Wednesday, September 07, 2005
Dlaczego zaczęły się powroty do Kościoła Katolickiego?
W jednej kamienicy mieszkało kilka katolickich rodzin i jeden baptysta. Współpraca układała się im doskonale, nie mieli żadnych problemów, z wyjątkiem jednego: Piątkowego obiadu. Gdy katolicy musieli zadowolić się postnym jedzeniem, a co najwyżej jakąś rybką, baptysta ze smakiem zajadał się wspaniałymi stekami, których zapach rozchodził się na całą klatkę schodową. Postanowili więc z tym skończyć. Wysłali delegację do baptysty, i powiedzieli mu: -Musisz zastać katolikiem. -Nie ma problemu, odparł, powiedzcie tylko jak się to robi. –Och, nic prostszego, pójdziesz do księdza, ten cię pokropi wodą święconą i powie: „Byłeś baptystą, teraz jesteś katolikiem.”. Tak też się stało, ale następnego piątku znowu rozchodzi się zapach cebulki i smażonego steku na całą kamienicę. Znowu delegacja odwiedziła byłego już baptystę, mówiąc: -Bracie, teraz, jak jesteś katolikiem, nie możesz jeść w piątki steków. –To nie jest wcale stek, odpowiedział. -Pokropiłem mięso wodą święconą i powiedziałem: „Byłeś stekiem, teraz jesteś rybą”. :)
Oczywiście jest pewien powód, dlaczego opowiadam tu głupawe dowcipy. Chciałbym napisać o tym, czemu ludzie zmieniają swą przynależność do danego kościoła. W Polsce nie jest to jeszcze może zbyt duży problem, gdyż w praktyce Polacy są narodem jednowyznaniowym. Zdecydowana większość uważa się za katolików. Ale widząc na Internecie aktywność członków kościołów protestanckich i tych, znanych tu jako „Evangelical Christian”, baptystów i fundamentalistów nie trudno przewidzieć, że coraz więcej ludzi będzie opuszczało Kościół dla tych sekt.
W samych Stanach Zjednoczonych katolicy są największą grupą chrześcijan. Jest nas około 60 milionów. Tyle, ilu wszystkich protestantów. Tych należących do „tradycyjnych” kościołów poreformacyjnych. Luterańskiego, Kalwińskiego, Anglikańskiego itd. Natomiast „Evangelical Christians” jest około 80 milionów, należących do tysięcy różnych denominacji. To są chrześcijanie nieuważający się za żadnych protestantów. Uważają, że ich „duchowe korzenie” sięgają czasów Jezusa, choć nie bardzo potrafią to uzasadnić historycznie. Często podają przykłady różnych ruchów heretyckich, jako swych przodków, ale gdy sprawdzić, czy wierzą w to, w co wierzyli ci heretycy, okazuje się, że jedyna rzecz łącząca ich z nimi, to opozycja do Kościoła Powszechnego. Wielu z nich to byli katolicy. Ktoś nawet policzył, że gdyby uznać byłych katolików za osobną denominację, za osobną grupę, była by to druga największa grupa chrześcijan w Stanach Zjednoczonych.
W historii chrześcijaństwa, praktycznie od samej reformacji zapoczątkowanej przez Lutra, zjawisko zmiany swej przynależności było niemal zawsze jednokierunkowe. Zawsze ludzie, mniej lub bardziej masowo, opuszczali Kościół Katolicki. Powroty były zazwyczaj tylko sporadyczne. Na przykład z powodu zawarcie małżeństwa między katolikiem, a chrześcijaninem innego wyznania. Choć i w takich przypadkach najczęściej małżonkowie pozostawali przy swej wierze, lub czasem katolik opuszczał Kościół. Pomijam tu zjawisko znane jako „church hopping”, zmianę jednego nie-katolickiego kościoła na inny. Jest to tak normalne wśród protestantów i fundamentalistów, jak wśród nas odwiedzenie innego katolickiego kościoła. Szukają oni często bardziej interesujących kazań, albo jak znajdą niezgodność między ich interpretacją Biblii, a tym, co głosi pastor, szukają bardziej „biblijnego” kościoła.
