Monday, February 11, 2008

Matka Angelica. Część trzecia

Poniższy tekst jest dalszą częścią biografii matki Angeliki, zamieszczonej przed paru dniami.

Po wizycie w studio telewizyjnym matka Angelica miała spotkanie w parafii Saint Margaret Mary na przedmieściach Chicago. W tym samym czasie na konwencji prawników był w Chicago Bill Steltemeier, współpartner zespołu adwokackiego z Nashville, Steltemeier & Westbrook, zajmującego się głównie nieruchomościami. Był on od trzech lat diakonem katolickim i w weekendy kapelanem więziennym i zobaczywszy ogłoszenie o spotkaniu z Matką Angeliką postanowił ją odwiedzić. On sam wspomina, że nigdy nie słyszał tak przemawiającej osoby, jak ona. W kościele pełnym ludzi, tak, że większość musiała stać, matka Angelica raz tylko spojrzała w stronę prawnika. Wtedy właśnie usłyszał on wewnętrzny głos: „Aż do chwili śmierci”. Prawnik wspomina, że głos ten przeraził go śmiertelnie. Nie rozmawiał wtedy z matką Angeliką i powtarzał sobie: „Nie dam się w to wciągnąć”. Jednak przez następny miesiąc codziennie słyszał on ten głos: „Aż do chwili śmierci”. W końcu wsiadł on w auto i pojechał z Nashville do Birmingham i zapytał o przeoryszę. Matka Angelica przywitała go słowami: „Zastanawiałam się kiedy wreszcie przyjedziesz”. Bill Steltemeier złożył sporą ofiarę na klasztor i zaoferował matce Angelice swe prawnicze usługi. Został on „prawnym aniołem stróżem” misji matki Angeliki i do dzisiaj, 30 lat później, jest nim w dalszym ciągu.

Zanim jednak Bill odwiedził Birmingham, matka Angelica zaczęła się dowiadywać jak się robi telewizyjne programy. Nie myślała jeszcze wcale o własnej stacji telewizyjnej. Jej misją była ewangelizacja, ale zdawała sobie sprawę, że ręcznie roznoszone broszurki i książeczki mają bardzo ograniczony zasięg. Gdyby udało jej się nagrać to, o czym pisała, a następnie znaleźć jakąś stację telewizyjną, która by te audycje nadała, dotarłaby do znacznie większej ilości osób. Po poszukiwaniach udało jej się dotrzeć do lokalnej stacji telewizyjnej, która zgodziła się nagrać półgodzinną audycję za sumę tysiąca dolarów. Gotową taśmę przyjaciółka matki Angeliki zawiozła osobiście do protestanckiej stacji telewizyjnej Christian Brodcast Network, założonej rzez Pata Robertsona i mieszczącej się w Virginia Beach, Va. CBN docierał do trzech i pół miliona rodzin ze swymi programami i akurat ich zarząd rozglądał się za jakimś katolickim programem. Taśma matki Angeliki była odpowiedzią na ich modlitwy. Po zobaczeniu tego, co matka Angelica nagrała od razu zaproponowali jej, że codziennie otrzyma półgodzinny czas na antenie, ale musi dostarczyć im programy na pierwsze dwa miesiące. „60 epizodów? Hmm… Jak chcecie 60 epizodów, to otrzymacie 60 epizodów” –zobowiązała się Angelica, nie myśląc nawet o tym, skąd weźmie 60 tys. $ na koszty produkcji. Jednak, jak zwykle, pieniądze zawsze się znajdowały. Matka Angelica nadal podróżowała, dając swe wykłady i lekcje, a także organizacja zrzeszająca ochotników zajmujących się dystrybucją jej broszurek była w stanie zebrać pewną kwotę na pokrycie części kosztów produkcji jej programów telewizyjnych.

W październiku 1978, pół roku po tym, jak matka Angelica nagrała swą pierwszą telewizyjną audycję, przeczytała ona w jakimś katolickim czasopiśmie o planach sieci telewizyjnej CBS nadania miniserialu „Słowo” opartego o powieść Irwinga Wallace o tym samym tytule. Film, oparty o fakty zawarte w starożytnym papirusie negował boską naturę Jezusa. Papirus okazał się zresztą później fałszerstwem, jak to zwykle bywa w takich wypadkach. Gdy Matka Angelica przybyła do studia nagrać kolejne odcinki swego programu, zażądała widzenia z menadżerem stacji. Powiedziała mu, że nie mogą oni nadać tego filmu, bo jest on bluźnierczy. Ta uwaga tylko rozbawiła zarząd stacji. Odpowiedzieli matce Angelice, że nie tylko nadadzą ten film, ale że ona nic nie będzie w stanie zrobić. „Będę mogła przestać nagrywać u was swoje programy” –odrzekła. „Tak? I co zrobisz? Nigdzie indziej w Birmingham nie dasz rady ich nagrywać”. „To zbuduję sobie swoje własne studio”.

Po powrocie do klasztoru i po tym, jak matka Angelica opanowała swoje wzburzenie, siostry zastanawiały się co dalej zrobić. Jedna z nich zauważyła, że właśnie zaczęły budować garaż, więc jakby go powiększyć, to można by zamiast garażu zrobić studio telewizyjne. Plan został przyjęty i matka Angelica zawiadomiła wykonawcę budowy, że ma poszerzyć fundamenty, bo od teraz buduje studio. Budowlaniec popatrzył na nią, jakby nagle ona zaczęła do niego mówić po aramejsku. „Ależ ja się nie znam na studiach telewizyjnych” -protestował. „To nic, ja też się nie znam. Dlatego właśnie wybudujemy jedno”.

Matka Angelica nieraz wspominała, że Bóg szuka „dodów”. „Dodo” to jest taki głupek, który nie wie, że czegoś się nie da zrobić i dlatego to próbuje. Mądrzy ludzie nie próbują wielu rzeczy, bo wiedzą, że to niemożliwe do wykonania. „Dodo” jest za głupi, żeby to wiedzieć, więc nic go nie wstrzymuje od prób. „Ja jestem taki ‘dodo’” –mówiła. W momencie podjęcia decyzji o budowie własnego studia TV matka Angelica miała niemal 56 lat, była schorowaną, chodzącą o kulach prostą i niewykształconą klauzurową siostrą zakonną, nie miała pojęcia o produkcji telewizyjnej, o tym jak się buduje i zarządza stacją telewizyjną i miała na koncie na wszystkie koszty związane z utrzymaniem klasztoru 200 dolarów. Rzeczywiście, tylko „dodo” w takiej sytuacji może się porwać na takie szalone pomysły. "Unless you are willing to do the ridiculous, God will not do the miraculous.” – mówiła. “Dopóki nie zrobisz czegoś żałosnego, śmiesznego, Bóg nie zrobi nic cudownego”. Powiedzenie, które w jej życiu sprawdziło się wielokrotnie.

Wkrótce ruszyła budowa studia, a wolontariusze zebrali wystarczającą ilość funduszy na zakup przyczepy- starego wozu transmisyjnego, który zaczął służyć jako tymczasowe studio do nagrywania kolejnych odcinków audycji matki Angeliki. Ona sama nadal podróżowała, by zdobyć fundusze na budowę studia i jego wyposażenie. Samo oświetlenie kosztowało kilkanaście tysięcy dolarów, a pierwsza profesjonalna kamera Hitachi 24 000. Gdy podczas jednego ze spotkań jakiś sceptyk zapytał ją co się stanie, gdy jej misja się nie powiedzie, matka Angelica odpaliła: „Będę miała najlepiej oświetlony garaż w Birmingham”.

Pod koniec 1979 roku matka Angelica miała już całkiem pokaźną ilość taśm ze swoimi programami. Nadawane były przez protestancki kanał CBN i przez kilka komercyjnych stacji telewizyjnych. Matka Angelica wysłała listy do wszystkich biskupów amerykańskich z propozycją darmowego udostępnienia kopii jej audycji w celu dalszego rozpowszechniania. Nie otrzymała ani jednej odpowiedzi. Matka Angelica wiedziała, że potrzebna jest jej jakaś forma dystrybucji jej programów. Komercyjna telewizja nie wchodziła w grę, bo była zbyt kosztowna. Biskupi nie wyrażali zainteresowania, ani nie szli z chęcią pomocy. Matce Angelice przypomniała się satelitarna antena widziana przed dwoma laty w Chicago. „Co się robi, żeby wysłać program z Birmingham do satelity?” –zapytała jednego z kilku inżynierów pracujących na pół etatu w klasztorze. „Potrzebna jest antena, licencja-zezwolenie i prawnik:- odpowiedział. „A co potrzebuję najpierw?” „Zacząć trzeba od prawnika”. A więc matka Angelica kupiła czasopismo zajmujące się satelitarną telewizją i zaczęła przeglądać ogłoszenia firm prawniczych specjalizujących się w załatwianiu licencji. Oczywiście szukała włosko brzmiących nazwisk. Gdy trafiła na firmę „Pepper & Corazzini”, zadzwoniła tam i po kilkunastu próbach udało jej się dotrzeć do Roberta Corazzini.

Corrazini był fachowcem w branży. Załatwił między innymi licencję Tedowi Turnerowi, założycielowi CNN. Jednak jak matka Angelica powiedziała mu, że jest przeoryszą zakonu i chce nadawać swoje programy przez satelitę, był przekonany, że to jakiś głupi żart. Gdy jednak się przekonał, że jest ona zupełnie poważna, przyleciał do Birmingham by przedyskutować tę sprawę. Poinformował on swą nową klientkę, że taka sprawa może potrwać parę lat i że nie ma żadnej gwarancji na pozytywne załatwienie sprawy. Ilość licencji wydawanych przez FCC, Federal Communications Commision, jest ograniczona, a chętnych na ich otrzymanie wielu. Kablowa i satelitarna telewizja była wtedy nowością i wielu nowych biznesmanów próbowało zaistnieć w tej dziedzinie medialnej. Po rozmowie prawnik powrócił do Waszyngtonu prowadzić sprawę, a Bill Steltemeier założył nową cywilną spółkę „Eternal Word Television Network”. „Eternal Word” to „Odwieczne Słowo”, niewątpliwie nazwa zainspirowana bluźnierczym filmem „Słowo”, z powodu którego matka Angelica odstąpiła od współpracy z CBS i zaczęła budowę swojego studia.

W połowie maja 1980. roku Angelica była winna 380 000 dolarów za wyposażenie studia. Bill Steltemeier szukał pomocy finansowej wśród biznesmanów, matka Angelica podróżowała by zbierać donacje od zwykłych katolików, ale to wszystko nie wystarczało. Koszty, jakie się piętrzyły przed nią były olbrzymie. Postanowiła więc poszukać szczęścia u Harry’ego Johna, wnuka Fredricka Millera, założyciela browaru Miller Brewing Company.

Harry John był ekscentrykiem. Wyglądał bardziej jak bezdomny bum, niż milioner. Kilku dziennikarzy przeprowadzających z nim wywiady wręcz określiło go jako „robiącego wrażanie niedomytego”. Na spotkania przychodził ubrany w spodnie klowna na szelkach i w kolorowy beret. Cały swój udział w browarze założonym przez dziadka, 47% akcji, złożył on w filantropijnej fundacji „De Rance Fundation”, nazwanej tak na cześć Armanda-Jeana De Rance, XVII-wiecznego ascetycznego opata, założyciela zakonu trapistów. Jego majątek sięgał stu milionów dolarów, więc gdyby tylko zechciał, mógłby wspomóc matkę Angelikę. Jej wizyta odniosła jednak tylko częściowy sukces. Otrzymała czek na 220 tysięcy. Potrzebowała jednak znacznie więcej.

Trzeba było zamówić 10-metrową antenę satelitarną za sumę 350 tys. dolarów. Matka Angelica zawahała się. Stare długi nie były spłacone, a tu dochodził nowy potężny wydatek. Jednak stwierdziła, że jak się coś robi dla Boga, to po prostu trzeba to zrobić. „Strach nie jest problemem” -mówiła. „Problemem jest nie robienie niczego ze strachu”.

Bill Steltemeier otrzymał polecenie napisania kontraktu z RCA na dostawę satelity i dodatkowego wyposażenia studia. Zakup ten zwiększał zadłużenie matki Angeliki do miliona dolarów. Pierwsza kopia umowy zawierała klauzulę, że klasztor gwarantuje swoim majątkiem wywiązanie się z umowy. Klauzula ta spowodowała, że biedny prawnik musiał wysłuchać wykładu na temat tego, że to, co należy do Boga nie może być przedmiotem żadnych umów i że nie będą nigdy ryzykować majątku klasztornego dla organizacji EWTN. Powstała więc nowa umowa, ale tę odrzucono natychmiast w RCA. W końcu trafiła ona do jednego z wiceprezydentów RCA, oczywiście Włocha z pochodzenia. Zadzwonił on do matki Angeliki i zapytał: „Rzeczywiście chcesz, żebyśmy zaakceptowali taką umowę?” „Tak, chcę tego ja i chce tego Bóg” –odpowiedziała Angelica. „Podpiszę tę umowę, ale pod jednym warunkiem. Będziemy potrzebowali 600 tysięcy dolarów na pierwszą wpłatę, zanim wyposażenie będzie mogło być dostarczone do studia. W jaki sposób zdobędziesz taką sumę?” „Bóg nam dostarczy” –brzmiała odpowiedź matki Angeliki.

W międzyczasie Robert Corazzini był gotów złożyć aplikację do FCC, ale potrzebował gwarancję kredytową w wysokości 280 tys. dolarów. Matka Angelica była akurat w kaplicy, modląc się przed mszą, gdy do kościoła weszli Lloyd Skinner i John Bruno. „Oto twój list kredytowy” –usłyszała wewnętrzny głos. Skinner właśnie sprzedał swoją fabrykę makaronu Brunowi i odwiedzał Birmingham. Po mszy matka Angelica pokazała im klasztor, studio, opowiedziała o swych planach i zapytała o pomoc. Skinner podpisał jej list kredytowy, co umożliwiło staranie się o licencję na nadawanie programów.

Jednak nie był to koniec finansowych problemów. Dług jej wynosił milion dolarów i wkrótce czekały ją koszty operacyjne w wysokości półtora miliona dolarów rocznie. Matka Angelika postanowiła odwiedzić ekscentrycznego milionera, Harry’ego Johna raz jeszcze. Tym razem prosiła go o 700 tysięcy dolarów. Zgodził się pod warunkiem, że to on będzie miał kontrolę nad anteną satelitarną. Na taką propozycję matka Angelica nie mogła i nie chciała się zgodzić. Powróciła do Birmingham z niczym i z narastającym uczuciem strachu. „Bóg spodziewa się po mnie działać w wierze, nie w wiedzy. Spodziewa się, że będę działać bez pieniędzy, bez mądrości, bez talentu – tylko z wiarą. Ale czym jest wiara? To jedna noga na ziemi, druga w powietrzu, a w żołądku uczucie strachu”. Uczucie strachu miało się wkrótce zintensyfikować…


CDN.

No comments:

Post a Comment