Ja jednak, zamiast zrobić podobnie, znowu popełnię grzech gadulstwa i będę pisał o tym, co dla jednych jest oczywiste, a dla innych zupełnie niezrozumiale. Ci pierwsi nie potrzebują mojego tłumaczenia, tym drugim ono i tak nie pomoże. Ale muszą przecież być jacyś ludzie „po środku” i może któregoś z nich przekona moje argumentowanie?
Piszę te słowa w aucie, gdzieś w Minnesocie, powracając z Vancouver. Mieszka tam od lat mój przyjaciel z klasy. Nie widzieliśmy się chyba z 30 lat i tylko od czasu do czasu dzwoniliśmy do siebie, mówiąc, że kiedyś, skoro jesteśmy na jednym kontynencie, na pewno się spotkamy. Problem polega jednak na tym, że z Charlotte do Vancouver jest 5 tysięcy kilometrów. Łatwiej trafić na siebie w Krakowie, niż tu wybrać się w taką podróż.
Gdy więc dostałem ładunek do Richmond w Kolumbii Brytyjskiej, zapytałem go, czy to daleko od miejsca, gdzie on mieszka. Zapytał mnie o dokładny adres i zaczął się śmiać. Okazało się bowiem, że mam ładunek do firmy mającej swą siedzibę na tej samej ulicy, na której on pracuje. Pięć minut spacerkiem od jego biura.
Spędziłem uroczy dzień z przyjacielem i zakochałem się w Vancouver. Niewiele jest miast na świecie, które są połączeniem Sopotu i Zakopanego. Z jednej strony wysokie góry, śnieg, niedźwiedzie i kolejka linowa, a z drugiej ocean, rybacy, plaże i porty. Widoki zapierające dech w piersiach i do tego trafiła mi się wspaniała pogoda. Jedyną bowiem chyba wadą Vancouver jest to, że czasem deszcz pada tam nieustannie przez kilka miesięcy. Ja jednak miałem cudowne słońce i bezchmurne niebo.
Ale co to ma wspólnego z Bachem i dowodami na istnienie Boga? Otóż moim zdaniem wiele. Nie da się wytłumaczyć zachwytu nad pięknem przyrody, czy nad brzmieniem toccaty i fugi d-mol Bacha procesami ewolucyjnymi. Żadne zwierzę nie zatrzymuje się z zachwytem nad widokiem zachodu słońca, żadne nie zdumiewa się brzmieniem koncertu fortepianowego. Niektóre psy wyją słuchając fortepianu, ale to zupełnie inne zjawisko.
Ilekroć jestem na koncercie w filharmonii, wzruszam się tak, że nie potrafię powstrzymać łez. Tak działa na mnie muzyka. Widoki przyrody co prawda łez ze mnie nie wycisną, ale czasem opada mi szczena z zachwytu. Zdumiewające jest piękno naszej planety. Tylko skąd się to w nas bierze? I co to znaczy „piękno”? Z jednej strony mamy bardzo mądrą sentencję mówiącą, że „De gustibus non est disputantum”, ale z drugiej wszyscy się zgadzamy, że nieskażona niczym, dzika przyroda jest piękna, a wysypisko śmieci obrzydliwe. Że Bach, Mozart i Beethoven tworzyli cudowną muzykę, a disco polo to tylko sieczka i rąbanka.
Dla mojego psa jednak nie istnieje takie rozgraniczenie. Będzie wył tak samo słuchając Topless, czy Boys, jak „Czterech Pór Roku” Vivaldiego. A wysypisko śmieci może wzbudzić u niego nawet większe zainteresowanie, bo tak interesująco pachnie. To tylko człowiek dostrzega piękno. Tylko nas ono zachwyca, czasem wręcz wprowadzając nas w stan ekstazy. Ale ponieważ piękno stworzenia jest tylko cieniem Stworzyciela, jak piękny musi być Stworzyciel?
„Either you get it, or you don’t”. Albo to widzisz, albo nie. Ale dla mnie piękno przyrody, rozgwieżdżone niebo, wyniosłe szczyty gór, wzburzone morze i piękna muzyka są dowodami na to, że Bóg istnieje. Zachwyt nad pięknem nie pomaga w procesach ewolucyjnych. Nie służy niczemu. Zadumanie nad cudownym widokiem, zasłuchanie się w urocze dźwięki najwyżej mogłoby spowodować nagle pożegnanie się z życiem, gdyby było udziałem dzikich zwierząt. A tworzenie muzyki to już tylko atrybut człowieka, stworzonego na obraz i podobieństwo swego Stworzyciela. Stworzyciela, który jest Pięknem doskonałym.
PS. Siedzę w aucie na parkingu przed kościołem pod wezwaniem Świętego Zachariasza w Chicago. Wyszedłem przed chwilą z mszy świętej. Końcowy hymn, jaki odśpiewaliśmy doskonale wyraził to, co ja chciałem wyrazić w powyższym tekście, więc postaram się tu, bardzo nieudolnie, przetłumaczyć te parę wersów:
O Lord my God, When I in awesome wonder,
Consider all the worlds Thy Hands have made;
I see the stars, I hear the rolling thunder,
Thy power throughout the universe displayed.
When through the woods, and forest glades I wander,
And hear the birds sing sweetly in the trees.
When I look down, from lofty mountain grandeur
And hear the brook, and feel the gentle breeze.
Then sings my soul, My Saviour God, to Thee,
How great Thou art, How great Thou art.
Then sings my soul, My Saviour God, to Thee,
How great Thou art, How great Thou art!
O Panie, Boże Mój, kiedy oniemiały ze zdumienia
Rozważam wszystkie światy, które uczyniły Twe Ręce;
Widzę gwiazdy, słyszę odlegle grzmoty,
Twą moc objawioną we wszechświecie,
Gdy przez lasy i leśne polany wędruję,
I słyszę ptaki słodko śpiewające w drzewach,
Kiedy spoglądam w dół z wyniosłego szczytu
I słyszę potok i czuje łagodny powiew wiatru;
Wtedy śpiewa moja dusza, Mój Boże Zbawicielu, do Ciebie.
Jakiś Ty wspaniały, jakiś Ty wspaniały!
Wtedy śpiewa moja dusza, Mój Boże, Zbawicielu, do Ciebie.
Jakiś Ty wspaniały, jakiś Ty wspaniały!
Samego hymnu można posłuchać klikając TUTAJ, TUTAJ, TUTAJ, TUTAJ, TUTAJ, TUTAJ, TUTAJ, albo TUTAJ. Wiem, że nie każdy komputer jest w stanie odtworzyć każdy plik, więc jak jeden nie działa, spróbujcie inny.
Pierwsze wykonanie to sam król rock and roll’a Elvis Presley, ale inne, choć czasem diametralnie odmienne, są równie piękne. I przy słuchaniu niektórych z tych wykonań naprawdę trudno powstrzymać łzy wzruszenia.
How great Thou art, how great Thou art!
No comments:
Post a Comment