Thursday, February 24, 2005
Rozmowa Jezusa z Samarytanką przy Studni Jakuba. (J 4,5-42)
W najbliższą niedzielę czytanie z ewangelii Janowej o spotkaniu Jezusa z Samarytanką przy studni Jakuba. Pozwólcie mi się podzielić z wami przemyśleniami na temat tego wydarzenia.
Święty Jan pisze w bardzo ciekawy sposób. Ci, co znają grekę twierdzą, że czwarta Ewangelia jest napisana bardzo prostym językiem. Święty Jan ma raczej ubogie słownictwo, ale treści nam przekazywane mają niesamowitą głębię i wiele ukrytych znaczeń. Nie wiemy nawet, czy on sam do końca poznał te wszystkie niuanse. Na pewno my wszystkich nie poznamy w naszym doczesnym życiu. Czasem natchniony pisarz jest zaledwie narzędziem, choć aktywnie współpracującym z Duchem Świętym, pod którego inspiracją przekazuje nam Słowo Boże. Ale wiemy na pewno, choćby z „Apokalipsy”, że święty Jan jest także mistykiem, więc być może był on świadomy tych pokładów ukrytych znaczeń w swej Dobrej Nowinie.
Oczywiście to główne, pierwszoplanowe znaczenie jest raczej proste i zrozumiałe dla wszystkich. Jezus, który jest „drogą i prawdą, i życiem” ma „żywą wodę”. To Jego nauka, Jego słowa i woda, która wypłynęła z Jego boku na Krzyżu. Ale święty Jan ma nam tu do powiedzenia dużo więcej.
Przede wszystkim trzeba by przypomnieć, czemu Żydzi nie rozmawiali z Samarytanami. Było to wynikiem wojny domowej, która miała miejsce niemalże 1000 lat wcześniej. My dzisiaj używamy słów „Żyd” i „Izraelita” zamiennie, głównie dlatego, że ojczyzna Żydów nazwana została Izraelem. Ale w czasach Jezusa nikt tych pojęć nie mylił. Każdy Żyd był Izraelitą, ale nie każdy Izraelita był Żydem.
Po śmierci króla Salomona jego syn, następca tronu Roboam postanowił podnieść wysokie już podatki i 10 pokoleń Izraela zbuntowało się. Odłączyli się oni od pokolenia Judy pod przewodnictwem Jeroboama, a jedyne pokolenie, jakie zostało z Judejczykami to mały szczep Beniamina, zbyt słaby i zbyt blisko związany terytorialnie z Jerozolimą, żeby mógł się odłączyć. Żydami byli właśnie członkowie plemienia Judy. Sam święty Paweł, gdy mówił o swym pochodzeniu, nazywał się w 2Kor 11,22, Rz11,1, czy Flp 3;5 „Izraelitą”, gdyż on sam był właśnie członkiem pokolenia Beniamina. Jedynie wtedy nazywa siebie Żydem, gdy chce podkreślić swoją wiarę, gdy ma na myśli wspólnotę wierzeń z tymi, do których przemawia.
Od czasu odłączenia się 10 pokoleń trwała nienawiść między Judeą a Izraelem. Nie tylko bowiem nawzajem oskarżali się oni o rozbicie jedności Narodu Wybranego, to jeszcze Samarytanie nie uznawali Jerozolimy za miejsce, gdzie powinno się oddawać cześć Bogu. Ustanowili swą stolicę w Samarii. Zaczęli też oddawać cześć złotym cielcom, bożkom, na górze Garizim. Co gorsze, Samarytanie nie zachowali „czystości krwi”. Nie zawierali małżeństw między sobą, wewnątrz swych pokoleń, ale byli na wpół Babilończykami, czy też Asyryjczykami. Po prostu ich terytorium po rozpadzie Izraela na dwa królestwa zostało podbite przez Babilończyków, a następnie przez Asyrię w 722. roku. Część mieszkańców wysiedlono, przywieziono ludność z innych podbitych krajów i zmuszono ich do mieszanych małżeństw. Była to zwykła ówczesna praktyka stosowana przez Asyrię, gdyż ułatwiała rządzenie podbitymi narodami. Traciły one swe poczucie narodowościowe i swą religię, więc łatwiej wtapiały się w nowy organizm państwowy.
Samarytanie jednak nie utracili do końca swej religii. Nie uznawali oni całej Biblii, jak Żydzi, ale uznawali Torę, Pięcioksiąg. Pierwsze pięć ksiąg Starego Testamentu. To właśnie za pewnymi wersetami z Księgi Rodzaju uważali, że Bogu należy oddawać cześć na Górze Garizim, nie w Jerozolimie. Żydzi, zwłaszcza kapłani, rzecz jasna, nie zgadzali się z tym, z wielu względów. Teologicznych przede wszystkim, ale i materialnych, czerpiąc spore korzyści materialne z obowiązku wykonywania nakazów prawa przez wiernych.
Jezus, rozmawiając z Samarytanką, powiedział, że gdyby wiedziała ona kim jest, prosiłaby Go o „żywą wodę”. Ona, zdziwiona, że ten Żyd rozmawia z nią, Samarytanką i do tego kobietą, pyta: Czyżbyś był większy od Jakuba, który nam dał tą studnię? Możliwe, że nawet pokpiwała sobie trochę, bo Samarytanie bynajmniej nie mieli poczucia niższości w stosunku do Żydów. Uważali się, słusznie poniekąd, za potomków Jakuba i uważali, że potomkowie Judy, który był zaledwie jednym z synów Jakuba są narodem niejako mniej ważnym. Niemniej jednak poprosiła Go o tę „żywą wodę”, może chcąc go wystawić na próbę. Jezus na to powiedział jej, żeby przyprowadziła męża. Ona odpowiedziała, że nie ma męża. Na to Jezus: To prawda, miałaś pięciu, ale ten, którego masz teraz, nie jest twoim mężem.
Do tej pory wszystko było raczej dość jasne. Ale teraz odpowiedź Samarytanki jest zdumiewająca. Mówi ona: „ Panie, jesteś plotkarzem. Kto ci te plotki naopowiadał?” Nie, żartuję oczywiście. Samarytanka mówi: „Widzę, że jesteś prorokiem.” Ale co w tym zdumiewającego? Skoro Jezus znał jej życie, mimo, że zobaczyli się pierwszy raz, to czy to nie wskazuje na dar proroctwa? Być może. Ale prorok miał bardzo konkretne znaczenie dla Samarytan. Oni nie uznawali żadnych proroków, uznanych przez Judejczyków. Głównie zresztą dlatego, że ci nie mieli dla Izraela innych słów, niż słowa potępienia. Wszyscy prorocy potępiali Samarię za opuszczenie Jerozolimy, za łączenie swej religii z religiami sąsiednich narodów, za mieszanie się z innymi ludami i poddawanie się innym królom. Oczekiwali oni tylko na jednego proroka, bo w Pięcioksięgu jest obietnica jego przyjścia.
Mojżesz w Księdze Powtórzonego Prawa 18,15 mówi: „Pan, Bóg twój, wzbudzi ci proroka spośród braci twoich, podobnego do mnie. Jego będziesz słuchał.” Ten Prorok, obiecany przez Mojżesza, był utożsamiany z Mesjaszem. Także Żydzi czekali na niego, co widzimy choćby w 6. rozdziale Ewangelii Jana, gdy po nakarmieniu pięciu tysięcy mężczyzn pięcioma chlebami (symbol Tory, Pięcioksięgu) pozostało 12 koszy ułomków (symbol dwunastu pokoleń Izraela). Prorok był obiecany w Pięcioksięgu, przez Mojżesza, autora Tory, człowieka, który nakarmił manną 12 pokoleń Izraela. Nic dziwnego, że gdy Żydzi zobaczyli cud Jezusa zawołali: A kiedy ci ludzie spostrzegli, jaki cud uczynił Jezus, mówili: Ten prawdziwie jest prorokiem, który miał przyjść na świat. Także Filip, jeden z dwunastu apostołów, rozpoznał w Jezusie tego proroka: Filip spotkał Natanaela i powiedział do niego: Znaleźliśmy Tego, o którym pisał Mojżesz w Prawie i Prorocy - Jezusa, syna Józefa z Nazaretu. (J 1,45)
I Samarytanka uznała w Jezusie tego proroka, a przynajmniej zaczyna wierzyć, widzi, że to jakiś autorytatywny Nauczyciel. Dlatego też pyta Go, gdzie należy oddawać cześć Bogu: Na tej górze, czy w Jerozolimie? Jezus odpowiada, że Żydzi posiadają prawdę, a Samarytanie są wyznawcami pogańskich religii, czcząc to, czego nie znają, ale zapowiada też, że nadszedł czas, gdy wszyscy będą czcić Boga nie na tej, czy innej górze, ale w swych sercach, w Duchu i prawdzie.
Przypatrzmy się bliżej temu dialogowi Samarytanki z Jezusem: „…kobieta odrzekła Mu na to: Nie mam męża. Rzekł do niej Jezus: Dobrze powiedziałaś: Nie mam męża. Miałaś bowiem pięciu mężów, a ten, którego masz teraz, nie jest twoim mężem. To powiedziałaś zgodnie z prawdą. Rzekła do Niego kobieta: Panie, widzę, że jesteś prorokiem.” Słowa Jezusa można przetłumaczyć troszkę inaczej, mianowicie: „Miałaś bowiem pięciu mężów, a ten, z którym jesteś teraz, nie jest twoim mężem”. Albo, inaczej mówiąc, słowa Samarytanki były nie tylko słowami opisującymi jej osobistą sytuację rodzinną, ale sytuację całego jej narodu. I Jezus mówiąc, że „ten, z którym teraz jesteś nie jest Twoim mężem” miał na myśli siebie samego. Pozwólcie, że szerzej to wytłumaczę:
Cały kontekst rozmowy Jezusa z kobietą wskazuje na to, że chodzi tu o coś więcej, niż jej matrymonialną sytuację. Przewija się przez tą rozmowę wątek oddawania czci Bogu. Samo słowo „mąż”, baal może oznaczać mąż, ale także pan, bożek, czy Bóg. W 2.Księdze Królewskiej rozdział 17 czytamy, że Izrael czcił Baalów, bożków z pięciu krain, czcił też co prawda Boga, ale nie tak, jak Bóg nakazał, a więc nie poddając się Mu, odrzucając Jerozolimę jako miejsce, gdzie Mu należy oddawać cześć. „Miałaś bowiem pięciu mężów, a ten, którego masz teraz, nie jest twoim mężem.” Ozeasz prorokował Izraelowi:
„I stanie się w owym dniu - wyrocznia Pana - że nazwie Mnie: Mąż mój, a już nie powie: Mój Baal. Usunę z jej ust imiona Baalów i już nie będzie wymawiać ich imion. W owym dniu zawrę z nią przymierze, ze zwierzem polnym i ptactwem powietrznym, i z tym, co pełza po ziemi. Łuk, miecz i wojnę wyniszczę z jej kraju, i pozwolę jej żyć bezpiecznie. I poślubię cię sobie [znowu] na wieki, poślubię przez sprawiedliwość i prawo, przez miłość i miłosierdzie. Poślubię cię sobie przez wierność, a poznasz Pana.” (Oz 2:18-22 )
Nic dziwnego, że po wysłuchaniu słów Jezusa, że miała ona pięciu mężów, (baalim) a ten, którego ma teraz, nie jest jej mężem, zrozumiała, że Jezus jest Mesjaszem, Prorokiem, na którego oczekiwali tyle lat. Do tego warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden fakt. Cała ta rozmowa miała miejsce przy Studni Jakuba. Pamiętacie, gdzie ostatni raz byliśmy przy niej? Jakub przy tej studni znalazł swoją żonę, Rachelę. Cały więc kontekst tej opowieści jest matrymonialny.
Co przypomina mi raz jeszcze, że Bóg bardzo często używa porównań tego typu. Kościół jest Jego Oblubienicą. Osoby konsekrowane, siostry zakonne, ale także bracia i kapłani, są mistycznie zaślubieni Bogu. I przede wszystkim nasze małżeństwa, które są obrazem Boga. Najlepszym przykładem na zrozumienie istoty Boga, faktu, że jest On Trójcą, to obraz rodziny. Małżeństwo jest święte i dlatego powinniśmy walczyć o rodzinę. O tradycyjną rodzinę, nie jakieś chore związki. Bo naszym Panem jest Bóg, nie oddawajmy czci żadnym baalom.
