Sunday, April 27, 2008

Kto to jest apologeta?

Ja często mówię o sobie, że jestem apologetą. Ale co to oznacza? Kto to jest apologeta? Co to jest apologia? W języku angielskim mamy dwa bardzo zbliżone, pokrewne sobie słowa: „apologize” i „apologist” Pierwsze oznacza „przepraszać”, „usprawiedliwiać się”, drugie to „apologeta”. Często więc amerykańscy apologeci żartują, że „apologeta to ktoś, kto przeprasza, że jest katolikiem”. Zabawna gra słów, ale w samej apologetyce nie ma nic zabawnego. To bardzo poważna sprawa.

Dzisiaj w Kościele słyszeliśmy czytanie z Pierwszego Listu św. Piotra, rozdział 3, wers 15:


Pana Chrystusa miejcie w sercach za Świętego i bądźcie zawsze gotowi do obrony wobec każdego, kto domaga się od was uzasadnienia tej nadziei, która w was jest.

Bardzo ważny i bardzo konkretny nakaz, jaki dał nam święty Piotr. Po grecku brzmi to tak:

κυριον δε τον χριστον αγιασατε εν ταις καρδιαις υμων ετοιμοι αει προς απολογιαν παντι τω αιτουντι υμας λογον περι της εν υμιν ελπιδος αλλα μετα πραυτητος και φοβου

Oczywiście ja nie znam greki i nie mam pojęcia co właśnie napisałem, ale po ośmiu latach nauki rosyjskiego jestem w stanie trochę zrozumieć z tych hieroglifów. Na przykład to słowo:

απολογιαν


Απολογιαν, „apologia” to słowo, które oznacza „obronę”. Święty Piotr nakazuje każdemu z nas być gotowym do obrony czegoś. Ale czego? „Tej nadziei, która w nas jest”.

Oczywiście oznacza to kilka rzeczy. Pierwsza to taka, że musimy mieć tę nadzieję o której on mówi. Inaczej nie mamy czego bronić. Po drugie nakaz Piotra sugeruje, że ktoś może się od nas domagać jakiegoś uzasadnienia. Ale żeby to się stało, ten ktoś musi widzieć, że my tę nadzieję mamy. Czyli musimy tak żyć, by ta nadzieja była w naszym życiu widoczna. Po trzecie by tej nadziei bronić, musimy się do tego przygotować. Musimy poznać fakty. Musimy się nauczyć naszej wiary.

Apologetyka, to według słownika PWN
„dział teologii poświęcony obronie podstawowych prawd religii” . Apologeta to „obrońca jakiejś idei, sprawy albo osoby”. Święty Piotr wzywa każdego z nas byśmy się stali apologetami. Byśmy się stali obrońcami Jezusa i chrześcijaństwa. Jan Paweł Wielki także wzywał nas do tego samego. Każdy z nas musi nauczyć się bronić wiary i musi nauczyć się uzasadniać dlaczego wierzy. Ale co ważniejsze każdy z nas musi zacząć tak postępować, żeby wszyscy zaczęli nas nagabywać: „Skąd ty to masz? Co jest takiego w tobie, że masz ten wewnętrzny spokój i radość?”

Benedykt XVI swą drugą encyklikę napisał właśnie o nadziei. Ale nasza nadzieja to nie jest to samo co „mam nadzieję, że jutro nie będzie padało”. Nasza nadzieja to nie „mam nadzieję, że jak umrę to nie pójdę do piekła”. Nasza nadzieja to coś znacznie więcej, bo opiera się na obietnicy, jaką dał nam sam Bóg.

