Friday, October 04, 2013

Stachanowiec hiob.

   Mija trzeci tydzień pracy według nowego scenariusza. Zarówno w drugim tygodniu, jak i przed paroma dniami, wyjechałem w poniedziałek do Georgii, w moją zwykłą trasę. Taka wyprawa powinna zająć, według mojego pracodawcy, nieco ponad 1000 minut, czyli mówiąc normalnie 16 godzin i 45 minut. Jak wiecie nam nie wolno jechać po tym, jak mija 14 godzina od rozpoczęcia pracy, więc teoretycznie wracając na bazę powinienem się zatrzymać w hotelu i dokończyć jazdę następnego dnia.

  Oczywiście nikt nie chce iść spać do hotelu trzy godziny od domu, więc i ja starałem się jak najproduktywniej pracować i w obydwu przypadkach udało mi się to doskonale. W jeden dzień zakończyłem pracę po 775 minutach, w tym tygodniu wyrobiłem się w 764 minuty.  W obydwu przypadkach nie przekroczyłem też limitu 11 godzin jazdy i bezpiecznie, choć bez wielkiego marginesu, dojechałem na bazę. A moja wydajność w tych dniach wyniosła ponad 130%, co dodatkowo przełożyło się na to, że zamiast 19 zarabiałem 25 dolarów na godzinę.

   Istniało niebezpieczeństwo, że mi braknie kilkunastu minut, by dojechać na bazę, ale jeśli taka sytuacja przydarzy się już niedaleko firmy, to dyspozytor wysyła innego kierowcę, by dowiózł mnie i trucka na miejsce. Co prawda ja jeszcze w takiej sytuacji nie byłem, ale byłem w roli tego, który ratował innych. Niedawno np. kierowca musiał zaparkować swe auto pół godziny od bazy, bo ładując towar w mleczarni zeszło mu dłużej, niż było to planowane i potem brakło mu czasu, by dojechać do terminalu.

  Ponieważ w obydwa te dni powróciłem na bazę, w dniu następnym miałem niejako extra dzień. Zamiast wracać z hotelu i ewentualnie dokończyć dzień rozwożąc lokalnie towary, mogłem zrobić kolejną, dłuższą trasę i tak też się stało. Pojechałem do sklepów nad oceanem, w Południowej Karolinie. Tak więc, mimo, że pracuję teraz tylko cztery dni w tygodniu, jak na razie udaje mi się zarobić niewiele mniej, niż wtedy, gdy pracowałem pięć dni, a do tego mam taką pracę, która mi bardziej odpowiada.

  Jedyny problem, jakiego nadal nie udało mi się rozwiązać, to spanie w dzień.  Dziś na przykład położyłem się przed południem, licząc na to, że się solidnie wyśpię do wieczora, ale po czterech godzinach się zupełnie rozbudziłem i nie mogłem więcej usnąć. A teraz jest 21, ja za pół godziny wychodzę do pracy, ruszam do Tennessee i wiem, że nad ranem mi się zaczną kleić oczy. Zapewne tak, jak w poprzednie tygodnie, zrobię sobie godzinną przerwę w czasie jazdy, by się przytulić do kierownicy i uciąć komara. Wiem bowiem z  własnego doświadczenia, że taka drzemka lepsza jest od kawy, otwierania okna, bicia się po głowie, biegów dookoła auta, czy jakiegokolwiek innego sposobu na pokonanie senności. Gdy organizm domaga się snu, trzeba mu ten sen dać. Choćby odrobinę - nawet 15 minut jest lepsze niż dzbanek kawy.

Kończę, bo czas się zbierać. Do usłyszenia w trasie. Kamera będzie włączona, mikrofon także, zatem zapraszam na wspólną podróż w dzisiejszy, sobotni poranek. Obraz z kamery oczywiście jst widoczny na naszym forum, www.katolik.us na dole strony. Zapraszam.