Tuesday, March 25, 2008

Orędzie z Medjugorie 25 III 2008

„Drogie dzieci! Wzywam was, abyście pracowali nad własnym nawróceniem. Dalecy jeszcze jesteście od spotkania z Bogiem w waszym sercu. Dlatego jak najwięcej czasu spędzajcie na modlitwie i adoracji Jezusa w Przenajświętszym Sakramencie, aby On was przemienił i umieścił w waszym sercu żywą wiarę i pragnienie życia wiecznego. Dziatki, wszystko jest przemijające, jedynie Bóg nie przemija. Jestem z wami i zachęcam was z miłością. Dziękuję wam, że odpowiedzieliście na moje wezwanie.”

Za stroną http://medjugorje.hr.nt4.ims.hr/News.aspx , z której dowiaduję się o orędziach, podaję także tę wiadomość:

Wizjonerka Mirjana Dragićević-Soldo miała codzienne objawienia od 24. czerwca 1984 r. do 25. grudnia 1982 r. w czasie ostatniego objawienia Matka Boża powierzywszy jej 10. tajemnicę powiedziała, że będzie się jej objawiała raz do roku i to właśnie 18 marca. Tak było dotychczas - również i w tym roku. Kilka tysięcy wiernych zgromadziło się na modlitwie różańcowej, która rozpoczęła się o 8.45 we Wspólnocie Cenacolo. Objawienie zaczęło się o 14:01 i trwało do 14:08. Mirjana powiedziała, co następuje:

<< Nigdy nie widziałam, by Matka Boża zwracała się w ten sposób. Wyciągnęła do nas ręce i z tak wyciągniętymi rękoma powiedziała:

"Drogie dzieci, dziś wyciągam do was swoje ręce. Nie bójcie się ich przyjąć. One pragną dać wam miłość, pokój i pomóc wam w zbawieniu. I dlatego, moje dzieci, przyjmijcie je. Wypełnicie moje serce szczęściem, a ja poprowadzę was do świętości. Droga, po której was prowadzę jest ciężka, pełna pokus i upadków. Ja będę z wami, a moje ręce będą was trzymać. Bądźcie wytrwali, abyśmy na końcu drogi, wszyscy razem, w radości i miłości mogli trzymać za ręce mojego Syna. Pójdźcie za mną, nie bójcie się. Dziękuję wam">>

Sunday, March 23, 2008

Alleluja! Alleluja! Niechaj zabrzmi Alleluja!

Anioł zaś przemówił do niewiast: Wiem, że szukacie Jezusa Ukrzyżowanego. Nie ma Go tu, bo zmartwychwstał, jak powiedział. Pośpiesznie więc oddaliły się od grobu, z bojaźnią i wielką radością, i biegły oznajmić to Jego uczniom. A oto Jezus stanął przed nimi i rzekł: Witajcie. One podeszły do Niego, objęły Go za nogi i oddały Mu pokłon. A Jezus rzekł do nich: Nie bójcie się.



Wszystkiego najlepszego w tym najpiękniejszym ze wszystkich dni Dniu, Dniu, który daje nam nadzieję. Jezus zwyciężył śmierć i dał nam życie wieczne. Przez Niego wszyscy przychodzimy do Ojca, bo On jest Drogą, Prawdą i Życiem. Alleluja!

Thursday, March 20, 2008

Nowenna do Miłosierdzia Bożego

Pan Jezus objawiając się świętej Faustynie poprosił ją, by rozpropagowała Nowennę do Miłosierdzia Bożego. Jest to dziewięciodniowa modlitwa wstawiennicza o zbawienie różnych ludzi. Każdego dnia polecamy Bogu dusze innej grupy ludzi. Tradycyjnym okresem czasu, gdy wielu z nas jednoczy się w tej modlitwie jest okres od Wielkiego Piątku do soboty przed Niedzielą Miłosierdzia. Sam Pan Jezus zalecił odmawianie jej w tym czasie, choć można i powinno się odmawiać tę modlitwę jak najczęściej. Na pewno to nikomu nie zaszkodzi. Ani modlącym się, ani też tym, za których się modlimy. Zresztą i za nas samych się modlimy w tej nowennie, bo i my jesteśmy tam uwzględnieni wśród tych, o których prosimy Jezusa.

My nie jesteśmy tylko indywidualnymi osobami, ale tworzymy grupy, społeczeństwa. Kościół jest takim zgromadzeniem, które tworzy pewien organizm. Biblia wyraźnie nas uczy, że razem tworzymy Ciało Chrystusa, składające się z różnych członków. I każdy członek organizmu ma inną rolę do odegrania w tym organizmie, ale wszystkie te role tworzą pewien współzależny całokształt. Na przykład ofiarowanie naszych cierpień może pomóc w zbawieniu innych członków Kościoła. Nasze modlitwy mają więc realny wpływ na to, co stanie się z innymi ludźmi i zapewne będziemy musieli się rozliczyć z tego, ile zrobiliśmy dla innych ludzi. Musimy wszyscy naśladować Jezusa. On oddał za naszych braci życie. My przynajmniej ofiarujmy za nich modlitwę.

Jednym ze sposobów odmawiania tej modlitwy jest głośne przeczytanie fragmentu Dzienniczka świętej Faustyny na dany dzień i odmówienie Koronki do Miłosierdzia Bożego w intencji danego dnia. Oczywiście każdy może trochę inaczej to zrobić, na przykład, gdy brakuje czasu, odmówić tylko jedną część koronki (choć cała nie zajmuje więcej, niż 10 minut). Ważne jest najbardziej to, by modlić się sercem, z miłością, a nie „odklepać” modlitwę. Sama forma nie jest już taka ważna. Zawsze w modlitwach ważniejsze jest to, jak do modlitwy podchodzimy niż to, co mówimy. Ważniejsza istota modlitwy, jej wewnętrzna treść niż zewnętrzna forma i ważniejsza miłość iż słowa.

Nowenna do Miłosierdzia Bożego

Nowennę tę kazał Pan Jezus siostrze Faustynie zapisać w sierpniu 1937. roku, polecając odprawianie jej przed Świętem Miłosierdzia, począwszy od Wielkiego Piątku.

Pragnę, abyś przez te dziewięć dni sprowadzała dusze do zdroju mojego miłosierdzia, by zaczerpnęły siły i ochłody, i wszelkiej łaski, jakiej potrzebują na trudy życia, a szczególnie w śmierci godzinie. W każdym dniu przyprowadzisz do serca mego odmienną grupę dusz i zanurzysz je w tym morzu miłosierdzia mojego. A ja te wszystkie dusze wprowadzę w dom Ojca mojego. Czynić to będziesz w tym życiu i w przyszłym. I nie odmówię żadnej duszy niczego, którą wprowadzisz do źródła miłosierdzia mojego. W każdym dniu prosić będziesz Ojca mojego przez gorzką mękę moją o łaski dla tych dusz.

Odpowiedziałam: Jezu, nie wiem, jak tę nowennę odprawiać i jakie dusze wpierw wprowadzić w najlitościwsze Serce Twoje. - I odpowiedział mi Jezus, że powie mi na każdy dzień, jakie mam dusze wprowadzić w Serce Jego. (1209)

Dzień pierwszy: Dusze grzeszników i cała ludzkość


Dziś sprowadź mi ludzkość całą, i zanurzaj ją w morzu miłosierdzia Mojego. A tym pocieszysz mnie w gorzkim smutku, w jaki mnie pogrąża utrata dusz.

Jezu najmiłosierniejszy, którego właściwością jest litować się nad nami i przebaczać nam, nie patrz na grzechy nasze, ale na ufność naszą, jaką mamy w nieskończoną dobroć Twoją, i przyjmij nas do mieszkania najlitościwszego Serca swego, i nie wypuszczaj nas z niego na wieki. Błagamy Cię przez miłość Twoją, która Cię łączy z Ojcem i Duchem Świętym.

O wszechmocy miłosierdzia Bożego,
Ratunku dla człowieka grzesznego,
Tyś miłosierdziem i litości morze,
Wspomagasz tego, kto Cię uprasza w pokorze.

Ojcze Przedwieczny, spójrz okiem miłosierdzia na ludzkość całą - a szczególnie na biednych grzeszników - która jest zamknięta w najlitościwszym Sercu Jezusa, i dla Jego bolesnej męki okaż nam miłosierdzie swoje, abyśmy wszechmoc miłosierdzia Twego wysławiali na wieki wieków. Amen. (1210-1211)

Koronka do Miłosierdzia Bożego.

Dzień drugi: Dusze kapłańskie i zakonne


Dziś sprowadź mi dusze kapłańskie i dusze zakonne, i zanurz je w niezgłębionym miłosierdziu Moim. One dały mi moc przetrwania gorzkiej męki, przez nich jak przez kanały spływa na ludzkość miłosierdzie moje.

Jezu najmiłosierniejszy, od którego wszystko co dobre pochodzi, pomnóż w nas łaskę, abyśmy godne uczynki miłosierdzia spełniali, aby ci, co na nas patrzą, chwalili Ojca miłosierdzia, który jest w niebie.

Zdrój Bożej miłości,
W sercach czystych gości,
Skąpane w miłosierdzia morzu,
Promienne jak gwiazdy, jasne jak zorza.

Ojcze Przedwieczny, spójrz okiem miłosierdzia swego na grono wybrane w winnicy swojej, na dusze kapłanów i dusze zakonne, i obdarz ich mocą błogosławieństwa swego, a dla uczuć Serca Syna swego, w którym to sercu są zamknięte, udziel im mocy światła swego, aby mogli przewodzić innym na drogach zbawienia, by wspólnie śpiewać cześć niezgłębionemu miłosierdziu Twemu na wieki wieczne. Amen. (1212-1213)

Koronka do Miłosierdzia Bożego.

Dzień trzeci: Dusze pobożne i wierne


Dziś sprowadź mi wszystkie dusze pobożne i wierne, i zanurz je w morzu miłosierdzia Mojego; dusze te pocieszyły mnie w drodze krzyżowej, były tą kroplą pociech wśród goryczy morza.

Jezu najmiłosierniejszy, który wszystkim udzielasz łask swych nadobficie ze skarbca swego, przyjmij nas so mieszkania najlitościwszego Serca swego i nie wypuszczaj nas z niego na wieki. Błagamy Cię o to przez niepojętą miłość Twoją, jaką pała Twe Serce ku Ojcu niebieskiemu.

Są niezbadane miłosierdzia dziwy,
Nie zgłębi ich ni grzesznik, ni sprawiedliwy,
Na wszystkich patrzysz okiem litości,
I wszystkich pociągasz do swej miłości.

Ojcze Przedwieczny, spójrz okiem miłosierdzia na dusze wierne jak na dziedzictwo Syna swego i dla Jego bolesnej męki, udziel im swego błogosławieństwa i otaczaj ich swą nieustanną opieką, aby nie utraciły miłości i skarbu wiary świętej, ale aby z całą rzeszą aniołów i świętych wysławiały niezmierzone miłosierdzie Twoje na wieki wieczne. Amen. (1214-1215)

Koronka do Miłosierdzia Bożego.

Dzień czwarty: Dusze pogan i nie znających jeszcze Jezusa


Dziś sprowadź mi dusze pogan i tych którzy mnie jeszcze nie znają, i onich myślałem w gorzkiej swej męce, a przyszła ich gorliwość pocieszyła Serce Moje. Zanurz ich w morzu miłosierdzia Mojego.

Jezu najlitościwszy, który jesteś światłością świata całego, przyjmij do mieszkania najlitościwszego Serca swego dusze pogan, ktśre Cię nie znają; niechaj promienie Twej łaski oświecają ich, aby oni wraz z nami wysławiali dziwy miłosierdzia Twego, i nie wypuszczaj ich z mieszkania najlitościwszego Serca swego.

Niech światło Twej miłości,
Oświeci dusz ciemności,
Spraw, aby Cię dusze poznały,
I razem z nami miłosierdzie Twe wysławiały.

Ojcze Przedwieczny, spójrz okiem miłosierdzia na dusze pogan i tych, co Cię jeszcze nie znają, a które są zamknięte w najlitościwszym Sercu Jezusa. Pociągnij ich do światła Ewangelii. Dusze te nie wiedzą, jak wielkim jest szczęściem Ciebie miłować; spraw, aby i one wysławiały hojność miłosierdzia Twego na wieki wieczne. Amen. (1216-1217)

Koronka do Miłosierdzia Bożego.

Dzień piąty: Dusze heretyków i odszczepieńców


Dziś sprowadź mi dusze heretyków i odszczepieńców, i zanurz ich w morzu miłosierdzia Mojego; w gorzkiej męce rozdzierali mi ciało i serce, to jest Kościół mój. Kiedy wracają do jedności z Kościołem, goją się rany Moje i tym sposobem ulżą mi męki.

Jezu najmiłosierniejszy, który jesteś dobrocią samą, Ty nie odmawiasz światła proszącym Ciebie, przyjm do mieszkania najlitościwszego Serca swego dusze heretyków i dusze odszczepieńców, i pociągnij ich swym światłem do jedności z Kościołem, i nie wypuszczaj ich z mieszkania najlitościwszego Serca swego, ale spraw, aby i oni uwielbili hojność miłosierdzia Twego.

I dla tych co podarli szatę Twej jedności,
Płynie z serca Twego zdrój litości.
Wszechmoc miłosierdzia Twego, o Boże,
I te dusze z błędu wyprowadzić może.

Ojcze Przedwieczny, spójrz okiem miłosierdzia na dusze heretyków i odszczepieńców, którzy roztrwonili dobra Twoje i nadużyli łask Twoich , trwając uporczywie w swych błędach. Nie patrz na ich błędy, ale na miłość Syna swego i na gorzką mękę Jego, którą podjął dla nich, gdyż i oni są zamknięci w najlitościwszym Sercu Jezusa. Spraw, niech i oni wysławiają wielkie miłosierdzie Twoje na wieki wieczne. Amen. (1218-1219)

Koronka do Miłosierdzia Bożego.

Dzień szósty: Dusze ciche i pokorne i dusze małych dzieci


Dziś sprowadź mi dusze ciche i pokorne, i dusze małych dzieci, i zanurz je w miłosierdziu moim. Dusze te są najwięcej podobne do serca mojego, one krzepiły mnie w gorzkiej konania męce; widziałem je jako ziemskich aniołów, które będą czuwać u moich ołtarzy, na nie zlewam całymi strumieniami łaski. Łaskę moją jest zdolna przyjąć tylko dusza pokorna, dusze pokorne obdarzam swoim zaufaniem.

Jezu najmiłosierniejszy, któryś sam powiedział: uczcie się ode mnie, żem cichy i pokornego serca - przyjm do mieszkania najlitościwszego Serca swego dusze ciche i pokorne, i dusze małych dzieci. Dusze te wprowadzają w zachwyt niebo całe i są szczególnym upodobaniem Ojca niebieskiego, są bukietem przed tronem Bożym, którego zapachem sam Bóg się napawa. Dusze te mają stałe mieszkanie w najlitościwszym Sercu Jezusa i nieustannie wyśpiewują hymn miłości i miłosierdzia na wieki.

Prawdziwie dusza pokorna i cicha
Już tu na ziemi rajem oddycha,
A wonią pokornego jej serca
Zachwyca się sam Stwórca.

Ojcze Przedwieczny, spójrz okiem miłosierdzia, na dusze ciche, pokorne i dusze małych dzieci, które są zamknięte w mieszkaniu najlitościwszego Serca Jezusa. Dusze te są najwięcej upodobnione do Syna Twego, woń tych dusz wznosi się z ziemi i dosięga tronu Twego. Ojcze miłosierdzia i wszelkiej dobroci, błagam Cię przrez miłość i upodobanie, jakie masz w tych duszach, błogosław światu całemu, aby wszystkie dusze razem wyśpiewywały cześć miłosierdziu Twemu na wieki wieczne. Amen. (1220-1223)

Koronka do Miłosierdzia Bożego.

Dzień siódmy: Dusze szczególnie czczące i wysławiające miłosierdzie Jezusa


Dziś sprowadź mi dusze, które szczególnie czczą i wysławiają miłosierdzie Moje, i zanurz je w miłosierdziu Moim. Te dusze najwięcej bolały nad moją męką i najgłębiej wniknęły w ducha Mojego. One są żywym odbiciem Mojego litościwego Serca. Dusze jaśnieć będą szczególną jasnością w życiu przyszłym, żadna nie dostanie się do ognia piekelnego, każdej szczególnie bronić będę w jej śmierci godzinie.

Jezu najmiłosierniejszy, kórego Serce jest miłością samą, przyjmij do mieszkania najlitościwszego Serca swego dusze, które szczególnie czczą i wysławiają wielkość miłosierdzia Twego. Dusze te są mocarne siłą Boga samego; wśród wszelkich udręczeń i przeciwności idą naprzód ufne w miłosierdzie Twoje, dusze te są zjednoczone z Jezusem i dźwigają ludzkość całą na barkach swoich. Te dusze nie będą sądzone surowo, ale miłosierdzie Twoje ogarnie je w chwili zgonu.

Dusza, która wysławia dobroć swego Pana,
Jest przez Niego szczególnie umiłowana.
Jest zawsze bliską zdroju żywego
I czerpie łaski z miłosierdzia Bożego.

Ojcze Przedwieczny, spójrz okiem miłosierdzia na dusze, które wysławiają i czczą największy przymiot Twój, to jest niezgłębione miłosierdzie Twoje - ktśre są zamknięte w najlitościwszym Sercu Jezusa. Dusze te są żywą Ewangelią, ręce ich pełne uczynków miłosierdzia, a dusza ich przepełniona weselem śpiewa pieśń miłosierdzia Najwyższemu. Błagam Cię, Boże, okaż im miłosierdzie swoje według nadzieji i ufności, jaką w Tobie położyli, niech się spełni na nich obietnica Jezusa, który im powiedział, że: Dusze, które czcić będą to niezgłębione miłosierdzie moje - ja sam bronić je będę w życiu, a szczególnie w śmierci godzinie, jako swej chwały. (1224-1225)

Koronka do Miłosierdzia Bożego.

Dzień ósmy: Dusze czyśćcowe


Dziś sprowadź mi dusze, które są w więzieniu czyśćcowym i zanurz je w przepaści miłosierdzia mojego, niechaj strumienie krwi mojej ochłodzą ich upalenie. Wszystkie te dusze są bardzo przeze mnie umiłowane, odpłacają się mojej sprawiedliwości; w twojej mocy jest im przynieść ulgę. Bierz ze skarbca mojego Kościoła wszystkie odpusty i ofiaruj za nie... O, gdybyś znała ich mękę, ustawicznie byś ofiarowała za nie jałmużnę ducha i spłacała ich długi mojej sprawiedliwości.

Jezu najmiłosierniejszy, kóryś sam powiedział, że miłosierdzia chcesz, otóż wprowadzam do mieszkania Twego najlitościwszego Serca dusze czyśćcowe - dusze, które Ci są bardzo miłe, a które jednak wypłacać się muszą Twej sprawiedliwości - niech strumienie krwi i wody, które wyszły z Serca Twego, ugaszą płomienie ognia czyśćcowego, aby się i tam stawiła moc miłosierdzia Twego.

Ze strasznych upałów ognia czyśćcowego
Wznosi się jęk do miłosierdzia Twego.
I doznają pocieszenia, ulgi i ochłody
W strumieniu wylanym krwi i wody.

Ojcze Przedwieczny, spójrz okiem miłosierdzia na dusze w czyśćcu cierpiące, a które są zamknięte w najlitościwszym Sercu Jezusa. Błagam Cię przez bolesną mękę Jezusa, Syna Twego, i przez całą gorycz, jaką była zalana Jego przenajświętsza dusza, okaż miłosierdzie swoje duszom, które są pod sprawiedliwym wejrzeniem Twoim; nie patrz na nie inaczej, jak tylko przez rany Jezusa, Syna Twego najmilszego, bo my wierzymy, że dobroci Twojej i litości liczby nie masz . (1226-1227)

Koronka do Miłosierdzia Bożego.

Dzień dziewiąty: Dusze oziębłe


Dziś sprowadź mi dusze oziębłe i zanurz je w przepaści miłosierdzia Mojego. Dusze te najboleśniej ranią Serce Moje. Największej obrazy doznała dusza Moja w Ogrójcu od duszy oziębłej. One były powodem, iż wypowiedziałem: Ojcze, oddal ten kielich, jeżeli jest taka wola Twoja. - Dla nich jest ostateczna deska ratunku uciec się do miłosierdzia Mojego.

Jezu najlitościwszy, któryś jest litością samą, wprowadzam do mieszkania najlitościwszego serca Twego dusze oziębłe, niechaj w tym ogniu czystej miłości Twojej rozgrzeją się te zlodowaciałe dusze, które podobne są do trupów i takim Cię wstrętem napawają. O Jezu najlitościwszy, użyj wszechmocy miłosierdzia swego i pociągnij je w sam żar miłości swojej, i obdarz je miłością świętą, bo Ty wszystko możesz.

Ogień i lód razem nie może być złączony,
Bo albo ogień zgaśnie, albo lód będzie roztopiony.
Lecz miłosierdzie Twe, o Boże,
Jeszcze większe nędze wspomóc może.

Ojcze Przedwieczny, spójrz okiem miłosierdzia na dusze oziębłe, a które są zamknięte w najlitościwszym Sercu Jezusa. Ojcze miłosierdzia, błagam Cię przez gorzkość męki Syna Twego i przez trzygodzinne konanie Jego na krzyżu, pozwól, aby i one wysławiały przepaść miłosierdzia Twego... (1228-1229)

Koronka do Miłosierdzia Bożego.

KORONKA DO MIŁOSIERDZIA BOŻEGO

( do odmawiania na zwykłej cząstce różańca )
Na początku:
Ojcze nasz..., Zdrowaś..., Wierzę...

Na dużych paciorkach:
Ojcze Przedwieczny, ofiaruję Ci Ciało i Krew, Duszę i Bóstwo Najmilszego Syna Twojego, a Pana naszego Jezusa Chrystusa - na przebłaganie za grzechy nasze i całego świata

Na małych paciorkach:
Dla Jego bolesnej Męki - miej miłosierdzie dla nas i świata całego.

Na zakończenie:
Święty Boże, Święty Mocny, Święty Nieśmiertelny, zmiłuj się nad nami i nad całym światem. ( 3 razy )

"O Krwi i Wodo, któraś wytrysnęła z Serca Jezusowego jako zdrój miłosierdzia dla nas - ufam Tobie!"
( Dzienniczek św. s. Faustyny 1,93 )

OBIETNICE PANA JEZUSA

"Obiecuję, że dusza, która czcić będzie ten obraz, nie zginie. Obiecuję także, już tu, na ziemi, zwycięstwo nad nieprzyjaciółmi, a szczególnie w godzinę śmierci. Ja sam bronić ją będę jako swej chwały"
( Dzienniczek św. s. Faustyny 1,18 )

Tuesday, March 18, 2008

Prawdziwy "Święty Graal". Rozważania o Eucharystii, Męce Pańskiej i Zaginionym Kielichu.

Chciałbym się podzielić z Wami moimi uwagami na temat Wieczerzy Paschalnej, Męki Pańskiej i Ofiary Eucharystycznej.

Ostatnia Wieczerza, jak podaje św. Łukasz 22,15 i św. Marek 14,12 była wieczerzą paschalną. Co to znaczy? Żeby to zrozumieć, trzeba się wrócić do Egiptu, do czasów, kiedy Izraelici, będąc w niewoli, chcieli opuścić ten kraj.

Jak wszyscy wiemy z Księgi Wyjścia Jahwe zesłał na Egipcjan plagi, aby ich zmusić do wypuszczenia Izraelitów. Nie przyniosło to zbyt wielkich rezultatów, aż do ostatniej plagi, którą było zabicie wszystkiego pierworodnego w Egipcie: ludzi i zwierząt. Natomiast Izraelitom Bóg powiedział, że mają wziąć baranka bez skazy, zabić go, jego krwią skropić drzwi (nawiasem mówiąc, powinni użyć do tego gałązki hizopu - Ks. Wyjścia 12,22 ), i zjeść baranka. Cały opis tego można znaleźć w Księdze Wyjścia. Jahwe, nasz Bóg, po prostu powiedział Egipcjanom, że ponieważ nie chcą wypuścić jego pierworodnego syna, którym był Izrael, aby on mógł Mu służyć, to On, Jahwe zabije wszystkie pierworodne istoty w Egipcie. Bóg nakazał też Izraelitom, aby to corocznie obchodzono jako święto (Wj. 12,14).

Minęło ponad tysiąc lat i Jezus, tak jak inni Żydzi wciąż corocznie obchodzili to święto bardzo uroczyście. Jest to największe święto dla Żydów.

Ale analizując tekst Pisma Św. osoby znające sposób obchodzenia Paschy przez Żydów w pierwszym wieku doszły do wniosku, że coś niebywałego się wtedy wydarzyło. Oto podczas obchodzenia tego święta Żydzi wypijają cztery kielichy wina, które niejako dzielą ta uroczystość na cztery części. Pierwszy kielich to uroczyste błogosławieństwo (kiddusz), po którym spożywano gorzkie zioła. Potem opowiadano o wyjściu z Egiptu, odśpiewywano "Małe Hallel" (Ps. 113) i wypijano drugi kielich. Następnie był serwowany główny posiłek składający się z jagnięcia i przaśnego chleba, poprzedzający bezpośrednio wypicie trzeciego kielicha, zwanego kielichem błogosławieństwa. W końcu punkt kulminacyjny wieczerzy paschalnej to odśpiewanie "Wielkiego Hallel", czyli Psalmów 114-118 i wypicie czwartego kielicha, zwanego Kielichem Spełnienia. Ale z tekstu Pisma Św. wynika, że Jezus opuścił Wieczernik przed wypiciem czwartego kielicha.

Dla chrześcijanina z roku 2000 to może nie ma znaczenia, ale dla Żyda jest to coś niebywałego i niezrozumiałego. To tak, jakby ksiądz zapomniał na mszy o Komunii Św. Konkretnie pisze o tym Św. Marek 14,26: "Po odśpiewaniu hymnu wyszli w stronę Góry Oliwnej". Dokładną analizę tego tekstu można znaleźć m. in. w książce W. L. Lane'a "The Gospel According to Mark" (Grand Rapids, Mi.,Eerdmans,1974), gdzie na str. 508 pisze on:

"Kielich, którego Jezus nie wypił był czwartym, który zazwyczaj zakończa spotkanie Paschalne...kielich, którego odmówił, był kielichem Spełnienia."

Także D. Daube w "The New Testament and Rabbinic Judaism" (Peabody, Ma., Hendricksen, 1995) pisze na str. 331:

"Implikacja jest taka, że wyszli bezpośrednio po odśpiewaniu "hymnu", bez wypicia czwartego kielicha". (Tłumaczenia moje).

Rożnie to starano się wytłumaczyć. Między innymi tym, że Jezus był tak zajęty mającą nastąpić męką, że po prostu przeoczył, ale są to tłumaczenia raczej niepoważne. Zwłaszcza, że i sam Jezus mówi, że: "Odtąd nie będę pił z owocu winnego krzewu aż do owego dnia, kiedy pić go będę nowy w królestwie Bożym" (Mk. 14,25). Poza tym w Biblii wszystko jest z jakiegoś powodu, nic tam nie jest przypadkowe. Zobaczmy wiec, co się stało i pójdźmy śladem czwartego kielicha.

Z Wieczernika Jezus udał się na Górę Oliwną, gdzie spędził czas na modlitwie i tam modlił się słowami: "Ojcze, jeżeli to możliwe, niech mnie ominie ten kielich..."( Mt 26,39). Potem, jak wszyscy pamiętamy został złapany, osadzony i ukrzyżowany. Opisując Mękę naszego Zbawiciela św. Marek pisze, że: "dawali Mu wino zaprawione mirra, lecz On nie przyjął." (Mk 15,23) Powszechnie się uważa, że Jezus nie przyjął tego napoju, bo był to środek znieczulający, a nasz Zbawiciel musiał przeżyć całą okropność swej męki i na pewno jest to prawda. Ale ja jestem przekonany, że jest i inny powód. Czwarty kielich. Jezus odmówił wypicia tego wina, bo jeszcze nie był czas.

Zobaczmy teraz, jak św. Jan opisuje Mękę Pańska. Jan był ukochanym uczniem Jezusa, mistykiem i jedynym, który naocznie śledził Ukrzyżowanie. Nic dziwnego, że tylko on zauważył pewne rzeczy. Na przykład to, że Jezus był ubrany w tunikę tkaną, a nie szytą. Taka tunika była strojem kapłańskim. (Jn 19,23 oraz m. in. Wj 28,3-4, czy też Kpł 8,13). Także tylko Jan zauważa, że żadna kość nie była złamana (J 19,32-33). Jest to ważne, bo Jezus był i jest nie tylko najwyższym kapłanem, ale i Barankiem bez skazy.

Wróćmy na chwile do Egiptu tysiąc lat wcześniej. Pamiętacie, co Jahwe powiedział Mojżeszowi? "Kości z niego łamać nie będziecie" (Wj 12,46b). Przypomnijmy sobie jeszcze, czym mieli Izraelici skropić drzwi domów. Gałązką hizopu zamoczona w krwi baranka, prawda? I Jan nam podaje kilka interesujących faktów: Jn 19,28-30: "Potem Jezus świadom, że już się wszystko dokonało, aby się wypełniło Pismo, rzekł: Pragnę. Stało tam naczynie pełne octu. Nałożono wiec na hizop gąbkę pełną octu i do ust mu podano. A gdy Jezus skosztował octu, rzekł: Wykonało się! I skłoniwszy głowę oddał ducha." Jn 19,33: "Lecz gdy podeszli do Jezusa i zobaczyli, że już umarł, nie łamali Mu goleni".

A wiec mamy hizop, który zauważył Jan i myślę, że to nie przypadek, tylko wskazówka dla nas, aby powiązać te wydarzenia ze sobą. Mamy potwierdzenie, że nie złamano Mu kości. Także tylko Jan zauważył, że Jezus skosztował octu. Jest to nawiasem mówiąc dość mylące tłumaczenie, bo oczywiście nie był to ocet, jaki my stosujemy w kuchni do przyprawiania potraw, ale młode, kwaśne wino. Wszystkie te fakty wiążą męczeńską śmierć Pana Jezusa z Wyjściem z Egiptu. Wyzwolenie z niewoli grzechu. Jezus tuż przed oddaniem ducha w ręce Ojca powiedział: "Wykonało się."

Co się wykonało? Pierwsza odpowiedź, jaka się narzuca, to nasze zbawienie. Ale np. św. Paweł pisze, że Zmartwychwstanie było konieczne do naszego zbawienia (1 Kor 15,12-18), wiec nasze zbawienie wykonało się dopiero wraz Zmartwychwstaniem. Co więc się wykonało na Krzyżu?

Tam się właśnie wykonała Pascha, wieczerza paschalna, zapoczątkowana w wieczerniku. Jezus nie zapomniał wypić czwartego kielicha w wieczerniku, tylko celowo go opuścił, aby go wypić na Krzyżu, gdzie był najwyższym kapłanem i Barankiem Bez Skazy.

Pascha była tylko archetypem tego, co się miało stać, a co wypełnił Jezus. W wieczerniku Pan Jezus ustanowił też Eucharystię. Łamiąc chleb powiedział: "To jest moje Ciało" i podnosząc kielich z winem rzekł "to jest moja Krew Przymierza, która będzie za wielu wylana na odpuszczenie grzechów." (Mt 26, 26 i 28) Wszyscy znamy te słowa z Mszy Św. Teraz chciałbym, żebyście zobaczyli zależność miedzy tymi wydarzeniami.

Eucharystia jest nam konieczna do uzyskania życia wiecznego. Jezus, który jest Barankiem bez skazy, który musiał zginąć za nas, abyśmy mogli wydostać się z niewoli grzechu, ten Jezus, który jest Bogiem powiedział, że musimy zjeść Baranka. Izraelici w Egipcie musieli albo zjeść baranka albo umrzeć. Nie było innej możliwości. Jeżeli ktoś nie lubił baraniny i w zastępstwie upiekł np. placek w kształcie baranka i zjadł go, to, gdy rano jak się obudził, zobaczył syna pierworodnego i wszystkie pierworodne zwierzęta zabite. Nakaz Jahwe był wyraźny: Musicie zjeść baranka.

Zajrzyjmy jeszcze do ewangelii św. Jana, rozdz. 6. Zacznijmy może od wersetu 4.:"Zblizalo się święto żydowskie, Pascha". Potem jest opis rozmnożenia chleba, oczywiście to nawiązanie do przyszłej Eucharystii i potem Jezus mówi Żydom, że jest On prawdziwym chlebem, który musimy spożywać, aby mieć życie wieczne.

Czasownik, który jest tu przetłumaczony jako "spożywa", w oryginale znaczy dosłownie "przeżuwać, ciamkać, żreć" Jest to słowo ,które nie może mieć innego, przenośnego znaczenia i bardzo dosadnie określa gryzienie. Także kontekst wyraźnie wskazuje, że Żydzi dosłownie zrozumieli Jezusa i nie chcieli przyjąć tej nauki. Jezus stracił w ten dzień wielu uczniów. Gdyby oni źle Go rozumieli, Jezus na pewno by ich powstrzymał. Ale Jezus to właśnie mówił i Żydzi zrozumieli dobrze:

"Rzekł do nich Jezus: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeśli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (Jn 6,53).

Nawiasem mówiąc zabawne, że wielu fundamentalistów chrześcijańskich dosłownie interpretując Biblię (i na przykład wierząc, że Bóg stworzył świat w 6 dni 6000 lat temu ) uważają, że akurat ten rozdział Biblii jest przenośnią. Niestety, albo raczej na szczęście cały kontekst wskazuje, że tu akurat Jezus mówi w sposób dosłowny.

Jakie wiec można wysnuć z tego wszystkiego wnioski? Otóż myślę, że Ostatnia Wieczerza, która nasz Zbawiciel zaczął w Wieczerniku i podczas której ustanowił Eucharystię zakończyła się dopiero na Krzyżu. Myślę też, że przyjmowanie Zbawiciela w Komunii świętej nie jest jakąś rzeczą do dobrowolnego wyboru, ale jest niezbędne dla naszego zbawienia. Jezus jest naprawdę obecny w Eucharystii: Ciało i Krew, Dusza i Bóstwo.

Św. Paweł nas naucza, że musimy odprawiać nasza paschę z Jezusem złożonym w ofierze (1 Kor 5, 7-8). W tym samym liście pisze też, że "...kielich, który błogosławimy jest udziałem w Krwi Chrystusa, chleb, który łamiemy jest udziałem w Ciele Chrystusa" (1 Kor 10, 16) i "kto spożywa i pije nie zważając na Ciało Pańskie wyrok sobie spożywa i pije" (1 Kor 11, 29). Św. Paweł z pewnością nie miał wątpliwości, co do prawdziwej obecności Jezusa w Eucharystii.

Także nakaz Jahwe:

Przestrzegajcie tego przykazania jako prawa na wieki ważnego dla ciebie i dla twych dzieci! Gdy zaś wejdziecie do ziemi, którą da wam Pan, jak obiecał, przestrzegajcie tego obyczaju. Gdy się was zapytają dzieci: cóż to za święty zwyczaj? - tak im odpowiecie: To jest ofiara Paschy na cześć Pana, który w Egipcie ominął domy Izraelitów. Poraził Egipcjan, a domy nasze ocalił. Lud wtedy ukląkł i oddał pokłon.(Wj 12,24-27)

... dotyczy nas w dalszym ciągu. Tyle, że my teraz mamy obowiązek uczestniczenia w tym, czym ofiara paschalna naprawdę była. Teraz nie obchodzimy już wyzwolenia z niewoli egipskiej, ale z niewoli grzechu. Nie ofiarujemy baranka, ale Baranka. Dlatego to uczestnictwo we Mszy Świętej jest takie ważne. To podczas Mszy znajdujemy się ponownie pod Krzyżem, ofiarując Bogu Ojcu swą ofiarę, ofiarę z Jego Syna, którą najpierw On sam nam dał w swym niezmierzonym Miłosierdziu. Nie lekceważmy więc nigdy ofiary Mszy Świętej, bo nie jest to symbol, czy jakiś zwyczaj ustalony ludzką tradycją. To dzięki Mszy Świętej ten świat istnieje i dzięki niej osiągniemy zbawienie.

Chciałbym się jeszcze podzielić z wami ciekawą teorią na temat tego, kiedy odbyła się Ostatnia Wieczerza.

Porównanie Ewangelii Janowej z synoptycznymi nasuwa pewne trudności, gdyż synoptycy wyraźnie mówią, że Ostatnia Wieczerza była Paschą, a Jan podaje, że Jezusa ukrzyżowano o tej godzinie, o której kapłani w Świątyni zaczynali zabijać jagnięta. Jagnięta jednak zabijano przed Paschą, a Jezusa ukrzyżowano dzień, lub nawet parę dni po Wieczerzy Paschalnej.

Jedno z tłumaczeń, z jakim się spotkałem, to to, że niektórzy liczyli dni od zachodu słońca, do zachodu, a inni od wschodu do wschodu. Tak wiec Jezus mógł po zachodzie słońca w Czwartek zacząć Paschę, gdyż był to już piątek wg ich sposobu liczenia czasu. Natomiast faryzeusze licząc czas od wschodu słońca dopiero w piątek po południu spożywali paschę. Jest to w miarę logiczne i wyjaśnia teoretyczną możliwość, w jaki sposób Jezus mógł odbyć swoją paschalną wieczerzę i równocześnie być Barankiem. Jedyna trudność tego tłumaczenia to wyjaśnienie, w jaki sposób odbyły się te wszystkie sądy nad Jezusem. Był on przesłuchiwany przez co najmniej 5 rożnych sądów, z czego dwa przed dygnitarzami rzymskimi, Piłatem i Herodem, dla których Jezus nie był na pewno nikim tak ważnym, aby rzucać wszystko i lecieć Go przesłuchiwać.

Inne i zdecydowanie, moim zdaniem, lepsze tłumaczenie z jakim się spotkałem pochodzi od francuskiej uczonej, Annie Jaubert. Twierdzi ona, że wczasach Chrystusa obowiązywały w Palestynie dwa kalendarze. Obok kalendarza księżycowego, uznawanego przez faryzeuszy i kapłanów w Świątyni, istniał kalendarz słoneczny. Był on używany przez inne ugrupowania religijne, jak na przykład zeloci, czy esseńczycy z Qumran.

Rok księżycowy składał się z 12 miesięcy mających na przemian po 29 i 30 dni. Co 3 lata dodawano dodatkowy miesiąc, "nadrabiając" opóźnienie (we-adar). Rok słoneczny zaś liczył 364 dni podzielonych na 12 miesięcy po 30 dni. Na końcu roku dodawano 4 dni, które nie należały do żadnego miesiąca. Liczba 364 dni dzieli się przez 7, w rezultacie czego daty wszystkich świąt, m.in. Paschy, były niezmienne, przypadały zawsze w tym samym dniu tygodnia. Zgodnie z opinią Jaubert ewangelie synoptyczne pisząc o wieczerzy paschalnej Jezusa liczyły czas według kalendarza słonecznego, natomiast Jan - według obowiązującego w świątyni oficjalnego kalendarza księżycowego. Hipoteza ta usuwa więc trudność pogodzenia Ewangelii Świętego Jana z synoptykami. Ponieważ według kalendarza słonecznego Pascha corocznie wypadała w środę (we wtorek wieczorem), to od pojmania Jezusa do Jego śmierci mogły minąć niemal trzy dni. Wystarczająca ilość czasu na wszystkie sądy, jakimi poddany był nasz Zbawiciel.

Oczywiście istnieją też teorie, że śmierć naszego Zbawiciela nie nastąpiła w piątek, albo, że zmartwychwstanie było w inny dzień tygodnia, niż niedziela rano. Jednak zgodne świadectwa Ojców Kościoła i odwieczne tradycje postów piątkowych i świętowania szabatu w niedzielę przeczą takim teoriom. Mówiąc o postach warto także zauważyć, że już Didache, dokument apostolski z pierwszego wieku, napisany zaledwie kilkadziesiąt lat po śmierci Pana Jezusa, nakazuje pościć w środy i piątki, pośrednio sugerując, że to właśnie w środę ujęto naszego Pana:

"Nie zachowujcie postu w tym samym czasie, co obłudnicy. Oni bowiem poszczą w poniedziałek i czwartek, wy natomiast pośćcie w środę i piątek." (Didache VIII, 1)

Jezus im odpowiedział: Czy goście weselni mogą pościć, dopóki pan młody jest z nimi? Nie mogą pościć, jak długo pana młodego majką u siebie. Lecz przyjdzie czas, kiedy zabiorą im pana młodego, a wtedy, w ów dzień, będą pościć. (Mk 2,19-20)

Także warto zwrócić uwagę na fakt, że według kalendarza słonecznego, który uznawali faryzeusze, szabat nie wypadał wcale w "obiektywną sobotę". Jeżeli bowiem oni corocznie dodawali do kalendarza cztery dni, to każdego nowego roku szabat przesuwał się o cztery dni i de facto był w środę. Jeżeli więc wtedy nie było to problemem, to tym bardziej teraz zachowujemy trzecie przykazanie świętując w niedzielę, w Dniu Pańskim. Nasz Pan bowiem jest Panem Szabatu. Jeżeli można było zmieniać corocznie dzień szabatu, żeby być w zgodzie z korektą kalendarza, to o ile bardziej można i trzeba było zmienić dzień szabatu w Nowym Przymierzu, obchodząc uroczyście dzień Zmartwychwstania naszego Pana. To wszystko jednak i tak nie ma większego znaczenia i pewnie dopiero w Niebie dowiemy się, jak było naprawdę. Myślę jednak, że to ciekawa teoria i może kogoś zainteresuje.

P.S. Powyższe słowa są nieznacznie poprawionym tekstem, który napisałem przed pięciu laty. Była to moja pierwsza próba pisania o naszej wierze. Przy okazji powtórnie chciałbym podziękować tu Scottowi Hahnowi za jego wykład zatytułowany "The Forth Cup", "Czwarty Kielich", z którego tu wiele zapożyczyłem i za wszystko, czego mnie nauczył o Biblii, o Bogu i o naszej wierze.

Saturday, March 15, 2008

Mąż Jej, Józef, który był człowiekiem sprawiedliwym i nie chciał narazić Jej na zniesławienie, zamierzał oddalić Ją potajemnie. (Mt 1,19)

Dzisiaj w Kościele obchodzimy uroczystość Świętego Józefa, Oblubieńca Najświętszej Matyi Panny. Normalnie uroczystość ta obchodzona jest 19. marca, ale ponieważ w tym roku dziewiętnasty jest w Wielkim Tygodniu, uroczystość została przeniesiona na sobotę, 15. marca.

Podczas mszy słyszeliśmy dziś między innymi te słowa z Ewangelii według świętego Mateusza:


Mąż Jej, Józef, który był człowiekiem sprawiedliwym i nie chciał narazić Jej na zniesławienie, zamierzał oddalić Ją potajemnie.
(Mt 1,19)

Najpopularniejsza interpretacja tego wersetu jest taka, że Józef chciał uchronić Maryję przed wstydem i wyśmianiem i chciał po cichu „ukręcić sprawie łeb”. Odesłać swą dopiero co zaślubioną oblubienicę do mamy i zapomnieć o całej sprawie. Jednak taka interpretacja ma kilka słabych punktów i moim zdaniem jest zupełnie błędna. Oczywiście mogę się mylić, przedstawiam tu tylko swoją opinię, ale opinię tę podziela także wielu znacznie mądrzejszych ode mnie teologów. Pozwólcie więc, że wyjaśnię szerzej.

Przede wszystkim Biblia nam mówi, że Józef był człowiekiem „sprawiedliwym”. Słowo to oznacza coś więcej, niż sprawiedliwość w potocznym znaczeniu tego słowa. Był on człowiekiem „prawym”, człowiekiem honoru, bogobojnym. Człowiekiem przestrzegającym Prawa Mojżeszowego. Tymczasem takie ciche odesłanie Maryi ukazywałoby nam Józefa-krętacza, kombinatora, bardziej przypominającego dzisiejszych polityków, niż ludzi, którzy za swe ideały, za swe wierzenia gotowi są oddać życie. Człowiek prawy bardziej boi się Boga, niż opinii społecznej i bardziej słucha Boga, niż swego serca, które lituje się nad ukochaną osobą. Biblia mówi nam, że „nie chciał jej narazić na zniesławienie”. Greckie słowa tak przetłumaczone mają nawet słabsze znaczenie i mówią zaledwie o ujawnieniu prawdy, odkryciu tajemnicy. Jednak tu chodzi o coś więcej. Karą za niedotrzymanie wierności mężowi nie był wstyd. Karą była śmierć:


Jeśli dziewica została zaślubiona mężowi, a spotkał ją inny jakiś mężczyzna w mieście i spał z nią, oboje wyprowadzicie do bramy miasta i kamienować ich będziecie, aż umrą: młodą kobietę za to, że nie krzyczała będąc w mieście, a tego mężczyznę za to, że zadał gwałt żonie bliźniego. Usuniesz zło spośród siebie.
(Pwt 22,23-24)

A więc można by pomyśleć, że Józef ulitował się nad Maryją, a jego motywacja była nawet mocniejsza, bo nie chronił jej przed zawstydzeniem, ale przed ukamienowaniem. Bohater pozytywny w każdym calu. Tylko co z tą „sprawiedliwością”?

Księga Powtórzonego Prawa oczywiście dopuszcza rozwody i mógłby ktoś powiedzieć, że to ten przepis wykorzystał Józef:


Jeśli mężczyzna poślubi kobietę i zostanie jej mężem, lecz nie będzie jej darzył życzliwością, gdyż znalazł u niej coś odrażającego, napisze jej list rozwodowy, wręczy go jej, potem odeśle ją od siebie.
(Pwt 24,1)

Ale Maryja nie miała w sobie nic odrażającego, a Józef ciągle darzył Ją życzliwością, więc dlaczego miałby dawać Jej list rozwodowy? Wszyscy się zgadzamy, że Ją nadal kochał, a ciąża i to TAKA ciąża na pewno nie jest niczym odrażającym. Przepisz o którym mówi Pwt 24,1 nie dotyczy więc a najmniejszym stopniu Maryi. Ona musiałaby odpowiadać za zdradę, a to karane było ukamienowaniem, a nie odesłaniem do mamusi.

Ja jestem przekonany, że prawdziwa interpretacja tamtych wydarzeń jest zupełnie inna. Józef nie tylko nie był krętaczem i nie tylko nie był słabym, zakochanym młodzieńcem kombinującym jak tu ukryć pewien wstydliwy fakt dotyczący jego ukochanej dziewczyny, ale był prawym i skromnym bohaterem, uważającym się za niegodnego misji, jaką wyznaczył mu Bóg Ojciec.

Nie możemy być pewni z biblijnego przekazu kiedy dokładnie Józef miał pierwsze mistyczne przeżycia. Kiedy pierwszy raz anioł przemówił do niego. Jednak wydaje się niemal pewne, że od samego początku wiedział on, że jego rola w małżeństwie z Maryją będzie bardzo specjalna. Samo małżeństwo miało być „czyste”, a Józef miał być opiekunem Maryi. On sam pochodził z rodu Dawida, rodu królewskiego i mesjańskiego, a i Maryja najprawdopodobniej także była praprawnuczką Dawida. Jestem przekonany, że Józef bezgranicznie ufał Maryi i gdy dowiedział się, że jest ona w ciąży był jak najdalszy od jakichkolwiek podejrzeń pod jej adresem.

Dlaczego więc chciał ją odesłać potajemnie? Myślę, że dlatego, że uważał się za niegodnego być ojcem i opiekunem Tego, który miał się narodzić. Wiedział on, że legalnie, prawnie nowonarodzone Dziecię będzie jego synem. Wiedział jednak także, że ten Mesjasz, którego poczęła jego oblubienica ma jakieś niezrozumiałe, przekraczające ludzkie wyobrażenie pochodzenie. Ta Tajemnica go przerastała i ponieważ był człowiekiem prawym chciał się usunąć w cień. W końcu był on tylko skromnym cieślą. Być może uważał, że Maryją powinni się zaopiekować arcykapłani, Świątynia, hierarchowie. Kimże był on, by to właśnie jemu Bóg zaufał powierzając w opiekę swego Syna?

Oczywiście nie od początku Józef rozumiał do końca kim był ten nienarodzony Syn Maryi. Jednak rozumiał na tyle dużo, by widzieć, że jest to „misterium”, tajemnica, która go przerasta. Rozumiał także, że tym bardziej tajemnicy tej nie zrozumieją jego sąsiedzi, znajomi, krewni. Rozumiał, że być może w tych mesjańskich czasach, w tych czasach, gdy wszyscy Żydzi oczekiwali na przyjście mesjasza zapowiedzianego 500 lat wcześniej przez proroka Daniela ktoś inny, mądrzejszy od niego powinien tę tajemnicę przejąć i się nią opiekować. On sam czuł się niegodnym. Dlatego też mógł odesłać Maryję potajemnie, pozostając prawym i sprawiedliwym człowiekiem. I dlatego też mógł przez posłuszeństwo wziąć do siebie Maryję, gdy Anioł, Boży Posłaniec, zapewnił go, że nie powinien się obawiać. Józef nie był już sam ze swymi myślami, ale miał też obietnicę Boga, że to co robi jest Mu miłe. Zaufał Mu więc i podjął się niezwykle trudnej i odpowiedzialnej roli opiekuna Świętej rodziny.

Taka interpretacja nie jest zaledwie próbą zrobienia z Józefa jakiegoś lukrowanego świętoszka. Nie jest sztucznym wymyślaniem zasług, by udowodnić coś, co nie jest prawdą. Wręcz przeciwnie. Uważam, że właśnie taka interpretacja jest zgodna z przekazem biblijnym i lepiej przedstawia to, co rzeczywiście zaszło w Nazarecie przed dwoma tysiącami lat. Dziś trudno nam czasem to dostrzec, bo nie razi nas specjalnie krętactwo wielu ludzi. Zwłaszcza polityków. Przyzwyczaili nas już do tego. Nie uważamy też za nic niezwykłego, ani nawet specjalnie niemoralnego, gdy młoda, niezamężna dziewczyna znajdzie się w ciąży. Jednak wtedy zupełnie inaczej podchodzono do pewnych spraw i człowiek sprawiedliwy na pewno nie był krętaczem i kombinatorem, dziewczęta pozostawały dziewicami do dnia swego ślubu, a karą za niemoralne prowadzenie się była śmierć. Nikogo to nie dziwiło i raczej gdyby im przedstawiono jak będzie świat wyglądał za dwa tysiące lat to oni przeżyliby szok. Dlatego takie wersety jak ten musimy oceniać w kontekście tamtej kultury i tamtych zwyczajów, a patrząc w taki sposób widzimy wyraźnie, że przedstawiona przeze mnie interpretacja tego wersetu ma dużo więcej sensu.

Sunday, March 09, 2008

Łazarzu, wyjdź na zewnątrz! (J 11,43b)

Jest tylko jedna przypowieść opowiedziana przez Jezusa, gdzie używa on imienia własnego bohatera przypowieści. Zazwyczaj jest to „pewien człowiek”, „pewien gospodarz”, „pewien wierzyciel”, „pewien kapłan”, czy „pewien Samarytanin”. Tylko w przypowieści o bogaczu i Łazarzu mamy obok „pewnego bogatego człowieka” – także „żebraka imieniem Łazarz”. I zapewne nie jest to przypadkiem, że właśnie w tej przypowieści nasz Pan postanowił nazwać żebraka konkretnym imieniem.

Jak pamiętamy, bogacz chciał posłać Łazarza do swych braci, by się nawrócili, zanim nie będzie za późno:


Tamten rzekł: Proszę cię więc, ojcze, poślij go do domu mojego ojca. Mam bowiem pięciu braci: niech ich przestrzeże, żeby i oni nie przyszli na to miejsce męki. Lecz Abraham odparł: Mają Mojżesza i Proroków, niechże ich słuchają. Nie, ojcze Abrahamie - odrzekł tamten - lecz gdyby kto z umarłych poszedł do nich, to się nawrócą. Odpowiedział mu: Jeśli Mojżesza i Proroków nie słuchają, to choćby kto z umarłych powstał, nie uwierzą. (Łk 16, 27-31)

W dzisiejszej Ewangelii słyszeliśmy o przywróceniu do życia Łazarza, przyjaciela Pana Jezusa, brata Marty i Marii. Dzisiaj rzeczywiście ktoś powstał z umarłych. I rzeczywiście faryzeusze widząc tak niezwykły znak zamiast uwierzyć w Jezusa, wręcz się przestraszyli, że inni w Niego uwierzą i postanowili Go zabić. Jeżeli bowiem ktoś nie wierzy dzięki nauce Kościoła, dzięki przesłaniu Biblii, to i znaki i cuda nie zmienią jego zatwardziałego serca. Dla wierzącego żadne znaki nie są potrzebne, a temu, kto nie chce uwierzyć, żadne znaki nie pomogą.

Łazarz otrzymał drugą szansę. Powrócił do życia. My, podobnie jak bogacz z przypowieści, takiej szansy mieć nie będziemy. Warto więc teraz, w okresie Wielkiego Postu, uświadomić to sobie. My wszyscy jesteśmy martwi, jeżeli nie posiadamy w sobie łaski uświęcającej. Jeżeli popełniliśmy grzech ciężki. W dzisiejszej Ewangelii jest najkrótszy werset w całej Biblii:
„Jezus zapłakał” (J 11,35) Ale Jezus płakał nie tylko nad śmiercią Łazarza. On cały czas opłakuje każdego będącego w stanie duchowej śmierci. I każdego woła: „Łazarzu! Wyjdź na zewnątrz!” Wyjdź z grobu swych grzechów.

Cud przywrócenia nas do życia jest powszechnie dostępny w każdym konfesjonale. A teraz jest najodpowiedniejszy czas, żeby z niego skorzystać. Nie postępujmy tak, by Jezus musiał płakać z naszego powodu. Wyjdźmy z grobów i powróćmy do życia. Powróćmy do Jezusa, który jest „zmartwychwstaniem i życiem”. To nic nie kosztuje. On wszystko zapłacił już za nas swoją męką na Krzyżu.

Saturday, March 08, 2008

Ostatnie słowa Jezusa z Krzyża.

Zbliża się szybko Wielki Tydzień. Najświętszy, najważniejszy okres w liturgicznym kalendarzu Kościoła. Warto więc może przypomnieć co pisałem przed paru laty o ostatnich słowach, jakie wypowiedział Pan Jezus na Krzyżu. Wiem, że był ten tekst zamieszczony już tutaj, ale wiem też, że nie każdy zagląda tu od lat i nie każdy przeszukuje stare posty. Dlatego też postanowiłem raz jeszcze to zamieścić:

"Siedem ostatnich Słów Jezusa

Nie będzie to całkiem siedem słów, raczej siedem tematów, zdań czy poleceń, jakie nam Jezus przekazał. Nie będą też one całkiem ostatnie, bo później jeszcze przez 40 dni Jezus przebywał wśród swych uczni i dalej przez mistyków, jak choćby w ostatnim stuleciu przez Świętą Faustynę, przekazuje nam swe słowa. Ale są to ostatnie słowa Jezusa w Jego ziemskim życiu. Po zmartwychwstaniu Jezus ukazywał się już w swej uwielbionej postaci, było to już jakby objawienie, widzenie. Przechodził przez zamknięte drzwi, zjawiał się i znikał niespodziewanie, nie miał już takich ograniczeń, jakie daje nam nasze zwykłe ciało. Dlatego to słowa z Krzyża były w pewnym sensie Jego ostatnimi słowami.

Słowa te są niezwykle ważne z jeszcze jednego powodu. Od lekarzy, którzy analizowali przyczyny i mechanizmy powodujące śmierć osoby ukrzyżowanej wiemy, że taka osoba umiera zazwyczaj z powodu uduszenia. Na krzyżu jest niezwykle trudno oddychać, bo rozciągnięte ręce, na których się wisi, powodują zapadanie się płuc. Płuca dodatkowo zaczynają się wypełniać płynami fizjologicznymi, wodą i krwią, dodatkowo utrudniając oddychanie. Aby nabrać powietrza, trzeba się podciągnąć na rękach, odepchnąć nogami i starać się wyprostować, ale jedyny punkt podparcia to są niezwykle bolesne rany.

Gwoździe w dłoniach, czy nadgarstkach rąk najprawdopodobniej uszkadzały nerw łączący najbardziej czułe miejsca w organizmie człowieka, opuszki palców i miejsce między palcami. Uszkodzenie tego nerwu było niezwykle bolesne samo w sobie, każda próba oddechu powodowała dodatkowy ucisk na niego, powodując zwiększony, trudny do opisania ból.

Dlatego właśnie słowa, które powiedział Jezus z Krzyża są tak niezwykle ważne. Ponieważ wiedział On, że będzie ukrzyżowany, wiedział też, że po zmartwychwstaniu powróci do uczniów, to z Krzyża powiedział tylko te rzeczy, które były naprawdę ważne i niezbędne do powiedzenia w tych okolicznościach. Nie zajmował się On w najważniejszym momencie nie tylko swego ludzkiego życia, ale w najważniejszym momencie całej historii ludzkości rzeczami błahymi. Tego możemy być pewni. Do tego sam fakt, że było ich siedem, liczba mająca symboliczne znaczenie pełni, doskonałości i do tego znacząca w języku hebrajskim tyle, co „przymierze” też nie jest bez znaczenia. Mam nadzieję że te moje spostrzeżenia pomogą nam wszystkim w głębszym przeżywaniu tego najważniejszego okresu w Roku Liturgicznym.

<*)))>< Lecz Jezus mówił: Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią. (Łk 23,34a)

Pierwsze słowa Jezusa, jakie słyszymy z Krzyża, to słowa przebaczenia. Jezus tak cierpiący, w tak straszny sposób poniżany i obrażany prosi Ojca w Niebie, aby wybaczył swym oprawcom ich przewinienia. Zdumiewające słowa.

Czy to znaczy, że nie ponieśli oni kary? Tego nie wiemy. Jezus sam jest sędzią i to także On osądzi ich grzechy. Nie da się oddzielić całkiem Jezusa od Boga Ojca, bo choć są to dwie różne osoby, mają tą samą naturę. Naturę Boską. Prawda o istnieniu w Bogu trzech Osób a jednej natury jest dogmatem wiary z uroczystego ogłoszenia (de fide divina Catholica definiata). Co więcej, trzy Osoby w Bogu posiadające jedną naturę współprzenikającą się i dlatego są równe w działaniu. To także jest dogmatem wiary z uroczystego ogłoszenia.

Zrozumienie tego jest dla tego ważne, że nie wolno nam rozumieć śmierci Jezusa jako czegoś, co mu Bóg Ojciec kazał uczynić dla ludzi, czy coś takiego. Bóg Ojciec był tak samo przybity do Krzyża jak Jezus i jak Duch Święty, bo Bóg jest jeden. Ma jedną wolę i jedną naturę. To prawda, że to osoba Jezusa fizycznie była przybita, bo tylko Jezus ma ciało. Ale cierpienie, ból Męki na Krzyżu był bólem Boga, i nie można tego oddzielić od żadnej z Boskich Osób.

Słowa Jezusa do Ojca były więc słowami pokazującymi nam, jak powinniśmy postępować. Zło ma tylko taki wpływ na nas, jaki mu zezwolimy mieć. Fakt, że nie wybaczamy naszym prześladowcom, ich najczęściej nie obchodzi wcale. Jeżeli już, to właśnie fakt, że im odpuścimy, zaczyna im przeszkadzać. Widzą swą bezsilność w swej złości przeciw nam skierowanej. Ale to, czy wybaczymy, czy nie, ma zasadnicze znaczenie dla nas. Bo gdy wybaczamy, stajemy się uodpornieni na skutki zła. Zło nie ma już do nas dostępu. Jest bezsilne.

Święty Paweł napisał:

Umiłowani, nie wymierzajcie sami sobie sprawiedliwości, lecz pozostawcie to pomście [Bożej]. Napisano bowiem: Do Mnie należy pomsta. Ja wymierzę zapłatę - mówi Pan - ale: Jeżeli nieprzyjaciel twój cierpi głód - nakarm go. Jeżeli pragnie - napój go. Tak bowiem czyniąc, węgle żarzące zgromadzisz na jego głowę. Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj. (Rz 12,19-21).

Na Krzyżu Jezus zwyciężył zło dobrem. Oddając dobrowolnie swe życie, za wszystkich, także za swych oprawców, każdemu umożliwił osiągnięcie zbawienia. Dla każdego droga do Nieba stanęła otworem i każdy z nas może z niej skorzystać, gdy tylko uzna się za grzesznika i poprosi Boga o wybaczenie. Także ci, którzy przybili Jezusa do Krzyża. Bo tak naprawdę to nie oni, ale nasze grzechy tego dokonały. Nie jesteśmy więc od nich wcale lepsi.

Dlatego to, myślę, Jezus powiedział te słowa. Tym bardziej, że były to słowa skierowane do żołnierzy, wykonujących rozkaz. Oni naprawdę nie wiedzieli, że krzyżują samego Boga. Byli to Rzymianie, nie Żydzi i tak na to patrząc to my jesteśmy bardziej winni od nich. Oni byli tylko instrumentem, wykonawcami, my jesteśmy przyczyną. Gdyby więc Jezus nie wstawiał się za nimi, jakże mielibyśmy mieć nadzieję, że okaże nam miłosierdzie?

A o potrzebie wybaczania pisałem też jakiś czas temu, w tym felietonie. Zapraszam do przeczytania i tego tekstu.

<*)))>< Jezus mu odpowiedział: Zaprawdę, powiadam ci: Dziś ze Mną będziesz w raju. (Łk 23,43)

Słowa Jezusa do „dobrego łotra”, Dyzmasa, bo takie jego imię przekazała nam tradycja. Słowa czasem wykorzystywane przez wrogów Kościoła Katolickiego dla wykazania rzekomego błędu nauczania Kościoła, że uczynki są nam potrzebne do zbawienia. Ten łotr nic przecież nie zrobił, a ma obietnicę samego Zbawiciela, że osiągnie życie wieczne.

Nic nie zrobił? Czyżby? Przypatrzmy się tej scenie dokładnie:

Jeden ze złoczyńców, których [tam] powieszono, urągał Mu: Czy Ty nie jesteś Mesjaszem? Wybaw więc siebie i nas. Lecz drugi, karcąc go, rzekł: Ty nawet Boga się nie boisz, chociaż tę samą karę ponosisz? My przecież - sprawiedliwie, odbieramy bowiem słuszną karę za nasze uczynki, ale On nic złego nie uczynił. I dodał: Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa. Jezus mu odpowiedział: Zaprawdę, powiadam ci: Dziś ze Mną będziesz w raju. (Łk 23,39-43)

Ile może zrobić człowiek przybity do krzyża? Ile może zrobić człowiek z dostępem do komputera? Ile może zrobić ojciec rodziny? Ile kapłan? Ile misjonarz? Każdy z nas spotyka innych ludzi na swej drodze, każdy ma inną pracę, inną sytuację. Nie wszyscy możemy zostać kaznodziejami i nie wszyscy będziemy misjonarzami w odległych krajach. Ale każdy z nas może i powinien zrobić tyle, ile sytuacja w której się znalazł mu pozwala.

Dyzmas był przybity do krzyża. Jedyne co mógł, to mówić. Ale zamiast przeklinać swych prześladowców i wyśmiewać współtowarzysza niedoli, wybrał inną drogę. Skarcił grzesznika. Wyznał swoją winę. Uznał w Jezusie niewinną ofiarę. Uznał też w Nim Króla, swego Pana i Boga. Poprosił Go o pamięć o nim, gdy Jezus powróci do swego Królestwa. Czy to mało uczynków dla kogoś w takiej sytuacji? Wydaje mi się, że sporo. Wystarczyły one Jezusowi. Nie tłumaczmy się więc, że w naszej sytuacji niewiele możemy zrobić. Trudno sobie wyobrazić sytuację gorszą niż ta, w której był Dyzmas, ale nie przeszkodziło mu to w niczym. Zrobił co mógł w swojej sytuacji i Bóg tylko tego, a może aż tego od nas wymaga.

A o błędzie samej doktryny „sola fide” mówiącej, że tylko wiara nam jest niezbędna do zbawienia, bez żadnych uczynków, pisałem już kiedyś w tym tekście.

<*)))>< [Jezus] rzekł do Matki: Niewiasto, oto syn Twój. Następnie rzekł do ucznia: Oto Matka twoja. (J19, 26b-27a)

Te słowa Jezusa są ważne i interesujące z kilku względów. Przede wszystkim wybór słów. Dlaczego nazwał On swą Matkę niewiastą? A raczej kobietą, bo greckie słowo „gune” właśnie to oznacza? Czy to nie jest znak, jak usiłują czasem nam wmówić antykatolicko nastawione osoby, że Maryja nie była nikim specjalnym i nawet Jezus ją po prostu nazywał „kobietą”? Na pewno nie, a dlaczego, zaraz uzasadnię.

Przede wszystkim wiemy z Biblii, że Jezus był bez grzechu i wypełnił wszystkie nakazy Prawa. A Prawo, dekalog, nakazują czcić ojca i matkę. Nikt nie ma wątpliwości, że Jezus oddawał cześć swojemu Ojcu, ale też możemy być pewni, że wypełniając Prawo, oddawał ją i swej Matce. Co więcej, wiedząc, że uczył on, że prawdziwe wypełnienie nakazów Prawa musi wynikać z miłości, z potrzeby serca, a nie z nakazu, możemy być pewni, że oddawał cześć Maryi z miłości. A ponieważ Jezus jest Bogiem, to Jego miłość do Matki jest bezmierna i nieograniczona. Czemu więc ta „kobieta”? Dlatego, żeby skierować naszą uwagę na pewien fakt.

Żeby to zrozumieć, musimy powrócić do samego początku, do Genesis. Zobaczmy fragment Księgi Rodzaju, zwany Protoewangelią. Jest to moment, gdy Bóg rozmawia z naszymi prarodzicami po popełnieniu przez nich grzechu pierworodnego:

Wtedy Pan Bóg rzekł do węża: Ponieważ to uczyniłeś, bądź przeklęty wśród wszystkich zwierząt domowych i polnych; na brzuchu będziesz się czołgał i proch będziesz jadł po wszystkie dni twego istnienia. Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie a niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej: ono zmiażdży ci głowę, a ty zmiażdżysz mu piętę. (Rdz 3, 14-15)

Ilekroć Jezus zwraca się do Maryi „Niewiasto”, chce nam wskazać nam, że ona jest właśnie tą niewiastą, której potomstwo zmiażdży głowę wężowi. Tak było w Kanie Galilejskiej , gdzie Jezus uczynił swój pierwszy znak i rozpoczął swą działalność, tak jest i tutaj, pod Krzyżem.

Drugą istotną rzeczą jest fakt, że i do Jana nie zwrócił się Jezus po imieniu. Powiedział tylko Matce: Oto Twój syn, a umiłowanemu uczniowi: Oto Matka twoja. Ale kto tak faktycznie jest umiłowanym uczniem Jezusa? Każdy z nas! Dlatego to nie jest wymienione imię Jana w tej scenie, bo jej znaczenie, oprócz faktycznego zawierzenia swej Matki Janowi, jest dużo szersze. Jezus tutaj właśnie nam wszystkim i każdemu z nas z osobna powierza swą Matkę! Skąd wiemy, że właśnie takie znaczenie? Właśnie stąd, że słowa te padły z Krzyża.

Jak już pisałem we wstępie do tych rozważań, z Krzyża nie było łatwo mówić. I Jezus, będąc Bogiem, wiedział, że umrze i wiedział, że po zmartwychwstaniu powróci i spotka się z uczniami. Miał więc wiele innych okazji o zatroszczenie się o Maryję. Poza tym gdyby chodziło tylko o zwykłą opiekę nad nią, najprawdopodobniej nie byłoby o tym wzmianki w Biblii. Przecież o Józefie, mężu Maryi, o jego losach po odnalezieniu Jezusa w Świątyni nie wiemy nic. Widocznie nie jest to nam do zbawienia potrzebne. To, że wiemy o powierzeniu Matki Jezusa umiłowanemu uczniowi musi mieć głębsze teologiczne znaczenie.

Jest jeszcze jeden aspekt tego wydarzenia. Kościół Katolicki uczy, że Maryja była Dziewicą. Pozostała nią po narodzeniu Jezusa i jest nią do dzisiaj. Ale wielu chrześcijan-niekatolików, wskazując uwagę na takie wersety, jak te mówiące o „braciach Jezusa”, czy na ten werset:

Zbudziwszy się ze snu, Józef uczynił tak, jak mu polecił anioł Pański: wziął swoją Małżonkę do siebie, lecz nie zbliżał się do Niej, aż porodziła Syna, któremu nadał imię Jezus. (Mt 1,24-25)

mówi: „Jeżeli Jezus miał braci i jeżeli Biblia wyraźnie wskazuje, że Józef nie zbliżał się do małżonki, aż porodziła Syna, co implikuje, że po urodzeniu stali się normalnym małżeństwem, to dlaczego Kościół Katolicki uczy, że Maryja pozostała Dziewicą?” Otóż dlatego, że jest to prawda. O braciach Jezusa pisze między innymi Katechizm Kościoła Katolickiego, w paragrafie 500:

"Niekiedy jest wysuwany w tym miejscu zarzut, że Pismo święte mówi o braciach i siostrach Jezusa. Kościół zawsze przyjmował, że te fragmenty nie odnoszą się do innych dzieci Maryi Dziewicy. W rzeczywistości Jakub i Józef, "Jego bracia" (Mt 13, 55), są synami innej Marii, należącej do kobiet usługujących Chrystusowi, określanej w znaczący sposób jako "druga Maria" (Mt 28,1). Chodzi tu o bliskich krewnych Jezusa według wyrażenia znanego w Starym Testamencie." (KKK 500)

W Starym Testamencie Lot jest nazwany bratem Abrahama, mimo, że z kontekstu wiemy, że był jego siostrzeńcem, a z wieczernika wiemy, że i Nowy Testament używał słowa „bracia” nie tylko na dalszych krewnych, ale na współziomków i współwyznawców:

Przybywszy tam weszli do sali na górze i przebywali w niej: Piotr i Jan, Jakub i Andrzej, Filip i Tomasz, Bartłomiej i Mateusz, Jakub, syn Alfeusza, i Szymon Gorliwy, i Juda, /brat/ Jakuba. Wszyscy oni trwali jednomyślnie na modlitwie razem z niewiastami, Maryją, Matką Jezusa, i braćmi Jego. Wtedy Piotr w obecności braci, a zebrało się razem około stu dwudziestu osób, tak przemówił… (Dz 1,13-15)

Apostołowie wymienieni w tym fragmencie Pisma i niewiasty towarzyszące Jezusowi, które wspomina Biblia, to razem będzie najwyżej dwadzieścia osób. A z „braćmi Jezusa” było ich „około stu dwudziestu osób”. Nikt chyba nie myśli, że Maryja miała setkę dzieci? I że ten fakt udało się ukryć katolikom?

Także sformułowanie, że Józef nie zbliżył się do Maryi, aż porodziła znaczy tylko tyle. Że nie zbliżył się do Niej, aż porodziła. Chodzi w nim o wykazanie, że to Duch Święty zstępując na Maryję został Jej Oblubieńcem. Ale nic nie mówi o tym, co nastąpiło później. Wiemy, że Bóg uważa, co Jezus nam sam przekazał, że małżeństwo jest nierozerwalne aż do śmierci. Choćby z tego możemy być pewni, że Maryja pozostała wierna Bogu i pozostała w dziewictwie. Ale wiemy też z samej Biblii, że to sformułowanie nie sugeruje niczego, co się miało później wydarzyć. Zobaczmy na ten fragment 2. Księgi Samuela:

Mikal, córka Saula, była bezdzietna aż do czasu swej śmierci. (2 Sm 6,23)

Czy to sugeruje, że Mikal miała tuzin dzieci po swojej śmierci? Zapewniam was, że nie. Ale powróćmy do Krzyża i zawierzenia Maryi Janowi. Fakt, że to się wydarzyło jest bardzo mocnym argumentem za tym, że Jezus nie miał naturalnych braci. Inaczej, jako najstarszy brat, miałby obowiązek przekazać opiekę nad swą Matką jednemu z nich. Powierzenie Jej obcemu mężczyźnie, nawet kuzynowi, bo Jan być może był spokrewniony z Jezusem, byłoby nielogiczne, dziwne i byłoby złamaniem prawa obowiązującego Żydów. Oddanie Matki Janowi i fakt, że zamieszkała u niego wyraźnie wskazuje na fakt, że nie miała Ona innych dzieci.

W Rozważaniach jest kilka moich starszych tekstów o Maryi, gdzie już pisałem o tych sprawach. Jeden z nich zatytułowany jest Maryja. Królowa i Pośredniczka , drugi Arka Przymierza . Jest też tekst o znaku w Kanie Galilejskiej, do którego link już wyżej zamieściłem. Zapraszam także do ich przeczytania.

<*)))>< Eli, Eli, lema sabachthani?to znaczy Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił? (Mt 27,46b)

Słuchając protestanckich pastorów spotkałem się wielokrotnie z taką interpretacją tego wersetu: Pan Jezus, przyjmując na siebie wszystkie nasze grzechy stał się tak przykrym widokiem dla Boga Ojca, że Ten w tym momencie odwrócił od Jezusa swą twarz, nie mogąc na niego patrzeć. Ta interpretacja jest zgodna z inną ich nauką, że my na zawsze pozostaniemy brudnymi grzesznikami, ale „pokryci czystością Jezusa” i Jego doskonałością, jak płaszczem nas szczelnie okrywającym, zyskamy Niebo. Wystarczy tylko zaakceptować darmowy prezent, jaki dał nam na Krzyżu Jezus, biorąc na siebie nasze grzechy i płacąc za nasze odkupienie tę potworną cenę.

Co za okropna teologia, co za niesprawiedliwa fikcja. Kruczek prawny, dzięki któremu Ojciec karze niewinnego Syna, a potem udaje, że nie dostrzega naszego zepsucia, naszego zła, naszej grzeszności i patrząc na nas widzi tylko swego Syna, który za nas zapłacił za grzechy.

Kościół Katolicki zupełnie inaczej rozumie odkupienie naszych grzechów. To nie jest legalna i niesprawiedliwa transakcja, nie osiągamy wolności dlatego, że Bóg znalazł kruczek prawny. Wolność, zbawienie uzyskujemy dlatego, że stajemy się dziećmi Bożymi. To prawda, że nie możemy usatysfakcjonować Bożej sprawiedliwości i że tylko Jego Miłosierdzie umożliwia nam zbawienie, ale to także On sam, Bóg Ojciec, umiera za nas na Krzyżu. On nie jest odwrócony teraz od Jezusa, On jest z Nim teraz zjednoczony tak, jak nigdy indziej w historii ludzkości.

Biblia uczy nas, że nic nieczystego nie może osiągnąć Nieba (por. Ap 21,27). Poza tym nawet na „chłopski rozum”, jakbyśmy się czuli przez całą wieczność, gdybyśmy wiedzieli, że jesteśmy brudnymi grzesznikami, maskującymi się tylko przed Bogiem Ojcem? Zasłaniającymi się Jezusem? I w jaki to sposób miałby Jezus coś ukrywać przez całą wieczność przed Ojcem? Cała ta bezsensowna teoria jest konsekwencją odrzucenia doktryny czyśćca. Wiedząc, że człowiek często w momencie śmierci jest daleki od ideału, ale jest w stanie łaski uświęcającej i odrzucając koncepcję oczyszczenia się po śmierci przed zjednoczeniem się z Bogiem, musiano wymyślić jakąś inną teorię umożliwiającą pogodzenie naszego braku doskonałości z wymogiem, że nic nieczystego nie osiągnie Nieba.

Nauka Kościoła jest dużo logiczniejsza i piękniejsza w swej istocie. Odkupienie grzechów, które jest darem, daje nam życie, daje nam Łaskę uświęcającą, ale skutki tych grzechów w nas pozostają. Powiedzmy, że ktoś miał problem z pornografią. Spowiedź, odpuszczenie grzechów powoduje, że już nasze dusze odzyskały życie, ale nasz rozum nie może się pozbyć tych wyobrażeń, które tkwią w naszej pamięci. Czyściec umożliwia nam „sformatowanie twardego dysku”, wyrzucenie tych wyobrażeń z pamięci i zapłatę, zadośćuczynienie tym, których skrzywdziliśmy. Możemy wtedy wejść do Królestwa nie jak „kupa gnoju pokryta śniegiem” (autentyczne sformułowanie Lutra), ale jak prawdziwe dzieci Boże.

Dlaczego więc Jezus zawołał te słowa? Z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze Jezus był naprawdę, w pełni człowiekiem, jak każdy z nas. I w swym człowieczeństwie czuł się opuszczony w swym cierpieniu na Krzyżu. Opuszczony przez większość uczni, przez tych, których uzdrowił, których nauczał i czuł się też opuszczony przez Boga. My też, gdy cierpimy, gdy mamy kłopoty, gdy odejdzie od nas ktoś bliski, odczuwamy samotność to wydaje się nam, że Bóg o nas zapomniał. Ale możemy być pewni, że jest to tylko uczucie, zrozumiałe w takiej sytuacji. Obiektywna rzeczywistość jest taka, że Bóg właśnie wtedy jest najbliżej nas.

Jak pisałem we wstępie do tych rozważań, nie da się oddzielić natury Boga Ojca i Jezusa. Jeżeli myślimy, że to są jakieś osobne zupełnie istoty, nie powiązane ze sobą, to redukujemy Boga do naszej ludzkiej miary. To prawda, że każda z Osób jest oddzielna, w tym sensie Syn nie jest Ojcem, a ani Syn ani Ojciec nie są Duchem Świętym, ale to nie znaczy, że jedna z tych Osób może coś odczuwać, czy wiedzieć, czego by nie wiedziała, czy odczuwała inna Osoba. Ich wiedza jest pełna, Bóg, każda z Osób Trójcy, wie wszystko, więc mają wspólną naturę, wspólne zrozumienie i odczuwanie rzeczy.

Dlatego też nie możemy powiedzieć, że Bóg Ojciec był „nie fair” w stosunku do Syna. To nie z nakazu Ojca Jezus oddał za nas życie, to był plan Boga, we wszystkich Jego Osobach, od początku. Jezus, zjednoczony z Ojcem, w Duchu Świętym, dobrowolnie oddał za nas życie, a Ojciec z Duchem Świętym, który jest Miłością ich łączącą, współcierpieli z Jezusem na Krzyżu.

