Wednesday, December 05, 2012

Minął tydzień.

Minął tydzień w mojej nowej firmie. Dwa dni pracowałem z innym kierowcą i głównie odwiedzaliśmy te miejsca, gdzie nawet najlepsi miewają problemy. Pisałem o tym w poprzedniej notce.  Trzeciego dnia byłem już sam i, rzecz jasna, przyszykowałem się duchowo do tego, by się pokazać z jak najlepszej strony. Wszystko miało być perfekcyjne, ale...

Ale nie było. Zaczęło się na bazie. auto nie chciało zapalić. Kręcił, dławił się, gasł - w końcu jednak odpalił i zabrzmiał, mimo miliona km na liczniku, pięknym, zdrowym warkotem. Do czasu.

Parę kilometrów od bazy zgasł, gdy ruszałem ze świateł. Na trzypasmowej ulicy, a ja na środkowym pasie. I spory ruch. Byłem bardziej czerwony na gębie, niż światła na sygnalizatorach - bo przecież wyglądało to, jakbym nie potrafił jeździć. Przynajmniej takie opinie wyrażały spojrzenia tych, którzy mnie objeżdżali bokami.

Auto odpaliło i ruszyłem dalej. Po pół godzinie zgasł w czasie jazdy autostradą. Zjechałem na pobocze, odpaliłem jeszcze raz i dojechałem do klienta. Tam się rozładowałem i... to by było na tyle. Zadzwoniłem do dyspozytora po pomoc, bo samochód odmówił kolejnym próbom odpalenia silnika.

Czemu nie zadzwoniłem wcześniej? Czemu nie zawróciłem, gdy zgasł na światłach, kilka km od bazy? Hmm... Pewnie powinienem, ale to przecież pierwszy dzień w pracy. Co będzie, jak auto już dalej będzie pracować normalnie? Wyjdę na idiotę. "Nowy kierowca, nie umie jeździć, dzwoni, że zgasł mu silnik na światłach, a teraz przecież wszystko gra. samo się naprawiło?"  Wszyscy znamy złośliwość przedmiotów martwych. Każdy z nas przeżył podobne doświadczenie. Jedziemy do mechanika, tłumaczymy, że coś dzwoniło, stukało i gwizdało, a mechanik patrzy na nas, jakbyśmy spadli z księżyca. "Przecież nic nie słychać, coś się panu przewidziało".

Po godzinie przyjechał mechanik. Odpalił auto "samostartem". Nie wiem jak to się teraz nazywa,  taki aerozol wybuchowy, którym psikamy  do filtra powietrza i samochód pali jak złoto. Nawet, gdy nie ma paliwa. Oczywiście to żadna naprawa, ale mechanik powiedział, że nie widzi niczego złego z autem, silnik gra i mam jechać dalej.

Pojechałem. Klient numer dwa. Rozładowałem się, nie gasząc silnika, ale silnik sam się zgasił. i nie odpalił więcej. Telefon, po kilku godzinach przyjechał "tow truck", samochód pomocy drogowej, przyciągając mi inny ciągnik i zabrał tego na bazę do warsztatu. A ja, za nim, wróciłem innym pojazdem.

Dzień był jeszcze młody, mogłem dostać kolejną trasę, ale na dziś mi podziękowano. Poszedłem więc do domu, lekko poirytowany. Ładnie się zaprezentowałem w pierwszym dniu. Niby nie moja wina, ale... wiadomo, jak to jest.

Kolejne dwa dni akurat miałem wolne i wczoraj zacząłem mój "normalny" tydzień: Wtorek do soboty, pięć dni. Wczoraj dostałem sprawne autko i klientów w mieście oddalonym o 200 km. Cztery miejsca, czas na wykonanie pracy: 14 godzin. My mamy "komputerowe godziny" w pracy, wszystko ma swój czas. Nawet, gdy w jakimś mieście jest paru klientów, mamy obliczony rzeczywisty dystans między nimi, nie tak, jak było w US Xpress, gdzie z Charlotte do Charlotte zawsze było zero mil, nawet, gdy faktycznie trzeba było przejechać ich czterdzieści.

Zacząłem pracę o 15, zakończyłem o 3 rano. Wyrobiłem się w 12 godzin. Co to znaczy? to znaczy, że jestem wydajnym pracownikiem. W firmie nie ma ekonoma z batem, który stoi nad każdym zatrudnionym, jest system wynagradzania, który sam kontroluje kierowców. Ja mam na początek 17,30 na godzinę. Wczorajsza trasa płaciła więc 17.30 x 14 = 242 dolary. Ponieważ wykonałem pracę w 12 godzin, zarabiałem 20 dolarów na godzinę. Zatem to w moim interesie jest, by się żwawo brać za pracę. Obcyndalanie nic nie daje, płacone mamy i tak "godziny komputerowe".

Zdumiewające jest jednak to, że w tej firmie średnio kierowcy zarabiają niemal 20% więcej, niż pracują. Dokładna średnia to 118% w przekroju całej firmy. Tak więc mój wczorajszy wynik nie był czymś nadzwyczajnym, to raczej coś, czego się oczekuje od pracowników. I nie jest tak, jak było w PRL-u, że gdy wszyscy przekraczają normę, to się normę podnosi. Tu raczej ważniejsze jest dla pracodawcy, by kierowcy mieli motywację do wydajnej pracy. Podnoszenie normy takiej motywacji szybko by ich pozbawiło.

Dziś kolejna trasa za miasto, do miasta odległego o 200 mil. Zaczynam o 16:30, będzie długa noc. Kończę zatem, bo się strasznie rozpisałem i uciekam do pracy. Trochę głupio bez Was, po tylu latach wspólnego podróżowania, ale zacząłem ponownie dokształcanie, słuchanie moich wykładów na taśmach i słuchanie polskiego radia i audiobooki - teraz słucham Wiedźmina, dzięki Wojtkowi, który mi go podesłał - więc nie jest źle. Żal, że nie ma kamerki, ale życie toczy się naprzód i nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Nie pomoże.

Pozdrawiam serdecznie i za parę dni będzie kolejna relacja, a teraz muszę uciekać do pracy. Nie wypada bowiem spóźniać się w pierwszym tygodniu pracy... Zwłaszcza, że pierwsze dwa miesiące, to jest okres próbny i znacznie łatwiej wtedy wylecieć z roboty. Szczególnie, gdy się człowiek powinien pokazać z jak najlepszej strony - jako osoba odpowiedzialna, na której zawsze można polegać.

Szerokości zatem i przyczepności i niech nas św. Krzysztof ma w swej opiece.

3 comments:

  1. Panie Piotrze jest Pan bardzo mądrym człowiekiem i świetnie się Pana czyta. nie mam czasu dłużej się rozpisywać, ale pomodlę się dzisiaj za Pana.

    Wszystkiego dobrego!
    Młody Czytelnik

    ReplyDelete
  2. Zwykły spray do kokpitu (i/lub elementów plastikowych) też pomoże odpalić auto podawany do dolotu powietrza podczas kręcenia rozrusznikiem. Byłbym też konsekwentny na Twoim miejscu w używaniu jednostek - raz piszesz o "km" a raz o "milach". Przewalone jedynie jak korek jest spowodowany np. wypadkiem, albo kurs nie obejmuje np. objazdu co wiąże się często z większą odległością z punktu A do B. Co do 'motywacji' - teoretycznie powinno to być opłacalne dla pracodawcy i pracownika, czasami jednak chcąc skończyć wcześniej pracownik odwala fuszerkę. Trzeba znaleźć odpowiednią ekipę wykonującą zadania na poziomie a gonitwa z czasem powinna być 'dodatkiem'. Życzę szerokości i gumowych drzew ;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Nie ma znaczenia, czy opóźnienie spowodowane jest wypadkiem, korkiem, czy czymkolwiek innym. Jeżeli istnieją jakiekolwiek przyczyny dla których praca zajmuje więcej czasu, niż powinna, mamy specjalną formę do wypełnienia i podania dlaczego zajęło nam więcej czasu i firma nam płaci dodatkowo.

      Masz rację, że nie ma idealnego systemu opłacania pracowników, ale niezależnie od tego jaki to jest system i tak nieuczciwy, czy zachłanny pracownik będzie się starał odwalać fuszerkę. Ja jednak uważam, że ten system w naszej pracy jest wyjątkowo uczciwy - choćby dlatego, że obejmuje wynagrodzenie nie tylko za jazdę, ale też za wszystkie inne czynności wymagane od kierowcy.

      Delete