Mijają kolejne tygodnie pracy w nowej firmie. Czy
jest łatwiej? Hmmm... Na pewno nie umieram już po wyładowaniu 20 ton
pudełeczek, ale ból mięśni nie ustaje. Bolą ramiona, bolą palce i...
łokcie.
Jednak i to zapewne minie, a ubocznym skutkiem tego bólu jest to, że już
wizualnie widać, że mi przybywa muskulatury. Budzianem, ani Hardcorowym
Koksem nie będę, ale też nie o to chodzi. Chodzi raczej o zdrowie, a
dla tego trochę ćwiczeń jest zawsze korzystnych.
Poza tym ja, po latach całych zmagania się z niskim ciśnieniem, przed
podjęciem tej pracy zacząłem mieć sporadycznie problem przeciwny. A
wysokie ciśnienie to nie są żarty. Niekontrolowane może prowadzić do
wylewów i zawałów. Po tym, jak zacząłem fizycznie pracować, ciśnienie
wróciło mi do normy.
Każdy weekend w domku, możliwość fizycznej aktywności, nie ma czekania
na kolejne ładunki, siedzenia po truckstopach, relatywnie dobre zarobki -
to wszystko są zalety pracy. I jak na razie wszystko mi się podoba.
No, prawie wszystko. Wczoraj rozładowałem się w Północnej Karolinie,
okolice Charlotte. Dziś miałem planowany wyjazd do Georgii: Albany i
Cordele. Jednak rozładunki w Charlotte trwały tak długo, że brakłoby mi
godzin, by legalnie dojechać na czas do miejsc w Georgii. Myślałem, że
dostanę inny ładunek, albo zmienią mi czas wyładunku, ale dyspozytor
miał inny pomysł: "Pojedziesz z nowym kierowcą, pokażesz mu co i jak, i
on będzie prowadził, więc nie potrzebujesz się martwić o czas pracy"
Tak też się stało i jestem lekko wściekły. Nie lubię z nikim jeździć,
choć ten kierowca okazał się być bardzo sympatycznym facetem. Murzyn, ma
na imię Maurice, jest doświadczonym szoferem, więc nie uczę go jeździć,
ale pokazuję mu jak działa ta praca przy rozwożeniu towaru do sklepów
Dollar Tree. Ja dostanę pełną zapłatę za mile i rozładunek, a robię
tylko połowę rzeczy. Ale i tak wolałbym tego nie robić.
Jutro kolejny rozładunek w okolicach Charlotte, a to dopiero środa.
Wygląda więc na to, że w tym tygodniu będę miał cztery trasy, czyli za
same rozładunki otrzymam 680 dolarów brutto. Za mile będzie drugie tyle.
Gdyby każdy tydzień był taki, byłoby bardzo dobrze. Zwykle jednak są
trzy ładunki w tygodniu, czasem dwa, gdy sklepy daleko.
Mówiąc o dalekich sklepach, miałem obiecany sklep na Key West, FL. Nic z
obietnicy nie wyszło, ale może innym razem się uda. Key West jest ponad
1000 km od bazy, więc nie da się tam zajechać i wrócić w jeden dzień.
Prawdę mówiąc nawet z samym zajechaniem mogą być problemy, bo autostrada
kończy się poniżej Miami, a na same wyspy prowadzi wąska szosa, z
wieloma mostami, gdzie niemożliwe jest osiągnięcie średniej prędkości
100 km/h. Ale jak to w praktyce będzie wyglądało, być może okaże się już
wkrótce. Nie wyszło w tym tygodniu, ale trzymam dyspozytora za słowo i
mam nadzieję, że uda się w przyszłym, czy za dwa-trzy tygodnie. Ja nie
popuszczę.
I na koniec zapraszam na blog "kierowniczki", samotnie jeżdżącej po Europie dużym DAFem: http://kierowniczka.blogspot.com/ Dzielna dziewczyna!
No comments:
Post a Comment