Sunday, July 02, 2006

Lecz Jezus słysząc, co mówiono, rzekł: (...) Nie bój się, wierz tylko! (Mk 5,36)

Dzisiejsza Ewangelia mówi nam o wierze, zaufaniu i odpowiedzi Jezusa na nasze modlitwy. Jezus spotyka dwoje nieszczęśliwych ludzi na swej drodze. Kobietę , która cierpi od 12 lat i Jaira, przełożonego synagogi, szukającego desperacko ratunku dla chorego dziecka.

Kobieta
„wiele przecierpiała od różnych lekarzy i całe swe mienie wydała, a nic jej nie pomogło, lecz miała się jeszcze gorzej.” Nie pogodziła się jednak nigdy ze swym cierpieniem i zapewne nieustannie modliła się do Boga o cud uzdrowienia. Ewangelia przytacza nam jej słowa: „żebym się choć Jego płaszcza dotknęła, a będę zdrowa.”

Jair z kolei dowiaduje się w pewnym momencie, że jego chora córeczka zmarła. Jednak, podtrzymany na duchu słowami samego Jezusa, nie wątpi, lecz wierzy, że nawet w tak, wydawałoby się, beznadziejnej sytuacji, Bóg może wszystko uczynić.

Ewangelia ta uczy nas więc, że po pierwsze w modlitwie powinniśmy być wytrwali, a po drugie nie wątpić nawet wtedy, gdy pozornie wszystko już przepadło. Bóg ani nie jest ograniczony naszym ziemskim czasem, ani naszym niedoskonałym zrozumieniem spraw. Z Jego punktu widzenia wszystko wygląda inaczej. Dla Niego nie ma „wczoraj” i „jutro”. Nie ma przeszłości, nie ma następstwa wypadków. On jest teraz w każdym czasie. Gdy żona modli się za swego męża, który zmarł przed laty, gdy stara matka modli się o nawrócenie dzieci, które są tak daleko od Boga jak tylko daleko można od Niego odejść, to wcale nie są to „beznadziejne przypadki” Nie dla wszechmogącego Boga.

On widzi nasze modlitwy teraz. I te, które ofiarowaliśmy Mu przed laty, i te, które dopiero ofiarujemy Mu w przyszłości. Z Jego punktu widzenia one wszystkie są „teraz”. Nie traćmy więc nigdy nadziei, nie popadajmy w desperację, ale zaufajmy Mu. On wszystko może i dla Niego nigdy na nic nie jest za późno.

Poza tym On wie, co jest nam potrzebne. My czasem prosimy o rzeczy, które nam tylko mogą zaszkodzić. Jak dziecko, które prosi o nóż. Bóg wysłuchuje każdej modlitwy, ale wysłuchuje jej tak, by przyniosła największą korzyść, a nie tak, by nam zaszkodzić. On nie jest złotą rybką, ale kochającym nas Ojcem.

Kolejne zwrotki hymnu, o którym pisałem w poprzednim poście brzmią tak:


But when I think that God, his Son not sparing,
sent him to die-I scarce can take it in
that on the cross, our burden gladly bearing,
he bled and died to take away our sin;

When Christ shall come with shout of acclamation
and take me home-what joy shall fi1l my heart!
Then shall I bow in humble adoration,
and there proclaim: My God, how great thou art!


Lecz kiedy rozważam, że ten Bóg nie oszczędził swego Syna,
Posłał Go na śmierć, z trudem mogę to pojąć.
Że na Krzyżu, nasze winy chętnie cierpiąc
Wykrwawił się i umarł oczyszczając nas z grzechów;

Gdy Chrystus przyjdzie z triumfalnym okrzykiem
I weźmie mnie do domu-co za radość wypełni moje serce!
Wtedy pokłonię się w pokornym uwielbieniu
I ogłoszę: Mój Boże, jakiś Ty wspaniały!

Bo dla Boga tylko jedna rzecz jest ważna. Nasze zbawienie. A więc i dla nas tylko to powinno być ważne. Zdrowie, majątek, rodzina - to wszystko jest także istotne. To wszystko Jego dary dla nas. Ale są to tylko środki do celu, którym jest On sam. Nigdy nie zapominajmy o tym.

Święta Teresa Wielka powiedziała kiedyś, że wszystkie cierpienia tego świata w porównaniu do chwały życia wiecznego to jak jedna noc w niezbyt wygodnej gospodzie. Wszyscy jesteśmy pielgrzymami i wszyscy spędzamy tę noc w różnych zajazdach. Jedni trafili lepiej, inni gorzej, jeszcze inni całkiem źle. Jak Maryja z Józefem, którzy nie mogli znaleźć w ogóle miejsca w gospodzie. Ale to tylko jedna noc… Bóg nam da siłę wytrwania, a nagroda Jego jest wielka. Zaufajmy Mu więc, a na pewno się nie rozczarujemy.

No comments:

Post a Comment