Drugą przyczyną, dla której Jezus zawołał te słowa, było zwrócenie uwagi zgromadzonego tłumu na pewien istotny fakt. Jak wiemy, Żydzi doskonale znali Pismo Święte. Modlili się odmawiając, czy śpiewając Psalmy. Ale w czasach Jezusa nie było jeszcze numeracji psalmów, jak dzisiaj są one ponumerowane. Chcąc zwrócić uwagę na któryś z nich, po prostu cytowało się pierwszą linijkę tekstu. Jezus wołając te słowa, chciał właśnie zwrócić uwagę na jeden z psalmów.

Jedną z przyczyn, dla której Żydzi nie uznali w Jezusie Mesjasza był fakt, że czekali oni na kogoś, kto odniesie militarne zwycięstwo, pokona Rzymian, uzyska wolność dla Jerozolimy i zostanie królem wolnego państwa. Zupełnie odrzucili taką interpretację, że najpierw musi przyjść Mesjasz cierpiący. Jezus, cytując z Krzyża początek Psalmu znanego nam dziś jako Psalm 22, ukazuje im, przypomina fakt, że Mesjasz najpierw musiał przyjść i oddać za nich życie, zanim powróci na końcu świata jako triumfator w takim znaczeniu, jakiego wtedy oni oczekiwali.

Przeczytajcie z uwagą ten psalm. Psalm ten zresztą jest w swej wymowie bardzo optymistyczny. Zapowiada co prawda, ze zdumiewającą precyzyjnością, te tragiczne wydarzenia, których zgromadzeni pod Krzyżem są świadkami, ale też zapowiada przyszły tryumf Boga:

Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił? Daleko od mego Wybawcy słowa mego jęku.
Boże mój, wołam przez dzień, a nie odpowiadasz, wołam i nocą, a nie zaznaję pokoju.
A przecież Ty mieszkasz w świątyni, Chwało Izraela!
Tobie zaufali nasi przodkowie, zaufali, a Tyś ich uwolnił;
do Ciebie wołali i zostali zbawieni, Tobie ufali i nie doznali wstydu.
Ja zaś jestem robak, a nie człowiek, pośmiewisko ludzkie i wzgardzony u ludu.
Szydzą ze mnie wszyscy, którzy na mnie patrzą, rozwierają wargi, potrząsają głową:
Zaufał Panu, niechże go wyzwoli, niechże go wyrwie, jeśli go miłuje.
Ty mnie zaiste wydobyłeś z matczynego łona; Ty mnie czyniłeś bezpiecznym u piersi mej matki.
Tobie mnie poruczono przed urodzeniem, Ty jesteś moim Bogiem od łona mojej matki,
Nie stój z dala ode mnie, bo klęska jest blisko, a nie ma wspomożyciela.
Otacza mnie mnóstwo cielców, osaczają mnie byki Baszanu.
Rozwierają przeciwko mnie swoje paszcze, jak lew drapieżny i ryczący.
Rozlany jestem jak woda i rozłączają się wszystkie moje kości; jak wosk się staje moje serce, we wnętrzu moim topnieje.
Moje gardło suche jak skorupa, język mój przywiera do podniebienia, kładziesz mnie w prochu śmierci.
Bo sfora psów mnie opada, osacza mnie zgraja złoczyńców. Przebodli ręce i nogi moje,
policzyć mogę wszystkie moje kości. A oni się wpatrują, sycą mym widokiem;
moje szaty dzielą między siebie i los rzucają o moją suknię.
Ty zaś, o Panie, nie stój z daleka; Pomocy moja, spiesz mi na ratunek!
Ocal od miecza moje życie, z psich pazurów wyrwij moje jedyne dobro,
wybaw mnie od lwiej paszczęki i od rogów bawolich - wysłuchaj mnie!
Będę głosił imię Twoje swym braciom i chwalić Cię będę pośród zgromadzenia:
Chwalcie Pana wy, co się Go boicie, sławcie Go, całe potomstwo Jakuba; bójcie się Go, całe potomstwo Izraela!
Bo On nie wzgardził ani się nie brzydził nędzą biedaka, ani nie ukrył przed nim swojego oblicza i wysłuchał go, kiedy ten zawołał do Niego.
Dzięki Tobie moja pieśń pochwalna płynie w wielkim zgromadzeniu. Śluby me wypełnię wobec bojących się Jego.
Ubodzy będą jedli i nasycą się, chwalić będą Pana ci, którzy Go szukają. Niech serca ich żyją na wieki.
Przypomną sobie i wrócą do Pana wszystkie krańce ziemi; i oddadzą Mu pokłon wszystkie szczepy pogańskie,
bo władza królewska należy do Pana i On panuje nad narodami.
Tylko Jemu oddadzą pokłon wszyscy, co śpią w ziemi, przed Nim zegną się wszyscy, którzy w proch zstępują. A moja dusza będzie żyła do Niego,
potomstwo moje Jemu będzie służyć, opowie o Panu pokoleniu
przyszłemu, a sprawiedliwość Jego ogłoszą ludowi, który się narodzi: Pan to uczynił.


<*)))>< Potem Jezus świadom, że już wszystko się dokonało, aby się wypełniło Pismo, rzekł: Pragnę. Stało tam naczynie pełne octu. Nałożono więc na hizop gąbkę pełną octu i do ust Mu podano. A gdy Jezus skosztował octu, rzekł: Wykonało się! I skłoniwszy głowę oddał ducha.(J 19, 28-30)

Dwa z siedmiu ostatnich słów Jezusa: „Pragnę.” I „Wykonało się.”. Czemu teraz Jezus powiedział, że pragnie? Nie odczuwał pragnienia wcześniej? Od aresztowania na Górze Oliwnej minęło już wiele godzin. A wcześniej, gdy żołnierze chcieli mu dać napój gaszący pragnienie i przynoszący ulgę w cierpieniu, Jezus odmówił. Dlaczego więc teraz? I jakie Pismo się wypełniło? Co się tu właściwie wydarzyło?

Dlaczego Jezus mówi też, że się „wykonało”? Co miał na myśli? Zbawienie wszystkich ludzi? Ale gdyby nie zmartwychwstanie, sama śmierć nie miałaby większego sensu i znaczenia. Święty Paweł przecież wyraźnie pisze:

A jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także wasza wiara. Okazuje się bowiem, żeśmy byli fałszywymi świadkami Boga, skoro umarli nie zmartwychwstają, przeciwko Bogu świadczyliśmy, że z martwych wskrzesił Chrystusa. Skoro umarli nie zmartwychwstają, to i Chrystus nie zmartwychwstał. A jeżeli Chrystus nie zmartwychwstał, daremna jest wasza wiara i aż dotąd pozostajecie w swoich grzechach. (1Kor 15,14-17)

To Zmartwychwstanie było zwycięstwem nad grzechem i nad śmiercią. Co więc się wykonało? Otóż śmiem twierdzić, że to, co się wykonało, to Wieczerza Paschalna, Exodus, ofiara Baranka i pierwsza Msza Święta. Uroczystość Święta Paschy, którą obchodził Jezus z uczniami w Wieczerniku, która sama była świętem obchodzonym na pamiątkę wyjścia Żydów z niewoli Egipskiej i symbolizowała wyjście z niewoli grzechu. Ale naprawdę z tej niewoli nas wyzwoliła dopiero śmierć Baranka i Jego Zmartwychwstanie. Ale tu, wraz ze spożyciem Czwartego Kielicha, zakończyła się ofiara Jezusa, który jest kapłanem i ofiarą doskonałą złożoną za nasze grzechy.

Jakiego kielicha? Co to za „czwarty kielich”? Cóż, zapraszam do przeczytania mojego pierwszego tekstu, jaki napisałem przed paroma laty. Nie wiedziałem nawet wtedy, że będę miał swą stronę internetową, napisałem to na spotkanie w gronie kilku osób studiujących Biblię. Ale ten tekst dobrze tłumaczy słowa Jezusa i warto przeczytać go teraz.

Wystarczy kliknąć TUTAJ. Zapraszam.

<*)))>< Wtedy Jezus zawołał donośnym głosem: Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego. Po tych słowach wyzionął ducha. (Łk 23,46)

Ostatnie przed śmiercią, według Ewangelii Łukasza, słowa Jezusa. Tak proste, że każda próba napisania czegoś inteligentnego musi się zakończyć porażką. Słowa dziecka do Ojca, któremu się bezgranicznie ufa. Słowa zawierzenia i oddania się.

Ale myślę, że nie powinniśmy czekać do momentu śmierci z wypowiedzeniem tych słów. W pewnym sensie zresztą w momencie śmierci łatwo jest je wypowiedzieć, jeżeli nasza wiara jest prawdziwa. Czasem jest trudniej żyć niż umierać.

Śmierć wymusza na nas pewien radykalizm. Nie ma wtedy szarej strefy. Nie ma nacisku środowiska. Nie ma wstydu, nie ma szpanowania, nie ma udawania. Oddanie swego ducha, swego życia w ręce Boga teraz, gdy nam się wydaje, że nie stoimy jeszcze w obliczu nieuchronnej śmierci, to jest dopiero trudna decyzja.

Decyzja trudna, ale na pewno mądra. Nie wiemy, kiedy tak naprawdę przyjdzie nam się spotkać z naszym Bogiem twarzą w twarz. Tyle ludzi odchodzi niespodziewanie do Pana każdego dnia. Ja piszę te słowa z Miami, za chwilę ruszam w drogę do domu. 1200 km. Noc. Weekend. Pijani kierowcy. Zmęczenie. Każda podróż może być ostatnia. Pojutrze lecę do Polski, żeby z rodzicami, z rodziną spędzić ten uroczysty, najświętszy okres w roku. A samolot przecież jest cięższy od powietrza. Ja wiem, że lata, wszyscy tak mówią. Zresztą leciałem już nad oceanem kilkanaście razy i za każdym się udawało. Ale przecież tak naprawdę nigdy nie wiadomo. Ale nie trzeba być kierowcą, czy wybierać się w podróż samolotową. Bóg nas może powołać do siebie w każdej chwili.

Pewnemu zamożnemu człowiekowi dobrze obrodziło pole. I rozważał sam w sobie: Co tu począć? Nie mam gdzie pomieścić moich zbiorów. I rzekł: Tak zrobię: zburzę moje spichlerze, a pobuduję większe i tam zgromadzę całe zboże i moje dobra. I powiem sobie: Masz wielkie zasoby dóbr, na długie lata złożone; odpoczywaj, jedz, pij i używaj! Lecz Bóg rzekł do niego: Głupcze, jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy od ciebie; komu więc przypadnie to, coś przygotował? (Łk 12,16b-20)

Jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy… Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego!"

Poza tym chciałbym jeszcze zaprosić Was na forum duszpasterstwa akademickiego ojców dominikanów w Krakowie, czyli do „Beczki”. Poświęciłem ostatnio trochę czasu na dyskusje na tamtym forum, w sprawach dotyczących między innymi antykoncepcji, wegetarianizmu, czy autorytetu Kościoła. .

I na koniec zawiadomienie. W najbliższym numerze Małego Gościa Niedzielnego podobno ma się ukazać artykuł o mojej skromnej osobie. Rozmawiałem przez dwie godziny z panem redaktorem Franciszkiem Kucharczakiem o swoim życiu, o tym, jak Bóg w nim działa i stwierdził on, że takie świadectwo może zainteresować młodych i nie tylko takich młodych czytelników Małego Gościa Niedzielnego. Zapraszam więc do kupna najbliższego numeru, który ma się ukazać w kioskach przed Palmową Niedzielą. Nie mam pojęcia, co tam dokładnie się znajdzie, ale nawet, jakby okazało się, że redakcja podjęła inną decyzję i moja historia by „wypadła”, to i tak warto Małego Gościa poczytać.