Zapytał mnie ktoś niedawno dlaczego katolicy wierzą w takie rzeczy jak relikwie. Czemu niby jakieś kości zmarłych ludzi, nawet jak mieliby to być ludzie święci, miałyby mieć jakąś moc? Albo kawałki ubrań tych świętych? I gdzie w Biblii cokolwiek pisze o relikwiach?
Oczywiście my, jako katolicy, wcale nie uważamy, że w Biblii jest wyraźnie wytłumaczona każda doktryna, w którą wierzymy. Żadna doktryna nie może być z nauką Biblii sprzeczna, ale to nie jest przecież to samo. Wszyscy chrześcijanie wierzą przecież w to, że Bóg jest Trójcą Świętą. Że jest Jeden Bóg, ale są trzy Boskie Osoby. Ale tego także nie znajdziemy nigdzie w Biblii. A raczej nie „także”, bo akurat o relikwiach jest.
O samej nielogiczności stwierdzenia, że wszystko musi być w Biblii pisałem nie raz na tej stronce. Wystarczy przeczytać SOLA SCRIPTURA. Czy Biblia spadła z nieba? To przecież Biblia jest owocem depozytu wiary, Tradycji przez duże „T”. Ale o relikwiach możemy w niej przeczytać. I to nawet w Starym Testamencie. Oto zadziwiający i zapewne nieznany wrogom kultu relikwii fragment 2. Księgi Królewskiej:
Zdarzyło się, że grzebiący człowieka ujrzeli jeden oddział [nieprzyjacielski]. Wrzucili więc tego człowieka do grobu Elizeusza i oddalili się. Człowiek ten dotknął kości Elizeusza, ożył i stanął na nogi. (2 Krl 13,21)
No proszę, kości świętego spowodowały ożywienie zmarłego? Niesamowite! I to nie Kościół katolicki to wymyślił? To już zupełnie nieprawdopodobne! Ale to jeszcze wcale nie koniec. Nowy testament też nam daje przykłady relikwii:
Bóg czynił też niezwykłe cuda przez ręce Pawła, tak że nawet chusty i przepaski z jego ciała kładziono na chorych, a choroby ustępowały z nich i wychodziły złe duchy. (Dz 19,11-12)
Tutaj zresztą mamy od razu wytłumaczenie, skąd się bierze moc tych relikwii. To „Bóg czyni niezwykłe cuda” używając czasem pośrednictwa materii. Sam Jezus czasami tak czynił:
To powiedziawszy splunął na ziemię, uczynił błoto ze śliny i nałożył je na oczy niewidomego, i rzekł do niego: Idź, obmyj się w sadzawce Siloam - co się tłumaczy: Posłany. On więc odszedł, obmył się i wrócił widząc. (J 9, 6-7)
Czy Jezus musiał używać śliny i ziemi? Oczywiście, że nie. Tak, jak Bóg nie musiał używać prochu, aby stworzyć pierwszego człowieka. Ale ponieważ my nie jesteśmy duchami i składamy się z materii, to nic dziwnego, że Bóg, który nas stworzył i powiedział, że „wszystko, co uczynił, było bardzo dobre”, nadal używa materii jako środka przekazu swych łask. Oddawanie czci relikwiom jest więc uznaniem tego, co Bóg nam daje. Jest wyrażeniem naszej wdzięczności za Jego łaski. A jeżeli jest czymś ponad to, to wtedy możemy mieć problem.
Być może znajdzie się wśród nas ktoś, dla kogo relikwia staje się bożkiem. Nie jest to wcale takie dziwne. Wielu z nas ma przecież z tym problem. Ja relikwiami pewnością mam. Nie z relikwiami może, tych nie jest tak wiele i nieliczni z nas je posiadają, ale z innymi przedmiotami. Nasze kolekcje znaczków i komputery, samochody i biżuteria i różne inne rzeczy mogą stać się przedmiotem obsesyjnej miłości. Nic dziwnego więc, że czasem gdy ktoś jest posiadaczem jakiejś wartościowej relikwii, może się zachowywać, jakby była ona jakimś bożkiem. Zdarzało się to zwłaszcza w czasach, gdy wiara była czymś naturalnym i popularnym. W dzisiejszych czasach nawet jak ktoś ma wartościową relikwię, pewnie się z tym za bardzo nie obnosi.
Powiedziawszy to muszę jednak zaznaczyć, że nie można porównać nawet najpiękniejszego pierścionka do relikwii. Pierścionek jest tylko kawałkiem metalu z doczepionym błyszczącym szkiełkiem. Relikwie są prawdziwym kanałem Bożych Łask. Dobrym przykładem może tu być oddawana cześć relikwiom Krzyża, na którym umarł za nasze grzechy nasz Pan. W naszym Kościele mamy zwyczaj i tradycję oddawania czci krzyżowi nawet, jak nie mamy prawdziwych fragmentów tamtego Krzyża. Każdy krzyż, jaki jest w kościele, czy przy drodze, czy na złotym łańcuszku na szyi darzymy szacunkiem. Nic dziwnego, że widząc prawdziwy fragment Krzyża, który był narzędziem dzięki któremu nasze zbawienie było możliwe, oddajemy mu cześć nadzwyczajną.
Mówiąc o Krzyżu warto wspomnieć, że często zarzucają nam, że nie są to prawdziwe relikwie, bo nikt nie może wiedzieć na którym tak naprawdę umarł Pan Jezus. Poza tym jest tyle tych relikwii, że jakby je pozbierać razem, to byłoby tyle drewna, że kilkadziesiąt krzyży by się z niego posklejało. Zarzuty te jednak są zupełnie bezpodstawne.
Po pierwsze ktoś rzeczywiście policzył ile mamy fragmentów Krzyża, ile jest tych relikwii na całym świecie. Okazuje się, że jest ich tyle, że można by złożyć z nich około jednej trzeciej typowego rzymskiego krzyża z pierwszego wieku. Nie ma więc wcale za dużo tych relikwii i większa część Krzyża zaginęła przez te wszystkie wieki.
A sama historia odkrycia tego Krzyża też jest dość znana. Dokonała tego cesarzowa Święta Helena, matka Konstantyna Wielkiego w 326. roku. Paradoksalnie było to możliwe dzięki temu, że wrogowie chrześcijaństwa starając się ukryć wszelkie ślady życia Jezusa i zlikwidować kult miejsca, na którym On umarł, zbudowali w tym miejscu pogańską świątynię. Zabezpieczyła ona zasypany Krzyż Jezusa i po przyjęciu przez Rzym chrześcijaństwa umożliwiło to odkopanie Krzyża. Znaleziono wszystkie trzy krzyże, ale zidentyfikowanie tego właściwego umożliwił fakt, że po dotknięciu nimi umierającej kobiety, jeden z nich spowodował to, że choroba całkowicie ustąpiła. Mamy więc i tu przykład cudownego działania relikwii.
Biblia jednak ciągle przestrzega przed myleniem Boga z jakimkolwiek stworzeniem. Oddawanie czci przedmiotom, nawet czci wielkiej, dlatego, że Bóg ich użył jako kanału swej Łaski, jest rzeczą godną, pożyteczną i miłą Bogu. Oddawanie im czci boskiej jest bardzo ciężkim grzechem i obrazą Boga. Przypatrzmy się innemu fragmentowi Biblii, scenie z Exodusu, z wędrówki Narodu Wybranego po pustyni:
I zaczęli mówić przeciw Bogu i Mojżeszowi: Czemu wyprowadziliście nas z Egiptu, byśmy tu na pustyni pomarli? Nie ma chleba ani wody, a uprzykrzył się nam już ten pokarm mizerny. Zesłał więc Pan na lud węże o jadzie palącym, które kąsały ludzi, tak że wielka liczba Izraelitów zmarła. Przybyli więc ludzie do Mojżesza mówiąc: Zgrzeszyliśmy, szemrząc przeciw Panu i przeciwko tobie. Wstaw się za nami do Pana, aby oddalił od nas węże. I wstawił się Mojżesz za ludem. Wtedy rzekł Pan do Mojżesza: Sporządź węża i umieść go na wysokim palu; wtedy każdy ukąszony, jeśli tylko spojrzy na niego, zostanie przy życiu. Sporządził więc Mojżesz węża miedzianego i umieścił go na wysokim palu. I rzeczywiście, jeśli kogo wąż ukąsił, a ukąszony spojrzał na węża miedzianego, zostawał przy życiu. (Lb 21:5-9)
Znowu przykład użycia materialnego przedmiotu jako kanału Bożego Miłosierdzia. Czy mógł Bóg inaczej leczyć Izraelita? Oczywiście. Ale ten wąż na palu był nie tylko środkiem użytym przez Boga do uleczenia kąsanych, ale także, a może przede wszystkim, symbolem, archetypem Jezusa. Ukazywał, że prawdziwe wyleczenie z grzechu, z tego ukąsania przez węża, przyjdzie przez zawieszenie na drzewie naszego Pana, Jezusa Chrystusa.
Co się jednak stało z tym miedzianym wężem? Trudno by przypuszczać, że tak niezwykłe „urządzenie” Izraelici po prostu porzucili, albo zagubili gdzieś na pustyni? Oczywiście, że tak się nie stało. Wiemy to z samej Biblii. Ale stała się rzecz znacznie gorsza, następne pokolenia zaczęły mylić Stworzyciela ze stworzeniem. Źródło i przyczynę uzdrowień z drogą i środkiem te uzdrowienia umożliwiającymi. Wąż miedziany uzyskał swe własne imię i zaczęto go czcić jak Boga:
W trzecim roku [panowania] Ozeasza, syna Eli, króla izraelskiego, Ezechiasz, syn Achaza, został królem judzkim. W chwili objęcia rządów miał dwadzieścia pięć lat i panował dwadzieścia dziewięć lat w Jerozolimie. Jego matce było na imię Abijja - córka Zachariasza. Czynił on to, co jest słuszne w oczach Pańskich, zupełnie tak jak jego przodek, Dawid. On to usunął wyżyny, potrzaskał stele, wyciął aszery i potłukł węża miedzianego, którego sporządził Mojżesz, ponieważ aż do tego czasu Izraelici składali mu ofiary kadzielne - nazywając go Nechusztan. (2 Krl 18, 1-4)
Widzimy więc wyraźnie, że słuszne w oczach Pana jest zniszczenie każdego kultu, którego celem jest bożek. Oddawanie czci przedmiotom używanym przez Boga dla okazania nam łask jest czymś zupełnie innym. To naprawdę jest proste i wyraźne rozgraniczenie. Podam może jednak inny przykład dla tych braci, którzy dalej tego nie widzą.
