Saturday, April 02, 2005

PAPIEŻ NIE ŻYJE!!!


Trudno mi napisać coś o Ojcu Świętym, co nie brzmiałoby płasko i banalnie. To człowiek takiego formatu, że przydałoby się bardziej utalentowane pióro niż moje, żeby wyrazić słowami Jego wielkość. Jedyne, co mogę zrobić, to opisać parę mych wspomnień i refleksji z Nim związanych.

Pierwszą rzeczą jaką pamiętam, był dzień wybrania Go na papieża. Wychowałem się w Krakowie i był On moim biskupem, ale wtedy moja wiara nie była bardzo głęboka i nie interesowałem się, kto jest biskupem mojej archidiecezji. Dopiero niezwykły fakt wyboru Polaka na Głowę Kościoła Katolickiego zwrócił moją uwagę na Jego osobę.

Sam wybór nastąpił w okresie, w którym nikomu nawet przez myśl nie przeszło, że komunistyczne imperium upadnie w ciągu kilkunastu lat. Nam wydawało się wtedy, że nie stanie się to za naszego życia. Dlatego też zapewne do samego wyboru kardynała Wojtyły na Papieża podchodziłem wtedy bardziej w sposób polityczny, niż teologiczny. Cieszyłem się, że przynajmniej w ten sposób mogliśmy „pokazać komuchom”. Przede wszystkim jednak była to niesamowita duma i radość, że nasz rodak został wybrany. Uczucia, których nawet redaktor prowadzący dziennik telewizyjny nie potrafił ukryć. Starając się podać tę wiadomość jak najzwyczajniej, profesjonalnie i bezuczuciowo nie mógł ukryć radości, którą zdradzały jego śmiejące się oczy.

Uczucia te nie przerodziły się jednak w moim przypadku w jakieś większe zainteresowanie nauką Papieża. Śledziłem doniesienia z Rzymu mówiące o Jego pontyfikacie, oglądałem Go w telewizji, w Rzymie i na licznych pielgrzymkach, ale gdy na przykład pierwszy raz odwiedził On Kraków, nie pojechałem nawet na Błonia, żeby zobaczyć Go osobiście i uczestniczyć w papieskiej Mszy.

Miałem wtedy niewiele ponad 20 lat i prawdę mówiąc nie byłem zbyt mądry. Stwierdziłem, że nie będę robił tego, co wszyscy i w telewizji też mogę sobie pooglądać tę uroczystość. Teraz już inaczej rozumiem pewne rzeczy, a bezpośrednie uczestnictwo we Mszy Świętej, papieskiej, czy nie, to coś zupełnie innego, niż oglądanie jej w telewizji. Prawdopodobnie zresztą i samej transmisji nie oglądałem zbyt pilnie, choć nie pamiętam już teraz po latach takich szczegółów.

Moje nawrócenie przyszło później. Tak naprawdę dopiero od urodzin mojej chorej córeczki, w 1990. roku, nigdy daleko od Boga nie odszedłem. Ale już wcześniej Bóg wzywał mnie do siebie i to wołanie było często związane z osobą Jana Pawła. Jak chociażby moja pierwsza piesza pielgrzymka z Krakowa na Jasną Górę, którą odbyłem z Paulinami w 1981. roku, a która odbyła się w intencji powrotu do zdrowia Papieża, po zamachu na Jego życie.

Dopiero później, po poznaniu Jego biografii, zrozumiałem, jakim człowiekiem był Karol Wojtyła. Jego niezwykłe życie, jakby prowadzone przez samego Ducha Świętego w tym jednym celu: aby zostać głową Kościoła. Rewolucyjny charakter jego posługi biskupiej i papieskiej. Jego awangardowy wręcz sposób postępowania: narty, basen, kajaki, wycieczki w góry, pielgrzymki, bezpośredni kontakt z ludźmi, wszystko to, czego „się nie robi”, czego żaden biskup, a zwłaszcza papież nie robił przed Nim.

Jeszcze później odkryłem, jakim był mądrym człowiekiem. Nie przez poznawanie Jego pism, encyklik, rozważań, bo mnie, człowiekowi o bardzo ograniczonej teologicznej wiedzy, trudno byłoby ocenić pełnię głębi Jego nauki, ale przez opinie innych. Najwybitniejsi współcześni teologowie uznawali w Papieżu teologa i filozofa tej miary, co święci Tomasz i Augustyn.

Papież będąc człowiekiem wielkiej miary, autorytetem moralnym, politykiem, duchowym zwierzchnikiem miliarda katolików na całym świecie, nigdy nie stracił z oczu nawet najmniejszego człowieka. Czy było to uznanie w setkach zmarłych przed nami ich świętości, czy też w tym niemalże nieznanym epizodzie z Jego życia, który opisałem w TYM TEKŚCIE.

Wielu obserwatorów oceniając Go po tym, w jaki sposób sprawował swą posługę, mylnie uważało, że także okaże się On rewolucjonistą w dziedzinie nauczania. Tymczasem pozostał On wierny nauce Jezusa. Nic dziwnego w sumie, przecież to sam Jezus obiecał, że Piotr i jego następcy będą autorytatywnie i nieomylnie uczyć swe owieczki prawdziwej wiary. Ale nie każdy dziennikarz jest teologiem i stąd ta mylna ocena Jego osoby z początków pontyfikatu.

Pamiętam opis sceny chyba z pierwszej pielgrzymki Ojca Świętego do Niemiec, gdy witająca Go kobieta, najwyraźniej działaczka liberalnego Ruchu Kobiecego, zamiast przeczytać wcześniej przygotowane słowa powitania, spontanicznie powiedziała, że chciałaby, aby Papież zezwolił kobietom na współuczestnictwo w sakramencie kapłaństwa. Papież nie obraził się, nie zdziwił, ale przytulił ją i powiedział, że on także chciałby tego, ale kapłaństwo tylko dla mężczyzn ustanowił sam Jezus i on sam nie ma prawa, ani możliwości zmienienia tego, co jest wolą Boga.

Jan Paweł II był także zdaniem wielu prorokiem i mistykiem. Jego niezwykle głęboka osobowość łączyła te cechy z Jego ekstrawersyjnym usposobieniem, otwarciem do innych, zdolnościami komunikowania się ze wszystkimi ludźmi. Prawdziwy spadkobierca swych wielkich przodków w wierze: apostołów Jana i Pawła. Obaj byli wspaniałymi teologami, ale po świętym Janie Papież „odziedziczył” głębię swej wiary, mistycyzm i stał się „umiłowanym uczniem Jezusa”, po świętym Pawle z kolei potrzebę dotarcia do wszystkich zakątków Ziemi, by głosić tam Dobrą Nowinę i umiejętność niesienia krzyża z Jezusem. To przecież święty Paweł napisał te, jakże aktualne słowa:


Wam bowiem z łaski dane jest to dla Chrystusa: nie tylko w Niego wierzyć, ale i dla Niego cierpieć, skoro toczycie tę samą walkę, jaką u mnie widzieliście, a o jakiej u mnie teraz słyszycie.
(Flp 1,29-30)

A także:


Teraz raduję się w cierpieniach za was i ze swej strony w moim ciele dopełniam braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół.
(Kol 1,24)

Ważnym aspektem tego pontyfikatu było też Jego zawierzenie Maryi i Jej opieka nad Nim. Przecież pierwsza papieska pielgrzymka była do Meksyku, gdzie znajduje się sanktuarium Matki Bożej z Guadalupe, ostatnia do Lourdes. To Matce Boskiej Fatimskiej Jan Paweł II dziękował za swe ocalenie z zamachu na Jego życie. i właśnie w pierwszą sobotę miesiąca, dzień poświęcony Niepokalanemu Sercu Maryi, odszedł do Niej.

Matka Boża powiedziała siostrze Łucji:
„W godzinę śmierci obiecuję przyjść na pomoc z łaskami potrzebnymi do zbawienia tym, którzy przez pięć miesięcy w pierwsze soboty odprawia spowiedź, przyjmą Komunię św., odmówią jeden różaniec i przez piętnaście minut rozmyślania nad piętnastu tajemnicami różańcowymi towarzyszyć mi będą w intencji zadośćuczynienia.” Nic dziwnego, że właśnie w pierwszą sobotę miesiąca przyszła Ona po swego najwierniejszego Syna, naszego ukochanego Ojca Świętego.

Ja zobaczyłem na żywo Papieża dopiero w roku 2000. Oczywiście być może widziałem Go jako dziecko na którejś z uroczystości kościelnych w Krakowie, ale jeżeli to prawda, to nie pamiętam tego po latach. Dopiero w roku jubileuszowym pojechałem na pielgrzymkę do Rzymu i na Placu Świętego Piotra, z daleka, mogłem go zobaczyć.

Ponownie widziałem Go w Polsce w 2002. roku. Przyjechałem specjalnie do Krakowa, aby współpielgrzymować z Nim podczas Jego ostatniej wizyty w Polsce. Cała ta pielgrzymka była niesamowitym przeżyciem. Opisałem ją zaraz po powrocie i każdy może przeczytać moje wspomnienia, klikając TUTAJ. Trudno było podczas niej nie zauważyć faktu, że Jan Paweł II żegnał się ze swymi ukochanymi miejscami, jakby wiedział, że ich już nie zobaczy więcej.

Potem nasz optymizm wrócił. Wydawało się, że Papież, choć chory, cierpiący, to być może będzie żył jeszcze długie lata. Wszyscy mieliśmy nadzieję, że osobiście będzie On w lecie w Kolonii i że może przy okazji odwiedzi raz jeszcze Polskę. Co prawda z Watykanu szybko przyszło wyjaśnienie, że w okresie prawdopodobnych wyborów nie będzie wizyty Papieża, aby nie była ona wykorzystywana do celów politycznych, niemniej jednak nie zabrało nam to nadziei, że zobaczymy Go może w późniejszym terminie.

Cóż. Bóg miał inne plany. Odszedł Namiestnik Chrystusowy, widzialna Głowa Kościoła. Zapewne Pan przywitał Go słowami:
Dobrze, sługo dobry i wierny! Byłeś wierny w rzeczach niewielu, nad wieloma cię postawię: wejdź do radości twego pana! (Mt 25, 21b) Jestem przekonany, że jeszcze przez lata będziemy odkrywać Jego wielkość, znaczenie i rolę, jaką odegrał ten pontyfikat w naszej najnowszej historii. Wydaje mi się, że nie przesadzę stwierdzając, że pontyfikat ten miał znaczący wpływ na całą naszą cywilizację i bieg historii. Bez wątpienia miał on wpływ na moje życie.

Karol Wojtyła. 18 V 1920 - 2 IV 2005. Kapłan. Kardynał. Papież. Człowiek. Jan Paweł Wielki. Niech odpoczywa w pokoju.

No comments:

Post a Comment