Kilka dni temu rozpoczął się w Kościele nowy rok liturgiczny. Rozpoczął się okresem adwentowym. Tradycyjnie był to okres postu i wyrzeczeń w oczekiwaniu na przyjście Jezusa. Ta tradycja trochę zanika ostatnio, chyba z powodu wszechobecnej komercjalizacji w naszym życiu.
Gdy przyjechałem do Stanów 25 lat temu, nie byłem przyzwyczajony do takiego podejścia do okresu Adwentu i Świąt. Tradycyjnie w naszym domu choinkę ubierało się w wigilię Bożego Narodzenia. Do tego czasu ani się nie śpiewało kolęd, ani nie żyło się okresem świątecznym. Święta zaczynały się właśnie wieczerzą wigilijną i uroczystą pasterką o północy z 24 na 25. grudnia.
Chcąc tę tradycję podtrzymać w nowej ojczyźnie ignorowaliśmy te wszystkie wszechobecne przejawy nachalnej reklamy produktów związanych ze świętami i dopiero w wigilię rano poszliśmy kupić choinkę, stojak, lampki, bańki i inne akcesoria. Niestety czekało nas spore rozczarowanie. Stoiska sklepowe z akcesoriami świątecznymi były już zlikwidowane. Żadnych lampek, baniek i aniołków nie można już było kupić. Trochę lepiej nam się powiodło z choinką, bo co prawda uliczni sprzedawcy także już zawiesili działalność, ale te choinki, które nie były sprzedane, każdy mógł sobie po prostu zabrać. Były one już tylko śmieciami.
W drugi dzień świąt, który tutaj nie jest w ogóle nawet dniem wolnym od pracy, przed wieloma domami są już wystawione rozebrane choinki. Skoro stały w domach już od Święta Dziękczynienia, to i tak cud, że nie obleciały im wszystkie igły w Adwencie. Nasza choinka stojąca w oknie i mrugająca lampkami do \święta Trzech Króli wygląda co roku niemal jak wyrzut sumienia. Nie przejmuję się tym jednak wcale. Ja, cała nasza rodzina, okres świąteczny obchodzimy od, nie do Bożego Narodzenia.
Skłamałbym jednak, gdybym powiedział, że ta codzienna rzeczywistość nie miała na nas żadnego wpływu. Choinkę ubieramy teraz w połowie Adwentu i w tym samym czasie dekorujemy dom kolorowymi lampkami. W końcu Adwent to okres oczekiwania na Boże Narodzenie. Nie ma wielkiej tragedii, jak lampki koło domu rozbłysną wcześniej i jak choinka stanie parę tygodni przed wigilią. Nie to w sumie jest istotne. Te zwyczaje i tak są zmienne, inaczej wyglądały sto lat temu i inaczej będą wyglądać za sto lat. Istotne jest zupełnie co innego.
Adwent, jako okres oczekiwania powinien być właśnie tym, czekaniem. Samo łacińskie słowo „adventus” znaczy „przyjście”, „nadejście”. Powinien być okresem wyczekiwania na coś wspaniałego. Dzień Bożego Narodzenia powinno być dniem, na który się czekało z utęsknieniem, na który człowiek nie mógł się doczekać. Tymczasem największym problemem z przesyceniem symbolami bożonarodzeniowymi w okresie Adwentu jest to, że gdy wreszcie święta nadejdą, wszyscy mamy ich już dosyć.
Gdy słuchamy kolęd przez cały Adwent, w radiu i w każdym sklepie, gdy w każdym domu towarowym pełno świątecznych dekoracji i grubasów ze sztucznymi brodami w strojach krasnoludków udających świętego Mikołaja, to nic dziwnego, że się wywala choinkę wieczorem 25. grudnia. Ile w końcu można świętować. Nam jednak, wydaje mi się, udało się oddzielić te dwa okresy. Co więcej, w naszym domu wszyscy z utęsknieniem czekamy na same Święta, wigilię i Boże Narodzenie. Jak? Przez nową tradycję, jaką mamy w naszej rodzinie.
Przed paru laty, zdegustowany faktem, że to handel, a nie Kościół decydują o okresach liturgicznych, postanowiliśmy, że sami zaczniemy inaczej w okresie Adwentu postępować. „Postanowiliśmy” to może trochę za dużo powiedziane. Prawdę mówiąc to ja postanowiłem, ku rozpaczy pozostałych członków rodziny. Dzieci miały do wyboru: Albo rezygnacja z oglądania telewizji, albo z jedzenia słodyczy. Tak długo wybierały, zmieniając zdanie co parę godzin, że się po prosty zdenerwowałem i sam za nie wybrałem. Wybrałem obie rzeczy. Nie będzie ani słodyczy, ani telewizora. Wyjdzie nam to na pewno na zdrowie.