Gdybym ja obiecał, że każdemu, kto przeczyta ten tekst dam milion dolarów, to może ktoś miałby nadzieję, że będzie wkrótce milionerem, naiwnych nie brakuje. Ale szczerze mówiąc wątpię. Wszyscy wiemy, że byłaby to tak zwana „nadzieja-matka głupich”. „Po pierwsze nie mamy armat” –usłyszał kiedyś Napoleon, gdy zapytał o dziesięć powodów, dla których nie przywitano go salwą armatnią. Ten pierwszy powód mu wystarczył. Ja też mam dziesięć powodów, by nie wysyłać tych milionów, ale po pierwsze nie mam grosza przy duszy. Ale, podobno, obiecać to nie grzech.

Jednak gdy obietnica pochodzi od Kogoś, kto jest Prawdą, to nasza nadzieja zaczyna mieć zupełnie inny wymiar. Nasza nadzieja nie różni się niczym od pewności, bo ten, który dał nam obietnicę nie może fałszywie obiecywać. Dlatego właśnie od lat uzasadniam tutaj tę nadzieję którą mam i dlatego ucieszyłem się słysząc dziś na Mszy słowa Świętego Piotra. Chciałbym bowiem byśmy wszyscy stali się prawdziwymi apologetami i żebyśmy przestali przepraszać za to, że jesteśmy katolikami, ale z dumą bronili pięknej wiary, jaką nam przekazał Jezus i apostołowie.

Friday, April 25, 2008

Orędzie z Medjugorie 25 IV 2008

"Drogie dzieci! Również dziś wzywam was, abyście wzrastali w miłości Bożej jak kwiat, który poczuje ciepłe promienie wiosny. Dziatki, tak i wy wzrastajcie w miłości Bożej i nieście ją wszystkim, którzy są daleko od Boga. Szukajcie woli Bożej i czyńcie dobro tym, których Bóg postawił na waszej drodze i bądźcie światłem i radością. Dziękuję wam, że odpowiedzieliście na moje wezwanie."

Thursday, April 24, 2008

Boży rottweiler i pedofilia

Zakończyła się niedawno wizyta papieża Benedykta w USA. Była wielkim sukcesem, pisali o niej wszyscy i nie sądzę, żebym ja mógł dodać tu cokolwiek sensownego. Chciałbym jednak napisać parę słów na temat komentarzy, jakimi byliśmy karmieni przez dziennikarzy obsługujących tę wizytę.

Pierwszą rzeczą, jaka mi się nasunęła po wysłuchaniu tych osób i to zarówno w Polsce jak i w Stanach, to zdziwienie, że papież Benedykt XVI jest tak miłą, serdeczną osobą. Że tak się potrafił zmienić od momentu wyboru na papieża. Przestał być „pancernym kardynałem”, czy „rottweilerem Pana Boga” i stał się miłym, łagodnym barankiem. Ale jak to się stało, że Panzerkardinal przemienił się w gołąbka? Otóż nijak, bo Joseph Ratzinger zawsze gołąbkiem był.
W czasach panującej nam tolerancji wielu z nas okazuje dziwny jej brak w stosunku do kogoś, kto ma bardzo konkretne poglądy i jest gotów ich bronić. Kardynał Ratzinger na dodatek robił to „zawodowo”. Przez 23 lata był prefektem Kongregacji Nauki Wiary, stojącym na straży depozytu wiary przekazanego Kościołowi przez Jezusa i apostołów. Stanowisko to wymagało korygowania błądzących teologów, upominania ich, wyjaśniania naszej wiary. Ludzie którzy nie znali kardynała osobiście wyrobili sobie więc o nim opinię tylko na podstawie jego zawodowego działania. Opinię jak najbardziej błędną, popodkreślają wszyscy, znający go od wielu lat.

Nie wiem dlaczego mamy jakieś wyobrażenie chrześcijaństwa jako religii tolerancji każdej postawy życiowej, każdego zachowania, każdego wierzenia. Z pewnością jako chrześcijanie mamy obowiązek zaakceptować i pokochać każdego człowieka, ale to wcale nie znaczy, że mamy zaakceptować, czy nawet tolerować jego postawę, postępowanie. Nie tak przecież postępował Jezus. A jeżeli ktoś myśli inaczej, to po prostu nie zna Biblii, nie zna Słowa Bożego.

