W ostatni wtorek mieliśmy w USA wybory. Jak w każdy pierwszy wtorek listopada. W parzyste lata wybieramy naszych kongresmanów i jedną trzecią senatorów, co cztery lata prezydenta, a każdego roku są jakieś lokalne wybory.
Zwykle przy tej okazji obywatele mogą zatwierdzić w bezpośrednim głosowaniu najróżniejsze propozycje dotyczące wydatków na budowę dróg, wypuszczenia obligacji, czy wypowiedzenia się w referendum na temat definicji małżeństwa. Każdy stan ma inne przepisy określające co można przegłosować w bezpośrednim głosowaniu. Missouri daje możliwość uchwalania poprawek do konstytucji.
Missouri jest bardzo konserwatywnym stanem Zwykle wygrywają tam republikanie. Większość mieszkańców to chrześcijanie i wielu z nich to katolicy. I ten stan został wybrany przez pewne grupy nacisku na przeforsowanie poprawki konstytucyjnej nakazującej nie tylko finansowanie klonowania ludzkich embrionów, ale co gorsze nakazującej pozbawiania ich życia.
Jak do tego doszło i jaka była przyczyna, że akurat Missouri? Przede wszystkim przedstawiciele ludności tego stanu, lokalni kongresmani, byli bardzo blisko uchwalenia zakazu klonowania ludzi. 80% mieszkańców Missouri jest za takim zakazem, więc nawet ci kongresmani, którzy może prywatnie mają odmienną opinię, baliby się zapewne głosować przeciw prawu mającemu tak olbrzymie poparcie społeczne.
Firmy farmaceutyczne i placówki badawcze, które mają swoją siedzibę w tym stanie postanowiły więc przejść do ofensywy. Gdyby udało się wprowadzić poprawkę konstytucyjną gwarantującą prawo do klonowania ludzi i do tego nakazującą finansowanie tego procederu, związałoby się ręce kongresmanom. Nie można bowiem uchwalić prawa sprzecznego z konstytucją. Ale jak zmienić konstytucję wbrew woli 80% tych, którzy mieliby na to głosować?
Hmmm… To wcale nie jest takie trudne. Trzeba po prostu nazwać białe czarnym, a czarne białym. Światło ciemnością, a ciemność światłością. Dobro złem, a zło dobrem. Dorzucić do tego 30 milionów dolarów i rezultaty mamy gwarantowane. Tym bardziej, że poprawkę konstytucyjną zatwierdza w tym stanie zwykła większość. 50% + jeden głos. Ludzie są przecież tacy głupi, że wszystko kupią, gdy tylko będzie ładnie opakowane. Jak to Franciszek Kucharczak zauważył przed tygodniem w swoim felietonie w „Gościu Niedzielnym”:
„Ot, choćby Księga Rodzaju, w której to Ewa daje się zwieść i namawia Adama do zjedzenia zakazanego owocu. Że niby Ewa wychodzi tu na głupszą. No, ale skoro głupia kobieta uległa diabłu, to jaki musiał być Adam, że uległ głupiej babie?”
Pan Franciszek pisał o czymś zupełnie innym, ale nie ma to tutaj znaczenia. Mieszkańcy stanu Missouri najwyraźniej okazali się potomkami Adama i Ewy. Dali się zwieźć głupiej propagandzie firm farmakologicznych i innych grup nacisku. Głupi Adam posłuchał głupiej Ewy, zwiedzeni obydwoje przebiegłą strategią prawników.
Prawnicy byli bowiem przebiegli jak ten biblijny wąż. Jakby czytali z „Listów starego diabła do młodego” CS Lewisa. I pewnie on, krętacz, ich inspirował. Pierwsza rzecz, jaką zrobili, to od początku zaczęli nazywać tę poprawkę zakazem klonowania ludzi. Po drugie ukazywano ją jako gwarancję konstytucyjną prawa do badania nad komórkami macierzystymi. Kto może być przeciw takim rzeczom? Tym bardziej, że nawet znani aktorzy, jak choćby Michel J Fox, chory na chorobę Parkinsona, znany nam z „Powrotu do przyszłości”, walczyli o zatwierdzenie tej poprawki konstytucyjnej. Ludzie wierzą aktorom, zwłaszcza tym, których lubią. A pana Michela Foxa lubią wszyscy. Czemu mieliby oni być autorytetami w jakiejkolwiek sprawie, nie wiem. Ale wiem, że nawet zeznają czasem przed kongresem, wypowiadając się na tematy, na które nie mają żadnego pojęcia. To, że ktoś grał naukowca, lekarza, czy pacjenta w jakimś filmie nie powinno dawać mu praw wypowiadania się na tematy, które zna tylko ze scenariuszy swych filmów, ale w jakiś sposób najwyraźniej daje.
Sama poprawka do konstytucji ma, bagatela, 2000 słów. 5 stron. Nie jestem prawnikiem, od prawa konstytucyjnego jest zupełnie inny Jaskiernia, ale mnie konstytucja kojarzy się z zarysowaniem ram określających zasadnicze prawa i obowiązki obywateli wobec państwa i państwa wobec obywateli. Jeżeli jedna poprawka konstytucyjna ma pięć stron maszynopisu, 2000 słów, to moim zdaniem już jest to co najmniej podejrzane. Do tego napisana jest ona takim językiem, że nawet prawnicy czytający ją drapią się ze zdumieniem w głowę.
Każdy, kto udał się na głosowanie, otrzymywał tylko skrót tej poprawki, 100 słów. I wśród tych słów jest napisane czarno na białym, że poprawka ta zakazuje klonowania ludzkich embrionów. Można tam także przeczytać, że nie wolno wynagradzać kobiet za pobieranie od nich komórek jajowych. W propagandzie przedwyborczej oba te punkty były bardzo uwypuklane. Ten drugi aspekt jest ważny, bo gazetki na uczelniach w całych Stanach pełne są ogłoszeń oferujących 3-5 tysięcy dolarów dziewczynom zgadzającym się na przyjęcie bardzo silnych leków hormonalnych, powodujących, że zamiast jednej mają one 10-20 komórek rozrodczych w jednym miesięcznym cyklu. Następnie są one chirurgicznie pobierane od nich w celu dalszego eksperymentowania. Zabiegi te, poza moralną stroną zagadnienia, są też problematyczne z medycznego punktu widzenia. Taka agresywna kuracja hormonalna nie jest bez wpływu na zdrowie tych dziewcząt i może powodować w przyszłości wiele komplikacji, z bezpłodnością i chorobami nowotworowymi włącznie.
Nic dziwnego, że jak ktoś nie zapoznał się z całym tekstem tej poprawki, to nawet będąc konserwatywnym chrześcijaninem, zagłosuje na nią. Z tych pierwszych stu słów wynika, że zakazuje ona klonowania i płacenia dziewczętom za wykorzystywanie ich do niemoralnych praktyk medycznych. Natomiast to, co mówi reszta dokumentu, niewielu wie. Ci, co doszukali się, jaka prawda kryje się za zasłoną dymną tych pierwszych stu słów, nie mają tylu środków ile ma strona przeciwna. Nie mogą zrównoważyć wielu reklam i ogłoszeń w gazetach i na bilbordach. Reklam grających na uczuciach, pokazujących chore dzieci i mówiących, że głosowanie za tą poprawką może dać im zdrowie.
Zobaczmy więc, co oni naprawdę mieli na myśli, mówiąc o delegalizacji klonowania i zakazie płacenia za komórki jajowe. Otóż w dalszej części ustawy jest wyraźnie określone, że zakaz płacenia za komórki jajowe nie dotyczy zwrotu poniesionych kosztów, kompensaty za utracone zarobki i stracony czas. Czyli ten zapis możemy sobie wsadzić do… butów. Z takim ograniczeniem jest on prawnie bez znaczenia. Można by go w ogóle nie umieszczać. Jedynym jego celem było bowiem mydlenie oczu głosującym. A co z delegalizacją klonowania?
Przypomnę, czym jest tak naprawdę klonowanie. Jak to się stało, że powstała owieczka Dolly? W uproszczeniu wygląda to tak: Bierzemy komórkę rozrodczą żeńską, czyli jajeczko. Usuwamy z niej jądro, zawierające tylko 23 chromosomy (bo brakujące 23 ma męska komórka rozrodcza, plemnik) i na to miejsce umieszczamy jądro dowolnej komórki z dorosłego osobnika, zawierające 46 chromosomów. Jest to teraz żywy organizm i genetycznie nie można go określić w żaden inny sposób, niż że to jest człowiek. Każdy z nas był w pewnym okresie taką komóreczką z 46-ma chromosomami. Zresztą nawet cywilne prawa dotyczące ochrony zwierząt to przyznają. Zniszczenie jajka chronionego ptaka, czy żółwia jest karane tak, jak zabicie dorosłego osobnika, bo to taka sama strata. Zlikwidowanie niewyklutego przedstawiciela ginącego gatunku. To, kim jesteśmy określa nasze DNA, kod genetyczny zawarty w tych chromosomach. Gdy jest ich 46, gdy DNA pochodzi od człowieka, to nowe życie także, z naukowego, biologicznego punktu widzenia nie jest niczym innym, tylko człowiekiem.
Ponieważ do eksperymentów nad komórkami macierzystymi potrzeba wiele tych komórek, stąd potrzeba pobierania komórek jajowych od kobiet, klonowania ich w opisany wyżej sposób, utrzymywania tego życia przez kilkanaście dni i niszczenie tego życia przez pobranie tych rozmnożonych już komórek do robienia różnych eksperymentów.
Ale dlaczego muszą to być te komórki? Na początku naszego rozwoju każda komórka ma potencjalne możliwości stać się dowolną komórką naszego organizmu. Są one „macierzyste”, bo „urodzą” dopiero konkretne, specjalistyczne komórki wątroby, tkanki nerwowej, nerek, serca itd. Mają potencjalne możliwości przekształcenia się w dowolne organy człowieka, a więc także wyleczenie ich. Tylko, że ta teoria nie odnajduje pokrycia w praktyce.
Na czym polega problem? Na tym, że głównie, co się udaje z nich osiągnąć, to rozwijanie się komórek rakowych. Rak to właśnie niekontrolowany rozwój komórek tam, gdzie ich w ogóle nie powinno być. Komórki macierzyste pobrane z embrionów robią to doskonale. Zamieszczają się w niekontrolowanych miejscach i rozijają się w niekontrolowany sposób. Ale co z tymi chorobami, o których słyszymy, że są już leczone komórkami macierzystymi? Wszystkie, podkreślam, WSZYSTKIE przypadki wyleczeń uzyskano dzięki komórkom macierzystym pobranym od osób dorosłych. Bez niszczenia życia, bez dylematów moralnych, bez żadnych kontrowersji.
Okazuje się bowiem, że komórki macierzyste są obecne nie tylko na początku naszego rozwoju, ale organizm produkuje je całe życie. Gdy się skaleczymy na przykład, rana goi się przy pomocy komórek macierzystych, które „biegną na pomoc” i stają się komórkami skóry na zabliźnionej ranie. Komórki macierzyste można pobierać z tłuszczu, z wątroby, ze szpiku kostnego, z pępowiny po urodzeniu dziecka, z wielu innych miejsc. U tymi komórkami naprawdę można leczyć ludzi. Moralnie i skutecznie. Dlaczego więc taki upór w stosowaniu komórek z zabitych embrionów, które na dodatek nie są skuteczne?
Nie wiecie? Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi zawsze o pieniądze. Komórki pobrane od osoby dorosłej są „niczyje”. Są dobrem publicznym, jak krew oddana do banku krwi. Można pobrać opłatę za jej dostarczenie, ale są to groszowe sprawy, zwrot kosztów. Komórka macierzysta, którą naukowiec, czy laboratorium samo wyprodukowało, zostaje opatentowana i staje się jego własnością. Wtedy gdyby jakiekolwiek lekarstwo, na dodatek powodujące przełom w leczeniu, powiedzmy, Parkinsona, uzyskano z takiej komórki, właściciel patentu byłby bardzo bogatym człowiekiem. Każde opakowanie leku miałoby doliczone do ceny parę dolarów na opłatę licencyjną.
Dlaczego więc prywatni inwestorzy nie prześcigają się w tym, by takie badania finansować? Przecież nie kierują nimi opory moralne? Nie brak inwestorów, dla których jedynym Bogiem, a raczej bożkiem, jest Wszechmocny Dolar. Czemu oni nie łapią takiej okazji? Bo doskonale wiedzą, że to ślepa uliczka. Że z tej mąki chleba nie będzie. Że na razie cały postęp, jaki udaje się osiągnąć w leczeniu komórkami macierzystymi, to użycie komórek macierzystych pobranych od dorosłych osób. A nikt nie chce inwestować swoich pieniędzy w coś, co nie gwarantuje żadnych sukcesów przez wiele, wiele lat. A może nigdy.
Jaka więc pozostaje droga naukowcom, placówkom badawczym i uniwersytetom? Pieniądze podatnika. Wtedy będą mogli latami się bawić w doktora Frankensteina i tworzyć i zabijać życie, a dobrzy ludzie w Missouri będą płakać, zgrzytać zębami i płacić, bo tak im nakazuje konstytucja, którą sami sobie uchwalili.
Ale co z tym stwierdzeniem, że poprawka ta zabrania klonowania ludzi? Cóż. Wystarczy troszkę pobawić się w inżynierię słów. Zmienić definicję tego, co nazywamy klonowaniem, a co nim nie jest. Poprawka konstytucyjna o której piszę mówi, że klonowaniem nie jest umieszczenie w komórce rozrodczej jądra innej komórki, ale umieszczenie takiej komórki w organizmie kobiety w celu dalszego jej rozwoju. Konsekwentnie poprawka ta nakazuje zabicie stworzonego w laboratorium życia po upływie nie więcej niż 14 dni. Nie licząc czasu, gdy komórka jest zamrożona. Czyli poprawka ta staje się podwójnie niemoralna. Nie tylko nakazuje finansowanie niemoralnych badań, ale nakazuje zabijanie życia, które powstało w taki niemoralny sposób.
Ciągle używam słów „finansowanie”, ale to bardzo ważne. Klonowanie ludzi bowiem JEST LEGALNE w Missouri i w wielu innych, jak nie we wszystkich, stanach. Jest teraz i zawsze było. Także przed przegłosowaniem tej poprawki. Firmy farmakologiczne śmiało mogą sobie robić swoje niemoralne eksperymenty bez poprawek konstytucyjnych. Ale im nie chodzi o legalizację czegoś, co jest i tak legalne. Im chodzi o pieniądze.
Gdy niedawno w Kalifornii przeforsowano podobną ustawę, mówiła ona o 6 miliardach dolarów, jakie podatnicy w Kalifornii muszą zapłacić na te badania. W Missouri poszli jeszcze dalej. Nie ma żadnej określonej kwoty, ale jest zapis mówiący, że stan nie może w żaden sposób ograniczać finansów nad tymi badaniami. Co więcej mówi, że nie może przeznaczać pieniędzy przeznaczonych na te badania na żadne inne badania nad komórkami macierzystymi. Czyli w konsekwencji uchwalenia tej poprawki ucierpią te badania, które faktycznie mogą pomóc takim cierpiącym, jak Michel J Fox.
Mieszkańcy Missouri uchwalili sobie swoją ulepszoną konstytucję. Teraz zapewne zastanawiają się już w jaki sposób to odkręcić. A jak nie teraz, to zaraz po tym, jak im przyjdzie rachunek. Albo jak doczytają wreszcie do końca ten dokument. A ja nie mogę się oprzeć wrażeniu, że to właśnie o autorach tej poprawki myślał prorok Izajasz, gdy powiedział:
Biada tym, którzy zło nazywają dobrem, a dobro złem, którzy zamieniają ciemności na światło, a światło na ciemności, którzy przemieniają gorycz na słodycz, a słodycz na gorycz!
Biada tym, którzy się uważają za mądrych i są sprytnymi we własnym mniemaniu! (Iz 5,20-21)
Na koniec jeszcze jedna uwaga na temat klonowania. Co jakiś czas słyszę, że ktoś ma szalony pomysł stworzenia klonu Pana Jezusa. Tworzy przy tym teorie, że tak powstała osoba mogłaby nam dokładnie wytłumaczyć wszystko, nieścisłości w Biblii, mylne interpretacje itd., itp. Tylko nawet gdyby się to komukolwiek udało, nawet, gdyby udało się uzyskać materiał genetyczny z Całunu Turyńskiego, czy z krwi, jaka zachowana jest w cudzie w Lanciano, czy w jakikolwiek inny sposób, to narodziłby się nie Jezus, ale człowiek, który jest Jego bliźniakiem. Z medycznego punktu widzenia każdy bliźniak jednojajowy jest bowiem „klonem” swego brata, czy siostry. I to, że ktoś ma identyczny materiał genetyczny (a raczej bardzo zbliżony, bo identyczny nigdy nie jest), to nie znaczy wcale, że nie ma swojej wolnej woli, swojej wiedzy itd. Jarosław i Lech mogą się niektórym mylić, ale są to dwie osoby, nie jedna. A jak ktoś się nie może doczekać na spotkanie z Jezusem, niech się zdobędzie na odrobinę cierpliwości. Na pewno go to nie uniknie. Być może nawet szybciej, niż się spodziewa.
No comments:
Post a Comment