Wednesday, June 25, 2008

Orędzie z Medjugorie 25 VI 2008

Drogie dzieci! Również dzisiaj, z wielką radością w moim sercu, wzywam was, byście mnie naśladowali i słuchali moich orędzi. Z radością nieście pokój i miłość w tym niespokojnym świecie. Jestem z wami i wszystkich was błogosławię z moim Synem Jezusem Królem Pokoju. Dziękuję wam, że odpowiedzieliście na moje wezwanie.

Saturday, June 21, 2008

Kościół Katolicki. Dyskusja na forum.

Poniżej jest mój post będący odpowiedzią na kilka zarzutów pod adresem Kościoła. Jest to fragment dyskusji, w jaką się włączyłem na pewnym forum polskich protestantów. Ponieważ jednak nie każdy czytelnik mojej strony odwiedza protestanckie fora, a zarzuty z jakimi tam się spotkałem są dość popularne, skopiowałem swoją wypowiedź tutaj. Cytaty są pisane czarną czcionką, moje odpowiedzi, także te cytowane, są niebieskie:


św.tomek napisał/a:
hiob napisał/a:
Ale są pewne wersety Biblii, które wręcz nie mają sensu, gdyby nie było zinstytucjonalizowanego Kościoła.


jeśli są - to na pewno potrafisz je zacytować
chyba, że jednak ich nie ma :)



Tomku, zapraszam do lektury.


Machu Picchu napisał/a:
Biblia. Znam czy nie znam. Pomyślmy. Czytasz ją jak sądzę. Ja także. Nie znajduję w niej tego co Ty. Więc może zamiast stwierdzać, że 'księżyc jest z żółtego sera', kiedyś czytałam taką dykteryjkę, napiszesz mi które fragmenty księgi są bez sensu. Gdyby kościół nie był organizacją.


Machu Picchu, takie odwracanie kota ogonem do niczego nie prowadzi. Biblia nigdzie nie podaje nam wiadomości o tym z czego zbudowany jest księżyc, natomiast ma fragmenty, które pokazują jednoznacznie, że Kościół to nie jest jakaś luźna wspólnota serc i dusz, ale bardzo konkretna instytucja, mająca dar autorytatywnego nauczania i interpretacji depozytu wiary. Oto przykład z 1. listu św. Pawła do Tymoteusza 3,15, w tłumaczeniu Biblii Gdańskiej i Biblii Warszawskiej:

A jeźlibym omieszkał, abyś wiedział, jako się masz w domu Bożym sprawować, który jest kościołem Boga żywego, filarem i utwierdzeniem prawdy.
(BG)

Gdyby jednak przyjście moje się odwlokło, to masz wiedzieć, jak należy postępować w domu Bożym, który jest Kościołem Boga żywego, filarem i podwaliną prawdy. (BW)

Jeżeli Dom Boży, Kościół Boga żywego jest filarem i utwierdzeniem, czy fundamentem prawdy, to musi tej prawdy nauczać jednoznacznie i autorytatywnie. Ale by to robić, musi to być bardzo konkretny, obecny i widoczny fizycznie zinstytucjonalizowany Kościół. I tak było od początku, od czasów apostolskich. Teraz, gdy mamy ponad 30 tysięcy denominacji chrześcijańskich, z których każda uczy czegoś innego w bardzo istotnych dziedzinach, w dziedzinach wiary i moralności, w tym jak się osiąga zbawienie, to ten werset staje się kpiną. On ma tylko sens w kontekście jednego i autorytatywnego Kościoła.

Inny przykład. Tym razem słowa samego Pana. Ewangleia Mateusza 18,15-18:

Gdy brat twój zgrzeszy , idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata. Jeśli zaś nie usłucha, weź z sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków oparła się cała sprawa. Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi! A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik! Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co zwiążecie na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążecie na ziemi, będzie rozwiązane w niebie.


Podaję tłumaczenie Tysiąclatki z pewnego powodu. Tylko tutaj słowo "ekklesia" jest przetłumaczone jako "Kościół". BW i BG tłumaczą bezsensownie "zbór". Albo raczej nie tyle bezsensownie, co w celu przekręcenia znaczenia tego wersetu. Oczywiście słowo "ἐκκλησίᾳ", "ekklesia" w innych miejscach, jak choćby w pierwszym cytowanym przeze mnie wersecie, jest tłumaczone jako "kościół". Ale jest to dokładnie to samo słowo.

Pomijając jednak przyczyny dlaczego protestanci inaczej tłumaczą to samo słowo w zależności od tego, co chcą narzucić czytelnikom Biblii, to i tak werset ten ma sens tylko wtedy, gdy mamy jeden Kościół. I to bardzo konkretny, fizyczny, z konkretnym nauczaniem i z możliwością autorytatywnego upominania i korygowania wiernych, włącznie z karą ekskomuniki. Gdy bowiem, załóżmy, jakiś zbór Baptystów upomni ostro swego członka, to jakie to ma konsekwencje? Żadne! Nie tylko zbór Prezbiterian, czy Luteran, czy innych chrześcijan przyjmie go z otwartymi ramionami, ale nawet inni Baptyści to uczynią. Jest bowiem podobno sześć tysięcy różnych kościołów uważających się za "Baptystów" i diametralnie różniących się swoim nauczaniem.

