Kościół „od zawsze” twierdził, że Nowy Testament zawiera się w Starym, a Stary wyjaśnia przez Nowy. Typologia jako metoda interpretacji Biblii jest nam znana z samej Biblii. Stosował ją Święty Paweł, gdy mówił:
Tak też jest napisane: Stał się pierwszy człowiek , Adam, duszą żyjącą, a ostatni Adam duchem ożywiającym. (1 Kor 15,45)
Paweł oczywiście porównuje Adama i Jezusa. Ten pierwszy był archetypem Jezusa. Podobnie Ewa była archetypem Maryi. Przykładów takich są setki w całej Biblii.
Konstytucja Dogmatyczna o Objawieniu Bożym, „Dei Verbum”, dokument II Soboru Watykańskiego tak o tym mówi:
KO 16. Bóg, sprawca natchnienia i autor ksiąg obydwu Testamentów, mądrze postanowił, by Nowy Testament był ukryty w Starym, a Stary w Nowym znalazł wyjaśnienie. Bo choć Chrystus ustanowił Nowe Przymierze we krwi swojej (por. Łk 22,20, 1 Kor 11,25), wszakże księgi Starego Testamentu, przyjęte w całości do nauki ewangelicznej, w Nowym Testamencie uzyskują i ujawniają swój pełny sens (por. Mt 5,17, Łk 24,27, Rz 16,25-26, 2 Kor 3,14-16) i nawzajem oświetlają i wyjaśniają Nowy Testament.
W czytaniach mszalnych bardzo często mamy takie „pary” nawzajem się uzupełniające. W czasie niedzielnej mszy jest to pierwsze czytanie i Ewangelia. Codzienne msze mają tylko dwa czytania (nie licząc Psalmu), więc one wzajemnie się uzupełniają.
Piszę ten tekst w niedzielną noc, bo właśnie skłoniła mnie do tego wczorajsza msza. Czytania z ostatniej niedzieli były doskonałym przykładem tego, co chcę tu zilustrować. Były też doskonałym wyjaśnieniem, dlaczego to Piotr jest Skałą, dlaczego Kościół ma autorytet, dlaczego i dzisiaj Papież ma ten sam dar nieomylności, jaki otrzymał Piotr przed niemal dwoma tysiącami lat.
Przypomnę interesujące nas fragmenty:
Gdy Jezus przyszedł w okolice Cezarei Filipowej, pytał swych uczniów: Za kogo ludzie uważają Syna Człowieczego? A oni odpowiedzieli: Jedni za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za Jeremiasza albo za jednego z proroków. Jezus zapytał ich: A wy za kogo Mnie uważacie? Odpowiedział Szymon Piotr: Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego. Na to Jezus mu rzekł: Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jony. Albowiem nie objawiły ci tego ciało i krew, lecz Ojciec mój, który jest w niebie. Otóż i Ja tobie powiadam: Ty jesteś Piotr [czyli Skała], i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą. I tobie dam klucze królestwa niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie. Wtedy surowo zabronił uczniom, aby nikomu nie mówili, że On jest Mesjaszem. (Mt 16,13-20)
Jeden z moich nauczycieli, były baptysta, Stephen Ray, zawsze powtarza: Ilekroć czytasz Biblię, zawsze zadawaj jak najwięcej głupich pytań. Na przykład: Dlaczego Jezus zabrał uczni do Cezarei Filipowej? Właśnie. Dlaczego? Po co otrzymaliśmy taką informację? Cezarea Filipowa jest daleko od Jerozolimy. Jakieś 200 km na północ w linii prostej. Od Galilei, która także leży na północ od Jerozolimy ciągle jest tam około 60 kilometrów. Na dodatek taka wyprawa jest w „złą stronę”. Nie ma, pozornie, żadnego dobrego powodu, żeby Żyd wybierał się w taką podróż. Nie tylko bowiem w pogańskim terytorium trudno było zachować wszystkie przepisy prawa, jakich musieli przestrzegać Żydzi, ale dodatkowo jeszcze samo miasto Cezarea Filipowa było miejscem kultu bożka Pana.
Samo miasto rozbudował tetrarcha Herod Filip i nazwał je Cezareą na cześć cesarza Augusta Oktawiana. Tradycyjnie nazywało się ono Paneas od bożka Pana, który miał tam 14 miejsc kultu.
Świątynia bożka Pana stoi na olbrzymiej skale, mającej kilkadziesiąt metrów szerokości i kilkanaście wysokości. Ma także szczelinę, która uważana była za bramę piekielną, niemającą dna. Jedną z form kultu tego bożka było wrzucanie dzieci do tej szczeliny. Gdy nie wypłynęła z niej krew, wierzono, że bożek przyjął ofiarę. Współczesnym Jezusa musiało się wydawać, że taka świątynia będzie stała wiecznie. Taki fundament wydawał się nie do ruszenia.
Właśnie do tej skały Jezus przywiódł swych apostołów i zapytał ich, za kogo go uważają. Piotr odpowiedział, że za Syna Bożego i otrzymał w zamian niesamowitą, niewiarygodną obietnicę. Ale to wcale nie był pierwszy raz, że apostołowie uznali w Jezusie Syna Bożego. Święty Mateusz sam wcześniej nam przytacza taki fragment, mówiący o burzy na Jeziorze Genezaret i spacerze Piotra po wodzie:
A On rzekł: Przyjdź! Piotr wyszedł z łodzi, i krocząc po wodzie, przyszedł do Jezusa. Lecz na widok silnego wiatru uląkł się i gdy zaczął tonąć, krzyknął: Panie, ratuj mnie! Jezus natychmiast wyciągnął rękę i chwycił go, mówiąc: Czemu zwątpiłeś, małej wiary? Gdy wsiedli do łodzi, wiatr się uciszył. Ci zaś, którzy byli w łodzi, upadli przed Nim, mówiąc: Prawdziwie jesteś Synem Bożym. (Mt 14,29-33)
Podobnie w Ewangelii Jana czytamy:
Odpowiedział Mu Natanael: Rabbi, Ty jesteś Synem Bożym, Ty jesteś Królem Izraela! (J 1,49)
Czemu więc słowa Piotra w Cezarei wywołały inną reakcję Jezusa? Najwyraźniej chodziło o lokalizację. Jedna z przyczyn, zapewne uboczna, ale może nawet ważniejsza dla nas dzisiaj, w XXI wieku, to fakt, że trudniej na terenach pogańskich uznać Jezusa za naszego pana, za Boga i dać temu głośne świadectwo. Trudniej to uczynić u wrót pogańskiej świątyni, niż w Jerozolimie, czy na łodzi, wśród swoich. My sami nie mamy przecież problemu z głośną modlitwą, z gestami takimi, jak przeżegnanie się, czy przyklęknięcie, gdy jesteśmy na pielgrzymce, albo wewnątrz kościoła. Ale ilu z nas żegna się przechodząc koło kościoła na ulicy? Ilu z nas odmawia modlitwę przed posiłkiem w restauracji? Ilu z nas nie wstydziłoby się iść ulicą z różańcem w ręku?
Nie to jednak było przyczyną, dla której Jezus przywiódł swych apostołów do skały, na której była świątynia bożka Pana. Przyprowadził on ich tam, aby koło tej fałszywej świątyni fałszywego boga powiedzieć Piotrowi, że On, Jezus na Skale, którą jest Piotr, zbuduje swój prawdziwy Kościół, którego bramy piekielne, nieodłączna część kultu fałszywego bożka Pana, nie przemogą.
Osoby negatywnie nastawione do Kościoła wysuwają tu zarzuty, że to było inaczej. Że skalą jest Jezus, nie Piotr, bo w greckim wydaniu NT jest użyte inne słowo. Jezus mówi: Ty jesteś „Petros” i na tej „petra” zbuduję swój Kościół. Zarzut dalej brzmi tak: Petra, Jezus, to wielka skała, a petros to tylko mały kamyczek. Jezus nie nadaje tu więc wcale żadnej znaczącej roli Piotrowi, ale wprost przeciwnie, upomina go i przywołuje do porządku. Zwłaszcza, że po chwili sam nazywa Piotra szatanem.
Te zarzuty dziś można słyszeć już tylko z ust naprawdę niedouczonych i wyjątkowo negatywnie nastawionych wrogów Kościoła. I nie mówię tego, aby obrazić kogokolwiek, jest to tylko stwierdzenie faktu. Ci protestanci, czy „niezależni chrześcijanie”, którzy cokolwiek studiują w dziedzinie współczesnej egzegezy tego tekstu (mówię o egzegetach protestanckich, nie katolickich), muszą wiedzieć, że tak już nikt z pośród liczących się nie uważa. Osoby uważane za jakiekolwiek autorytety w środowisku protestanckim dawno porzuciły ten zarzut. Wynika to z co najmniej trzech powodów.
Po pierwsze Jezus i apostołowie rozmawiali po aramejsku, a nie po grecku, a w tym języku jest tylko jedno słowo na określenie skały, „kefa”. Nie jest to tylko spekulacja z mojej strony, ma to także potwierdzenie w Biblii. Święty Paweł nazywa Piotra ośmiokrotnie Kefasem, a Jan w 1. rozdziale swej Ewangelii przytacza słowa Jezusa: Ty jesteś Szymon, syn Jana, ty będziesz nazywał się Kefas - to znaczy: Piotr.
Druga przyczyna to fakt, że w ówczesnej grece nie było żadnego rozróżnienia, poza rodzajem, w znaczeniu słów „petros” i „petra”, „Petros” po prostu jest słowem rodzaju męskiego utworzonym z żeńskiego słowa „petra”. Gdybyśmy czytali Biblię we francuskim tłumaczeniu, uniknęlibyśmy tych problemów, bo przeczytalibyśmy: Ty jesteś Pierre i na tej pierre zbuduję swój Kościół. Nie jesteśmy pewni, czy oryginał Ewangelii Mateusza był napisany po aramejsku lub hebrajsku, jak wielu uważa, czy od razu po grecku. Ale niezależnie od tego, jak było, słowa Jezusa wypowiedziane po aramejsku autor Ewangelii musiał jakoś przetłumaczyć. Nazwanie mężczyzny słowem rodzaju żeńskiego jest obraźliwe. W Polsce wiemy, że nie można nazwać faceta ani Kasią, ani Zosią, ani Petrą. Zarzuty te jednak przychodzą do Polski głównie zza oceanu, a tam nikogo nie dziwi, gdy tak samo brzmiące imię jest używane przez osoby obu płci. Dlatego nie rozumieją często, czemu koniecznością było zmienienie końcówki słowa „petra”, aby mogło być ono użyte jako imię mężczyzny.
Trzecią przyczyną, może najważniejszą i najbardziej przekonywującą, jest kontekst wypowiedzi Jezusa. Zaraz po tym, jak nazwał Piotra Skałą, dał mu klucze i niesamowitą obietnicę. Do kluczy jeszcze wrócę, zobaczmy jednak teraz, co takiego Jezus obiecał Piotrowi:
I tobie dam klucze królestwa niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie. (Mt 16,19)
Zauważmy, że jest to obietnica dana tylko Piotrowi, nie wszystkim apostołom. Ale, gdy się nad tym zastanowić, jest ona doprawdy niesamowita. Sam Bóg związuje sobie ręce, powierzając losy zbawienia świata i porządek w Niebie jednemu człowiekowi. I to jakiemu? Takiemu, który niczego nie rozumie, wyskakuje z czymś co chwilę jak Filip z konopi, i już za moment Jezus musi go upominać, ostro nazywając „szatanem”. Przecież taki człowiek, jak Piotr, zaraz namiesza tak, że zbawienie nie będzie dla nikogo możliwe. Poprzekręca całą Ewangelię, pozmienia zamiary Jezusa i będziemy mieli problem, prawda?
Nieprawda. Byłaby to prawda, gdyby zarządzanie Królestwem Bożym polegało tylko na ludzkiej naturze. Ale nie możemy zapomnieć obietnicy Jezusa, prawdziwego Boga, który nie tylko nigdy nie skłamał, ale skłamać po prostu nie może. Boże Słowo ma moc, Bóg przez wypowiedzenie Słowa stworzył świat. Gdy Bóg mówi, że bramy piekielne nie przemogą Kościoła i że co Piotr zwiąże na ziemi, będzie związane w niebie, to tak na pewno się stanie. Nie musimy się obawiać. Tym bardziej, że mamy tego potwierdzenie historyczne. Po dwóch tysiącach lat, mimo wielu kryzysów, wielu naprawdę ciężkich okresów w dziejach Kościoła, herezji tak rozpowszechnionych, jak Arianizm, gdy ortodoksyjni chrześcijanie byli w mniejszości, także wśród hierarchów Kościoła, po takich okresach jak wiek X, który dal początek chrześcijaństwu w Polsce, ale był raczej trudnym okresem w dziejach naszej wiary, po kilku papieżach, którzy nie mieli czasu na zajmowanie się Kościołem, bo zajmowali się swoimi karierami i majątkami, mamy ciągle Jeden, Święty, Powszechny i Apostolski Kościół.
Dla porównania, aby zobaczyć jak to mogło się rozwinąć bez obietnicy Jezusa, bez nadzwyczajnej opieki Ducha Świętego, wystarczy spojrzeć na chrześcijaństwo w wydaniu protestanckim. 500 lat po reformacji, (czy może raczej należałoby powiedzieć „deformacji"?) mamy ponad 30 tysięcy różnych zborów, wyznań, denominacji i odłamów chrześcijaństwa. Okazuje się bowiem, że z samej ludzkiej natury, bez autorytatywnej postaci, bez widocznego namiestnika Chrystusowego, nie da się osiągnąć zgody, jedności, jednoznacznej interpretacji Biblii.
Ale powróćmy do symbolu kluczy i do tego, co napisałem na samym początku. Że zrozumieć Biblię można tylko wtedy, gdy rozumiemy zależności między Starym i Nowym Testamentem. Nie było bowiem przypadkiem, że Piotr otrzymał klucze. Wszyscy o tym wiemy i w ludowych, czy dziecięcych wyobrażeniach Piotra widzimy go stojącego przy bramie Nieba i otwierającego Je, by wpuścić zbawionych. Ale taka interpretacja nie jest zgodna z tym, czego naucza Kościół i Biblia. Piotr nie w tym znaczeniu jest klucznikiem.
Pierwsze czytanie w dniu wczorajszym przypomniało nam tekst z proroka Izajasza, bardzo podobny do Ewangelii Mateusza i nie był to przypadek. Przypomnę tutaj ten fragment:
(Iz 22,19-23)
To mówi Pan do Szebny, zarządcy pałacu: Gdy strącę cię z twego urzędu i przepędzę cię z twojej posady, tegoż dnia powołam sługę mego, Eliakima, syna Chilkiasza. Oblokę go w twoją tunikę, przepaszę go twoim pasem, twoją władzę oddam w jego ręce: on będzie ojcem dla mieszkańców Jeruzalem oraz dla domu Judy. Położę klucz domu Dawidowego na jego ramieniu; gdy on otworzy, nikt nie zamknie, gdy on zamknie, nikt nie otworzy. Wbiję go jak kołek na miejscu pewnym; i stanie się on tronem chwały dla domu swego ojca. (Iz 22,19-23)
Jest to scena pokazująca nam, jak Szebna zostaje usunięty z urzędu zarządcy pałacu i zostaje powołany jego następca, Eliakim. Eliakim otrzyma klucze, władzę, stanie się ostoją, jak skała i będzie ojcem dla narodu wybranego. Co za głębia, jakie bogactwo symboli.
O ile antykatolicko nastawieni egzegeci nie negują już, że to Piotr jest skałą, to nadal negują fakt, że obietnica dana Piotrowi była „dziedziczna”. Uważają często, że to prawda, że Piotr był głową Kościoła, prawda, że przewodził apostołom, ale po jego śmierci każdy spadkobierca duchowy apostołów jest równy swym braciom. Siebie także uważają za takich spadkobierców. Ale oni nie często robią takie porównania tekstów, jak my. To zestawienie, jakie nam Kościół przypomniał we wczorajszej liturgii, wcale nie jest tak jasne i jednoznaczne dla nich. Scott Hahn będąc jeszcze protestantem i intensywnie studiując Biblię odkrył wiele takich „kwiatków” i był z siebie niezwykle dumny. Słusznie, bo wśród „Evangelical Christians” był on wyjątkiem. Bardzo się zdziwił, gdy po zostaniu katolikiem zobaczył, że te jego niezwykle odkrycia są częścią zwykłej liturgii Kościoła.
Symbol kluczy ma właśnie takie znaczenie: Pokazuje nam, że Piotr otrzymał urząd w Królestwie. Takie samo stanowisko, jak Eliakim. Jak wcześniej Józef na dworze faraona. A cechą każdego urzędu tego rodzaju jest to, że gdy odchodzi jeden zarządca, musi być wyznaczony na jego miejsce następca. Dodatkowo te szczegóły: Tron chwały dla domu ojca swego, ojciec dla mieszkańców Jeruzalem.
Nic dziwnego więc, że nazywamy Papieża Ojcem Świętym. To jego „ojcostwo” jest właśnie wyrazem i odbiciem chwały Ojca w Niebie. Nic dziwnego, że mamy takiego Zarządcę, który ma autorytet i władzę, a równocześnie jest chroniony przez Ducha Świętego przed popełnieniem błędu. Nic dziwnego, że gdy wszystkie kościoły protestanckie idą za zmianami społecznymi współczesnego świata, zmieniając swe doktryny, wierzenia i interpretacje, glosując często w demokratyczny sposób nad tym, co jest, co nie jest moralne, jeden tylko Kościół nadal stoi jak Skała. (Mam na myśli choćby fakt, że antykoncepcja, uważana za niemoralną przez wszystkie odłamy chrześcijaństwa aż do 1931. roku, teraz uważana jest za zwykłą i nawet zalecaną praktykę przez wszystkie denominacje. Niewiele lepiej wygląda kwestia rozwodów i ponownego małżeństwa.)
Bądźmy więc dumni z faktu, że jesteśmy katolikami. Dumni z naszego „Papy”. Nie dajmy się nabierać na zarzuty typu: Czemu nazywamy Papieża ojcem, skoro Biblia, sam Jezus, mówi: Nikogo też na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem; jeden bowiem jest Ojciec wasz, Ten w niebie. (Mt 23,9). To są naprawdę głupie i dziecinne zarzuty, wynikające z nieznajomości Biblii i z tego, że takie wersety wyrywane są najczęściej z kontekstu. Każdy przecież nazywa swego biologicznego tatę ojcem, prawda? Ale nawet jakby i to nie przekonywało, to przecież Biblia pełna jest przykładów nazywania ojcem Abrahama, przywódców Izraela, sam Święty Paweł nazywa siebie ojcem, podobnie jak ojcami nazywa swych przodków, itd., itp. Przykładów są dosłownie dziesiątki. Sam Jezus nazywa ojcem Abrahama, w przypowieści o Łazarzu i żebraku. Mówi też o ojcu w przypowieści o powrocie syna marnotrawnego.
Ten ostatni przykład najlepiej może ilustruje jak rozumieć zakaz nazywania kogokolwiek ojcem, poza Ojcem w Niebie. Właśnie ojciec z przypowieści o synu marnotrawnym jest obrazem Ojca Niebieskiego. Postępuje miłosiernie tak, jak uczy, jak nakazuje Bóg Ojciec. I o tym mówi nam Jezus. Wszelkie ojcostwo musi pochodzić od Prawdziwego Boga. Nie możemy naszym ojcem nazwać Buddy, innych guru, nie może być nim materializm, ani relatywizm. Dlatego właśnie nazywamy ojcami kapłanów i Papieża. Bo oni są dla nas odbiciem Ojca. A Biblia wyraźnie w czytaniach z ostatniej niedzieli nam to potwierdza.
No comments:
Post a Comment