Właśnie wznowiono w Polsce niezwykle ważną i wartościową książkę „W domu najlepiej”, której autorami są Scott i Kimberly Hahn. Jest to niezwykle ważna książka, bo niezwykle ważną osobą jest Scott Hahn. Ma on wręcz niemożliwy do przecenienia wpływ na amerykański Kościół i coraz większy (między innymi przez swoje wykłady w Rzymie) wpływ na cały Kościół Powszechny.
Hahn wychował się w domu, w którym o Bogu nie wspominało się wcale. Jako nastolatek wpadał często w konflikt z prawem i, jak sam mówi, dzielnicowy znał go po imieniu. Ktoś jednak wyciągnął do niego pomocną dłoń i opowiedział mu o Jezusie. Hahn szybko stał się gorącym wyznawcą chrześcijaństwa, w jego dość ekstremalnej, antykatolickiej formie.
Nie jest tu moim celem streszczanie życia Hahna. O tym, mam nadzieję, każdy przeczyta w jego książce. Wspomnę tylko, że w wieku 25 lat zaproponowano mu stanowisko dziekana wydziału teologicznego w Gordon-Conwell Theological Seminary, gdzie studiował. Tak szybko doceniono jego intelekt i osobistą świętość, jaka wręcz emanuje z tego faceta. On jednak już wtedy miał wiele wątpliwości…
Mówiąc o świętości, jego żona, Kimberly, która sama jest córką pastora, gdy studiowała wraz z mężem w Gordon-Conwell Theological Seminary, otrzymała zadanie napisania referatu o moralnych zagadnieniach stosowania środków antykoncepcyjnych. Oczywiście dla protestantów to jest „nieistniejący problem” i jej własny ojciec, gdy się pobierali i gdy udzielał im ślubu, zapytał jedynie jakiego rodzaju środka mają zamiar używać. Jednak studiując to zagadnienie Kimberly doszła do wniosków podobnych do nauki KK. Scott nie słyszał jej referatu, chodzili do innych klas, ale gdy znajomi zaczęli mu wspominać o tym niezwykłym, jak na protestanckie seminarium, referacie, poprosił żonę o przedstawienie tych argumentów. Zapewne z intencją pokazania jej gdzie popełnia błąd. Cóż, błędów nie znalazł, ale za to powiedział żonie co innego. Mianowicie to, że skoro rzeczywiście każda forma antykoncepcji jest niemoralna, to oni muszą odstawić pigułkę i zacząć stosować naturalne planowanie rodziny. Nawiasem mówiąc państwo Hahn mają dziś sześcioro dzieci…
Inne rzeczy pokazujące charakter tego człowieka to fakt, że już w czasie studiów postanowił on całkowicie oddać Bogu niedziele i nie studiować w te dni, nawet, gdy miał mieć egzaminy w poniedziałek. Mimo to, (a może dzięki temu?), ukończył Gordon-Conwell z honorowym tytułem „summa cum laude”, przyznawanym tylko najlepszym z najlepszych studentów uczelni. Także zawsze praktykowali oddawanie na potrzeby kościoła dziesięciu procent swoich dochodów, nawet, gdy, wydawałoby się, całe 100% nie wystarczało na życie szybko powiększającej się rodziny.
Gdy zatem jego studia teologiczne, które prowadził zawsze, nawet po otrzymaniu dyplomu, przekonały go, że to Kościół Katolicki jest tym prawdziwym Kościołem, Kościołem założonym przez samego Jezusa, nie pozostawało mu nic innego, jak zostać katolikiem. Tylko… Tylko, że to jest dużo łatwiej powiedzieć niż zrobić. Nie dlatego, że Kościół robi jakieś trudności, ale dlatego, że życie ma swoje wymagania, a taka decyzja stawia to życie na głowie.
Hahn został katolikiem w roku 1986. Miał już wtedy troje dzieci, żona nie pracowała, a on przed swoją konwersją był pastorem. Jednak decyzja wstąpienia do Kościoła Katolickiego musiała spowodować utratę pracy i dodatkowo powodowała utratę większości znajomych i przyjaciół, nie wspominając nawet o obniżeniu się statusu społecznego. W USA bowiem ciągle WASP, White Anglo-Saxon Protestant” jest kimś „lepszym” od tych wszystkich imigrantów z Irlandii, Włoch, Polski i Meksyku, z którymi się ciągle kojarzy katolicyzm.
Nie ma żadnych dobrych argumentów za tym, by zostać w USA katolikiem. Żadnych, poza Prawdą. Nauka Kościoła jest wymagająca, status społeczny niski, a nagroda dopiero w niebie. Nic dziwnego, że ponad 50 milionów Amerykanów może się określić jako „byli katolicy”. Zmiany wyznania, czy przynależności do takiego, czy innego zgromadzenia wiernych są tu czymś zupełnie normalnym. W potocznym języku istnieje nawet popularne określenie takiego zachowania. Jest to „chuch hopping”, przeskakiwanie z kościoła do kościoła. Robią to niemal wszyscy protestanci. Tym bardziej, że większość zborów i wspólnot nie ma żadnych formalnych zasad przyjmowania do siebie. Wystarczy się pokazać.
