Jeden z tematów na forum dotyczy aborcji i prawdę mówiąc dyskusja ta jest nawet starsza od mojego forum. Zaczęła się w komentarzach pod tym felietonem na ten temat na mojej stronie. Jednym z argumentów mojego adwersarza w tej dyskusji, zwolennika legalności aborcji, jest to, że organizm rozwijający się w organizmie matki nie jest człowiekiem, dopóki jego mózg nie zacznie funkcjonować i, powiedzmy, wysyłać jakiś wykrywalnych fal mózgowych.
Zastanówmy się jednak nad problemem aborcji od trochę innej strony. Zastanówmy się, czy nie wiedząc na 100% czy jakiś organizm jest człowiekiem możemy mieć kiedykolwiek moralne prawo spowodowania przerwania życia tego organizmu? Czy taki wybór może być kiedykolwiek moralnie uzasadniony? Jakie bowiem mamy w ogóle możliwości? Nie jest ich tak wiele, bo praktycznie tylko cztery. Albo uważamy, że nienarodzony organizm jest człowiekiem, albo nie jesteśmy tego pewni i to daje nam dwie możliwości. Następnie możemy taki organizm chronić, albo go usunąć. Także dwie możliwości, a więc razem cztery. Przypatrzmy się więc im bliżej.
Pierwsza możliwość to taka, że myślimy, że „w brzuchu mamy” jest człowiek, dziecko i ratujemy je za wszelką cenę. Tu każdy się zgodzi ze mną, że jest to moralnie dobry wybór.
Możliwość druga: Myślimy, że nienarodzony organizm to człowiek i go zabijamy. Taka postawa, każdy to chyba przyzna, to nic innego, niż morderstwo z premedytacją.
Możliwość trzecia: Myślimy, że organizm nie jest jeszcze człowiekiem, ale go nie usuwamy. Wiemy bowiem, że tym człowiekiem będzie, każdy z nas przeszedł taką drogę i był kiedyś „płodem”, czy „embrionem”, zanim stał się niemowlakiem, dzieckiem, młodzieńcem, mężem w sile wieku, czy starcem. Wybór na pewno moralnie poprawny.
Możliwość czwarta: Nie wiemy, nie możemy jednoznacznie stwierdzić, kiedy płód zaczyna być człowiekiem, więc go usuwamy. To „logika” Sądu Najwyższego USA, legalizującego aborcję przez dziewięć miesięcy ciąży. Taka „logika” przypomina zachowanie myśliwego na polowaniu, który widzi, że się coś w krzakach rusza, ale nie będąc pewnym, czy to dziki zwierz, czy inny myśliwy, strzela na wszelki wypadek. I jak był to towarzysz polowania, zabija człowieka. Albo przypomina zachowanie kierowcy, który widzi coś leżącego na drodze, ale nie będąc pewnym, czy to człowiek, na wszelki wypadek po tym czymś przejeżdża. Taka decyzja jest z moralnego punktu widzenia jednoznaczna z nieumyślnym spowodowaniem śmierci. Zarówno na polowaniu, na drodze, jak i w młynie aborcyjnym. Zabicie kogoś tylko dlatego, że „myśleliśmy, że to jest dzik, a nie człowiek, ale nie mieliśmy możliwości sprawdzić” nie jest wystarczającym argumentem w żadnym sądzie. Nawet (a może szczególnie) w Ostatecznym.
Jak wynika z powyższych argumentów, tylko decyzja o utrzymaniu ciąży może być i zawsze jest moralnie uzasadniona. Aborcja zawsze jest moralnie zła. Niezależnie od tego, czy wiemy, że nienarodzone dziecko jest człowiekiem, czy też nie jesteśmy tego pewni. Może jednak ktoś powiedzieć, że on wie na pewno, że dziecko nienarodzone nie jest człowiekiem, dopóki, powiedzmy, jego mózg nie wysyła żadnych fal. Jasne. Powiedzieć może, ale co z tego? Ja mogę powiedzieć, że rudzi, albo kulawi, albo głupcy nie są ludźmi. Będzie to miało dokładnie taką samą wartość i będzie tak samo bez sensu. I zauważcie, że ja wcale nie mówię tutaj (mimo, że jestem o tym przekonany), że dziecko jest człowiekiem zanim wytworzy się mu mózg. Ja tylko twierdzę, że nikt nie wie kiedy ten organizm staje się człowiekiem.
Można uznać, że rację ma Kościół i ja jestem o tym przekonany. Jestem katolikiem i dla mnie nauka Kościoła tutaj jest nieomylną wskazówką, światłem. Ale nie każdy jest katolikiem, nie każdy jest chrześcijaninem. Ludzie mają swoje idee, pomysły, swoje rozumienie rzeczy. Ci ludzie jednak nie mogą mieć pewności, czy nienarodzony organizm jest, czy nie jest człowiekiem od momentu poczęcia. Wiedzą, że pierwsza komórka nowego organizmu ma swoje unikalne DNA, swój kod genetyczny, a więc wiedzą z pewnością, że to nowy organizm, a nie część organizmu matki. Ale dopóki nie mają stuprocentowej pewności, obiektywnej, nie własnego przekonania, to ich argumenty za legalnością aborcji są tak samo niemoralne jak argumenty za strzelaniem „na wszelki wypadek” do wszystkiego, co się rusza. Czy wiemy, co to jest, czy nie. Ale dopóki nieumyślne spowodowanie śmierci na polowaniu, czy w wypadku samochodowym spowodowanym błędną decyzją kierowcy będzie niemoralne, to niemoralne będzie pozbawianie życia nienarodzonego dziecka. I to w każdej sytuacji.
Co więcej, gdy nad tym pomyślimy, musimy uznać, że dopuszczenie aborcji w sytuacji, gdy dziecko zostało poczęte na skutek gwałtu nie może być żadną alternatywą. Dziecko nie jest bowiem tutaj niczemu winne i nie da się moralnie uzasadnić skazania go na śmierć. Motyw iluzorycznej pomocy ofierze gwałtu nie może być wystarczającym powodem zabicia innego człowieka. Piszę „iluzorycznej”, bo badania w USA udowadniają, że aborcja dziecka poczętego na skutek gwałtu nie tylko nie pomaga matce, ale powoduje „syndrom proaborcyjny” dokładając jej cierpień, stresów i problemów psychicznych. Matki, które urodziły takie dziecko znacznie łatwiej wybaczają swemu gwałcicielowi i dużo szybciej odzyskują zdrowie i równowagę psychiczną.
Sam fakt, że dyskutujemy moralny aspekt usuwania ciąży zakłada, że istnieje coś takiego jak moralność. Moralność z kolei wynika z praw, jakie nam dał nasz Stworzyciel. Gdy przyjmiemy, że Boga nie ma i że jesteśmy tylko wytworem przypadkowej, bezrozumnej ewolucji, to w ogóle nie ma co mówić o żadnej moralności. Wtedy moralne staje się to, co społeczeństwo uzna za takie i nie ma żadnego obiektywnego standardu moralności.
Dlatego dyskusje na ten temat są takie trudne. Wiele ludzi jest czy to świadomie, czy też nie całkiem, ateistami. Odrzuca możliwość istnienia Boga, odrzuca autorytet Kościoła i samemu stara się, najczęściej w jak najlepszej wierze, dojść do tego, co jest, a co nie jest moralne. Co jest, a co nie jest dobre. Oczywiście takie podejście nie może dać żadnych rezultatów, bo w takiej sytuacji, przy odrzuceniu Boskiego autorytetu musimy dojść do absurdów. Tak rozumując nie możemy potępić nazistów za holokaust, za Auschwitz, czy miliony zabitych naszych rodaków, bo z ich punktu widzenia, z punktu widzenia ich prawa i ich filozofii to, co robili było moralne i uzasadnione. I tylko dlatego, że społeczeństwo światowe uznało istnienie obiektywnego „prawa naturalnego” mogło skazać zbrodniarzy wojennych za ich przestępstwa.
Ale „prawo naturalne” nie pochodzi od „natury”. Pochodzi od Dawcy Prawa, Boga. Od natury pochodzą właśnie takie prawa, jakie stosowali naziści. Dzikie zwierzęta stosują je każdego dnia. Zabijanie wrogów, zabijanie słabszych osobników, walka o przodownictwo w stadzie. Ale my się czymś różnimy od dzikich zwierząt. A przynajmniej się różnić powinniśmy.
Wydaje mi się też, że powinniśmy więcej myśleć, a mniej kierować się uczuciami. Płacząca, biedna matka, zgwałcona, czy po prostu biedna, młoda dziewczyna w ciąży, w szkolnym wieku, która nie ma zawodu, dachu na głową (bo ją własny ojciec wyrzucił z domu), wzbudza naszą litość i wszyscy chcielibyśmy jej pomóc. Nienarodzony „płód” jest „przyczyną jej nieszczęścia” więc mamy proste rozwiązanie: Usunąć przyczynę i wszystko będzie cacy. Tak nam dyktują uczucia. Pomożemy jej, rozwiążemy problem i wszystko będzie tak, jak dawniej. Ale nie wszystko będzie tak, jak dawniej. Wszystko będzie inaczej, bo zabito człowieka. Niewinnego człowieka, który był tak maleńki, że nawet nie mógł zapłakać w swojej obronie. Więc jak nie potrafimy się wzruszyć nad losem „embriona” to po prostu zacznijmy myśleć. To jeszcze nikomu nie zaszkodziło.
No comments:
Post a Comment