Są dziesiątki przykładów w Nowym Testamencie ilustrujących fakt, że Jezus nie był tolerancyjny. Kochał każdego człowieka, najbardziej grzeszników, ale kochał ich za bardzo, by pozwolić, by zostali grzesznikami. Przypomnijmy sobie choćby takie słowa:


Nie sądźcie, że przyszedłem pokój przynieść na ziemię. Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz. Bo przyszedłem poróżnić syna z jego ojcem, córkę z matką, synową z teściową; i będą nieprzyjaciółmi człowieka jego domownicy. Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto kocha syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. (Mt 10,34-37)
…czy te:

Znam twoje czyny, że ani zimny, ani gorący nie jesteś. Obyś był zimny albo gorący! A tak, skoro jesteś letni i ani gorący, ani zimny, chcę cię wyrzucić z mych ust. Ty bowiem mówisz: Jestem bogaty, i wzbogaciłem się, i niczego mi nie potrzeba, a nie wiesz, że to ty jesteś nieszczęsny i godzien litości, i biedny i ślepy, i nagi. Radzę ci kupić u mnie złota w ogniu oczyszczonego, abyś się wzbogacił, i białe szaty, abyś się oblókł, a nie ujawniła się haniebna twa nagość, i balsamu do namaszczenia twych oczu, byś widział. Ja wszystkich, których kocham, karcę i ćwiczę. Bądź więc gorliwy i nawróć się! (Ap 3,15-19)

Joseph Ratzinger, niezależnie od tego w którym był okresie swego życia, zawsze postępował według tych wskazówek. Zawsze bardziej kochał Jezusa niż ludzi i zawsze głosił Prawdę, nawet jak powodowało to czasami rozłam, kontrowersje, krytykę. Inaczej mówiąc całe życie naśladował Jezusa. Ale prywatnie zawsze był tym ciepłym, kochającym człowiekiem. I jeżeli przypominał rottweilera, to chyba takiego, jak moja Norka, którą każdy może zobaczyć choćby na tym filmie:



Można się jej było obawiać tylko dlatego, że zalizałaby człowieka z radości na śmierć.

Drugą rzeczą o której chciałbym napisać to poruszana bezustannie sprawa „pedofilii wśród księży”, problemu jaki ma z tym Kościół i przeprosiny Benedykta XVI. Chciałbym dlatego o tym napisać, bo ważne jest żeby sprostować pewne przekłamania, fałszywe wyobrażenia i bzdury powtarzane w mediach.

Od razu chciałby zaznaczyć tutaj, że nie mam zamiaru usprawiedliwiać nikogo, kto się dopuszcza niemoralnych czynów. Nie jest to moim celem, jestem od tego jak najdalszy. Chciałem jednak zwrócić uwagę na pewną hipokryzję dziennikarzy i opinii publicznej która jest obecna w związku z tą kontrowersją.

Najpierw może trochę faktów. Wśród kleru w Kościele Katolickim pewien procent kapłanów, najprawdopodobniej jest to 2-3%, był lub często ciągle jest praktykującymi homoseksualistami. Nie jest to procent wyższy nić wśród innych grup ludzi, takich jak pastorowie kościołów protestanckich, nauczyciele, trenerzy, przewodnicy harcerzy itp. Są to, podkreślam jeszcze raz, homoseksualiści, nie pedofile. I to przez te parę procent osób Kościół ma tak zszarganą opinię i za te parę osób przepraszał Benedykt.

Oczywiście to, że jest to tylko 3% nikogo nie usprawiedliwia. Kościół powinien być święty, czysty i bez skazy. Niestety składa się on jednak z takich ludzi jak ja, a dopóki tak będzie, to grzeszników nie zabraknie. Musimy się modlić zasiewie nawzajem i modlić się za naszych kapłanów. Jednak nie nazywajmy pewnych zjawisk tym, czym nie są, tylko po to, żeby manipulować opinią publiczną.

Prasa, media, telewizja, strony internetowe pełne są sympatii dla homoseksualistów. Od lat słyszymy jak tolerancyjni powinniśmy być wobec ich zachowań, jak mamy ich kochać i akceptować ich zachowanie, jak okropną rzeczą jest jakakolwiek krytyka pod ich adresem. W kilku krajach Europy i w Kanadzie powstały nawet prawa, które krytykę pod adresem homoseksualizmu kwalifikują jako „hate speach”, namawianie do nienawiści i karzą grzywnami i więzieniem. Zloty, imprezy, happeningi środowiska homoseksualistów są sponsorowane przez wielki biznes, szeroko reklamowane w TV, które przedstawiają je jako wspaniałe, radosne, pozytywne wydarzenia.

W tym kontekście jak zgrzyt pojawiają się oskarżenia pod adresem księży o molestowanie nieletnich. Jednak ci nieletni to nie są dzieci, ale młodzieńcy po okresie pokwitania. I z medycznego, a także prawnego punktu widzenia nie jest to żadna „pedofilia”, ale właśnie ten tak promowany i gloryfikowany przez media homoseksualizm. Jak więc mają przedstawić te fakty, by opinia publiczna była skierowana przeciw nim? Starą sprawdzoną metodą Goebbelsa i Stalina: Przez nowomowę. Nazwijmy ten czyn pedofilią i od razu nawet najbardziej tolerancyjni odwrócą swą życzliwość od tych „potworów w sutannach”.

Przypomina się przypadek Polańskiego. Oskarżony o gwałt, ponieważ rzekomo miał intymny związek z dziewczynką, która nie skończyła jeszcze 14 lat. Nie wchodząc w szczegóły, których i tak nie poznamy i nie przesądzając jego winy wszyscy się chyba zgadzamy, że trudno nazwać związek 44-letniego faceta z rozwiniętą nad wiek 14-latką za pedofilię. Czy taki związek jest niemoralny? Chory? Z całą pewnością, ale wskazuje na to, że facet ten jest dziwkarzem, nie pedofilem.

Niemal wszystkie niemoralne związki, jakich dopuścili się członkowie kleru były właśnie takie. Niemoralne, potworne, krzywdzące młodych ludzi, często zostawiające trwałe ślady na ich psychice i nie chcę ich bronić, ale były to związki homoseksualne, nie pedofilskie. Związki z osobami mającymi już wykształcone tzw. „trzeciorzędne cechy płciowe”, czyli z osobami które biologicznie są mężczyznami, nie dziećmi.

Czy to usprawiedliwia kogokolwiek? Czy powoduje, że grzech jest w jakimś stopniu mniejszy? Nie! Ale jeżeli jest to grzech polegający na akcie homoseksualnym, to nazwijmy go po imieniu. Nie mydlmy ludziom oczu, że chodzi tu o pedofilię, bo nie ma to z pedofilią wiele wspólnego.

Pisałem nie raz na mojej stronie, że to jakich mamy księży zależy od tego jakie mamy rodziny, jaką mamy kulturę i cywilizację, jaką mamy rzeczywistość. Jak będziemy dalej promować niemoralne zachowania, jak będziemy prowadzić nachalną propagandę mówiącą, że dobro jest złem, a zło dobrem, to będziemy zbierać to, co siejemy. Księża to nasi bracia i nasi synowie. Są grzesznikami jak my i jak my potrzebują modlitw, wsparcia i dobrej formacji. Jak ktoś cale życie słyszy, że coś jest dobre, moralne, że w tym czymś nic złego nie ma, a mówienie na to coś jak na zło samo w sobie jest złem i namawianiem do nienawiści, to cóż dziwnego, że tak wielu ludzi jest skonfundowanych? Nawet wśród przełożonych Kościoła, którzy sami w myśl źle pojętej miłości bliźniego niejednokrotnie popełniali błędy w wielu przypadkach prób naprawy tego zła.

