Thursday, September 25, 2008

Orędzie z Medjugorie 25 IX 2008

"Drogie dzieci! Niech wasze życie będzie ciągłym wybieraniem pokoju. Z radością nieście pokój i nie zapominajcie, że żyjecie w czasie łaski, w którym Bóg poprzez moją obecność daje wam wielkie łaski. Dziatki, nie zamykajcie się, ale wykorzystajcie ten czas i proście o dar pokoju i miłości w waszym życiu, byście stali się świadkami dla innych. Błogosławię was matczynym błogosławieństwem. Dziękuję wam, że odpowiedzieliście na moje wezwanie."

Sunday, September 21, 2008

40 dni dla życia 2008

Za dwa dni, w środę 24. września zaczyna się w USA ponownie akcja „40 dni dla życia”. Akcja będzie trwała do 2. listopada. Pisałem o niej rok temu, więc nie ma potrzeby powtarzania tego samego. Każdy może przeczytać teksty sprzed roku TUTAJ i TUTAJ. Ja tylko bardzo bym prosił o Wasze wsparcie. O modlitwę, o post. Tym bardziej, że tegoroczna akcja kończy się zaledwie dwa dni przed wyborami w USA. A od tego, kto zostanie następnym prezydentem może zależeć jak długo jeszcze aborcja będzie legalna w tym kraju.

Wokół nas toczy się wojna o dusze. Święty Paweł pisze:

Nie toczymy bowiem walki przeciw krwi i ciału, lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw pierwiastkom duchowym zła na wyżynach niebieskich. (Ef 6,12)

Co to są te „Zwierzchności” i „Władze”? To właśnie „rządcy świata tych ciemności” i „pierwiastki duchowe zła”, czyli upadłe anioły. Szatan i jego kudłaci pachołkowie. Święty Paweł nas pociesza:


I jestem pewien, że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani Zwierzchności, ani rzeczy teraźniejsze, ani przyszłe, ani Moce, ani co wysokie, ani co głębokie, ani jakiekolwiek inne stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym. (Rz 8, 38-39)

… ale to tylko wtedy, jak się im sprzeciwimy. Jak jednak pokonać te byty, które nas pod każdym względem tak bardzo przewyższają? I na to znajdujemy odpowiedź w Biblii:


Ten zaś rodzaj złych duchów wyrzuca się tylko modlitwą i postem. (Mt 17,21)

Dlatego właśnie pomysł 40-dniowego okresu postów i modlitw dla ratowania życia nienarodzonych dzieci. Akcja już przyniosła wiele owoców i jestem pewien, że doprowadzi ona do odmiany serc wszystkich tych, którzy uważają, że kobieta ma prawo do zamordowania własnego dziecka. Także polityków i sędziów Sądu Najwyższego. W końcu Biblia przypomina nam, że:


I jak w Adamie wszyscy umierają, tak też w Chrystusie wszyscy będą ożywieni, lecz każdy według własnej kolejności. Chrystus jako pierwszy, potem ci, co należą do Chrystusa, w czasie Jego przyjścia. Wreszcie nastąpi koniec, gdy przekaże królowanie Bogu i Ojcu i gdy pokona wszelką Zwierzchność, Władzę i Moc. (1 Kor 15,22-24)

Zwycięstwo więc już jest nasze. Wystarczy, byśmy się pojawili na placu boju, a On, Bóg, będzie za nas walczył z szatanem. My tylko wspomóżmy Go naszymi modlitwami i postem.

Monday, September 15, 2008

Biblia audio online

Ponieważ wiele piszę tu o Biblii, zaglądam do Niej cały czas. Mam tradycyjną, „papierową” Biblię, mam program w komputerze z Jej tekstem i korzystam też ze stron internetowych, które mają Jej tekst i komentarze. Jednak z takich źródeł mogę korzystać tylko wtedy, gdy jestem w domu, lub odpoczywam w trucku po pracy. Lecz ja większość czasu spędzam jadąc, a jadąc nie bardzo mogę czytać Słowo Boże. Mam więc także Biblię w wersji audio i słucham podczas prowadzenia trucka. Po polsku mam jednak tylko Nowy Testament.

Katechizm Kościoła Katolickiego przypomina nam, że
„Nieznajomość Pisma świętego jest nieznajomością Chrystusa” (to św. Hieronim) i że "Nowy Testament jest ukryty w Starym, natomiast Stary znajduje wyjaśnienie w Nowym" (to św. Augustyn). Dobrze jest więc także dobrze poznać Stary Testament. W końcu, gdy święty Paweł mówił:

Wszelkie Pismo od Boga natchnione /jest/ i pożyteczne do nauczania, do przekonywania, do poprawiania, do kształcenia w sprawiedliwości - aby człowiek Boży był doskonały, przysposobiony do każdego dobrego czynu. (2 Tm 3,16-17)

… miał na myśli właśnie Stary Testament, bo Nowy jeszcze nie był napisany. A te fragmenty, które już powstały, nie zostały jeszcze powszechnie uznane za natchnione Słowo Boże.

Szukając w necie Starego Testamentu w formie audio nigdzie nie mogłem znaleźć Tysiąclatki. Prawdę mówiąc znalazłem tylko ST w tłumaczeniu biskupa Romaniuka nagrany przez program Expressivo. To mi nasunęło pomysł, by samemu nagrać sobie Stary Testament.

Ja także mam program Expressivo, więc poświęciłem ostatni weekend na nagrywanie Biblii. Nie jest to doskonały program, ma swoje wady, ale jest na tyle wyraźny, że da się słuchać. A po przyzwyczajeniu się do trochę sztucznej intonacji, słucha się całkiem przyjemnie.

Utworzone przez siebie pliki umieściłem na serwerze strony odsiebie.com i teraz każdy może sobie posłuchać Starego Testamentu w tłumaczeniu Biblii Tysiąclecia, a nawet ściągnąć te pliki do swojego komputera, lub i-poda. Wystarczy wejść na tę stronę:

BIBLIA audio. Stary Testament

... gdzie są linki do poszczególnych Ksiąg Starego Testamentu. Natomiast gdyby kogoś interesowały inne programy biblijne i Nowy Testament w formie audio, to znajdzie wiele pożytecznych linków klikając TUTAJ.

Zapraszam.

Sunday, September 07, 2008

Nie wystarczy nikogo nie zamordować.

Na dzisiejszej Mszy usłyszeliśmy bardzo ciekawe czytania. Kościół zawsze stara się dobierać je tak, by pierwsze czytanie ze Starego Testamentu było powiązane w jakiś sposób z Ewangelią. Wynika to z tego, że, jak powiedział św. Augustyn, „Novum in Vetere latet et in Novo Vetus patet.” "Nowy Testament jest ukryty w Starym, natomiast Stary znajduje wyjaśnienie w Nowym"

Dzisiaj pierwsze czytanie to był fragment z księgi Proroka Ezechiela:


To mówi Pan: Ciebie, o synu człowieczy, wyznaczyłem na stróża domu Izraela po to, byś słysząc z mych ust napomnienia przestrzegał ich w moim imieniu. Jeśli do występnego powiem: Występny musi umrzeć - a ty nic nie mówisz, by występnego sprowadzić z jego drogi - to on umrze z powodu swej przewiny, ale odpowiedzialnością za jego śmierć obarczę ciebie. Jeśli jednak ostrzegłeś występnego, by odstąpił od swojej drogi i zawrócił, on jednak nie odstępuje od swojej drogi, to on umrze z własnej winy, ty zaś ocaliłeś swoją duszę. (Ez 33,7-9)

Bardzo ważne słowa. Pokazują one, że możemy utracić nasze zbawienie nie tylko przez to, że zrobimy coś złego, ale i przez to, że nie zrobimy czegoś dobrego, co zrobić powinniśmy. Przez zaniedbanie. Bóg wyraźnie mówi Ezechielowi, że gdy on nie upomni grzesznika, to Bóg jego, Ezechiela, obarczy odpowiedzialnością za tamten grzech. Gdy jednak prorok go upomni, to uratuje swoją duszę. Nawet, jeżeli upomnienie to nie przyniesie żadnego skutku.

Słowa te przypominają nam jeszcze inną prawdę. Mianowicie taką, że Bóg oczekuje od nas wierności, a nie sukcesów. Ezechiel nie jest odpowiedzialny za to, czy jego upomnienie zmieni grzesznika. On jest tylko odpowiedzialny za swoje zachowanie. Poza tym musimy pamiętać, że to nie my odmienimy ludzkie serca. To może tylko uczynić Bóg.

Może ktoś jednak powiedzieć: Kim innym jest prorok, a kim innym ja. Do mnie Bóg nie przemawia. Ja jestem zwykłym człowiekiem. Nie mogę więc być odpowiedzialny za niczyje grzechy. Hmm. Nie byłbym tego wcale taki pewny. Zobaczmy, co nam mówi dzisiejsza Ewangelia:

Jezus powiedział do swoich uczniów: Gdy brat twój zgrzeszy [przeciw tobie], idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata. Jeśli zaś nie usłucha, weź z sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków oparła się cała sprawa. Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi! A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik! (Mt 18,15-17)

To, co Bóg Ojciec nakazał Ezechielowi w Starym Testamencie, Jezus nakazuje wszystkim uczniom. Upomnienie grzesznika to jest obowiązek każdego z nas.

Nie wiem, czy jeszcze tego uczą dzieci na lekcjach religii, ale jak ja byłem dzieckiem, uczyłem się „małego katechizmu”. Jedną z rzeczy, jakie musiałem się wyuczyć na pamięć, były „uczynki miłosierne co do duszy”. A pierwszy z nich, to właśnie „grzeszących upominać”. Nie jest to więc jakiś mój wymysł, to jest odwieczna nauka Kościoła Katolickiego.

Pamiętamy wszyscy 25. rozdział Ewangelii Mateusza, wersety 31-46. Pan Jezus opisuje Sąd Ostateczny. Ale tam także nie widać sądu nad mordercami, zdziercami, tyranami, złodziejami. Tam kryterium oddzielenia „owiec od kozłów”, czyli zbawionych od potępionych, jest to, czy ktoś nakarmił głodnych, ubrał nagich, odwiedził chorych i więźniów. Jak tego nie uczynił, nie może osiągnąć zbawienia. Bo nieuczynienie dobra, gdy je uczynić możemy, także jest grzechem.

Podczas każdej Mszy Świętej modlimy się słowami: „Spowiadam się Bogu wszechmogącemu i wam, bracia i siostry, że bardzo zgrzeszyłem myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem.” Mówimy to każdej niedzieli. Ale czy naprawdę uważamy to za grzech? Czy naprawdę spowiadamy się z grzechu zaniedbania?

Dyskutując z kimś o konieczności ewangelizowania napisałem na forum krakowskiej Beczki między innymi takie słowa:


„Nie wiem kogo Ty znasz i kogo uważasz za chrześcijan. Jeżeli na co dzień żyją tak, że ich nie można nazwać "letnimi", to Bogu niech będą dzięki. Jednak praktyka codzienna jest taka, że znakomita większość chrześcijan na świecie, (czy też ludzi uznających się za chrześcijan) katolików i protestantów, żyje tak, jakby byli poganami. Nawet, jak praktykują pewne zwyczaje, "idą przez sakramenty". Ale choć sakramenty są zwykłym sposobem uzyskiwania łask, które nam Bóg obiecał, to "prawdziwe obrzezanie to obrzezanie serca". Nie wystarczy się ochrzcić, przyjąć Jezusa w Eucharystii, "dać się pobierzmować" i iść na Mszę, jak nie mamy akurat ważniejszych zajęć.

Ktoś kiedyś zapytał i bardzo mi się to pytanie podoba: "Jeżeli chrześcijaństwo nagle stałoby się nielegalne, to czy sąd byłby w stanie udowodnić, że jesteś chrześcijaninem?" Obawiam się, że wielu oskarżonych miałoby bardzo prostą sprawę z wybronieniem się w sądzie. […]

Problem polega na tym, że gdy nasza katecheza kończy się na maturze, a wcześniej też nie była na żadnym poziomie, to nie mamy szans na przejście próby. Ilu katechetów uczy o miłości Bożej? O potrzebie osobistego kontaktu z Jezusem? Ilu rodziców rozmawia o wierze z dziećmi? I nie mówię tu o poleceniu pójścia na Mszę, czy nawet majówkę lub nakazie zostania ministrantem. To jest potrzebne, pożyteczne, ale jak nie pochodzi z serca, syn się zbuntuje jak tylko będzie miał -naście lat.

Słuchałem wczoraj audycji Radia Józef, nomen-omen, "Bądź zimny, bądź gorący". Prowadzący opowiadał, że ulubią zabawą jego kilkuletniego synka jest zabawa w Dawida i Goliata. I jak ten czteroletni brzdąc atakuje tatę z okrzykiem "Mam Boga żywego!" to tata sam zaczyna wierzyć, oczami dziecka, jak dziecko. Ale skąd mały zna tę historię i dlaczego potrafi cytować księgę Samuela? Tylko dlatego, że tata zamiast głupich bajek czyta mu Słowo Boże. "Żelazo żelazem się ostrzy, a człowiek urabia charakter bliźniego." (Prz 27,17) Nawet, jak ten "człowiek" to nasz kilkuletni syn. Ani tata, ani ten synek nie są z pewnością letni w swej wierze i na pewno oni dalej będą ewangelizować w swym życiu. Ale ile takich rodzin jest w Polsce?

W swoim laptopie mam między innymi kilkanaście godzin różnych kabaretów. Zwykle w nocy jak jadę wszystkie pliki dźwiękowe puszczam w przypadkowej kolejności. Piosenki, wykłady teologiczne i apologiczne i kabarety. W sumie jest tego kilkadziesiąt GB, więc zawsze mnie zaskakuje, co następne usłyszę. Taka moja własna radiostacja, bez reklam, bez polityki i grająca tylko moje ulubione programy. I zawsze zdumiewa mnie reakcja publiczności na teksty kabaretowe wyśmiewające kler, kościół, katolicyzm. Są to w większości teksty dość stare, z czasów gdy papieżem był JP Wielki. Wiele z nich z czasów, gdy Kościół był ciągle w niełasce, ale reakcja zawsze taka sama. O czym to świadczy?

Sienkiewicz, doskonały, moim zdaniem, teolog i apologeta (sądząc tylko po Trylogii, Krzyżakach i innych jego dziełach), w "W pustyni i w puszczy" opisuje, jak Stasiu uprowadzony do Mahdiego otrzymuje instrukcje od Greka-chrześcijanina, by pozornie przyjął Islam, ratując jego, Nel i siebie. Staś jednak odmawia i wiedząc, że może go to kosztować życie, dzielnie broni swej decyzji. Postawa pierwszych chrześcijan, ale ilu dzisiaj by się na nią zdobyło? "Prywatnie jestem pro-life, ale jako reprezentant moich wyborców będę bronił praw kobiety do ich własnych decyzji w tak istotnych sprawach, jak prawo do aborcji". Typowa odzywka większości katolickich polityków w USA.

Wiara to nie jest ślina, żeby każdy jej miał trochę, ale najlepiej, gdy ją trzyma dla siebie. Wiara musi być zaraźliwa i musi być widoczna w naszym codziennym życiu. Musimy tak żyć, by każdy, kto nas zobaczy mógł dojrzeć w nas Chrystusa. Ewangelię. Dobrą Nowinę. I by chciał się dowiedzieć, czemu to coś w nas jest. I co to jest. I jak ta nasza wiara jest widoczna dla wszystkich, to rzeczywiście nie jest martwa. To nie jesteśmy letni jak wczorajsza herbata. Ale jak często się z taką wiarą spotykamy?

I nie chodzi mi tu o dewocję, o chodzenie z obkichaną miną i wpychanie do gardła innym swoich przekonań itp. postawy. Chodzi mi o wewnętrzną radość, o miłość człowieka widoczną na każdym kroku, o pewne zachowania, jak upomnienie kolegi, gdy opowie "off-color" dowcip, o wrzucenie śmieci do kosza, skasowanie biletu w tramwaju, itp. To, jak się zachowujemy na każdym kroku, w najmniejszych rzeczach, daje świadectwo o nas. Oddanie kasjerce paru złotych, gdy wydala za dużo reszty, dowiezienie klienta taksówki, powiedzmy Japończyka, najkrótszą drogą do hotelu i nie policzenie mu za każdą walizkę z osobna, zwrócenie uwagi siostrzenicy, że nie powinna się wprowadzać do chłopaka na pół roku przed ślubem: To wszystko są jakieś przykłady naszego życia Ewangelią.

Tymczasem my bardzo często tak staliśmy się tolerancyjni w stosunku do małych i większych kompromisów, jakie są częścią naszego życia i częścią życia naszych bliskich, że nawet ich nie zauważamy. Nikt nie zastanawia się nad niemoralnością zabrania z pracy ołówka, czy papieru do naszej drukarki, czy choćby nad wydrukowaniem w biurze dla siebie kilkudziesięciu stron tekstu. Nikt nie uważa za niemoralne siedzenie na czatach w godzinach pracy, jak tylko szef nie zablokował dostępu do netu. Może nie powinienem pisać "nikt", są jeszcze tacy, którzy myślą inaczej, ale chyba dla większości postawa opisana powyżej jest normalna. A przecież Jezus mówi: Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski. (Mt 5, 48)”


Powyższe słowa może nie całkiem są na temat dzisiejszych czytań, ale ilustrują szerszy problem z nimi związany. Mianowicie problem naszej „letniości”. Jak mamy upominać braci, jak to my w niczym nie widzimy problemu? Sami często postępujemy tak samo jak oni. A do tego wszyscy naokoło mówią, że trzeba być tolerancyjnym, więc jak mamy w takiej sytuacji upominać innych?

I na koniec jeszcze jedna uwaga, jaka nasunęła mi się podczas słuchania dzisiejszej Ewangelii. „A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik!” Jaki sens mają te słowa w dzisiejszym świecie? W Polsce może jeszcze nie widać tak bardzo tego problemu, bo Polska ciągle jest w większości katolickim krajem, ale u mnie? W moim mieście jest ponad osiemset kościołów, ale tylko kilkanaście z nich jest katolickich. Do jakiego kościoła mam zaprowadzić brata? Jakiemu donieś o jego winach? Każdy przecież uczy, że co innego jest grzechem.

Ewangelia Mateusza uczy więc wyraźnie, że Kościół to nie jest jakaś mglista wspólnota serc i dusz. To jest także instytucja, która może karać, upominać i przebaczać. Może także ekskomunikować, gdy nie ma innej drogi. By jednak ekskomunika była skuteczną karą musi być jeden Kościół. Jakie znaczenie bowiem ma ekskomunika brata, gdy po drugiej stronie ulicy ma on zbór, czekający na niego z szeroko otwartymi ramionami? „Przyjdź do nas, witamy cię. My nie uważamy, że rozwód i powtórne małżeństwo to grzech. Nasz pastor jest po trzech rozwodach. Antykoncepcja? A jaki rodzaj chcesz stosować? Pastor Ci w tym pomoże. Aborcja? Zapłodnienie in vitro? Jesteś gejem? U nas pobłogosławimy wasz związek. Przecież Jezus nas kocha takich, jakimi jesteśmy”.

Tak, to prawda. Jezus nas kocha takimi, jak jesteśmy. Jednak kocha nas zbyt mocno, by nas pozostawić takimi, jak jesteśmy. Dlatego upomina nas ciągle i wzywa, byśmy byli doskonali. I czy to był sparaliżowany człowiek na łożu, czy grzesznica przyłapana na niemoralnym akcie, Jezus zawsze miał tę samą radę: „Idź, a nie grzesz już więcej”. Święty Paweł, święty Jakub, czy święty Jan także w swych listach nam mówią to samo: „Nie grzesz już więcej”.

Nie chodzi więc o to, by znaleźć wspólnotę, która będzie tak tolerancyjna, że nas za nic nie potępi. Nie chodzi o to, byśmy ledwie nie zamordowali nikogo. Nie na tym polega chrześcijaństwo. Chrześcijaństwo nie jest dla mięczaków. To radykalny koncept. Tak radykalny i tak trudny, że przez całe wieki wielu oddało za niego życie. Warto więc się może zastanowić, dlaczego kiedyś ludzie nie bali się oddać życia za Jezusa, a teraz boimy się narażenia na śmieszność, czy na „znaczące spojrzenie”. Ten strach przed brakiem akceptacji, przed narażeniem się na śmieszność wystarcza, że milczymy wtedy, gdy powinniśmy mówić. Gdy powinniśmy bronić Ewangelii. Pamiętajmy więc, że milcząc możemy utracić coś znacznie cenniejszego. Możemy stracić nasze życie wieczne. A więc… Ile naprawdę jest warta nasza wiara?

PS. Przypominam,że na FORUM można podyskutować na temat każdego z moich tekstów. Aby znaleźć ten powyższy, wystarczy kliknąć TUTAJ. Trzeba oczywiście się zarejestrować, by móc pisać na forum, ale to jest bardzo prosty proces.

Monday, September 01, 2008

Ach, co to był za ślub!

„Wesele w Kanie Galilejskiej”

Wszyscy znamy historię z Kany Galilejskiej. Jest to jedna z tajemnic różańcowych i jest to tekst często czytany na ślubach. Ja jednak chciałbym spojrzeć troszkę inaczej, troszkę głębiej na to króciutkie opowiadanie świętego Jana. Może jednak najpierw przypomnijmy je sobie:


Trzeciego dnia odbywało się wesele w Kanie Galilejskiej i była tam Matka Jezusa. Zaproszono na to wesele także Jezusa i Jego uczniów. A kiedy zabrakło wina, Matka Jezusa mówi do Niego: Nie mają już wina. Jezus Jej odpowiedział: Czyż to moja lub Twoja sprawa, Niewiasto? Czyż jeszcze nie nadeszła godzina moja? Wtedy Matka Jego powiedziała do sług: Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie. Stało zaś tam sześć stągwi kamiennych przeznaczonych do żydowskich oczyszczeń, z których każda mogła pomieścić dwie lub trzy miary. Rzekł do nich Jezus: Napełnijcie stągwie wodą! I napełnili je aż po brzegi. Potem do nich powiedział: Zaczerpnijcie teraz i zanieście staroście weselnemu! Oni zaś zanieśli. A gdy starosta weselny skosztował wody, która stała się winem - nie wiedział bowiem, skąd ono pochodzi, ale słudzy, którzy czerpali wodę, wiedzieli - przywołał pana młodego i powiedział do niego: Każdy człowiek stawia najpierw dobre wino, a gdy się napiją, wówczas gorsze. Ty zachowałeś dobre wino aż do tej pory. Taki to początek znaków uczynił Jezus w Kanie Galilejskiej. Objawił swoją chwałę i uwierzyli w Niego Jego uczniowie. (J 2,1-11)

„Trzeciego dnia…”. O jakim to trzecim dniu mówi święty Jan? Przede wszystkim jest to trzeci dzień od poprzedniego wydarzenia jakie opisywał, ale ma to także znacznie głębsze znaczenie. Śledząc narrację Ewangelii Jana widzimy, że jest to nie tylko trzeci dzień, ale także siódmy. Jak napisałem już kiedyś w innym felietonie, w pierwszym rozdziale, werset 29, Jan mówi: „Nazajutrz zobaczył Jezusa…”. Wydarzenie, które tu opisuje, stało się więc drugiego dnia. Parę wersetów dalej, w 35. czytamy: „Nazajutrz Jan…”. Mamy zatem następny dzień. Już trzeci. W wersecie 43. Jan napisał: „Nazajutrz Jezus postanowił …”. To przeniosło akcję do dnia czwartego. A nas do rozdziału drugiego i początku opisu cudu w Kanie Galilejskiej. Rozdział drugi zaczyna się od słów: „Trzeciego dnia odbywało się wesele w Kanie Galilejskiej …”. Mamy więc cały tydzień. Śledząc uważnie przebieg akcji widzimy, że Jan wskazuje nam, że wesele zaczęło się siódmego dnia. Ale dlaczego nie napisał po prostu, że siódmego? Myślę, że dlatego, że nie bez znaczenia jest fakt, że było to także „trzeciego dnia”.

Siódmy dzień to zakończenie aktu stworzenia, jak wszyscy pamiętamy z Księgi Rodzaju. Ale trzeci dzień to przywrócenie nam życia, jak zapowiadał prorok Ozeasz:

Chodźcie, powróćmy do Pana! On nas zranił i On też uleczy, On to nas pobił, On ranę zawiąże. Po dwu dniach przywróci nam życie, a dnia trzeciego nas dźwignie i żyć będziemy w Jego obecności. (Oz 6,1-2)

Mamy więc od razu zapowiedź nowego stworzenia, nowego życia w Jezusie. Jezus wypełnił proroctwo Ozeasza przez zmartwychwstanie „trzeciego dnia” , ale już tu, w Kanie Galilejskiej, robiąc swój pierwszy „znak” zapowiada to, co się wydarzy „trzeciego dnia”. Czemu jednak w kontekście uczty weselnej? Zobaczcie sami.

„Nie mają już wina.”

Nie wiemy dlaczego Maryja taką uwagę zrobiła. Nie wiemy zresztą wcale czemu była zaproszona na wesele, czemu Jezus tam był i kim byli państwo młodzi. Nie wiemy, czy to byli jacyś bliscy krewni Świętej Rodziny. Jan nam o tym nie mówi. Widocznie nie jest nam ta informacja potrzebna. Ja jednak myślę, że on celowo pomija tamtą informację, by przekazać nam inną, głębszą rzeczywistość tamtej uczty weselnej.

Odpowiadając Maryi Pan Jezus zwraca się do niej „Niewiasto”. Tak to ładnie tłumaczy Biblia Tysiąclecia, z dużej litery i z użyciem tego nieco archaicznego, ale dostojnego słowa. Ale prawda jest taka, że w oryginale jest po prostu użyte słowo „kobieto”. Niemalże można by uznać, że Jezus zwraca się niegrzecznie do swej matki. Oczywiście wiemy, że taka interpretacja musi być błędna choćby z tego powodu, że Prawo nakazywało czcić matkę, a Jezus wypełnił Prawo w sposób doskonały. Publiczne okazywanie braku czci dla ojca lub matki było karane śmiercią, jako przekroczenie jednego z dziesięciu przykazań. Przypomina nam to nawet sam Jezus:


Bóg przecież powiedział: Czcij ojca i matkę oraz: Kto złorzeczy ojcu lub matce, niech śmierć poniesie. (Mt 15,4)

Czemu więc taka forma? Dlaczego Jezus mówi „kobieto”, a nie „mamo”? Dlatego, żeby zwrócić nam uwagę na Księgę Rodzaju, na Proto-Ewangelię. Tam właśnie pierwsza kobieta, Ewa, namówiła pierwszego Adama na grzech. Przez swoje nieposłuszeństwo pierwszy Adam i pierwsza Ewa zjedli zakazany owoc. W Kanie Galilejskiej mamy w mistyczny sposób przedstawione odwrócenie tamtej sceny. Nowa Niewiasta, Maryja nakazuje nowemu Adamowi, którym jest Jezus, rozpoczęcie działalności. Gdy pierwsza niewiasta okazała się niewierna i stała się instrumentem, przyczyną grzechu pierwszego Adama, to teraz Niewiasta-Maryja, nowa Ewa, przez swą wierność staje się przyczyną, przez którą nowy Adam, Jezus robi pierwszy cud i zaczyna swe publiczne nauczanie, które prostą drogą prowadzi do Krzyża. Można wręcz powiedzieć, że w pewien mistyczny sposób Krzyż i uczta weselna w Kanie to jest to samo wydarzenie. Albo precyzyjniej, że uczta w Kanie jest typem, znakiem tego, co się wydarzy na Krzyżu.

