Parę dni temu byliśmy całą rodziną w kinie. Nie jest to częste wydarzenie i chyba ostatni raz wszyscy razem byliśmy na „Pasji” niemal dwa lata temu. Ale tak, jak poprzednio, tak teraz zmobilizował nas do tego niezwykły film.
Przemysł filmowy kręci tak dużo chłamu, że jak się trafi jakiś diament między tymi wszystkimi śmieciami, uważam, że należy go odkryć i zobaczyć. Gdy Hollywood zacznie zarabiać na ortodoksyjnych, pozytywnych chrześcijańskich filmach, a tracić miliony na szmirach wypaczających prawdziwe chrześcijaństwo, to może będziemy mieli więcej takich filmów jak Pasja czy Opowieści z Narni. Uważam więc, że należy popierać takie pozytywne filmy.
Same „Opowieści” są bajką. Sfilmowaną książką C S Lewisa, napisaną podczas II Wojny Światowej. Ale ponieważ C S Lewis był pisarzem chrześcijańskim, jest to baśń o bardzo wyraźnym przesłaniu chrześcijańskim. Lewis był przyjacielem Tolkiena i G K Chestertona. Sam nie był katolikiem, był członkiem kościoła anglikańskiego, ale w swych poglądach był bardzo katolicki. Tolkien był katolikiem, a Chestertona był konwertytą na katolicyzm z wyznania anglikańskiego i obaj mieli spory wpływ na to, w co wierzył Lewis.
„Lew, czarownica i stara szafa” jest pierwszą opowieścią z Narni, choć nie pierwszą chronologicznie. Inaczej mówiąc Lewis napisał ją najpierw, ale później napisał przygody dzieci z wcześniejszego okresu. Ja jednak polecam tak czytać książkę Lewisa, jak on ją pisał, gdyż inaczej straci się trochę z niespodziewanych efektów i dramatyzmu tych historii. Czytając te baśni po raz drugi można chyba jednak zmienić kolejność. W najnowszym amerykańskim wydaniu „Narni” właśnie tak, chronologicznie, poukładano kolejne części.
Film jednak na razie jest tylko jeden. O lwie, czarownicy i starej szafie. I muszę powiedzieć, że mnie się on naprawdę podobał. Przede wszystkim jest bardzo bliski pierwowzorowi literackiemu. Są pewne niewielkie różnice, ale w sumie nie bardzo istotne dla prawidłowego odbioru filmu. Sama książka nie jest długa i jej historia nie bardzo skomplikowana, wiec producenci filmu nie musieli wybierać, co wyciąć, żeby się zmieścić w dwugodzinnym filmie. A samo przesłanie filmu jest bardzo chrześcijańskie. Aslan jest tam typem Zbawiciela, biała czarownica jest odpowiednikiem szatana.
Oczywiście nie każdy film o magii i o czarach jest godny polecenia. Dyskusje w Ameryce na temat Harrego Pottera się nie kończą. Czy chrześcijanin może te książki czytać? Czy grozi mu jakieś niebezpieczeństwo? Ja sam nie bardzo wiem, jak na to odpowiedzieć, wiem jednak, ze jest zasadnicza rocznica miedzy baśnią o Narni, a Harrym Potterem. Mianowicie w Opowieściach z Narni moc czynienia czarów ma wiedźma. Ludzie nie mają takiej możliwości. Czarownica, choć nazywa się „Biała”, jest czarnym charakterem. Zbawienie może przyjść tylko od Aslana, innej bajkowej postaci, będącej lwem.
Problem z Harrym polega na tym, że uczy, że człowiek może posiąść wiedzę umożliwiającą mu czynienie magii. Najgorsze jest to, że nie kończy się to wcale na książkach i filmie. Powstają poradniki, jak zostać czarnoksiężnikiem, były kolonie letnie dla dzieci z Harrym, gdzie uczono czarów, magii i zaklęć itd., itp. Może ktoś powiedzieć, że jest to tylko zabawa. Jasne. Ale problem polega na tym, że z takimi rzeczami zabawa jest niebezpieczna. Bo kudłaty naprawdę istnieje. I czasem, gdy mu uchylimy drzwi, wsadzi w nie swe kopyto i wepcha się w nasze życie.
Przed chwilą obejrzałem jeszcze inny film. „Egzorcyzmy Emily Rose”. Teraz, gdy piszę te słowa, dochodzi trzecia w nocy. Emily miała zawsze największe problemy o 3 rano. To właśnie trzecia, a nie północ, to prawdziwa godzina duchów, a raczej szatana. Bo jest to przeciwieństwo 3 po południu, godziny, o której nasz Zbawiciel oddał za nas życie. A kudłaty zawsze stara się naśladować, ale to jego naśladownictwo jest wypaczeniem i negatywem tego, co robi Bóg.
To nie zachowanie Emily spowodowało jej opętanie. W tym przypadku nie było jej winy. Jednak gdy czytamy o innych, podobnych wypadkach, bardzo często osoby opętane przez szatana bawiły się w różne okultystyczne praktyki. Z takimi rzeczami jednak nie ma, nie powinno być zabawy. Ja nawet nie czytam horoskopów i nie układam pasjansów, aby poznać przyszłość. Po prostu nie wiem, jak mała szpara wystarczy kudłatemu, żeby wcisnął swoje kopyto. Moje życie jest dla niego zamknięte.
Ponieważ nie wątpię, że krętacz jest realnym stworzeniem i że, jak pisze Święty Piotr w swym pierwszym liście, „jak lew ryczący krąży szukając kogo pożreć” (1P 5,8b), to będę robił wszystko, żebym to nie ja stał się jego śniadaniem. A sama magia albo jest głupawą zabawą, więc szkoda mi na nią czasu, albo jest zaproszeniem dla kudłatego, więc szkoda mi mojej duszy. Ona należy tylko do Boga. Ufam Mu więc i zawierzam Mu całkowicie swoją przyszłość, a z kudłatym nie chcę mieć nic wspólnego.
Dwa filmy. Jeden to piękna baśń. Baśń zupełnie nieprawdziwa, gdzie szafa jest przejściem do bajkowej krainy, a zwierzęta mówią ludzkim głosem, ale mówiąca nam o najprawdziwszej rzeczywistości. Film będący doskonałym pretekstem, żeby porozmawiać z dziećmi o naszej wierze, o wielkiej miłości, jaką nas nasz Zbawiciel kocha. Z dziećmi małymi i z całkiem dużymi. Bo my, rodzice, czasem nie wiemy, jak o naszej wierze rozmawiać. Zostawiamy to katechetom, księżom, siostrom zakonnym. Ale to nie wystarcza. Lekcje religii często uczą katechizmu, prawd wiary, ale nie miłości do Boga, nie potrzeby naszego osobistego spotkania z Jezusem. Ten film jest doskonałym pretekstem, żeby o tym z nimi porozmawiać.
Drugi film nie ma nic z baśni. Jest mroczny i ponury. Jest jednak nie mniej prawdziwy w swym przesłaniu. Na pewno nie jest on do polecenia dla małych dzieci, a i te starsze, ale wrażliwsze, powinny go sobie darować. Jednak jest to film ważny, bo mówi o realnej obecności szatana na świecie. Krętacz nie jest średniowiecznym wymysłem Kościoła. On jest tak realny, jak ja i ty. Dlatego i o nim powinniśmy z naszymi dziećmi rozmawiać. O niebezpieczeństwie zabaw okultystycznych, różnych wróżb i gier. To nie są zabawki. Takie igranie z ogniem może się źle skończyć.
Polecam więc oba filmy. Ten pierwszy bez zastrzeżeń. Każdy, młody i stary, wierzący czy nie, może i powinien ten film zobaczyć. Jest on piękną baśnią i bardzo pouczającą. Co wrażliwsi uronią łzę, ale, jak to w każdej baśni, wszystko się dobrze skończy. Bo złe czarownice nie mogą pokonać Aslana, nawet, jak on musi za zwycięstwo zapłacić tak straszną cenę. Ten drugi film także polecam, ale z zastrzeżeniem, że po obejrzeniu go trzecia godzina nad ranem już nigdy nie będzie taka bezpieczna. To film przejmujący, choć nie w takim sensie, jak inne filmy o opętaniu kręcone w Hollywood. Nikomu się głowa nie kreci w kolko i efekty specjalne są raczej stonowane, ale to nie odbiera niczego filmowi. Wprost przeciwnie. Dzięki temu jest to film prawdziwszy. Bo i o prawdziwym niebezpieczeństwie opowiada i dobrze by było się z nim zapoznać. Tym bardziej, że opowiada w sposób zgodny z tym, czego naucza Kościół, a to już naprawdę rzadkość w Hollywood.
No comments:
Post a Comment