Gdy spędzam długie dni, a nawet tygodnie poza domem, zaczynam tęsknić za moimi bliskimi. Mam tu ze sobą laptopa i na nim mam wiele zdjęć rodziny. Mam też w portfelu zdjęcie mojej ukochanej żony, Grażynki. Czasem nawet zdarzy mi się, jak nikt nie widzi, pocałować to zdjęcie. Czy to znaczy, że w ten sposób sprawiam jej przykrość? Czy gdyby ona to widziała, obraziłaby się na mnie? Na pewno nie. Myślę, że byłaby zachwycona, bo jest to jakiś sposób wyrażania mojej miłości do niej. To zdjęcie jest tylko jej przypomnieniem, prawdziwy afekt mam do niej, nie do zdjęcia.
Ale będąc w trasie spotykam też inne kobiety. W pracy, w biurach, na przydrożnych parkingach. One też mi przypominają Grażynkę. Teoretycznie także mógłbym je zacząć całować… ale nie sądzę, żeby takie postępowanie zachwyciło moją żonę. Nawet, jakbym usiłował jej wytłumaczyć, że robię to tylko z powodu prawdziwej miłości do niej. A te przypadkowo spotkane dziewczyny tylko mi ją przypominają.
Jaka to różnica? Otóż taka, że inne dziewczyny są ludźmi, jak moja żona. Okazywanie im afektu, uczucia, jest zdradą mojej żony. Okazywanie afektu fotografii mojej żony jest potwierdzeniem uczucia do obiektu tej fotografii. Podobnie z relikwiami. Jak nie tracimy obrazu prawdziwego Boga z oczu, jak wiemy, że relikwie, rzeźby, obrazy mają nas do Niego tylko zbliżyć i nam Go przypominać, oddawanie im czci jest Bogu miłe. Prowadzi nas do głębszej wiary. Ale jak zaczynamy mylić te relikwie i rzeźby z Bogiem, jak zaczynamy im oddawać cześć niezależnie od Boga, jak one same stają się podmiotem czci, to zaczyna się zdrada, Zaczyna się flirt z kimś, z kim flirtować nie powinniśmy. Zaczyna się poważny problem grzechu idolatrii.
A czy Biblia pokazuje jakiś przykład oddawania czci przedmiotom? Tej poprawnej, miłej Bogu? Oczywiście, że tak. Wystarczy wspomnieć jaką czcią Izrael darzył Arkę Przymierza. I robili to na wyraźne polecenie Boga. Cześć oddawana Arce była tak wielka, że za dotknięcie jej przez nieuprawnioną osobą Bóg karał śmiercią:
Gdy przybyli na klepisko Nakona, Uzza wyciągnął rękę w stronę Arki Bożej i podtrzymał ją, gdyż woły szarpnęły.I zapłonął gniew Pana przeciwko Uzzie i poraził go tam Bóg za ten postępek, tak że umarł przy Arce Bożej. (2 Sm 6,6-7)
A król Dawid tak się radował z odzyskania utraconej Arki, że prowadząc ją w procesji składał sam przed nią ofiary co parę kroków, przebrany za kapłana:
Doniesiono królowi Dawidowi: Pan obdarzył błogosławieństwem rodzinę Obed-Edoma i całe jego mienie z powodu Arki Bożej. Poszedł więc Dawid i sprowadził z wielką radością Arkę Bożą z domu Obed-Edoma do Miasta Dawidowego. Ilekroć niosący Arkę Pańską postąpili sześć kroków, składał w ofierze wołu i tuczne cielę. Dawid wtedy tańczył z całym zapałem w obecności Pana, a ubrany był w lniany efod. Dawid wraz z całym domem izraelskim prowadził Arkę Pańską, wśród radosnych okrzyków i grania na rogach. (2 Sm 6:12-15)
Nie wiem, czy ten tekst wyjaśnił wszystkie wątpliwości. Ja czasem więcej zagmatwam, niż wyjaśnię w swych felietonikach. Ale nawet jak ktoś dalej nie widzi różnicy, niech poczyta, niech poszuka w innych źródłach. To rozróżnienie jest naprawdę wyraźne i nie musimy się obawiać przeżegnania się przed przydrożnym krzyżem czy ucałowania z szacunkiem relikwiarza. Musimy tylko pamiętać, że czcimy w ten sposób jedynego, prawdziwego Boga.
No comments:
Post a Comment