Sunday, February 18, 2007

Baptyści

Parę dni temu otrzymałem interesujący wpis do księgi gości. Na tyle interesujący, że postanowiłem na niego odpowiedzieć tutaj. Wpisał mi się bowiem jakiś człowiek, podpisujący się „Papirus”, który jest baptystą. Takie wpisy bardzo mnie cieszą, bo mam nadzieję, że baptyści będą częstymi gośćmi na mojej stronie. Jest ona pełna materiałów, tłumaczących, dlaczego baptyści uczą błędnych doktryn, więc każda taka wizyta sprawia mi przyjemność i daje nadzieję, że wrócą oni kiedyś do Matki-Kościoła Katolickiego. Zajmijmy się jednak samym wpisem.

Papirus zaczyna tak:

"Strasznie mnie wkurzyłeś hiobie pisząc cytuję „tymczasem fundamentaliści, baptyści i tzw. „Bible Christians” mają praktycznie wszędzie mocne stacje na UKF-ie, można ich słyszeć w każdym zakątku Stanów Zjednoczonych. Dla tych, którzy nie rozumieją, co za różnica, przecież to tez chrześcijanie, chciałem tylko wyjaśnić, że w ekstremalnej formie uważają oni, że Kościół Katolicki jest sektą wiodącą do potępienia, papież jest antychrystem i Apokalipsa św. Jana mówiąc o nierządnicy mówi o Kościele Katolickim. W związku z tym o papieżu i Kościele mówią tylko wtedy, jak znajdą cos skandalizującego. Także członkowie ich kościołów składają się w dużym stopniu z byłych katolików, często nieznających dobrze swojej wiary.”

Papirus nawiązuje tu do opisu mojej pielgrzymki do Krakowa, odbytej w czasie, gdy papież Jan Paweł Wielki ostatni raz odwiedził ojczyznę, od którego w ogóle zaczęła się moja przygoda ze stroną na Internecie. Można cały ten tekst przeczytać klikając TUTAJ . Dalej pisze on tak:

"tak się sklada że jestem baptystą i to co mówisz to zwykłe kłamstwo. Baptyści nie uznają papieża ponieważ według nich Jezus jest pośrednikiem między Bogiem a ludźmi. I nie uważają go za zadnego antychrysta. Papież jest u nas szanowany ale po prostu go nie uznajemy. I nie mów więcej takich kłamstw ok?? Baptyści nie uważają że KK jest sektą my nic do was nie mamy dobra??"

Dobra. Bardzo się cieszę, że Papirus tak nie uważa. Ale ja nigdzie nie napisałem, że każdy baptysta tak myśli. Napisałem wyraźnie, że „że w ekstremalnej formie uważają oni…”. Jeżeli Papirus nie należy do żadnego ekstremalnego zboru baptystów, to tylko mnie to cieszy. A na temat tego, kto jest, a kto nie jest pośrednikiem i dlaczego, napisałem poprzedni felieton. Mam nadzieję, że Papirus go także przeczyta. Dalej pisze on:

"I na koniec hiobie zaczynam odnosić wrażenie że jesteś maniakiem religijnym albo tylko mi się zdaje....
Moja rada zanim wypowiesz się na jakikolwiek temat innej wiary poczytaj trochę o niej. serdecznie zapraszam na… "

i tu podaje link do jednej ze stron baptystów. Bardzo mnie ubawił ten fragment jego wpisu. Jeszcze mnie nigdy żaden baptysta nie nazwał maniakiem religijnym. Prawdę mówiąc zazwyczaj to oni byli tak nazywani. Katolicy bardzo często są tak „letni” w swojej wierze, tak obojętni i tolerancyjni, że doprawdy trudno ich nazwać maniakami czegokolwiek, a zwłaszcza wiary. To, że ja sobie zasłużyłem na taki epitet spowodowało u mnie coś w rodzaju uczucia dumy. Także rada, bym poczytał trochę o baptystach jest zabawna. Zabawna dlatego, że przez wiele lat słuchałem ich kazań w radiu i wiem, czego najlepsi z nich uczą. Wiem to lepiej od niemal każdego baptysty w Polsce. W końcu jest pewna przyczyna, dla której jedna z głównych ulic miasta, w którym mieszkam od 25. lat nazywa się Billy Graham Parkway. To na cześć najbardziej znanego baptysty na świecie i najbardziej znanego obywatela Charlotte. Wysłuchałem, bez przesady, setek tych nauk. Wysłuchałem też dziesiątek świadectw byłych baptystów, tłumaczących dlaczego opuścili tamten kościół i zostali katolikami.

Jednym z najbardziej znanych byłych baptystów jest Steve Ray. Wychował się on w domu nastawionym bardzo negatywnie do Kościoła Katolickiego. Słyszałem nie raz, jak opowiadał, że gdy jako dziecko jechał z ojcem na nabożeństwo, tata zawsze pokazywał mu różnych ludzi idących chodnikiem i mówił: „Popatrz na tych ludzi. To chrześcijanie, jak my.” „Skąd tato wiesz?” pytał mały Steve. „Bo mają w rękach Biblie”. „A to katolicy. Oni wszyscy pójdą do piekła, jak nie przyjmą Jezusa za swego Zbawiciela, jak my.” „Skąd wiesz, tato?” „Bo nie mają w ręce Biblii, synu. Oni wierzą w swoją tradycję, a nie w Słowo Boże!”.

Gdy więc, na skutek badań historycznych, analizowania wiary, sprawdzania sprzeczności w nauczaniu różnych odłamów baptystów itd. doszedł do tego, że prawdziwym Kościołem, Kościołem założonym przez Jezusa, jest Kościół Katolicki, nie wiedział, jak to przekazać ojcu, którego bardzo kochał. Zaczął więc pisać do niego list. List ten stał się bardzo grubą książką, w której jest chyba więcej odnośników niż samego tekstu, doskonale udokumentowaną, gdzie dokładnie tłumaczy swemu tacie, dlaczego musiał zostać katolikiem.


Pamiętam, jak kiedyś Steve Ray mówił, że jego dorosła już córka powiedziała kiedyś, żeby nie liczył na to, że ona zostanie katoliczką. „Za dobrze nas wychowałeś, tato, w miłości do naszej wiary i ukazywaniu błędów katolików, żebyś mógł liczyć na to, że ja kiedykolwiek zostanę katoliczką”, powiedziała. Zgodziła się jednak zrobić korektę tego listu do dziadka, który rozrósł się w pokaźną książkę. W połowie korekty przyszła zapłakana do niego i zapytała: „Jak to zrobić, żebym i ja mogła zostać katoliczką? Też pragnę być w Kościele, który założył Jezus”. Książka nosi tytuł „Crossing the Tiber” i polecam ją każdemu, katolikowi i baptyście.


Steve Ray opowiedział kiedyś zabawny epizod ze swej pielgrzymki do Kościoła Katolickiego. Jeden z jego przyjaciół, także konwertyta na katolicyzm, wiedząc, że Steve bada nauczanie Kościoła Katolickiego, namówił go, żeby poszedł w końcu na mszę i sam zobaczył, jak wygląda nabożeństwo w Kościele. Po namyśle i konsultacji z żoną zgodził się on, ale zaznaczył: Dobrze, pójdziemy, ale pod pewnymi warunkami. Przyjdziemy późno, siądziemy z tyłu i pierwsi wyjdziemy po mszy z kościoła. „Nawet nie wiedziałem, jak bardzo już wtedy byłem katolikiem”, dodał żartobliwie Steve.

Ta drobna złośliwość doskonale ilustruje pewien głębszy problem i pokazuje pewną przyczynę, dla której wielu katolików opuszcza Kościół. Ja pamiętam, gdy zaraz po przyjeździe do Stanów poznałem kolegę mojej żony z pracy. Był on baptystą i synem pastora. I opowiadał nam, jak to u nich wygląda. Nasza wiara nie była wtedy tak głęboka jak teraz i to, co oni, baptyści robili, było dla nas szokiem. My bowiem najczęściej chodziliśmy na hiszpańską mszę na 19, (a żadne z nas nie znało słowa po hiszpańsku), bo nam zawsze „jakoś zeszło” i jak sobie przypomnieliśmy, że trzeba do kościoła, to tylko ta msza jeszcze była w mieście. Oni natomiast całą niedzielę praktycznie spędzali w kościele. Była nauka Biblii, tzw. „Bible Study”, była szkółka niedzielna dla dzieci, nabożeństwo polegające głównie na wysłuchaniu kazania pastora, trwającego co najmniej 45 minut, był też wspólny obiad, na który zaproszona była cała kongregacja. I cała kongregacja przychodziła.

Od 9 rano do godzin popołudniowych wszyscy razem spędzali czas. Nie mówiąc już o tym, że mnie zaszokowało to, że w ich kościele nie wolno ani pić żadnego alkoholu, ani palić papierosów. I to nie tylko „w kościele”, poza nim także. Będąc członkiem ich zboru, nie wolno się napić nawet symbolicznej lampki wina. Do tego stopnia, że gry raz na kwartał mieli „pamiątkę Wieczerzy Pańskiej”, to używali do niej soku z winogron.


Teraz rozumiem ich doskonale. Sam już ani nie palę, ani nie piję i sam najchętniej bym siedział cały dzień w kościele. Jeżeli przysłowie uczy, że uczyć się można nawet od diabła, to tym bardziej od baptystów, którzy w wielu przypadkach są ludźmi naprawdę starającymi się w codziennej praktyce stosować nauczanie Jezusa i żyć wiarą. Ale ważne w tej opowiastce jest jeszcze i to, że oni potrafili w swych zborach stworzyć rodzinną atmosferę. Coś, czego tak często brakuje w naszych kościołach.

Gdy ktoś nie rozumie, czym jest katolicyzm, dlaczego nie jest to „jedna z denominacji”, ale Kościół założony przez Jezusa, to bardzo łatwo może odejść do tej miłej wspólnoty u braci baptystów. Tam dostanie to, czego często nie może znaleźć w swojej parafii. Nawet oazy i ruch neokatechumenatu mają tendencję zamykania się w swoim gronie i nie są nastawione na aktywną ewangelizację na zewnątrz swego koła i szukanie zagubionych owieczek. A wielu protestantów czeka z otwartymi ramionami na każdego, kto robi wrażenie zagubionego i kto szuka przyjaźni i odrobiny ciepła.

Dlatego ważne jest, żeby po pierwsze poznać swoją wiarę. Żeby wiedzieć, czemu jesteśmy katolikami i czemu to takie istotne. Papirus oburzył się, gdy pisałem, że niektórzy baptyści wierzą w coś, w co on i jego zbór nie wierzy. Ale to tylko ilustruje fakt, że wśród protestantów mamy do czynienia z olbrzymim rozdrobnieniem i z wieloma sprzecznymi interpretacjami Biblii. Gdy słuchałem całymi godzinami ich nauk w radiu nieraz zauważałem, że w ciągu paru godzin można usłyszeć z ust innego pastora naukę na temat tego samego wersetu udowadniającą, że prawdziwa interpretacja jest dokładnie przeciwna tej, jaką głosił jego przedmówca. Odrzucając autorytet Kościoła i papieża przyjęli oni autorytet swego pastora i swej własnej osoby za nieomylny.

Na świecie jest trzydzieści parę tysięcy denominacji, a każda z nich, z definicji, ma inny zbiór swych małych dogmatów. Żeby być baptystą, trzeba wierzyć w to, co wierzą baptyści. Ale jak ktoś się nie zgadza w jakimś punkcie, na przykład uważa, że nie można chrzcić noworodków, ma dwa wyjścia: Odejść do innego zboru, gdzie właśnie tak nauczają, albo założyć swój własny kościół. Ja mówię zupełnie serio. Tak właśnie powstają te kolejne, niezależne zbory. Tylko do czego to prowadzi?

Święty Jan przytacza przepiękną modlitwę Jezusa, Jego rozmowę z Ojcem tuż przed tym, jak udał się na Górę Oliwną i został pojmany przez wysłanników arcykapłana. Mówi tam między innymi takie słowa:

A za nich Ja poświęcam w ofierze samego siebie, aby i oni byli uświęceni w prawdzie. Nie tylko za nimi proszę, ale i za tymi, którzy dzięki ich słowu będą wierzyć we Mnie; aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie, aby i oni stanowili w Nas jedno, aby świat uwierzył, żeś Ty Mnie posłał. I także chwałę, którą Mi dałeś, przekazałem im, aby stanowili jedno, tak jak My jedno stanowimy. Ja w nich, a Ty we Mnie! Oby się tak zespolili w jedno, aby świat poznał, żeś Ty Mnie posłał i żeś Ty ich umiłował tak, jak Mnie umiłowałeś. (J 17, 19-23)

I co zostało z tej modlitwy Jezusa? Co każdy z nas zrobił, aby się sprawdziła? Przez tysiąc lat chrześcijanie stanowili jedno ciało. Potem nastąpiło rozdarcie na dwie części. Głownie zresztą z politycznych, nie teologicznych przyczyn. Teologicznie, doktrynalnie oba te odłamy chrześcijaństwa, oba sięgające korzeniami do czasów Jezusa, uczą tego samego. Ale pięćset lat temu zaczęła się „reformacja”. Czy też „deformacja”, jak to określił Scott Hahn w swoim wywiadzie dla Frondy . I teraz miłe spędzenie czasu w gronie współbraci jest ważniejsze, niż zachowywanie depozytu wiary apostołów. Teraz doktryny chrześcijańskie ustala się przez głosowanie, albo przez autorytet pastora. Albo autorytatywne jest to, co każdy chrześcijanin wyczyta sam w Biblii. A że każdy wyczytuje co innego? Cóż. To chyba normalne. Ale kim ja jestem, żeby baptystom tłumaczyć, co faktycznie Biblia mówi?

Ja oczywiście jestem nikim. Moja interpretacja Biblii nie jest ani lepsza, ani gorsza, niż interpretacja jakiegokolwiek innego człowieka na świecie. I nie ma tu znaczenia, czy interpretuję Biblię prywatnie, siedząc w swojej ciężarówce w mroźne zimowe popołudnie na naszej bazie w Medway, Ohio, czy interpretuje ją pastor Smith w swoim zborze po drugiej stronie ulicy, przed swoimi owieczkami. Obaj najprawdopodobniej tak samo często się mylimy. Biblia nie jest bowiem do prywatnej interpretacji. Sama nam to mówi. (2 P 1,20). Nie można w pełni i bezbłędnie zrozumieć Pisma, gdy nam Go Kościół nie wyjaśni. Biblia i to nam mówi. (Dz 8,31) Biblia nakazuje nam dotrzymywania ustnej Tradycji. (2 Tes 2,15 i 2 Tes 3,6). Biblia mówi nam też, że to Kościół jest filarem i podporą Prawdy. (1 tym 3,15)

Jezus odchodząc nie zostawił po sobie składziku pięknie oprawionych w skórę tomów Pisma Świętego. Jezus pozostawił po sobie Kościół. I Kościołowi zostawił depozyt wiary. A Biblia została zebrana przez Kościół, by podczas liturgii czytane było Słowo, będące częścią depozytu wiary, jaki zostawili nam Jezus i apostołowie. Udowadnianie teraz przez niektórych „Bible Christians” przy pomocy Biblii, że to ich zbór, a nie Kościół Powszechny uczy prawdziwej wiary, jest raczej żałosną i ironiczną próbą postawienia wszystkiego na głowie. Ale wszystkim tym, którzy tak uważają polecam gorąco przeczytanie dokumentów Ojców Kościoła z pierwszych wieków chrześcijaństwa. Będą zdziwieni, jak bardzo byli oni katoliccy. Jak to powiedział kardynał Newman, najbardziej znany angielski konwertyta, „Zanurzyć się w historii, to znaczy przestać być protestantem”. W końcu baptyści, jako ruch, odłam chrześcijaństwa, nie mają nawet 500 lat, bo oni nie wywodzą się nawet z szesnastowiecznej reformacji, ale z ruchu założonego sto lat później w Ameryce przez Rogera Williamsa. Jako reformacja reformacji, protest przeciw kościołowi anglikańskiemu. Ale współcześni baptyści i z nim mają niewiele wspólnego i większość wierzeń dzisiejszych baptystów bardzo by zdumiała zacnego sir Rogera.

Do czego zmierzam w tych swoich rozważaniach? Otóż chciałbym tu wykazać, że samo życie pokazuje nam, że nie da się zwyczajnie, po ludzku utrzymać jedności Kościoła i czystości depozytu wiary. Tylko Boża interwencja, tylko Duch Święty ma moc to uczynić. I nie ma znaczenia, czy papież jest tak święty, jak był Jan Paweł Wielki, czy też jest on słabym, grzesznym człowiekiem. Nie ma znaczenia, czy biskup jest tak święty, jak był kardynał Wyszyński, czy jest on słabym, grzesznym człowiekiem. Bo Kościół przechodził wiele kryzysów w swej historii. Potrzebował wielu reform. Potrzebuje ich każdego dnia. I gdy taka potrzeba staje się paląca, Bóg powoła kolejnego Świętego Augustyna, Świętego Franciszka, świętego Tomasza z Akwinu, Świętego Ignacego Loyolę, świętego papieża, jak Jan Paweł Wielki. Nie bójmy się o to, zaufajmy Mu. On na pewno zatroszczy się o swoją Oblubienicę.

Czytając dokumenty Ojców Kościoła z drugiego, trzeciego, czwartego wieku, czytając DIDACHE, dokument z pierwszego wieku, którego autorami byli sami apostołowie i czytając Katechizm Kościoła Katolickiego czytamy o tej samej nauce. O tych samych dogmatach. O takim samym zrozumieniu istoty Eucharystii. Tymczasem czytając dokumenty baptystów sprzed zaledwie kilkudziesięciu lat widzimy, że miotają się oni jak fale w wielu istotnych sprawach. Gdy zmienia się otaczająca nas rzeczywistość, zmienia się nauczanie. Wystarczy wspomnieć chociaż kwestię środków antykoncepcyjnych. Ale nie tylko to. Chrzest niemowląt. Konieczność tego chrztu dla zbawienia. Aborcja. Nierozerwalność małżeństw. Kapłaństwo kobiet. Kapłaństwo jako takie, jego istota. Stosunek do homoseksualizmu. Wszystkie te zagadnienia są traktowane nie tylko inaczej w różnych okresach czasu, ale inaczej przez inne odłamy chrześcijan zwących się baptystami.

Odrzucając autorytet Kościoła założonego przez samego Jezusa, samozwańczo nadają oni sobie ten sam autorytet. Uważając, że Kościół, mający obietnicę samego Jezusa, że „bramy piekielne go nie przemogą” (Mt 16,18) zbłądził, przekonani są, że sami są nieomylni. Ślepi przewodnicy ślepych. Tylko czemu nawet wśród swoich, nawet wśród baptystów nie mogą się dogadać i określić jednoznacznie, czego tak naprawdę naucza Biblia? Zapraszam więc wszystkich baptystów do poczytania tekstów na mojej stronie. Postaram się odpowiedzieć na każde pytanie dotyczące wiary katolickiej. Postaram się też wytłumaczyć im, dlaczego mylą się tam, gdzie nauczają inaczej, niż naucza Kościół. Oczywiście w miarę moich możliwości. Nie jestem teologiem, ale kierowcą. Normalnym, szeregowym katolikiem. Ale właśnie teologia i apologetyka są moim hobby i od dwudziestu pięciu lat mieszkam w samym sercu "Bible Belt", więc może z Bożą pomocą będę mógł im służyć wyjaśnieniami. W końcu jesteśmy braćmi w wierze i powinniśmy się wzajemnie wspierać. Ja się wiele nauczyłem od baptystów i jestem gotów oddać im ten dług.

No comments:

Post a Comment