Dobrze się stało, że Kościół otwarcie mówi o tych błędach i dobrze, że robi wszystko, by się ich ustrzec w przyszłości. Nawet, jak wśród kleru nie jest wcale gorzej z tym niż wśród innych grup społeczeństwa, to jednak od Kościoła wymaga się więcej i dlatego stał się on centrum zainteresować. To pozytywny znak, bo pokazuje, że jednak wierzymy, wiemy, że istnieje obiektywna moralność, obiektywne zło i że Kościół nas tych prawd powinien uczyć.

Uważajmy jednak na słowa jakie wypowiadamy i na to, co one znaczą. Jeżeli ksiądz popełnił grzech polegający na akcie homoseksualnym, nawet z nieletnim, a my uważamy to za niemoralne, a nawet karalne, to nie nazywajmy tego pedofilią. Zwłaszcza, gdy równocześnie gloryfikujemy homoseksualny styl życia i nawołujemy do karania tych, którzy uważają, że aktywny homoseksualizm jest złem. To naprawdę Szczyt hipokryzji i działanie, które powoduje tylko to, że więcej jeszcze młodych ludzi będzie narażonych na przeżycia, jakich nie powinni nigdy doświadczać. Zwłaszcza w Kościele, zwłaszcza od członków kleru, którzy powinni być osobami świętymi, godnymi zaufania i którym każdy powinien móc bezpiecznie się oddać i zaufać.

A co z rzeczywistymi przypadkami pedofilii? Bo zapewne są i takie? Myślę, że tak. Myślę, ba, jestem pewien, że nie ma takiego grzechu, jakiego nie popełniliby członkowie Kościoła. Zarówno szeregowi wierni, jak i kapłani. Cóż, jesteśmy tylko ludźmi. Wszyscy błądzimy. Jednak to nie o tych przypadkach słyszymy, to nie z powodu takich przypadków kilka diecezji w USA musiało ogłosić bankructwo, bo suma odszkodowań zasądzonych przez sądy przekroczyła wartość majątku tych diecezji. To za homoseksualne związki z młodymi mężczyznami płaci Kościół i płacimy my wszyscy. Wstydem i naszymi pieniędzmi, które zamiast pomagać biednym płyną jako odszkodowanie dla tych pokrzywdzonych.

Nie odwracajmy więc kota ogonem, nie przekręcajmy faktów, ale nazywajmy rzeczy tym, czym są rzeczywiście. Bo nie można równocześnie promować pewnych zachowań i podburzać opinii publicznej przeciw tym, którzy kupili tę promocję. Nie można też stosować podwójnych standardów. Seks homoseksualny dla cywilów to najwyższe dobro, ale dla kleru to niewyobrażalne, moralne dno. Albo-albo. Nie można mieć jednego i drugiego. Skoro więc widzimy jasno na przykładzie księży, jakim złem jest tego typu styl życia, to przestańmy go promować, bo spowoduje to tylko więcej tego typu problemów. Była bowiem pewna logika w tym, co było od samego początku:


A wreszcie rzekł Bóg: Uczyńmy człowieka a Nasz obraz, podobnego Nam. Niech panuje nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym, nad bydłem, nad ziemią i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi! Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę. (Rz 1,26-27)

Sunday, April 13, 2008

Nie możecie służyć Bogu i mamonie. (Łk 16:13b)

W ubiegłym tygodniu jechałem z Oregonu do New Jersey i w niedzielę przejeżdżałem niedaleko Cleveland w stanie Ohio. Ponieważ właśnie stamtąd przyjeżdża do nas, do Charlotte, ksiądz, by odprawić w Niedzielę Palmową i w ostatnią niedzielę Adwentu polską mszę, była dobra okazja do rewanżu. Odwiedziłem więc polską parafię pod wezwaniem Świętego Stanisława w Cleveland i wizyta ta zrobiła na mnie tak wielkie wrażenie, że postanowiłem się z Wami nimi podzielić.

Kościół Świętego Stanisława leży w sercu „Słowiańskiej Wioski”, „Slavic Village”. Kiedyś zapewne było to centrum polskiej dzielnicy w tym mieście. Dzielnice takie, w zasadzie getta, pomagały asymilować się nowo przybyłym imigrantom zza oceanu i pozwalały im najłatwiejszy start w nowym kraju. Miały oczywiście one także wady, do których należało głownie to, że w takich dzielnicach można było przez lata doskonale funkcjonować bez znajomości języka angielskiego.

Dzisiaj wszystko to wygląda trochę inaczej. Nasza imigracja, tzw. „solidarnościowa”, ostatnia już wielka fala imigrantów z Polski w zasadzie zupełnie uniknęła przebywania w tego typu dzielnicach. Oczywiście, że ożywiliśmy „Jackowo” w Chicago i Greenpoint w Nowym Jorku, ale raczej przez zasilanie naszymi zarobkami polskich biznesów typu biura turystyczne, restauracje, czy firmy wysyłające paczki do Polski. Jednak większość z nas bardzo szybko uciekła na przedmieścia, by mieszkać w „amerykańskich” dzielnicach, tak typowych dla średniej klasy mieszkańców tego kraju.

W Cleveland widać jeszcze ślady polskości w nazwach okolicznych budynków i biznesów, choć ludność spotykana na ulicach coraz rzadziej ma słowiańskie rysy twarzy. Ja jednak nie o tym chciałem pisać, ale o tym, jak ważne było dla naszych przodków, dla imigrantów z rozbitej rozbiorami, biednej Polski zjednoczenie się w polskiej parafii, która na dodatek musiała wyglądać wspaniale. Wręcz monumentalnie.

Imigranci ci, bardzo biedni, zaczynający tu nowe życie od zera, nie zmuszani przez nikogo z potrzeby własnego serca budowali Panu wspaniałe świątynie. Widziałem to w Chicago, widziałem w Nowym Jorku, widziałem w Tacoma i widziałem w Cleveland. Zapewne tak jest w wielu innych „polskich” miastach. Świadczy to o tym, jak bardzo kochali oni Boga. Hasła ze sztandarów: „Bóg, Honor, Ojczyzna” to nie były puste slogany. To coś dla nich znaczyło. I dawali temu wyraz wyciągając książeczki czekowe.

Pisałem już na swojej stronie o tym, jak niektórych gryzie „przepych Kościoła”. Nie będę powtarzał tu tych samych argumentów, każdy może je sobie przeczytać TUTAJ . Przypomnę tylko, że jak kogoś kochamy, to chcemy mu ofiarować coś cennego. Coś, co świadczy o naszym szacunku do niego. Nie dziwi nas zatem wcale, że właściciele kasyn, hoteli, centrów handlowych, salonów sprzedaży samochodów budują wręcz pałace, by nas, klientów przyciągnąć do siebie. Takie pałace postawione dla nas świadczą bowiem o tym, że jesteśmy dla nich ważni, przez nich kochani. Oczywiście to raczej nasze portfele są przez nich kochane, nie nasze osoby, ale nie o to tutaj chodzi. Chodzi o sam mechanizm powstawania tych pięknych budowli.

Jeżeli więc biznesmen który chce pokazać potencjalnemu klientowi jak bardzo mu na nim zależy, jak bardzo go kocha, (niezależnie od motywów i pobudek tej miłości) rozumie, że forma jego biznesu jest ważna, to czemu nagle niektórzy z nas nie są w stanie zrozumieć, że forma świątyni tym bardziej powinna być ważna? Jeżeli kochamy Boga, to czy nie powinniśmy Mu pokazać tego właśnie w taki sposób? Dlaczego nagle niektórzy uważają, że kościół powinien wyglądać jak magazyn zbożowy,, czy jakaś stara szopa?

Poniżej jest kilka fotek ze ‘Slavic Village” i z kościoła Świętego Stanisława. Klikając na nie spowodujemy, że się otworzą w większym wymiarze. Widać na nich wyraźnie, że kościoły były dla tych ludzi czymś ważnym. Piękny, chyba neogotycki styl, cudowne witraże, malowidła na ścianach, dziesiątki rzeźb, dopracowane szczegóły w środku raczej ubogiej i dość obskurnie wyglądającej dzielnicy. Ludzie, którzy zbudowali tę świątynię nie byli milionerami. Przez siedemdziesiąt lat spłacali długi, jakie musieli zaciągnąć na budowę takiego wspaniałego gmachu. Ale pokazali tym czynem co jest dla nich naprawdę ważne. Bo łatwo jest mówić, ale znacznie trudniej otworzyć portfel i pokazać ile naprawdę nasze gadanie jest warte. Nasi rodacy w Cleveland udowodnili, że nie służyli dwóm panom. Wybrali Boga przed mamoną, a mamonę zatrudnili do tego, by Bogu służyła. Chwała im za to. A my dziś dzięki ich poświęceniu i ofierze mamy taką wspaniałą i piękną świątynię.


Image Hosted by PicturePushImage Hosted by PicturePush Image Hosted by PicturePushImage Hosted by PicturePush Image Hosted by PicturePushImage Hosted by PicturePush Image Hosted by PicturePushImage Hosted by PicturePush Image Hosted by PicturePushImage Hosted by PicturePush Image Hosted by PicturePushImage Hosted by PicturePush Image Hosted by PicturePushImage Hosted by PicturePush Image Hosted by PicturePushImage Hosted by PicturePush Image Hosted by PicturePushImage Hosted by PicturePush Image Hosted by PicturePushImage Hosted by PicturePush Image Hosted by PicturePushImage Hosted by PicturePush Image Hosted by PicturePushImage Hosted by PicturePush Image Hosted by PicturePushImage Hosted by PicturePush Image Hosted by PicturePushImage Hosted by PicturePush

Wednesday, April 02, 2008

Trzecia rocznica śmierci Jana Pawła II



***



...patrzy już na nas z Niebieskiego Watykanu

błogosławi uśmiechem

tych co Go kochają

już może Jezusowi powiedzieć

z wiedzą... bo zasłona spadła

wiary nie potrzeba...

...Panie Ty wiesz że Cię kocham...

już zdaje relacje z powierzonej troski o owce zbłąkane

choć one teraz jak owce pasterza niemające...

szloch i płacz

łzy płyną nie przerwanie

skąd ich tyle ...?

skąd te tłumy...?

przychodzą z ucisku

owce które pokochały Pasterza

i znają glos Jego

zostawione....?

nie !

nie są same

On jest...

On zna ból

zna trwogę tych serc

więc tym bardziej będzie się troszczył

bo Jezus wciąż powtarza Jemu

Paś Owce Moje...

więc otarte jest Niebo

bo okno z którego zawsze nas widział

i w Watykanie pośród Hal Niebieskich

teraz się nie zamknie

wciąż trwa nieprzerwana Audiencja

wysłucha wszystkich

każdego przytuli

przypomni o Maryi

teraz już może trzymać Ją za rękę

prawdziwą

wieniec Róż codziennie

to wciąż to zadanie...

którego nie zapomni przez wieki całe

juz teraz Totus Tuus naprawdę!

rozejrzy się po Halach Błękitu

po graniach i stokach pochodzi

na kremówki do cukiernika pobiegnie

kajakiem na głębię wypłynie

wciąż będzie wołał

w sercach tych co Go kochają

...Niech zstępuje Duch...

nie lękajmy się...

nie trzeba....




(s. Łukasza)