Jeden z byłych pastorów dając świadectwo swej drogi do Kościoła Katolickiego właśnie ten fragment Biblii uznał za jeden z kamieni milowych jego pielgrzymki. Opowiadał, jak mieli w swym zborze "prezbitera", świeckiego członka zarządu rady kościoła, która to rada decydowała o wielu sprawach zboru. Także doktrynalnych. Prezbiter ten opuścił żonę i dzieci i po rozwodzie związał się z młodą dziewczyną, odmawiając na dodatek świadczeń dla swych dzieci z pierwszego małżeństwa. Pastor ten upomniał go, a gdy nie dało to żadnych rezultatów, pozbawiono go funkcji i nakazano mu opuszczenie zgromadzenia, aż do nawrócenia się. Po miesiącu pastor ten dowiedział się, że jego były prezbiter otrzymał podobną funkcję w zborze po drugiej stronie miasteczka.Powiadomił pastora, myśląc, że tamten nie zna całej sytuacji, ale okazało się, że nie tylko znał on ją doskonale, ale sam będąc dwukrotnie rozwiedzionym nie widział nic złego w postępowaniu tego prezbitera. I takie sytuacje są nieuniknione, gdy mamy rozbicie w Kościele. Nakaz Jezusa nagle staje się jakimś ponurym żartem.

Jeszcze jeden przykład:

Innej jednak Ewangelii nie ma: są tylko jacyś ludzie, którzy sieją wśród was zamęt i którzy chcieliby przekręcić Ewangelię Chrystusową. Ale gdybyśmy nawet my lub anioł z nieba głosił wam Ewangelię różną od tej, którą wam głosiliśmy - niech będzie przeklęty! Już to przedtem powiedzieliśmy, a teraz jeszcze mówię: Gdyby wam kto głosił Ewangelię różną od tej, którą /od nas/ otrzymaliście - niech będzie przeklęty! (Ga 1, 7-9)

Bardzo mocne słowa apostoła Pawła. Ale co z nich wynika w dzisiejszych czasach? Nic! Dlaczego? Bo każda z 38 tysięcy zborów, sekt, denominacji, konfesji, czy jak je chcecie nazwać uczy innej Ewangelii. I kto niby ma je uznać za "przeklętą"? Słowo tu występujące, to "anathema", "ἀνάθεμα". Słowo używane niejednokrotnie w dokumentach Kościoła Katolickiego, ale jak ma ogłosić kogoś "anathema" jakiś zbór? Toż ludzie, przynajmniej tutaj, gdzie mieszkam, zmieniają swe denominacje częściej, niż bieliznę. Nikt nie uważa żadnego pastora, żadnego zboru za autorytatywny i jak tylko komuś nie podoba się ta ewangelia jaką słyszy dzisiaj, za tydzień znajdzie inny kościół, gdzie będą głosić zupełnie inną ewangelię.

Nic dziwnego, że od czasu reformacji całe chrześcijaństwo staje się kpiną.

Riddick napisał/a:
Cytat:
który ma za swego papieża następcę Piotra w rzymskiej siedzibie.

Ciekawe, że rzym był nazywany babilonem... Poza tym nigdzie nie ma napisane ze Piotr ma dowodzić w kościele, ani nigdzie nie ma że ma mieć siedzibe w rzymie. Wszyscy biskupi są następcami Apostołów, nigdzie nie ma że jeden biskup ma sie wywyższać nad innych i narzucać im swoją wolę... Piotr nie był nieomylny, to dlaczego papież tak twierdzi? Kościół katolicki z siedzibą w rzymie to ten kościół, który w 1054 odszedł od Kościoła Powszechnego. Taka prawda.


Znowu widzę tu problemy ze słabą znajomością Biblii. Poruszyłeś tu kilka spraw i pozwól, że się po kolei do nich ustosunkuję.

Przede wszystkim wcale nie jest takie pewne, że to właśnie Rzym był nazwany Babilonem. Nie wiem do którego fragmentu Biblii nawiązujesz, ale domyślam się, że do Apokalipsy. Ale w Apokalipsie, na przykład w rozdziale 16. "Babilon" jest używany zamiennie z "Wielkim Miastem". Ale ta sama Apokalipsa wcześniej uczy nas, że:

A zwłoki ich /leżeć/ będą na placu wielkiego miasta, które duchowo zwie się: Sodoma i Egipt, gdzie także ukrzyżowano ich Pana. (Ap 11,8)

Ale gdzie ukrzyżowano Pana? W Jerozolimie, nie w Rzymie! Tym bardziej, że Jerozolima także jest zbudowana na siedmiu wzgórzach. Jednak przyjmijmy, że ten "Babilon" także oznacza Rzym. Ciągle jednak mamy problem. Rzym co prawda jest zbudowany na siedmiu wzgórzach, jednak siedziba Kościoła, Watykan, nie jest częścią żadnego z nich. Dlaczego? Bo siedem wzgórz Rzymy znajduje się na wschodnim brzegu Tybru, a Watykan jest na Zatybrzu, po drugiej stronie rzeki. Apokalipsa mówiąc więc o mieście z siedmioma wzgórzami nie uwzględnia wśród nich wcale wzgórza watykańskiego, nie będącego częścią Rzymu.

Bardzo wiele symboli w Biblii ma wielowarstwowe znaczenia. Szczególnie w takich księgach, jak Apokalipsa. Tym bardziej, że św. Piotr, pisząc z Rzymu i chcąc uchronić siebie i swych współwyznawców przed prześladowaniami właśnie w taki sposób określa miejsce swego pobytu:

Pozdrawia was ta, która jest w Babilonie razem z wami wybrana, oraz Marek, mój syn. (1 P 5,13)

Ale na jakiej podstawie można twierdzić, że to nazwanie Rzymu Babilonem ma cokolwiek wspólnego z Kościołem Jezusa? Te słowa są napisane w czasach, gdy Rzym prześladował Żydów i chrześcijan. Gdy władze imperium niszczyły prawdziwą wiarę i jej wyznawców. Jednak dzięki wielkiej Łasce Bożej chrześcijaństwo było w stanie pokonać tamtą cywilizację i zbudować nową, chrześcijańską. Wypełniły się proroctwa i objawiła się moc Boga żywego. A teraz nagle, dwa tysiące lat później jacyś ludzie stawiają wszystko na głowie i ogłaszają "rewelacje", że to właśnie swój własny Kościół miał na myśli Jezus mówiąc o Babilonie? Ani to nie ma sensu, ani nie ma żadnych śladów w historii na taką interpretację. Jest to nowinka podsycana antykatolicką propagandą. Nic więcej.

Piszesz dalej:

Riddick napisał/a:
...Poza tym nigdzie nie ma napisane ze Piotr ma dowodzić w kościele, ani nigdzie nie ma że ma mieć siedzibe w rzymie. Wszyscy biskupi są następcami Apostołów, nigdzie nie ma że jeden biskup ma sie wywyższać nad innych i narzucać im swoją wolę... Piotr nie był nieomylny, to dlaczego papież tak twierdzi? ...


Otóż pisze, pisze, ale trzeba rozumieć co się czyta. Trzeba poznać dogłębnie Biblię, a nie pobieżnie powtarzać tylko kilka wybranych wersetów. Przede wszystkim zawsze w Biblii Piotr jest wymieniany jako pierwszy wśród apostołów. Nie jest to żadnym przypadkiem, jest to z jakiegoś powodu. Poza tym tylko Piotr ma indywidualną charyzmę "wiązania" na ziemi:

Otóż i Ja tobie powiadam: Ty jesteś Piotr [czyli Skała], i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą. I tobie dam klucze królestwa niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie. (Mt 16,18-19)

Jakże można twierdzić, że Piotr nie ma daru nieomylnego nauczania, skoro ma taki dar? Bóg sam poddaje się decyzjom Piotra, całe Niebo jest im podporządkowane. Załóżmy teoretycznie, że Piotr by się pomylił i zaczął nauczać, że coś, co obiektywnie jest grzechem, tym grzechem nie jest. Jakie byłyby tego konsekwencje? Wręcz niewyobrażalne! W niebie mielibyśmy grzeszników, którzy nie żałowali za swoje grzechy? Bo Piotr uznałby, że ich grzech nie jest grzechem, a niebo, a Bóg musiałby się temu podporządkować, bo dał słowo? Toż to jakiś koszmar! Apokalipsa, skoro już jesteśmy przy tej Księdze, wyraźnie naucza, że nic nieczystego nie wejdzie do Królestwa:

A nic nieczystego do niego nie wejdzie ani ten, co popełnia ohydę i kłamstwo... (Ap 21,27a)

... a więc możemy być pewni, że Piotr będzie nas zawsze nauczał nieomylnie i pewnie.

Wiem, że zapewne są osoby, które nie widzą niczego potwornego w takim scenariuszu. Coraz mniej ludzi w ogóle uznaje, że istnieje coś takiego jak grzech, jak obiektywna Prawda, jak zło itd. Ale zapewniam Cię, że nawet jak ludziom jest wszystko jedno, to nie jest wszystko jedno Bogu. On, po trzykroć Święty, samą swoją obecnością zniszczył by wszystko nieczyste, co by stanęło z Nim twarzą w Twarz. Nic dziwnego, że Żydzi, rozumiejąc to doskonale, przywiązywali najwyższemu arcykapłanowi do nogi sznurek, gdy raz w roku szedł do Tabernakulum. Wierzono bowiem, że gdyby okazał się on grzesznikiem, nie przeżyłby spotkania z Bogiem obecnym tam w szczególny sposób. Dlatego właśnie, jestem przekonany, możemy przyjąć za pewne, że Bóg dając Piotrowi taki dar, dał mu też specjalną protekcję Ducha Świętego chroniącego go od ogłoszenia błędów w zakresie nauczania wiary i moralności.

Powiesz, że dar taki mają także inni apostołowie? To prawda. Dwa rozdziały dalej Jezus udziela tego samego daru wszystkim apostołom:

Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co zwiążecie na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążecie na ziemi, będzie rozwiązane w niebie. (Mt 18,18)

Zauważ jednak, że nie jest to taki sam dar. Nie otrzymał go żaden indywidualny apostoł, ale wszyscy razem. I tak właśnie od wieków uczy Kościół Katolicki: Dar nieomylnego nauczania ma indywidualnie papież i taki sam dar mają wszyscy biskupi, gdy nauczają czegoś zgodnie i w harmonii z nauczaniem papieża. Każdy indywidualny biskup, czy nawet jakiś krajowy synod biskupów może się mylić. Ale gdy wszyscy biskupi wspólnie ogłoszą jakąś naukę za prawdziwą, albo gdy uczyni to indywidualnie papież (oczywiście w kontekście nauczania Kościoła Powszechnego, nie w kontekście np. luźnej uwagi na obiedzie z emerytowanymi zakonnicami jakiegoś rzymskiego monastyru), to możemy być pewni,że nauka ta jest prawdziwa.

No dobrze, może ktoś powie, ale dlaczego twierdzę, że dar ten, nawet jak miał go Piotr, przeszedł na jego następców? To proste. Znowu kłania się znajomość Biblii. A konkretnie symbol kluczy. Tylko Piotr je otrzymał i jest to bezpośrednie nawiązanie do proroka Izajasza:

Tak mówi Pan, Bóg Zastępów: Idź, wejdź do tego ministra, do Szebny, zarządcy pałacu, który sobie wykuwa grobowiec wysoko i w skale drąży dla siebie komnatę: Co ty tu posiadasz i kogo ty masz tutaj, żeś sobie tu wyciosał grobowiec? Oto Pan zrzuci cię, człowiecze, z wielkim rozmachem i uchwyci cię jednym chwytem, i tocząc cię zwinie w kłębek jak piłkę, rzucając po ziemi przestronnej. Tam umrzesz i tam pójdą pojazdy, z których się chlubiłeś, o ty, zakało domu twego pana! Gdy strącę cię z twego urzędu i przepędzę cię z twojej posady, tegoż dnia powołam sługę mego, Eliakima, syna Chilkiasza. Oblokę go w twoją tunikę, przepaszę go twoim pasem, twoją władzę oddam w jego ręce: on będzie ojcem dla mieszkańców Jeruzalem oraz dla domu Judy. Położę klucz domu Dawidowego na jego ramieniu; gdy on otworzy, nikt nie zamknie, gdy on zamknie, nikt nie otworzy.
(Iz 22:15-22)

Podobieństwa doboru słów nie są tu przypadkowe. Słowa Jezusa o "związaniu" są nawiązaniem do tych słów o "zamknięciu". Piotr jest porównany do klucznika, namiestnika, czy zarządcy, który pod nieobecność Pana zarządza Królestwem. Klucze są symbolem urzędu i gdy jeden urzędnik z jakiegoś powodu odchodzi, Pan przekazuje klucze następcy, bo Królestwo nie może pozostać bez namiestnika, dopóki Pana nie ma. Dlatego właśnie Jezus powiedział, że daje Piotrowi klucze. By było jasne, że jest to utworzenie urzędu, nie rola na kilkanaście, czy kilkadziesiąt lat, po których musiałby nastąpić chaos i zamieszanie.

I masz rację, że papież nie powinien się wywyższać. Jak się wywyższa, grzeszy. Ale powinien nauczać autorytatywnie i nie przepraszać za to. Papież nie może być "politycznie poprawny" i nie może przemilczać niewygodnych prawd. I czy to będzie Paweł VI nauczający prawdy o złu antykoncepcji w swej encyklice Humanae Vitae, czy Benedykt XVI nauczający prawdy o Islamie, obaj mają rację niezależnie od wzburzenia niektórych ludzi, którzy woleliby, bu Kościół zamilkł. A jak ktoś błądzi, to Kościół ustami papieża powinien upominać. Tak, jak robił to sam Jezus.

A że Biblia nam pokazuje, że Piotr grzeszył? A nawet, że w praktyce nie zawsze się stosował do tego, czego nauczał? Cóż. To tylko pokazuje, że nie był on "supermanem", ale takim samym człowiekiem jak ja i Ty. Bo charyzmat mu dany nie chroni go, ani żadnego papieża, od popełniania grzechów. Z tego co wiem, Jan Paweł II spowiadał się co tydzień. Jednak Kościół nigdy nie twierdził, że papież nie grzeszy, anie nawet, że nie zawsze zna prawdę. Gdybyś zapytał Benedykta XVI kto zdobędzie puchar Europy na trwających właśnie mistrzostwach, prawdopodobnie papież by się pomylił wybierając swój ulubiony zespół. Ale nie można mylić tych rzeczy z darem nieomylnego nauczania w sprawach wiary i moralności.

Natomiast co do tego, że nigdzie nie jest napisane, że Kościół ma mieć siedzibę w Rzymie, to masz rację. Ani nie jest napisane, ani nie ma to żadnego znaczenia. Kościół nie dlatego ma siedzibę w Rzymie, że jest "Rzymski", ale dlatego jest "Rzymski", że akurat tam ma siedzibę. Z teologicznego punktu widzenia nie ma to żadnego znaczenia. Jest to tylko stwierdzenie faktu.

św.tomek napisał/a:

Rzecz w tym, hiobie, że historyk może jedynie stwierdzić, kto trzyma w swojej łapce pieczątkę firmową i akt notarialny stwierdzający własność działek na wzgórzu watykańskim... :)

Natomiast żaden historyk - ani ten rzetelny, ani ten, którego Ty sobie uznajesz za propagandystę - nie ma możliwości stwierdzenia, nad kim Duch Święty roztacza swoją asystencję.

Jeśli jednak mamy sie trzymac świadectwa historyków, to uzyskamy niemal 100%-wą pewność, że "ciągłość" o której piszez, pękła jak wytarta gumka od starych kaleson gdzieś między V i X wiekiem, kiedy to o przekazywaniu "sukcesji" decydowały nie kwestie duchowem czy moralne, tylko brudne prywatne interesiki lokalnych ksążatek italskich...

To smutne, ale to historyczny FAKT.


"Niemal 100%-wą pewność"? Więc podaj konkretnie kiedy to się stało? Skoro mamy taką pewność to nie powinniśmy mieć problemu z jakimś bliższym określeniem tego terminu i okoliczności?

Piszesz, że o sukcesji decydowały względy polityczne, finansowe, pycha itd, itp. I wiesz co? Zgadzam się z Tobą całkowicie. Były okresy w Kościele, gdzie często wśród Jego najwyższych dostojników było bardzo cienko z głoszeniem Ewangelii, a jeszcze gorzej z praktykowaniem tego, co głosić powinni. Ale co z tego? Dlaczego niby te fakty miałyby spowodować nieważność sukcesji apostolskiej?

Kościół jest "jeden, święty, powszechny i apostolski" nie dlatego, że każdy jego członek, od szeregowego wiernego po kardynałów i papieża jest święty, ale dlatego, że ma szczególną opiekę Ducha Świętego. Swoją opinią, prawdę mówiąc, obrażasz Boga, bo twierdzisz, że człowiek swoją działalnością mógłby pozbawić Boga mocy wypełnienia swej obietnicy. Ale ja mam trochę lepsze zdanie o Duchu Świętym. Jak Jezus obiecał, że "bramy piekielne" nie przemogą Kościoła zbudowanego na Skale, którą jest Piotr, to ja, jak małe dziecko, wierzę Jezusowi. Jak jest On Bogiem, a jest Nim z pewnością, to Jego obietnica musi się spełnić. Jak obiecał, że przyśle Pocieszyciela, Ducha Prawdy, jak mówi, że nie zostawi nas sierotami, to tak z pewnością będzie. Tak z pewnością było i tak jest nadal. Więc Kościół, mimo okresów niezbyt chwalebnych, przeszedł przez nie zwycięsko, jak okręt przez burzę. Inaczej musielibyśmy uznać, że Jezus jest kłamcą, a to, jak sam chyba wiesz, nie jest możliwe.

Wszystkie te historyczne fakty, o których wspominasz, świadczą tylko o jednym. O tym, że Kościół Jezusa przetrwa do końca czasów nie dlatego, że my jesteśmy tacy wspaniali, ale dlatego, że to Bóg jest taki. To tylko Jego zasługa, samego Boga, że Kościoła nie przemogły piekielne bramy. Znana jest pewna wymiana zdań między jakimś protestantem-obserwatorem Drugiego Soboru Watykańskiego, a jednym z kardynałów tam obecnych. Nie przypominam sobie szczegółów, nie są one istotne, ale pamiętam z grubsza o co chodziło. Gdy ten protestant wyraził uwagę na temat możliwości zniszczenia Kościoła, kardynał odparł na pół żartobliwie: "My staraliśmy się to uczynić przez wiele stuleci, calkiem bezskutecznie. Nie ma więc obawy, by się to mogło kiedykolwiek stać."

I taka jest prawda o Kościele. Wielu wiernych, księży, biskupów, kardynałów i papieży zrobiło wiele, by zniszczyć Kościół. Ale jak w czasach Jezusa Judasz nie mógł tego dokonać, tak teraz także nie jest to możliwe. Bo Kościół nie jest instytucją zbudowaną przez człowieka i człowiek nie ma takiej mocy, by Go zniszczyć. Nie mówiąc już o tym, że na każdego "złego" członka Kościoła przypada wielu świętych. Nie znaczy to, że są oni bezgrzeszni. Droga do świętości nigdy nie jest prosta. Ale też nie sugeruj, że w Kościele przez pół tysiąclecia mieliśmy samych kryminalistów i karierowiczów wśród papieży i biskupów, bo jest to po prostu nieprawda.

św.tomek napisał/a:
hiob napisał/a:
A co do stwierdzenia, że Kościół to wspólnota, anie organizacja, to tak może napisać tylko ktoś, kto nie zna Biblii. Dzieje Apostolskie i listy Pawłowe wyraźnie ukazują nam Kościół jako organizację. Instytucję.


nie

NT ukazuje nam Kościół, któy SIE ORGANIZOWAŁ,bo wszystko co ludzie robia trzeba zorganzować

a ktos kto zna Biblie, ten wie, że NT przedstawia Kościół jak Ciało Chrystusa, w którym Chrystus jest głową, a członki się z Nim łaczą poprzez duchowe więzi, a nie jako organizację


Na ten zarzut już odpowiedziałem powyżej, nie ma więc potrzeby powtarzać argumentów. Dodam jedynie, że masz rację w tym sensie, że przez chrzest wszyscy stajemy się członkami Ciała Chrystusa. Protestant ochrzczony "W Imię Ojca i syna i Ducha Świętego", czy to jako niemowlę, czy jako dorosły, nie jest ponownie chrzczony w Kościele Katolickim, bo Kościół uczy, że jest tylko jeden ważny chrzest. I każdy protestant, ewangelik, fundamentalista ochrzczony w powyższy sposób staje się członkiem Kościoła Powszechnego, mistycznego ciała Chrystusa. Nie można jednak stawiać sprawy w taki sposób, że mamy albo mistyczne zjednoczenie wszystkich dusz, albo instytucję. Mamy jedno i drugie. Katolik który opuszcza Kościół nie przestaje być chrześcijaninem. Nie znaczy to, że nie ma znaczenia, czy jesteśmy zjednoczeni w pełni z Kościołem Jezusa, czy tylko mamy część, niedoskonały związek. Ale nikt w Kościele nie neguje faktu, że bracia odłączeni są także chrześcijanami i że są w jakimś duchowym związku z Kościołem Jezusa.

Polecam ostrożne przeczytanie choćby dokumentu Dominus Iesus, gdzie kardynał Ratzinger więcej pisze na ten temat.

Pozdrawiam Was, bracia, serdecznie i mam wrażenie, że nie jest to ostatnia wymiana naszych poglądów. Zapraszam także na moje forum, www.katolik.us.

Saturday, June 07, 2008

Książę Kaspian

Mówiąc o filmach, to przedwczoraj byłem znowu w kinie. Tym razem na „Opowieściach z Narnii: Książę Kaspian”. To oczywiście druga część sfilmowanej powieści CS Lewisa pod wspólnym tytułem „Opowieści z Narnii”. Film, podobnie jak jego pierwsza część, o której pisałem TUTAJ, bardzo mi się podobał. Nie tylko dlatego, że jest doskonale nakręcony, ma kapitalne efekty techniczne i doskonałą animację, ale głównie dlatego, że ma takie wspaniałe przesłanie.

W pierwszym filmie Aslan, lew będący symbolem Jezusa, zbawia Narnię oddając za nią życie. W Narnii minęło 1300 lat i źli ludzie przejęli władzę. Nikt już nie wierzy w Aslana. Nikt, poza małą Lucy. A gdy ona odnajduje Go i prosi o pomoc, Aslan mówi jej, że już nie może po raz drugi umrzeć za Narnię. Jednak zbawienie i tak przychodzi. Rozbudzone przez Aslana drzewa niszczą przeciwników, a wzburzone wody rzeki zbawiają mieszkańców Narnii.

Symbolika i wymowa tego filmu jest jednoznaczna. Uczy nas, że zostajemy zbawieni przez wodę, przez chrzest i uczy nas, że modlitwy są skuteczną drogą szukania pomocy. Rycerze Aslana, drzewa, jak rycerze Boga, aniołowie, ratują Narnian przed mocami Złego. Ten film jest więc doskonałym narzędziem nie tylko dla katechetów uczących małe dzieci, ale także dla rodziców. Może nawet przede wszystkim dla rodziców, bo to rodzice muszą przekazać swą wiarę dzieciom. Jak oni tego nie zrobią, to nawet najlepszy katecheta jest skazany na porażkę.

My widzieliśmy ten film całą rodziną. Moje dzieci są już prawie dorosłe, Kuba ma 16 lat, Wiktoria 18. I wszystkim nam się film bardzo podobał. Myślę, że dzieci w każdym wieku, od ośmiu do osiemdziesięciu lat obejrzą film z zainteresowaniem. No, może dla ośmiolatków niektóre sceny są zbyt drastyczne. Nie wiem. Ośmiolatki dzisiaj są inne, niż w czasach, gdy ja miałem osiem lat. To, czy mogą one film zobaczyć muszą ocenić sami rodzice. Moim zdaniem tak, ale niektóre dzieci są bardzo wrażliwe i te pewnie nie powinny być narażone na niektóre sceny filmu. Jednak samo przesłanie filmu jest na pewno zrozumiałe nawet dla tak małych dzieci.

Film oczywiście nie jest idealną ekranizacją powieści. Pewne dialogi zostały spłaszczone ze szkodą dla chrześcijańskiego przesłania. Na przykład ta poniższa wymiana słów między Lucy i Aslanem. To moje, nieudolne tłumaczenie z angielskiego. Nie wiem, jak ten dialog wygląda w polskich tłumaczeniach powieści Lewisa i jak go przetłumaczono na filmie, ale przetłumaczyłem, jak umiałem najlepiej:

Lucy: “Jesteś większy, Aslan.”
Aslan: “To dlatego, że ty jesteś starsza, moja mała.”
Lucy: “Nie dlatego, że ty?”
Aslan: “Ja nie jestem starszy. Ale ty, dorastając, każdego roku będziesz mnie widziała większego”.

W filmie ten dialog ten zastąpiono stwierdzeniem Lucy jak wyżej i prostą odpowiedzią Aslana: „Każdego roku rośniesz, więc i ja będę rósł”.

Niby niewiele, ale jednak nie to samo. Jednak scenarzysta i reżyser to nie są teologowie i trudno mieć do nich pretensje, że tworząc scenariusz gubią czasem takie perełki których pełno w książkach CS Lewisa. Film mimo to ciągle jest wspaniały i ciągle pokazuje nam w formie bajki bardzo prawdziwą Dobrą Nowinę o Aslanie-Jezusie i tym, jak On zbawia Narnię-Ziemię. Na dodatek pokazując Go, Aslana, w takiej formie, że ja, podobnie jak filmowa Lucy, wręcz się w nim rozkochałem i tęsknię za nim teraz. A następny odcinek przygód dzieci w Narnii dopiero za dwa lata. Pewnie wcześniej zobaczę te dotychczasowe filmy ponownie. A tym, którzy ich jeszcze nie widzieli, polecam je bez żadnych zastrzeżeń.

Expelled: No Intelligence Allowed

Parę tygodni temu byłem w kinie na dokumentalnym filmie. Ja, jak wiecie, nie jestem kinomanem, do kina chodzę raz na pół roku, więc musi być jakaś naprawdę specjalna okazja, by mnie wygonić z domu do kina. A do tego dokument? Kto chodzi oglądać filmy dokumentalne w kinie? W telewizji jest ich dość. Cóż, być może, ale po pierwsze telewizji to ja też nie oglądam, a po drugie telewizja, przynajmniej ta amerykańska, raczej nie pokazuje takich filmów o jakim chciałbym teraz napisać. Film ten bowiem mówi w sposób pozytywny o koncepcji „Intelligence Design”, „ID”, czyli „Inteligentnego Projektu”.

Kontrowersja dotycząca ID polega, wydaje się, na niezrozumieniu, czy też niezauważeniu pewnych faktów wynikających z samej jego natury. Intelligence Design nie jest bowiem samo w sobie nauką, ale konceptem filozoficznym, ideą. Nie ma więc za zadanie wyprzeć, czy zastąpić teorii ewolucji Darwina, czy jakiejkolwiek innej teorii naukowej, ale raczej tłumaczy przyczyny pewnych zjawisk. Coś, czego nauka nie jest i nigdy nie będzie w stanie pokazać. Jednak wśród zwolenników są także kreacjoniści odrzucający jakąkolwiek możliwość by ewolucjonizm mógł być prawdziwą teorią naukową i to oni właśnie robią więcej złego niż dobrego swoimi dość prymitywnymi i prostackimi poglądami.

Tymczasem, moim zdaniem, koncepcja Inteligentnego Projektu i zdobycze nauki opisujące powstanie świata nie są wcale sprzeczne. Żeby to lepiej zilustrować podam przykład. Gdy widzimy na ścianie wiszący obraz, możemy naukowo zbadać jak powstał. Możemy opisać proces powstawania farb, produkcji płótna na którym go namalowano, technologię nakładania farb, opisać jak się robi ramę, jak się wbija gwoździe do ściany na których wiesza się obraz itd., itp. Jednak takie naukowe podejście nie tłumaczy nam jak to było możliwe, że te wszystkie procesy stały się faktem. Oczywiście jest dla nas wszystkich oczywiste, że to ludzie stoją za poszczególnymi etapami powstania obrazu. Od rolnika uprawiającego len, hutnika przetapiającego rudę na stal do produkcji gwoździ i chemika produkującego farby, po artystę, który wymyślił i namalował pejzaż, który podziwiamy na ścianie.

Co by się jednak stało, gdybyśmy założyli, że człowiek nie może istnieć? Wtedy musielibyśmy uznać, że obraz, jaki oglądamy na ścianie powstał „w sposób naturalny”. Jakieś procesy, niezależnie od tego jak bardzo nieprawdopodobne, spowodowały, że blejtram sam na siebie naciągnął płótno, które się samo utkało i samorodnie powstałe farby przypadkiem utworzyły przepiękny landszafcik. Powiecie, że to jest najgłupsza rzecz, jaką kiedykolwiek przeczytaliście? I będziecie mieli rację. Uznanie, że obraz mógł sam powstać jest totalną brednią. Ale dla mnie i dla wielu wyznawców ID taką samą, a raczej dużo większą brednią jest uznanie, że wszechświat powstał przypadkowo.

