Sunday, March 13, 2005

Jak być szczęśliwym, czyli chrześcijaństwo radykalne.


Dzisiaj byłem na mszy w polskiej parafii w Masbeth, NY, w kościele Świętego Krzyża. Akurat zaczynają się w nim rekolekcje i miałem okazję posłuchać ciekawego kazania wygłoszonego przez ojca Adriana Galbasa, SAC.

Człowiek w swoim życiu uczestniczy w tysiącach mszy. Ja pewnie słyszałem już ze dwa tysiące kazań, jak nie więcej, i prawdę mówiąc nie pamiętam ani jednego z nich. To częściowo problem mojej pamięci, a raczej jej braku, ale częściowo także zwykły fakt, że nie jesteśmy w stanie pamiętać wszystkiego, co usłyszeliśmy, zobaczyliśmy czy przeczytaliśmy w swoim życiu. Niemniej jednak nie jest też prawdą, że nic w naszej pamięci nie zostaje.

Z pamięcią człowieka jest trochę tak jak z twardym dyskiem komputera. Ile razy odwiedzimy jakąś stronę, zobaczymy jakieś zdjęcie czy tekst, na dysku zostaje mniej lub bardziej wyraźnie odbity cień. Te wyobrażenia przyspieszają otwieranie się stronek ponownie odwiedzanych i mają też zapewne jakieś inne cele, znane tylko programistom i komputerowym mądralom. Dla mnie to jest niemalże nieznana dziedzina wiedzy. Wiem tylko, że czasem przeglądając jakieś zdjęcia znienacka otworzy się coś, co dawno usunęliśmy z pamięci komputera, albo gdy sprawdzam aktualną mapę pogody, ukazuje mi się obraz z radaru sprzed tygodnia. Wyobrażenia, które myśleliśmy, że odeszły w niebyt, były jednak gdzieś tam obecne w ukrytej formie i ukazały się nam w najmniej przewidywanym momencie.

Podobnie jest z tymi kazaniami. Czasem wydaje nam się, że nic nie pamiętamy, ale często coś nam z nich zostaje. Czasem cała nauka zostawi nam jakieś jedno „cookie”, jeden ślad, który nawet po zapomnieniu całego kazania utkwi nam głęboko w pamięci. Nieraz nie wiemy zupełnie co nam w pamięci utkwi, ale czasem pamiętamy coś, co świadomie chcielibyśmy zatrzymać na całe życie. Dzisiaj właśnie taką rzeczą, którą chciałbym zapamiętać było przypomnienie słów papieża Pawła VI przez ojca Adriana Galbasa. Nie pamiętam samego cytatu, ale postaram się odtworzyć sens wypowiedzi. Paweł VI powiedział, że chrześcijaństwo jest łatwe i daje nam szczęście i spokój, gdy je przyjmiemy i przeżywamy całkowicie. Natomiast gdy tylko częściowo, połowicznie jesteśmy chrześcijanami, to jest to droga bardzo trudna, wręcz niemożliwa do przejścia.

Ojciec Galbas podał potem ciekawy przykład, pozwalający nam to lepiej zrozumieć. Pewien ubogi chłop będąc w pałascu zobaczył wspaniałe i smakowicie wyglądające ciasto. Poprosił o przepis i żona upiekła mu dokładnie takie samo. No, prawie dokładnie. Patrząc na listę składników, stwierdziła: „Skąd ja wezmę mąkę pszenną? Zastąpię ją razową. Pięć jajek to przesada, dam dwa. Masła nie mam, dam gęsiego smalcu. Mleko zmieszane z mąką śmiało zastąpi śmietanę”. I tak dalej, i tak dalej. Po upieczeniu ciasta zaprosiła męża, a ten po spróbowaniu go wypluł to, co spróbował mówiąc: „Biedni ci bogacze, jak muszą jeść takie świństwo”.

Nasza wiara jest bardzo często właśnie taka, jak to ciasto. Przyglądając się chrześcijaństwu z zewnątrz, patrząc na życie świętych, Ojca Pio, matki Teresy, siostry Faustyny, Maksymiliana Kolbe, czy Papieża widzimy, że byli i są szczęśliwi. To nas pociąga i chcemy tego spróbować. Ale gdy trzeba się okazać radykałem, gdy trzeba podjąć trudne decyzje, cofamy się w pół drogi. Wychodzi nam ciasto, którego się nie da przełknąć.

A przecież oddanie się całkowite Bogu naprawdę da nam szczęście. Nie bogactwo materialne, nie mówię o tym. Szczęście wewnętrzne, spokój i radość. Myśląc o Darku przez ostatnie dni zastanawiam się jak to możliwe, żeby będąc przykutym do łóżka przez prawie dziesięć lat zachować taki spokój duszy i czuć się szczęśliwym. I teraz wiem, to właśnie jest odpowiedź. Darek nie zatrzymał się w pół drogi, ale do końca oddał się Bogu i przyjął wszystko, co Pan mu zaofiarował.

Że nie jest to łatwe? Na pewno. Wiem sam po sobie, bo ja jeszcze tego nie osiągnąłem. Moje ciasto ma jeszcze sporo fałszywych półproduktów. Ale już wiem na pewno, że gdy ten etap mego nawrócenia osiągnę, będę szczęśliwszy. Może biedniejszy materialnie, może pewne zmiany w codziennym życiu będą musiały nastąpić i może zajmie mi to jeszcze trochę czasu. Ale musi to prędzej, czy później nastąpić.

Ojciec Galbas powiedział jeszcze jedną rzecz. Zawsze, jak mamy zrobić coś dobrego, Bóg nam mówi: Zrób to teraz. Szatan natomiast namawia: Zdążysz po filmie, jutro, za miesiąc, za dwa lata. To nie jest dobry znak dla mnie. To oddalanie radykalizmu dla Boga w moim życiu nie pochodzi od Niego. Wiem o tym. Ale wiem, że czasem jest nam ciężko te najlepsze decyzje podjąć. I tylko z Jego pomocą możemy to osiągnąć. Flp 4,13:
„Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia”. Ale Bóg nie zrobi tego za nas. Zrobi to z nami, da nam łaskę, gdy Go poprosimy, ale nigdy nam nie odbierze wolnej woli.

Jeden z moich ulubionych bohaterów biblijnych, Jonasz, jest tego doskonałym przykładem. Jako Izraelita kochający swą ojczyznę, nie miał najmniejszej ochoty udawać się do Niniwy i uczyć o potrzebie nawrócenia. Jako prorok zapewne wiedział, że Niniwa będzie instrumentem w rękach Boga użytym do ukarania Izraela. To tak, jakby prorok-Polak miał jechać do nazistowskich Niemiec w 1938. roku i uczyć, że jak się nie nawrócą, Bóg ich zniszczy w sześć miesięcy. Nic dziwnego, że Jonasz natychmiast ruszył w drogę, ale dokładnie w przeciwnym kierunku.

Ale jak wiemy z tej historii, nie można uciec przed Bogiem. Jego plan jest zawsze najlepszy. Wszyscy chyba znają historię Jonasza, to jedna z bardziej znanych opowieści w Starym Testamencie. Wielka ryba wyrzuciła go na brzeg Niniwy i nauczał on, a Niniwianie się nawrócili. Ale zmierzam tu do tego, żeby pokazać, że nawet w takiej sytuacji ostateczna decyzja należała do Jonasza. W końcu to on, dobrowolnie, po tym jak wylądował na brzegu, zabrał się do nauczania. Tego za nas Bóg nie zrobi. Może nam zesłać rybę, która nas przeniesie do brzegów Niniwy, ale to my musimy podjąć decyzję, że zaczniemy spełniać Jego wolę.

Dzisiejsza ewangelia była o przywróceniu do życia Łazarza. Ja już pisałem o tym kiedyś, w felietonie zatytułowanym Jezus zapłakał. Tamten felieton był o Łazarzu z Ewangelii Łukasza, żebraku żyjącym pod bramą bogacza, ale obie te historie mają chyba coś ze sobą wspólnego. Zapraszam do przeczytania tych, którzy nie widzieli tego tekstu.

A na zakończenie anegdotka o arcybiskupie Fultonie Sheenie, którą już kiedyś chyba opowiadałem, ale skoro jest o Jonaszu, powtórzę ją tutaj. Jakaś pani zapytała go: Chyba pan nie wierzy we wszystkie te historie w Biblii? -Oczywiście, że wierzę, odpowiedział. –A ta historia z Jonaszem? Jak to możliwe, że przeżył taką przygodę? –Nie wiem. Ale jak go spotkam w niebie, zapytam. –O tak? A co będzie jak go tam pan nie zastanie? –To wtedy pani go zapyta, odpowiedział arcybiskup Sheen.

2 comments:

  1. Anonymous10:09 PM

    Piotrze, o Terry mówili wczoraj dziś mówiąc o polskim czasie w Twleekspresie ... Przykre... Napisz coś co mówi się na ten te

    ReplyDelete
  2. Wiele się dzieje w tej sprawie, ale nie ma na razie żadnych pozytywnych rozwiązań. Do tego jej tata powiedział w weekend, że wydaje mu się, że Terri trochę słabiej reaguje na wizyty jego i jej mamy i on się obawia, że mąż może dawać jej jakieś leki, osłabiające jej zdrowie.
    Na Florydzie nie ustają protesty. W kongresie w Waszyngtonie i w kongresie stanowym Florydy są już projekty ustaw dotyczące tej sprawy. Pewne młode osoby zapowiedziały, że zaczną strajk głodowy, gdy Terri zostanie pozbawiona jedzenia. Jakiś biznesmen z Kalifornii złożył milion dolarów w banku na nazwisko męża Terri, które to pieniądze może on odebrać jak tylko zrzeknie się praw do niej i odda ją rodzicom. Agencja rządowa na Florydzie zajmująca się sprawami znęcania się nad członkami rodziny wystąpiła do sądu o odroczenie decyzji odłączenia pożywienia od Terri na 60 dni, aby mogli zbadać, czy jej mąż nie dopuścił się jakiegoś przestępstwa. Pewien kandydat do nagrody Nobla ogłosił, że wg niego Terri po rehabilitacji mogłaby sama jeść i być może nawet mówić.
    Tak więc wiele się dzieje w tej sprawie, ale jak na razie o wszystkim decyduje ten sam sędzia i mąż Terri. Dopóki to się nie zmieni, to nie ma szans na jej uratowanie. Ale nikt jeszcze nie traci nadziei. Ja wrócę do tego tematu na pewno.

    ReplyDelete