Sunday, September 27, 2009

Kardynał Puzyna, piękna Julia i brat kochanki papieża.

Wyrok sądu w sprawie rzekomego naruszenia prawa przez Gościa Niedzielnego na chwilę oderwał moją uwagę od tak zwanych „tradycjonalistów”, którzy potrafią sięgać pamięcią nawet pięćset lat do tyłu. Prawdziwe zuchy. Mnie to bardzo imponuje, bo ja nie pamiętam, co robiłem dwie godziny temu i bez przerwy muszę wszystko sprawdzać, zapisywać, szukać w pamięci komputera, albo pytać się żony.

Pamiętam na przykład, że niedawno cytowałem świętego Justyna Męczennika, ale nie pamiętam gdzie. Chyba w jakiś komentarzach na „Frondzie”. Ten wspaniały apologeta z drugiego wieku, żyjący zaledwie sto lat po Chrystusie, wyjaśniając w roku 155 czym jest Msza Święta, tak napisał pogańskiemu cesarzowi, Antoninusowi Piusowi:




„W dniu zwanym dniem Słońca odbywa się w oznaczonym miejscu zebranie wszystkich nas, zarówno z miast jak i ze wsi.

Czyta się wtedy pisma apostolskie lub prorockie, jak długo na to czas pozwala. Gdy lektor skończy, przewodniczący zabiera głos, upominając i zachęcając do naśladowania tych wzniosłych nauk.

Następnie wszyscy powstajemy z miejsc i modlimy się za nas samych… oraz za wszystkich, w jakimkolwiek znajdują się miejscu, by otrzymali łaskę pełnienia w życiu dobrych uczynków i przestrzegania przykazań, a w końcu dostąpili zbawienia wiecznego.

Po zakończeniu modlitw przekazujemy sobie nawzajem pocałunek pokoju. Z kolei bracia przynoszą przewodniczącemu chleb i kielich napełniony wodą zmieszaną z winem.

Przewodniczący bierze je, wielbi Ojca wszechrzeczy przez imię Syna i Ducha Świętego oraz składa długie dziękczynienie (po grecku: eucharistian) za dary, jakich nam Bóg raczył udzielić.

Modlitwy oraz dziękczynienie przewodniczącego kończy cały lud odpowiadając: Amen.

Gdy przewodniczący zakończył dziękczynienie i cały lud odpowiedział, wtedy tak zwani u nas diakoni rozdzielają obecnym Eucharystię, czyli Chleb, oraz Wino z wodą, nad którymi odprawiano modlitwy dziękczynne, a nieobecnym zanoszą ją do domów.”

Bardzo mi się ten opis podoba, bo pasuje on doskonale do rytu Novus Ordo. Pasuje także do Mszy Trydenckiej. Bo jest tylko jedna Msza, a ryty – cóż. Są różne i zmieniały się przez wieki. Ta, na której bywał święty Justyn z pewnością bardziej przypominała tę, którą sprawował sam pan Jezus, niż tę, którą tak pokochali tak zwani „tradycjonaliści”. „Tradycjonaliści”, którzy pamiętają nawet to, co się działo pięćset lat temu.

W komentarzach do mojego postu zatytułowanego „Adam i Ewa, Szymon Mag, Ariusz, Nestoriusz, Biskup Lefebvre i ksiądz Natanek”, (którym to tytułem bardzo zdenerwowałem tak zwanych „tradycjonalistów”, którzy pamiętają nawet to, co się działo pięćset lat temu, bo dopuściłem się bluźnierstwa i biedny, zdenerwowany Tomek Torquemada musiał napisać „Ręce precz od ARCYbiskupa!”), przeczytałem o ciekawej postaci kardynała Puzyny. Ponieważ, jak to już zostało na blogowisku „Frondy” ustalone, jestem niedouczonym szkodnikiem, szatanem, chamem, ignorantem, manipulantem i masonem, to zrozumiałe będzie moje oświadczenie, że nigdy o tym kardynale nie słyszałem. A jak słyszałem, to tego absolutnie nie mogę sobie przypomnieć. Zatem po prostu zacytuję komentarze, które dotyczą tej postaci:

Edwardo zapytuje Wojciecha59:


o to widzę że dobrze trafiłem i cos mi rozjaśnisz, bo nie wiem czy to forum katolickie czy inne.

Wojciechu, czy sugerujesz, że papież BenedyktXVI nie zna dokumentów przedsoborowych ?

Wojciech59:

Edwardo, a skąd ja to mam wiedzieć, za czasów soboru pewnie nie znał, bo inaczej nie kolaborowałby z modernistami. Wcześniejsi pewnie też nie znali, bo Internetu wtedy nie było, a komu chciałoby się chodzić do biblioteki. Inaczej nie robiliby heretyków kardynałami.

Temat trudny, bo ponoć dalej obowiązuje ekskomunika za przynależność do masonerii, a w Watykanie pełno masonów wśród purpuratów. Nawet w czasach Piusa X, papieżem zostałby mason wysokiego szczebla, gdyby polski kardynał Puzyna tego nie zablokował.

No to chwała Bogu! Bo okazało się, że już wtedy Duch Święty sobie zaspał i nie przypilnował sprawy. I gdyby nie dzielny kardynał, mielibyśmy znacznie wcześniej w Watykanie masona za papieża.

Wojciech59 dalej pisze:

I teraz pomyśl trochę kolego, gdyby wtedy Puzyna nie zablokował Rampollego, to co, mason zostałby papieżem. A ktoś wstępując do masonerii ekskomunikuje się z automatu. Miałbyś ekskomunikowanego papieża, uznawałbyś jego władzę?

No właśnie. Mielibyśmy wtedy poważny problem. Jak to dobrze, że są takie osoby, co potrafią zastąpić Ducha Świętego. Ten Duch Święty, to się „unosił nad wodami” na samym początku. Pisze o tym już w drugim wersecie Biblii. W samym opisie stworzenia. Czyli, jak wierzyć fundamentalistom, ma on niemal 6 tysięcy lat. A jak wierzyć naukowcom, to ma co najmniej 13,7 miliarda. A jakby uwierzyć nauce Kościoła, to jest on odwieczny. Jakby nie liczyć, to jest całkiem stary. Starszy nawet ode mnie. Nic dziwnego, że ciągle zasypia i jak nie Puzyna, to ARCYbiskup musi Go zastępować.

I żeby było jasne: Ja nie porównuję Puzyny do ARCYbiskupa! Żeby mi tego nikt nie insynuował! Ręce precz od Puzyny! To jest nasz człowiek, bo jeśli wierzyć artykułowi z portalu Fidelitas.pl, portalu, przypomnę, tak zwanych „tradycjonalistów”, co nawet pamiętają to, co się działo pięćset lat temu, to wyjeżdżając na konklawe Puzyna powiedział:

"Jeśli kardynał Rampolla będzie wybrany, pierwszy ucałuję jego stopy, ale przedtem uczynię wszystko, aby do jego wyboru nie dopuścić.”

Szkoda, że ARCYbiskup, tak jak ja, też chyba nie słyszał o tym polskim kardynale.

A może to nie Puzyna, ale jednak Duch Święty? Tak sugerowało parę osób w swych komentarzach… Ale chyba nie przekonali tak zwanych „tradycjonalistów”, co pamiętają nawet to, co się stało pięćset lat temu. Oni, to nawet pamiętają Sobór w Trydencie. Takie pamiętliwe. Nie pamiętają tylko co doprowadziło do tego Soboru. A szczególnie – kto do tego doprowadził.

Myślą pewnie, że deformacja Lutra, albo Duch Święty, który wtedy akurat na chwilę się obudził. Trzeba pamiętać, (a oni, ci tak zwani „tradycjonaliści”, mają dobrą pamięć, pamiętają nawet to, co było pięćset lat temu), że Duch Święty był znacznie młodszy wtedy. Nie zasypiał tak często jak teraz i nie potrzebował, żeby ci tak zwani :tradycjonaliści" go ciągle zastępowali. Ale ja wiem lepiej i zaraz Wam o tym opowiem.

Ci tak zwani „tradycjonaliści”, co tacy pamiętliwi, to naiwnie myślą, że teraz mamy kryzys. Ale teraz to jest tak zwany mały pikuś. Prawdziwy kryzys to się nazywał Rodrigo Borgia i był Katalończykiem. Jako kardynał miał kochankę, zwaną Julię Farnese, o przydomku „Giulia la bella”:



… a ta miała brata, Aleksandra. Była to kochająca siostrzyczka i dbała o rodzinę, więc gdy jej kochanek, Katalończyk Rodrigo Borgia kupił konklawe i został papieżem Aleksandrem Szóstym, to sprawiła, że załatwił on jej bratu kapelusz kardynalski.

Aleksander VI – papież


… bardziej się interesował artystami, niż świętymi i bardziej kochał pogańskie bożki, niż Jezusa z Nazaretu i stał się, całkiem słusznie, symbolem upadku Kościoła. Jeżeli kiedykolwiek w historii Kościoła był potrzebny jakiś ARCYbiskup, to właśnie wtedy. Ale wtedy był tylko brat kochanki papieskiej, który był już kardynałem, ale nie był nawet jeszcze nawet księdzem. Cóż, takie czasy.

Aleksander – kardynał miał, już jako dostojnik kościelny, czterech synów z jakąś rzymską damą, ale skoro nie miał jeszcze święceń kapłańskich, to jakoś to mu możemy wybaczyć. W końcu papież Aleksander także miał co najmniej czwórkę dzieci, z inną kochanką, Vannozzą dei Cattanei:

… do których się przyznawał i je ostro promował. Ale to nie o nich teraz piszę, ale o Aleksandrze – bracie Julii Farnese, którego promował również i który jest bohaterem naszej opowiastki.

Aleksander Farnese otrzymał w końcu święcenia kapłańskie i sakrę biskupią. Od tego momentu w jego życiu zaczęła następować radykalna i ciągle pogłębiająca się zmiana. I gdy w roku 1534 to on został wybrany papieżem:


… i przyjął imię Pawła III, mimo olbrzymich trudności przez kilkanaście lat dążył do jednego celu: Zwołania Soboru Powszechnego, który zreformowałby Kościół i dal odpór reformacji-deformacji zapoczątkowanej przez Lutra. Po kilku nieudanych próbach dopiero 15 grudnia 1545 roku w Trydencie otworzono Sobór, który stał się przełomowym momentem w dziejach Kościoła. Pamiętają go nawet tak zwani „tradycjonaliści”, co pamiętają nawet to, co się wydarzyło pięćset lat temu.

Bóg nie tylko nigdy nie śpi, ale także ma poczucie humoru. Z jednej strony można by powiedzieć, że gdyby piękna Julia nie podbiła serca Katalończyka, kardynała Rodrigo Borgii i już jako kochanka papieża Aleksandra VI nie dbała o swego brata, to nie doszłoby do tak ważnego soboru i Kościół mógłby naprawdę nie podnieść się z tego upadku, w jakim wtedy tkwił. Bo to przecież nikt inny, tylko papież Paweł III, brat Julii Farnese, uratował Kościół. Czy też może jednak nie?

A może to jednak Duch Święty, który potrafi dbać o swój Kościół niezależnie od tego, jak bardzo my mu przeszkadzamy? Może to jest tak, jak w czasach Chrystusa, gdy skorumpowany do szpiku kości arcykapłan powiedział proroctwo, „że lepiej jest dla was, gdy jeden człowiek umrze za lud, niż miałby zginąć cały naród”? Może i teraz Kościół sobie poradzi bez ARCYbiskupa i tak zwanych „tradycjonalistów”, co pamiętają nawet to, co się stało pięćset lat temu? Znaczy pamiętają, ale niezbyt dokładnie? A tego, co było lat temu tysiąc i dwa tysiące, to już jakoś nie? Do kitu z taką tradycją.

Ja jestem znacznie lepszym tradycjonalistą. Pamiętam, co powiedział Jezus Piotrowi, gdy obiecał mu, że na nim zbuduje swój Kościół. Pamiętam, co pisał Justyn cesarzowi. Pamiętam Listy św. Ignacego, które napisał w roku 107, wieziony do Rzymu, by stać się pokarmem dla lwów w rzymskim Koloseum. Dla mnie taka tradycja, co sięga tylko pięciuset lat jest całkiem do niczego. Zwłaszcza, gdy jest tak wybiórcza, że nawet nie pamięta, jak doszło do tego wspaniałego soboru, którym dziś się szczycą nawet tak zwani „tradycjonaliści”, co pamiętają nawet to, co się stało pięćset lat temu.

No comments:

Post a Comment