Pamiętamy, gdy dwunastoletni Jezus pozostał w świątyni i zaczął nauczać kapłanów i faryzeuszy. Pamiętamy, że Maryja gdy go odnalazła, zabrała Go do domu, a On był jej posłuszny. Niemalże jakby mu wtedy rzekła: „Nie teraz”. I od tego czasu minęło osiemnaście lat. Przez osiemnaście lat Jezus, prawdziwy Bóg, stworzyciel Świata żył w zapomnieniu, posłuszny rodzicom, otrzymując się z pracy własnych rąk. I tu, w Kanie Galilejskiej Maryja mówi: „Teraz. Teraz jest czas, by zacząć swoje nauczanie. Teraz zaczyna się, Synu, Twoja droga, która doprowadzi Cię na Krzyż. Teraz zaczyna się nowe stworzenie.”

„Sześć kamiennych stągwi”

Kamienne stągwie służyły do rytualnych oczyszczeń. Każdy Izraelita który dotknął zmarłego stawał się nieczysty i nie mógł powrócić do społeczności zanim się nie oczyścił. Mówi nam o tym Księga Liczb:


Kto się dotknie zmarłego, jakiegokolwiek trupa ludzkiego, będzie nieczysty przez siedem dni. Winien się nią oczyścić w trzecim i siódmym dniu, a wtedy będzie czysty. Gdyby jednak nie dokonał w trzecim i siódmym dniu oczyszczenia, wówczas pozostanie nieczysty. […] Ktokolwiek dotknie się zmarłego, ciała człowieka, który umarł, a nie dokona oczyszczenia siebie, bezcześci przybytek Pana. Taki będzie wyłączony spośród Izraela, gdyż nie pokropiła go woda oczyszczenia; pozostaje przeto nieczysty, a plama jego ciąży na nim. […]Mąż czysty weźmie hizop, zanurzy w wodzie i pokropi namiot, wszystkie sprzęty oraz wszystkich, którzy się tam znajdują, wreszcie tego, który dotknął kości, zabitego albo zmarłego lub też grobu. I tak pokropi mąż czysty tego, który jest nieczysty, trzeciego i siódmego dnia, a w siódmym dniu będzie uwolniony od winy. Mąż nieczysty wypierze szaty swoje, obmyje się w wodzie i wieczorem będzie czysty. (Lb 19:11-12a, 13,18-19)

Mamy tu właśnie trzeci i siódmy dzień, mamy symbol chrztu, mamy też hizop. A hizop, jak pamiętamy, służył zarówno do pomazania drzwi krwią baranka w noc paschalną w Egipcie, jak i jako narzędzie, przy pomocy którego podano Jezusowi wino do skosztowania, gdy był ukrzyżowany:
[/color]

Weźcie gałązkę hizopu i zanurzcie ją we krwi, która jest w naczyniu, i krwią z naczynia skropcie próg i oba odrzwia. Aż do rana nie powinien nikt z was wychodzić przed drzwi swego domu. A gdy Pan będzie przechodził, aby porazić Egipcjan, a zobaczy krew na progu i na odrzwiach, to ominie Pan takie drzwi i nie pozwoli Niszczycielowi wejść do tych domów, aby was zabijał.
(Wj 12,22-23)

Pokrop mnie hizopem, a stanę się czysty, obmyj mnie, a nad śnieg wybieleję.
(PS 51,9)

Stało tam naczynie pełne octu. Nałożono więc na hizop gąbkę pełną octu i do ust Mu podano. A gdy Jezus skosztował octu, rzekł: Wykonało się! I skłoniwszy głowę oddał ducha.
(J 19,29-30)

Słowo przetłumaczone tu jako „ocet” oznacza młode wino, produkt fermentacji winogron.

Pan Jezus w Kanie zamienia wodę w wino. Teraz oczyszczenie nie będzie już zewnętrzne, ale będzie pochodziło z wewnątrz, z serca. Wodą obmywaliśmy ciało na zewnątrz, wino spożywamy wewnętrznie. Ale to nie wszystko. Mamy tu także inne znaki. Skoro mówimy o nocy paschalnej, to pamiętacie kto inny w historii Izraela zamienił wodę?


Pan powiedział do Mojżesza: Mów do Aarona: Weź laskę swoją i wyciągnij rękę na wody Egiptu, na jego rzeki i na jego kanały, i na jego stawy, i na wszelkie jego zbiorowiska wód, a zamienią się w krew. I będzie krew w całej ziemi egipskiej, w naczyniach drewnianych i kamiennych.
(Wj 7,19)

Jezus pokazuje nam poprzez swój pierwszy znak, że jest nie tylko nowym Adamem, ale także nowym Mojżeszem. Mojżesz zamienił wodę w krew, także w naczyniach kamiennych, a w Kanie Galilejskiej Jezus zamienia wodę w wino, „krew winogron”, jak mówi Księga Powtórzonego Prawa 32,14. Mojżesz zaczyna swoją działalność zamieniając wodę w krew, Jezus na początku swojej działalności zamienia wodę w wino, „krew winogron”. A ta zamiana także jest zaledwie znakiem wskazującym na inne wydarzenie: Krzyż, na którym z Jego boku wylała się prawdziwa Krew. Pierwszy cud Jezusa jest więc także symbolem eucharystycznym.

Oczywiście nie jest przypadkiem, że te wszystkie znaki odbywają się na uczcie weselnej. To wszystko jest w mistyczny sposób powiązane. Jak wspomniałem w poprzednim eseju o Kościele, na Krzyżu został wypełniony, skonsumowany mistyczny ślub Oblubieńca-Jezusa z Oblubienicą-Kościołem. Dlatego pierwszy znak, jaki uczynił Jezus miał miejsce właśnie w kontekście uczty weselnej.

„Ty zachowałeś dobre wino aż do tej pory”

To są słowa starosty weselnego do pana młodego. Ale kim jest pan młody? Jan nam nie mówi. Kto zatem tak naprawdę zachował dobre wino? Jezus! A więc to Jezus jest prawdziwym Oblubieńcem. Kogo jednak On poślubi? Kościół. Zaślubiny zaś odbędą się na Krzyżu. A uczta weselna? To Eucharystia, której symbolem jest woda i krew, która wylała się z boku Jezusa. A skąd wiemy, że Jezus jest panem młodym? Przeczytajmy, co święty Marek nam przekazał:


Uczniowie Jana i faryzeusze mieli właśnie post. Przyszli więc do Niego i pytali: Dlaczego uczniowie Jana i uczniowie faryzeuszów poszczą, a Twoi uczniowie nie poszczą? Jezus im odpowiedział: Czy goście weselni mogą pościć, dopóki pan młody jest z nimi? Nie mogą pościć, jak długo pana młodego majką u siebie. Lecz przyjdzie czas, kiedy zabiorą im pana młodego, a wtedy, w ów dzień, będą pościć.
(Mk 2,18-20)

Nie jest to więc, jak widać, tylko moje przewidzenie. Sam Jezus nazywa siebie panem młodym. Zapowiada też, że będzie dzień, w którym Go zabiorą. W Wielki Piątek Go ukrzyżowano i tradycyjnie w każdy piątek pościmy na pamiątkę dnia, w którym zabrano nam pana młodego. Ale to nie jest koniec opowieści świętego Marka. Dalej mówi nam on:


Nikt nie przyszywa łaty z surowego sukna do starego ubrania. W przeciwnym razie nowa łata obrywa jeszcze /część/ ze starego ubrania i robi się gorsze przedarcie. Nikt też młodego wina nie wlewa do starych bukłaków. W przeciwnym razie wino rozerwie bukłaki; i wino przepadnie, i bukłaki. Lecz młode wino /należy wlewać/ do nowych bukłaków.
(Mk 2,21-22)

Znowu kontekst zawierający symbol wina. Nowe wino nie może być wlane w stare bukłaki. Chrześcijaństwo to nie jest załatany judaizm surowym suknem. To jest Nowe Przymierze. Teraz Kościół jest Oblubienicą Pana, nie Izrael. Kościół stał się Nowym Izraelem, ale jest to zupełnie inna rzeczywistość, a nie łatka na starym ubraniu. Izrael był nie raz przedstawiany w Biblii jako oblubienica Boga. Stosunek Boga do Wybranego Narodu często był porównywany do małżeństwa. Wystarczy przeczytać Księgę proroka Ozeasza. Ale teraz mamy Nowe Stworzenie.

Bóg nie okazał się niewierny, nie znalazł innej Oblubienicy. Nie wykluczył Izraela z Nowego Przymierza. Każdy Izraelita może stać się, przez chrzest, chrześcijaninem. Przez pierwsze lata istnienia Kościoła wszyscy chrześcijanie to byli ochrzczeni Żydzi. Jednak w Jezusie, przez Jego śmierć i zmartwychwstanie mamy nowe stworzenie, więc i Oblubienica jest przemieniona.

„Weselmy się i radujmy, bo nadeszły Gody Baranka”


Potem usłyszałem jak gdyby głos donośny wielkiego tłumu w niebie - mówiących: Alleluja! Zbawienie i chwała, i moc u Boga naszego, bo wyroki Jego prawdziwe są i sprawiedliwe, bo osądził Wielką Nierządnicę, co znieprawiała nierządem swym ziemię, i zażądał od niej poniesienia kary za krew swoich sług. I rzekli powtórnie: Alleluja! A dym jej wznosi się na wieki wieków. A dwudziestu czterech Starców upadło i czworo Zwierząt, i pokłon oddało Bogu zasiadającemu na tronie, mówiąc: Amen! Alleluja! I wyszedł głos od tronu, mówiący: Chwalcie Boga naszego, wszyscy Jego słudzy, którzy się Go boicie, mali i wielcy! I usłyszałem jakby głos wielkiego tłumu i jakby głos mnogich wód, i jakby głos potężnych gromów, które mówiły: Alleluja, bo zakrólował Pan Bóg nasz, Wszechmogący. Weselmy się i radujmy, i dajmy Mu chwałę, bo nadeszły Gody Baranka, a Jego Małżonka się przystroiła, i dano jej oblec bisior lśniący i czysty - bisior bowiem oznacza czyny sprawiedliwe świętych. I mówi mi: Napisz: Błogosławieni, którzy są wezwani na ucztę Godów Baranka! I mówi im: Te słowa prawdziwe są Boże.
(Ap 19:1-9)

Gdzie Jezus pokonał Wielką Nierządnicę? Na Krzyżu. Nic więc dziwnego, że święty Jan w swej wizji w kontekście pokonania Nierządnicy widzi też ucztę weselną. To Baranek jest Oblubieńcem. Anioł dyktujący Janowi, co ma zapisać, mówi: „Błogosławieni, którzy są wezwani na ucztę Godów Baranka!”. Skąd my znamy te słowa? Słyszymy je na każdej Mszy. Tuż przed przyjęciem Jezusa w Eucharystii. Dlaczego? Bo wtedy właśnie i my jesteśmy zaproszeni na weselną ucztę. I wtedy przyjmując Oblubieńca konsumujemy nasze mistyczne małżeństwo. My, Kościół-Oblubienica i On, Baranek-Pan Młody. A jak jest przystrojona Oblubienica? W czyny sprawiedliwe świętych. To nasze czyny miłosierdzia, nasze ofiary i posty powodują, że Oblubienica ma przepiękną szatę i że jest miła swemu Oblubieńcowi.

Piszę o tym dzisiaj, bo dzisiaj mija 29.rocznica mojego ślubu. Dwadzieścia dziewięć lat temu ja poślubiłem przepiękną oblubienicę. Przybraną w piękne szaty. Mieliśmy wspaniałą ucztę weselną. Kochałem moją oblubienicę do szaleństwa i dziś ją kocham chyba jeszcze bardziej. Nie wyobrażam sobie życia bez niej i każdego dnia się szczypię nie mogąc uwierzyć swojemu szczęściu. Co by jednak było, jakby ktoś mi zaczął podpowiadać, że moja oblubienica nie wygląda już tak, jak wyglądała 29 lat temu? Że porobiły się jej zmarszczki? Że ma już siwe włosy? Że chyba nie dopięła by już na sobie swej przepięknej sukni ślubnej? Co by było? Mogę wam powiedzieć co. Dostałby ode mnie w zęby. Dlaczego? Bo dla mnie moja oblubienica, moja Grażynka, jest najpiękniejszą dziewczyną na świecie. I nie spotkałem jeszcze takiej, która by jej do pięt sięgała. I jestem pewien, że nie spotkam.

W czasie naszych dyskusji z braćmi którzy nie są członkami Kościoła Katolickiego właśnie takie argumenty padają. „Kościół Katolicki nie może być Kościołem Jezusa, bo…” I tu następuje cała litania grzechów. Bo przytył, bo ma poplamioną sukienkę, bo ma zmarszczki i siwe włosy. Wyskakuje Galileusz, krucjaty, Inkwizycja, czy skandale seksualne kleru. Zarzuty prawdziwe i wyssane z palca. Ale co z tego? Jakie to ma znaczenie? Czy Jezus przestał kochać swoją Oblubienicę? Na pewno nie!

To prawda, że była Ona czasem niewierna. Prawda, że ma na swym sumieniu trochę grzechów. I choć nie jest ich tyle, ile Jej zarzucają wrogowie Kościoła, to jest ich z pewnością zbyt dużo. Tylko czy to ma być powód, by Jezus porzucił swą Wybrankę? Rozwiódł się? I kogo miałby wybrać zamiast? Którą z tych 30 tysięcy? I dlaczego? Dlatego, że są młodsze? Bo piękniejsze na pewno nie. Nie są też takie święte, jak im się wydaje.

Kościół Katolicki jest i na zawsze pozostanie Oblubienicą Jezusa. On, Jezus, na pewno okaże się wiernym, nawet jak Ona nie zawsze jest taka. Kościół wymaga ciągłego nawracania się, ciągłej reformy. Ciągłej terapii. Jak każde małżeństwo. Ale nie naprawia się małżeństwa przez rozwód. Nie reformuje się prawdziwego kościoła przez zakładanie innej wspólnoty.

Moje małżeństwo jest bardzo udane. Kochamy się z żoną nawet mocniej teraz, niż kochaliśmy się w dniu ślubu. I wiem, że to jest tylko łaska dana nam od Boga. Tylko dzięki Niemu jest możliwa ta nasza miłość. Ale jeżeli Bóg może taką łaskę dać nam, to czy nie jest oczywiste, że tym bardziej da swe łaski swej Oblubienicy, Kościołowi? A gdy będzie potrzeba prawdziwej reformy, to czyż nie powoła kogoś takiego, jak święty papież Grzegorz Wielki, czy święty Franciszek, czy wielu innych, którzy poprzednio przywracali piękno Jego Oblubienicy? A my po prostu starajmy się, by nie stać się kolejną zmarszczką na Jej ciele, ale by nasze dobre czyny przyozdabiały Ją tak, by lśniła swym blaskiem jak w pierwszym dniu zaślubin. I pamiętajmy, że w przeciwieństwie do naszych ziemskich małżeństw, które trwają w czasie, nasz związek z Jezusem jest ponadczasowy. W mistyczny sposób uczestniczymy w niekończącej się Uczcie Weselnej godów Baranka każdego dnia. Przyjmując Jezusa w Eucharystii. Więc Jego Oblubienica jest bez zmarszczki. Jak w dniu zaślubin, bo dzień ten nigdy się nie kończy.


Mężowie miłujcie żony, bo i Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie, aby go uświęcić, oczyściwszy obmyciem wodą, któremu towarzyszy słowo, aby osobiście stawić przed sobą Kościół jako chwalebny, nie mający skazy czy zmarszczki, czy czegoś podobnego, lecz aby był święty i nieskalany.
(Ef 5, 25-27)