczego dobrego. Chyba, że się zdarzy cud. Jednak nie takich potworów przetrzymaliśmy. Na szczęście nie wybraliśmy króla, ale prezydenta. A ponieważ został wyniesiony przez media bardzo wysoko, to i jego upadek będzie spektakularny. Będą kolejne wybory, będą kolejni prezydenci. I może wreszcie się nauczymy patrzeć na to, co politycy robią, a nie na to, co obiecują. A zresztą Obama niewiele obiecał, poza tym, że będzie zmiana. I wygląda na to, że zmiana będzie rzeczywiście. Zmiana z cywilizacji życia na cywilizację śmierci. A reszta i tak pozostanie tak, jak była.

Wednesday, January 14, 2009

Ekumenizm bez kompromisów

W tę niedzielę zaczyna się Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan. Czym jednak jest prawdziwy ekumenizm? Czy jest to coś ważnego? Czy naprawdę musimy poświęcać temu tyle czasu? Aż cały tydzień modlitw? Jeżeli to jest takie ważne, to dlaczego? I dlaczego do tej pory ekumenizm przyniósł tak mizerne owoce?

Poniżej jest tłumaczenie odczytu Petera Kreefta na temat ekumenizmu. Daje on odpowiedź na przynajmniej niektóre z powyższych pytań. Nie jest ono „autoryzowane” w żaden sposób i czasem wręcz jest zaledwie parafrazą, a nie dosłownym tłumaczeniem. Nie było moim celem dosłowne przekazanie słów Kreefta, ale raczej oddanie ich sensu. Zresztą każdy może sam posłuchać, lub przeczytać oryginalny tekst.

Gdy więc profesor Kreeft, wykładowca filozofii z Boston College i „konwertyta” na katolicyzm zabrał na ten temat głos, a ja się z nim całkowicie zgadzam, rozsądną rzeczą wydaje się po prostu przekazanie co ona ma do powiedzenia.


Peter Kreeft. Ekumenizm.

Czy jest nadzieja na zjednoczenie chrześcijan? Jestem coraz bardziej przekonany, że jest na to większa szansa, niż wielu z nas przypuszcza. I moja nadzieja bazuje przede wszystkim na tym, że najbardziej żarliwym ekumenistą jest sam Jezus. Wszyscy znamy Jego modlitwę do Ojca tuż przed Ukrzyżowaniem w 17. rozdziale Ewangelii Jana, „aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie, aby i oni stanowili w Nas jedno, aby świat uwierzył”. Jezus bardzo konkretnie łączy apologetykę z ekumenizmem. „Ja w nich, a Ty we Mnie! Oby się tak zespolili w jedno, aby świat poznał, żeś Ty Mnie posłał i żeś Ty ich umiłował tak, jak Mnie umiłowałeś.


Gdy przeczytamy pierwsze trzy rozdziały Pierwszego Listu do Koryntian widzimy, że podział na denominacje był nie tylko skandalem, lecz był wręcz absolutnie nie do pomyślenia i nie do zaakceptowania dla świętego Pawła. Jest to bowiem nie tyle mnożenie grup należących do jakiejś organizacji, co raczej amputowanie członków jakiegoś organizmu. I jak nikt normalny nie kocha wojny, tak też żaden normalny chrześcijanin nie kocha wojny między chrześcijanami, która jest zgorszeniem dla świata i osłabia nasze świadectwo. W jaki sposób podzielony kościół może zjednoczyć podzielony świat? Nasze podziały są więc co najmniej tak trudnym problemem, jak wojny.

Oto dziewięć punktów będących podstawą do nadziei, że ekumenizm się powiedzie. Są często podawane, ale żaden z nich nigdy się nie sprawdził:

1. Rozsądny kompromis.
2. Zrozumienie i edukacja: Nadzieja, że gdzieś w samej istocie rzeczy tak naprawdę to się zgadzamy. Że mówimy to samo, ale innymi słowami i tylko dla tego nie możemy się zrozumieć.
3. Przeżycia mistyczne. Jeżeli coś takiego przeżyłeś, wiesz najlepiej, że powyższy punkt jest prawdziwy.
4. Tolerancja. Akt o nieagresji. “Czy nie możemy wszyscy współżyć w pokoju?”
5. Subiektywizm. Zredukowanie Prawdy do „mojej prawdy”, albo „twojej prawdy”, albo „naszej prawdy”
6. Sceptycyzm. “Tak naprawdę to nikt nie zna prawdy”.
7. Argumenty naukowe. Może przekonamy się nawzajem w jakimś laboratorium?
8. Niepoprawny optymizm. „Coś się wymyśli”.
9. Tymczasowa taktyczna i pragmatyczna koalicja do zwalczania wspólnego wroga. Ekumeniczny dżihad. Powód dobry, ale nie wystarczający. Żaden z powyższych punktów nie jest wytrychem otwierającym drzwi do ekumenizmu.

Złoty klucz.

Jest jednak złoty klucz, który otworzy ten zamek. Ma On na imię Jezus Chrystus. My tego nie dokonamy, ale On może. I musimy sobie bardzo jasno z tego zdać sprawę. Główny powód, dla którego zjednoczenie chrześcijan jeszcze się nie stało faktem jest taki, że my sami tak do końca nie wierzymy w powyższe stwierdzenie.Ciągle nam się wydaje, że to my tego dokonamy.

Jezus jest najpotężniejszym źródłem zjednoczenia świata, ponieważ pochodzi nie ze świata, ale z Nieba. I Jego wola się wcześniej, czy później spełni. W taki, czy inny sposób. Nie wiemy, czy to będzie wcześniej raczej, niż później i nie wiemy w jaki sposób się to stanie. Ale wiemy, że się stanie, bo taka jest Jego wola. Nie wiemy kiedy i nie wiemy jak, ale wiemy Kto.

Papież Jan Paweł II powiedział, że pierwsze tysiąclecie chrześcijaństwa było tysiącleciem jedności, drugie podziałów, 1054, 1517 i ponad dwadzieścia tysięcy denominacji jako owoc reformacji 1517, więc trzecie tysiąclecie może być tysiącleciem zjednoczenia.

Ale jak? Najgłębszy podział jest oczywiście między katolikami i protestantami, Kościoły ortodoksyjne pozostały nienaruszone, nie podzieliły się na dwadzieścia tysięcy rodzajów Credo, liturgii, czy praw. Zachowały pełnię Katolickiej wiary. Z wyjątkiem uniwersalnego uznania autorytetu papieża. Ale to się w swej formie, nie w istocie, zmieniało całkiem często w historii, więc może się zmienić ponownie. Sam papież powiedział, że Ut Unum Sint. Lecz jak protestanci i katolicy mogą osiągnąć jedność? (odcinam się tu zupełnie od rozwiązywania zagadnienia, czy anglikanie są katolikami, protestantami, jednymi i drugimi, czy też ani tymi, ani tymi.) Cóż, na pewno nie przez krzyki, osłabianie swojej pozycji, czy też pójście na kompromis gdy chodzi o Prawdę Objawioną.

Wszystkie poważne różnice pomiędzy protestantami i katolikami dotyczą pytania co tak naprawdę zawiera Prawda Objawiona. Na przykład doktryny Kościoła o Maryi Dziewicy, o świętych, siedmiu sakramentach, prawdziwej obecności Jezusa w Eucharystii, czy czyśćcu. Katolicy je akceptują, bo wierzą, że to jest prawda i to prawda objawiona przez Boga. Protestanci je odrzucają, bo wierzą, że to nie jest prawda i że Bóg tego nie objawił. Protestanci mówią: „Katolicy wierzą zbyt w zbyt wiele doktryn”. Katolicy twierdzą: „Protestanci wierzą w zbyt mało”. Protestanci mówią, że katolicy coś dodali do oryginalnej, czystej i prostej Ewangelii Chrystusa z Nowego Testamentu. Protestantyzm zatem jest to katolicyzm oczyszczony: Katolicka Barka z usuniętymi, według protestantów nie-biblijnymi zanieczyszczeniami.

Gdy studiowałem w Calvin College i interesowałem się katolicyzmem, zakochując się w nim i czując się winnym z tego powodu (bo był to „nieodpowiedni” kościół), zacząłem studiować historię Kościoła by sobie wszystko wyjaśnić. I na pierwszym wykładzie stary, mądry profesor zapytał: „Co to jest Kościół?” Byliśmy świeżo upieczonym studentami, nikt z nas niczego nie rozumiał, więc nikt nic nie odpowiedział. Więc on rzekł: „Zobaczycie, spotkacie kiedyś katolika, który wam powie: ‘Jesteś w złym kościele Jesteś Kalwinistą i jesteś w kościele, który Jan Kalwin założył 500 lat temu.’ Co mu odpowiesz?” Nikt nie miał na to odpowiedzi, a ja pomyślałem: „Wybrałem sobie odpowiedni przedmiot”.

