Czym jest prawdziwa wolność? Gdyby przeprowadzić badanie opinii społecznej na ten temat, jestem przekonany, że większość ludzi odpowiedziałaby, że prawdziwa wolność polega na tym, że nie istnieją żadne ograniczenia, prawa i bariery i każdy robi to, na co ma ochotę. Każde ograniczenie bowiem zniewala człowieka.
Jest to dość powszechny pogląd i taka forma wolności zapewne istnieje, ale jest ona niedoskonała. Jest to taka „gorsza”, niższa forma wolności. Co więcej, nie może być powszechna, dostępna dla każdego, gdyż powoduje niewolę pewnej grupy ludzi. To taka pułapka logiczna, jak w przypadku tolerancji. Ludzie tolerancyjni tolerują teoretycznie wszystko i wszystkich, z wyjątkiem osób, które mówią im, że to, co robią jest obiektywnie złe i niemoralne. Wtedy nagle ich tolerancja znika i zaciekle atakują osobę o takich „nietolerancyjnych” poglądach. Udowadniają przy okazji, że sami też wcale tolerancyjni nie są.
Podobnie jest z wolnością. Gdyby tak rozumieć wolność, to musiałoby to doprowadzić do sytuacji, gdy jedna grupa ludzi wykorzystywałaby inną, słabszą i mniej przebojową. Historia ludzkości pełna jest przykładów takiego rozwoju wypadków. Dlatego to właśnie państwa mają prawa broniące interesów wszystkich swych obywateli. Prawdziwa wolność to musi być taka forma wolności, która po zastosowaniu jej w praktyce, przynosiłaby korzyści każdemu bez wyjątku człowiekowi.
Do tej pory chyba wszystko jest jasne i logiczne. Jest naturalną rzeczą, że mniejszości narodowe, ludzie o innym kolorze skóry, kobiety czy osoby w podeszłym wieku muszą mieć ochronę prawną państwa. Nikomu nawet nie przychodzi do głowy, że jest to ograniczenie wolności. Bez takich praw mielibyśmy po prostu do czynienia z anarchią.
Niestety, gdy chodzi o inne aspekty naszego życia, już nie widzimy tak łatwo potrzeby istnienia praw. Mam tu na myśli prawa dotyczące naszej moralności. Te, jeżeli coś ograniczają, uważamy bezwarunkowo za ograniczenie wolności. Uważamy, że to, co się dzieje za zamkniętymi drzwiami naszej sypialni, nie powinno nikogo ani obchodzić. Zwłaszcza polityków, ale także Kościoła. Niestety jednak to, co robimy za tymi drzwiami, wcale nie jest tylko naszą sprawą. Ma to wpływ na cale społeczeństwo. Jednak nawet, gdyby miało tylko wpływ na nas samych, ciągle Kościół miałby obowiązek uczyć nas o tym negatywnym wpływie.
Mówienie, że jest inaczej, to trochę tak, jak by powiedzieć, że nie życzymy sobie, żeby nas budzono, gdy jesteśmy w nim sami i śpimy w płonącym domu, Co kogo obchodzi, że zginę? To moja sprawa. Tym bardziej, że mam cudowny sen i strażacy mogliby mi go przerwać. Bez sensu? Oczywiście. Tak, jak bez sensu jest mówienie, żeby się nie wtrącać do życia grzesznika. On jeszcze bardziej „śpi w płonącym domu” i nawet, jak jego sen może rzeczywiście być bardzo przyjemny, to przerwanie go wyjdzie mu naprawdę na zdrowie.
Dwa bardzo często używane przykłady dla zilustrowania prawdziwej wolności, to rybka i pociąg. Rybka widząc ludzi chodzących po pokoju mogłaby pomyśleć, ze akwarium jest wiezieniem i tak naprawdę będzie wolna dopiero wtedy, gdy wyskoczy z wody. Oczywiście, gdyby tego spróbowała, przepłaciłaby to życiem. Pociąg także, zazdroszcząc innym pojazdom, gdyby opuścił „ograniczające” go tory, utknąłby bezużytecznie w piachu. Ani woda więc nie ogranicza rybki, ani tory pociągów. Są to niezbędne rzeczy, umożliwiające im szczęśliwe egzystowanie.
W dziedzinie naszego fizycznego świata widzimy to wszystko. Latanie jak ptak jest może pociągające dla wielu, ale ci, którzy chcą tego spróbować, sami się zupełnie dobrowolnie „zniewalają”. Czy to będzie spadochron, czy lotnia, gumowa linka przyczepiona do nogi, czy szybowiec, każdy z tych, którzy zazdroszczą ptakom sam sobie robi ograniczenia. Nikt, poza samobójcami, nie wychodzi po prostu na wysoki budynek i nie skacze machając szybko rękami.
Konstruktor pociągu wie, że jego dzieło, aby funkcjonować prawidłowo, musi mieć odpowiednie tory. Inne urządzenia także mają swoje instrukcje obsługi, pełne wskazówek mających za zadanie pomóc nam jak najwięcej skorzystać z możliwości tych urządzeń. Nie negujemy zakazu wrzucania podłączonej do prądu suszarki do włosów do wanny pełnej wody. Zwłaszcza, gdy my w tej wodzie siedzimy. Ani suszarka, ani my nie przeżylibyśmy takiego eksperymentu.
Dlaczego więc nas zawsze tak dziwią prawa w dziedzinie moralności? Dlaczego z uporem godnym lepszej sprawy upieramy się, że są one ograniczeniem naszej wolności? Człowiek składa się z ciała i duszy. Ciało podlega prawom fizycznym, ale i dusza podlega pewnym prawom. Są one ważniejsze nawet od tych fizycznych, bo determinują gdzie spędzimy wieczność. W naszym więc interesie poznanie tych praw, zrozumienie ich i stosowanie w naszym życiu.
Bóg jest naszym „konstruktorem”. Stworzył nas i cały otaczający nas wszechświat. Przez swe objawienie na przestrzeni wieków, Biblię i Kościół dał nam „instrukcję obsługi”, żebyśmy mogli funkcjonować bez zgrzytów i zgodnie z naszym przeznaczeniem. Wszystkie te przepisy i nakazy w dziedzinie moralnej nie są po to, żeby nam zepsuć zabawę, ale żebyśmy mogli być szczęśliwi. Jako indywidualne osoby i jako całe społeczeństwa.
Zobaczmy tylko, do czego doprowadziła cała ta „rewolucja seksualna”. Rozbite domy, rozwody, miliony dzieci bez ojca, przemysł pornograficzny, przynoszący miliardy dolarów zysku i niszczący miliony istnień. Pornografia nie jest niewinną zabawą. Nikt „ normalny” nie postanawia, że zostanie gwiazdą filmów porno. Są to osoby złamane, zmuszone do tego szantażem, głodem narkotykowym, zastraszeniem. Osoby zdesperowane, niepotrafiące zobaczyć innego wyjścia ze swej sytuacji. A osoby oglądające porn ponoszą za to moralną odpowiedzialność. Gdyby bowiem nie było odbiorców pornografii, nie byłoby i samej produkcji.
Z drugiej strony miliony rodzin cierpi, gdy mają ojca, brata czy syna uzależnionego od pornografii. Kosztuje to rodzinę finansowo i powoduje problemy w pozamaterialnej sferze. Żona mająca męża uzależnionego od pornu nie tylko jest zdradzana wirtualnie, ale najczęściej także faktycznie mąż jej nie jest jej wierny i traktuje ją jak przedmiot, nie jak człowieka. Pornografia upadla ludzi.
Jeżeli zaś chodzi o całe społeczeństwa, to sami widzimy skutki tej „rewolucji”. Europa się wynaradawia i staje się Eurabią. Miasta, gdzie jeszcze 20 lat temu za każdym czlowiekiem o innym kolorze skóry wszyscy się oglądali, stają się miastami, gdzie biali zaczynają być mniejszością. Włosi, naród o najmniejszym przyroście naturalnym spośród krajów europejskich, przestanie istnieć za 150 lat. Inne narody zaraz po nich. Powstaną inne, nie wątpię. Ale nasza, judeochrześcijańska cywilizacja rozpada się na naszych oczach.
Co dziwniejsze i smutniejsze zarazem, my sami jesteśmy tego przyczyną. To kraje europejskie głośno i wyraźnie domagają się wyrzucenia Boga z życia publicznego. Domagają się „praw człowieka”, które tego człowieka unicestwiają. Równocześnie napływa ludność arabska mająca silne poczucie istnienia Boga, dla której nie tylko nie ma „rozdzielności” wiary i życia codziennego, ale także dla tej wiary gotowi są zginąć.
Co zatem się stanie? Nie wiem. Nie jestem prorokiem. Jestem zresztą umiarkowanym optymistą. Uważam, że Bóg kontroluje wszystko. Święty Paweł napisał:
Gdzie jednak wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska, aby jak grzech zaznaczył swoje królowanie śmiercią, tak łaska przejawiła swe królowanie przez sprawiedliwość wiodącą do życia wiecznego przez Jezusa Chrystusa, Pana naszego. (Rz 5, 20b-21)
Ostatnie wybory są też chyba tego przykładem. Tylu było „pewnych” kandydatów. Kandydat komunistów, jak wreszcie ogłosił, że jednak wystartuje, miał takie poparcie, że niemalże był już mieszkańcem pałacu prezydenckiego. Nie dotrwał nawet do samych wyborów. I później, gdy już było wiadomo, że będzie to rozgrywka między Kaczyński i Tuskiem, temu pierwszemu też nie dawano wielu szans. Wygrał jednak zdecydowanie.
Uważam więc, że wszystko jest możliwe. Ja nie piszę o polityce. Ja piszę o wierze. Przykład wyborów podałem tylko jako ilustracje, że w życiu często niemożliwe staje się rzeczywistością. Historia jest pełna takich przykładów. I nawet, jak historia tak naprawdę nigdy się nie powtarza, to z pewnością lubi się ona rymować.
Prawdziwa wolność zatem to wolność do wyboru tego, co moralne. Tylko taki wybór uniezależni nas od ograniczeń, skaleczeń, chorób i śmierci. Tylko taki wybór uczyni nas naprawdę wolnymi. Nie jest jeszcze za późno na zmianę i jestem przekonany, że Łaska rozlewa się obficie nad nami. Młodzi ludzie są wspaniali i rośnie nam cała rzesza radykalnych chrześcijan. A tylko radykalny chrześcijanin może być człowiekiem wolnym i szczęśliwym.
Natomiast wolność z tej popularnej definicji tego słowa, wolność prowadząca do anarchii, gdy zaaplikowana do naszego życia duchowego, musi doprowadzić do łez, rozczarowań, rozpadu rodziny i całych społeczeństw i w końcu do samounicestwienia. Musimy więc zaufać Bogu. On dokładnie wie, jak zrobić człowieka szczęśliwym. Zna nas dużo lepiej, niż my sami i na zaufaniu do Niego na pewno nie stracimy. A zyskać możemy prawdziwą wolność, szczęście i życie wieczne przy Jego boku.
No comments:
Post a Comment