Przywykliśmy nazywać Boga Wszechmogącym. I słusznie, bo jeżeli ktokolwiek taki jest, musi to być Bóg. Ale co to tak naprawdę znaczy? W księdze gości niedawno pojawił się argument mówiący, że Bóg nie może istnieć, bo nie może stworzyć tak wielkiego kamienia, aby nie mógł go sam podnieść.
Nikt nie jest w stanie rozwiązać tej logicznej łamigłówki. Mamy tu tylko dwie możliwości: Albo Bóg jest wszechmogący, więc może zrobić wszystko, albo jest ograniczony, a więc nie jest Bogiem. Ale jak jest Bogiem i może wszystko, nawet stworzyć taki kamień, którego nie mógłby sam podnieś, to z tego wynika, że nie jest wszechmogący. Mamy sprzeczność.
Sprzeczność jest jednak tylko pozorna, a jedynymi ograniczonymi osobami są ci, co zadają takie głupie zagadki. Nie chcę tu nikogo obrażać, miałem na myśli tylko naszą ograniczoną ludzką naturę. Nieograniczoność Boga bowiem nie oznacza wcale, że nie ma takiej rzeczy, której On nie mógłby zrobić. Jest wiele takich rzeczy niemożliwych do zrobienia przez Boga.
Bóg nie może skłamać, bo Słowo Boże ma moc stwórczą. Gdyby Bóg powiedział, że jestem krową, zaraz bym zaryczał i poleciał na pastwisko podjeść trochę trawki, machając ogonem na Bożą chwałę. Po prostu co Bóg powie, to się staje. Nie może więc On skłamać. Nie może też zmienić swego zdania. Jego zdanie, jego rozumienie rzeczy jest doskonałe. Gdyby Bóg zmienił zdanie na jakiś temat, znaczyłoby to, że jego wcześniejsza opinia nie była dobra, więc musiał się poprawić, a to niemożliwe. Bóg nie może też przemieszczać się z miejsca na miejsce. Żeby to uczynić, to najpierw musiałby być w jednym miejscu, a nie być w innym, a potem odwrotnie, być w tym drugim, a nie być w pierwszym. A to dla Boga nie jest wykonalne, bo On jest wszechobecny, jest w każdym miejscu.
Jest więcej takich rzeczy. Bóg nie może przewidywać przyszłości ani zapomnieć przeszłości. Dla Boga bowiem nie ma ani przeszłości, ani przyszłości. On po prostu Jest. On jest teraz i zawsze w każdym czasie, a raczej każdy czas, od stworzenia wszechświata do końca jego istnienia zawiera się w Bogu jak powieść zawiera się w głowie pisarza. Nawet Święty Paweł w Liście do Tymoteusza pisze, że Bóg czegoś nie może: „Jeśli my odmawiamy wierności, On wiary dochowuje, bo nie może się zaprzeć siebie samego.” (2 Tm 2,13)
Nam dlatego to tak trudno zrozumieć, bo mamy zawsze tendencje do rozumienia Boga jako jakiegoś supermana. No, niech będzie Supersupermana. Ale obojętne ile tych „super” byśmy dodali, to nawet nie będziemy blisko prawdy o Bogu. On bowiem ze swej natury jest czymś zupełnie innym. Czymś znacznie przerastającym nasze najodważniejsze i najśmielsze o Nim wyobrażenie.
Wracając do tego kamienia, którego Bóg nie może stworzyć. Bóg nie jest mieszkańcem wszechświata, nie mieszka ani na chmurce, ani na Olimpie, ani w niebie, po którym latają kosmonauci. Bóg jest ponad to i poza tym. Jest on transcendentalny. Przenika wszystko. To cały wszechświat się zawiera w Nim i cały wszechświat nie jest Go w stanie pomieścić. On jest potężniejszy od wszelkiego stworzenia.
Tak, jak natura Boga nie pozwala mu kłamać i nie pozwala mu się przenosić z miejsca na miejsce, tak Jego natura nie pozwala mu stworzyć czegoś, co byłoby od Niego większe. Z definicji Boga, z założenia, całe stworzenie jest wręcz nieskończenie mizerne w porównaniu do ogromu, majestatu i potęgi Boga. Stworzenie ze swej natury jest ograniczone, Bóg nie. Dlatego to Bóg nie może stworzyć nic większego, ani nawet równego sobie.
Dopóki nie uświadomimy sobie tego faktu, zawsze będziemy się zmagali z podobnymi problemami. Nie chodzi tu zresztą o ten nieszczęsny kamień, ale o nasze modlitwy. Modlimy się bez wiary, bo nie jesteśmy pewni, czy Bóg jest wystarczająco mocny, żeby nas wysłuchać i dać nam to, o co prosimy. Tymczasem my zawsze prosimy za mało. To znaczy o niewiele. O drobiazgi. A Bóg może nam dać dużo, dużo więcej. I nie jest to wcale dla Niego trudne. Nie mylmy Go jednak ze złotą rybką, dobrą wróżką, czy Hardym Porterem. On ma dla nas zupełnie inne dary.
Nie możemy myśleć o Bogu tak, jak to robią Mormoni. Że jest to ktoś, kto kiedyś był jednym z nas, a teraz już jest jednym z bogów, jak i my kiedyś będziemy. To, że Bóg stal się jednym z nas, że stal się człowiekiem, tak nam spowszedniało, że chyba powinniśmy bardziej wczuć się w sposób myślenia Żydów dwa tysiące lat temu. Czasem dziwimy się, czytając Biblię, czemu Jezus tak „owija w bawełnę” fakt, że jest Bogiem, że jest równy Ojcu. Ale musimy pamiętać, że Żydzi byli jedynym narodem na świecie, który posiadał prawdziwe poznanie istoty Boga. Oni wiedzieli, że Bóg jest transcendentalny. Oddawali życie za odmowę oddawania czci boskiej rzeźbom, rzeczom, ludziom czy zwierzętom. W takim kontekście, w takiej rzeczywistości pojawił się Jezus. Nic dziwnego, że tak trudno było im uznać w Nim Boga i tak delikatną misją dla Jezusa było przekazanie Żydom, że Bóg jednak stal się jednym z nas.
Teraz jednak, dwa tysiące lat później nikt z nas nie ma problemu z uwierzeniem, że Jezus jest Bogiem. Mówię tu o chrześcijanach, o katolikach. Większość z nas nie ma problemu z uwierzeniem, że jest On cały obecny w Eucharystii: Ciało i Krew, Dusza i Bóstwo. Popadliśmy jednak w inną skrajność. Zatraciliśmy sens, wyczucie potęgi i nieograniczoności Boga.
Ile osób podchodzi do przyjęcia Jezusa w Najświętszym Sakramencie z drżeniem serca, ze świadomością, że to nieograniczony Bóg zawita do ich serc? Nawet, jak wierzymy, to sami nie wiemy, w co wierzymy. Nasze o Nim wyobrażenie jest bardzo ubogie i kalekie. Myślimy o nim waśnie tak: Taki Bóg, co nawet nie potrafi jakiegoś kamienia stworzyć. Musimy „think outside the box”, wyjść poza nasze ograniczenia myślowe i myśląc o Bogu myśleć szeroko. Wtedy i „pudełko”, w którym żyjemy się rozpadnie i „poznamy prawdę, a prawda nas wyzwoli” (por. J 8, 32)
No comments:
Post a Comment