Zacznę jednak od sakramentu chrztu. Chrzest i bierzmowanie są bowiem pod wieloma względami podobne. Oba są bowiem, tak jak i Eucharystia, „sakramentami wtajemniczenia chrześcijańskiego”. Gdy dorosły człowiek zostaje katolikiem, otrzymuje podczas uroczystości wstąpienia do Kościoła te trzy sakramenty równocześnie. Oba też, podobnie jak kapłaństwo, wyciskają pieczęć na naszej duszy. Jest to niezatarte znamię namaszczenia Ducha Świętego, które pozostaje z nami na wieczność. Dlatego też sakramenty te nie mogą być powtórzone.
Podczas moich dyskusji z braćmi odłączonymi, zwłaszcza „ewangelikalnymi chrześcijanami”, czy baptystami, często wychodzi sprawa chrztu niemowląt. Oni odrzucają taką praktykę, gdyż uważają, że człowiek powinien świadomie stać się chrześcijaninem, a nie za pośrednictwem rodziców i bez własnej woli. W samej Biblii, którą uważają za jedyny autorytet, nigdzie nie pisze, że ochrzczono jakiekolwiek niemowlę. Przyjmowały chrzest „całe domy”, co sugeruje, że wszyscy domownicy byli chrzczeni, łącznie z najmłodszymi, ale jest to tylko spekulacja, a nie żaden dowód.
My o praktyce chrztu niemowląt wiemy z tradycji i przekazów pozabiblijnych. Kościół od samego początku widział w sakramencie chrztu wypełnienie żydowskiego obrzezania. Izraelici stawali się członkami narodu wybranego poprzez obrzezanie chłopców w ósmym dniu życia. My natomiast przez chrzest stajemy się chrześcijanami, obywatelem Królestwa Niebieskiego, członkami Kościoła Jezusowego. Dziwne byłoby, gdyby Nowe Przymierze było gorsze od Starego. Gdy Stary Testament przyjmował nowonarodzone dzieci byłoby trudno wytłumaczyć Izraelitom, dlaczego nowe, lepsze przymierze dzieci odrzuca i każe im czekać do późniejszego wieku.
Ojcowie Kościoła niejednokrotnie krytykowali odmawianie chrztu niemowlętom. Krytykowano nawet czekanie do ósmego dnia, na wzór nakazów prawa żydowskiego. Dzieci w tamtych czasach często umierały zaraz po urodzeniu, dlatego chrzest często był praktykowany w tym samym dniu, w którym dziecko się urodziło.
Prawdą jednak jest także to, że ani samo obrzezanie, ani chrzest nie są rzeczą wystarczającą, aby osiągnąć zbawienie. Zwłaszcza dla dorosłego człowieka. Człowiek musi świadomie przyjąć swą wiarę i żaden „kruczek prawny” nie gwarantuje zbawienia. O ile sakrament chrztu jest wystarczającym źródłem Łaski dla dziecka, to człowiek starszy, czy nawet nastolatek, przez to jak żyje, przez swe uczynki, może tę łaskę odrzucić. Każdy z nas kto nie jest już dzieckiem, potrzebuje przyjąć Jezusa jako swego Pana i Zbawiciela, przyjąć w pełni świadomie. Sakramentalnie czynimy to właśnie podczas bierzmowania.
To trochę tak, jak z przyjmowaniem obywatelstwa. Ja urodziłem się w Polsce. Moi przodkowie od niepamiętnych czasów byli Polakami. Prawdę mówiąc nie miałem chyba żadnego członka rodziny poza granicami Polski. Automatycznie więc stałem się Polakiem. Rodzice zgłosili moje narodziny w Urzędzie Stanu Cywilnego, bez pytania mnie o zdanie i o zgodę. Nie miałem pojęcia wtedy, co to znaczy być „obywatelem”, co to kraj, Ojczyzna czy państwo. Jednak fakt posiadania obywatelstwa danego kraju nie powoduje, że stajemy się patriotami, nie sprawia, że poznajemy jego historię, że bierzemy udział w wyborach i życiu politycznym. Możemy to robić, fakt posiadania obywatelstwa daje nam określone prawa, ale wybór należy do nas. Nikt nas nie zmusza do czynnego, czy nawet biernego uczestnictwa w życiu politycznym.
Trybun przyszedł i zapytał go: Powiedz mi, czy ty jesteś Rzymianinem? A on odpowiedział: Tak. Ja za wielką sumę nabyłem to obywatelstwo - odrzekł trybun. A Paweł powiedział: A ja mam je od urodzenia. (Dz 22,27-28)
Gdy miałem 24 lata wyjechałem z Polski i zacząłem życie w nowej ojczyźnie. Tu także chciałem otrzymać obywatelstwo, ale nie należało się mi ono automatycznie. Aby je uzyskać, musiałem nauczyć się dość sporo o nowej ojczyźnie, poznać jej historię i prawa, nauczyć się języka i nazwisk swych przedstawicieli w rządzie i parlamencie. Musiałem zdać egzamin i świadomie złożyć przysięgę podczas specjalnej uroczystej ceremonii. Oczywiście gdybym nigdy z Polski nie wyjechał, nie musiałbym zdawać egzaminów podobnych do tych, jakie zdawałem w Stanach. Obywatelstwo raz przyznane pozostaje do końca życia. Ale trudno nazywać się Polakiem, gdy się nie zna nazwiska prezydenta, nie zna swego posła, czy senatora, nie wie się, jaka partia jest u władzy. Nie mówię, że każdy musi się pasjonować polityką, sam jestem daleki od tego, ale pewne podstawowe wiadomości o swej ojczyźnie każdy powinien posiadać.
Oczywiście nie piszę tu o patriotyzmie, motywach takiego czy innego wyboru kraju zamieszkania. Nie jest to tu istotne i pisałem już o tym nie raz. I tak powinniśmy być przede wszystkim obywatelami Królestwa Niebieskiego, a tu, na ziemi, jesteśmy tylko przechodniami, pielgrzymami w drodze do naszej Prawdziwej Ojczyzny. Przykład z otrzymywaniem obywatelstwa podałem tylko dlatego, że mam nadzieję wyjaśnić w ten sposób jak ja rozumiem istotę bierzmowania. Wróćmy więc do naszych sakramentów.
Chrzest to jest takie przyjęcie do Królestwa Niebieskiego jak uzyskanie obywatelstwa przez narodziny w danym kraju. Bierzmowanie to trochę tak, jak świadome wybieranie swego obywatelstwa w późniejszym wieku. Jak moje przyjęcie obywatelstwa amerykańskiego. I jedno i drugie jest nam potrzebne. Tak, jak trudno byłoby odrzucać małe dzieci przy nadawaniu im obywatelstwa, tylko dlatego, że nie zdają sobie sprawy z tego faktu, tak dziwne byłoby odmawianie chrztu niemowlętom. Ale podobnie, jak w codziennym życiu spodziewamy się od młodzieży i dorosłych osób przyjęcia swego obywatelstwa sercem, służby dla ojczyzny, jej obrony przed wrogami i pracy dla niej w latach pokoju, tak podczas sakramentu bierzmowania spodziewamy się świadomego przyjęcia swej wiary, opowiedzenia się, wyznania, że się chce być Obywatelem Królestwa Niebieskiego.
Sakramenty to jednak coś znacznie więcej. Sakramenty są widocznym znakiem niewidocznej Łaski, jakiej udziela nam Bóg. To ta Łaska umożliwia nam życie dobrego chrześcijanina. Daje nam moc, daje nam „talenty” umożliwiające wytrwanie na tej trudnej i krętej drodze wiodącej do ciasnej bramy. Bez sakramentów jest to dużo trudniejsze. Z drugiej strony jednak musimy pamiętać, że dary te możemy także zmarnować. Żadne dary od Boga nie powodują, że nasza wolna wola zniknie. To my czynimy wybory. My podejmujemy decyzje. Łaska Boża nam tylko pomaga w wytrwaniu w naszych decyzjach.
Dlatego cieszę się, że Wiktoria jest taka mądra i doskonale rozumie czym jest ten sakrament. Ja w jej wieku taki nie byłem. Prawdę mówiąc jedyne, o czym myślałem wtedy, to czy mnie biskup nie zapyta czegoś, czego nie będę wiedział. Prawd wiary, grzechów głównych, uczynków miłosiernych, czy 10 przykazań. Uczyliśmy się tego, zapominając chyba trochę o „duchu” sakramentu bierzmowania. Oczywiście było to tyle lat temu, że pamięć może mnie zwodzić. Być może to ja nie uważałem i nie rozumiałem, czym jest ten sakrament. Niemniej jednak łaski otrzymane wtedy nie przepadły. Gdy wiele lat później świadomie przyjąłem Jezusa za swego Pana i Zbawiciela, gdy postanowiłem Mu służyć całym swoim życiem, te dary, te łaski otrzymane przed wielu laty pomagają mi w wytrwaniu w moim postanowieniu.
Nigdy nie jest za późno na rozpoczęcie używania tych wszystkich skarbów, jakie dają nam sakramenty. Czy to będzie sakrament chrztu, bierzmowania, małżeństwa czy kapłaństwa. Albo Eucharystia. Możemy zacząć od dziś, od teraz. Jeżeli mamy kłopoty w małżeństwie, jeżeli nasze kapłaństwo przeżywa kryzys, jeżeli Jezusa w Eucharystii przyjmujemy bezwiednie, automatycznie i bez wiary w Jego Prawdziwą Obecność, czy jeżeli sakrament bierzmowania przyjęliśmy tak, jak ja przed laty, bez głębszego zrozumienia czym on jest, możemy to zmienić od dziś, od teraz.
Te wszystkie łaski, dary są w nas, czekają tylko na nasze „tak”. Podejmijmy decyzję życia dla Jezusa i sami będziemy zdumieni jak wiele darów mamy w sobie. Jak bardzo są nam one pomocne. Jak wielka moc pochodzi z sakramentów. Życie chrześcijanina, życie dobrego ojca i męża, życie kapłana jest niemalże niemożliwe do dobrego przeżycia. Dlatego właśnie nie robimy tego sami. Dlatego sakramenty, które są przymierzem z Bogiem, dają nam „Cichego Wspólnika”, właśnie samego Boga. To On umożliwia nam osiągnięcie niemożliwego. Ale zaprośmy Go do współpracy, bo to naprawdę dziwny wspólnik. Potężny i Wszechmocny, ale cichy i pokornego serca.
A Tobie, Wikuniu, gratuluję z całego serca. Wytrwaj, córeczko, na swej trudnej drodze. Wiem, jak się starasz i wiem, jak to trudno być dobrym chrześcijaninem w dzisiejszym świecie. Ale widzę Twe zmagania i Twoje świadectwo wiary i jestem bardzo dumny z Ciebie. Wierzę, że otrzymane łaski w sakramencie bierzmowania pomogą Ci w wytrwaniu i w życiu godnym obywatela Królestwa Niebieskiego.
No comments:
Post a Comment