Dalszy kontekst tej Ewangelii też jest ciekawy. Jezus, po dwudniowym pobycie wśród Samarytan, którzy uznali w Nim Zbawiciela Świata, powraca do Kany Galilejskiej, (znowu wskazówka zwrócona w stronę „małżeńskiej symboliki”) i uzdrawia syna królewskiego urzędnika, a więc poganina. Przypomina się nakaz Jezusa, jaki zostawił uczniom, odchodząc do Nieba po zmartwychwstaniu:
Gdy Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie Jego moc i będziecie moimi świadkami w Jerozolimie i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi. (Dz 1,8)
Święty Jan pokazał w swej Ewangelii, w czwartym rozdziale, że sam Jezus głosił Dobrą Nowinę i niósł uzdrowienie dusz i ciał w Jerozolimie, Judei, Samarii i aż po krańce świata takiego, jaki znali ówcześni ludzie.
Ewangelia ta uczy nas jeszcze jednej rzeczy. Że nie powinniśmy się bać ewangelizować. Głosić Dobrej Nowiny. Także tym, którzy są „beznadziejnymi przypadkami”. Trudno sobie wyobrazić bardziej beznadziejny przypadek, niż Samarytanin. Tysiąc lat nienawiści, potężny bagaż historyczny. Oskarżanie się wzajemne o najgorsze przestępstwa i grzechy. I na skutek nauczania Jezusa cale miasteczko uznało w Nim, Żydzie, Zbawiciela Świata. To wskazuje nam na fakt, że nie wiemy, kto otrzyma łaskę nawrócenia i kiedy. I nie jest to nasza sprawa. My pracujemy w dziale sprzedaży, tamte decyzje to sprawa Zarządu. Ale Święty Paweł nas uczy:
Jakże więc mieli wzywać Tego, w którego nie uwierzyli? Jakże mieli uwierzyć w Tego, którego nie słyszeli? Jakże mieli usłyszeć, gdy im nikt nie głosił? (Rz 10:14)
Oraz:
Ja siałem, Apollos podlewał, lecz Bóg dał wzrost. Otóż nic nie znaczy ten, który sieje, ani ten, który podlewa, tylko Ten, który daje wzrost - Bóg. (1 Kor 3,6-11)
Nie przejmujmy się zbytnio więc i nie traćmy ducha, ale głośmy Dobrą Nowinę. Także tym, a może raczej zwłaszcza tym, którzy ją najmniej znają, nie rozumieją jej i nie pragną jej usłyszeć. I nie znaczy to wcale, że musimy im skakać do oczu z wersetami. Ale stosujmy sami naukę Jezusa w naszym życiu, z radością i uśmiechem, a oni widząc nasze życie sami się zapytają, co nami kieruje. Żyjmy tak, aby prokurator nie miał problemów z udowodnieniem nam naszej „winy”, gdyby zdelegalizowano Chrześcijaństwo. Bo coś mi się wydaje, że w przypadku wielu z nas, mnie nie wyłączając, adwokat miałby aż zbyt łatwe zadanie.
J 4,5-42:
Jezus przybył do miasteczka samarytańskiego, zwanego Sychar, w pobliżu pola, które /niegdyś/ dał Jakub synowi swemu, Józefowi. Było tam źródło Jakuba. Jezus zmęczony drogą siedział sobie przy studni. Było to około szóstej godziny. Nadeszła /tam/ kobieta z Samarii, aby zaczerpnąć wody. Jezus rzekł do niej: Daj Mi pić! Jego uczniowie bowiem udali się przedtem do miasta dla zakupienia żywności. Na to rzekła do Niego Samarytanka: Jakżeż Ty będąc Żydem, prosisz mnie, Samarytankę, bym Ci dała się napić? Żydzi bowiem z Samarytanami unikają się nawzajem. Jezus odpowiedział jej na to: O, gdybyś znała dar Boży i /wiedziała/, kim jest Ten, kto ci mówi: Daj Mi się napić - prosiłabyś Go wówczas, a dałby ci wody żywej. Powiedziała do Niego kobieta: Panie, nie masz czerpaka, a studnia jest głęboka. Skądże więc weźmiesz wody żywej? Czy Ty jesteś większy od ojca naszego Jakuba, który dał nam tę studnię, z której pił i on sam, i jego synowie i jego bydło? W odpowiedzi na to rzekł do niej Jezus: Każdy, kto pije tę wodę, znów będzie pragnął. Kto zaś będzie pił wodę, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki, lecz woda, którą Ja mu dam, stanie się w nim źródłem wody wytryskającej ku życiu wiecznemu. Rzekła do Niego kobieta: Daj mi tej wody, abym już nie pragnęła i nie przychodziła tu czerpać. A On jej odpowiedział: Idź, zawołaj swego męża i wróć tutaj. A kobieta odrzekła Mu na to: Nie mam męża. Rzekł do niej Jezus: Dobrze powiedziałaś: Nie mam męża. Miałaś bowiem pięciu mężów, a ten, którego masz teraz, nie jest twoim mężem. To powiedziałaś zgodnie z prawdą. Rzekła do Niego kobieta: Panie, widzę, że jesteś prorokiem. Ojcowie nasi oddawali cześć Bogu na tej górze, a wy mówicie, że w Jerozolimie jest miejsce, gdzie należy czcić Boga. Odpowiedział jej Jezus: Wierz Mi, kobieto, że nadchodzi godzina, kiedy ani na tej górze, ani w Jerozolimie nie będziecie czcili Ojca. Wy czcicie to, czego nie znacie, my czcimy to, co znamy, ponieważ zbawienie bierze początek od Żydów. Nadchodzi jednak godzina, owszem już jest, kiedy to prawdziwi czciciele będą oddawać cześć Ojcu w Duchu i prawdzie, a takich to czcicieli chce mieć Ojciec. Bóg jest duchem; potrzeba więc, by czciciele Jego oddawali Mu cześć w Duchu i prawdzie. Rzekła do Niego kobieta: Wiem, że przyjdzie Mesjasz, zwany Chrystusem. A kiedy On przyjdzie, objawi nam wszystko. Powiedział do niej Jezus: Jestem Nim Ja, który z tobą mówię. Na to przyszli Jego uczniowie i dziwili się, że rozmawiał z kobietą. Jednakże żaden nie powiedział: Czego od niej chcesz? - lub: - Czemu z nią rozmawiasz? Kobieta zaś zostawiła swój dzban i odeszła do miasta. I mówiła tam ludziom: Pójdźcie, zobaczcie człowieka, który mi powiedział wszystko, co uczyniłam: Czyż On nie jest Mesjaszem? Wyszli z miasta i szli do Niego. Tymczasem prosili Go uczniowie, mówiąc: Rabbi, jedz! On im rzekł: Ja mam do jedzenia pokarm, o którym wy nie wiecie. Mówili więc uczniowie jeden do drugiego: Czyż Mu kto przyniósł coś do zjedzenia? Powiedział im Jezus: Moim pokarmem jest wypełnić wolę Tego, który Mnie posłał, i wykonać Jego dzieło. Czyż nie mówicie: Jeszcze cztery miesiące, a nadejdą żniwa? Oto powiadam wam: Podnieście oczy i popatrzcie na pola, jak bieleją na żniwo. żniwiarz otrzymuje już zapłatę i zbiera plon na życie wieczne, tak iż siewca cieszy się razem ze żniwiarzem. Tu bowiem okazuje się prawdziwym powiedzenie: Jeden sieje, a drugi zbiera. Ja was wysłałem żąć to, nad czym wyście się nie natrudzili. Inni się natrudzili, a w ich trud wyście weszli. Wielu Samarytan z owego miasta zaczęło w Niego wierzyć dzięki słowu kobiety świadczącej: Powiedział mi wszystko, co uczyniłam. Kiedy więc Samarytanie przybyli do Niego, prosili Go, aby u nich pozostał. Pozostał tam zatem dwa dni. I o wiele więcej ich uwierzyło na Jego słowo, a do tej kobiety mówili: Wierzymy już nie dzięki twemu opowiadaniu, na własne bowiem uszy usłyszeliśmy i jesteśmy przekonani, że On prawdziwie jest Zbawicielem świata.
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment