Sunday, August 12, 2007

Logika buddyzmu

Po moim ostatnim tekście o różnicach między chrześcijaństwem i buddyzmem Alex napisała na forum parę miłych słów pod moim adresem (za co serdecznie dziękuję) i parę słów krytyki (za co dziękuję jeszcze serdeczniej). Oto jej uwagi i moja odpowiedź :


[…] Przeczytałam też tekst o buddyzmie. Wiele mi wyjaśnił.
Cieszę się, że trafiłam na forum, gdzie można spotkać tak różne poglądy - zmusza to do przemyślenia własnych. Cenne jest też to, że osoby, które wyznają inny system wartości lub dopiero go szukają, chcą dyskutować w tak jednoznacznie światopoglądowo określonym miejscu.
Powoli czytam wątki na tym forum i zauważyłam, że sam zachęcasz do tego, by szczerze wyrażać swoje opinie - to Twoja, Hiobie, wielka zasługa
Ale napisałeś:

„Ale Buddyści nigdy się nie przejmowali specjalnie logiką”

i

„Bo logika jest największym wrogiem buddyzmu. Nic dziwnego, według nich jest ona tylko iluzją…”

Nie podejrzewam Cię o zamierzony brak szacunku ale... hmmm... to nie pomaga w dyskusji. Szanujmy swoje poglądy. Nie wiemy, jakimi drogami Bóg prowadzi człowieka, sam zauważyłeś, że czasami może być to droga fascynacji buddyzmem. Wierzę, że to Bóg dopuścił istnienie innych religii, a więc zrobił to w jakimś celu. Nie musimy się zgadzać ale się szanujmy :)
Nie wyobrażam sobie sytuacji, gdy Jan Paweł II mówi do Dalaj Lamy:"Wiesz, logika to twój największy wróg".
Jeszcze raz - cieszę się, że trafiłam w tak ciekawe miejsce z tyloma ciekawymi ludźmi - ku mojemu wielkiemu pożytkowi :D Pozdrawiam :)”


Dzięki za te uwagi. Pozwól, że przemyślę, czy nie powinienem zmienić tego sformułowania. Fakt, że czasem zbyt często używam sarkazmu, ale też zdanie o logice w buddyzmie jest prawdziwe. Przynajmniej według tego, czego nauczyłem się o tej religii.

Podam choćby taki przykład. Z logicznego punktu widzenia jest rzeczą niemożliwą, żebyśmy istnieli na tym świecie i "w czasie" od nieskończoności. Już pisałem o tym na tym forum i pisałem o tym na mojej stronce wśród argumentów na istnienie Boga. W skrócie powtórzę, że od nieskończoności do teraz musiałoby minąć nieskończenie wiele kroków, żeby "dzisiaj" nastąpiło. Jednak nieskończenie wiele kroków nie może minąć z samej definicji nieskończoności, czyli jeżeli mamy "dzisiaj", to znaczy, że istniejemy od jakiegoś określonego początku. Kiedyś to wszystko musiało się zacząć.

Najczęściej słyszymy tu argument, że w takim razie Bóg także nie może istnieć, skoro On istnieje rzekomo "od zawsze". Ale takie rozumowanie także jest błędne, bo Bóg wcale nie istnieje "od zawsze", ani nie będzie istniał wiecznie, Bóg istnieje teraz. Czas to nie jest coś, co w ogóle określa w jakikolwiek sposób Boga. Dla Boga wszystko jest "teraz". Żeby przemieszczać się w czasie, żeby mieć wspomnienia z przeszłości i czekać na przyszłość, trzeba być w jednym określonym momencie linii upływu czasu. Czyli być gdzieś, a gdzieś nie być. Ja kiedyś żyłem w XX wieku, teraz jestem w roku 2007, a jak Bóg da, za rok będę żył w 2008. Bóg gdyby był tak ograniczony, nie byłby Bogiem. To nie On jest w czasie, ale czas jest w Nim. A więc powiedzenie, że Bóg istnieje "od zawsze" nie jest logiczne. Czas istnieje od swojego początku, od momentu, gdy Bóg go stworzył. Bóg po prostu jest.

Wracając natomiast do buddyzmu, to on w ogóle nie zajmuje się takimi rozważaniami, bo są one niczym innym, tylko złudzeniem. Nie można poważnie zastanawiać się, medytować nad realiami naszej rzeczywistości, gdy celem naszym jest osiągnięcie pustki, oddalenie wszystkich myśli, odkrycie, że tak naprawdę nie istniejemy. Buddyzm jest czasem nazywany religią paradoksów właśnie dlatego, że ten system wierzeń jest nielogiczny, z naszego punktu widzenia.

I o ile zgodzę się, że Jan Paweł II nie użyłby takich sformułowań, jakich ja użyłem, to w przypadku Benedykta nie byłbym tego już taki pewny. :-) W końcu nie wahał się powiedzieć paru słów prawdy o Islamie, mimo, że spowodowało to wrzenie w islamskim świecie. Oczywiście słowa B16 były wyrwane z kontekstu i złośliwie zinterpretowane, to inna sprawa, ale w swym kontekście były prawdziwe, choć na pewno nie były politycznie poprawne.

Ja też choć może w swej formie jestem czasem niepotrzebnie sarkastyczny, ale jeśli chodzi o treść, muszę bronić tego, co napisałem. Nie chodzi bowiem o to, żeby nie urażać czyichś uczuć, ale o podanie prawdy. A logika, rozumiana tak, jak my ją tu, na zachodzie widzimy, naprawdę jest wrogiem filozofii buddyzmu. Buddyzm bowiem filozoficznie jest nielogiczny i sam w sobie sprzeczny. Paradoksy może są dobre w mistycyzmie, można je rozważać latami, ale logicznie myśląc nie można nie istnieć i przy pomocy medytacji próbować do tego dojść. Niezależnie co mi kto powie, dla mnie się to nigdy nie będzie trzymało kupy.

Żeby lepiej zilustrować moją myśl, przytoczę fragment ze stronki "rozwojduchowy.net":


Kiedyś Budda Gautama był pytany o naturę wszechświata. Pytanie brzmiało:

- Czy wszechświat jest nieskończony?

- Nie - wyjaśnił Budda.

- Czy wszechświat jest w takim razie skończony? - pytający próbował zgłębić tą tajemnicę.

- Nie - spokojnie odpowiedział Budda.


To wydaje się na pierwszy rzut oka absurdalne i głupie. Sprzeczne z logiką umysłu. Dla umysłu istnieje tak lub nie. Nie ma innych możliwości. To jest właśnie logika, która w pewnym momencie staje się ograniczeniem. Budda wiedział, że wszelkie próby określenia wszechświata są bezużyteczne i są tylko aktywnością umysłu. Wiedział też, że umysł nie pojmie wszechświata, może jedynie się w tych pojęciach zgubić, co w dalszej mierze przyniesie cierpienie. To nie jest droga do wyzwolenia i uciszenia. Drogą wyzwolenia jest wyjście ponad umysł i logikę. Świadomość powinna zostawić te narzędzia za sobą jeśli chce wejść w przestrzeń istnienia.

Wolność może być zrealizowana tylko ponad umysłem, ponad pojęciami i obrazami mentalnymi. Choć wydaje się to niemożliwe i głupie dla człowieka naszej cywilizacji. Ludzie nie chcą porzucać własnego umysłu, nie chcą go uciszać, ponieważ wydaje im się, że gwarantuje on przetrwanie czy też szczęście. W praktyce wygląda to trochę inaczej. Prawdziwe wyzwolenie i wejście w moment doświadczenia jest ponad umysłem. Nie pod umysłem, gdzie w grę wchodzi nieświadomość i zamroczenie. Stan ponad umysłem jest stanem świadomości, ciszy i przestrzeni. Rzeczywistość jest wtedy zupełnie inna, nie jest niczym ograniczona i zabarwiona. Po prostu jest. To jest powrót do źródła, esencji istnienia. Powrót do jestestwa.

Tu nie trzeba już być logicznym, nie trzeba by wszystko się zgadzało. Może się nie zgadzać, można mówić bzdury totalne, to nie ma warunków. Ważne, że czuje się własną prawdę - jest ona doświadczana. Z tego poziomu można tworzyć różne słowa opisujące własne postrzeganie rzeczywistości. Mogą to być słowa różnie rozumiane, ponieważ są to tylko myśli i inne energie na polu mentalnym. Dlatego powstaje też wiele nieporozumień między ludźmi, którzy jeszcze własnej prawdy nie czują. Kto choć raz przez chwilę dotknie serca wszechświata, ten wprowadzi do swego życia luz istnienia. Pojęcia umysłu nie będą wtedy ostateczną rzeczywistością.
Co ciekawe, nadal będzie można mówić o swojej prawdzie, nadal będzie można mówić o prawdzie „mojszej niż twojszej”, jednak nie będzie się tego traktowało poważnie. Będzie to inspirująca duchowo zabawa duszy.
autor artykułu: AnandaNa"


Koniec cytatu, podkreślenia moje. Mnie się to wydaje absurdalne i głupie nie tylko na pierwszy rzut oka, ale i na drugi i trzeci. I pozostaje mi chyba tylko powtórzyć tu za Janem Pawłem II motto mojego forum: "Wiara i rozum są jak dwa skrzydła, na których duch ludzki unosi się ku kontemplacji prawdy."

Więc o ile jestem w stanie zrozumieć, że ktoś, kto się wychował w tamtej kulturze, może to widzieć zupełnie inaczej, to zawsze podejrzliwie będę spoglądał na Europejczyka, który w pewnym momencie zostaje buddystą. Trudno mi wręcz uwierzyć, że rzeczywiście przemyślał on to do końca. Oczywiście osądzam tutaj ludzi, których nawet nie znam i osądzam ich na podstawie mojej bardzo ograniczonej wiedzy na temat buddyzmu. Ale mój blog i moje forum są tylko miejscem, gdzie wyrażam swoje opinie. Mogę się mylić i nie raz się myliłem. Dlatego zawsze zachęcam innych do komentarzy, bo to pozwala mi albo skorygować błędy, albo wytłumaczyć lepiej swoje stanowisko.

Jeszcze zdanie na temat tej uwagi:


”Wierzę, że to Bóg dopuścił istnienie innych religii, a więc zrobił to w jakimś celu.”


Myślę, że nie można w ten sposób podchodzić. Bóg dopuszcza istnienie zła, chorób, cierpienia, grzechu, Szatana i wielu innych rzeczy, bez których na pewno byśmy się obyli. Te rzeczy istnieją jako wynik naszego grzechu, są złem spowodowanym naszymi złymi wyborami. Nie wszystko, co my tworzymy jest dobre.

Prawda, że Bóg z każdego zła potrafi uzyskać dobro, a największe dobro otrzymaliśmy z największego zła, ukrzyżowania samego Boga. "Felix culpa, szczęśliwa wina..." Jednak nie znaczy to, że należy pożądać zła, skoro Bóg może z niego osiągnąć dobro. I nie mówię tu konkretnie, że buddyzm jest złem, mówię szerzej. Mówię tylko, że wśród rzeczy, które Bóg dopuszcza, są takie, które na pewno powinniśmy się starać wyeliminować ze swojej rzeczywistości. Jak na przykład rak i inne choroby skażenie atmosfery, niesprawiedliwość społeczną itd, itp.

I na zakończenie polecam też ten artykuł, który właśnie odnalazłem na portalu "Opoki", a w którym autor także mówi na temat zależności logiki i buddyzmu:

http://www.opoka.org.pl/biblioteka/I/IR/buddyzm_mysl.html

A jeżeli mój sarkazm spowodował obrazę czyichś uczuć, przepraszam serdecznie. Nie miałem takich intencji. Tym bardziej, że próba obrażenia prawdziwego buddysty (nawet, gdyby taka zaistniała z mojej strony) i tak musi być skazana na porażkę. Oni są może nielogiczni w swej nauce, ale na pewno są życzliwie nastawieni do każdego człowieka. I jest to uczucie szczere.

No comments:

Post a Comment