Wednesday, July 26, 2006

Pierwsze weto prezydenta

Prezydent Bush pięć i pół roku po objęciu swego stanowiska zawetował pierwszą ustawę. Nie jest to takie dziwne, że dopiero teraz, bo od początku swej kadencji ma większość w obu izbach parlamentu. Prezydent w USA jest nie tylko głową państwa, ale i szefem rządu, więc wszelkie trudności legislacyjne udawało się rozwiązać na etapie przygotowania ustaw, a nie już po głosowaniu. Zawsze jednak jest w końcu pierwszy raz i tak teraz się zdarzyło. Prezydent Bush zawetował ustawę mającą znieść zakaz finansowania z federalnych pieniędzy badań nad komórkami macierzystymi uzyskanymi z ludzkich embrionów.

Ponieważ podobnym zagadnieniem zajmował się ostatnio także parlament europejski, warto napisać parę zdań na ten temat. Wiedza o tych komórkach jest bowiem minimalna i ludzie kierują się głównie uczuciami, zamiast użyć swojej głowy i pomyśleć troszkę. A sprawa wcale nie jest aż tak bardzo skomplikowana i postaram się ją wyjaśnić. Oczywiście będzie to w wielkim uproszczeniu i tekst ten nie ma najmniejszych ambicji być źródłem naukowych, czy medycznych wyjaśnień czym są komórki macierzyste i jakie są perspektywy leczenia chorób przy ich pomocy. Będzie to tylko ogólny zarys, ale i tak jestem przekonany, że wiele osób dowie się z niego faktów, o których nie informuje codzienna prasa, radio i TV, ani też politycy tworzący takie ustawy.

Czym więc są te „komórki macierzyste”? W uproszczeniu są to komórki, z jakich każdy z nas składał się tuż po poczęciu. Wszyscy byliśmy najpierw „komórką macierzystą”, która się podzieliła na dwie, potem cztery, osiem itd. Wtedy żadna z nich nie była komórką kości, czy skóry, czy krwi, czy komórką układu nerwowego, ale była taką uniwersalną komórką, która potencjalnie mogłaby się stać dowolną częścią ludzkiego organizmu.

Wcale więc nie dziwi, że naukowcy są entuzjastycznie nastawieni do badań nad tymi komórkami. Gdyby bowiem można odpowiednio pokierować ich rozwojem, umieszczając je, powiedzmy, w przerwanym układzie nerwowym sparaliżowanej osoby tak, by połączyły się z istniejącymi komórkami, można by umożliwić pełną rehabilitację i odzyskanie sprawności chorego. Dlatego to na przykład Christopher Reeve, sparaliżowany aktor grający „Supermana” tak wiele walczył o wzrost funduszy na badania nad tymi komórkami.

Komórki macierzyste są nie tylko obecne we wczesnym stadium rozwoju płodu ludzkiego, ale można je także uzyskać od osób dorosłych. Są one m.in. w pępowinie i teraz już wiele ludzi zamraża ją po porodzie swego dziecka, na wypadek, gdyby postęp badań umożliwił użycie ich w przyszłym leczeniu. Niedawno czytałem też o wielkim sukcesie grupy polskich uczonych pracujących na Uniwersytecie w Kentucky, którym udało się wydzielić komórki macierzyste ze szpiku kostnego myszy. Oto fragment notatki prasowej PAP:


„Polscy naukowcy pracujący w USA jako pierwsi w świecie zidentyfikowali w szpiku myszy komórki o cechach macierzystych komórek embrionalnych. Odkrycie to stanowi poważny krok na drodze do regeneracji ludzkich narządów - poinformował prof. Mariusz Z. Ratajczak z uniwersytetu w Kentucky.

Według nadzorującego projekt prof. Ratajczaka, dyrektora Programu Komórki Macierzystej w Centrum Rakowym na Uniwersytecie Louisville w Kentucky w USA, podobne komórki można by znaleźć także w szpiku kostnym innego ssaka - człowieka.

"Uważamy, że byłoby to alternatywne źródło najwcześniejszych rozwojowo komórek macierzystych, odpowiadające komórkom embrionalnym pozyskiwanym z zarodków. Możemy uniknąć dzięki temu kontrowersyjnego problemu pozyskiwania komórek macierzystych z zarodków dla celów badawczych i leczniczych" - poinformował.”

„Uniknąć kontrowersyjnego problemu”. Właśnie. Na czym w ogóle polega tu ta cała kontrowersja? Jeżeli te komórki są taką rewelacją i pozwalają leczyć różne choroby, to czemu niby nie mielibyśmy finansować nad nimi badań? O co tu chodzi? Cóż. Jak nie wiadomo, o co chodzi, to prawie zawsze chodzi o pieniądze. Ale tu chodzi także o coś jeszcze. Mianowicie o zachowanie ludzkiego życia.

To „pozyskiwanie komórek macierzystych z zarodków” wiąże się bowiem z jednym bardzo przykrym skutkiem ubocznym. Z zabiciem nienarodzonego dziecka. Każdy z nas był kiedyś bowiem „zarodkiem”, „embrionem”, tak, jak później byliśmy „noworodkiem”, dzieckiem, młodzieńcem, osobą dojrzałą, i da Bóg, starcem. Na każdym etapie naszego życia jesteśmy człowiekiem, bo, z biologicznego punktu widzenia, nasze człowieczeństwo określa 46 chromosomów i pewien konkretny kod genetyczny, unikalny dla gatunku znanego nam jako „homo sapiens”.

Jest jeszcze jedno ciekawe zagadnienie związane z komórkami macierzystymi. Mianowicie takie, że setki tysięcy ludzi na całym świecie zostały już wyleczone z różnych chorób dzięki komórkom macierzystym. Tylko że z tych setek tysięcy ani jedna, powtarzam, ANI JEDNA nie została wyleczona dzięki komórkom uzyskanym przez zabicie embrionu. Wszystkie znane medycynie sposoby leczenia przy pomocy komórek macierzystych korzystają z komórek uzyskanych od osób dorosłych. Dlaczego? Nie dlatego, że badacze są tak moralni i nigdy nie zabiliby nienarodzonego dziecka. To, niestety, nie jest prawda. Bardzo wielu naukowców w ogóle nie przejmuje się takimi drobiazgami. Dzieje się to tylko dlatego, że wszelkie próby leczenia jakichkolwiek chorób przy pomocy komórek macierzystych pobranych od ludzkich zarodków kończą się totalną klęską.

Jeden z poważniejszych problemów w praktycznym stosowaniu takiego leczenia, to problem z dostarczeniem i umiejscowieniem komórek w odpowiednim miejscu organizmu. Opowiem o „przypadku”, jaki przedstawił na pewnej konferencji naukowej lekarz zajmujący się takimi badaniami. Opowiadał o próbie wyleczenia złamania kręgosłupa. Badanie było prowadzone na psie. Wprowadzono do psiego krwioobiegu komórki macierzyste, pobrane z zarodków, i obserwowano, jak krwioobieg dostarcza je do uszkodzonego nerwu i jak nerw ten zaczyna się odbudowywać. Wyniki były bardzo obiecujące, tylko, że pies zdechł na raka. Prawdę mówiąc zdechł na wiele chorób nowotworowych. Ogarnęły one cale jego ciało, bo krew nie dostarczała komórek macierzystych tylko do uszkodzonego nerwu, ale do wszystkich organów organizmu, a komórki macierzyste tego typu są niemalże „zarazkami nowotworowymi”. Niemal pewne, że zaczną się rozwijać tak, jak komórki rakowe i nikt nie jest w stanie teraz temu zapobiec.

Ponieważ problem ten jest znany od dawna i przez lata nikt nie wymyślił, jak mu zapobiec, wielu naukowców uważa, że ten kierunek badań to ślepa uliczka. Komórki macierzyste pobrane od osób dorosłych nie powodują tego typu trudności. Czemu więc naukowcy z uporem godnym lepszej sprawy upierają się przy tego typu komórkach? Jak już wspomniałem, chodzi głównie o pieniądze. Nie ma problemu z pieniędzmi na badania nad komórkami pobranymi od dorosłych. Finansują je państwa, popiera takie badanie Kościół, daje pieniądze sektor prywatny. Ale tu nie da się wiele zarobić. Tu można najwyżej pomoc chorym. Natomiast w badaniach nad komórkami pobranymi z zabitych embrionów można zarobić potencjalnie bardzo duże pieniądze, bo komórki te są opatentowane. Naukowiec rozmnażający takie komórki ma do nich „prawa”, jak autor ma prawa autorskie do swojego tekstu. Gdyby rzeczywiście udało się wytworzyć leki z takich komórek, od każdego sprzedanego opakowania leku, naukowiec otrzymywałby należną mu działkę. Czemu więc sektor prywatny nie zainwestuje w te badania? Bo ci, którzy mają pieniądze, widzą, że to ślepa uliczka i do niczego nie prowadzi. Łatwiej więc przekonać polityków, wykorzystując takie osoby, jak aktorzy, najlepiej z chorobą Parkinsona i ze złamanymi kręgosłupami, by przeznaczyli na ten cel pieniądze podatników, niż przekonać prywatnego inwestora, którego mało obchodzą wzniosłe hasła i następne wybory, a więcej możliwość odzyskania zainwestowanego wkładu.

Podczas uroczystości zawetowania ustawy Buszowi towarzyszyły dzieci urodzone z „adoptowanych embrionów”. Bush powiedział, ze podatnicy amerykańscy nie powinni finansować badań na ludzkich embrionach, nawet, gdyby potencjalnie miały one doprowadzić do leczenia pewnych schorzeń. „Przegłosowane prawo wspomagałoby zabijanie ludzkiego życia w nadziei znalezienia pomocy medycznej dla innych. […] Każde dziecko tu obecne zaczęło swe życie jako zamrożony embrion, stworzony do zabiegu zapłodnienia in vitro. […] Ci chłopcy i te dziewczynki to nie są części zamienne.”

Bush podpisał inną ustawę, przegłosowaną bez jednego głosu sprzeciwu, zakazującą kreowania ludzkich zarodków dla uzyskiwania organów, które miałyby być wykorzystywane później dla leczenia innych ludzi. Kilku republikańskich kongresmanów zapowiedziało także, że będą pracowali nad ustawą, która sprzeciwi się takim badaniom, w wyniku których zostanie zakończone ludzkie życie, ale będzie promowała inne badania nad komórkami macierzystymi. Demokraci nazwali to „politycznym listkiem figowym” mającym odwrócić uwagę od weta prezydenta.

Bush powiedział także, że zamrożone embriony nie mogą służyć badaniom naukowym tak, jak nie można używać do badań naukowych więźniów oczekujących na egzekucję. Gdyby ustawa ta weszła w życie, podatnicy amerykańscy po raz pierwszy w historii byliby zmuszeni do finansowania celowego niszczenia ludzkiego życia w celach badawczych. Przeciwnicy takiego myślenia mówią jednak, że myśląc w ten sposób musielibyśmy dojść do logicznego wniosku, ze każda para małżeńska, która wyprodukowała zarodki dla zapłodnienia in vitro i nie użyła ich wszystkich, popełniałaby morderstwo.

„Jeżeli to jest morderstwo, to dlaczego prezydent pozwala na kontynuowanie tego procederu? Gdzie jest tutaj oburzenie prezydenta?” Zapytał senator Tom Harkin, demokrata z Iowa, potencjalny kandydat na prezydenta w nadchodzących wyborach. Nazwał tez Busha ignorantem i hipokrytą.

A ja muszę przyznać, że senator Harkin ma rację. I jestem dumny, że te wszystkie problemy przewidział doskonale już ponad 40 lat temu Paweł VI w swej encyklice „Humanum Vitae”. Rzeczywiście niezrozumiale jest, dlaczego jest rzeczą legalną zapłodnienie „in vitro” i w oczach większości ludzi zupełnie moralną, a badanie nad komórkami macierzystymi nie. Jedno i drugie prowadzi do zniszczenia poczętego ludzkiego życia. Walka o zamrożone embriony w kraju, w którym zabicie dziecka w dziewiątym miesiącu ciąży, z jakiegokolwiek powodu, lub bez żadnego powodu, jest legalne, według Sądu Najwyższego chronione przez konstytucję i często sugerowane w klinikach aborcyjnych ze względów finansowych, jest walką z wiatrakami. Jestem pełen uznania dla Busha za to weto. Politycznie na pewno będzie go to kosztowało. Prasa mu tego nie zapomni. Ale dobrze, że są jeszcze politycy, którzy robią to, co należy, a nie byle co, byle się przypodobać „opinii publicznej”.

Oczywiście, ze Bush nie jest ideałem. Ale ja nie zajmuję się polityką. Nie interesuje mnie ona. Jest już inny Jaskiernia, który jest politykiem i myślę, że już jest o jednego za dużo. Głosowałem na Busha, bo uważam, że każdy ma obowiązek brać udział w demokratycznych procesach i głosowałem na niego tylko z jednego powodu: Jego obietnic przedwyborczych, że będzie stal na straży nienarodzonego życia ludzkiego. Jego kontrkandydat z kolei nie ukrywał, ze będzie bronił „praw kobiety do wyboru”. Do wyboru czego? Drastyczne zdjęcia, do których jest link na tej stronie nie pozostawiają wątpliwości co do tego, czym jest taki wybór. Cieszę się, że Bush dotrzymał swych przedwyborczych obietnic.

No comments:

Post a Comment