Dzisiejsze, sobotnie czytania przypominają nam dwa proroctwa zapisane w Biblii. Jedno z nich to słowa proroka Ezechiela, mówiące o zjednoczeniu Narodu Wybranego:
I uczynię ich jednym ludem w kraju, na górach Izraela, i jeden król będzie nimi wszystkimi rządził, i już nie będą tworzyć dwóch narodów, i już nie będą podzieleni na dwa królestwa. (Ez 37, 22)
Ezechiel mówił oczywiście o królestwie Izraela, które było wtedy rozbite i to proroctwo spełniło się rzeczywiście, gdy Dawid został królem. My teraz jednak wiemy, że jest ważniejsze wypełnienie tego proroctwa. Takie, którego być może nie wdział nawet Ezechiel. Mianowicie, że inne „dwa narody”, Żydzi i poganie zjednoczą się w jednym Królestwie, w którym Królem będzie Syn Dawida, Jezus. To proroctwo częściowo wypełniło się w czasach Jezusa, 2000 lat temu, gdy wielu Żydów i pogan zostało chrześcijanami i uznało w Jezusie Mesjasza i Syna Bożego. Pełne wypełnienie tego proroctwa nastąpi natomiast w czasie powtórnego powrotu Jezusa na ziemię.
Podczas czytania Ewangelii usłyszeliśmy inne proroctwo, które wygłosił nie prorok, ale Najwyższy Kapłan:
Wówczas jeden z nich, Kajfasz, który w owym roku był najwyższym kapłanem, rzekł do nich: Wy nic nie rozumiecie i nie bierzecie tego pod uwagę, że lepiej jest dla was, gdy jeden człowiek umrze za lud, niż miałby zginąć cały naród. (J 11, 49-50)
Oczywiście Kajfasz mówił tak naprawdę zupełnie co innego, niż chciał powiedzieć. Chciał powiedzieć, że trzeba zabić Jezusa, bo coraz więcej ludzi mu wierzy i jak tak dalej pójdzie, dojdzie do jakiejś rewolty, zamieszek, przyjdą Rzymianie i nawet tą limitowaną autonomię, jaką mają teraz Żydzi, utracą. Tak też go rozumieli członkowie najwyższej rady. Jednak przez usta najwyższego kapłana Duch Święty powiedział coś zupełnie innego. Mianowicie, że lepiej jest, aby Jezus umarł za nasze grzechy, niż żebyśmy wszyscy zostali potępieni, jak na to naprawdę zasługujemy. I to nie jest moja interpretacja, to wyjaśnił nam w swej Ewangelii sam święty Jan:
Tego jednak nie powiedział sam od siebie, ale jako najwyższy kapłan w owym roku wypowiedział proroctwo, że Jezus miał umrzeć za naród, a nie tylko za naród, ale także, by rozproszone dzieci Boże zgromadzić w jedno. (J 11, 51-52)
Co z tego wszystkiego wynika? Otóż co najmniej kilka rzeczy. Pierwsza to taka, że nie powinniśmy nigdy być pewni, że wiemy do końca, co proroctwa oznaczają. Czasem mija wiele setek lat, zanim prawdziwe, ukryte znaczenie proroctwa jest widoczne. Odkryć je nam może Duch Święty, ale On robi to przez Kościół, nie „na nasze zawołanie”. To święty Jan nam wyjaśnił, co naprawdę powiedział Kajfasz. A św. Piotr przypomina nam w swoim liście:
To przede wszystkim miejcie na uwadze, że żadne proroctwo Pisma nie jest dla prywatnego wyjaśnienia. Nie z woli bowiem ludzkiej zostało kiedyś przyniesione proroctwo, ale kierowani Duchem Świętym mówili /od Boga/ święci ludzie. (2 P 1, 20-21)
Drugi aspekt, który się nam narzuca tutaj to taki, że pewne stanowiska w Królestwie Bożym dają pewne przywileje. Kajfasz, mimo, że odrzucił Syna Bożego i był współodpowiedzialny za Jego śmierć, aktywnie dążąc do ukrzyżowania Jezusa, był wykorzystany przez Boga jako instrument do wygłoszenia proroctwa, będącego Słowem Bożym. Dlatego powinniśmy odrzucić argumenty, że Kościół zbłądził przed wiekami, bo kilku papieży w historii było grzesznikami. Prawdę mówiąc nie kilku, ale wszyscy, choć na pewno jedni bardziej niż inni. Ale co z tego? Żaden z nich nie ogłosił doktryny, nauki w sprawach wiary i moralności sprzecznej z depozytem wiary pozostawionym nam przez Jezusa i Apostołów. Zresztą ci „najgorsi” byli zbyt zajęci sprawami tego świata, żeby sobie w ogóle zawracać głowę sprawami Królestwa Bożego. Jest to właśnie jeden z „przywilejów” bycia głową Kościoła i zasiadania na Stolicy Piotrowej. Duch Święty pilnuje, żeby „bramy piekielne nie przemogły Jego Kościoła”. (por. Mt 16,18)
Trzeci aspekt wynika z drugiego. Mianowicie chodzi mi o wielokrotne przypominanie nam przez Jana Pawła Wielkiego, którego rocznica śmierci się właśnie zbliża, abyśmy się nie bali. Ja myślę, że On coś wiedział. To nie były słowa rzucane na wiatr. To „Be not afraid”, to „Nie bójcie się”, powtarzane przez niego wielokrotnie w czasie jego pontyfikatu to, jestem przekonany, proroctwo, mające nam wlać w serce ukojenie i spokój. Czasem bowiem aż nam opadają ręce, jak widzimy dosłownie na naszych oczach, jak nasza cywilizacja stacza się do rynsztoka. Moralnie osiągamy dno i ciągle nie widać, by się miało to wkrótce skończyć. Ale Jan Paweł Wielki był optymistą i nigdy nie przestał nas prosić, byśmy się nie obawiali. Spójrzmy więc z optymizmem w przyszłość, bo prorok nie może się mylić.
No comments:
Post a Comment