Dzisiejsza Ewangelia znowu ukazuje nam “niesprawiedliwego Boga”. Tak, jak tydzień temu słyszeliśmy o tym, że mamy przebaczać siedemdziesiąt siedem razy, czyli po prostu zawsze, tak dzisiejsze czytanie z Ewangelii Mateusza pokazuje nam, że każdy otrzyma taką samą, najlepszą z możliwych, zapłatę.
Nasze ludzkie podejście zazwyczaj jest różne od tego. Nieskoro nam do takiego rozumienia rzeczy. Często tak rozumujemy: „Przebaczyć? Dobrze, ale tylko wtedy, jak on poprosi. Jak przyzna, że mnie skrzywdził. Jak weźmie na siebie winę. Wtedy mogę przebaczyć. Przebaczę, ale nie zapomnę.” Czy o takim przebaczeniu mówi Biblia? Chyba nie. Chyba nie chcemy, aby to tak Ojciec z nami postępował. Przebaczył, ale pamiętał. Chcielibyśmy, aby On zapomniał nasze winy. Starajmy się i my tak robić.
Dzisiejsza Ewangelia przytacza przypowieść o robotnikach w winnicy. Gospodarz zawołał niektórych rano, innych w południe, jeszcze innych godzinę przed zachodem słońca i wszyscy otrzymali zapłatę w wysokości jednego denara. Denar to była zwykła stawka za dzień pracy, wystarczająca na wyżywienie przez jeden dzień rodziny. Ponieważ gospodarz najpierw wypłacił tym, co tylko godzinę pracowali, pozostali, zwłaszcza ci, którzy cały dzień byli zatrudnieni, zaczęli szemrać. Odebrali to, co jest zrozumiałe, jako niesprawiedliwość. W końcu zasuwali w pocie czoła za 10 groszy na godzinę, a ostatni przegadali cały dzień na placu, pijąc piwo i paląc papierosy, a pod wieczór złapali fuchę za calusieńkiego denara. (No, może z tym piwem i papierosami przesadziłem trochę. O tym czasem piszą, a czasem nie ;) ).
Ta przypowieść nie jest oczywiście pogadanką dla rolników, ani lekcją zarządzania winnicami. To przypowieść o Królestwie Bożym. Sam Jezus nam to we wstępie mówi. I dowiadujemy się z niej, że Boska sprawiedliwość jest inna od naszej. Podobnie jak w przypowieści o synu marnotrawnym, tak tutaj Gospodarz, Ojciec, czyli Bóg czeka do samego końca z nagrodą. Z przepowiedni tej dowiadujemy się też jeszcze jednej ważnej rzeczy. To On nas woła do swej winnicy. Nie robotnicy sami ze swej inicjatywy poszli pracować, aby zarobić na denara, który tu jest symbolem zbawienia. Sami robotnicy stali pod tą budką z piwem, skoro już pozwoliłem sobie na uwspółcześnienie opowieści, palili papierosy i nie myśleli nawet o winnicy. Gdyby zresztą sami tam poleźli i zaczęli pracować, byłby to zapewne z ich strony tylko czyn społeczny. Gospodarz nie poczuwałby się wcale do płacenia tym, którzy nie byli powołani. Ale gdy inicjatywa wyszła od Niego, od Gospodarza, a robotnicy uwierzyli, że dostaną zapłatę, odpowiedzieli i zabrali się do pracy, otrzymali nagrodę.
Praca nie przynosi nam zbawienia. Praca nie daje nam nieba. Ale uczynki, odpowiedź na to zawołanie Gospodarza jest dowodem, że Mu uwierzyliśmy. Że odpowiadamy na Jego wołanie. Gdyby zostali przy tej budce z piwem, chciałem powiedzieć: bezczynnie na rynku i mówili między sobą: „Wierzymy, że Gospodarz ma winnice, wierzymy, że może dać nam denara” nie wystarczyłoby to wcale, aby tego denara otrzymać. Praca w winnicy była konieczną odpowiedzią na wołanie.
To tak, jak z dziećmi w rodzinie. W końcu rodzina jest odbiciem Boga. Dzieci w rodzinie zostają dziedzicami, otrzymują po rodzicach „królestwo” dlatego, że są dziećmi, nie dlatego, że na to zapracowali. Gdyby ktoś z zewnątrz przyszedł, wysprzątał pokoje dziecinne, wyniósł śmieci i umył garnki, nadal nie byłoby to wystarczające do tego, żeby stał się dziedzicem, żeby go dopisać do testamentu. Z drugiej strony dziecko, które nie kocha rodziców, buntuje się, opuszcza ich i grzeszy przeciw nim, zostaje pozbawione swej części spadku. Rodzice takiego buntownika wydziedziczają. Czyli czyny nasze, to, co robimy, świadczą o naszym stosunku do Ojca, ale dziedzictwo zawsze jest darem, a nie zapłatą za nasze uczynki. I każdy kochający ojciec z miłością i radością przyjmie takiego buntownika, gdy ten zechce powrócić na łono rodziny.
Są ludzie od kołyski święci. Niektórzy mają głęboką wiarę całe swoje życie. Są tacy, którzy przeżyli nawrócenie w średnim wieku. Są i tacy, co na łożu śmierci ujrzeli prawdę. Wszyscy otrzymają nagrodę, jaką jest życie wieczne. Nie wiemy, czemu tak jest, że Bóg woła nas o różnych porach. Wiemy tylko, że każdy z nas otrzyma w ciągu swego życia dość łask, żeby to wołanie usłyszeć i jak na nie odpowie, uzyska zbawienie. Bóg nikogo nie skazuje na potępienie. Każdy z nas może otrzymać swojego denara.
Dlaczego jednak to wołanie jest takie niesprawiedliwe? Dlaczego jeden drań całe życie hula, grzeszy, kradnie i pije, po czym nawraca się jak i tak już nic nie może nagrzeszyć, a drugi od młodości powstrzymuje się od radości grzeszenia i co? W końcu oboje skończą z tym denarem?
Cóż, ja myślę, że to nie do końca jest tak. Po pierwsze wiemy, że co prawda każdy zbawiony dostanie takiego samego denara, czyli życie wieczne, ale w Niebie nie będzie urawniłowki. Tam będzie tak, jak w królestwie, nie jak w Utopii czy teoretycznym komunizmie. Nie każdy z nas będzie Klucznikiem, nie każda będzie Królową Matką. Wszyscy będziemy szczęśliwi, bo każdy otrzyma tyle, ile zdoła w swym sercu pomieścić, ale jak wielkie nasze serce będzie zależy od naszego życia tutaj. Matka Teresa z Kalkuty, Padre Pio, Jan Paweł II na pewno otrzymają więcej, niż łotr nawrócony w godzinie śmierci.
Po drugie nie powinniśmy nigdy zapominać, że Bóg na sądzie nie będzie nas porównywał do innych, ale rozliczy nas z tego, co otrzymaliśmy. Będziemy rozliczeni ze swoich talentów, a nie porównywani do średniej krajowej. Dlatego, jestem przekonany, ujrzymy wiele niespodzianek na Sądzie Ostatecznym. Wielu tych, którzy uchodzą za świętych w naszych oczach okaże się takimi hipokrytami, że zbawienia nie osiągną. Z kolei wielu takich, których my już oceniliśmy i potępiliśmy, okaże się wiernymi Bogu świętymi.
Bóg ocenia sprawiedliwie. Jest On miłosierny, wiem, ale miłosierdzie Boże także jest Jego sprawiedliwością. Czasem człowiek wychowuje się w rozbitej rodzinie, w której istnieje problem alkoholizmu, braku środków materialnych, spotyka się wcześnie z pornografią itd, itp. Inny z kolei wychowuje się w rodzinie materialnie niezależnej, ma przykład pobożnych i kochających rodziców, chodzi do prywatnej, katolickiej szkoły. Dla tego drugiego zrozumienie Boga, uwierzenie jest proste. Jest naturalną konsekwencją otaczającej go rzeczywistości. Odpowiedzenie Bogu jest rzeczą naturalną. Ten pierwszy musi się zmagać z wieloma trudnościami. U niego nawet mała poprawa, mały sukces jest wielkim dziełem i wielką wygraną.
Nie bądźmy więc tacy, jak starszy brat syna marnotrawnego, czy jak robotnicy pracujący cały dzień w winnicy. Cieszmy się, że zostaliśmy powołani i że odpowiedzieliśmy na to wołanie. Cieszmy się i z tego, że inni też dostali denara. Nam nie ubyło, a zawiść jest rzeczą bardzo brzydką. Pamiętajmy, że wszyscy ludzie są dziećmi Bożymi. Jakże więc inaczej ma Bóg postępować? Wiem, że nie każdy, który to czyta ma swoje dzieci, ale każdy ma wyobraźnię. Wyobraźcie więc sobie, że jedno z moich dzieci odeszłoby od Boga. Czy myślicie, że ja nie robiłbym wszystkiego, co w mojej mocy, przez całe moje życie, aby się nawróciło? Czy nie cieszyłbym się jak wariat, jakby po kilkudziesięciu latach powróciło do Kościoła, sakramentów i Boga? Nie powiedziałbym mu przecież: „Hej, jak żeś grzeszył 30 lat, to teraz się wypchaj, idź do diabła. To niesprawiedliwe, żebyś teraz się nawracał”. Takie podejście ojca w stosunku do własnego dziecka byłoby przez każdego odebrane jako coś patologicznie nienormalnego.
Tak samo jest z Bogiem Ojcem. Wszyscy ludzie są Jego dziećmi. Za wszystkich Syn Boży umarł na krzyżu. Powinniśmy więc mieć nadzieję, że wszyscy osiągną zbawienie. Powinniśmy im w tym pomagać. Nie kierować się zawiścią, ale miłością. Nie znamy ludzkich serc, nie wiemy, jak im bywa trudno. A to, że wygląda czasami, że mają lepszą zabawę grzesząc, to też złudzenie. Prawdziwa radość, prawdziwe szczęście, szczęście dające wewnętrzny spokój i pogodę ducha może pochodzić tylko od Boga. Może być spowodowane tylko Jego Łaską. Inne, ziemskie radości częściej zostawiają po sobie tylko pustkę, wyrzuty sumienia i rozczarowania.
Słuchajmy więc, czy Gospodarz nas nie woła i biegnijmy do winnicy. Możemy mieć tę nadzieję, graniczącą z pewnością, że nie odmówi nam godziwej zapłaty. I cieszmy się z każdego nowego powołanego, który odpowiedział na wołanie. Ani nam nie ubędzie, ani Gospodarzowi nie zabraknie. I nie osądzajmy innych, bo być może nikt ich jeszcze nie zawołał. Być może nie umieli odpowiedzieć. Pomóżmy im, nie osądzajmy. To są także Jego dzieci.
Mt 20,1-16a :
Królestwo niebieskie podobne jest do gospodarza, który wyszedł wczesnym rankiem, aby nająć robotników do swej winnicy. Umówił się z robotnikami o denara za dzień i posłał ich do winnicy. Gdy wyszedł około godziny trzeciej, zobaczył innych, stojących na rynku bezczynnie, i rzekł do nich: Idźcie i wy do mojej winnicy, a co będzie słuszne, dam wam. Oni poszli. Wyszedłszy ponownie około godziny szóstej i dziewiątej, tak samo uczynił. Gdy wyszedł około godziny jedenastej, spotkał innych stojących i zapytał ich: Czemu tu stoicie cały dzień bezczynnie? Odpowiedzieli mu: Bo nas nikt nie najął. Rzekł im: Idźcie i wy do winnicy! A gdy nadszedł wieczór, rzekł właściciel winnicy do swego rządcy: Zwołaj robotników i wypłać im należność, począwszy od ostatnich aż do pierwszych! Przyszli najęci około jedenastej godziny i otrzymali po denarze. Gdy więc przyszli pierwsi, myśleli, że więcej dostaną; lecz i oni otrzymali po denarze. Wziąwszy go, szemrali przeciw gospodarzowi, mówiąc: Ci ostatni jedną godzinę pracowali, a zrównałeś ich z nami, którzyśmy znosili ciężar dnia i spiekoty. Na to odrzekł jednemu z nich: Przyjacielu, nie czynię ci krzywdy; czy nie o denara umówiłeś się ze mną? Weź, co twoje i odejdź! Chcę też i temu ostatniemu dać tak samo jak tobie. Czy mi nie wolno uczynić ze swoim, co chcę? Czy na to złym okiem patrzysz, że ja jestem dobry? Tak ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi.
No comments:
Post a Comment