Rozpoczyna się okres Adwentu i ja, wraz z resztą mojej najbliższej rodziny, zaczniemy się znowu inaczej zachowywać. Znikniemy z internetu, wyłączymy telewizor, każdy zacznie jakąś formę postu, będziemy się starali być dla siebie bardziej serdeczni.
W naszym domu obchodzimy bardzo podobnie Wielki Post i Adwent, ale o ile większość ludzi rozumie dlaczego tak jest w Wielkim Poście, to trochę trudniej to zrozumieć w okresie Adwentu. Przecież to jest raczej radosny okres, okres oczekiwania na Mesjasza, na Jego przyjście. Symbolicznie oczekujemy wraz ze Starotestamentowym Ludem Bożym na Jego narodziny w Betlejem, ale także czekamy na Jego powtórne przyjście, w chwale, mocy i w całej Jego okazałości. Dlaczego więc te posty i te smętne miny? Co do smętnych min, to nie wiem. Mam nadzieję, że ich nie będzie w naszym domu. Ale jeżeli chodzi o post, to jest on dobry w każdym okresie, więc i w Adwencie nie zaszkodzi.
Świat nam się tak ostatnio skomercjalizował, że to sklepy, biznes, hipermarkety teraz ustalają „rok liturgiczny”, a nie Kościół. Albo może powinienem raczej powiedzieć, że ich grafik wydarzeń różni się od tego, jaki od wieków mamy w Kościele, a ich siła przebicia jest zdecydowanie większa. Agresywne reklamy, przerośnięte krasnale w czerwonych portkach, które mają być Świętym Mikołajem, bożonarodzeniowa muzyka w sklepach już od listopada, półki pełne symboli świątecznych powodują, że na miesiąc przed narodzeniem Dzieciątka wszyscy wpadamy w świąteczny nastrój. Gdy przychodzi Dzień Bożego Narodzenia taki już mamy przesyt, że na drugi dzień wyrzucamy choinki, demontujemy lampki, przestajemy śpiewać kolędy i wracamy do codziennego, zwykłego życia.
Jednak nie tak powinno być. Boże Narodzenie jest 25. grudnia i okres Świąt trwa co najmniej do 6 stycznia, do Święta Trzech Króli (których, być może wcale nie było trzech, ani też zapewne nie byli oni królami), a prawdę mówiąc do 2 lutego, Święta Ofiarowania Pana Jezusa w Świątyni. Dlatego to właśnie wydaje mi się, że posty i wyrzeczenia w okresie Adwentu są doskonałą „odtrutką” na zbyt wczesne obchodzenie Świąt.
Posty mają to do siebie, że są dokuczliwe. Nie pozwalają o sobie zapomnieć. Niezależnie od tego, czy to post od mięsa, czy słodyczy, telewizora, komputera, czatów, forum, od krzyków, kłótni i kwaśnych min. Ilekroć zobaczymy kogoś ze smakiem zajadającego lody, lub opowiadającego, co się wczoraj wydarzyło w ulubionym serialu, czy zapraszającego na spotkanie na czacie, czy gdy ktoś na nas się wydziera, a my z wszystkich sił się powstrzymujemy od zareagowania w podobny sposób i z uśmiechem odpowiadamy na jego złość, od razu wraca nam przed nasze oczy powód, dla którego przyjęliśmy taką postawę. Czyli cel został osiągnięty.
Cztery niedziele Adwentu symbolizują cztery tysiące lat oczekiwania na przyjście Mesjasza. Te cztery tysiące lat to także okres symboliczny, który wziął się z dosłownej interpretacji rodowodu Pana Jezusa z Ewangelii Św. Łukasza. Oczywiście nie jesteśmy teraz w stanie określić precyzyjnie kiedy ludzkość zaczęła rozumieć potrzebę przyjścia Zbawiciela. Prorocy zapowiadali Go od wieków, ale interpretacja ich proroctw była bardzo często odmienna od prawdziwego znaczenia ich przepowiedni. Oczekiwano raczej przywódcy militarnego, kogoś, kto wyzwoli Izraela od panowania Rzymu, równocześnie pokładając nadzieję zbawienia w ofiarowaniu zwierząt i w doskonałym wypełnianiu Prawa.
Tymczasem ani żaden kozioł ofiarny, ani ofiara z baranka bez skazy, (baranka przez małe „b”), ani wypełnianie każdego prawa, jakie ustala Świątynia, czy Kościół, nie może nam dać zbawienia. Były to tylko zapowiedzi spraw przyszłych. Prawo miało wychować naród wybrany, a ofiary ze zwierząt wskazać na przyszłą prawdziwą Ofiarę, prawdziwego Baranka, który będąc Bogiem i człowiekiem, mógł, jako jeden z nas, zapłacić za nasze winy, a jego zapłata była wystarczająca i satysfakcjonująca Wszechmocnego Boga, bo był, bo jest On przecież właśnie tym Bogiem.
Ale gdyby nie te nasze posty, nie te wyrzeczenia w okresie adwentowym, jak byśmy sobie uświadamiali te wszystkie misteria i tajemnice? Przypominałby nam o nich ksiądz na kazaniu? Zapewne. Ale czy to wystarczy? Czy cztery godziny oczekiwania to jedyne na co nas stać? A pięć minut po mszy już wracamy do codziennej, normalnej rzeczywistości? Nie sądzę. Wiem, że jestem tutaj radykałem w swych poglądach, ale te poglądy wcale nie są obiektywnie radykalne. Tak było zawsze, przez wieki. We wschodnich kościołach Adwent jest nadal nazywany „Małym postem”. Zobaczmy, jak na przykład Łemkowie obchodzą Adwent:
"Okres przedświąteczny związany był całkowicie z przygotowaniami do Bożego Narodzenia. W każdej wsi społeczność parafialną obowiązywał ścisły post (adwent). Rozpoczynał się 15 listopada i kończył 24 grudnia - według nowego stylu tj. kalendarza gregoriańskiego (dla rzymskich katolików). Według starego kalendarza juliańskiego - cały ten okres przypadał w terminie od 28 listopada do 6 stycznia. Różnica pomiędzy kalendarzami wynosiła 13 dni. Wigilia łemkowska (Śwjatyj Weczer) wypadała 6 stycznia i poprzedzał ją czterotygodniowy czas postu, nazywany fyłypiką ( od św. Filipa). Post oznaczał zakaz spożywania tłuszczów (w tym masła) i mięsa. Używano tylko tłuszczów roślinnych, np. oleju lnianego (każdy z gospodarzy uprawiał len). Masło i sery z wielotygodniowym wyprzedzeniem odkładano na świąteczny czas w dzieże i kamienne garnce i przechowywano w komorze lub spichlerzu zwanym sypanec. Bryndzę z krowiego i owczego mleka składowano wcześniej, bo już jesienią. Podczas postu jedną z potraw była bryndżowa woda (tak nazywali ją mieszkańcy Łosia, czy Nowej Wsi k. Krynicy). Taką bryndzę o ostrym zapachu gaździna rozrabiała we wrzącej wodzie, a do tego jeszcze ziemniaki i smakowało jak fras (smakowało jak diabli - przyp. M.R.)". (Cytat za stroną http://www.pszczelarskaoficyna.pl/pages/publikacje_07.htm )
To tylko przykład, jak dawniej i jak ciągle teraz obchodzi się Adwent w innych tradycjach i innych kościołach. Tymczasem dla nas ten okres coraz mniej się różni od jakiegokolwiek innego okresu w naszym życiu. Ksiądz Tomasz Jaklewicz na portalu „Wiara.pl”, http://liturgia.wiara.pl/?grupa=6&art=1102413399&dzi=1115658682, przypomina między innymi:
"Adwent jest czasem ascezy. Sens tego słowa został zniekształcony przez wieki, ale podstawowa intuicja jest wciąż aktualna. Człowiek potrzebuje czasu pustyni. Nie w sensie pogardy dla świata czy ucieczki od obowiązków. Pustynia jest potrzebna, aby wyprostować pokręcone drogi życia. Pustynia oczyszcza, pozwala dotrzeć do tego, co naprawdę ważne. Pustynia pozwala odkryć, że jestem zależny tylko od Boga, czyli tylko On jest mi potrzebny. Bóg sam wystarczy!"
Ja poprosiłem moje dzieci, żeby napisały mi w jednym, czy dwu zdaniach, dlaczego my w naszym domu tak, a nie inaczej, obchodzimy okres Adwentu. Oczywiście od razu uprzedzając, że odpowiedź „Bo tata nam tak każe” nie będzie uznana za wystarczającą. :-) . Oto co mi moje pociechy napisały. Kuba, 14 lat:
"Ja myślę, że dlatego ofiarujemy przyjemności w okresie Adwentu, ponieważ oczekujemy na narodziny Chrystusa, na którego ludzie czekali przez setki lat. Życie przed Chrystusem było smutnym okresem, więc powinniśmy ofiarować coś przez te krótkie 4 tygodnie czekając, tak jak wszyscy inni oczekiwali, na Boże Narodzenie. To symbolizuje nasze oczekiwanie na narodziny Jezusa Chrystusa."
Wiktoria, 16:
"My ofiarujemy w naszym domu to, co lubimy w okresie Postu. I Adwentu też. Ofiarujemy te rzeczy, by być wolnymi…jeżeli to możesz zrozumieć. Ale pomyśl. Jeżeli jesteś uzależniony, powiedzmy, do oglądania „House MD” każdego wtorku, ponieważ myślisz, że Hugh Laurie jest jednym z najwspanialszych dzisiejszych aktorów, to czy nie jesteś niewolnikiem tego programu? Jesteś. To, że sami wybieramy to, by być niewolnikiem, to inna sprawa, ale ciągle nimi jesteśmy. Gdy ofiarujesz te rzeczy, stajesz się wolny. Masz więcej czasu dla Boga, przyjaciół i rodziny. A Post i Adwent w końcu się kończą i powracamy do bycia niewolnikami … ale ze świadomością, że możemy żyć trzy tygodnie bez Hugh’a Laurie, a to jest bardzo dobra świadomość."
Tyle moje dzieci, które, jak widać, doskonale rozumieją istotę postu i poświęceń dla Boga. Ale jak nawet nastolatki to potrafią zrozumieć, to nie powinniśmy rozumieć tego wszyscy?
Jeszcze cytat z Katechizmu Kościoła Katolickiego:
522 Przyjście Syna Bożego na ziemię jest tak wielkim wydarzeniem, że Bóg zechciał przygotowywać je w ciągu wieków. Wszystkie obrzędy i ofiary, figury i symbole "Pierwszego Przymierza" Bóg ukierunkował ku Chrystusowi; zapowiada Go przez usta proroków, których posyła kolejno do Izraela. Budzi także w sercu pogan niejasne oczekiwanie tego przyjścia.
523 Święty Jan Chrzciciel jest bezpośrednim poprzednikiem Pana, posłanym, by przygotować Mu drogi. (…)
524 Celebrując co roku liturgię Adwentu, Kościół aktualizuje to oczekiwanie Mesjasza; uczestnicząc w długim przygotowaniu pierwszego przyjścia Zbawiciela, wierni odnawiają gorące pragnienie Jego drugiego Przyjścia. (…)
Jan Chrzciciel oczekiwał na przyjście Mesjasza żyjąc na pustyni i żywiąc się „szarańczą i miodem”. Dlatego zachęcam wszystkich, żeby w tym okresie Adwentu także odnaleźć swoją pustynię. Wyciszyć się, skupić na modlitwie. Adwent w tym roku ma tylko 21 dni. W ostatnią niedzielę Adwentu zasiądziemy już do stołów wigilijnych. I naprawdę warto troszkę popościć i troszkę się wyrzec codziennych przyjemności dla tego momentu. Jest coś wspaniałego, jakaś satysfakcja, jakieś poczucie dobrze wypełnionego obowiązku, gdy wraz z całym Kościołem, wraz z tradycją minionych wieków jednoczymy się w modlitewnym skupieniu w oczekiwaniu na Jezusa. I radość, gdy wreszcie On do nas przyjdzie.
No comments:
Post a Comment