Sunday, September 07, 2008

Nie wystarczy nikogo nie zamordować.

Na dzisiejszej Mszy usłyszeliśmy bardzo ciekawe czytania. Kościół zawsze stara się dobierać je tak, by pierwsze czytanie ze Starego Testamentu było powiązane w jakiś sposób z Ewangelią. Wynika to z tego, że, jak powiedział św. Augustyn, „Novum in Vetere latet et in Novo Vetus patet.” "Nowy Testament jest ukryty w Starym, natomiast Stary znajduje wyjaśnienie w Nowym"

Dzisiaj pierwsze czytanie to był fragment z księgi Proroka Ezechiela:


To mówi Pan: Ciebie, o synu człowieczy, wyznaczyłem na stróża domu Izraela po to, byś słysząc z mych ust napomnienia przestrzegał ich w moim imieniu. Jeśli do występnego powiem: Występny musi umrzeć - a ty nic nie mówisz, by występnego sprowadzić z jego drogi - to on umrze z powodu swej przewiny, ale odpowiedzialnością za jego śmierć obarczę ciebie. Jeśli jednak ostrzegłeś występnego, by odstąpił od swojej drogi i zawrócił, on jednak nie odstępuje od swojej drogi, to on umrze z własnej winy, ty zaś ocaliłeś swoją duszę. (Ez 33,7-9)

Bardzo ważne słowa. Pokazują one, że możemy utracić nasze zbawienie nie tylko przez to, że zrobimy coś złego, ale i przez to, że nie zrobimy czegoś dobrego, co zrobić powinniśmy. Przez zaniedbanie. Bóg wyraźnie mówi Ezechielowi, że gdy on nie upomni grzesznika, to Bóg jego, Ezechiela, obarczy odpowiedzialnością za tamten grzech. Gdy jednak prorok go upomni, to uratuje swoją duszę. Nawet, jeżeli upomnienie to nie przyniesie żadnego skutku.

Słowa te przypominają nam jeszcze inną prawdę. Mianowicie taką, że Bóg oczekuje od nas wierności, a nie sukcesów. Ezechiel nie jest odpowiedzialny za to, czy jego upomnienie zmieni grzesznika. On jest tylko odpowiedzialny za swoje zachowanie. Poza tym musimy pamiętać, że to nie my odmienimy ludzkie serca. To może tylko uczynić Bóg.

Może ktoś jednak powiedzieć: Kim innym jest prorok, a kim innym ja. Do mnie Bóg nie przemawia. Ja jestem zwykłym człowiekiem. Nie mogę więc być odpowiedzialny za niczyje grzechy. Hmm. Nie byłbym tego wcale taki pewny. Zobaczmy, co nam mówi dzisiejsza Ewangelia:

Jezus powiedział do swoich uczniów: Gdy brat twój zgrzeszy [przeciw tobie], idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata. Jeśli zaś nie usłucha, weź z sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków oparła się cała sprawa. Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi! A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik! (Mt 18,15-17)

To, co Bóg Ojciec nakazał Ezechielowi w Starym Testamencie, Jezus nakazuje wszystkim uczniom. Upomnienie grzesznika to jest obowiązek każdego z nas.

Nie wiem, czy jeszcze tego uczą dzieci na lekcjach religii, ale jak ja byłem dzieckiem, uczyłem się „małego katechizmu”. Jedną z rzeczy, jakie musiałem się wyuczyć na pamięć, były „uczynki miłosierne co do duszy”. A pierwszy z nich, to właśnie „grzeszących upominać”. Nie jest to więc jakiś mój wymysł, to jest odwieczna nauka Kościoła Katolickiego.

Pamiętamy wszyscy 25. rozdział Ewangelii Mateusza, wersety 31-46. Pan Jezus opisuje Sąd Ostateczny. Ale tam także nie widać sądu nad mordercami, zdziercami, tyranami, złodziejami. Tam kryterium oddzielenia „owiec od kozłów”, czyli zbawionych od potępionych, jest to, czy ktoś nakarmił głodnych, ubrał nagich, odwiedził chorych i więźniów. Jak tego nie uczynił, nie może osiągnąć zbawienia. Bo nieuczynienie dobra, gdy je uczynić możemy, także jest grzechem.

Podczas każdej Mszy Świętej modlimy się słowami: „Spowiadam się Bogu wszechmogącemu i wam, bracia i siostry, że bardzo zgrzeszyłem myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem.” Mówimy to każdej niedzieli. Ale czy naprawdę uważamy to za grzech? Czy naprawdę spowiadamy się z grzechu zaniedbania?

Dyskutując z kimś o konieczności ewangelizowania napisałem na forum krakowskiej Beczki między innymi takie słowa:


„Nie wiem kogo Ty znasz i kogo uważasz za chrześcijan. Jeżeli na co dzień żyją tak, że ich nie można nazwać "letnimi", to Bogu niech będą dzięki. Jednak praktyka codzienna jest taka, że znakomita większość chrześcijan na świecie, (czy też ludzi uznających się za chrześcijan) katolików i protestantów, żyje tak, jakby byli poganami. Nawet, jak praktykują pewne zwyczaje, "idą przez sakramenty". Ale choć sakramenty są zwykłym sposobem uzyskiwania łask, które nam Bóg obiecał, to "prawdziwe obrzezanie to obrzezanie serca". Nie wystarczy się ochrzcić, przyjąć Jezusa w Eucharystii, "dać się pobierzmować" i iść na Mszę, jak nie mamy akurat ważniejszych zajęć.

Ktoś kiedyś zapytał i bardzo mi się to pytanie podoba: "Jeżeli chrześcijaństwo nagle stałoby się nielegalne, to czy sąd byłby w stanie udowodnić, że jesteś chrześcijaninem?" Obawiam się, że wielu oskarżonych miałoby bardzo prostą sprawę z wybronieniem się w sądzie. […]

Problem polega na tym, że gdy nasza katecheza kończy się na maturze, a wcześniej też nie była na żadnym poziomie, to nie mamy szans na przejście próby. Ilu katechetów uczy o miłości Bożej? O potrzebie osobistego kontaktu z Jezusem? Ilu rodziców rozmawia o wierze z dziećmi? I nie mówię tu o poleceniu pójścia na Mszę, czy nawet majówkę lub nakazie zostania ministrantem. To jest potrzebne, pożyteczne, ale jak nie pochodzi z serca, syn się zbuntuje jak tylko będzie miał -naście lat.

Słuchałem wczoraj audycji Radia Józef, nomen-omen, "Bądź zimny, bądź gorący". Prowadzący opowiadał, że ulubią zabawą jego kilkuletniego synka jest zabawa w Dawida i Goliata. I jak ten czteroletni brzdąc atakuje tatę z okrzykiem "Mam Boga żywego!" to tata sam zaczyna wierzyć, oczami dziecka, jak dziecko. Ale skąd mały zna tę historię i dlaczego potrafi cytować księgę Samuela? Tylko dlatego, że tata zamiast głupich bajek czyta mu Słowo Boże. "Żelazo żelazem się ostrzy, a człowiek urabia charakter bliźniego." (Prz 27,17) Nawet, jak ten "człowiek" to nasz kilkuletni syn. Ani tata, ani ten synek nie są z pewnością letni w swej wierze i na pewno oni dalej będą ewangelizować w swym życiu. Ale ile takich rodzin jest w Polsce?

W swoim laptopie mam między innymi kilkanaście godzin różnych kabaretów. Zwykle w nocy jak jadę wszystkie pliki dźwiękowe puszczam w przypadkowej kolejności. Piosenki, wykłady teologiczne i apologiczne i kabarety. W sumie jest tego kilkadziesiąt GB, więc zawsze mnie zaskakuje, co następne usłyszę. Taka moja własna radiostacja, bez reklam, bez polityki i grająca tylko moje ulubione programy. I zawsze zdumiewa mnie reakcja publiczności na teksty kabaretowe wyśmiewające kler, kościół, katolicyzm. Są to w większości teksty dość stare, z czasów gdy papieżem był JP Wielki. Wiele z nich z czasów, gdy Kościół był ciągle w niełasce, ale reakcja zawsze taka sama. O czym to świadczy?

Sienkiewicz, doskonały, moim zdaniem, teolog i apologeta (sądząc tylko po Trylogii, Krzyżakach i innych jego dziełach), w "W pustyni i w puszczy" opisuje, jak Stasiu uprowadzony do Mahdiego otrzymuje instrukcje od Greka-chrześcijanina, by pozornie przyjął Islam, ratując jego, Nel i siebie. Staś jednak odmawia i wiedząc, że może go to kosztować życie, dzielnie broni swej decyzji. Postawa pierwszych chrześcijan, ale ilu dzisiaj by się na nią zdobyło? "Prywatnie jestem pro-life, ale jako reprezentant moich wyborców będę bronił praw kobiety do ich własnych decyzji w tak istotnych sprawach, jak prawo do aborcji". Typowa odzywka większości katolickich polityków w USA.

Wiara to nie jest ślina, żeby każdy jej miał trochę, ale najlepiej, gdy ją trzyma dla siebie. Wiara musi być zaraźliwa i musi być widoczna w naszym codziennym życiu. Musimy tak żyć, by każdy, kto nas zobaczy mógł dojrzeć w nas Chrystusa. Ewangelię. Dobrą Nowinę. I by chciał się dowiedzieć, czemu to coś w nas jest. I co to jest. I jak ta nasza wiara jest widoczna dla wszystkich, to rzeczywiście nie jest martwa. To nie jesteśmy letni jak wczorajsza herbata. Ale jak często się z taką wiarą spotykamy?

I nie chodzi mi tu o dewocję, o chodzenie z obkichaną miną i wpychanie do gardła innym swoich przekonań itp. postawy. Chodzi mi o wewnętrzną radość, o miłość człowieka widoczną na każdym kroku, o pewne zachowania, jak upomnienie kolegi, gdy opowie "off-color" dowcip, o wrzucenie śmieci do kosza, skasowanie biletu w tramwaju, itp. To, jak się zachowujemy na każdym kroku, w najmniejszych rzeczach, daje świadectwo o nas. Oddanie kasjerce paru złotych, gdy wydala za dużo reszty, dowiezienie klienta taksówki, powiedzmy Japończyka, najkrótszą drogą do hotelu i nie policzenie mu za każdą walizkę z osobna, zwrócenie uwagi siostrzenicy, że nie powinna się wprowadzać do chłopaka na pół roku przed ślubem: To wszystko są jakieś przykłady naszego życia Ewangelią.

Tymczasem my bardzo często tak staliśmy się tolerancyjni w stosunku do małych i większych kompromisów, jakie są częścią naszego życia i częścią życia naszych bliskich, że nawet ich nie zauważamy. Nikt nie zastanawia się nad niemoralnością zabrania z pracy ołówka, czy papieru do naszej drukarki, czy choćby nad wydrukowaniem w biurze dla siebie kilkudziesięciu stron tekstu. Nikt nie uważa za niemoralne siedzenie na czatach w godzinach pracy, jak tylko szef nie zablokował dostępu do netu. Może nie powinienem pisać "nikt", są jeszcze tacy, którzy myślą inaczej, ale chyba dla większości postawa opisana powyżej jest normalna. A przecież Jezus mówi: Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski. (Mt 5, 48)”


Powyższe słowa może nie całkiem są na temat dzisiejszych czytań, ale ilustrują szerszy problem z nimi związany. Mianowicie problem naszej „letniości”. Jak mamy upominać braci, jak to my w niczym nie widzimy problemu? Sami często postępujemy tak samo jak oni. A do tego wszyscy naokoło mówią, że trzeba być tolerancyjnym, więc jak mamy w takiej sytuacji upominać innych?

I na koniec jeszcze jedna uwaga, jaka nasunęła mi się podczas słuchania dzisiejszej Ewangelii. „A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik!” Jaki sens mają te słowa w dzisiejszym świecie? W Polsce może jeszcze nie widać tak bardzo tego problemu, bo Polska ciągle jest w większości katolickim krajem, ale u mnie? W moim mieście jest ponad osiemset kościołów, ale tylko kilkanaście z nich jest katolickich. Do jakiego kościoła mam zaprowadzić brata? Jakiemu donieś o jego winach? Każdy przecież uczy, że co innego jest grzechem.

Ewangelia Mateusza uczy więc wyraźnie, że Kościół to nie jest jakaś mglista wspólnota serc i dusz. To jest także instytucja, która może karać, upominać i przebaczać. Może także ekskomunikować, gdy nie ma innej drogi. By jednak ekskomunika była skuteczną karą musi być jeden Kościół. Jakie znaczenie bowiem ma ekskomunika brata, gdy po drugiej stronie ulicy ma on zbór, czekający na niego z szeroko otwartymi ramionami? „Przyjdź do nas, witamy cię. My nie uważamy, że rozwód i powtórne małżeństwo to grzech. Nasz pastor jest po trzech rozwodach. Antykoncepcja? A jaki rodzaj chcesz stosować? Pastor Ci w tym pomoże. Aborcja? Zapłodnienie in vitro? Jesteś gejem? U nas pobłogosławimy wasz związek. Przecież Jezus nas kocha takich, jakimi jesteśmy”.

Tak, to prawda. Jezus nas kocha takimi, jak jesteśmy. Jednak kocha nas zbyt mocno, by nas pozostawić takimi, jak jesteśmy. Dlatego upomina nas ciągle i wzywa, byśmy byli doskonali. I czy to był sparaliżowany człowiek na łożu, czy grzesznica przyłapana na niemoralnym akcie, Jezus zawsze miał tę samą radę: „Idź, a nie grzesz już więcej”. Święty Paweł, święty Jakub, czy święty Jan także w swych listach nam mówią to samo: „Nie grzesz już więcej”.

Nie chodzi więc o to, by znaleźć wspólnotę, która będzie tak tolerancyjna, że nas za nic nie potępi. Nie chodzi o to, byśmy ledwie nie zamordowali nikogo. Nie na tym polega chrześcijaństwo. Chrześcijaństwo nie jest dla mięczaków. To radykalny koncept. Tak radykalny i tak trudny, że przez całe wieki wielu oddało za niego życie. Warto więc się może zastanowić, dlaczego kiedyś ludzie nie bali się oddać życia za Jezusa, a teraz boimy się narażenia na śmieszność, czy na „znaczące spojrzenie”. Ten strach przed brakiem akceptacji, przed narażeniem się na śmieszność wystarcza, że milczymy wtedy, gdy powinniśmy mówić. Gdy powinniśmy bronić Ewangelii. Pamiętajmy więc, że milcząc możemy utracić coś znacznie cenniejszego. Możemy stracić nasze życie wieczne. A więc… Ile naprawdę jest warta nasza wiara?

PS. Przypominam,że na FORUM można podyskutować na temat każdego z moich tekstów. Aby znaleźć ten powyższy, wystarczy kliknąć TUTAJ. Trzeba oczywiście się zarejestrować, by móc pisać na forum, ale to jest bardzo prosty proces.

No comments:

Post a Comment