Monday, March 21, 2005
Nowa wersja „Pasji” Gibsona, sprawa Terri Schiavo, orędzie Maryi i Wielkanoc w Polsce.
Właśnie wróciłem z kina, z projekcji okrojonej wersji „Pasji” Gibsona. Sam film, którego nie widziałem od roku, robi chyba nie mniejsze wrażenie, niż przy pierwszym oglądaniu. Także i dzisiaj miałem czasem wilgotne oczy. Za każdym razem, gdy oglądam ten film, odkrywam niezauważone wcześniej znaczenia i symbole. A sama edycja filmu nie przeszkodziła w niczym. Jest trochę łatwiejszy w odbiorze, dzięki temu, że najdrastyczniejsze sceny są usunięte, ale nie jest to w żadnym wypadku film „lukrowany”. Ludzie nadal wychodzą milcząco, rozmodleni wewnętrznie.
Ja osobiście chyba wolę oryginalną wersję, ale rozumiem motywację reżysera, który chciał pomóc tym, którzy bali się tych najbardziej drastycznych momentów. Z tego, co zauważyłem, najwięcej złagodzono sceny biczowania. Nie ma na przykład momentu, gdy zakrzywione końce bicza wyrywają kawałki ciała Jezusa. Ze sceny Ukrzyżowania usunięto zbliżenie na gwóźdź przebijający dłoń Pana, scenę odwrócenia Krzyża, aby zagiąć końce gwoździ i zbliżenie na moment, gdy kruk wydziobał oko ukrzyżowanego łotra.
Za kilkanaście godzin odlatuję do Krakowa, żeby z rodzicami i siostrą spędzić ten cudowny, najświętszy czas roku. Rodzina co prawda też zostaje tutaj, bo lecę sam, bez żony i dzieci, ale taki już los emigranta. Zawsze ktoś bliski zostaje i niemalże niemożliwe jest zgromadzenie całej rodziny w jednym miejscu i jednym czasie.
Przed odlotem chciałem napisać o kilku sprawach, bo przez dziesięć dni pewnie nie będę miał okazji do zajmowania się tą stroną. Oczywiście nie z tego powodu, że lecę, w końcu w Polsce tak samo łatwo można mieć dostęp do Internetu, jak tutaj, ale dlatego, że najbliższe dni chciałbym poświęcić modlitwie i spotkaniom z najbliższymi, a nie spędzać ich z nosem w komputerze.
Przede wszystkim sprawa Terri Schiavo. W ostatni piątek jej mąż odniósł zwycięstwo nad rodzicami i doprowadził, z pomocą powtórnego nakazu sędziego Greer’a, do odłączenia rurki doprowadzającej do organizmu Terri żywność i napoje. W chwili, w której to piszę, Terri głoduje od blisko 60 godzin. Rodzice nie zostali wpuszczeni do jej pokoju i nikt nie wie, co się tam dzieje i w jakim jest ona stanie. Kongres Stanów Zjednoczonych wydał nakaz przesłuchania Terri i jej męża przed rozjechaniem się na przerwę świąteczną, licząc na to, że wystarczy to na powstrzymanie sędziego i męża Terri, ale ich przewidywania okazały się płonne.
Coraz więcej szczegółów wskazuje na to, że nie jest to walka o jedną chorą kobietę. To jest walka o to, kto ma decydować o życiu i śmierci osób uznanych przez innych za mniej wartościowych. To walka podobna do tej, jaka miała miejsce w nazistowskich Niemczech w latach dwudziestych i trzydziestych. I tak, jak wtedy milcząca większość „dobrych ludzi” nic nie zrobiła, aż było za późno, tak teraz odnoszę czasem wrażenie, że milcząca większość Amerykanów, niedoinformowana, lub celowo zdezinformowana przez media niewiele robi aby zapobiec tej toczącej się na naszych oczach tragedii.
Na szczęście chrześcijanie, katolicy i ewangelicy, fundamentaliści, baptyści i wielu innych zmobilizowali się na tyle, że byli w stanie dokonać rzeczy niemożliwej. A raczej niemalże niemożliwej, bo dzięki temu, że wszyscy politycy wiedzą, czyje głosy miały decydujące znaczenie w ostatnich wyborach, to teraz gdy parę milionów chrześcijan dzwoni do biur kongresu, wysyła e-maile i pisze listy, blokując wszelkie połączenia, to politycy słuchają uważnie ich głosów.
Senatorowie jak wysiedli w swych rodzinnych stronach z samolotów, którymi udali się już na wakacje, gotowi do zasłużonego odpoczynku, tak wsiedli zaraz powrotem, powrócili do Waszyngtonu i dzisiaj, tzn. w niedzielę na nadzwyczajnej sesji uchwalili jednogłośnie, że sprawą powinien się zająć sąd federalny, odbierając de facto sędziemu Greer prawo do decydowania o życiu i śmierci Terri.
Problemem jest tym razem izba niższa kongresu. Przedstawiciele Florydy, rzecz jasna demokraci, zapowiedzieli, że nie odbędzie się bez debaty, a następnie bez oficjalnego głosowania, z liczeniem nie tylko głosów, ale i kongresmanów. Nie wiadomo, ilu z nich powróci i jak tam się potoczy głosowanie. Prezydent Bush zapowiedział, że jeżeli coś kongresmani przeforsują, on czeka o każdej porze dnia i nocy i natychmiast to podpisze. Także sąd federalny w Atlancie jest gotowy na natychmiastowe rozpatrzenie sprawy, nawet o 4 rano w nocy z niedzieli na poniedziałek.
Sprawa nie jest jeszcze zakończona i Bóg jeden wie, jak się zakończy. Ale ja znowu jestem dumny z tego, że jestem Amerykaninem. To jest właśnie taka Ameryka, o jakiej marzyłem jako dziecko, jaką widziałem w tych naiwnych może westernach z lat 60-tych i której podobno już nie ma. Tymczasem widać teraz, podczas tej walki, że mimo, że nie brakuje tu ludzi złych, to też wielu wpływowych polityków robi wiele dla uratowania jednej chorej, biednej kobiety, skazanej decyzją lokalnego sędziego na powolne umieranie.
Sprawa ta też pokazuje zalety i wady systemów demokratycznych. Nie ma idealnych rozwiązań i demokracja bez moralnych wartości, bez moralnego kręgosłupa jest chyba najgorszym z ustrojów. Nie zapominajmy, że Hitler też doszedł do władzy w demokratycznych wyborach. Ale jak na razie w USA ten balans ciągle jest prawidłowy i my, osoby wierzące, nadal możemy liczyć na swych przedstawicieli. Czasem nawet po ustawowych godzinach pracy. Ważne tylko, żeby nasz głos był na tyle głośny, żeby został wyraźnie usłyszany. A może w wyniku tej sprawy kongres uchwali też jakieś granice samowoli sądów, bo te dawno już przestały interpretować prawo (co powinno być ich jedynym zadaniem), a zajmują się coraz częściej tego prawa tworzeniem.
Nie wiem, czy zdążę jeszcze napisać przed odlotem, jak ta sprawa się zakończyła. Pewnie jutro coś jeszcze uaktualnię, ale zapraszam już na stronę rodziny Terri, www.terrisfight.org dla uzyskania najnowszych wiadomości.
Za kilka dni piątek, 25. marca. Dzień niezwykły. Nie tylko Wielki Piątek, dzień Męki Pańskiej, ale także uroczystość Zwiastowania Najświętszej Marii Pannie. Oczywiście Kościół, gdy tak się nałożą dni kalendarza liturgicznego, obchodzi uroczyście tylko jedno święto. Nie wiem, czy Zwiastowanie będzie przeniesione na termin po Wielkanocy, czy też nie będziemy go w tym roku świętować, ale prywatnie warto sobie ten fakt w Wielki Piątek przypomnieć.
Powód, dla którego jest możliwe takie nałożenie się dat jest prosty. Okres Wielkanocny jest świętem ruchomym i jest zdeterminowany terminami astronomicznymi. Konkretnie Niedziela Wielkanocna jest zawsze pierwszą niedzielą po pierwszej pełni księżyca, która następuje po 21. marca. W wyniku takiej kalkulacji, Wielkanoc najwcześniej może być 22. marca, najpóźniej 25. kwietnia. W tym roku pełnia księżyca będzie właśnie w piątek, 25. marca (pamiętacie pierwszą scenę z Pasji Gibsona? Modlitwę Jezusa w Ogrodzie Oliwnym i piękny księżyc w pełni?), więc Wielkanoc wypadnie w pierwszą niedzielę po tym dniu.
Termin Zwiastowania wynika z innego faktu. Mianowicie z tego, że skoro Kościół przyjął symbolicznie dzień 25. grudnia za dzień Bożego Narodzenia, to z samej znajomości biologii wiemy, że Niepokalane Poczęcie nastąpiło 9 miesięcy wcześniej, czyli 25. marca.
Wielki Piątek to także pierwszy dzień przepięknej nowenny danej nam przez Świętą Faustynę. A raczej przez samego Pana Jezusa za jej pośrednictwem. Sama modlitwa zajmuje nie więcej, niż parę minut dziennie. Oczywiście zawsze można się pomodlić więcej, tradycyjnie już wiele osób odmawia Koronkę do Miłosierdzia Bożego wraz z Nowenną. Ale myślę, że lepiej przynajmniej odmówić same słowa Nowenny, powiedzmy z modlitwą Ojcze nasz, Zdrowaś Mario i Chwała Bogu, niż nie odmawiać jej wcale z braku czasu. Taka uproszczona forma Nowenny to naprawdę najwyżej pięć minut dziennie, a odmawiając ją możemy uratować wiele dusz. Ważne, żeby odmawiać ją sercem, forma jest mniej ważna. Na mojej stronie są słowa tej Nowenny, wystarczy kliknąć TUTAJ.
25. dzień każdego miesiąca, to także dzień orędzi Matki Bożej z Medjugorie. Ja oczywiście zamieszczę Jej słowa, ale dopiero po powrocie z Polski. Gdyby ktoś chciał je przeczytać wcześniej, może odwiedzić stronę www.medjugorje.hr. Zazwyczaj już koło siódmej-ósmej wieczorem jest polskie tłumaczenie najnowszego orędzia Maryi.
Tymczasem 18. marca Mirjana Dragićević-Soldo miała swoje coroczne spotkanie z Maryją. Ci wizjonerzy, którzy otrzymali już 10 tajemnic od Maryi nie widzą jej każdego dnia, lecz raz w roku. Mijana właśnie w dniu 18. marca rozmawia z Maryją. W tym roku otrzymała od Niej następujące orędzie:
"Drogie dzieci! Przychodzę do was jako matka, która kocha swoje dzieci ponad wszystko. Dzieci moje, również was pragnę nauczyć kochać. Modlę się o to. Modlę się, byście w każdym bliźnim rozpoznali mojego Syna. Droga do mego Syna, który jest prawdziwym pokojem i miłością, prowadzi poprzez miłość do bliźnich. Dzieci moje, módlcie się i pośćcie, by wasze serce było otwarte na tę moją intencję.”
To chyba tyle „spraw organizacyjnych”. Ja już się czuję „pielgrzymkowo”. Co prawda jeszcze 24 godziny temu byłem na Florydzie, ale nawet tam wszechobecne palmy przypominają okres Wielkanocny. A dzisiaj mieliśmy w naszej parafii polską mszę, bardzo uroczystą, a wieczorem, jak mówiłem, byłem na „Pasji” Gibsona, które to dzieło jest raczej ikoną, modlitwą, niż po prostu filmem. Za dobę, jak Bóg da, będę już nad oceanem, zmierzając w tempie 1000 km/godzinę w stronę ukochanego Krakowa, gdzie mam zamiar spędzić okres Wielkiego Tygodnia. I na pewno po powrocie podzielę się z wami swymi wrażeniami.
Na koniec chciałem wszystkim życzyć owocnego spędzenia tych najbliższych dni. Dużo Bożych błogosławieństw, zdrowia i radosnego powitania Jezusa Zmartwychwstałego. Szczęść Boże wszystkim. Do usłyszenia za 10 dni. A gdy w tym tygodniu zobaczycie jakiegoś wąsacza u Dominikanów w kościele Trójcy Świętej w Krakowie, czy na dróżkach w Kalwarii Zebrzydowskiej, pozdrówcie. Może to będzie Hiob z ziemi US, mąż sprawiedliwy, prawy, bogobojny i unikający zła. A przynajmniej mający zamiar, z Bożą pomocą, takim się kiedyś stać. ;-)
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
"w nazistowskich Niemczech w latach dwudziestych i trzydziestych." - ??? Dwudziestych ??? Tak, niewątpliwie z twoją erudycją możesz być dumny, że jesteś Hamerykaninem z westernu
ReplyDeleteMyśl, proszę Cię, bez wycieczek osobistych, bo wywalę Twoje wpisy. Pisząc tak krótkie felietony zawsze się dokonuje pewnych skrótów myślowych. Hitler był czlonkiem partii Narodowo-Socjalistycznej już w 1919 roku, w 1923. przeprowadził nieudany zamach stanu. Polityka tej partii nie zaczęla się w 33., gdy przejęli władzę. Początki jej sięgają lat 20., a nawet wcześniej. To miałem na myśli, pisząc o latach 20 i 30. Masz rację, że użyłem niefortunnego doboru słów, poprawię to w wolnej chwili.
ReplyDelete