W pierwszym roku było trochę płaczu i zgrzytania zębami, ale jakoś to przeżyliśmy. Dzieci z nudów zaczęły więcej czytać i lepiej się uczyć. Nasze sylwetki wyszczuplały. Same zalety. I okres adwentu był rzeczywiście okresem oczekiwania. Wszyscy odliczaliśmy dni dzielące nas od wigilii i od Świąt i z utęsknieniem na te Święta wyczekiwaliśmy. A jak wspaniale po tych postach i wyrzeczeniach wszystko nam w święta smakowało! I jaki był dobry program w telewizji, po czterech tygodniach wyłączonego odbiornika!.
W okresie Wielkiego Postu powtórzyliśmy ten sam eksperyment i tak powstała nowa tradycja w naszym domu. Teraz już nikt nie protestuje i nikt się nie dziwi. Już się rozumie „samo przez się”, że pewnych rzeczy w naszym domu nie robi się ani w Wielkim Poście ani w Adwencie. I myślę, że jest nam z tym dobrze. Poza innymi zaletami takiego zachowania, takie tradycje cementują rodziny. To jest coś, co robimy razem. Wszyscy. Nie ma wyjątków. Wszyscy pościmy, nikt nie ogląda telewizji. Komputery tylko służą do pracy. Nie ma czatów, nie ma gadu-gadu. Znowu przybędzie nam przeczytanych książek, znowu się poprawią oceny dzieci w szkole i znowu uda nam się pozbyć paru zbędnych kilogramów. I częściej po prostu znajdziemy czas na zwykłą rozmowę ze sobą.
Oczywiście w Polsce jest pewnie trochę inaczej. Bardziej tradycyjnie. Ja piszę o tutejszych, amerykańskich realiach. Ale obawiam się, że w związku z rozwojem wolnego rynku, w związku z wieloma promocjami i walką o każdego klienta taki rozwój wypadków jaki widzimy tutaj jest nie do uniknięcia także w Polsce. Przecież w handlu chodzi o zysk, a ten się bierze ze sprzedaży. Żeby jednak sprzedać, trzeba reklamować, trzeba tworzyć odpowiednią atmosferę, trzeba grać na uczuciach. Choinki, śnieg, kolędy tworzą odpowiednią atmosferę i właściciele sklepów na pewno wykorzystają to do końca.
Parę lat temu, właśnie na Adwent, napisałem tekst pod tytułem „Dlaczego pościmy?”. Myślę, że jest on nadal aktualny. Kościół prawosławny, ortodoksyjny zaczął w poprzednią niedzielę 40-dniowy okres postu. U nich Boże Narodzenie wypada niemal dwa tygodnie później niż w Kościele Rzymsko-katolickim, gdyż u nich obowiązuje niezreformowany, tradycyjny kalendarz. (To dlatego też rocznicę Rewolucji Październikowej zawsze obchodziliśmy w listopadzie. Ona wybuchła w czasach, gdy w Rosji obowiązywał oficjalnie ten sam kalendarz). Współcześnie bardziej spostrzegamy okres Adwentu jako okres radosnego oczekiwania, ale dawniej także tradycja Kościoła zachodniego była taka, że był to okres „małego postu”. Nawet kolor szat liturgicznych na to wskazuje. W czasach, gdy komercjalizacja w stylu amerykańskim zawitała już także do Polski, może warto sobie tę tradycję Kościoła przypomnieć.
A ja na koniec chciałbym tylko dodać, że jestem bardzo dumny z moich dzieci. Wiem, że im na pewno jest trudno wytrzymać te parę tygodni bez telewizji, gier komputerowych i słodyczy. Dumny też jestem z pozostałych członków rodziny. I cieszę się, że udało nam się wprowadzić taką nową tradycję w naszej rodzinie.
Jakby jeszcze jakoś udało się zmienić klimat… Charlotte leży na tej samej mniej-więcej szerokości geograficznej, co Teheran, Bagdad, Algier, Tunis czy Ateny. Bałwana udaje nam się ulepić średnio raz na trzy lata, gdyż to tak często nam sypnie jakiś „uczciwy” śnieg. Chyba, że zaczniemy jeszcze inną tradycję bożonarodzeniową… wyjazdy na plażę. Temperatura wody ciągle wynosi jeszcze koło 15 stopni, powietrze ma często koło 20, prawie jak w lipcu nad Bałtykiem. W 1982. roku, zaraz po naszym przyjeździe tutaj, w drugi dzień Świąt pływaliśmy w Atlantyku. I co prawda do najbliższej plaży tylko cztery godziny jazdy, ale z drugiej strony jadąc w przeciwnym kierunku już po dwóch godzinach jesteśmy w Appalachach. A tam i śnieg można znaleźć i atmosferę dużo bardziej świąteczną. Zostawmy więc chyba plażę w spokoju i może kiedyś zaczniemy wyjeżdżać na wigilijne wieczory w Appalachy. W tym roku natomiast, miejmy nadzieję, zjawi się jakiś mroźny wyż znad Kanady i przynajmniej trochę przypomni, jak to w Polsce szczypał mróz w policzki w tę najpiękniejszą ze wszystkich nocy.
No comments:
Post a Comment