Profesor kontynuował: Oto, co wam katolicy powiedzą: Kościół dzisiaj jest czymś wielkim i wygląda inaczej niż ta organizacja o której czytacie w Nowym Testamencie, ale to jest ten sam organizm. Tak samo jak dąb. Jest tym samym w swej istocie co żołądź. Gdzie tkwi błąd takiego stwierdzenia? Katolicy powiedzą, że Luter i Kalwin odłamali kilka gałęzi dębu, bo były przegniłe i próbowali stworzyć inne, ale tego nie da się zrobić, bo jest tylko jeden Jezus. A więc tylko jeden Kościół. Co im odpowiecie? Gdzie tu błąd? Nikt nie odpowiedział. A ja rzekłem do siebie: “Jestem w odpowiedniej klasie”.

Profesor kontynuował: Oto błąd ich rozumowania. Jezus rzeczywiście założył jeden Kościół, który był jak Arka Noego. I rzeczywiście zaczął gnić i tonąć. I Luter i Kalwin i Knox i inni stwierdzili: Musimy go oczyścić od tych wszystkich dodatków. I oczyścili, odrestaurowali do jego pierwotnej, prostej, nowotestamentowej formy. A więc to my jesteśmy w prawdziwym kościele. To katolicy się mylą. To oni pododawali te pogańskie zwyczaje. Powiedziałem: “O, od razu się lepiej czuję”. Pamiętam, że zapytałem: “Panie profesorze, a więc mówi pan, że gdybym wraz z moim sąsiadem, katolikiem, wsiadł do wehikułu czasu i udał się w podróż w czasie do pierwszego wieku i poszlibyśmy na nabożeństwo razem, to kościół który byśmy zobaczyli byłby bardziej mój, niż jego”? Uśmiechnął się i odrzekł: „To jest dokładnie to, co chcę wam przekazać”. Powiedziałem do siebie: Dobrze. To znaczy, że nie muszę być wielkim teologiem, żeby dojść do prawdy. Jedyne co potrzebuję, to poczytać pisma Ojców Kościoła by zobaczyć, że byli oni kalwinistami. I przeczytałem, udowadniając sobie przy okazji, że byli jednak katolikami. Dlatego teraz jestem tutaj.

Słowo „protestant” znaczy „protestujący”, odrzucający część katolickiej „całości”. Oni uważają, że są to niebiblijne dodatki do tego, co nam dał Jezus. Natomiast „katolicki” znaczy uniwersalny, całościowy, pełny. A więc mamy pozornie nierozwiązywalny problem, bo wierny nauczaniu Kościoła katolik nawet nie dopuszcza możliwości zjednoczenia chrześcijan na gruncie innym niż przyjęcie pełni nauczania Kościoła. Wierzy bowiem on, że wszystkie te doktryny są objawione przez Boga. To protestanci muszą się ugiąć. Katolicy nie mogą iść na kompromis w sprawach depozytu wiary bo to nie jest ich depozyt, ale Jezusa. Wyznaczony przez Boga kurier nie może edytować boskich przesyłek.

Wspólna płaszczyzna.

A więc zjednoczenie musi nastąpić na warunkach katolików. A więc na kompletnej, uniwersalnej płaszczyźnie pełnego depozytu wiary. To nie może podlegać dyskusji dla żadnego prawowiernego katolika. Ale równocześnie zjednoczenie musi nastąpić na warunkach protestantów. Ten warunek także nie podlega dyskusji. To, co mam na myśli, to esencja stanowiska protestantów, czyli „tylko Jezus”. Jezus plus nic więcej. Jezus nie zmieszany z niczym. Jeżeli zjednoczenie jest możliwe, to tylko na takim fundamencie. Jedynym fundamencie Kościoła, jakim jest Jezus Chrystus.

Oczywiście to wcale nie musi, ani nie powinno znaczyć, że „nie mamy Credo poza Jezusem”, czy „Tylko Jezus, a więc nie jest nam potrzebny Kościół”, czy też „Tylko Jezus, a więc nie są nam potrzebne żadne sakramenty”. Większość protestantów ma swoje Credo, kościół i sakramenty.
A więc te płaszczyzny porozumienia się trochę pokrywają. Albo nawet znacznie bardziej, niż trochę. Prawdę mówiąc można wręcz powiedzieć, że jedynym powodem by być katolikiem jest chęć stania się możliwie najlepszym ewangelicznym protestantem.
Mówiąc to dziwne stwierdzenie mam na myśli fakt, że w swej istocie ewangeliczny protestantyzm to stanie się jednością z Jezusem, spotkanie Jezusa, a to jest także najlepszy powód, by stać się katolikiem. To jest przyczyna dla której mamy Mszę, Eucharystię.

Chrystus nie jest wspaniały z powodu Eucharystii. Eucharystia jest wspaniała z powodu Jezusa. To Jezus najpierw dał nam Kościół. Dopiero w konsekwencji tego Kościół nam daje Jezusa. Ale to On sam „umieścił się w Kościele”. Kościół to sługa, kurier, listonosz. Kościół jest Ciałem, ale Ciałem Głowy, którą jest Jezus.
My nie mamy bożków w Kościele. Protestanci oskarżają nas o idolatrię, „eklezjolatrię”, „sakramentologię”, „Mariolatrię”. Ale Chrystus jest jedynym „Idolem”. My wielbimy Jezusa, nie doktryny o Nim. Prawdziwa Obecność Jezusa w Eucharystii jest Prawdziwą Obecnością. Tylko Chrystus jest Absolutem w katolicyzmie. Maryja jest święta tylko w odniesieniu do Jezusa. Dała Go nam z własnego wyboru, zgadzając się być Jego Matką. I On nam ją dal z Krzyża. „Oto matka Twoja”.

Zaskakujące rozwiązanie.

Zjednoczenie katolików z protestantami bez pójścia na kompromis ciągle wydaje się niemożliwe. A jednak jest zaskakujące rozwiązanie, które może sprawić, że niemożliwe stanie się możliwe. „Tylko Jezus”. Jest to „warunek protestancki”, który ja, katolik, przed chwilą sam postawiłem.

Katolicyzm jest spostrzegany przez protestantów jako „Jezus plus pogaństwo”, „arka plus przyrośnięte do niej skorupiaki”, albo jako „Jezus plus ludzkie tradycje”, „Jezus plus papież”, czy „Jezus plus Maryja”. Najpoważniejszym zarzutem protestantów przeciw katolicyzmowi jako religii, nie teologii, jest to, że gwałci biblijną zasadę wystarczalności Jezusa w ekonomii zbawienia. Zaprzecza przekazowi Biblii, że jest tylko jeden pośrednik między Bogiem a ludźmi, człowiek Jezus Chrystus.
Protestanci mają wrażenie, że katolicyzm dodał innych pośredników między człowiekiem a Jezusem: Maryję, świętych, Kościół, sakramenty, księży, ludzką tradycję.
Ja jednak zasugerowałbym, że gdyby protestanci zrobili zaledwie jedną małą poprawkę w ich wizji, zobaczyliby możliwość zjednoczenia. Nie tylko teologicznie, ale głębiej: religijnie i duchowo. Bez pójścia na jakiekolwiek kompromisy. I ta poprawka nie polega na tym, by zobaczyć Jezusa w jakikolwiek inny sposób, ale by spostrzec inaczej Kościół. Nie jako przeszkodę między nami i Jezusem, nawet nie jako pośrednika między nami i Jezusem, ale jako Jego Ciało.

Dlaczego jednak mieliby oni robić taką poprawkę? A która z tych dwu koncepcji Kościoła jest biblijna? *) Niech protestanci odpowiedzą sami. Tylko szczerze. Czytaliśmy wszyscy Biblię. Czy nie jest Ona głównym autorytetem dla każdego protestanta? I gdy protestanci zobaczą prawdziwą tożsamość Kościoła, zaczną go kochać zamiast się go obawiać. Bo Ciało Chrystusa jest Chrystusem tak, jak twoje ciało jest tobą. Nie jest czymś obcym, nie jest przeszkodą. Jak twoje własne ciało może być przeszkodą? To gnoza! Ciało nie jest więzieniem, ani trumną, ani pokutą. Nie jest nawet narzędziem, ani ubraniem, ani domem. To nie jest “mały biały domek”, to jesteś ty. Oczywiście nie jest to “cały ty”. Nie jest to Twoja głowa, ani dusza. Tak samo jest z Kościołem, nazwanym w Nowym Testamencie Ciałem Chrystusa. Kościół to jest Jezus. Ale nie cały Jezus, bo On sam jest głową Kościoła. A Duch Święty Jego duszą.

Protestanci nie przestaną i nie powinni przestawać protestować przeciw Kościołowi Katolickiemu dopóki nie zobaczą totalnie chrystocentrycznego charakteru Kościoła i wszystkich doktryn, których Kościół naucza. Czasem zrozumienie chrystocentryzmu Kościoła może być kluczem do zrozumienia chrystocentycznej natury wszystkich doktryn. Czasem działa to w przeciwnym kierunku. Znam wielu protestantów, którzy przeczytawszy Katechizm Kościoła Katolickiego byli zdumieni jak wszystko co on zawiera jest konsekwentnie chrystocentryczne. Jednak dopóki protestanci tego nie zobaczą, jak mogą nawet myśleć o zjednoczeniu? A jak to mają zobaczyć, gdy im katolicy tego nie pokazują? Lecz jak katolicy mają to pokazać, gdy sami tego nie widzą? I jak mają zobaczyć, gdy nie mają nauczyciela? „Jak to jest napisane: Jak piękne stopy tych, którzy zwiastują dobrą nowinę!”