Jednak to szukanie wspólnoty, która nam najbardziej odpowiada nigdy nie dotyczyło Kościoła Katolickiego. Do Kościoła się nie „wskakuje”. Proces przyjęcia jest długi i żmudny. Wiąże się z obowiązkiem poznania nauki Kościoła i z obowiązkiem uznania tego, czego Kościół naucza za Prawdę. A zatem wiąże się także ze zmianą sposobu życia. Taki krok jest trudny i dla wielu niezrozumiały. Ale taki krok, w wieku 29 lat, zrobił Scott Hahn i o tym pisze w swojej książce.
Dlaczego jednak ja o tym teraz wspominam? Z kilku powodów. Po pierwsze dlatego, że jego książka jest wspaniałym podręcznikiem apologetycznym. On doskonale, jasno i klarownie uczy nas nie tylko tego, co wszyscy, jako katolicy, powinniśmy wiedzieć, ale uczy nas tego w taki sposób, że po przeczytaniu tej książki będziemy wiedzieli jak odeprzeć zarzuty przeciw dogmatom i nauczaniu Kościoła przedstawiane przez coraz częstszych także w Polsce bardzo antykatolicko nastawionych fundamentalistów chrześcijańskich.
Po drugie, jak już wspominałem wcześniej, Hahn jest osobą znaczącą w amerykańskim Kościele. Ma niesamowity wpływ na wielu katolików, od szeregowych członków Kościoła, po biskupów. Ma też niesamowity wpływ na protestantów, tych, którzy byli kiedyś katolikami i tych, którzy całe życie byli członkami innych wspólnot. Niektórzy wręcz twierdzą, że teraz więcej już ludzi wraca do Kościoła, nić go opuszcza. I nie jest to wyłącznie zasługa tylko Scotta Hahna, ale bez wątpienia on ma na to olbrzymi wpływ.
Marcus Grodi, inny konwertyta, były pastor, kolega Hahna z Gordon-Conwell Theological Seminary (nawrócił się właśnie pod wpływem swego byłego kolegi ze szkoły), prowadzi w telewizji EWTN cotygodniową audycję „The Journey Home”. Są to wywiady- świadectwa z osobami, które odkryły piękno Kościoła i zostały katolikami. O ile wiem, telewizja „Trwam” w soboty retransmituje te programy. Jedną z rzeczy, jakie się tam rzucają w oczy i jakie były widoczne szczególnie dawniej, to powtarzające się słowa „I wtedy ktoś mi dał taśmę z wykładem Scotta Hahna…” lub podobne. Teraz jest to coraz rzadsze nie dlatego, że wpływ Hahna się zmniejsza, ale dlatego, że już mamy wręcz całkiem nowe pokolenie nowych katolików mających wpływ na nowe generacje Amerykanów. Hahn staje się w pewnym sensie „patriarchą” tego zdumiewającego zjawiska.
Ja poznałem osobiście Scotta Hahna. Byłem uczestnikiem kilku konferencji, na których on miał wykłady, a ostatnio byłem na pielgrzymce w Ziemi Świętej, gdzie Scott, Kimberly i trójka ich dzieci byli moimi współpielgrzymami. Wiele tego, co ja wiem na temat naszej wiary, wiem dzięki niemu i to głownie dzięki niemu nigdy nie opuściłem Kościoła Katolickiego. Piszę tu tylko o ludzkim aspekcie, bo oczywiście prawdziwą przyczyną tego, co się dzieje w amerykańskim Kościele i w życiu moim i Hafnów jest niewątpliwie Duch Święty. Ale On wybiera ludzi, by kontynuowali Jego dzieło i Scott Hahn niewątpliwie jest takim wybranym. Wybranym, który całym sercem odpowiedział Bogu na to wezwanie.
Scott Hahn jest teraz Profesorem Teologii i Biblii na Franciszkańskim Uniwersytecie w Steubenville w Ohio. Jest też założycielem i prezydentem Saint Paul Center for Biblical Theology. Wykłada także w katolickich seminariach duchownych, jest częstym gościem w Rzymie, gdzie także prowadzi serie wykładów. I pisze książki, których coraz więcej zaczyna ukazywać się w polskich tłumaczeniach. Wszystkie są godne polecenia, jednak ta historia Scotta i Kimberly, ich droga do Kościoła, jest w pewnym sensie najważniejsza. Bez tego kroku bowiem niemożliwe byłyby kolejne. Serdecznie polecam każdemu tę książkę, póki jeszcze jej nakład nie został ponownie wyczerpany.
W Internecie jest dostępny wywiad z Hahnem, który kiedyś opublikowała „Fronda”. Są też dostępne dwa rozdziały jego książki. Oba te źródła udostępniłem także na moim forum. Zapraszam do przeczytania zarówno wywiadu, jak i fragmentów jego książki. Myślę, że przekonają one każdego do zakupu całej książki. Będzie to na pewno mądrze wydane dwadzieścia złotych.
Friday, June 19, 2009
"W domu najlepiej". Rzecz o człowieku imieniem Scott Hahn.
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment