Friday, August 04, 2006

Bo gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje.

Znowu udało mi się dostać taki ładunek, że czuję się niemal jak na wakacjach. Z Iowa (to mniej-więcej okolice Chicago, stan na zachód od Illinois) pojechałem przez Denver, Góry Skaliste, przełęcz Loveland Pass (3655 m npm), potem przez pustynie w Utah i Nevadzie, przez Las Vegas i dojechałem do Fresno w Kalifornii. Po rozładunku wziąłem następny towar, do Kent w stanie Washington, jadę więc teraz najbardziej na zachód wysuniętą autostradą w USA, szosą Interstate 5, przez Sacramento (stolicę Kalifornii), u podnóża góry Mount Szasta (4316m npm), gdzie teraz mam przerwę, i potem dalej przez Oregon do mojego docelowego miejsca. Chciałbym jednak napisać parę słów o tym, jakie wrażenia miałem przejeżdżając przez Las Vegas.

Do Las Vegas jedzie się przez pustynię. Cała Nevada to, prawdę mówiąc, pustynia. Nevada ma powierzchnię niemal równą powierzchni Polski, ale zamieszkuje ją zaledwie 2 i pół miliona ludzi. Milion siedemset tysięcy spośród nich mieszka w metropolii Las Vegas. Gdy się dojeżdża w nocy do tego miasta, już z blisko stu kilometrów widać łunę, jak przed wschodem słońca. Problem tylko, że ja ją widziałem na południowo-zachodnim niebie, diametralnie naprzeciw miejsca, gdzie słońce wschodzi o tej porze roku. Ale ta łuna nie była od słońca, ale od świateł oświetlających całą dobę to miasto.


Poprzedni raz byłem w Las Vegas niemal dwadzieścia lat temu. Wtedy było to zaledwie półmilionowe miasto. Wzrost, przypływ ludności, jest w tym mieście niesamowity. Zaledwie w jednym dziesięcioleciu, 1990-2000 liczba mieszkańców Nevady wzrosła o 66%, i niemal cały ten wzrost przypada właśnie na Las Vegas.

W mieście powstały przepiękne hotele i kasyna. W całej Nevadzie bowiem nie ma ani żadnego przemysłu (poza turystycznym jeżeli można to nazwać przemysłem), ani warunków dla rozwoju rolnictwa. Jedyne, co przyciąga ludzi, to właśnie kasyna. Żeby być uczciwym dodam, że na pewno część osób wybiera osiedlenie się w Nevadzie także ze względu na klimat, ale podobny klimat jest i w Utah i w Nowym Meksyku i w Arizonie, a tam napływ ludności jest zdecydowanie mniejszy. Myślę więc, że klimat jest tylko jednym z elementów decyzji osiedlenia się w Las Vegas, ale dla wielu właśnie te kasyna są główną siłą przyciągającą do Nevady.


Gdy tak jechałem o 5 rano przez miasto, które wcale nie było uśpione i w którym ruch był większy parę godzin przed świtem, niż niejednym mieście w samo południe, myślałem o mojej córeczce, która akurat tego dnia była w sanktuarium w Licheniu. Pomyślałem o świątyniach, jakie budujemy Bogu i o tych, jakie stawiamy naszym bożkom. Pomyślałem, że bez przerwy słyszę o tym, że nie powinno się wydawać tyle pieniędzy na świątynie, ale rozdać je biednym. Mówią to oczywiście nie ci, którzy wspomagają Kościół, ale ci, którzy już dawno zapomnieli którędy droga do kościoła. Ale denerwuje ich, że ja i inni chrześcijanie chcemy, by Dom Pański nie wyglądał jak szopa na węgiel czy waląca się rudera, ale jak pałac, jak siedziba Króla Królów.

Z drugiej strony jakoś nie słyszałem krytyki, że się buduje takie pałace, jakich pełno w Las Vegas. Nikt nie krytykuje luksusowych hoteli, prywatnych rezydencji, ośrodków wczasowych. Dlaczego? Jaka to różnica? To nie ma nic złego w budowaniu luksusowego hotelu czy kasyna, a jest cos złego z budowaniu pięknej świątyni? Co to za logika? Powie ktoś, że deweloper buduje ze swoich pieniędzy, lub pieniędzy klienta tamte budynki, a kościoły powstają z pieniędzy wiernych. No dobrze. To ja powtórzę pytanie: Jaka to różnica?

Gdy się kogoś kocha, chce się Mu dać to, co najlepsze. Jak już pisałem kiedyś w TYM FELIETONIE, gdybym na rocznicę ślubu dał mojej ukochanej żonie plastikowy pierścionek z plastikowym oczkiem, wyleciałbym z hukiem z domu. Zloty pierścionek z brylantem natomiast wywołałby na jej twarzy niezwykle szeroki uśmiech. Dlaczego? Bo jest łasa na świecidełka? Bo pragnie bogactw? Przecież ja jej mogę zrobić prezent tylko z pieniędzy, jakie zaoszczędziłem z domowego budżetu. Nie przybędzie nam o takich upominków. Jej uśmiech jest spowodowany tym, że taki prezent jest dowodem mojej miłości.

Kościół Katolicki jest największą charytatywną instytucją na świecie. Na pewno nikt tak nie pomaga potrzebującym, jak Kościół. Ale to nie chodzi o to, żeby albo dać biednym, albo budować świątynie. Trzeba i można zrobić jedno i drugie. A przykład Las Vegas niech nam uświadomi, że nie traktujemy jednakowo spraw związanych z wiarą i spraw życia codziennego. Świątynie budowane „wszechmogącemu dolarowi” nikogo nie denerwują. Wspaniałe centra handlowe, sklepy i pasaże, hotele i kasyna, które służą tylko temu, byśmy wydali więcej pieniędzy na rzeczy nam zupełnie zbędne bardzo często przepychem przewyższają najwspanialsze świątynie. Ale nie drażni to nas, bo bardziej kochamy ten świat, niż naszego Boga.

Król Salomon, który zbudował pierwszą Świątynię w Jerozolimie, miał wątpliwości, czy pomieści ona Boga:

Czyż jednak naprawdę zamieszka Bóg z człowiekiem na ziemi? Przecież niebo i najwyższe niebiosa nie mogą Cię objąć, a tym mniej ta świątynia, którą zbudowałem. (2 Krn 6:18)
Bóg sam jednak rozwiewa te wątpliwości:

Wówczas Salomonowi w nocy ukazał się Pan i rzekł mu: Wysłuchałem twojej modlitwy i wybrałem sobie to miejsce na dom ofiar. Gdy zamknę niebiosa i nie będzie deszczu, i gdy nakażę szarańczy, by zniszczyła pola, lub gdy ześlę na mój lud zarazę, jeśli upokorzy się mój lud, nad którym zostało wezwane moje Imię, i będą błagać, i będą szukać mego oblicza, a odwrócą się od swoich złych dróg, Ja z nieba wysłucham i przebaczę im grzechy, a kraj ich ocalę. Teraz moje oczy będą otwarte, a uszy moje uważne na modlitwę w tym miejscu. (2 Krn 7:12-15)

Bóg jest wszechobecny, to prawda. Ale Bóg wcielony, Jezus w Najświętszym Sakramencie jest obecny w konkretnym miejscu w naszym materialnym świecie. Jeżeli więc dla transcendentalnego Boga syn Dawida musiał wybudować Świątynię, o ile bardziej my powinniśmy je budować prawdziwemu Synowi Dawida. Jeżeli Bóg w czasach króla Salomona w specjalny sposób wysłuchiwał próśb wiernych w Świątyni, dlaczego miałoby być teraz inaczej? Bóg przecież się nie zmienia! Uważajmy jednak, by pozostać Mu wiernym:

Ale jeżeli odwrócicie się ode Mnie i porzucicie moje prawa i nakazy, które wam dałem, oraz zechcecie pójść i służyć obcym bogom i oddawać im pokłon - to wykorzenię was z mojej ziemi, którą wam dałem, a dom, który poświęciłem memu Imieniu, odtrącę od mego oblicza i uczynię z niego przedmiot przypowieści i pośmiewiska u wszystkich narodów. Świątynia, która była tak wspaniała, będzie dla każdego przechodzącego obok niej przedmiotem zdumienia, tak iż zapyta: Dlaczego Pan tak uczynił temu krajowi i tej świątyni? A odpowiedzą: Dlatego, że opuścili Pana, Boga ich ojców, który wyprowadził ich z ziemi egipskiej, a upodobali sobie innych bogów oraz oddawali im pokłon i służyli: dlatego sprowadził na nich całe to nieszczęście. (2 Krn 7:19-22)

Mam więc propozycję dla wszystkich tych, których „przepych Kościoła” denerwuje. Zajmijcie się swoimi świątyniami. Ponieważ i tak nie z waszych pieniędzy powstały takie sanktuaria, jak to w Licheniu, dajcie sobie spokój. Idźcie w pokoju do waszych świątyń i wspomagajcie je jak możecie. One też tego potrzebują. To są świątynie nienasyconego molocha i bez dopływu kasy popadają w niebyt. Ale dajcie nam prawo robić z naszymi pieniędzmi na co my mamy ochotę.
Bo gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje. (Mt 6,21)

No comments:

Post a Comment