Tuesday, June 14, 2005
Czy jestem homofobem?
Ponieważ już zostałem nazwany przez parę osób „homofobem” i ponieważ dwa poprzednie (poniższe) teksty są raczej dość długie, jak na standardy internetowych publikacji i wiem, że nie wszyscy przez nie szczegółowo przebrną, postanowiłem napisać króciutki felietonik jeszcze raz wyjaśniający jaki jest mój stosunek do osób mających problem z homoseksualizmem.
Uważam, że miłość bliźniego powinna polegać nie na tym, żeby nie zranić jego uczuć, ale na tym, żeby pomóc mu osiągnąć zbawienie. Uważam (wraz z Kościołem, który tego wyraźnie w dalszym ciągu naucza), że praktyki seksualne między osobami tej samej płci, tak jak każde inne praktyki seksualne poza sakramentalnym związkiem małżeńskim, są grzechem. Grzech ten może doprowadzić do utraty zbawienia.
W dzisiejszym, wtorkowym czytaniu słyszeliśmy słowa Jezusa z Kazania na Górze:
Jezus powiedział do swoich uczniów: Słyszeliście, że powiedziano: Będziesz miłował swego bliźniego, a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził. A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują; tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie; ponieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych. Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią? I jeśli pozdrawiacie tylko swych braci, cóż szczególnego czynicie? Czyż i poganie tego nie czynią? Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski. (Mt 5,43-48)
Jeżeli więc doskonałość polega na tym, że kochamy nieprzyjaciół i mamy się za nich modlić, to z tego co napisałem powyżej może wynikać tylko jeden wniosek. Ani nie wolno nam być tolerancyjnym w stosunku do ich grzesznego trybu życia, ani ich ignorować i uważać, że żaden problem nie istnieje. Bez względu na to, jakie nami kierują uczucia, prawdziwa miłość chrześcijańska wymaga nie tylko abyśmy modlili się za nich. Wymaga ona także, abyśmy wskazali im uwagę na fakt, że praktykowanie tego, do czego odczuwają pociąg jest grzeszne. Jest śmiertelnie groźne zarówno dla duszy, jak i dla ciała, będącego Świątynią Ducha Świętego:
Strzeżcie się rozpusty; wszelki grzech popełniony przez człowieka jest na zewnątrz ciała; kto zaś grzeszy rozpustą, przeciwko własnemu ciału grzeszy. Czyż nie wiecie, że ciało wasze jest świątynią Ducha Świętego, który w was jest, a którego macie od Boga, i że już nie należycie do samych siebie? Za /wielką/ bowiem cenę zostaliście nabyci. Chwalcie więc Boga w waszym ciele! (1 Kor 6,18-20)
Zajmowanie się przeze mnie takimi tematami, jak homoseksualizm, aborcja, czy antykoncepcja nie wynika więc z tego, że nienawidzę kobiety czy gejów. Wprost przeciwnie. To z troski o ich zbawienie piszę o tym. Tym bardziej, że niewielu kapłanów uczy na ten temat w swych homiliach. Przynajmniej tu, w Stanach. Bo cel powinniśmy mieć wszyscy wspólny: osiągnięcie zbawienia. I obawa, że mówiąc coś zranimy czyjeś uczucia nie powinna, nie może nas przed głoszeniem prawdy powstrzymać. W tym samym Kazaniu na Górze Jezus powiedział:
I jeśli prawa twoja ręka jest ci powodem do grzechu, odetnij ją i odrzuć od siebie. Lepiej bowiem jest dla ciebie, gdy zginie jeden z twoich członków, niż żeby całe twoje ciało miało iść do piekła. (Mt 5,30)
Jeżeli jest to prawda, to o ile bardziej prawdziwe musi być stwierdzenie, że lepiej z urażonymi uczuciami osiągnąć zbawienie, niż z fałszywie dobrym samopoczuciem spędzić wieczność w piekle. Tym bardziej, że tam tego dobrego samopoczucia nikt długo nie utrzyma, a szatan jest ostatnim stworzeniem, które by się przejmowało ranieniem czyichkolwiek uczuć.
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment