Monday, January 22, 2007

Silent No More

Dzisiaj jest 34. rocznica legalizacji aborcji w USA. Oczywiście nie muszę nikomu przypominać, jakie ja mam zdanie na temat aborcji. Jest to morderstwo niewinnego dziecka i nie widzę takiej sytuacji, która usprawiedliwiałaby tak potworny czyn. Niestety współczesna rzeczywistość jest taka, że zamiast nazwać rzecz po imieniu, wielu bawi się w różne eufemizmy, by ominąć to, co jest nie do ominięcia. Słoń wszedł do naszego mieszkania i udawanie, że go nie ma nie zmieni tu niczego. Tym bardziej, że społeczne skutki tamtej decyzji i legalnej aborcji w innych krajach są widoczne wszędzie. Tylko ktoś, kto bardzo się stara, może udawać, że ich nie widzi. Nie mówiąc już o powszechnym stosowaniu antykoncepcji, bo to jest część tego samego problemu. O tym jednak pisałem już nieraz. Ostatnio chyba TUTAJ

Dziś chciałem powiedzieć o innym problemie związanym z aborcją. Mianowicie o tragedii, jaką przeżyły i w dalszym ciągu przeżywają matki, które się jej dopuściły. O koszmarze, w jakim żyją całe swoje życie. I o nadziei, jaka dla nich jest. Ale ponieważ ja osobiście nie wiem co one czują, przetłumaczę tu to, co w sobotę w San Francisco, podczas „Walk for Life”, „Marszu dla Życia”, powiedziała jedna z nich. Kobieta o imieniu Viera, która wraz z innymi kobietami biorącymi udział w kampanii „Silent no more” dzieli się swoimi przeżyciami po tym, co zrobiła przed laty. Piszę z pamięci, słyszałem ją dwukrotnie wczoraj, więc nie będzie to dosłowne tłumaczenie, ale chyba oddam to, co ona chciała przekazać. Nie oddam tylko intonacji jej głosu, wzruszenia i bólu, jaki w jej głosie było słychać. A jeżeli ktoś zna angielski i interesuje go temat kampanii „Silent No More” („Nie milczmy dłużej”), znajdzie coś o tym TUTAJ. A teraz Viera:


„Witam. Miło być wśród przyjaciół. Mam dziś honor reprezentować miliony moich sióstr. Ale nie są to szczęśliwe osoby. Chcę wam opowiedzieć pewną historię, którą ja przeżyłam i która jest tak podobna do przeżyć wielu.

Dwadzieścia pięć lat temu mój syn, Gabriel, kopał, ssał kciuka i robił wszystko to, co dzieci robią w dwudziestym pierwszym tygodniu ciąży. Gabriel nigdy nie osiągnął dwudziestego drugiego tygodnia. Zmarł. Przez piętnaście lat po śmierci mojego dziecka nie wolno mi było go opłakiwać, obchodzić po nim żałoby, ani nawet przyznać, że on zmarł. I gdy byłam zmuszona do życia w agonii jego śmierci, nie wolno mi było nawet przyznać, że on kiedykolwiek żył. Ten okropny wyrok był mi narzucony przeze mnie samą i przez naszą politycznie poprawną rzeczywistość. Bo, widzicie, Gabriel nie zmarł tak po prostu, sam z siebie. Ja zapłaciłam za to, żeby go zabito.

Instynkt macierzyński jest mocniejszy, niż instynkt życia. Są tysiące przykładów matek poświęcających swe własne życie dla ratowania życia swego dziecka. Ten instynkt, najmocniejszy instynkt, jaki istnieje wśród ludzi, jest w nas obecny, czy tego chcemy, czy nie. To, co my myślimy na ten temat, nie ma, mówiąc wprost, żadnego znaczenia. W jakiś czas po aborcji macierzyński instynkt powraca, z pełna siłą. I przychodzi okropny moment, gdy zaczynamy sobie zdawać sprawę z tego, co naprawdę zrobiłyśmy. Niezależnie od tego, jakim politycznie poprawnym słowem nazwiemy aborcję. W tej jednej sekundzie zaczynamy sobie zdawać sprawę, że dokonaliśmy najbardziej nienaturalnego czynu. Zabiłyśmy swoje własne dziecko.

To tak, jak włożenie swej własnej ręki w ogień i trzymanie jej tam. Wszystko w twoim organizmie krzyczy, żeby uciekać. I to jest dokładnie to, co robimy. Przez resztę naszego życia uciekamy. Gdyby to jednak tylko było możliwe! Ale nie jest. A przyczyną, dla której nie jest to możliwe jest fakt, że mamy martwe dziecko. Nie jest to wcale inaczej, niż w sytuacji, gdy dziecko zmarło w jakikolwiek inny sposób. To, że my współpracowałyśmy w zabiciu dziecka nie powoduje wcale, że jest ono choć trochę mniej martwe.

Gdy ktoś bliski umiera, człowiek przechodzi przez pewien proces opłakiwania go i żalu. Ten proces jest także częścią syndromu proaborcyjnego. „Silent scream” („Cichy krzyk”, nawiązanie do dokumentalnego filmu pokazującego aborcję sfilmowaną przez ultrasondę) pokazuje nam dziecko krzyczące milcząco, gdy umiera w agonii. Ale my, proaborcyjne matki, także jesteśmy w agonii. Ale nie tylko milczymy, ale jesteśmy niewidzialne. Niektóre nawet podwójnie niewidzialne, bo pozornie radzimy sobie tak dobrze. Każda z nas wybrała aborcję dla tysiąca przyczyn, aby nasze życie się nie zmieniło. Największą ironią losu jest to, że od momentu śmierci naszego dziecka nasze życie na tysiąc sposobów jest odmienione.

Jeżeli jesteś kobietą 35-letnią, lub młodszą, statystyki mówią, że masz 43% szans, że miałaś co najmniej jedną aborcję. Jesteśmy wszędzie. Jesteśmy twoimi matkami, babciami, siostrami, siostrzenicami, przyjaciółkami i koleżankami. Jesteśmy wszędzie dookoła. Wiele z nas jest tutaj, teraz. Każdy z was, kto słyszy teraz moje słowa, zna kogoś, kto miał aborcję. Jak myślisz inaczej, to tylko dlatego, że jeszcze nie wiesz, kto ją rzeczywiście miał.

Każdy, kto dopuścił się aborcji na własnym dziecku, zostaje skazany na dożywotnie życie z syndromem proaborcyjnym. Zapieranie się tego wcale nie spowoduje, że kraty tego więzienia zniknął. Ale jest możliwość wyjścia z tego więzienia. Jest to pewien proces uzdrowienia. I ważnym i koniecznym elementem tego procesu jest nazwanie imieniem dziecka, które zmarło i rozpoczęcie opłakiwania go. Ja nazwałam swojego syna Gabriel.

Jakiś rok po tym jak mój proces powrotu do zdrowia się zaczął, zobaczyłam młodą mamę, której syn, niesiony na rękach, uderzył się w głowę. Miał on roczek i w drzwiach szarpnął się i uderzył we framugę drzwi. Zaczął rozdzierająco płakać, jak tylko roczne dziecko płakać potrafi. Mama go przytuliła, roztarła mu guza i powiedziała: „Tak mi przykro, tak mi bardzo przykro, że uderzyłeś się w główkę” i ten potworny płacz natychmiast ustał. Niewiele wtedy o tym myślałam, ale podświadomość to zarejestrowała i jak wieczór wróciłam do domu, to mnie to dopadło.

Jakieś osiem godzin później byłam w swym mieszkaniu, na kolanach, na podłodze i płacząc mówiłam: „Gabriel, mamusi jest tak przykro, tak bardzo przykro.” Nie macie pojęcia, co to za uczucie. Więc teraz znacie ten mały brudny sekret, jaki jest za drzwiami z napisem „wybór”. Dziecko nie jest jedyną osobą, która umiera. Duża część duszy jego matki umiera wraz z nim.

Pozornie wygląda na to, że przed tym podium stoję tutaj sama, ale jak spojrzycie oczami waszego serca, zobaczycie, że obok mnie stoi wysoki, przystojny, młody, dwudziestopięcioletni mężczyzna. Ma on na imię Gabriel i jest on tym mężczyzną, którym byłby mój syn, gdyby jego matka nie uczyniła wyboru, żeby go zabić. Chciałabym, byście pomogli mu, pomogli mnie, pomogli nam tak zrobić, żeby aborcja była nie tylko nielegalna, ale by była rzeczą wprost nie do pomyślenia. Dziękuję.”

No comments:

Post a Comment