Jedynym wyjątkiem, jaki ja znam, była połowa XIX w Anglii, „Oxford Movement”, gdzie można było zauważyć masowe powroty do Kościoła Katolickiego, na skutek przejścia na katolicyzm kardynała Johna Henry’ego Newmana. Była to jednak specyficzna sytuacja. Doktrynalnie nie ma wielkich różnic między tymi kościołami, a John Henry Newman był postacią bardzo znaną w Anglii i cieszącą się wielki autorytetem wśród swych anglikańskich braci. Gdy więc postanowił on zostać katolikiem, wielu zaczęło się przyglądać przyczynom takiego kroku.
Od tamtego czasu minęło jednak ponad sto i niewielu pamięta Johna Newmana. Jednak nagle jesteśmy tu, w Stanach, świadkami bardzo podobnego zjawiska: Masowe przejścia na łono Kościoła Katolickiego. W czasie, gdy prasa rozpisuje się o skandalach w Kościele, gdy wydawałoby się, że ucieczki z Kościoła powinny się nasilać, okazuje się, że mamy do czynienia ze zjawiskiem zupełnie odwrotnym.
Parę słów o samym skandalu i o pedofilii wśród księży. Otóż prawda jest taka, że żadnego skandalu pedofilii nie ma. Jest problem homoseksualizmu. Niemal wszystkie udowodnione i nieudowodnione przypadki skandalicznego zachowania się księży, to przypadki stosunków z młodymi mężczyznami. Nie dziećmi. Każdy grzech jest naganny i po kapłanach mamy prawo się spodziewać takiego zachowania, aby świecili na przykładem, ale przekręcaniem faktów i kłamstwami do niczego nie dojdziemy.
Prasa dlatego unika mówienia, że chodzi o problem homoseksualizmu, bo na co dzień udowadnia nam, że homoseksualizm żadnym problemem nie jest. Do tego okazuje się, że statystycznie problem ten wcale nie jest gorszy wśród kleru katolickiego, niż wśród innych grup społecznych. Takich jak nauczyciele, trenerzy młodzieżowi, harcmistrze, pastorzy innych kościołów i inni. Problemem jest to, że od Kościoła najłatwiej wygrać pieniądze w sądzie, więc Kościół stał się „chłopcem do bicia”.
Ludzie, którzy śledzą to bliska, zwłaszcza katolicy, wiedzą, jaka jest prawda. Ludzie widzą niezgodność tego, co pisze prasa z tym, co sami obserwują. W naszej parafii, liczącej ponad 6 tysięcy rodzin, a więc pewnie ponad 20 tysięcy osób, mamy dwóch księży. Zapracowanych, cudownych kapłanów. Bez przerwy słyszę o tym, co nasz proboszcz dobrego uczynił. Na przykład ostatnio koleżanka mojej żony z pracy opowiedziała jej, że jak przyszła poradzić się proboszcza w sprawie męża mającego problem z nałogowym hazardem, nie tylko uzyskała poradę, ale otrzymała czek na 3 tysiące dolarów na zapłacenie zaległych rachunków i kosztów leczenia męża. Nie mówiąc już o misjach naszej parafii na Jamajce i biednych regionach Appalachów. O takich sprawach prasa nie jest skłonna pisać, ale wierni widzą, jakim człowiekiem jest ich ksiądz.
Dlaczego więc odchodzą? Dlaczego ludzie zmieniają swą przynależność do danego kościoła? Każdy ma zapewne inną przyczynę, ale pewne uogólnienia można zrobić. Najpierw przypatrzmy się tym, którzy opuszczają Kościół Katolicki. Przede wszystkim, jestem tego pewien, przyczyną jest nieznajomość naszej wiary. Nikt, kto wie i wierzy, że w Eucharystii przyjmujemy Ciało i Krew, Duszę i Bóstwo samego Jezusa, nie opuści Kościoła. Problem polega na tym, że podobno tylko 1/3 katolików w to naprawdę wierzy.
Nauczanie Kościoła jest trudne i wymagające. Przyjęcie go, gdy się go nie rozumie, jest niemalże niemożliwe. Większość katolików buntuje się i odrzuca naukę o zakazie stosowania środków antykoncepcyjnych. W kraju, gdzie jest tak wiele rozwodów i ponownych małżeństw, także wśród katolików, wielu z nich buntuje się przed tym, że nie mają prawa przystępować w pełni do Stołu Pańskiego i przyjmować Jezusa. Część ludzi po prostu uważa Kościół Katolicki za jedną z wielu denominacji i jak przeprowadzą się w regiony, gdzie katolików jest niewielu, a do kościoła daleko, zaczynają odwiedzać najbliższy zbór.
Są osoby, które szukają czegoś więcej, niż uczestnictwa w nabożeństwie, Więcej nie teologicznie, bo nigdzie więcej nie otrzymamy, niż na mszy. Więcej socjalnie. Ludziom brakuje kontaktu z innymi, podobnie myślącymi. Brakuje spokojnego spotkania, porozmawiania. Nabożeństwo w kościele baptystów trwa dłużej, kazanie jest bardzo często zdecydowanie lepsze, pieśni bardziej porywające za serce i ludzie życzliwsi. Sam kościółek mniejszy, więc łatwiej się poznać i zaprzyjaźnić z innymi wiernymi.
Kościoły katolickie stają się coraz większe. Ludzie nie czekając nawet na ostatnie błogosławieństwo lecą na parking, żeby wyjechać, zanim się zakorkuje wyjazd. Nikt nie myśli o odnalezieniu człowieka, poszukującego pocieszenia, przyjaźni, uśmiechu. Ja to zresztą zrobić, gdy na mszy jest parę tysięcy osób?
Inną przyczyną opuszczania Kościoła jest aktywna praca ewangelizacyjna innych chrześcijan. Wielu z nich uważa Kościół Katolicki za sektę, a wszystkich jego członków za zmierzających prosto do piekła. Uważają więc za swój obowiązek uratować nas od niechybnej zguby. Z kilku powodów, a jednym z nich było świadectwo papieża Jana Pawła II, osób tak uważających jest coraz mniej, ale ciągle są to miliony. Gdy taki „gorący” chrześcijanin spotka katolika słabo znającego wiarę, bardzo łatwo może namówić go na opuszczenie Kościoła. Dużo prościej mu idzie „nawracanie” katolików, niż ludzi niewierzących i nie uznających Jezusa za Boga. Dlatego to katolicy są ich ciągłym celem, a ich kościoły często składają się głownie z byłych katolików.
Czy jest jakieś rozwiązanie tego problemu? Oczywiście. W naszej parafii mamy bardzo wiele grup sąsiedzkich, gdzie można zaspokoić swój głód kontaktu z ludźmi podobnie myślącymi. Mamy ponad setkę różnego rodzaju „apostolatów”, zajmujących się nauką, pomocą, zabawą a nawet gimnastyką i troską o nasze cielesne powłoki. Każdy coś dla siebie znajdzie.
Jakie jednak mogą być motywy przejścia kogoś na katolicyzm? Co może spowodować, że taki baptysta, „Evangelical Christian”, fundamentalista zostanie katolikiem? Jest to tak niezrozumiałe, że wielu z nich po prostu nie wierzy, że takie sytuacje się w ogóle zdarzają. Tymczasem nie tylko się zdarzają, ale stały się już masowym zjawiskiem.
Jest to tym bardziej dziwne, że w przeciwieństwie do procesu odchodzenia od Kościoła powroty są dużo trudniejsze. Może nie dla katolika, bo temu wystarczy spowiedź, ale dla kogoś, kto nigdy katolikiem nie był, to proces trwający kilka miesięcy. Co więcej, oprócz tego traci on trochę ze swego prestiżu. Katolicy nadal są uważani w pewnym sensie za obywateli drugiej kategorii. Nikt więc nie zostanie katolikiem, żeby podnieść się w rankingu społecznej drabiny na wyższy szczebel. Nie mówiąc już o tym, że jedyna grupa społeczna, z której można bezkarnie kpić, wyśmiewać i szydzić, to katolicy.
Nikomu by nawet nie przyszło do głowy robić filmy okpiwające Żydów, Murzynów, nawet Mahometan. Gdy jakaś firma przypadkiem zrobi logo przypominające literę z Koranu, podnosi się taki protest, że musi to natychmiast zmienić. Gdy sprawozdawca sportowy w telewizji powie, że Murzyni są tak sprawni fizycznie, bo kiedyś właściciele niewolników specjalnie dobierali pary małżeńskie, aby wyhodować najsprawniejszych robotników (co jest historycznym faktem), traci pracę. Przykłady można mnożyć. Ale jak powstanie film okpiwający chrześcijaństwo, a zwłaszcza katolicyzm, gdy ktoś napisze książkę, jak choćby ostatnio „Kod da Vinci” niemającą nic wspólnego z historyczną prawdą, a promowaną we wszystkich stacjach telewizyjnych jako najprawdziwsza rzeczywistość, to nikomu w tym anglosaskim kraju to nie przeszkadza.
Czemu więc te nawrócenia? Skąd to się wzięło? Jeżeli bym się miał pokusić o jakąś analizę tego zjawiska, mógłbym podać tych kilka przyczyn:
Przede wszystkim organizacja znana pod nazwą „Catholic Answers”. Założona przez Karla Keatinga, byłego protestanta, autora doskonałej książki „Catholicism and Fundamentalism” i wielu innych. Organizacja ta działająca od ponad 20 lat, od ponad pięciu ma codzienną audycję radiową tłumaczącą wiarę katolicką. Wielu konwertytów ostatnich lat nie ukrywa, że to właśnie kontakt z tą organizacją spowodował, że zdecydowali się oni na przejście na katolicyzm.
Inną znaczącą postacią w tym zjawisku jest Scott Hahn. U góry tej stronki są linki do wywiadu z nim i dwóch rozdziałów jego książki, opisującej jego zmagania i drogę do Kościoła Katolickiego. Scott był wschodzącą gwiazdą wśród teologów protestanckich. Mimo młodego wieku miał propozycję zostania dziekanem w seminarium kształcącym pastorów. Otwierała się przed nim błyskotliwa kariera. Zrezygnował z niej jednak, aby pozostać w zgodzie ze swym sumieniem. Odkrywszy w swych intensywnych studiach, że to jednak Kościół Katolicki jest tym, który założył Jezus, musiał zrezygnować z kariery, pracy, pozbawić się środków do życia i zostać katolikiem. katolikiem jego sytuacji było to o tyle dodatkowo trudne, że jego żona, także z ukończonymi studiami teologicznymi i córka pastora, nie chciała wtedy nawet słyszeć o tym, żeby zostać katoliczką. Jak to się skończyło, możecie się dowiedzieć z wywiadu z Hahnem.
Taśma z nagranym świadectwem Hahna została wydana w milionach egzemplarzy i krążą one do dziś po Stanach. Słuchając świadectw innych konwertytów, jego nazwisko powtarza się w niemal każdym z nich, tak wielki jest wpływ tej niezwykłej osoby na opisywane przeze mnie zjawisko.
Kolejną postacią jest Marcus Grodi. Kolega Scotta Hahna z seminarium, sam także pastor, pod jego wpływem zaczął studiować katolicyzm i sam został katolikiem. Założył też organizację „Coming Home Network” pomagającą pastorom w trudnym procesie zaczynania nowego życia jako katolicy. Prowadzi też on bardzo popularną audycję radiową „The Journey Home”, gdzie co tydzień spotyka się z kimś, kto przeszedł na katolicyzm, słucha jego świadectwa i następnie odpowiadają na pytania osób dzwoniących do studia.
Takich osób jest znacznie więcej: Tim Staples, Steven Ray, Thomas Howard, Peter Kreeft i wielu, wielu innych. Najwspanialsi katolicy w Stanach to byli protestanci. Być może dlatego, że tak trudną drogę przeszli. Ale jest też wielu katolików, którzy odgrywają w tym zjawisku rolę. Przede wszystkim ojciec Mitch (Mieczysław) Pacwa, syn polskiego emigranta, kierowcy i handlarza używanymi samochodami. Wychowany w Chicago, w raczej ubogiej rodzinie, został jednym z najlepiej wykształconych Jezuitów amerykańskich. A na pewno najbardziej znanym i widocznym. Zna kilka języków, łącznie z aramejskim, hebrajskim, arabskim, starożytną greką i łaciną. Zna też doskonale Biblię i zawsze wyjaśnia jej znaczenie z oryginalnych tekstów. Prowadzi wiele audycji w katolickim radiu EWTN. W Polsce jest wydana co najmniej jedna książka jego autorstwa: „Katolicy wobec New Age”.
Żeby jednak wszystkie te osoby mogły dotrzeć do nas, potrzebny jest środek przekazu. Tym została stacja telewizyjna matki Angeliki. O niej samej napiszę ponownie niedługo, gdyż jutro ukazuje się jej biografia, którą z przyjemnością przeczytam. Dziś tylko powiem, że 24 lata temu założyła ona w garażu swego konwentu studio telewizyjne, które nadawało kilka godzin dziennie katolickie audycje za pośrednictwem kilku lokalnych kablowych sieci. Dziś jej imperium dociera do ponad stu milionów ludzi na całym świecie, w języku angielskim i hiszpańskim, w programach radiowych i telewizyjnych. A są to programy doskonałe, wspaniale tłumaczące naszą wiarę. Dzięki nim nie tylko tysiące chrześcijan przychodzi do kościoła przyjąć pełnię wiary, ale także wielu katolików poznaje swą wiarę lepiej, co powoduje, że przestają oni od Kościoła odchodzić.
Sługa Boży arcybiskup Fulton Sheen, żyjący w Stanach w połowie XX wieku, powiedział kiedyś, że w Ameryce nie ma nawet stu osób, które by nienawidziły Kościół Katolicki. Są natomiast miliony nienawidzące to, co mylnie uważają za Kościół Katolicki. Dzięki medialnemu imperium matki Angeliki, dzięki takim osobom jak Hahn, Keating i inni, coraz mniej osób ma mylne pojęcie o naszym Kościele. Coraz więcej osób widzi bezsens rozbicia chrześcijaństwa. I co najważniejsze, wszystkie te powroty do Kościoła są zawsze głęboko przemyślane. Nikt nie zostaje katolikiem z niskich pobudek. To są bardzo wartościowe, głębokie decyzje. I mam wrażenie, że to dopiero początek. Jestem przekonany, że będziemy świadkami nasilania się tego zjawiska, w miarę, jak więcej ludzi będzie poznawało prawdę o Kościele Katolickim.
Jeżeli ktoś zna angielski, może słuchać radia EWTN na żywo. Może też korzystać z tysięcy zarchiwizowanych audycji. Linki do archiwum EWTN i do archiwum audycji organizacji Karla Keatinga są u góry strony www.polon.us. Aby odnaleźć audycję Marcusa Grodi wystarczy wpisać jego nazwisko, albo tytuł „The Journey Home” do wyszukiwarki. Na stronie Catholic Answers najciekawsze są wtorkowe i czwartkowe audycje typu „otwarty mikrofon”, gdzie sami słuchacze decydują na jaki temat pytać. Polecam i zapraszam. Naprawdę warto.
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment