Wednesday, April 29, 2009

"Jak wygrać Wojnę Cywilizacji."

(Poniższy tekst jest tłumaczeniem wykładu, jaki przed dziesięciu laty wygłosił Peter Kreeft w Kalvin College, szkole, którą sam ukończył w 1959 roku, jeszcze zanim został katolikiem. Peter Kreeft jest filozofem i teologiem, wykładowcą na "ledwo" katolickiej uczelni Boston College, ale jego na pewno nie można nazwać "ledwo" katolikiem. Jest nim w stu procentach. Jest to początek wykładu, który jest wciąż bardzo aktualny. Pewne fakty co prawda się zmieniły i Amerykanie już nie są takimi ekonomicznymi optymistami, ale to tylko potwierdza słuszność spostrzeżeń Kreefta sprzed dziesięciu lat. Mam nadzieję, że znajdę czas, by w miarę szybko dokończyć tego tłumaczenia, bo uważam, że naprawdę jest tego warte. A dla osób znających angielski polecam sam wykład w oryginale: AUDIO. ZAPIS.)

Myślę, że musimy wiedzieć co najmniej trzy rzeczy aby wygrać wojnę. Jakąkolwiek wojnę.


Po pierwsze że jest wojna,
po drugie kim jest nasz wróg,
i po trzecie musimy wiedzieć jaka broń i jaka strategia może go pokonać.

Nie da się wygrać wojny gdy z błogością szyjemy na polu bitwy banery z pokojowymi hasłami, albo gdy zamiast zwalczać wrogów prowadzimy wojnę domową z naszymi sojusznikami, albo gdy stosujemy niewłaściwą broń. Na przykład musimy zwalczać ogień wodą, nie ogniem.

Zatem ten wykład jest bardzo elementarną, podstawową listą dla upewnienia się, że wiemy co najmniej to.

Zakładam, że nie przybylibyście na wykład zatytułowany “Jak Wygrać Wojnę Cywilizacji” jeżeli uważalibyście, że wszystko jest w porządku. Natomiast jeżeli jesteście zaskoczeni stwierdzeniem, że cała nasza cywilizacja przechodzi kryzys, to witam was po powrocie z wakacji na księżycu.

Wiele umysłów robi wrażenie pomylonych, bezmyślnie kręcąc się po Titanicu, z miłym uśmiechem układając leżaki. Zwłaszcza intelektualiści, którzy powinni widzieć więcej, nie mniej. Ale w rzeczywistości są oni ślepymi przewodnikami ślepych. [w oryginale gra słów: „bland leading the bland”, “łagodni prowadzący łagodnych”] Sprawdziłem wielokrotnie zasadę, że jedyną rzeczą jaka jest komukolwiek potrzebna by uwierzył w jakąkolwiek ze stu najbardziej absurdalnych idei jest posiadanie przez niego doktoratu.

Weźmy dla przykładu pismo Time. […] Dwa lata temu wiodący artykuł był poświęcony pytaniu: „Dlaczego wszystko jest coraz lepsze?” Dlaczego życie w Ameryce jest dzisiaj tak dobre? Dlaczego każdy czuje się tak usatysfakcjonowany i jest takim optymistą, gdy chodzi o jakość życia w przyszłości? Przeczytałem ten artykuł bardzo uważnie i zauważyłem, że ani razu nikt nie zakwestionował takiego założenia. Oni tylko się zastanawiali „dlaczego”. A wy myśleliście, że optymiści epoki Oświecenia i dogmatycy postępu już należą do przeszłości.

Czytając ten artykuł zauważyłem, że każdy coraz lepszy aspekt życia tam wspomniany, był ekonomiczny. Ludzie mają więcej pieniędzy. Kropka. Koniec dyskusji. Z wyjątkiem, rzecz jasna, biednych, którzy są biedniejsi. Ale oni się nie liczą, oni nie piszą w Time. Oni go nawet nie czytają.

Podejrzewam, że Time to zaledwie taki ubrany Playboy. Dla jednego rodzaju playboya świat jest jednym wielkim burdelem. Dla innego, wielką skarbonką. Dla obydwu wszystko jest coraz lepsze. Nie wierzycie? Zapytajcie 75% Amerykanów którzy kochają Billa Clintona, doskonałą syntezę obydwu rodzajów playboya.

Kochają go dla tego samego powodu, dla którego Niemcy kochali Hitlera gdy go wybrali do władzy: Gospodarcza sprawność. Autobahny i Volkswageny. Praca i domy. Hitler stworzył największy cud gospodarczy stulecia w trzydziestych latach. Cóż innego się liczy, gdy imperator daje chleb i igrzyska? Ludzie to w końcu świnie, nie święci. Bardziej kochają pomyje niż honor.

Myślę, że seksualne ześwinienie I ekonomiczne ześwinienie są naturalnymi bliźniakami, bo żądza i chciwość są niemal synonimami. Prawdę mówiąc nasze społeczeństwo czasem nie widzi różnicy między seksem a pieniędzmi. Traktuje seks jak pieniądze, a pieniądze jak seks. Traktuje seks jak pieniądze, bo traktuje go jak środek płatniczy, a pieniądze jak seks, bo spodziewa się, że pieniądze zajdą w ciążę i będą się ciągle rozmnażały. A zatem potrzebujemy trochę podstawowej edukacji seksualnej.

Jednak istnieje niepodważalne podważenie “świńskiej filozofii”, mianowicie prosty statystyczny fakt, że samobójstwa – ten najbardziej oczywisty dowód braku szczęścia – jest wprost, nie odwrotnie, proporcjonalny do bogactwa. Im jesteś bogatszy, im bogatszy jest twój kraj, tym większe jest prawdopodobieństwo, że odkryjesz, że życie jest tak dobre, że zdecydujesz się na strzał w łeb. (Być może to jest kulminacja otwartości umysłu.)

Samobójstwa wśród nastolatków zwiększyły się o 5000% od szczęśliwych lat pięćdziesiątych. Jeżeli samobójstwa, zwłaszcza wśród nadchodzącej generacji, nie są wskaźnikiem kryzysu, to nie wiem co nim jest.

Każdy, z wyjątkiem „głębokich” myślicieli wie, że jesteśmy zanurzeni w głębokim doo-doo. Studenci to wiedzą, ale nie nauczyciele – formierze umysłów, zwłaszcza w mediach. W szpitalu wszyscy, oprócz lekarzy, wiedzą, że umieramy. Zapada noc. Matka Teresa powiedziała w prostych słowach: „Kiedy matka może zabijać swoje dziecko, co pozostało do ratowania w takiej cywilizacji?” Wschodzi coś, co Chuck Colson określił „new dark age”, ciemność która sama siebie nazwała Oświeceniem trzy wieki temu. A „Wspaniały Nowy Świat” okazał się tylko tchórzliwym starym marzeniem.

Teraz, gdy wiek ludobójstwa się zakończył, wiek, który został nazwany „Wiekiem Chrześcijan” przez twórców pisma nabożnie poświęconemu fałszywym proroctwom.

Mieliśmy także kilku prawdziwych proroków, którzy nas ostrzegali. Kirkegaard, 150 lat temu w The Prezent Age. I Spengler niemal sto lat temu w Zmierzchu Zachodu. I GK Chesterton, który napisał 75 lat temu, że „Następną herezją będzie po prostu atak na moralność. Szczególnie na moralność seksualną. I to szaleństwo nie przyjdzie z Moskwy, ale z Manhattanu”. I Aldous Huxley, 65 lat temu, w Nowym, wspaniałym świecie. I CS Lewis, 55 lat temu, w The Abolition of Man. I David Riesman, 45 lat temu, w Samotnym tłumie. I Aleksander Sołżenicyn, 20 lat temu, w swej przemowie na Harvardzie na zakończenie roku szkolnego. I Jan Paweł Wielki, najwspanialszy człowiek najgorszego stulecia w historii, który miał nawet więcej hucpy niż Ronald Reagan (który ośmielił się nazwać ich „imperium zła”) nazywając nas „cywilizacją śmierci”. To jest nasza cywilizacja i jego także, nie wyłączając Włoch mających najniższy przyrost naturalny na całym świecie i Polski, która teraz pragnie cząstki wielkiego holokaustu aborcji na Zachodzie.

Jeżeli Bóg Życia nie zareaguje na tę cywilizację śmierci sądem, to Bóg nie jest Bogiem. Jeżeli Bóg nie uhonoruje krwi setek milionów niewinnych ofiar tej cywilizacji śmierci, to Bóg Biblii, Bóg Abrahama, Bóg Izraela, Bóg proroków, Bóg sierot i wdów, Obrońca bezbronnych jest ludzkim mitem, baśnią, ideą nie bardziej rzeczywistą niż sen.

“Czyż jednak,” mógłbyś zaoponować, “Bóg Biblii nie jest wybaczający?”. Jest. Ale ci, którzy nie okazują skruchy odrzucają wybaczenie. Wybaczenie, będące łaską, musi być dobrowolnie dane i dobrowolnie otrzymane. Ale jak może je przyjąć moralny relatywista który odrzuca fakt, że w ogóle istnieje cokolwiek do wybaczania? (Poza niewybaczalnością. Nic do sądzania, poza osądzaniem. Nic brakującego poza samooceną.) Jak może być zbawiony faryzeusz? Albo pop-psycholog?

“Czyż jednak,” mógłbyś zaoponować, “Bóg Biblii nie jest litościwy?’ Jest. Ale nie jest litościwy dla Molocha i Baala i Asztarot i dla Kananejczyków którzy ofiarowali swe dzieci przez całopalenia. Może twój bóg jest litościwy dla tych, którzy składają ofiary z ludzi, ale nie Bóg Biblii. Przeczytaj Księgę. Zobacz dane.

Czyż jednak Bóg Biblii nie objawił się nam w pełni i ostatecznie w Nowym Testamencie? W słodkim i delikatnym Jezusie raczej, niż w gniewnym i wojowniczym Jehowie? Takie przeciwstawienie jest heretyckie. Stara gnostycko – manicheańsko - marcjańska herezja, tak nieśmiertelna, jak nieśmiertelne są demony, które ją zainspirowały. Nasze dane ją odrzuciły, nasze dane które są boskie i wypowiedziane. Jego imię to „Słowo” Boże. Dane odrzucają powyższą hipotezę, gdy On powiedział: „Ja i Ojciec jedno jesteśmy”.

Przeciwstawianie miłego Jezusa i paskudnego Jehowy zaprzecza samej esencji chrześcijaństwa- identyfikacji Jezusa jako Syna Bożego. Przypomnijmy sobie naszą biologię i naszą teologię. Jaki Ojciec taki Syn. Taki Jezus jest nie bardziej Synem Boga, niż [purpurowy dinozaur] Barney jest synem Hitlera..

Czy może prawdziwy Jezus powstać? On to robi z radością. Ewangelie są jak „pop-up books”, książeczki z podnoszącymi się obrazkami. Otwórz Ich karty i On wyskoczy. Odważmy się spojrzeć na dane. Zobaczmy, co słodki i łagodny Jezus powiedział o grzechach Kananejczyków, o cywilizacji śmierci.

Wiele wieków temu Kananejczycy praktykowali ofiarowanie niemowląt diabłu w Dolinie Gehenny, czy też Ge Hinnom, tuż za Jerozolimą. To było wielkie cmentarzysko dzieci, jak w naszym świecie. Gdy Lud Boży wszedł do Ziemi Obiecanej Książę Pokoju rozkazał im zabić tego nienaturalnego raka Kananejczyków. I nawet gdy to uczynili, Żydzi nie odważyli się żyć w tej dolinie, ani nawet do niej wchodzić. Używali ją do palenia tam swoich śmieci. A zatem diabelska ziemia obiecana stała śię Boskim śmietniskiem, gdzie ogień nigdy nie wygasał. (Nie było zapałek, pamiętajcie).

I teraz słodki i łagodny Jezus wybiera Gehennę jako swoją ilustrację piekła. I mówi wielu przywódcom Jego wybranego narodu, że tam zmierzają i że prowadzą tam wielu innych. Powiedział: „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Inspektorzy Ministerstwa Finansów i praktykantki z kancelarii premiera wchodzą przed wami do Królestwa Niebieskiego”. To jest współczesne, dynamiczne, ekwiwalentne tłumaczenie. Jezus powiedział: „Ktokolwiek staje się przyczyną grzechu jednego z tych najmniejszych, którzy we mnie wierzą, lepiej byłoby dla niego, by kamień młyński uwiązał sobie u szyi i rzucił się w morze”. To są nasze dane. To jest prawdziwy Jezus. Jezus ten sam wczoraj, dziś i zawsze. Nie sądzę, by On zaczął produkcję styropianowych młyńskich kamieni.

Ale czy Bóg nie jest raczej kochankiem niż wojownikiem? Nie, Bóg jest kochankiem, który jest wojownikiem. Pytanie nie rozumie czym jest miłość, czym jest Miłość którą jest Bóg. Miłość jest w stanie wojny z nienawiścią i zdradą i samolubstwem i ze wszystkimi wrogami Miłości. Miłość walczy. Zapytaj jakiegokolwiek rodzica.

Yuppie love tak, jak puppy love, (szczenięca miłość), może być nieledwie litością nad modnym dzisiejszym światem, ale miłość ojca i miłość matki to wojna. Bóg jest rzeczywiście Miłością, ale jakiego rodzaju? Powróćmy do naszych danych. Czy Biblia nazywa Go „Bogiem yuppie” albo „Bogiem szczeniakiem” czy raczej „Bogiem Ojcem”? Każda strona Księgi jeży się ostrymi szpicami, od Genesis 3 do Apokalipsy 20. Droga z Raju Utraconego do Raju Odzyskanego jest zbroczona krwią. A w centralnym punkcie tej drogi jest krzyż, kwintesencja symbolu konfliktu. Wątek duchowej wojny nigdy nie opuszcza Biblii i nigdy nie jest nieobecny w życiu i dziełach jakiegokolwiek świętego. Ale jest niemal nigdy obecny w religijnej edukacji moich studentów w BC. „BC”, nawiasem mówiąc, to skrót od „Barely Catholic”. (Oczywiście żart, „BC” to „Boston College”, „Barely Catholic” znaczy „Ledwie Katolik”, „Ledwie katolicki”).

Kiedykolwiek o tym mówię, są oszołomieni i milczący, jakby nagle weszli w inny świat. I rzeczywiście weszli. Przeszli przez szafę by się spotkać z lwem i czarownicą. Przez przytulne futerko psychologii udającej religię w śniegi Narnii, gdzie biała wiedźma jest królową tego świata, a Aslan nie jest poskromionym lwem, ale wojownikiem. Świat, gdzie spotykają Chrystusa Króla, nie Chrystusa kociaka. Witamy po powrocie z księżyca, dzieci.

Kto z nas nie wie, że mamy wojnę? Kto nie wie, że barbarzyńcy są pod murami? A nawet wewnątrz murów, pisząc scenariusze programów telewizyjnych i filmów i podręczniki szkolne i uzasadnienia wyroków sądowych. Tylko ci na księżycu akademickich intelektualnych wyżyn i ci na księżycu zinstytucjonalizowanych religijnych programów edukacyjnych, z ich prorokami wołającymi „Pokój, pokój”, gdy nie ma pokoju.[…]

Handlarze narkotyków wiedzą, że mamy wojnę. Prostytutki wiedzą, że mamy wojnę. Żebracy w Kalkucie wiedzą, że mamy wojnę. Polskie babcie wiedzą, że mamy wojnę. Kubańczycy wiedzą, że mamy wojnę. Indianie wiedzieli, że mamy wojnę – dopóki nie daliśmy im wody ognistej i kasyn, by przytłumić ich niebezpiecznie przebudzone umysły.

Skąd ta cywilizacja śmierci przychodzi? Stąd. Ameryka jest centrum cywilizacji śmierci. Ameryka jest jedynym światowym kulturowym supermocarstwem. Jeżeli was do tej pory nie zaszokowałem, zrobię to teraz. Czy wiecie jak nas nazywają pobożni muzułmanie? „Wielkim Szatanem”. (Bezbożni muzułmanie też nas tak nazywają, ale to już nie ma żadnego znaczenia. Jesteśmy kim jesteśmy). A wiecie jak ja na to odpowiem? Ja odpowiem, że mają rację.

Ale przecież Ameryka ma najsprawiedliwszy i najbardziej moralny i najmądrzejszy i najbardziej biblijny fundament na świecie. Tak jest. Podobnie jak antyczny Izrael. I Ameryka jest jednym z najbardziej religijnych krajów na świecie. Tak jest. Jak antyczny Izrael. I Kościół jest potężny i bogaty i wolny w Ameryce. Tak jest. Jak w antycznym Izraelu.

I jeżeli Bóg ciągle kocha Jego Kościół w Ameryce, wkrótce sprawi, że stanie się On mały i biedny i prześladowany, zupełnie jak sprawił w antycznym Izraelu – by mu zapewnić życie poprzez Jego oczyszczenie. Jeżeli nas kocha, odetnie uschnięte gałęzie. I będziemy krwawić. I krew męczenników ponownie będzie nasieniem Kościoła i będzie nowa wiosna i nowe pąki – ale nie bez krwi. To nigdy się nie staje bez krwi, ofiary, cierpienia. Działanie Chrystusa, jeżeli jest naprawdę działaniem Chrystusa, a nie wygodnym fałszerstwem, nigdy się nie zdarza bez krzyża. Cokolwiek się zdarza bez krzyża może być dobrą pracą, ale nie jest pracą Chrystusa. Bo praca Chrystusa jest krwawa. To jest transfuzja krwi. Tak właśnie się sprawiło nasze zbawienie.

I jeżeli ubierzemy rękawiczki na nasze dłonie, by nie wbić sobie drzazgi z Jego krzyża, jeżeli praktykujemy bezpieczny duchowy seks, duchową antykoncepcję, to Jego Królestwo nie przyjdzie i Jego dzieło się nie zmaterializuje. I nasz świat zginie.

Nie twierdzę zaledwie, że zachodnia cywilizacja zginie, to trywialne stwierdzenie. Ja mam na myśli wieczne dusze – miliardy Romanów i Władimirów i Teresek i Brygidek pójdzie do piekła. To jest stawką w tej wojnie. Nie to, czy Ameryka stanie się bananową republiką, czy zapomnimy Szekspira, albo choćby czy nuklearni terroryści zlikwidują połowę ludzkości, ale raczej czy nasze dzieci i dzieci naszych dzieci będą na zawsze z Bogiem. To jest stawką w wojnie Hollywood kontra Ameryka. To jest przyczyna, dla której musimy się obudzić i zobaczyć rzeczywistość. Gnijące ciała i dusze i umierające dzieci.

Wiedza, że jesteśmy w stanie wojny, szczególnie w takich czasach jak dzisiejsze, jest pierwszym warunkiem umożliwiającym jej wygranie.

Drugim koniecznym warunkiem umożliwiającym nam wygranie wojny cywilizacji jest poznanie naszego przeciwnika. Kto jest naszym przeciwnikiem?

Przez niemal pół tysiąclecia protestanci i katolicy myśleli o sobie jako o problemie i podchodzili do tego problemu wysyłając wzajemnie swe ciała do grobów na polach bitew i dusze do piekła.

Stopniowo wzeszło światło. Protestanci i katolicy nie są wrogami, są odłączonymi braćmi razem zwalczającymi tego samego wroga. Ale kim jest ten wróg?

Przez niemal dwa tysiąclecia chrześcijanie myśleli, że są nimi Żydzi i dokonywali takich niechrześcijańskich czynów pod adresem naszych Ojców w Wierze, że uniemożliwiło to praktycznie zobaczenie przez nich Boga – prawdziwego Boga – w nas.

Dziś wielu chrześcijan myśli, że są to muzułmanie. Ale oni są często bardziej lojalni do ich pół-Chrystusa niż my do naszego całego Chrystusa i prowadzą bardziej święte życie podążając za ich omylnym prorokiem niż my podążając za naszą nieomylną Biblią i nieomylnym Prorokiem. Gdy porównamy stabilność rodzin i bezpieczeństwo dzieci w dzisiejszych rodzinach muzułmanów i chrześcijan, albo gdy porównamy ilość aborcji, rozwodów, zdrad małżeńskich i sodomii wśród muzułmanów i chrześcijan w dzisiejszym świecie i jeżeli odważymy się zaaplikować do tych danych zasady objawione przez proroków w naszej własnej Biblii, gdzie wielokrotnie powiedzieli oni, że Bóg błogosławi tym, którzy wypełniają Jego prawo i karze tych, którzy je łamią, to, myślę, będziemy wiedzieć dlaczego Islam rośnie dzisiaj szybciej niż chrześcijaństwo. [Przypomnę, że wykład ten został wygłoszony w 1998. roku]

Wierni muzułmanie służą generalnie temu samemu Bogu, choć poprzez inny, bardziej prymitywny system. I to samo, myślę, jest prawdą o Mormonach i Świadkach Jehowy i Kwakrach.

Kto zatem jest naszym wrogiem? Wielu z nas myśli, że to liberałowie, ale po pierwsze ta nazwa jest tak elastyczna, że nic nie znaczy, a po drugie jest to termin polityczny, nie religijny. Cokolwiek jest dobrego, czy złego w jakiejkolwiek formie liberalizmu politycznego, nie jest to ani przyczyną ani lekarstwem na duchowego raka który powoduje, że nasza duchowa wojna jest kwestią życia i śmierci. Wieczne życie lub śmierć, a nie ekonomiczne czy polityczne życie lub śmierć. To, czy Jaś i Małgosia zawędrują w górę do nieba, czy w dół do piekła nie będzie zdecydowane przez to, czy rządowe wypłaty się zwiększą, czy zmniejszą.

Naszymi wrogami nie są nawet antychrześcijańscy bigoci, którzy nas chcą zabić, niezależnie od tego, czy są to chińscy totalitarni komuniści, prześladujący chrześcijan, czy sudańscy muzułmańscy terroryści którzy pojmują w niewolę i mordują chrześcijan. To nie są nasi wrogowie, to są pacjenci. Oni są tymi, których chcemy uratować. My jesteśmy pielęgniarkami Chrystusa. Niektórzy pacjenci myślą, że pielęgniarki są ich wrogami, ale pielęgniarki powinny wiedzieć lepiej. Nasze słowo dla nich to: „Ojcze, wybacz im, bo nie wiedzą co czynią”.

Naszymi wrogami nie są nawet demoralizacje w naszej własnej kulturze – media cywilizacji śmierci, Larry Flint i Ted Turner i Howard Stern i Time Warner i Disney. [Chciałoby się dodać: I Michniki i Urbany…] Oni także są ofiarami, a zatem naszymi pacjentami, mimo, że nienawidzą szpitala i gonią w kółko podając innym pacjentom truciznę. Ale truciciele są także naszymi pacjentami, bo ktokolwiek truje, sam został wcześniej zatruty.

To samo jest prawdą gdy chodzi o aktywistów gejowskich i feministyczne wiedźmy i aborcjonistów. Jeżeli jesteśmy komórkami w Ciele Chrystusa, zrobimy to, co On dla nich zrobił. Pójdziemy do ich rynsztoków i podniesiemy duchowo umierających i ucałujemy tych, którzy nas opluwają i nawet przelejemy za nich krew, gdy będzie to konieczne. Jeżeli nie wszyscy idziemy do rzeczywistych rynsztoków, jak to zrobiła Matka Teresa, pójdźmy do duchowych ścieków, bo musimy iść tam, gdzie nas potrzebują. Jeżeli nie przelejemy naszej krwi realnie, oddajmy nasze życie przez ofiarowanie naszego czasu. Bo życie to jest czas. Nasz czas jest krwią naszego życia. (I proszę, nie decydujcie się na dzieci, dopóki tego nie zrozumiecie).

Naszymi wrogami nie są heretycy wewnątrz Kościoła – “bufetowi chrześcijanie”chrześcijanie a la carte, chrześcijanie „zrobiłem to po swojemu”. Oni także są naszymi pacjentami, choć nas zdradzili. Oni są zwiedzeni. Oni są ofiarami naszego wroga, nie naszymi wrogami.

Naszymi wrogami nie są teologowie w niektórych tak zwanych wydziałach teologicznych, którzy sprzedali swoje dusze za trzydzieści srebrników grantów i preferują aplauz sobie podobnych nad wysławianiem Boga

Nie są wrogami nawet “Chrystofoby” noszący duchowe kondomy ze strachu, że Chrystus sprawi, że ich dusze i dusze ich studentów poczną Jego alarmująco aktywne Życie. Nawet kłamcy, odmawiający swym studentom podstawowej prawdy, okradający ich z Żyjącego Chrystusa. Oni także są naszymi pacjentami. A my sami robimy to samo co oni – choć bezwolnie – w każdym z naszych grzechów.

Naszymi wrogami nie są nawet ci nieliczni niegodziwi duchowni i pastorzy i księża i biskupi i rabini, nieprzyzwoici opiekunowie gorszący najmniejsze dzieci Chrystusa, które poprzysięgli otaczać swoją opieką i którzy zasłużyli na nagrodę Młyńskiego Kamienia. Oni także są ofiarami potrzebującymi uzdrowienia.

Kto zatem jest naszym wrogiem? Z pewnością musisz znać dwie odpowiedzi. Wszyscy święci w historii Kościoła dawali nam te same dwie odpowiedzi. Gdyś odpowiedzi te pochodzą z tych samych dwóch źródeł, ze Słowa Bożego na papieże i Słowa Bożego na drzewie – z każdej strony Nowego Testamentu i od samego Chrystusa. One są przyczyną dla której On poszedł na Krzyż.

A mimo to one ciągle nie są dobrze znane. Prawdę mówiąc pierwsza odpowiedź niemal nigdy nie jest wspominana poza tak zwanymi kręgami fundamentalistów. Nie przypominam sobie, bym choć raz w swym życiu słyszał kazanie na ten temat z protestanckiej, czy katolickiej ambony.

Naszymi wrogami są demony. Upadłe anioły. Złe duchy.

Nasza świecka cywilizacja jest przekonana, że każdy kto w to wierzy jest co najmniej niedouczonym, ograniczonym bigotem, a najprawdopodobniej umysłowo chorym. Logicznie myśląc można zatem wywnioskować, że Jezus Chrystus jest niewykształconym, ograniczonym i umysłowo chorym.

Większość naszej kultury religijnej jest wręcz zaambarasowana tą ideą, a zatem są oni zaambarasowani Chrystusem. Bo to on nam dał taką odpowiedź: „Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle.” To jest oczywiście szatan, nie Bóg, który zbawia dusze, a nie niszczy je. Jezus powiedział do Szymona Piotra: ”Szymonie, Szymonie, oto szatan domagał się, żeby was przesiać jak pszenicę”. I Piotr nauczył się swej lekcji i przekazał nam ją w swym pierwszym liście: „Bądźcie trzeźwi! Czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł, jak lew ryczący krąży szukając kogo pożreć. Mocni w wierze przeciwstawcie się jemu!”

Paweł także, że nie walczymy przeciw ciału i krwi, ale przeciw Mocom i Zwierzchnościom, światowym władcom dzisiejszej ciemności, przeciw duchowym niegodziwcom w niebiańskich miejscach.

Papież Leon XIII zobaczył tę prawdę. Otrzymał wizję na progu XX wieku – wizję, którą historia wykazała jako przerażająco prawdziwą. Zobaczył on szatana który w początkach czasów otrzymał jeden wiek na swą działalność i wybrał on wiek dwudziesty. Papież Leon, z sercem i imieniem lwa, był tak tą wizją pokonany, że zemdlał jak wiktoriańska dama. Gdy odzyskał zmysły, ułożył modlitwę, którą cały Kościół miał odmawiać przez cale stulecie tej duchowej wojny:

Święty Michale Archaniele broń nas w walce. Przeciw niegodziwości i zasadzkom złego ducha bądź nam obroną. Niech mu rozkaże Bóg, pokornie prosimy, a Ty Książę wojska niebieskiego, szatana i inne duchy złe, które na zgubę dusz krążą po świecie, mocą Bożą strąć do piekła.

Ta modlitwa była znana każdemu katolikowi I odmawiana po każdej Mszy aż do lat sześćdziesiątych. Dokładnie do czasu, gdy Kościół Leona XIII został uderzony przez bezprecedensowo szybką katastrofę, która jeszcze nie została nazwana, ale którą muszą nazwać przyszli historycy. Katastrofa, która zabrała nam połowę księży, trzy czwarte zakonnic, i dziewięć dziesiątych teologicznej wiedzy naszych dzieci, poprzez zamianę wiedzy naszych ojców na wątpliwości naszych dysydentów w procesie cudownego odwrócenia pierwszego cudu Jezusa w Kanie, zamieniając wino Ewangelii na wodę psychobredni. Antycud antychrysta.

Odnowienie Kościoła możemy zacząć od odnowienia modlitwy I wizji Leona. Ponieważ to jest wizja wszystkich świętych, wszystkich apostołów i nawet samego naszego Pana. Wizja prawdziwego szatana, prawdziwego piekła i prawdziwej duchowej wojny.

Wspomniałem, że jest dwoje wrogów. Ten drugi jest nawet bardziej przerażający, niż pierwszy. Jest jeszcze gorszy koszmar niż ucieczka przed złym, czy nawet złapanie przez złego, czy nawet torturowanie przez złego. To koszmar stania się złym. Koszmar na zewnątrz naszej duszy jest wystarczająco przerażający, ale nigdy nie jest tak przerażający jak koszmar w naszej duszy. Koszmar w naszej duszy to oczywiście grzech. Jeszcze jedno ze słów, które gdy zostanie wspomniane, powoduje zawstydzenie ze strony chrześcijan i potępienie ze strony sekularystów, którzy potępiają tylko potępianie, sądzą tylko osądzanie i wierzą, że jedynym grzechem jest wiara w istnienie grzechu.

Każdy grzech jest dziełem szatana, choć zwykle używa on ciała i świata jako swych narzędzi. Grzech oznacza robienie dzieła diabła, niszcząc i uszkadzając dzieło Boga. I my to robimy. To jest jedyna przyczyna dla której diabeł może kontynuować swoją okropną robotę w naszym świecie. Bóg nie zezwala mu na to bez naszej dobrowolnej zgody.

I to jest najgłębszy powód dlaczego Kościół jest słaby i dlaczego świat umiera. Ponieważ my nie jesteśmy świętymi.

Broń.

Doszliśmy do trzeciej niezbędnej dla wygrania wojny rzeczy – do rodzaju broni. Jedyne, czego potrzeba to święci.

Czy możesz sobie wyobrazić czego mogłoby dokonać jeszcze dwanaście matek Teres, albo jeszcze dwunastu Janów Wesleyów dla tego biednego świata? Czy możesz sobie wyobrazić, co by się stało, gdyby zaledwie dwanaście osób w tej Sali to uczyniło? Dało Chrystusowi sto procent swych serc i sto procent swego czasu, niczego nie rezerwując dla siebie?

Nie, nie możesz sobie tego wyobrazić, tak, jak nikt nie mógł sobie wyobrazić, że dwunastu miłych żydowskich chłopców może podbić Cesarstwo Rzymskie.

Nie możesz sobie tego wyobrazić, ale możesz to zrobić. Możesz stać się świętym. Absolutnie nikt i nic nie może cię powstrzymać. To jest twój wolny wybór.

Oto jedo z najpiękniejszych i najbardziej przerażających zdań, jakie kiedykolwiek udało mi się przeczytać, z Wiliama Law „Serious Call”: „Jeżeli spojrzysz w swoje serce z całkowitą szczerością, będziesz musiał przyznać, że jest jeden i tylko jeden powód, dla którego nawet teraz nie jesteś jeszcze świętym. Nie chcesz do końca nim być.”

To spostrzeżenie jest przerażające, bo jest oskarżeniem, ale jest cudowne i pełne nadziei, bo jest także ofertą, zaproszeniem. Każdy z nas może stać się świętym. Naprawdę możemy. Naprawdę możemy. Mówię to trzy razy, bo myślę, że tak w głębi serca nie bardzo w to wierzymy. Jeżeli bowiem byśmy wierzyli, jak byśmy mogli znieść cokolwiek gorszego?

Co nas powstrzymuje? Strach przed kosztem. Jaki to jest koszt? Odpowiedź jest prosta. T.S. Eliot dał ją gdy zdefiniował chrześcijaństwo jako “stan pełnej prostoty kosztujący nie mniej, niż wszystko”. Ceną zatem jest wszystko. Sto procent. Męczeństwo, jeżeli konieczne i prawdopodobnie jeszcze gorsze męczeństwo niż szybka pętla czy stos, bo męczeństwo umierania co dzień, a nawet umierania co minutę poprzez resztę twojego życia. Umierania dla wszystkich twoich pożądań i planów – włącznie z planem jak zostać świętym.

Albo raczej nie tyle umieranie dla swych rządz, ale dla siebie w swych rządzach. Myślę, że brzmi to bardziej mistycznie, niż w rzeczywistości jest. To po prostu jest danie Bogu czeku in blanco. To po prostu islam, kompletne poddanie. Fiat. To, co uczyniła Maryja. Zobacz, co to sprawiło 2000 lat temu; sprowadziło Boga na ziemię i w konsekwencji zbawiło świat.

To miało być kontynuowane. Jeżeli będziemy robić to co Maryja, ten islam i tylko gdy to będziemy robić, to wtedy wszystkie nasze apostolaty zaczną działać – nasze kazania i nauczania i pisanie i katechizowanie i „misjonowanie” i ojcowanie i matkowanie i studiowanie i pielęgnowanie i „biznesowanie” i „pastorowanie” i „księżowanie” – wszystko.

W tamtym roku pewien amerykański biskup zapytał jednego ze swych księży o rekomendację drogi dla zwiększenia powołań do kapłaństwa. Ksiądz w swym raporcie napisał: „Najlepszą drogą by zachęcić mężczyzn w diecezji do kapłaństwa byłoby, Ekscelencjo, wasza kanonizacja”.

Dlaczego nie twoja?

Ale jak? My zawsze chcemy wiedzieć “jak”. Daj mi sposób, technologię, środki do celu. Co pytanie „jak się stać świętym” oznacza? Albo „daj mi środki do celu, jakim jest świętość”. Czyli „daj mi coś co jest łatwiejsze niż świętość co spowoduje świętość. Coś, co gdy zrobię, lub zdobędę, stanie się pośrednikiem , ogniwem między mną a świętością”.

Nie. Nie ma czegoś takiego. Nie modlitwa, nie medytacja, nie program dwunastu kroków, nie yoga, nie psychologiczne techniki, nie jakiekolwiek techniki. Nie ma guzika, który można nacisnąć by stać się świętym, tak jak nie ma guzika by zacząć kochać. Bo świętość to po prostu miłość: Kochać Boga całą swoją duszą i umysłem i siłą.

Jak kochasz? Po prostu. Just do it. Przyczyna nie może dać efektu od niej większego. I nic na świecie nie jest większe od niż świętość, nic większe niż miłość. A zatem żadna przyczyna, żadna ludzka przyczyna nie może wyprodukować świętości. Nigdy nie będzie technologii do produkcji świętości.

Oczywiście Bóg jest przyczyną. Łaska jest przyczyną. Duch Święty jest przyczyną. „No dobrze. Zatem czemu Bóg tego po prostu nie spowoduje? Jeżeli świętość nie jest rzeczą typu zrób-to-sam, ale rzeczą typu tylko-Bóg-to może, to dlaczego Bóg nie zrobi ze mnie świętego? Jeżeli tylko łaska to może sprawić, dlaczego nie da mi tej łaski?”

Dlatego, że wcale tego nie chcesz. Jeżeli byś chciał, On by ci ją dał. On to obiecał: „Każdy który szuka, znajduje”. Wracamy do „po prostu powiedz tak”. To jest nieskończenie prostsze niż myślimy I dlatego jest takie trudne. Najtrudniejszym słowem w tej formułce „po prostu powiedz tak” jest „po prostu”.

My się dobrze czujemy z Chrystusem i teologią, albo z Chrystusem i psychologią, albo z Chrystusem i Ameryką, albo z Chrystusem i Partią Republikańską, albo Chrystusem i Partią Demokratyczną, albo z Chrystusem i nauką czytania, albo z Chrystusem i dietą. Ale sam Chrystus, cały Chrystus, Chrystus pity „straight, not mixed” jest zbyt niebezpieczny dla naszego smaku.

Aslan nie jest ułaskawionym lwem. Powiedzieć mu „tak”? Nigdy nie wiesz, co on wtedy z tobą zrobi!

Kończę roszcząc sobie pretensje do nieomylnego oświadczenia. Dam wam dwie nieomylne prognozy: Pierwsza, jeżeli nie użyjemy tej broni, przegramy wojnę. Druga, jeżeli jej użyjemy, wygramy tę wojnę. Lub bardziej subtelnie, jeżeli użyjemy tej broni, wojnę wygramy, a jeżeli nie - to nie.

Możemy wygrać, bo posiadamy tu najbardziej niepokonaną broń na świecie, największą siłę we wszechświecie. Tłumacząc to z abstrakcji na konkret, bronią tą jest Krew Chrystusa. Nie Chrystus bez Krwi, nie zaledwie przepiękna idea. I nie krew bez Chrystusa, nie zaledwie ludzkie poświęcenie i męczeństwo, ale Krew Chrystusa.

Dawno, dawno temu, gdy było więcej komunistów w Rosji niż na amerykańskich uniwersytetach, arcybiskup Fulton Sheen mawiał, że różnica między Rosją i Ameryką była taka, że Rosja była krzyżem bez Chrystusa, a Ameryka Chrystusem bez Krzyża.

Żadne nie zwycięży. Żadne nie zadziała. Ani ofiara bez miłości, ani miłość bez ofiary. Ale Krew Jezusa zadziała. Bo ta Krew wypływa z Jego Najświętszego Serca i sercem tego Serca jest agape, Boża Miłość. To dlatego to zadziała – ponieważ miłość nigdy nie ustaje.

I to jest powód dla którego my nigdy nie ustaniemy i zwyciężymy. Dlaczego my, których pokarmem jest Jego Krew, jesteśmy niepokonani.

Nieugięty, znany cywilny prawnik Gerry Spencer napisał: “Mały chłopiec i łobuz się spotykają. Kiedy mały chłopiec zostaje przewrócony, wstaje i atakuje. Jeszcze raz i jeszcze raz, aż w końcu zwycięży. Bo nic na świecie nie jest bardziej groźne niż zakrwawiony, pobity przeciwnik, który się nigdy nie podda.” Nigdy.

Winston Churchill wypowiedział najkrótszą i najlepiej pamiętaną przemowę na swej Alma mater w czasie Drugiej Wojny Światowej: „Nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy się nie poddawajcie.” To wszystko.

Wygramy tę wojnę, bo nieważne ile razy upadniemy, nieważne ile razy zawiedziemy starając się stać świętymi, nieważne ile razy zawiedziemy w naszej miłości, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy się nie poddamy.

No comments:

Post a Comment