Naukowcy, a przynajmniej większość z nich nie zgadza się z ideą ID, bo nie są ideologami. Są naukowcami, a teorii ID nie da się zbadać „szkiełkiem i okiem”. Jednak nie ma wcale potrzeby, by tutaj zachodził jakikolwiek konflikt między tym, co robią naukowcy, a tym, co twierdzą filozofowie. „Wiara i rozum są jak dwa skrzydła, na których duch ludzki unosi się ku kontemplacji prawdy”. Filozofia nie jest wrogiem nauki, jest jedną z jej dziedzin. I choć zapewne nie da się pewnych koncepcji filozoficznych udowodnić przy pomocy matematycznych równań, to jednak nic nie stoi na przeszkodzie, by nie starać się jakoś skoordynować koncepcji ID ze zdobyczami nauki i nie sprawdzić, czy wszystko nie staje się wtedy logiczniejsze.

Ja nie jestem naukowcem, nie jestem nawet wykształconym człowiekiem. Mam spore braki w edukacji, więc nie będę się tu kompromitował pisząc o sprawach na których się nie znam. Jednak czytając takie autorytety jak ksiądz profesor Michał Heller widzę, że można bardzo łatwo pogodzić wiarę z tym, że się jest wybitnym naukowcem w dziedzinie nauk ścisłych. Ksiądz profesor nie jest co prawda zwolennikiem teorii Inteligentnego Projektu w takim kształcie, w jakim niektórzy go przedstawiają, ale na pewno zgadza się z tymi, którzy uważają, że istnieje Inteligentny Projektant, który jest Twórcą wszystkiego.

Bóg nie jest nielogiczny. Bóg stworzył logikę. Światem rządzą prawa fizyczne, ale one same nie powstały „przez przypadek”. Nie mogły. Ktoś je nam musiał dać. Ktoś je stworzył. I tylko dlatego, że te prawa są, naukowcy mogą nasz świat badać i opisywać. Bez nich mielibyśmy bowiem tylko chaos, a chaos (w potocznym znaczeniu tego słowa) z definicji nie jest opisywalny.

Film który wspominałem na początku nosi tytuł „Expelled: No Intelligence Allowed”. Tytuł jest grą słów i oznacza mniej więcej: „Wyrzucony za drzwi. Inteligencja nie jest tu dopuszczalna”. Tutaj jest link do anglojęzycznego zwiastuna z tego filmu: http://www.kinomaniak.pl/...ed/zwiastun.php Sam film mówi o prześladowaniach, z jakimi spotykają się ci naukowcy, którzy nawet wspomną tylko słowa ID w swoich pracach. Prześladowaniach polegających między innymi na wyrzuceniu z pracy. Film pokazuje w dobitny sposób, że to nie zwolennicy teorii ID są religijnymi maniakami, ale właśnie ich oponenci „religijnie” podchodzą do walki z teorią Inteligentnego Projektu.

Sam film ma także polskie ślady. Parokrotnie pojawia się w nim profesor Maciej Giertych, dzieląc się z twórcą filmu swoimi poglądami. Natomiast sam film pozostawił u mnie mieszane uczucia. Jest w nim na pewno sporo propagandy. Granie na uczuciach. Porównywanie wrogów teorii Inteligentnego Projektu do nazistów. Stosowanie skrótów myślowych sugerujących, że darwinizm prowadzi bezpośrednio do wyznawania takich teorii jak nazizm.

Z drugiej strony prawdą jest, że skoro nie istnieje Bóg, a my jesteśmy tylko produktem procesu ewolucji, to naziści mieli rację eliminując „gorsze typy ludzi” i przyspieszając ewolucję. Film przypomina, że twórczyni organizacji „Planned Parenthood”, Margaret Sanger, konsultowała się z nazistami w sprawie likwidowania „gorszych ras ludzkich”, takich jak Murzyni, katolicy z Włoch, Irlandii, czy Polski itd. Wielką zaletą tego filmu było wyraźne przesłanie „prolife”, broniące życia każdego człowieka. Bez względu na to jakiej jest on rasy i jakiego pochodzenia.

Oficjalna strona filmu z innym, krótszym zwiastunem jest tutaj: http://www.expelledthemovie.com/playground.php Trzeba kliknąć na zdjęcie, żeby zobaczyć zwiastun. Nie wiem, czy film ten zawędruje kiedykolwiek do Polski, ale może będzie dostępny na DVD. A ja, mimo jego kilku wad wynikających z pewnych skrótów myślowych, koniecznych zapewne w takim formacie ograniczającym dostępny czas do dwóch godzin, bardzo ten film polecam. Choćby dla tego, żeby uświadomić sobie, że zwolennicy teorii Inteligentnego Projektu to nie ciemni, zacofani fanatycy religijni, ale także wybitni intelektualiści i naukowcy, którzy po prostu nie boją się zadawać trudnych pytań i otwarcie myśleć.