W tym świetle wydaje mi się całkiem opatrznościowe, że na przełomie drugiego i trzeciego tysiąclecia, tysiąclecia rozłamu chrześcijaństwa i tysiąclecia, miejmy nadzieję, ponownego zjednoczenia, Bóg powołał Jana Pawła Wielkiego. Najbardziej chrystocentrycznego papieża w historii. Najbardziej ekumenicznego papieża w historii i na dodatek takiego, który jest całkowicie, tradycyjnie i entuzjastycznie katolicki. Czy papież jest katolikiem? (śmiech słuchaczy) Jednak były sytuacje w czarnej historii Kościoła, gdy taki dowcip wcale nie był śmieszny. Dzisiaj jest.

Dlaczego nie teraz?

Cóż, jeśli Bóg może to zrobić, jeśli Bóg może sprawić ekumeniczne zjednoczenie, dlaczego nie teraz? Dlaczego to opóźnienie? Ale wiemy, że Bóg nigdy się nie spóźnia. Jeżeli więc nauki Kościoła są prawdziwe, to dlaczego Bóg nie przekona protestantów do tych prawd? Myślę, że powód jest tu bardziej duchowy i personalny, niż teologiczny.

Dlaczego Bóg miałby sprawić, by protestanci zostali katolikami, gdy wielu protestantów, (być może większość), zna Chrystusa bardziej intymnie i bardziej personalnie od wielu katolików, (może nawet większości)? Jak Bóg może przywieść protestantów do pełni wiary w Kościele Katolickim zanim ta pełnia wiary nie będzie tym, co oni poznali u siebie plus jeszcze więcej? A nie mniej? Gdy katolicy poznają Chrystusa lepiej niż protestanci, staną się lepszymi protestantami od protestantów, a wtedy protestanci zostaną katolikami by się stać lepszymi protestantami. Gdy katolicy się nawrócą, to protestanci przyjmą pełnię wiary. Nie wcześniej. Ewangelizacja musi być pierwsza.

Więc myślę, że katolicy muszą się zmienić pierwsi. Ale ta zmiana nie wiąże się w najmniejszym stopniu z pójściem na kompromis w sprawie wiary. Jedynie z odkryciem tego, co jest esencją katolicyzmu. Szczerze mówiąc, to protestanci będą musieli dodać odrzucone z powodu błędnego spostrzegania przez nich pewne doktryny. Ale to, co my musimy dodać, (a raczej odnaleźć), to coś istotniejszego niż doktryny: mianowicie nasz stosunek do Jezusa, który tak zaniedbaliśmy. Bo prawdziwa przyjaźń, prawdziwa relacja z daną osobą jest bardziej istotna niż najprawdziwsza wiedza o niej.

Każdy dobry protestant który tego słucha, powinien zaprotestować przeciw jednej rzeczy jaką powiedziałem kilka chwil temu: mianowicie, że protestantyzm jest zasadniczo ruchem protestu. Ruchem przede wszystkim negatywnym. Protestanci bronią protestantyzmu jako czegoś zasadniczo pozytywnego. Dlaczego? Nie dlatego, że nie mają papieża, transsubstancji, czyśćca, różańca, (co jest rzeczą negatywną), ale dlatego, że mają Jezusa. Ono Go naprawdę znają. Samą esencją protestantyzmu jest prawda o Jego, Jezusa, całkowitej wystarczalności w ekonomii naszego zbawienia.

To jednak oznacza, że dobrzy protestanci są protestantami dokładnie dla tego samego powodu, dla którego dobrzy katolicy są katolikami: dla wierności Jezusowi. Jeżeli więc tak protestanci jak i katolicy są naprawdę szczerzy w swym chrystocentryzmie, jeżeli obie sekcje orkiestry chrystusowej nie chcą niczego poza podążaniem za wskazaniami batuty ich jedynego dyrygenta, Jezusa i gdy nigdy nie ugną się w swym fanatyzmie miłości do Niego i w lojalności do Jego Osoby, to będą zgodnie współbrzmieć. Bo wiemy, że Jezus jest zgodą i jednością. Popatrz na najbardziej intymny wgląd w wewnętrzne życie Trójcy Świętej, jakie mamy w Biblii. Modlitwa Jezusa do Jego Ojca tuż przed śmiercią w 17. rozdziale Ewangelii Jana. Jedność jest jej centralnym motywem. Odejście od Chrystusa było fundamentalnym powodem tragicznego rozłamu w Kościele. Synonimem „odejścia od Chrystusa” jest „grzech”. A więc powrót do Chrystusa będzie przyczyną powrotu Kościoła do jedności. To logiczne. Można by to zapisać w postaci sylogizmu.

To także kwestia świętości. Innym synonimem „powrotu do Chrystusa” jest „świętość”. Gdy biskupi i teologowie zostaną świętymi, katolicy staną się ewangelikami, a ewangelicy katolikami. Gdy zarówno protestanci, jak i katolicy staną się świętymi, zjednoczą się. Bo „święty” oznacza “alter Christos”, “drugi Chrystus”, a Chrystus nie jest podzielony. Ciało Chrystusa nie jest podzielone. Gdy Chrystus powróci na końcu świata by poślubić swoją Oblubienice, nie będzie poligamistą. Kościół nie będzie Jego haremem.

Podsumowanie i przykład.

Zobaczmy to jeszcze raz, ale popatrzmy w innym świetle. Bo ta nadzieja na ekumeniczne zjednoczenie bez pójścia na kompromis to pozornie warunek niemożliwy do spełnienia. A jednak…

Ekumenizm oparł się wszystkim prognozom i oczekiwaniom. Pozornie łatwe mosty nie zostały postawione, na przykład te między katolicyzmem i prawosławiem. Z kolei, wydawałoby się, niemożliwe mosty zostały zbudowane, jak na przykład Katolicko-Luterańska Wspólna Deklaracja o Usprawiedliwieniu. Z mojego własnego doświadczenia widzę, że ta zasada sprawdza się i w moim życiu. Częściej jestem w stanie się zrozumieć z fundamentalistą kościoła Południowych Baptystów (który szczerze wierzy, że czczę Nierządnicę Babilonu i jestem w drodze do piekła), czy z muzułmaninem, (który odrzuca moją wiarę, że Jezus jest Bogiem jako absolutne pogańskie bluźnierstwo), niż z niektórymi aktywnymi członkami laikatu, zakonnicami, (szczególnie byłymi zakonnicami), księżmi i nawet biskupami. Jako katolicy być może przyjmujemy za prawdziwe więcej wspólnych doktryn, ale w pewnym sensie różnimy się między sobą bardziej fundamentalnie.

Oto zagadka. A oto do czego doszedłem, starając się ją rozwiązać. Zacznijmy od Boga, Jego natury i Jego woli. Bóg jest miłością i ponad wszystko chce, byśmy weszli do Jego Miłości na zawsze. Byśmy stali się częścią życia Trójcy Świętej. Wszystko, co Bóg robi, od Wielkiego Wybuchu, do Wcielenia Syna, do troski o każdy włos spadający nam z głowy, wszystko co On robi ma tylko ten jeden cel. I mając na uwadze ten ogólny i bardzo niebiański cel spójrzmy na coś bardzo ziemskiego i szczegółowego. Popatrzmy na sytuację ekumeniczną w bardzo konkretnym miejscu. W Ameryce Łacińskiej. Katolicy narzekają, że ewangelicy, fundamentaliści i zielonoświątkowcy kradną im owieczki. Protestanckie sekty rosną, a procentowa ilość katolików maleje. Jednak może zamiast narzekać należy spojrzeć głębiej na realia Kościoła? Dlaczego tak się dzieje? Myślę, że tą fundamentalną przyczyną jest to, że Bóg jest miłością. To, że On chce każdego przyciągnąć do Siebie. Z powodu duchowej grawitacji. Że życie nie znosi próżni. Tak samo w świecie fizycznym, jak i duchowym.

Gdy Kościół zaniedbał karmienie dzieci bożych pełnią boskiego duchowego pożywienia, które Bóg dał Kościołowi by ten je rozdawał, to dzieci poszły gdzie indziej szukać tego pożywienia. I Bóg na to zezwolił, bo jest dobrym Ojcem. On raczej woli by Jego dzieci opuściły dom i przeżyły, niż by zostały w domu i umarły z głodu.

Oczywiście to nie takie proste. Przyczyny opuszczania Kościoła są różne i nie wszystkie są pozytywne, ale uważam, że jest to mimo wszystko działanie Ducha Świętego. Gdy owieczki znajdują niewiele Chrystusa w Kościele Katolickim, (jakakolwiek by nie była tego przyczyna), a znajdują Go w sektach protestanckich, i to realnie, a nie tylko subiektywnie, czy emocjonalnie, to się zbliżają, a nie oddalają od pełni wiary katolickiej. Opuścili co prawda Eucharystię, prawdziwą obecność Jezusa w Kościele Katolickim, czyli najpełniejszą obecność Jezusa na tym świecie, ale nie znali Osoby obecnej w Eucharystii. Osoby, której Ciało spożywali swoim ciałem, ale nie przyjmowali Jej swoją duszą.

Kiedy głodujące owieczki opuszczają dom by znaleźć mannę Chrystusa w sektach, uczą się lekcji, której powinni się nauczyć w Kościele. Ale się nie nauczyli. Pierwsza lekcja jest jedynym fundamentem na którym można zbudować lekcję drugą i trzecią i czwartą. Czyli pełnia nauczania, pełnia Prawdy jaką posiada Kościół Katolicki spoczywa na jedynym fundamencie. Jako katolicy ci ludzie może i mieli prawdziwego Jezusa w Eucharystii, ale nie mieli Jego prawdziwej obecności w ich sercach i w ich życiu. Mieli wyższe piętra katolickiego drapacza chmur, ale nie fundament. Nie mieli wiary, nadziei i miłości Jezusa - Pana i Zbawiciela. A więc by zostać dobrymi katolikami musieli najpierw zostać dobrymi protestantami.

Duchowa Grawitacja.

Bóg ich wyrwał z Kościoła Katolickiego i umieścił we wspólnotach protestanckich, gdyż Bóg jest Duchową Grawitacją i przyciąga nas jak olbrzymie słońce. Jak Jego promienie są zasłonięte w jednym miejscu, musimy iść w inne miejsce by je odnaleźć. Ale odnaleźć je musimy. One nas przyciągają, dają nam życie. Są kwestią życia i śmierci. Możesz pomyśleć, że przykład z duchową grawitacją jest naciągany, ale dlaczego Bóg miałby mniej przyciągać niż słońce? Dlaczego Łaska miałaby mniej przyciągać niż natura? Dlaczego wszechświat duchowy miałby być mniej zjednoczony przez grawitację niż wszechświat fizyczny? Myślę, że porównanie jest jak najbardziej prawidłowe.

Zobaczmy na fizyczne przyciąganie. Jest ono jak miłość. Zbliża do siebie. Czas i przestrzeń przeszkadzają w osiągnięciu pełnego zbliżenia. […] Gdy ludzkość dzięki Newtonowi poznała prawo ciężkości wynikła z tego technologiczna i naukowa rewolucja. Gdy my poznamy prawa duchowej grawitacji, gdy poznamy, że jest nią Osoba, a Jej imię to Jezus, to będziemy świadkami jeszcze większej rewolucji. On nam ją obiecał. „A Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie.” „Przede Mną klęknie wszelkie kolano. a wszelki język wyzna, że Jezus Chrystus jest PANEM - ku chwale Boga Ojca.” To są boskie obietnice. Czemu je ograniczamy do tego, co już widzieliśmy, albo do tego, co zaledwie możemy sobie wyobrazić?

Wszystkie boże czyny przekraczają nasze wyobrażenia i nasze zrozumienie. Jezus jest kluczem do zrozumienia historii, a zatem i do przyszłości ekumenizmu. Nie dzielmy pełnego Chrystusa na zrozumiałe przez nas i przewidywalne kawałki. To jest dokładnie to, co wszystkie herezje próbowały uczynić.
Myślę, że jedność ekumeniczna musi zaczekać, aż Jezus protestantów i Jezus katolików się nawzajem zobaczą. Aż wszyscy zobaczą tego samego Jezusa. Można by powiedzieć: Aż osiągniemy „ewangeliczną intymność”. To samo się tyczy Prawosławia. Oni muszą zobaczyć adorację i piękno Jezusa w nas, albo zjednoczenie będzie kompromisem. Tak samo z Żydami. Żydzi muszą zobaczyć, że jesteśmy bardziej „żydowscy”, bardziej wierni Bogu, bardziej męczeńscy niż Żydzi. To samo z Muzułmanami. Oni muszą zobaczyć w nas ich „islam”, ich absolutne oddanie się Bogu. I Buddyści muszą w nas zobaczyć większy pokój. I nawet osoby światowe, maniacy seksualni, muszą w nas zobaczyć radość, której oni szukają i nie mogą znaleźć.

To jest konieczność, nie opcja, nie nieosiągalny ideał. Konieczność z powodu grawitacji. To nie wybór, to natura rzeczy. Jak fizyczna grawitacja. Może być opóźniona, spowolniona, jak grawitacja może być opóźniona przez rękę łapiącą spadające jabłko, ale tylko tymczasowo. Żadne sztuczki nie zmienią natury rzeczy. Natura zawsze w końcu zwycięży. W opuszczonych budynkach wyrasta trawa, a Jezus jest bardziej jak trawa, niż jak budynki. Zatem nie powstrzymujmy Jego wzrostu.

*) Moja uwaga na marginesie. Niedawno pisałem o Kościele jako Ciele Jezusa i Jego Oblubienicy. Można to przeczytać TUTAJ.

*) Pełny tekst Wspólnej Deklaracji o Usprawiedliwieniu jest TUTAJ i TUTAJ, a krytyczna analiza i rys historyczny TUTAJ.

Wednesday, January 07, 2009

FOCA - kolejne barbarzyństwo aborcyjne

Podaję za stroną http://www.pro-life.org.pl/2009/01/foca-kolejne-barbarzystwo-aborcyjne.html :

Od naszych przyjaciół z USA otrzymaliśmy bardzo ważny apel, skierowany do każdego, kto potrafi się modlić. Oto on:


Od Lorda Davida Altona w sprawie
USA Freedom of Choice Act

Jeśli jesteś przeciwnikiem przerwania ciąży, to przynoszę złe wieści.

Amerykańska ustawa o wolności wyboru (FOCA) ma zostać podpisana jeśli Kongres ją przegłosuje 21/22 stycznia 2009.

FOCA jest następnym chorym rozdziałem w książce przerwania ciąży.

Jeśli tak się stanie, to wtedy wszystkie ograniczenia na przerywanie ciąży zostaną usunięte:

1) Wszystkie szpitale, wliczając w to katolickie szpitale będą zmuszone wykonać przerwanie ciąży na życzenie konsumenta. Biskupi będą musieli zamknąć wszystkie katolickie szpitale, a jest to ok. 30 % ze wszystkich szpitali w Stanach Zjednoczonych.

2) Aborcja w czasie porodu będzie legalna i bez żadnych ograniczeń.

3) Podatnicy będą płacili za aborcję.

4) Informowanie rodziców o aborcji u ich córki nie będzie wymagane.

5) Liczba aborcji popełnianych w USA wzrośnie o minimum 100,000 rocznie.

A co najgorsze, FOCA odda władzom państwowym kontrolę nad ciążami kobiet. W przyszłości możliwa mogłaby być poprawka konstytucyjna, która zmusiłaby kobiety na mocy ustawy do zabicia dziecka w pewnych sytuacjach (gwałt, dzieci z zespołem Downa, itp.) i nawet może doprowadzić do sytuacji, w której rząd miałby kontrolę nad tym, ile dzieci kobiecie wolno mieć.

Jako katolicy, jako chrześcijanie, musimy zatrzymywać ten przerażający akt zanim stanie się prawem.

Plan jest taki: odmawiajmy nowennę (9 dni modlitwy) wraz z postem, zaczynając 11 stycznia.

Dla katolików - będzie to modlitwa różańcowa o zatrzymanie FOCA.

Dla nie-katolików jest zachętą, aby wznosić modlitwy z takimi samymi intencjami, również przez dziewięć kolejnych dni.

Nadzieja leży w maksymalnym wysiłku na skalę globalną. Mamy bardzo mało czasu więc wszyscy musimy działać szybko.

Zróbmy trzy rzeczy:

1) Roześlijmy ten apel.

2) Działajmy szybko.

3) Rozpocznijmy nowennę 11 stycznia i módlmy się dziewięć kolejnych dni.

Z Bogiem wszystkie rzeczy są możliwe i moc modlitwy jest niezaprzeczalna.

Jeśli jesteś przeciwny zabójstwu bezbronnych dzieci, to czas teraz coś z tym zrobić!

Niech was Bóg błogosławi.

Tuesday, January 06, 2009

Czyściec

Często nie rozumiemy tej doktryny, a protestanci ją wręcz odrzucają. Argumentują oni, że nie jest ona wzmiankowana w Biblii, może poza Księgą Machabejską, która według nich nie jest natchnionym Słowem Bożym. Oskarżają wręcz Kościół, że wymyślił tę doktrynę, wraz z nauką o odpustach, by czerpać korzyści majątkowe. My, katolicy, musimy wierzyć w istnienie czyśćca, ale czy możemy tę naukę zrozumieć? I czy można korzystając z samej tylko Biblii wykazać, że czyściec istnieje? Zacznijmy od początku.

Kto idzie do czyśćca?


Aby zrozumieć potrzebę istnienia czyśćca, musimy zrozumieć różnicę między winą i karą, a także między lekkim i ciężkim (śmiertelnym) grzechem.

Czy Bóg wybaczając nam winę ciągle wymaga od nas zadośćuczynienia za grzechy?


W 2. Księdze Samuela czytamy:


Dawid rzekł do Natana: Zgrzeszyłem wobec Pana. Natan odrzekł Dawidowi: Pan odpuszcza ci też twój grzech - nie umrzesz, lecz dlatego, że przez ten czyn odważyłeś się wzgardzić Panem, syn, który ci się urodzi, na pewno umrze. (2 Sm 12, 13-14)

Bóg wybaczył królowi Dawidowi grzech, zmazał jego winę, ale ciągle wymagał zadośćuczynienia w postaci bólu i cierpienia Dawida po stracie swego syna. podobnie gdy nam dziecko sąsiada wybije okno, to możemy mu wybaczyć, ale nie znaczy to wcale, że nie musi on nam zapłacić za rozbitą szybę. Albo gdy nam jakiś kierowca wjedzie w płot, to niekoniecznie musimy zaraz dzwonić na policję, możemy mu wybaczyć, ale musi nam zapłacić za naprawę płotu.

Rozróżnienie między grzechem lekkim i śmiertelnym w Biblii.

Święty Jan pisze o grzechach, które prowadzą do śmierci i do takich, które nie są śmiertelne:


Jeśli ktoś spostrzeże, że brat popełnia grzech, który nie sprowadza śmierci, niech się modli, a przywróci mu życie, mam na myśli tych, których grzech nie sprowadza śmierci. Istnieje taki grzech, który sprowadza śmierć. W takim wypadku nie polecam, aby się modlono. Każde bezprawie jest grzechem, są jednak grzechy, które nie sprowadzają śmierci. (1 J 5, 16-17)

Święty Jakub natomiast pisze:

To własna pożądliwość wystawia każdego na pokusę i nęci.. Następnie pożądliwość, gdy pocznie, rodzi grzech, a skoro grzech dojrzeje, przynosi śmierć. (Jk 1, 14-15)

Święty Jakub rozróżnia pokusę od grzechu, który ta pokusa rodzi, a ten od grzechu „dojrzałego”, który jest śmiertelny. Widać z tego, że może być grzech, który jeszcze nie przynosi śmierci. Który rani, ale nie pozbawia nas do końca Łaski Uświęcającej.

Co się zatem dzieje w momencie naszej śmierci? Osoby, które nie mają nic na swym sumieniu i które zadośćuczyniły za wszystkie swoje grzechy, idą prosto do nieba. Osoby, które popełniły ciężki, śmiertelny grzech i nie przeprosiły za niego Boga, nie wyspowiadały się i nie żałowały za niego, idą prosto do piekła. Ale co z tymi, którzy pozostają w stanie Łaski Uświęcającej, które mają w sobie życie wieczne, ale mają jeszcze pewien dług do spłacenia? Nie zasługują na wieczne potępienie, bo są w stanie Łaski, ale nie są wystarczająco oczyszczone, by oglądać Boga twarzą w twarz? Apokalipsa 21,27 nam mówi, że nic nieczystego nie wejdzie do nieba. A więc? A więc dusze te muszą przejść jakiś proces oczyszczający.

Bóg jest „po trzykroć święty”. Prorok Izajasz nas uczy:
Święty, Święty, Święty jest Pan Zastępów. (Iz 6,3) A więc Bóg jest perfekcją. My nie zawsze. Jednak Biblia nas wzywa do takiej perfekcyjności, jaką ma ze swej natury Bóg:

Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski. (Mt 5,48)

W całym postępowaniu stańcie się wy również świętymi na wzór Świętego, który was powołał, gdyż jest napisane: Świętymi bądźcie, bo Ja jestem święty. (1 P 1,15-16)

Bez osiągnięcia tej świętości nie możemy oglądać Boga:

Starajcie się o pokój ze wszystkimi i o uświęcenie, bez którego nikt nie zobaczy Pana. (Hbr 12,14)

Nic nieczystego do niego (nieba) nie wejdzie (Ap 21,27a)

A więc co się stanie z tymi braćmi, którzy zmarli nie mając na sumieniu ciężkich grzechów, ale nie są jeszcze w pełni oczyszczeni? Nie są idealnie święci? Biblijna, logiczna i historyczna odpowiedź brzmi: Czyściec.

Sam nazwa „czyściec” oczywiście oznacza miejsce, gdzie następuje oczyszczenie. I nie jest istotne, że słowo to nie występuje w Biblii. Przede wszystkim Biblia nie była pisana po polsku. Po drugie są inne dogmaty wiary, które nie są nazwane w Biblii, a jednak wszyscy w nie wierzymy. Zarówno katolicy jak i protestanci. Na przykład dogmat o Trójcy Świętej. A przecież w Biblii także nie znajdziemy słowa "Trójca". Poza tym fakt, że Biblia nie wymienia nazwy „czyściec” wcale nie oznacza, że nic o nim nie mówi. Mówi i to całkiem sporo.

Mateusz 12,32:


Jeśli ktoś powie słowo przeciw Synowi Człowieczemu, będzie mu odpuszczone, lecz jeśli powie przeciw Duchowi Świętemu, nie będzie mu odpuszczone ani w tym wieku, ani w przyszłym.

Oczywiście Biblia nie wspomina tu o dwudziestym pierwszym wieku, ale o okresie naszego życia na ziemi i o czasie, który nastąpi po naszej śmierci. Jeżeli ktoś grzeszy przeciw Duchowi, nie zostanie mu więc wybaczone ani w tym, ani w przyszłym życiu. A więc inne grzechy mogą być wybaczone w „wieku, który przyjdzie”. Na pewno nie jest tu mowa o piekle, bo człowiek potępiony nie ma „drugiej szansy” i nie może tu być mowa o niebie, bo tam nie ma nikogo, kto by potrzebował odpuszczenia grzechów. Musi być jakieś inne miejsce, gdzie ciągle można uzyskać odpuszczenie naszych win.

1 Kor 3, 12-15:

I tak jak ktoś na tym fundamencie (którym jest Jezus) buduje: ze złota, ze srebra, z drogich kamieni, z drzewa, z trawy lub ze słomy, tak też jawne się stanie dzieło każdego: odsłoni je dzień /Pański/; okaże się bowiem w ogniu, który je wypróbuje, jakie jest. Ten, którego dzieło wzniesione na fundamencie przetrwa, otrzyma zapłatę; ten zaś, którego dzieło spłonie, poniesie szkodę: sam wprawdzie ocaleje, lecz tak jakby przez ogień.

Bardzo lubię ten fragment, bo trudno wręcz sobie wyobrazić bardziej wyraźny opis czyśćca. Bez użycia samej nazwy, św. Paweł opisuje dokładnie rzeczywistość, jaką czyściec jest. Pisze on o chrześcijanach, budujących na fundamencie, którym jest Jezus. A wiec pisze o zbawionych. W Dniu Pańskim, czyli w dniu Sądu, każde nasze dzieło, każdy nasz uczynek, budowany na fundamencie Pana będzie wypróbowany w ogniu. Za dobre uczynki otrzymamy nagrodę. Ogień złotu nie szkodzi. Ale „słomiane” i „drewniane” uczynki, plewy, które produkujemy w ciągu naszego życia, przyniosą nam szkodę. Ogień je musi strawić. My ciągle ocalejemy, a więc osiągniemy zbawienie, ale „jakby przez ogień”.

I jasne jest, że to nie same nasze dzieła będą przechodzić tę „próbę ognia”, ale nasze dusze, czyli my sami. Bowiem po naszej śmierci nic ze sobą nie zabierzemy. Karawany nie mają bagażników na dachach, ani haków do przyczepek. Goli przyszliśmy na ten świat i goli z niego odejdziemy. To nasze dusze, nasze serca będą przechodziły tę „ogniową próbę”. To dusze muszą ulec oczyszczeniu. I takie oczyszczenie to jest właśnie definicja czyśćca. To o czym mówi tu święty Paweł jest tym, o czym naucza Kościół.

Nie jest to jedyny tekst na temat czyśćca. Są także inne wersety potwierdzające jego istnienie. Pierwszy List Św. Piotra, 3,18-20a:


Chrystus bowiem również raz umarł za grzechy, sprawiedliwy za niesprawiedliwych, aby was do Boga przyprowadzić; zabity wprawdzie na ciele, ale powołany do życia Duchem. W nim poszedł ogłosić [zbawienie] nawet duchom zamkniętym w więzieniu, niegdyś nieposłusznym…

Pierwszy List Św. Piotra 4,6:

Dlatego nawet umarłym głoszono Ewangelię, aby wprawdzie podlegli sądowi jak ludzie w ciele, żyli jednak w Duchu - po Bożemu.

Jezus poszedł głosić Ewangelię duszom „niegdyś nieposłusznym” i „zamkniętym w więzieniu”. Co to jest za miejsce? Na pewno nie gehenna, nie piekło, ale i nie jest to niebo, „łono Abrahama”, bo Piotr mówi tu o duszach niegdyś nieposłusznych. Nie koniecznie Piotr mówi tu o czyśćcu, ale mówi o jakimś miejscu, które nie jest ani piekłem, ani niebem. Czyli rzeczywistość jaka nas czeka po naszej śmierci jest znacznie bardziej złożona, niż niektórym się wydaje. Istniały i istnieją tam także inne miejsca, czy też raczej „stany naszej duszy”. Dopiero na końcu świata pozostaną tylko dwie rzeczywistości: Miejsce gdzie będą wszystkie potępione dusze wraz ze zbuntowanymi aniołami i miejsce, które nazywamy „niebem”, miejsce wiecznego odpoczynku w Panu i z Panem.

2 Mch 12, 42-45:

a potem oddali się modlitwie i błagali, aby popełniony grzech został całkowicie wymazany. Mężny Juda upomniał lud, aby strzegli samych siebie i byli bez grzechu mają przed oczyma to, co się stało na skutek grzechu tych, który zginęli. Uczyniwszy zaś składkę pomiędzy ludźmi, posłał do Jerozolimy około dwu tysięcy srebrnych drachm, aby złożono ofiarę za grzech. Bardzo pięknie i szlachetnie uczynił, myślał bowiem o zmartwychwstaniu. Gdyby bowiem nie był przekonany, że ci zabici zmartwychwstaną, to modlitwa za zmarłych byłaby czymś zbędnym i niedorzecznym, lecz jeśli uważał, że dla tych, którzy pobożnie zasnęli, jest przygotowana najwspanialsza nagroda - była to myśl święta i pobożna. Dlatego właśnie sprawił, że złożono ofiarę przebłagalną za zabitych, aby zostali uwolnieni od grzechu.

Tu mamy bardzo wyraźną naukę o czyśćcu i o potrzebie modlitw za zmarłych. Jedyny „problem” z tym fragmentem Biblii polega na tym, że protestanci nie uznają Ksiąg Machabejskich za natchnione Słowo Boże. Ale tak naprawdę to nie jest żaden problem. Co więcej, jest to raczej dowód na to jak mocny jest w tych wersetach dowód na istnienie czyśćca. Księgi Machabejskie zawsze były częścią kanonu Biblii. Od samego początku. Od dekretu papieża Damazego z roku 382. Od soborów w Hippo i w Kartaginie pod koniec czwartego wieku. Od zatwierdzenia kanonu Biblii przez papieża Innocentego w roku 405.

Wcześniej oczywiście były dyskusje na temat tego jakie pisma, listy, Ewangelie są Słowem Bożym. Niektórzy uważali, że List do Hebrajczyków, List św. Judy, Apokalipsa, czy 2. List św. Piotra nie są natchnionym Słowem Bożym. Inni uważali, że Pasterz Hermasa, Ewangelie Piotra i Tomasza, Listy Barnaby i Klemensa – są. Jednak formalna, oficjalna decyzja Kościoła, kierowanego Duchem Świętym, zakończyła te dyskusje na 1100 lat. Dopiero Marcin Luter rozpoczął nowy spór, wyrzucając z Biblii siedem Ksiąg. Wyrzucił głównie dlatego, że on sam wymyślił sobie, że czyśćca nie ma.

Jednak nawet, gdy ktoś nie uznaje Ksiąg Machabejskich za natchnione, nie może ich odrzucić jako pism historycznych. One podają nam prawdę o tym, w co wierzyli Żydzi przed przyjściem pana Jezusa na świat i jak tą wiarę praktykowali. I z powyższego cytatu wyraźnie widać, że wierzyli w to, że powinniśmy się modlić za zmarłych, bo mogą oni potrzebować naszej modlitwy. Czyli wierzyli, że istnieje jakieś miejsce, które nie jest niebem, ani miejscem dla potępionych, ale miejscem, gdzie dusze mogą zostać oczyszczone ze swych niedoskonałości.

Ironią losu jest, że sam Marcin Luter napisał: To „papistom” (czyli katolikom) zawdzięczamy Słowo Boże, które od nich otrzymaliśmy. W przeciwnym wypadku nie wiedzielibyśmy nic na jego temat.” (M. Luter, commentary on St. John, ch.16)

Święty Augustyn napisał:

„Nie dałbym żadnej wiary Ewangeliom, gdyby autorytet Kościoła mnie do tego nie skierował” (Against the Letter of Mani, 5,6; Jurgens vol.3, #1581)

Prawda bowiem jest taka, że tylko dzięki Kościołowi wiemy które Księgi należą do Biblii. Luter nie ma żadnego autorytetu. On może mieć opinię, jak każdy z nas, ale nasze opinie niewiele znaczą. To Duch Święty kierował Kościołem, gdy ten podejmował ostateczne decyzje co należy do kanonu Biblii. Dlatego też argument, że nie można uważać Ksiąg Machabejskich za natchnione nie ma żadnej wagi. Tym bardziej, że jak wcześniej wspominałem, są to także po prostu historyczne księgi, opisujące zwyczaje Żydów w tamtych czasach.

Znane nam dziś teksty liturgii z pierwszych wieków zawierają modlitwy za zmarłych. Groby chrześcijan z drugiego i trzeciego wieku mają napisy zawierające prośby o modlitwy za zmarłych. Tertulian w roku 211 napisał: „Składamy ofiary za zmarłych w rocznice ich urodzin” (The Crown, 3,3; Jurgens #367) Modlitwy i ofiary za zmarłych były do czasów reformacji, przez piętnaście wieków, powszechną praktyką wśród wszystkich chrześcijan. To wszystko świadczy o tym, że wiara czyściec jest tak stara jak chrześcijaństwo, a nawet starsza, bo została przez nas przejęta od Żydów.

Czyściec nie jest więc żadnym wymysłem chciwego kleru, ale nauką zgodną z Tradycją, Biblią i nauczaniem Ojców Kościoła. I tylko dlatego Biblia i inne źródła nas o czyśćcu uczą, bo istnieje on naprawdę. I dzięki Bogu. Gdyby bowiem nie było możliwości oczyszczenia się, to wiedząc, że nic nieczystego nie może wejść do Królestwa Niebieskiego, moglibyśmy udać się tylko "w to drugie miejsce". A tego nie życzę najgorszemu wrogowi.

Także takie rozwiązanie, jakie wymyślił sobie Luter, (że jesteśmy jak kupa gnoju pokryta białym śniegiem prawości Jezusa) nie przemawia do mnie w ogóle. Ja nie chcę spędzać wieczności wiedząc, że jestem śmierdzącą kupą gnoju. I to, że Bóg w jakiś sposób by tego nie zauważał, widząc tylko swego Syna i Jego prawość, wcale mnie nie pociesza. Ja bym wiedział, że jestem brudny.

Bóg kocha nas za bardzo, by nas zaledwie formalnie ogłosić czystymi. On nas naprawdę oczyści. W niebie będziemy doskonali, jak Ojciec jest doskonały. A że ten proces może być długi i bolesny? Cóż. Wieczność w piekle ciągle jest nieskończenie dłuższa i boleśniejsza. Zresztą póki żyjemy, możemy wiele uczynić, by czyśćca uniknąć. Możemy się poprawić, nawrócić, ofiarować swoje cierpienia za nasze grzechy, możemy ofiarować Bogu nasze posty i modlitwy. Możemy także korzystać z bogactwa Kościoła i otrzymać odpusty, jakie nam On ofiaruje. To naprawdę nic nie kosztuje (poza zmianą swojego życia). Nie musimy wcale do tego mieć kasy.

Jest to niezwykle proste, ale też niezwykle trudne. Dlaczego? Bo jednym z warunków otrzymania odpustu jest posiadanie serca całkowicie wolnego od wszelkiego przywiązania do jakiegokolwiek grzechu, choćby powszedniego. A z tym, wszyscy wiemy, jest zawsze trudno. Nasze serca kochają nasze małe grzeszki. Lenistwo, nasza pycha, traktowanie innych góry, nasze papieroski i naszą wódeczkę, nasz apetyt , naszą miłość do materialnych rzeczy, skąpstwo, gdy chodzi o pomoc potrzebującym. Nasze…, nasze…, nasze… .

Każdy z nas ma jakieś ulubione grzeszki, z którymi się tak trudno pożegnać. Ale jak w pewnej amerykańskiej reklamie warsztatu samochodowego, "you can pay me now, or you can pay me later". Zapłacimy teraz, albo zapłacimy później. Tyle, że prewencja zawsze jest mniej kosztowna, niż naprawa po awarii. Dlatego lepiej się oczyścić teraz i zostać świętymi. Oni od razu, w momencie śmierci, spotykają Boga twarzą twarz. Dla reszty, dla zbawionych, lecz niedoskonałych, na szczęście pozostaje czyściec. I dzięki Bogu za to. To naprawdę nie jest żadna kara, ale dowód Jego wielkiej miłości do nas.

Saturday, January 03, 2009

List od Sylwii

Otrzymałem dzisiaj interesujący list od protestantki imieniem Sylwa. Pisze mi ona, że czytała moją stronkę, ale najwyraźniej nie zgadza się z tym, co tam piszę. Przedstawiła mi kilka zarzutów, więc postaram się teraz odpowiedzieć na nie. Oto one:
Sylwia napisała:
Witaj,
Zainteresowala mnie twoja strona www.polon.us a najbardziej jeden z artykulow o Marii. Chcialabym jednak wyrazic swoja opinie na ten temat, a wlasciwie posluzyc sie Pismem Swietym, ktore jest Slowem Bozym: Całe Pismo jest natchnione przez Boga i pożyteczne do nauczania, do upominania, do prostowania, do karcenia w prawości" (2 Tymoteusza 3:16).


Cytat ten jest mi doskonale znany, ale musisz pamiętać o dwóch rzeczach: Po pierwsze to, że Pismo Święte jest natchnione i pożyteczne wcale nie znaczy, że TYLKO Pismo jest takie. Woda jest pożyteczna dla naszego zdrowia i jest wręcz niezbędna do życia, ale gdybyśmy tylko pili wodę, zmarlibyśmy w ciągu kilku tygodni.

Po drugie święty Paweł pisząc te słowa miał na myśli tylko Stary Testament. Skąd to wiemy? Po pierwsze z kontekstu, a po drugie z faktu, że NT nie był jeszcze ani napisany, ani uznany za Słowo Boże. Ewangelie powstały później, niż listy Pawłowe, a sam List do Tymoteusza mówi nam:


Ty natomiast trwaj w tym, czego się nauczyłeś i co ci zawierzono, bo wiesz, od kogo się nauczyłeś. Od lat bowiem niemowlęcych znasz Pisma święte, które mogą cię nauczyć mądrości wiodącej ku zbawieniu przez wiarę w Chrystusie Jezusie. Wszelkie Pismo od Boga natchnione /jest/ i pożyteczne do nauczania, do przekonywania, do poprawiania, do kształcenia w sprawiedliwości (2 Tym 3, 14-16)

Skoro to „wszelkie Pismo”, te „Pisma święte” Tymoteusz zna „od lat niemowlęcych”, to jasne jest, że Paweł mówi tu o Torze i Prorokach, a nie o Ewangeliach i swoich listach. A więc gdyby mówił on, że tylko te Pisma są konieczne i wystarczające, to wykluczyłby cały Nowy Testament.


Cytat:
Prosze, nie uwazaj mojego maila za jakis tam atak, chce tylko wyrazic swoja opinie a ty mozesz zadecydowac czy mam racje czy nie.


Nie uważam tego za atak i cieszę się, że mogę Ci odpowiedzieć na Twoje wątpliwości i zarzuty.

Sylwia napisała:
Napisales, ze "Maryja jest Krolowa i Posredniczka" Biblia mowi: "Albowiem jeden jest Bóg, jeden też pośrednik między Bogiem a ludźmi, człowiek Chrystus Jezus." Nie musze chyba nic dodawac, jest napisane czarno na bialym, ze jest tylko jeden posrednik, Jezus Chrystus! Czy powinnismy ufac tradycji, papiezowi, itp czy Bogu i Biblii?


Powinniśmy ufać i Tradycji i papieżowi i Biblii, bo tutaj nie mamy żadnego konfliktu. Przede wszystkim to sama Biblia nam nakazuje przestrzegać Tradycji:

Pochwalam was, bracia, za to, że we wszystkim pomni na mnie jesteście i że tak, jak wam przekazałem, zachowujecie tradycję. (1 Kor 11,2)

Przeto, bracia, stójcie niewzruszenie i trzymajcie się tradycji, o których zostaliście pouczeni bądź żywym słowem, bądź za pośrednictwem naszego listu.
(2 Tes 2,15)

Nakazujemy wam, bracia, w imię Pana naszego Jezusa Chrystusa, abyście stronili od każdego brata, który postępuje wbrew porządkowi, a nie według tradycji, którą przejęliście od nas.
(2 Tes 3,6)

Każdy więc, kto odrzuca Tradycję, postępuje niezgodnie z jasnym nauczaniem Biblii. Ale co z tym wersetem, który zacytowałaś? Zobaczmy na jego kontekst:


Zalecam więc przede wszystkim, by prośby, modlitwy, wspólne błagania, dziękczynienia odprawiane były za wszystkich ludzi: za królów i za wszystkich sprawujących władze, abyśmy mogli prowadzić życie ciche i spokojne z całą pobożnością i godnością. Jest to bowiem rzecz dobra i miła w oczach Zbawiciela naszego, Boga, który pragnie, by wszyscy ludzie zostali zbawieni i doszli do poznania prawdy. Albowiem jeden jest Bóg, jeden też pośrednik między Bogiem a ludźmi, człowiek, Chrystus Jezus, który wydał siebie samego na okup za wszystkich jako świadectwo we właściwym czasie. (1 Tm 2, 1-6)

Dwie interesujące rzeczy narzucają się od razu po przeczytaniu tego fragmentu Listu do Tymoteusza. Pierwsza taka, że święty Paweł zaleca nam wszystkim modlenie się za wszystkich ludzi. Nasza wiara, nasz Kościół, nasza wspólnota to nie tylko „ja i Jezus”, ale jest to komunia świętych. Jest to „eklezja”, zgromadzenie, królestwo. Druga rzecz wyraźnie widoczna w tym Liście, to kwestia specjalnego pośrednictwa jakie stało się udziałem Jezusa. Święty Paweł nie pisze, że jest tylko jeden pośrednik, ale pisze, że jest „jeden pośrednik, który wydał siebie samego na okup”.

Sam św. Paweł zaleca nam pośrednictwo w modlitwie. Gdy ja się modlę za Ciebie, czy Ty za mnie, jesteśmy pośrednikami. Co więcej, gdy kupujemy auto u dealera, albo dom w biurze nieruchomości, korzystamy z usług pośrednika. Gdy wysyłamy list, robimy zakupy w sklepie, kupujemy bilet w biurze turystycznym, kupujemy bilet na tramwaj w kiosku – także korzystamy z pośrednika. Nie da się żyć bez różnego rodzaju pośredników. Czyżby więc nasze życie było nieustannym łamaniem przykazań biblijnych? Nonsens.

Unikalność pośrednictwa Jezusa polega na tym, że tylko On jest w pełni Bogiem i w pełni człowiekiem. I dlatego tylko On mógł zapłacić za nasze grzechy (bo jest jednym z nas) i Jego zapłata była wystarczająca, by usatysfakcjonować Bożą Sprawiedliwość (bo jest on także Bogiem). Natomiast Maryja jest pośredniczką w zupełnie innym wymiarze. Ona nas nie zbawia. Ona także potrzebowała Zbawiciela. Sama to przyznaje:


Wtedy Maryja rzekła: Wielbi dusza moja Pana, i raduje się duch mój w Bogu, moim Zbawcy. Bo wejrzał na uniżenie Służebnicy swojej. Oto bowiem błogosławić mnie będą odtąd wszystkie pokolenia, gdyż wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny. Święte jest Jego imię (Łk 1, 46-49)

Cytat:
Biblia nie zabrania nam modlitwy, nie zabrania tego, abyśmy zwracali się o pomoc do naszych bliskich w niebie, zabrania wróżbiarstwa i prób komunikowania się ze zmarłymi w celu poznania przyszłości." Czy moglbys mi wskazac werset w Biblii, ktory mowi, ze mamy sie modlic do zmarlych?


Nie bardzo Cię rozumiem. Skoro sama piszesz, że Biblia nam nie zabrania tego, abyśmy zwracali się o pomoc do naszych bliskich w niebie, to na czym polega problem? KK także zabrania wróżbiarstwa i prób komunikowania się ze zmarłymi w celu poznania przyszłości. Na czym więc polega Twój zarzut?

Pozwól, że wskażę Ci wersetu pokazujące, że po pierwsze Święci w Niebie nie są zmarli, lecz żywi i po drugie, że zanoszą nasze modlitwy przed Tron Pański. A skoro je zanoszą, muszą je otrzymywać, prawda? Czyli ich wysłuchują i pośredniczą w ich dostarczeniu Panu. Nie dlatego, że Pan ich nie słyszy, ale dlatego, że wszyscy tworzymy jedną Rodzinę. Jeden Kościół i jedno Ciało w Chrystusie.

Jezus uczy nas, że zmarli są żywi. Bardziej żywi niż my sami:


Co zaś dotyczy umarłych, że zmartwychwstaną, czyż nie czytaliście w księdze Mojżesza, tam gdzie mowa "O krzaku", jak Bóg powiedział do niego: Ja jestem Bóg Abrahama, Bóg Izaaka i Bóg Jakuba. Nie jest On Bogiem umarłych, lecz żywych. Jesteście w wielkim błędzie. (Mk 12, 26-27)

Śmierć nas nie odłącza od Chrystusa:


Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej? Utrapienie, ucisk czy prześladowanie, głód czy nagość, niebezpieczeństwo czy miecz? Jak to jest napisane: Z powodu Ciebie zabijają nas przez cały dzień, uważają nas za owce przeznaczone na rzeź. Ale we wszystkim tym odnosimy pełne zwycięstwo dzięki Temu, który nas umiłował. I jestem pewien, że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani Zwierzchności, ani rzeczy teraźniejsze, ani przyszłe, ani moce, ani co wysokie, ani co głębokie, ani jakiekolwiek inne stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym.
(Rz 8, 35-39)

W Liście do Hebrajczyków czytamy:


Przeto i my, mając około siebie tak wielki obłok świadków, złożywszy z siebie wszelki ciężar i grzech, który nas usidla, biegnijmy wytrwale w wyścigu, który jest przed nami (Hbr 12,1, BW)

Święci nas otaczają, są z nami, dopingują nas w tym wyścigu, którego nagrodą jest życie wieczne. Dlatego Kościół uczy, by się do nich modlić, czyli by po prostu rozmawiać z nimi. By ich prosić o modlitwy w naszych intencjach, o pomoc. I Biblia nam mówi, co się z tymi modlitwami dzieje:


A kiedy wziął księgę, czworo Zwierząt i dwudziestu czterech Starców upadło przed Barankiem, każdy mając harfę i złote czasze pełne kadzideł, którymi są modlitwy świętych. (Ap 5,8)

I przyszedł inny anioł, i stanął przy ołtarzu, mając złote naczynie na żar, i dano mu wiele kadzideł, aby dał je w ofierze jako modlitwy wszystkich świętych, na złoty ołtarz, który jest przed tronem. (Ap 8,3)

Oczywiście Apokalipsa mówiąc o dwudziestu czterech starcach ma na myśli zmarłych będących w niebie. Dwunastu Starców symbolizuje świętych Starego Przymierza, dwanaście pokoleń Izraela, a dwunastu kolejnych to symbol Kościoła, symbol dwunastu Apostołów i świętych Nowego Przymierza. Natomiast „święci” których modlitwy zanoszą nasi starsi bracia w wierze, to nikt inny, niż my sami. Wiemy bowiem, chociażby z listów św. Pawła, że chrześcijan nazywano „świętymi”. (por. Rz. 1,7; 12,13; 15,25-26 i 31; 16,2 i 15 i wiele innych wersetów )


Cytat:
"Wiedzą bowiem żywi, że muszą umrzeć, lecz umarli nic nie wiedzą i już nie ma dla nich żadnej zapłaty, gdyż ich imię idzie w zapomnienie. Zarówno ich miłość, jak ich nienawiść, a także ich gorliwość, a także ich gorliwość dawno minęły; i nigdy już nie mają udziału w niczym z tego, co się dzieje pod słońcem" (Sal.9.56 BB)
"Na co natknie się twoja ręka, abyś to zrobił, to zrób według swojej możności, bo w krainie umarłych, do której idziesz, nie ma ani działania, ani zamysłów, ani poznania, ani mądrości" (Sal.9.10 BB)
"Jak obłok się rozchodzi i znika, tak nie wraca ten, kto zstąpił do krainy umarłych. Nigdy już nie wróci do swojego domu, a miejsce jego zamieszkania nie wie już nic o nim"(Hiob76.9-10 BB)
"Gdy opuszcza go duch, wraca do prochu swego; w tymże dniu giną wszystkie zamysły jego"(Ps.146.4 BB)


Nie zapominaj, że są to cytaty ze Starego Testamentu. Pełnię Objawienia dostaliśmy dopiero w Jezusie. Ludzie nie od razu poznali całą Prawdę. Nie można zacząć uczyć dziecka rachunku różniczkowego, zanim nie pozna tabliczki mnożenia. Bóg nam objawiał trudną prawdę o sobie stopniowo.Poza tym niektóre z tych wersetów mówią po prostu o naszym cielesnym, doczesnym życiu. Gdy nas duch opuszcza, rzeczywiście ciało nasze pozostaje bez zmysłów. Ale dusza nasza ma pełną świadomość. Nie zawsze ta prawda była jasna, jeszcze w czasach Jezusa saduceusze nie wierzyliz życie pozagrobowe i nieśmiertelną duszę, ale teraz wiemy już z całą pewnością, że śmierć nie kończy niczego, lecz zaczyna dopiero coś wspaniałego.

Cytat:
„I nie ma w żadnym innym zbawienia, gdyż nie dano ludziom pod niebem żadnego innego imienia, w którym moglibyśmy być zbawieni" (Dzieje Apostolskie 4,12).Ja jestem drogą i prawdą i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie" (Ewangelia Jana 14,6).


Amen. Zgadzam się w stu procentach. Niczego innego Kościół nie uczy.

Sylwia napisała:
hiob napisał:
"Jeszcze jedna uwaga na temat tego, że Biblia jest jedynym autorytetem. Doktryna ta, znana jako „Sola Scriptora", jest doktryną wymyśloną przez człowieka, niemającą żadnych historycznych ani teologicznych podstaw. Odrzucając autorytet Kościoła i przyjmując Biblię jako autorytatywną popełnia się nielogiczność, bo to właśnie Kościół dal nam Biblię, to Kościół, pod natchnieniem Ducha Świętego uznał które, z około 300 listów i ewangelii z pierwszych lat chrześcijaństwa były natchnione i powinny wejść w skład kanonu Nowego Testamentu. Biblia sama nam podaje, że Kościół Boży jest filarem i podporą prawdy (1Tm3,15). Ale prowadząc z kimś dyskusje powinniśmy używać argumentów, które przemawiają do nich, gdyż sam Jezus tak robił. Na przykład gdy rozmawiał z Samarytanką, używał argumentów tylko z Pięcioksięgu, gdyż Samarytanie nie uznawali Proroków za pisma natchnione. Myślę, że i my powinniśmy podobnie postępować.
"

Wynika z twojej powyzszej wypowiedzi, ze nie uwazasz Biblii jako natchnionej i pozytecznej.

Naprawdę? A z czego to wnioskujesz? Nie wmawiaj mi czegoś, czego nigdy nie napisałem, ani nawet nie pomyślałem. Nie podchodź do poszczególnych wersetów tak, że jak jeden jest prawdziwy, to znaczy, że inny musi być odrzucony. Każdy werset, każde słowo w Biblii jest natchnione. Ja nie neguję więc tego, co pisze św. Paweł 2 Tm 3,16, ale też uznaję to, co pisze on 1Tm 3,15. Nie można uznać, że Paweł raz mówi prawdę, a raz nie, tylko dlatego, że nam to pasuje do naszej koncepcji. Nie popełniajmy błędu Lutra, dla którego jego teologia była ważniejsza od nauki Biblii (i dla której tę Biblię zmienił)
Cytat:
Dobrze Izajasz prorokował o was, obłudnikach, jak napisano: Lud ten czci mnie wargami, ale serce ich daleko jest ode mnie. Daremnie mi jednak cześć oddają, głosząc nauki, które są nakazami ludzkimi. Przykazania Boże zaniedbujecie, a ludzkiej nauki się trzymacie. I mówił im: Chytrze uchylacie przykazanie Boże, aby naukę swoją zachować. [...]
Tak unieważniacie słowo Boże przez swoją naukę, którą przekazujecie dalej; i wiele tym podobnych rzeczy czynicie" (Mar. 7,1-13).

Święte słowa. Ale one dotyczą nie KK, ale raczej protestantów, którzy głoszą „inną ewangelię”. Wystarczy poczytać pisma Ojców Kościoła i porównać czego nauczał od początku Kościół, a czego uczą dziś nasi bracia - protestanci.

Cytat:
hiob napisał:
"Dla mnie jest to wspaniała wiadomość. I tłumaczy, czemu wstawiennictwo Maryi, która jest i naszą Matka jest takie skuteczne. Prośmy wiec ją o wszystko i jeżeli tylko nasze prośby będą zgodne z wola jej Syna, to na pewno Ona je Mu przedstawi i nie musimy się już martwic. A jeżeli Bóg w swej nieograniczonej mądrości uzna, że to, o co prosimy nie przyniesie nam pożytku, to na pewno da nam w zamian cos dużo, dużo lepszego. Bo każda modlitwa jest wysłuchana i każda jest spełniona, choć nie zawsze w taki sposób, w jaki my sobie to wyobrażaliśmy. Ale to dlatego, ze Bóg jest od nas mądrzejszy i wie lepiej. Któraż matka czy ojciec zgodziliby się spełnić prośbę swego dziecka, gdyby prosiło ono na przykład o to, żeby mu dać żyletkę do zabawy? Oczywiście odmówilibyśmy, dając w zamian zabawkę, bo jesteśmy mądrzejsi. Nie negujmy wiec nigdy Bożej Mądrości. I zaufajmy naszej Matce-Królowej, oddając się Jej całkowicie. Wtedy już o nic nie będziemy się musieli martwic. "


Jeden jest Posrednik miedzy Bogiem a nami, Jezus Chrystus!!


Już odpowiedziałem Ci na to na początku tego postu. Mam nadzieję, że teraz rozumiesz różnicę między unikalną rolą Jezusa jako jedynego naszego pośrednika - Zbawiciela, a Maryją jako Królową Matką - pośredniczką zanoszącą nasze prośby przed tron Króla.

Na naszym forum te pytania i odpowiedzi porozmieszczałem w różnych wątkach i tam można podyskutować o nich. Na temat doktryny "Sola Scriptura" TUTAJ, a na temat pośrednictwa Maryi TUTAJ.