Wednesday, July 30, 2008

Polityka małych kroków

Powrócę jeszcze raz do tego, o czym pisałem przed paroma dniami. Chcę to zrobić dlatego, że jest to bardzo ważna sprawa, a boję się, że mogła być niezauważona w poprzednim poście. Chodzi mianowicie o tę propozycję, by każdy z nas przekonał do Jezusa tylko dwie osoby.

Świat potrzebuje ewangelizacji, ale praca ta przypomina sprzątanie stajni Augiasza. Na dodatek nie wydaje się, by nagle zjawił się jakiś Herakles i sprytnym sposobem dokonał dzieła. Jeden potop już był i Bóg obiecał, że nie będzie następnego. Nie oczyszczą żadne wody tego gnoju, który nam zatruwa dziś atmosferę. Chyba, że to sam Duch Święty wystąpi w roli Heraklesa. Jednak zanim to nastąpi to właśnie nas czeka ta niewdzięczna praca.

Jednak nie powinno nas to przerażać, bo nie jesteśmy sami. A będzie nas coraz więcej. I o tym właśnie chciałbym ponownie napisać.

Święta Tereska z Lisieux dlatego została doktorem Kościoła, że nauczyła nas jednej bardzo ważnej rzeczy. Mianowicie tego, że nie musimy dokonywać wielkich czynów. Wystarczy, że robimy małe dobre uczynki, ale wykonujemy je z wielką miłością. Jest takie znane chińskie powiedzenia, że najdłuższą podróż zaczyna się od postawienia pierwszego kroku. Najbardziej zagnojona stajnia zostanie oczyszczona gdy zaczniemy od wyrzucenia pierwszych wideł gnoju. Najbardziej zdeprawowana cywilizacja zacznie się odmieniać od nawrócenia pierwszego serca. Najlepiej naszego.

Jak to się stało, że apostołowie byli w stanie nawrócić cały świat? I do tego zrobili to tak szybko? Bez SMS-ów, Internetu, TVN 24 i nawet bez radia. To proste: Opowiedzieli o Chrystusie tym, którzy byli obok nich. A ci poszli z Dobrą Nowiną dalej i wszystko ruszyła jak lawina. Nie chodzi bowiem o to, byśmy dotarli do milionów. Zawsze chodzi tylko o to, byśmy dotarli do jednego człowieka.

Oczywiście nie każdy ma identyczny wpływ na otaczającą go rzeczywistość. Dziennikarz w radiu czy w katolickiej gazecie dotrze do większej grupy ludzi, niż ktoś bez takich możliwości. Ktoś, kto pisze bloga i publikuje swoje przemyślenia w Necie ma więcej odbiorców, niż ktoś, kto tylko w pracy, wśród kolegów dzieli się swoją miłością do Jezusa. Ale potrzebni są wszyscy i nikt nie jest mniej ważny.

Takie osoby, jak pani redaktor Joanna Najfeld, z którą zamieniłem wczoraj parę słów, gdy była gościem audycji Radia Józef, czy pan redaktor Franciszek Kucharczak, którego mam zaszczyt nazywać swoim przyjacielem są wręcz niezbędni dla tego dzieła. Na szczęście takich osób jest wiele i będzie ich coraz więcej. Są niezbędni, by publicznie dać świadectwo Prawdzie. Takie spotkania w nieprzychylnych nam mediach, jak audycja w TVN 24 z udziałem pani redaktor Joanny Najfeld, którą można zobaczyć tutaj:



… są konieczne, by zobaczyć jak zakłamani są nasi adwersarze. Jak bardzo rzeczywistość jakiej są częścią jest różna od propagandowego obrazu, jaki starają się nam przedstawić. Oni bowiem, propagatorzy świata bez Boga, mają szeroko otwarty dostęp do mediów i bez osób takich jak pani Joanna mogliby łgać do woli, nie bojąc się, że ktokolwiek im te łgarstwa uświadomi.

Jednak tak naprawdę ważniejszy jest osobisty, bliski kontakt. Nic go nie zastąpi. Pamiętamy z Ewangelii, że gdy Jezus przemawiał do tłumów, a przy okazji ich nakarmił, to zyskiwał tysiące wyznawców, których wiara była potwornie płytka. Była jak ziarno spadające na skałę. Skończyła się wyżerka, zaczęła się trudna nauka o Prawdziwym Chlebie i wszyscy odeszli mówiąc” „Trudna jest ta mowa. Któż jej może słuchać?”. Ale kiedy Jezus rozmawiał z jedną osobą, czy to z Samarytanką przy studni, czy nierządnicą przyłapaną na grzechu, to spotkania te odmieniały je trwale. Na całe życie.

Dlatego nie przejmujmy się, że nie jesteśmy panią Najfeld. Nie przejmujmy się, że nie mamy własnego cotygodniowego felietonu w Gościu Niedzielnym jak pan Kucharczak. Przekonajmy dwie osoby w naszym otoczeniu do Jezusa. Przekonajmy je tak, by one same poszły dalej z Dobrą Nowiną. By i one przekonały dwie następne, a zanim minie pokolenie nawrócimy cały świat. To naprawdę da się zrobić. Jedynie wtedy nam się to nie uda, gdy nie zrobimy tego najważniejszego, pierwszego kroku.

I oczywiście, jak już wspominałem, musimy zacząć od siebie. Nie mamy wiary? Módlmy się o nią. Nie potrafimy się modlić? Módlmy się o to, byśmy potrafili. Modlitwa to nic innego, niż rozmowa z Bogiem. Nie musi być „formalna”, nie musimy znać żadnych tekstów. Modlitwa musi pochodzić z serca, musi być zwyczajną, osobistą konwersacją. Opadają nam ręce? Módlmy się. Przeraża nas nasza rzeczywistość? Módlmy się. Nie wiemy, jak zacząć? Módlmy się. Opowiedzmy właśnie o tym Jezusowi. Oddajmy się Mu do dyspozycji, z naszymi słabościami, z naszym lękiem, ale oddajmy się ze szczerego serca, a On już sam dokona za naszym pośrednictwem wspaniałych rzeczy. Zaufajmy Mu tylko, a reszta ułoży się sama.

To wam powiedziałem, abyście pokój we Mnie mieli. Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat. (J 16,33)

No comments:

Post a Comment