Thursday, March 31, 2005

Jeszcze raz o Terri Schiavo.


Witam wszystkich serdecznie po świątecznej przerwie. Przy okazji dziękuję wszystkim za życzenia świąteczne. Wczoraj wróciłem z Krakowa. Powrót był z przygodami, bo samolot Lufthansy miał problemy techniczne i wyleciał dopiero po południu, a nie jak planowano, o 7. rano. Ja i tak nie zdążyłbym na przesiadkę, więc po prostu wróciłem do rodziców i przedłużyłem pobyt o jeden dzień.

Ostatni mój felietonik jest o Terri i jest bardzo optymistyczny. Cóż, okazuje się, że mój optymizm nie był za bardzo uzasadniony. Wydawało mi się, że jak nastąpiła taka mobilizacja i solidarność obu izb amerykańskiego parlamentu i samego prezydenta Busha, to jakieś dobro z tego wyniknie. Niestety jeszcze raz okazało się, że sędziowie prowadzą swoją politykę i zamiast interpretować prawo, tworzą je.

Bóg co prawda z każdego zła jest w stanie wyprowadzić coś dobrego. Trudno mi tu coś prorokować, bo prorokiem nie jestem i moje przepowiednie się z reguły nie chcą spełnić, ale mam nadzieję, że konsekwencją tych wydarzeń związanych ze sprawą Terri Schiavo będzie uchwalenie jakiegoś prawa, mówiącego, że żywienie osób tego wymagających jest obowiązkiem.

W Polsce miałem kilka gorących dyskusji na temat Terri. Osoby dobre, kochające bliźnich, mające dobre serca, starały się mi udowodnić, że decyzja sędziego była słuszna. Argumenty są zawsze te same. Ona ma takie uszkodzenia mózgu, że lepiej dla niej będzie jak umrze, wyrządzamy jej przysługę, mąż ma prawo decydować w takich sytuacjach itd., itp. Te same argumenty i tak samo nielogiczne. Ale też nie bardzo się dziwię tym, co je wygłaszają, bo ludzie naprawdę mają problem z logicznym myśleniem. To co się czuje, jest ważne, a uczucia nie kierują się zdrowym rozsądkiem.

Do tego w polskiej telewizji usłyszałem słowa: „…przebywająca w stanie śpiączki Terri Schiavo przyjęła Komunię Świętą…” itd. Ale w jaki sposób ktoś w stanie śpiączki może to uczynić? Nawet jeżeli formą tej Eucharystii była Krew Pana Jezusa? Terri nigdy nie przebywała w stanie śpiączki. Ani 15 lat temu, ani teraz. Codziennie zasypiała, jak każdy z nas i codziennie się budziła. Przełykała ślinę, wodziła oczami za ludźmi, usiłowała mówić. Nie była „roślinką”. Była i jest po prostu bardzo chorą kobietą.

W samolocie, gdy wracałem wczoraj z Polski, leciała rodzina z trójką dzieci. Trzy dziewczynki, najstarsza miała może cztery latka, najmłodsza kilka miesięcy. Ale ta „środkowa” była ośrodkiem zainteresowania całego samolotu. Roześmiana, rozbawiona, chodziła między siedzeniami, klaskała w ręce, zaglądała w oczy pasażerom. Wygrała nasze serca, ale zajęło jej to trochę czasu.

Dlaczego? Otóż przez pierwsze kilka godzin nie zauważyliśmy jej wcale. Rodzina zajmowała cztery miejsca w środku samolotu, niemowlę na kolanach mamy, a ta córeczka była „schowana” w środku. Rodzice nie chcieli jej eksponować, bo ona była „nienormalna”. Nie znam się na tym, nie jestem lekarzem, ale było wyraźnie widać, że dziewczynka ta ma jakieś zaburzenia rozwojowe, umysłowe i fizyczne. Zniekształcona główka, zdeformowana figura dziecka. Uszkodzenia nie były wielkie, ale wystarczająco widoczne, żeby przy spojrzeniu na nią pomyśleć od razu: „Biedne dziecko”. I biedni rodzice.

Tyle tylko, że dziecko to było szczęśliwe. Gdy wreszcie uciekła mamie, gdy mama zobaczyła, jak życzliwie wszyscy się odnoszą do tej dziewczynki i nie chowała jej już tak zazdrośnie. Patrząc na tą małą łatwo zresztą było zrozumieć, że i rodzice są szczęśliwi. To dziecko to była sama radość. Ale czy nie przyjdzie kiedyś dzień, gdy jakiś chory na głowę sędzia, w ramach swej „agendy” i narzucania innym swoich poglądów i przekonań nakaże, że mają oni swą córeczkę zagłodzić na śmierć?

To nie jest wcale przesada z mojej strony. Z Holandii już uciekają starzy ludzie, bo śmierć w szpitalach i hospicjach wcale tam nie jest dobrowolna. Zresztą i w USA w domach opieki „pomaga się” ludziom starym, chorym, bez rodziny, odmawiając im podawania wody i pożywienia. Gdy więc taka praktyka istniała do teraz, gdy jest nielegalna, to co się stanie w najbliższej przyszłości? Gdy sądy de facto uznały, że wolno ją stosować?

Moja żona pracuje w szpitalu rehabilitacyjnym. W tej chwili przebywa w nim 120 pacjentów. Celem ich pobytu jest właśnie rehabilitacja. Przywrócenie ich organizmom różnych funkcji, takich jak zdolność mówienia, czy posługiwania się rękami, po różnego rodzaju wypadkach. Są tam pacjenci po atakach serca, po wylewach, wypadkach samochodowych, czy pobiciach. Osiemdziesięciu z nich, a więc dwie trzecie, jest karmionych tak, jak była karmiona Terri.

Oczywiście większość z nich uzyska jakąś poprawę zdrowia. U większości ta rehabilitacja da jakieś efekty. Nie zawsze wiadomo jakie, ale nie jest to chyba istotne. Każda poprawa jest oczekiwana i potrzebna, rodziny czekają na cokolwiek, co podniosłoby poszkodowanym jakość życia. Ale przecież i w przypadku Terri można było wiele osiągnąć. Jak już chyba pisałem wcześniej, doktor William Hammesfahr, autorytet w dziedzinie rehabilitacji, mający na tym polu wiele sukcesów, po zbadaniu Terri powiedział, że gdyby jej nie zaniedbano od samego początku, możnaby uzyskać nawet takie wyniki, jak przywrócenie jej zdolności mowy i logicznego komunikowania się.

Oczywiście na każdego eksperta mówiącego jedno, znajdzie się dwóch mówiących coś zupełnie odwrotnego. Taka już jest rola ekspertów. Ale jeżeli mamy choć cień wątpliwości, to czy wolno nam wybrać takie rozwiązanie, jakie wybrano w sprawie Terri? Czy, gdy mamy cień wątpliwości w sprawie mordercy, możemy skazać go na śmierć? Na wszelki wypadek? I dlaczego jest nielegalne w Stanach Zjednoczonych zagłodzenie skazanych prawomocnym wyrokiem sądowym, gdyż nielegalne jest stosowanie kar okrutnych, a sądy zadecydowały, że można zagłodzić biedną Terri?

Prawdę mówiąc gdybym ja swojemu własnemu psu zrobił to, co mąż i „lekarze” za zgodą sądów czynią Terri Schiavo, poszedłbym siedzieć. Ale to mnie nie dziwi, bo zwierzęta mają od dawna nie tylko lepszą opiekę prawną ale też większą sympatię sądów i opinii publicznej. Wystarczy wspomnieć prawo zabraniające rozbijania jajek żółwi i ptaków będących pod ochroną i porównać to prawo do legalizacji aborcji. Ale ludzie nie są pod ochroną w Stanach. Zwłaszcza ludzie chorzy i wierzący w Boga.

Poprzednich felietonach pisałem, że jestem dumny z parlamentu amerykańskiego, z prezydenta Busha, z tego, że jestem Amerykaninem. Dzisiaj już taki dumny nie jestem. Powiedziałbym nawet, że mam całkiem czerwoną twarz. Ze wstydu. Trudno nie porównać sprawy Terri z praktyką nazistów, głodzących więźniów jako karę za ucieczkę współtowarzysza niedoli. Moralny upadek pewnych ludzi sięga dna. I mimo, że ciągle są miliony walczące z tą „cywilizacją śmierci”, to jednak w sprawie Terri odnieśliśmy klęskę.

Nie jest to koniec tej sprawy. Ciągle proszę o modlitwę w sprawie Terri. To już 14. dzień bez wody i pożywienia. Wydaje się, że wszystkie środki, jakimi rodzice i rodzeństwo dysponowali, zostały wykorzystane. Nikt nie może żyć wiele dłużej bez wody i muszą nastąpić nieodwracalne zmiany w niektórych organach, jak nerki. Módlmy się więc o nią i za nią, ale módlmy się też o to, żeby o naszym życiu decydował Bóg Wszechmogący, a nie sądy i politycy. Nie oni nam życie dali, niech nie oni nam je odbierają. Ich jedynym zadaniem ma być ochrona naszego życia, a nie jego odbieranie. I nawet jak nauka Kościoła dopuszcza odebranie komuś życia, uznając prawo władz cywilnych do karania śmiercią ciężkich przestępców, to wynika to właśnie z tego samego powodu: Obowiązku władz do ochrony życia swych obywateli. Terri nie zagraża nikomu i nie została skazana za żadne przestępstwo. Nigdy więc ja nie zrozumiem, dlaczego mąż, z przyzwoleniem sądu, miał prawo zagłodzić ją na śmierć. Nawet nie jak psa, bo zagłodzenie psa na śmierć byłoby „niehumanitarne”. Tylko, że nagle słowo „humanitarny” straciło cały swój sens.

PS. Klikając na tytuł tego felietonu można wejść na forum, gdzie sprawa Terri jest dyskutowana. Zapraszam.


Z ostatniej chwili.
Terri Schindler-Schiavo zmarła dzisiaj, 31. marca 2005, w wieku 41 lat, po dwu tygodniach głodówki, z wycieńczenia spowodowanego brakiem pożywienia i wody. Przegrała swą walkę. Niech odpoczywa w pokoju.

No comments:

Post a Comment