Monday, September 21, 2009

Adam i Ewa, Szymon Mag, Ariusz, Nestoriusz, Biskup Lefebvre i ksiądz Natanek.

Co te wszystkie osoby mają ze sobą wspólnego? W zasadzie nic. Może poza jednym. Są mądrzejsze od papieża i nauczania Kościoła. Oczywiście poza Adamem i Ewą, którzy okazali się mądrzejsi od samego Pana Boga. Ale to w sumie na jedno wychodzi.

Od samego początku istnienia ludzkości ludzie kombinują jak mogą najlepiej. Od początku mają problem z podporządkowaniem się autorytetom. To jest część naszej natury. Otrzymaliśmy od Boga rozum i otrzymaliśmy wolną wolę. Zatem myślimy i dokonujemy wyborów. A żeby wybór mógł być naprawdę wolny, to musi także istnieć możliwość złego wyboru.

Nie każdy zły wybór ma jakieś szczególne konsekwencje. Ja, gdy wybiorę złą drogę, utknę w korku, wpakuję się w nieprzejezdną drogę, albo nadłożę kilkadziesiąt kilometrów. Zawsze jeździłem z Północnej Karoliny do stanu Waszyngton przez Saint Louis i Kansas City, bo na mapie wygląda to jak najkrótsza droga. Ale gdy kupiłem pierwszy GPS, okazało się, że to przez Chicago i Północną Dakotę jest najbliżej i przez lata nadkładałem trochę drogi. Na szczęście to nie ma praktycznie żadnego znaczenia.

Jednak jeżeli chodzi o łamanie praw boskich, to skutki naszej pychy i naszej samowoli mogą być tragiczne. Grzech Adama takie skutki przyniósł. Wszyscy, każdy z nas, płaci za jego grzech. Ale nie miejmy wielkich pretensji do naszego prapra- pradziadka. Każdy z nas popełnia taki sam grzech i to niemal każdego dnia.

Wszyscy chcemy umieć odróżniać „co jest dobrem, a co złem”. Wszyscy chcemy żyć w zgodzie ze swoim sumieniem. A skoro mamy rozum, mamy intelekt, to sami chcemy dojść do tej prawdy. Jest nam bardzo trudno poddać się nauczaniu Kościoła, zwłaszcza, gdy widzimy, że nauczyciele nie zawsze żyją tak, jak powinni, że nie zawsze są tak mądrzy, jak my (przynajmniej w naszej ocenie) i nie wiemy czemu to niby im mamy się podporządkować, skoro, według naszego przekonania, to nasza ocena jest bliższa prawdy.

Niby wszyscy wierzący chcemy wypełniać wolę Boga, ale nie wszyscy wiemy, jaka ta wola jest. Wydaje nam się często, że sami ją odkryjemy.

Historia Kościoła to historia schizm i herezji. Od gnostyków w samych początkach chrześcijaństwa, poprzez arian, którzy, szczególnie we wschodnim Kościele byli tak mocni, że wydawało się, że jest nieuniknione ich zwycięstwo, dalej przez manicheizm, nestorianizm, kataryzm i całą masę innych -izmów. I wszyscy oni myśleli, byli pewni, że posiadają prawdziwą wiedzę, której nie mają inni. Że to właśnie oni posiadają prawdę.

Bóg doskonale wie, że taka jest ludzka natura. W końcu to On jest naszym „konstruktorem -wynalazcą”. Dlatego, gdy się nam objawił, gdy nam o sobie opowiedział i gdy powrócił do domu Ojca, nie zostawił nas sierotami. Nie zostawił nam także Mądrej Księgi, gdzie wszystko byłoby napisane i gdzie każdy mógłby sam sobie znaleźć na wszelkie wątpliwości odpowiedzi. Jezus zostawił nam Kościół.

Bóg nie zostawił nam Mądrej Księgi, ale Kościół ją, pod natchnieniem Ducha Świętego, napisał. I choć nie jest to jakieś pełne kompendium depozytu wiary, to każde słowo tam zamieszczone jest Słowem Bożym. To przede wszystkim On, Duch Święty, jest autorem Biblii. Warto zatem przypatrzeć się co autorzy, pod Jego natchnieniem, napisali:

„Kto was słucha, Mnie słucha, a kto wami gardzi, Mną gardzi; lecz kto Mną gardzi, gardzi Tym, który Mnie posłał.” (Łk 10,16)

„Otóż i Ja tobie powiadam: Ty jesteś Piotr [czyli Skała], i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą.” (Mt 16,18)

Kościół jest skałą i jest kotwicą. Nie możemy zabłądzić, trzymając się Kościoła. Czy to znaczy, że Kościół zawsze, w każdej chwili podejmuje najlepsze decyzje? Na pewno nie. Czy nie nigdy nie podąża do celu okrężną drogą? Oczywiście, że tak się zdarza. Czasem Kościół prowadzi nas trochę krętymi drogami. Kościół to także ludzie, a czasy, gdy Mojżesz i prorokowi twarzą w twarz rozmawiali z Bogiem już przeszły do historii. Jednak jaka jest alternatywa? Lepiej dojść do celu trochę błądząc, niż prostą drogą zawędrować na manowce.

Bóg przede wszystkim wymaga od nas wierności. Nie zaimponujemy Mu naszą wiedzą, mądrością, błyskotliwym tekstem, czy komentarzem na „Frondzie”. Nie chce, byśmy byli poprawiaczami świata. Chce, byśmy poprawiali samych siebie. Nawet w czasach przed przyjściem Jezusa, gdy jeszcze ludzkość nie miała objawionej pełnej prawdy i gdy przywódcy narodu Izraelskiego nie mieli obietnicy takiej, jaką otrzymał Piotr w Cezarei Filipowej, Izraelici mieli obowiązek słuchać tego, czego nauczali ich religijni przywódcy:

„Wówczas przemówił Jezus do tłumów i do swych uczniów tymi słowami: «Na katedrze Mojżesza zasiedli uczeni w Piśmie i faryzeusze. Czyńcie więc i zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich nie naśladujcie. Mówią bowiem, ale sami nie czynią.»” (Mt 23, 1-3)

Jeżeli zatem nawet wtedy skorumpowani hipokryci, jakimi byli faryzeusze, autorytatywnie nauczali, to o ile bardziej teraz autorytatywnie naucza Kościół? „Kto was słucha mnie słucha”. Nauczanie biskupów i papieży to jest nauczanie Jezusa.

Cały depozyt wiary zakończył się ze śmiercią ostatniego apostoła. Niczego nowego nam już Bóg nie wyjawi, bo wyjawił nam całą prawdę o sobie. W Liście do Hebrajczyków czytamy: "Wielokrotnie i na różne sposoby przemawiał niegdyś Bóg do ojców przez proroków, a w tych ostatecznych dniach przemówił do nas przez Syna" (Hbr 1, 1-2). Oczywiście nie wszystko zrozumieliśmy jeszcze, i nigdy do końca tego depozytu wiary nie pojmiemy. Stworzenie nigdy nie ogarnie Nieogarniętego. Teologowie zatem przez wieki jeszcze będą poznawać i odkrywać głębię tego, co nam zostało objawione. Jednak wszystko co odkryją, wszystko, co zrozumieją, musi być zawarte w tym, co znamy z Pisma i Tradycji. Żadne nowe rewelacje, żadne nowe prywatne objawienia nie mogą niczego już dodać. Katechizm Kościoła Katolickiego tak o tym mówi:

66 "Ekonomia chrześcijańska, jako nowe i ostateczne przymierze, nigdy nie ustanie i nie należy się już spodziewać żadnego nowego objawienia publicznego przed chwalebnym ukazaniem się Pana naszego, Jezusa Chrystusa". Chociaż jednak Objawienie zostało już zakończone, to nie jest jeszcze całkowicie wyjaśnione; zadaniem wiary chrześcijańskiej w ciągu wieków będzie stopniowe wnikanie w jego znaczenie.

67 W historii zdarzały się tak zwane objawienia prywatne; niektóre z nich zostały uznane przez autorytet Kościoła. Nie należą one jednak do depozytu wiary. Ich rolą nie jest "ulepszanie" czy "uzupełnianie" ostatecznego Objawienia Chrystusa, lecz pomoc w pełniejszym przeżywaniu go w jakiejś epoce historycznej. Zmysł wiary wiernych, kierowany przez Urząd Nauczycielski Kościoła, umie rozróżniać i przyjmować to, co w tych objawieniach stanowi autentyczne wezwanie Chrystusa lub świętych skierowane do Kościoła.
Wiara chrześcijańska nie może przyjąć "objawień" zmierzających do przekroczenia czy poprawienia Objawienia, którego Chrystus jest wypełnieniem. Chodzi w tym wypadku o pewne religie niechrześcijańskie, a także o pewne ostatnio powstałe sekty, które opierają się na takich "objawieniach".

Spójrzmy na przykład świętej Faustyny. W Kościele było już Święto Miłosierdzia. Jednak było to święto mało widoczne, a najwyraźniej Bóg zadecydował, że na dzisiejsze czasy potrzeba nam większą rolę zwracać na ten atrybut Jego natury. Zatem przekazał, poprzez skromną, cichą zakonnicę, swoje życzenia i pokierował tak Kościołem, by skromny robotnik zakładów Solvaya, studiujący w okupowanym Krakowie na tajnym seminarium, a po pracy odwiedzający sanktuarium w Łagiewnikach, został następcą świętego Piotra i zatwierdził zmiany kalendarza liturgicznego według życzeń Pana Jezusa. Nic nowego w swej istocie, choć w naszym subiektywnym odbiorze różnica jest kolosalna.

Ale to Kościół zatwierdził zmiany. I tak zawsze powinno być. Mamy wiele „prywatnych objawień”, które nie koniecznie pochodzą od Boga. Mogą pochodzić od złego, mogą być zwykłymi zaburzeniami psychicznymi, mogą także być zwykłym fałszerstwem. A często są kombinacją wszystkich tych czynników. Jeżeli jednak pochodzą od Boga – to nie musimy się martwić. Na pewno osiągną cel.


Kościół jest atakowany z lewej i z prawej. Wszędzie są mądrzejsi od papieża. Nic się nie zmieniło przez wieki. Liturgiści, protestanci, propagatorzy prywatnych rewelacji, sekciarze, schizmatycy, wyznawcy New Age i religii wschodnich, którzy chcą nam te idee wszczepić do Kościoła. Mamy tu naprawdę wszystko. I większość z tych ludzi jest przekonana, że to oni posiedli pełnię prawdy. Oni i tylko oni, a reszta błądzi.

Jest taki stary dowcip, który na dodatek powtarzałem już parokrotnie. Zatem przepraszam tych, którzy go już słyszeli, ale powtórzę mimo wszystko:

„Pewną ulicą pod prąd jedzie samochód i kierowca słucha w radiu komunikatu: «Ulicą jednokierunkową pod prąd jedzie jeden samochód…» Na to kierowca: «Jak to „jeden”? Tysiące, tysiące… »

Jest parę osób, którym się nie podoba liturgia, parę, którym się nie podoba Sobór Watykański i Jan Paweł Wielki i taki, czy inny biskup. Jest parę osób, którym się nie podoba, że mamy tylko Święto Chrystusa Króla w liturgicznym kalendarzu i kult Serca Jezusowego, ale Tusk nie proklamował, że Jezus jest Królem Rzeczypospolitej. Niewielu ich, ale są bardzo głośni. Jadą pod prąd, uważając, że to tylko ich kierunek jest jedynie słuszny. Na dodatek każdy z nich jedzie w innym kierunku.

Tymczasem można po prostu zaufać Kościołowi. Tym bardziej, że to nie zabrania nikomu posiadania własnych poglądów. Na tym właśnie polega człowieczeństwo. Ale jeżeli ja, twierdząc, że Msza Trydencka jest piękna i równocześnie twierdząc, że NOM jest jeszcze piękniejszy staję się największym wrogiem „tradycjonalistów”, to jest tu coś nie tak. Jeżeli ja twierdzę, że Intronizacja musi najpierw odbyć się w sercu każdego z nas, zanim w ogóle można mówić o Intronizacji całej Polski, a to prowokuje innych do rozpoczęcia krucjaty przeciwko mnie, to mamy pewien problem. Jeżeli ludzie wywyższają się ponad naukę Kościoła, ponad nauczanie Jezusa z Ewangelii, to mamy przykład pychy, a nie działania na rzecz Królestwa Bożego.

Słuchałem wczoraj audycji Pawła Wdówika w Radiu Józef. Wywiad z dwoma Polakami mieszkającymi we Włoszech. Pewną siostrą zakonną, doktorem Teologii Liturgii, i kapłanem pracującym w tamtym kraju. Warto posłuchać tej audycji, jest jeszcze w archiwach, a ja, dodatkowo, pozwoliłem sobie ją ściągnąć i umieścić na „OdSiebie”. Obraz włoskiego Kościoła, jaki przedstawiają oni w swych wypowiedziach, jest wręcz tragiczny. Pewnie podobnie sprawy się mają w innych europejskich krajach. Na szczęście w Polsce i w Stanach także, sytuacja jest zdecydowanie lepsza, ale tam kryzys osiągną niesamowitą głębię. Ale jakie jest wyjście z tej trudnej sytuacji?

Ani reforma liturgii, ani prywatne objawienia, zapewniam Was, nic tam nie zmienią. Wyjście jest tylko jedno. Nawrócenie. Nawrócenie każdego z nas. Powrót do nauczania Pana Jezusa. Powrót do Ewangelii. Nawrócenie świata musi się zacząć w moim sercu. Także w Twoim. Bo tak naprawdę tylko tyle (albo aż tyle) możemy zrobić. Świętość jest zaraźliwa i potoczy się jak lawina i jak świńska grypa ogarnie wkrótce cały świat.

Ja nie mam problemu z argumentami lefebrystów, liturgistów i zwolenników Intronizacji. Ja mam problem z ich wojującą naturą. Z ich gotowością do rozpoczynania krucjaty, wysyłania każdego, kto inaczej myśli do piekła i do twierdzenia, że Kościół się myli, zbłądził i został opanowany przez masonów. Ja po prostu naiwnie, jak dziecko, wierzę słowom Pana Jezusa. Widzę, jak bardzo się troszczy o liturgię Benedykt XVI, równocześnie będący pełen miłości. Widzę, jak w Kościele zawsze zwyciężała prawda. Widzę, jak nie takie problemy i trudności były pokonywane. Widzę także, że wszystkie te prywatne objawienia, jakie były zgodne z depozytem wiary i korzystne dla Kościoła, były zatwierdzone. Zatem, bracia, nie obawiajcie się. Duch Święty nie zaspał sobie i Kościół zrobi wszystko, co powinien, we właściwym czasie.

A my, chcąc naprawdę pomóc, schowajmy miecz do pochwy i zacznijmy życie modlitw i postów. Za nas samych, za nasze rodziny i naszych bliźnich, za kapłanów, biskupów i papieża i za Kościół. Albo to samo, lecz w odwrotnej kolejności. W Stanach seminaria zapełniają się ponownie. Młodzi księża są jak powiew świeżego powietrza, w porównaniu do tych, którzy kończyli seminaria 20-30 lat temu. Także nowi, młodzi biskupi dają wielką nadzieję na piękną przyszłość Kościoła. Dlatego myślę, że gdybyśmy połowę tego czasu, jaki poświęcamy na pisanie poświęcili na rozmowę z Bogiem, na modlitwę, gdybyśmy połowę tego czasu jaki spędzamy na krytykę naszych biskupów, papieża, liturgii, czy naszych adwersarzy poświęcili na modlitwę za nich, już dawno odmienilibyśmy świat.

No comments:

Post a Comment